Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Kino dziś, jutro i pojutrze"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Kino dziś, jutro i pojutrze
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Islington

Mistrz Islington

22.01.2007
Post ID: 7453

Chciałbym tutaj rozpocząć dyskusje na temat przyszłości oraz obecnym stanie kinematografii.
Zauwazylem, ze w kinie czesto pojawiaja sie produkcje typowo "hollywoodzkie", lub filmy z kategorii "ambitnych", które są przesadą w drugą stronę.
A nawet w tych ambitnych jest jedna rzecz, która mnie denerwuje.
Dlaczego w kazdym filmie zawsze aktorzy sa piekni i seksowni? Nawet kiedy ktos gra starsza pania, to (o ile scenariusz nie stanowi inaczej) powiem brzydko "trzyma sie niezle", jesli chodzi o swa aparycje.

Rozumiem, ze aktorzy nie moga byc nie atrakcyjni, poniewaz ludzie chodza do kina dla George Clooneya, albo ogladaja "Magde M" tylko dla Malaszynskiego.
Jednak pewne zracjolizowanie tego stanu rzeczy mogloby pozytywnie wplynac na kinematografie. Gdyby grali w nich osobnicy urody przecietnej.

Moze nawet graja? Tylko media robia z nich najseksowniejszych ludzi na ziemi.

Jesli chodzi o fabule jakiegokolwiek filmu to mozna ja czesto uznac za dosc przewidywalna. Nie liczac filmow tak zakreconych jak "Amores Peros"
Nie przepadam za rozbieraniem filmow na kawalki i analizowanie kazdej sceny w aspekcie glebokiej symboliki, bo wtedy nawet "Kevin sam w domu" stanie sie filmem z przeslaniem.

Chodze do kina i ogladam telewizor, mimo mych narzekan. Jednak brakuje mi czesto w filmie "tego czegos"

Grenadier

Kanclerz Grenadier

24.01.2007
Post ID: 7494

To wynika z definicji określenia "gwiazda" - po prostu muszą być idealni, skoro są to ikony popkultury. Problem w tym, że nie zawsze zasługują na to, ale to temat na inną dyskusję.

Wydaje mi się, że to jest kwestia tak zwanego "targetu" czyli do jakiego widza są kierowane filmy. Ludzie ambitniejsi, potrafiący "czytać między klatkami" obejrzą filmy trudniejsze, z przesłaniem. A w nich piękno ma różne oblicza. Mówię banały, bo to oczywiste, tylko jak sam zauważyłeś - wiele "dzieł" jest nimi tylko dla krytyków a widzom, nawet tym wyrobionym, te filmy są obojętne, (lub conajwyżej "letnie"), bo są mówiąc krótko przekoncypowane czyli nudne. Niewielu jest wybitnych twórców, którzy potrafią zrobić dobry film, bez cukierkowatości, który przyciąga tłumy. I to jest dla mnie prawdziwa sztuka filmowa.

Islington

Mistrz Islington

16.02.2007
Post ID: 8032

To ja chętnie zadam takie pytanie:

Co sądzicie o Bollywood?

Dla nie wtajemniczonych wyjaśniam, że jest to Hinduskie Hollywood, w którym mnóstwo jest tańca,muzyki i kolorów.
Niektórzy twierdzą, ze to szmira, a inni ze to bardzo dobra szmira... a wy?

Sulia

Sulia

17.02.2007
Post ID: 8038

Chyba pierwszym bolywoodzkim filmem, który obejrzałam było Monsunowe Wesele. Wybraliśmy się ze znajomymi do kina ciekawi filmu hinduskiego, który zbierał wtedy całkiem dobre recenzje. Spodobało się nam :D Było to naprawdę coś innego po wszystkich europejskich i amerykańskich produkcjach. Kolory, taniec, piękne stroje, muzyka, kwiaty... Prosta historia opowiedziana w magiczny sposób. Oglądany na dużym ekranie film potrafił zaczarować :)

Pamiętając tamte emocje, obejrzałam swego czasu inne produkcje. I stwierdziłam, że nie są to filmy dla mężczyzn :P Dłuuugie, niezwykle proste, grają na emocjach, fabuła bez ostrzeżenia i wbrew wszelkiej logice przenosi się w odległe zakątki świata... nie wspominając o dużej ilości przystojnych aktorów ;) I ten śpiew... Idealne filmy na odstresowanie się, kiedy pragniemy sobie popłakać (ew. pośmiać się - czasami to i to jednocześnie ;) Mnie zawsze bawi ten wiatr pojawiający się w chwili, gdy główni bohaterowie śpiewają, grają, tańczą etc.

Ogólnie, uważam bolywoodzkie produkcje za ciekawostki, z którymi warto się zapoznać, aby wyrobić sobie własne zdanie. Chcemy popłakać? One wycisną z nas łzy z całą pewnością. Polecam zacząć od Monsunowego Wesela, gdyż w filmie tym nie gra Shahrukh Khan :D Obejrzenie min tego aktora w innych produkcjach spowoduje, że możemy się do hinduskich filmów zniechęcić (ew. zakochać się w przystojnym Hindusie ;)

Mirabell

Mirabell

17.02.2007
Post ID: 8041

Ej no, Shah Rukh Khan jest faaaajny... zawsze pozytywne postacie gra, co mu z jego nieco wielbłądowatym wyglądem pasuje :P

Widziałam w swym życiu trzy filmy bollywoodzkie... mówiąc szczerze Monsunowe wesele było najmniej głupie, a zatem najmniej ciekawe (tym rodzajem kina bowiem można zainteresować się chyba tylko jako ciekawostką). Ot, taki właśnie filmik o miłości, nie zawsze prosty, za to kolorowy, do obejrzenia w zimowy wieczór. Czasem słońce, czasem deszcz jest już bardziej typowe, przez co można pośmiać się z co ciekawszych chwytów bollywoodzkiego kina (ciągłe wstawki po angielsku, nieustający wiatr rozwiewający włosy głównych bohaterów nawet w zamkniętych pomieszczeniach, pioruny uderzające akurat, gdy pojawia się jakaś przerażająca wiadomość, zakaz pokazywania zbyt namiętnych pocałunków, no i piosenki... szczególnie ta w londyńskiej dyskotece była niezła). Poleciłabym ten film jako humorystyczną ciekawostkę, gdyby nie trwał 3,5h (pod koniec człowiek już naprawdę nie wytrzymuje psychicznie). Już bardziej podobał mi się Aśoka Wielki (z tymi samymi aktorami zresztą, a jakże), choć historii w tym było niewiele, a sceny walki... ekhm.

Najbardziej zastanawia w bollywoodzie chyba fakt, że oglądają to (i fascynują się) nie tylko egzaltowane nastolatki, ale również ludzie studiujący na wyższych uczelniach (są nawet tacy, co na indianistykę specjalnie się wybierają). Trudno to zrozumieć zważywszy na fakt, że jest to rozrywka bądź co bądź głupia, nadająca się co najwyżej na odmóżdżenie po sesji :P Może się mylę, ale wydaje mi się, że proste, ckliwe fabułki, okropne piosenki, wciąż te same i z tymi samymi aktorkami (które nawet ustami nie umieją do nich ruszać) i układami choreograficznymi, które układają chyba sami aktorzy na poczekaniu, papierowe dekoracje, angielskie wstawki co drugie słowo (angielski niespecjalnie pasuje do hindi, więc doskonale da się to zauważyć... :P)... co w tym fascynującego? Kultura? Sprowadza się właściwie do paru zakolczykowanych panienek noszących sari i plastikowych lalek wyobrażających Wisznu (którym w Czasem słońce, czasem deszcz składają ofiary podczas święta, zresztą w rezydencji rodem z Dynastii. Dodatkowym elementem kulturalnym w tym filmie było odśpiewanie unowocześnionej wersji starego hymnu Indii, w sanskrycie zdaje się). Wszystko razem – głupie jak nie wiem co. Dlaczego więc wciąż znajdują się ludzie, którym się to podoba (podobno na kinowe pokazach kina bollywoodzkiego przychodzą panienki tańczące i potrząsające bransoletkami podczas wszystkich piosenek)?

edit

Toć piszę, dobre jako ciekawostka i na odmóżdżenie... ale długość wykańcza.

Hexe

Hexe

20.02.2007
Post ID: 8103

Mi, czemu Ty się tak dziwisz temu, że ludzie oglądają filmy bollywoodzkie? Może i mają głupią i płytką fabułę, ale jeśli porównać takie dziełko z najpopularniejszym polskim serialem przyciągającym wieczorem miliony Polaków, to chyba wychodzi zdecydowanie na plus, chociażby ze względu na odmienną kulturę. A ja osobiście czuję przesyt amerykańskich komedii romantycznych i gdy mam chęć na odmóżdżenie się, sięgnę prędzej po produkt ze wschodu :).

Islington

Mistrz Islington

22.02.2007
Post ID: 8112

Nie zawsze wykańcza, jeśli kto przyzwyczajony do oglądania seriali pod rząd ;-)

Ja osobiście lubie, ale nie wszystkie filmy z "bollywood" uważam za dobre, bo nie wszystkie takie są. A jednak "Gdyby jutra nie było" widziałem 3 razy i za każdym razem z takim samym nastawieniem.
I jest bardzo kolorowo, to prawda.
Osobiście na plus

Infero

Infero

26.02.2007
Post ID: 8169

Ja jeszcze nigdy nie widziałam żadnego filmu z "bollywood”, zawsze podchodziłam do tego rodzaju produkcji z niesmakiem (bardzo nie lubię romansideł i to miało na to główny wpływ), ale czytając wasze posty na tym forum stwierdzam, że spróbować można. Wdzięczna byłabym za polecenie jakiegoś naprawdę dobrego filmu (najlepiej jak najmniej romantycznego), który warto obejrzeć.
Wypróbuje potem na własnej skórze (może przeżyje, a może nie). ;)

Sulia

Sulia

27.02.2007
Post ID: 8184

Inf: Moje propozycje (w takiej kolejności oglądałam ;)

Monsunowe wesele - jak wspomniała Mirabell, najmniej bolywoodzkie, ale już pewne elementy tego kina są widoczne, i nie jest aż takim "romansidłem" ;)
Czasem słońce, czasem deszcz (Kabhi Khushi Kabhie Gham) - typowo bolywoodzkie, długie, taneczne, ten Shahrukh Khan...
Gdyby jutra nie było (Kal Ho Naa Ho) - a to już coś nowego jeśli chodzi o zakończenie plus dużo humoru; i znowu Sh. K.

Poluję na Veer Zaara...

A dlaczego oglądamy ten rodzaj filmów? Bo są "wypoczynkowe" :)

Infero

Infero

27.02.2007
Post ID: 8190

Postaram się coś z tego zdobyć i obejrzeć. Zobaczymy, czy przypadnie mi do gustu ten „wypoczynek”.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

28.02.2007
Post ID: 8212

A zrobili jakiś wojenny? ;)

Widziałem kiedyś spory kawałek dzieła stamtąd. Hm... wolę się nie wypowiadac, bo się pięknym paniom narażę :D

Sevorn

Sevorn

28.02.2007
Post ID: 8218

@Gren: Stricte wojennego nie zrobili, ale jest taka pozycja jak "Aśoka Wielki" ... uraczysz tam całkiem sporo, jakże "cudownych" scen batalistycznych (oczywiście są one tylko dodatkiem do tanecznych wygibasów i wątku romantycznego) ;)

Takeda

Takeda

11.03.2007
Post ID: 9990

Akurat obejrzałem "Przysięgę" i z tąd moje pytanie. Co sądzicie o baśniowym (to chyba dobra nazwa) nurcie kina chińskiego? Czy takie filmy jak właśnie Przysięga, Siedem mieczy, Hero, Dom latających sztyletów, czy chyba najbardziej znany Przyczajony tygrys..., wzbudzają w was zainteresowanie niezwykłym rozmachem, rzekłbym nawet epickością opowiadanych historii, niezwykłą dbałością o szczegóły, niesamowite plenery, zdjęcia, czy jednak możliwości bohaterów, rozliczne pojedynki ich nadludzkość wzbudzają w was uśmieszek politowania?

Greenman

Greenman

16.03.2007
Post ID: 10027

Początkowo także określałem te filmy jako baśniowe, ale sorry... Hero to juz czysta propaganda rządu chińskiego. Przypomina mi niektóre filmy amerykańskie choć w zupełnie innej konwencji, jak np. Air Force One, czy Byliśmy żołnierzami pisane jakby na zamówienie Departamentu Obrony. Skądinąd bardzo dobre filmy do oglądania ze znajomymi, śmiechu co niemiara, a niektóre kwestie stają się później kultowe.

Takeda

Takeda

13.11.2007
Post ID: 20866
Wreszcie się przymusiłem, aby napisać tego posta tak długo odkładanego.

Każdy w jakimkolwiek filmie odnajdzie to co chce, ja akurat w Hero propagandy nie widzę. Trzeba mieć na uwadze, że większość tych baśniowo-epickich dzieł to twórczość reżyserów piątej generacji. Po odwołaniu rewolucji kulturalnej Mao Zedonga, kiedy to obowiązywał zakaz produkcji filmów (lata 1966-76), kinematografia chińska zaczynała od zera, większość dzisiejszych głośnych nazwisk to wychowankowie jedynej w tym czasie narodowej szkoły filmowej w Pekinie. To pokolenie szukało jak najbardziej neutralnych form aby móc cokolwiek tworzyć (chociaż, z tym różnie bywało), walczyli o tą namiastkę wolności jak umieli najlepiej, przecież w czasie rewolucji kulturalnej filmowcy jako przedstawiciele inteligencji byli prześladowani, więzieni i torturowani. Takie nazwiska jak Zhang Yimou, Chen Kaige, Tian Zhuangzhuang są dziś znane. Niestety trochę zamknęli się w bezpiecznej skorupie doprowadzając do perfekcji sztukę wizualną oraz wyrafinowaną estetykę kosztem treści idąc w stronę Wu xia. Długą drogę przeszło kino chińskie od arcydzieła jakim jest "Zawieście czerwone latarnie" do "Cesarzowej". Kolejna już szósta generacja, ma do swoich poprzedników właśnie o to pretensje, ale ich poprzednicy zrobili już swoje, nie można przez całe życie walczyć, oni uchylili drzwi, a teraz następcy starają się je otworzyć na oścież robiąc filmy o obecnym życiu w Chinach, lecz im także nie jest łatwo (Lou Ye, za wystawienie do festiwalu w Cannes filmu bez zgody władz, został ukarany pięcioletnim zakazem uprawiania zawodu)
Siostra Kolegi

Siostra Kolegi

29.08.2008
Post ID: 33656

Ja jeszcze w kwestii Bollywoodu -

Podstawowy problem z tą kinematografią jest taki, że oderwana od kontekstów może stracić wiele ze swojej wartości. A warto wiedzieć, że w Indiach kino jest w pewnym sensie religią. I praktycznie jedyną formą spędzania wolnego czasu. Kręci się tam 800 filmów rocznie, na te które określa się mianem produkcji niskobudżetowych przychodzi mniej więcej 20-30 milionów widzów. 20-30 milionów! Można sobie wyobrazić jakie to są liczby jeśli chodzi o megaprodukcje z Shahrukh Khanem i Kajol. Całe Indie żyją filmem. Kino jest religią, Sharukh Khan swoistym bogiem, piosenki które dla nas mają znaczenie czysto rozrywkowe tam nabierają trochę innego charakteru („pieśń jest modlitwą”). I jest to chyba jeden z ostatnich krajów na świecie, gdzie reklamy filmowe wciąż są malowane ręcznie. A w „Nierzeczywistym świecie”, dokumencie o Bollywood hinduski robotnik mówi: „wierzymy w kino, przynosi ulgę”. Wierzą w kino, dokładnie w to samo, które dla nas jest kiczem.

Czytając trochę o kulisach Bollywoodu dowiemy się, że żaden twórca, aktor, reżyser nie oszukuje się (nie oszukuje nas), że tworzy dzieło wybitne, intelektualne, skrojone na miarę kina zachodniego. „Wiem, że część ludzi zrezygnuje z posiłku żeby iść na ten film” – mówi Sharukh – „muszę więc spełnić ich oczekiwania”. Dlatego w filmach Bollywood znajdziemy cały wachlarz emocji, całą gamę reakcji, będziemy się śmiać i będziemy płakać. Tak, żeby każdy z tych hinduskich widzów mógł znaleźć coś dla siebie, z czymś się utożsamić i wyjść z kina spełnionym. Im chodzi o to by w kinie coś przeżyć, niekoniecznie przemyśleć. Oczywiście, że gdy z ekranu w jednej ze scen pada sakramentalne „moja miłość jest butem” to płaczę, owszem, ale nie ze wzruszenia, ale ze śmiechu. Ale mimo wszystko doceniam to kino za swego rodzaju prostotę (treści, nie formy) – nikt nie chce mi wmówić, że w tym wszystkim, co oglądam są jakieś ukryte sensy, odniesienia do najstarszych filozofii tego świata i intelektualne rozważania. Wiem, że sprzedaje mi się w pewnym sensie marzenia. I chce je kupić.

Zresztą nawet abstrahując od wszystkich kulturowych kontekstów nie da się ukryć, że te wszystkie widowiskowe sceny taneczne to mistrzostwo formy. Myślę, że wielu genialnych reżyserów europejskich nie potrafiło by sobie poradzić z technicznym opanowaniem tych scen (no, może oprócz Lyncha ;). Tyle ujęć, perspektyw, a wszystko zmontowane tak melodyjnie, że nawet tego nie poczujemy. Może komuś podpadnę, ale dla mnie Bollywood warsztatowo stoi na wysokim poziomie. Oczywiście wraz z typowymi dla siebie, charakterystycznymi (kiczowatymi, tak) zabiegami – bo u nich zawsze wieje wiatr i zawsze grzmi, gdy ktoś się kłóci. Ale nie bez powodu Lars von Trier nakręcił w „Tańcząc w ciemnościach” zjawiskową scenę tańca na dachu pociągu. Mało kto wie, że dwa lata wcześniej identyczna scena pojawiła się w hollywoodzkim „Dil Se” Mani Ratnama. Kino europejskie czasem lubi sobie coś z Bollywoodu zapożyczyć, ale najczęściej o tym po prostu nie wie.

A współcześnie w kinie hinduskim idą zmiany; powoli na scenę wkraczają filmy Tollywoodzkie, a w tych Bollwoodzkich coraz więcej ma do powiedzenia realizm społeczny. I nawet zaczynają powstawać filmy artystyczne, choć w Indiach rozumie się przez to raczej filmy bardziej uduchowione.

Każdy ma swoje kino i Bollywood też nie jest kinem dla każdego. Ale ja Indiom trochę zazdroszczę – po pierwsze tej wielkiej, narodowej miłości do filmu. Po drugie – tego, że ich filmy (w przeciwieństwie do naszych) mają przynajmniej jasno określony cel. Mają bawić, mają wzruszać, mają poruszać. Są robione dla ludzi. I za to ludzie je kochają.

Logos

Logos

6.10.2008
Post ID: 34801

http://uk.movies.yahoo.com/06102008/5/johnny-depp-pockets-0.html

Dla zainteresowanych podałem adres, gdzie można wyczytać o rozpoczynających się pracach nad nowym "odcinkiem" Piraci z Karaibów (4 część to już prawie serial ;P). Film ma się skoncentrować na postaci Jacka Sparrowa, który ma ponoć poszukiwać źródła młodości. Film ma wyjść w okolicach 2011 r.

Islington

Mistrz Islington

15.11.2008
Post ID: 36584

Byłem wczoraj na "33 sceny z życia". Wiem, że to wspólna produkcja, ale nie jedną już taką z udziałem polski widziałem i zawsze kończyła się tragedią.
Szedłem z nastawieniem na kolejny film, w którym zobaczymy biedne dzieci, stare sklepy spożywcze, gdzie albo rzeczy będą zbyt uproszczone, albo zbyt narzucające widzowi co ma myśleć. No i oczywiście pełen "nadziei" na odniesienia dotyczące naszej historii.

I zawiodłem się. Nie było tego wszystkiego (może na początku ta historia), ale film na prawdę jest niezły. Muszę kilka rzeczy jeszcze przemyśleć zanim napiszę coś więcej, ale warto się wybrać.

Hellscream

Hellscream

15.11.2008
Post ID: 36595

Logos

4 część to już prawie serial

Nie serial, tylko tetralogia:P

Tarnoob

Tarnoob

28.05.2015
Post ID: 80272

Minęło kilka lat, a w kinach zadomowiło się 3D. Oczywiście to technika przede wszystkim efekciarskich, płytkich superprodukcji – jak „Avatar”, „Shrek Forever”, ostatnia część Pottera, „Hobbit”, itd. Spotkałem się jednak chyba kiedyś kątem ucha w radiu z opinią, że narzekanie na 3D - jako technikę kultury niskiej - przypomina trochę narzekania w połowie XX w. na kolor, który też miał być tylko efekciarstwem dla kasowej popkultury, a filmy na poziomie miały pozostać czarno-białe. Jeśli faktycznie ktoś tak wróżył, to częściowo się to sprawdziło - „Gadające głowy” Kieślowskiego z '80 ewidentnie „nie potrzebują koloru”, a nawet „Lista Schindlera” jest w czerni i w bieli, choć tam połączenie tych barw z wysoką jakością zdjęć wygląda dziwnie, żeby nie powiedzieć – sztucznie. Mimo to jest to prognoza potwierdzona tylko częściowo. Kolor się rozpowszechnił tak bardzo, że obecnie kręcenie czegoś w czerni i w bieli wymaga specjalnego zachodu, być może zwiększonych kosztów i jest pewnym ekscentryzmem.

[Zbędny przypis: jak się cieszę, że tutaj podanie źródła tej domniemanej opinii jest niepotrzebne, bo ona sama jest ciekawa. W jakiej niezręczności jest człowiek mówiący np. „Słyszałem gdzieś, że Obama to najgorszy prezydent USA, ale nie pamiętam gdzie”…]

Jak widzicie przyszłość technologii 3D - w filmie, w telewizji, a nawet w codziennej rodzinnej i podróżniczej fotografii? Czy już znacie ludzi, którzy by zdjęcia i filmy z wesel próbowali robić w ten sposób, którzy mają telewizory nadające w 3D (lub śledzący przez Internet jakieś seriale w tej technologii), a wreszcie: czy już widzieliście jakieś trójwymiarowe filmy „na poziomie”?

Zastanawia mnie też, czy kiedykolwiek ktoś spróbuje na większą skalę „uprzestrzenniać” filmy płaskie, tak jak od dwudziestu paru lat się koloryzuje filmy czarno-białe – jak znani „Krzyżacy”, „Sami swoi” i inne.