Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Krytycznie o krytyce"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Krytycznie o krytyce
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Tabris

Tabris

12.04.2009
Post ID: 43166

W najnowszym 33 numerze "Czasu Imperium" Moandor zrelacjonował spotkanie z pisarzami fantasy, pojawił się tam motyw krytyki przez twórców właśnie krytyki literackiej, z czym Moandor, lisz odwieczny, się zgodził.

Jak uważacie jaka jest obecna sytuacja na odcinku krytyki? Jakie są ogólne trendy, czy są osoby/czasopisma których recenzjom ufacie? Jeśli obecne trendy będą kontynuowane, jak widzicie przyszłość?

Moandor

Strażnik słów Moandor

12.04.2009
Post ID: 43169

Zgodziłem się o tyle, że obserwując to, co krytykom się nadzwyczaj podoba, stwierdzam, że ma się to nijak do tego, co podoba się czytelnikom. I nie mam tu na myśli czytelników, którzy czytają tylko to, co aktualnie jest trendy. Bo wszyscy to czytają. Myślę o czytelnikach naprawdę doświadczonych, mających wyrobiony własny gust literacki.

W opisanym przeze mnie spotkaniu autorzy odnosili się głównie do krytyki głównonurtowej, mając jej za złe, że promuje i zachwyca się tym, co mało kto czyta. A druga rzecz, która też była podniesiona to to, że fantastyka wciąż uważana jest za literaturę drugorzędną. Prócz fikuśnego Dukaja praktycznie nic fantastycznego nie przedostaje się do ogólnych plebiscytów literackich.
Tymczasem wchodzi się do dowolnej księgarni regały z fantastyką są doskonale widoczne. W empiku nigdy nie miałem problemu aby trafić do działów fantastycznych, które zawsze zajmują co najmniej kilka półek. Oczywiście dużo na tych półkach jest literatury średniej, która jako tako nadaje się do czytania, ale można również odnaleźć trochę mądrych, przemyślanych i wyróżniających się literacko tekstów, bardzo dobrych nie tylko jak na fantastykę, ale jak na literaturę ogólnie.

Co zaś do drugiego pytania Tabrisa, krytyka literacka nie ma wielkiego wpływu na to, co kupuję i co czytam. Staram się kierować swoim gustem, a jeśli sam nie mam o danej pozycji wiedzy, a wydaje się ciekawa na pierwszy rzut oka, to najpierw podpytuje mistrza Googla, szukam recenzji, komentarzy i po przeczytaniu iluś tam takich opinii wyrabiam sobie swoją.
Cenię sobie zdanie przyjaciół, osób, które interesują się podobnymi gatunkami literackimi i lubią czytać dobre książki. Taka opinia jest dla mnie więcej warta niż zdanie dziesięciu krytyków, którzy analizują książkę na wszystkie możliwe sposoby nie potrafiąc mi nieraz odpowiedzieć jednoznacznie czy sięgając po książkę będę z niej zadowolony czy nie.

Mirabell

Mirabell

15.04.2009
Post ID: 43316

Cóż, miałam się nie odzywać, ale chyba jednak to zrobię. Bo mnie się dużo duuużo powiedzianych tu i na owym spotkaniu rzeczy nie podoba.

Zacznę od pogrążenia się ;) Otóż krytyki literackiej czytam mało. Czasem się sięgnie po jakieś "Nowe książki", po jakiejś recenzje w stricte literackich czasopismach tylko przy okazji. Jeszcze gorzej: rzadko czytuję fantastykę. Nie przyznam się, czego nie znam (a nie znam wielu rzeczy, szczególnie polskich), ale chyba na tyle, żeby móc się wypowiedzieć, przeczytałam. Pilipiuka, Dukaja i Sapkowskiego, o których będzie tu mowa, trochę lub więcej niż trochę znam.

Od początku. O jaką "krytykę" chodzi? O stricte literackie czasopisma (po które sięga elita czytelników i nie wiem, po co ci dobrzy rzemieślnicy mieliby chceć się tam dostać), o dziennikarskie recenzje z Polityki, gazeta.pl i tym podobnych, o co? Bo to, że krytycy rozmijają się z krytyka to jasne: przecież często jej nie czytają.

Wypowiedź pana Pilipiuka. Raz, że ów nowotwór krytyki jego samego nie rusza być może dlatego, że jego książki są po prostu takie se, oględnie mówiąc. Owszem, miłe, strawne i do poczytania, ale nic nadzwyczajnego, żadnych interesujących problemów, żadnego novum. Dobrze zrobiony, absolutnie wtórny produkt moim skromnym zdaniem (co oczywiście nie odbiera przyjemności czytania)

Pusty śmiech bierze, kiedy pisarz mówi "my, fantaści". Prawdziwy pisarz nie daje się wcisnąć w określoną konwencję, wychodzi poza nią. Jeśli ktoś zamyka się w ciasnym gorseciku gatunkowym i ma żal, że krytyka nie zwraca na niego uwagi... to może niech z tego gorseciku wyjdzie. Vide Dukaj (oczywiście, są krytycy, którzy oceniają pod kątem konwencji np kryminały; nie neguję tego, że wśród literaturoznawców znajomość fantastyki jest nikła. Ale czy brak znajomości całego gatunku podobnych od siebie książeczek naprawdę jest taką wadą? Bo przecież nikt mi ie powie, że fantastyka składa się z samych wielkich i oryginalnych).

I wreszcie: czym jest ów mainstream? Znaczy Od Dostojewskiego, poprzez Grochowiaka, Zagajewskiego, Tulli, Grocholę, aż do Harlequinów? No bądźmy poważni.

Owszem, fantastyka jest niedoceniana. Sama znam osoby, które odrzucają wiele dobrych książek tylko ze względu na gatunek, do którego przynależą. Ale to uważam za osobny problem i tu rzeczywiście wypadałoby i „skrytykować krytykę”. Ale bez przesady i tylko trochę, wszak nie ma aż takiego wpływu na szerokie grona czytelnicze, a i pani Kossakowska nie taka znowu dobra, żeby się nie wiadomo jak zachwycać i nią zajmować (oj, narażam się, wiem :P). Kiedy mówię moim znajomym (z różnych kierunków, z filozofii, z religioznawstwa...), że piszę magisterkę o Dukaju (wokół którego jest najbardziej głośno), to robią wielkie oczy. Kiedy mówię, że licencjat pisałam o Tokarczuk - kiwają głową ze zrozumieniem. Wpływ krytyki? Zapewne. I zapewne warto byłoby Dukajowi, Sapkowskiemu i paru innym pisarzom fantasy i s.f. (tu jest co prawda lepiej, głównie ze względu na Lema) zapewnić miejsce w społecznej świadomości. Ale też nikt mi nie powie, że gusta literaturoznawców aż tak rozmijają się z gustami szerokiej publiczności. Recenzje bardziej fantastyczne są w Internecie - często kiepskie, bo piszą je po prostu czytelnicy, którzy może o literaturze mało wiedzą, ale chcą i lubią dzielić się swoimi wrażeniami. I wydaje mi się, że wielu osobom to wystarcza: to tak, jak pójść do kumpla i zapytać, co poleca. Są też czasopisma poświęcone tylko fantastyce (być może mało, tego nie wiem). Sami pisarze często produkują recenzje książek kolegów.

Nie do końca też rozumiem jedną rzecz: skoro mainstream jest taki zły i be (czymkolwiek jest), a jakoś ta zua krytyka się nim zajmuje, i, co gorsza, wielu zuych czytelników go czyta, to po co panowie fantaści się tam pchają? Po co im ten nowotwór krytyki? Niech się zajmują sobą, fani ich przecież zawsze znajdą. Zaś większość, przykro mówić, ale chyba tak jest - fantastyki nie czyta. Czyta ten opluwany przez Pilipiuków, a hołubiony przez krytyków mainstream (znowu to słowo, tfu). Dyskusja wokół nagrody Nike dla Tokarczuk chyba wystarczy za przykład. .

Nie zgodzę się też z zarzutem, że krytyka rozmija się z gustami czytelników. Po pierwsze, krytyka nie jest od tego, by schlebiać gustom czytelników. Literatura nie jest dla wszystkich, a szczególnie dobra literatura i ogólne nawoływanie do powszechnego czytelnictwa uważam za szlachetne, ale utopijne. Krytyka ma tą dobrą literaturę wyłapywać, utrwalać, ma wpływać na gusta czytelników, tych niewielu, którzy będą chcieli słuchać. To, że rzadko to robi, że jest coraz bardziej skomercjalizowana i kiepska to inna sprawa i myślę, że tu wkroczenie fantastyki nie pomoże. Czy wobec tego krytyk ma misję? Owszem, dobry krytyk ją ma, jak dobry naukowiec - wszak to zawód, w którym się dużo nie zarobi, a i poważania się nie zdobędzie. Cała reszta to mniej lub bardziej udane recenzje na zamówienie, właśnie dla ludzi, którzy czytają książki dla rozrywki i chcą tylko, by one im jej dostarczały. Tu jest miejsce dla fantastyki i o to rzeczywiście ma prawo się upominać.

Od dawien dawna istnieli twórcy, którzy rościli sobie prawo do zasiadania w literackim panteonie i istnieli krytycy, którzy znali się dobrze na literaturze i wskazywali miejsce które, ich zdaniem, owi twórcy powinni zajmować naprawdę. Najczęściej oczywiście poniżej oczekiwań samych zainteresowanych. Stąd metafora "nowotworu krytyki" (ograna zresztą już od chyba stu lat) - tych zgorzkniałych panów, którzy sami niczego nie umieją stworzyć i narzekają na świetnych artystów zamiast znać swoje miejsce i zająć się wymyślaniem pochlebstw. Taki Irzykowski, taki Błoński tak właśnie byli określani. Niestety.

I jeszcze: wydaje mi się, że krytyk nigdy nikomu nie powie, czy będzie zadowolony czytając książkę. Będzie to wiedział tylko czytelnik po przeczytaniu. Krytyk nie wróżka. A analizując książkę (często bez sensu, to się zgadza) odwołuje się do wiedzy czytelnika z zakresu literatury bliskiej opisywanej książce. Albo literatury w ogóle.

I już na sam koniec pytanie: czy owi czytelnicy doświadczeni, z wyrobionym gustem literackim, nie powinni sięgać właśnie po to, co mało kto czyta? Bo nie czarujmy się: większość czytającej części społeczeństwa sięga po romansidła albo fantastykę właśnie, tą gorszą (czytając "jak leci", byle mieściło się w gatunku). Czy nie powinni znać Magdaleny Tulli, dyskutować nad najnowszą sztuką Masłowskiej (przyznam od razu - nie czytałam), albo właśnie nad książkami Dukaja (którego zapewne większość czytelników - z całym szacunkiem - nie rozumie), zamiast tracić czas na to, co podoba się większości?

No i na koniec. Ja sobie marzę krytykę, która wyszukuje arcydziełka i arcydzieła. A "dobrych rzemieślników" olewa. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie o to większości czytelników chodzi, chcą dostać recenzje na zasadzie „warto – nie warto” wszystkich pojawiających się książek, niekoniecznie tych pretendujących do napompowanego patosem tytułu „ambitności” ;) Tylko że z relacji Moandora wywnioskowałam, że ci państwo obradujący z szabelkami mieli na myśli właśnie taką „moją” krytykę (tą drugą przecież już mają). Czy na nią zasługują?

Moandor

Strażnik słów Moandor

16.04.2009
Post ID: 43317

Dzięki Mirabellko za wyczerpującą wypowiedź. Z radością przeczytałem. :) Aż się prosi, żeby Tull wydrukował Twoją polemikę w nowym CI. :)

Mirabell

Czy nie powinni znać Magdaleny Tulli, dyskutować nad najnowszą sztuką Masłowskiej (przyznam od razu - nie czytałam), albo właśnie nad książkami Dukaja (którego zapewne większość czytelników - z całym szacunkiem - nie rozumie)

Ale też nie powinniśmy uważać się za wielkich znawców literatury wysokiej i omijać takich Pilipiuków z definicji rzucając hasło, że "podrzędnej literatury nie czytam". W żadną ze stron nie należy przesadzać.
Myślę, że człowiek, który lubi czytać książki i jest jako tako obeznany z kulturą i literaturą doceni również książki mainstreamowe. Z samego faktu, że i w tym gatunku są dobre pozycje, dobrze napisane, poruszające w sposób ciekawy ważne zagadnienia. Ja się przynajmniej do samej fantastyki nigdy nie ograniczałem. To, że ciągle w Osadzie o fantastyce piszę wymuszone jest raczej profilem strony aniżeli wąskim horyzontem literackim grododzierżcy. :)
A Dukaja znam i bardzo sobie cenię. :) Takie jeszcze wrażenie ze spotkania z fantastami: nie wiem na ile oni sobie żartowali, wszak spotkanie odbywało w raczej zabawnej i luźnej atmosferze. Odniosłem jednak wrażenie, że w środowisku fantastycznym (przynajmniej rządzącym dziś na rynku, Fabrycznym) Jacek Dukaj uważany jest za "trochę innego" (vide: przypowieść Pilipiuka o fikuśnych garnkach :)).

Mirabellko, do reszty Twojego posta odniosę się później, w chwili wolnego czasu. Szkoda by się zmarnował. :)

Mirabell

że piszę magisterkę o Dukaju (wokół którego jest najbardziej głośno)

Musimy porozmawiać, jestem niezmiernie ciekaw. :)

Mirabell

Mirabell

5.08.2009
Post ID: 46661

Polecam wywiad z Dukajem w "Katedrze", jest tam dość obszerny wątek o krytyce w fantasy właśnie.

http://katedra.nast.pl/artykul/4239/Wywiad-z-Jackiem-Dukajem/