Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Kondycja współczesnej fantasy"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Kondycja współczesnej fantasy
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Moandor

Strażnik słów Moandor

30.10.2006
Post ID: 5622

Topic ten jest kontynuacją ciekawego wątku z ogólnego forum IJB pt: „Za co cenimy fantasy”. Dyskusja toczyła się zgodnie z tematem, aż do momentu pojawienia się dość ostrej krytyki gatunku. I tu pojawiło się istotne dla nas pytanie:

W jakim kierunku zmierza obecna fantastyka?

Moje wrażenie, jeśli chodzi o dzisiejszych pisarzy jest mniej więcej takie, jak w pewniej reklamie: idą na ilość. Bo w gruncie rzeczy fantastyki już się nie pisze, ją się produkuje, przynajmniej w większości, żeby nie generalizować zbytnio.
Po drugie, to tyczy głównie polskich autorów, których prozę miałem możliwość czytać, twórcy nie przywiązują większej uwagi do kreacji świata przedstawionego. Bo ile książek cechuje drobiazgowość charakterystyczna Tolkienowi. Mało. Autorzy skupiają się bardziej na, jak to mówią, pełnokrwistych bohaterach. Np. szlachetny mistrz Elrond nie jest ‘pełnokrwisty’, ale wulgarny krasnolud Yarpen, albo klnący ptak, owszem. Głównie na tym to polega. Jeżeli dodamy bohaterowi trochę pierwiastka chamstwa, nieokrzesania, braku kultury, egoizmu, już mamy dobrą postać… Takowe ponoć są lepsze. Właśnie wcale nie lepsze. Jest jeden bohater u Sapkowskiego, którego lubię, sympatyczny wampir Regis, niemalże arystokrata. Zatem można stworzyć ciekawą postać, nie posługując się cechami, które powyżej wymieniłem.

Jeżeli fantasy ma nas ‘odrywać od rzeczywistości’, przenosić do pięknych krain, do lepszego świata fantazji, to nie można wrzucać do tego gatunku negatywnych zachowań zaczerpniętych z naszej kultury, to nie kosz na śmieci!

I na koniec jeszcze jedna kwestia, która była już po trosze omawiana, mianowicie, kwestia wartości gatunku fantasy.

Czy zmierzamy do tego, że fantasy, będzie się uważało prawie za to, czym są Harlequiny w literaturze romantycznej? Za marne książki jednorazowego użytku? A może przeciwnie?

Zapewne większość z Was śledziła topic: „Za co cenimy fantasy”, nie będę tutaj zatem wklejał wypowiedzi stamtąd. Jeśli ktoś nie śledził, proponuję to zrobić, a na dalszą część tej interesującej dyskusji zapraszam tutaj.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

31.10.2006
Post ID: 5645

Ciekawa teza z tymi harlekinami, ale poniekąd wypada się zgodzić. Zrobiłem sobie rachunek sumienia i przeanalizowałem ile książek fantasy czytałem ponownie smakując już nie treść ale styl czy odkrywając to, co przy pierwszym "połykaniu" uleciało uwadze. No i bilans wypada niestety na niekorzyść fantasy. Ale sądzę, że to naturalne. W momencie, gdy dany typ literatury staje się dobrze sprzedawalnym towarem - za pióra i klawiatury chwytają w większości ci, których powinno się trzymać od czytelników z daleka. No i zalew tandety, bo każdemy się wydaje, że jest co najmniej Tolkienem...

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

1.11.2006
Post ID: 5653

Męczy mnie jedna myśl. Odnośnie tandety, oczywiście. Czy więcej szmirowatych powiastek powstaje przez to, że autorzy muszą umieszczać swoje powieści w konkretnym światach - Dragonlance, Forgotteny i innych przerostach treści nad formą i odwrotnie, czy z powodów wręcz przeciwnych. Mianowicie, czy większości obecnych powieściopisarzy, którzy biorą się za fantasy nie przerasta stworzenie spójnego świata? Czy nie jest tak, że budują świat dla konkretnej opowieści, ciekawego nawet motywu, ale ciężkiego do ponownego użycia w ewentualnej kontynuacji, w związku z czym kolejna powieść wiąże się z przebudową nakreślonej juz rzeczywistosci? Nagminną praktyką jest dodawanie po prostu nowej rasy, kontynentu, brata, siostry czy innego krewnego "Wielkiego Zła" który ma powód by się mścić - pożal się Mahadewo (i Kiblosie :]) toż taka praktyka nawet grach komuterowych powoduje u zainteresowanych odruch wymiotny.
Jestem przekonany, na podstawie paru wypowiedzi tych co bardziej uznanych autorów fantasy, że w dobrze stworzonym świecie opowieści dzieją się same. Ponieważ ten świat istnieje nawet w momencie, w którym nie jest opisywany w książkach. Autor po prostu sięga tam i opisuje problemy, sytuacje, które wydają się być naturalne, nawet przez prosty zabieg przeniesienia tego co się dzieje w naszym świecie, powiedzmy konflikty rasowe. Tylko, że jak widzę opis, że elfy lubią lasy, krasnale kamienie i dlatego za soba nie przepadają, to ogarnia mnie straszne uczucie osłabienia. Jakiekolwiek podłoże psychologiczne w konflikcie, wykazanie że jednak rasy które w świecie przebywają kilka tysięcy lat, są na poziomie inteligencji przynajmniej średniowiecznym, a nie pięciolatka z piaskownicy. Chociaż i tu mam wątpliwości przy niektórych seriach.
Jestem przeciwnikiem wszelkeigo stowarzyszania się pisarzy dla tworzenia opowieści o jednym świecie. Wpływa to na inwencję autorów - bo skoro wątek kradzieży "Bardzo ważnego przedmiotu" pojawiał się juz 3 razy, to trzeba wymyślić coś nowego, równie oryginalnego. I albo trzymamy się dna, albo odbijamy się od niego w tak debilnym przebłysku oryginalności, by juz nigdy z niczym sensownym się nie zetknąć. Wiem, że książka z gatunku science-fiction, ale obrazuje to zjawisko idealnie - "Lando Calrissian i Gwiazdogrota Thonboka" czy jakoś tak. "Mgliste elfy" choć warsztatowo zdecydowanie słabsze, nie doprowadzają mnie do rozpaczy, a to powieścidło tak właśnie czyni.
Rozgadałem się troche i wątki rozmaite zamiast czegoś konketnego chyba się tu pojawiły, mam nadzieję z czasem je troche bardziej rozwinąć, zależnie gdzie dyskusja będzie zmierzać.

Morgraf

Skryba Morgraf

2.11.2006
Post ID: 5656

Wina leży w dużej mierze po naszej stronie. Bo jesteśmy, trzeba to sobie powiedzieć, kiepską publicznością. Jesteśmy wielka zgrają udawaczy. Jesteśmy jak małe dzieci, które przebierają się w ciuchy dorosłych i udają swych rodziców strojąc miny przed lustrem. Czas dojrzeć. Cały fandom fantazy uporczywie próbuje naśladować tzw. Mainstream, kopiuje jego zwyczaje, periodyki, nagrody. Jednocześnie jest tak silnie poddany prawom rynku, że oryginalna myśl jest tłamszona przez pośpiech. Tolkien pisał “Władcę..” około siedmiu lat. Napisanie “Ulisesa” zajęło Joycowi dwadzieścia pięć lat wytężonej pracy. Współczesny autor fantastyki piszę dwie, trzy książki w rok. Choćby taki człowiek był Szekspirem i Tołstojem w jednym, tempo pracy musi go stłamsić. Ale prawa rynku sięgają jeszcze dalej. Jednym z kluczowych aspektów kształtowania się dobrej literatury jest krytyka literacka. Jak ona wygląda w światku fantazy? Kiedy ostatnio czytaliście rzetelną i dogłębną recenzję powieści fantastycznej? Jak często interesy wydawnictw i koneksje między pisarzami wypaczają recenzję? Czy nagrody środowiska nie wydają się wam kółkami wzajemnej adoracji? Bez krytyki z prawdziwego zdarzenia literatura zmienia się w bagno, z którego nie sposób wydobyć rzeczy naprawdę wartościowych, szczególnie gdy pisarstwo stało się tak masowe.
Nadrobiłem ostatnio trochę zaległości (Sapkowski, Kres, Prattchet, Martin itp.). Jestem zdegustowany. Jedna powieść wypiera z mego umysłu poprzednią. Wszystkie one są takie łatwe, takie gładkie. Cóż z tego jednak skoro nic nie wnoszą. Była kiedyś mania w środowisku cytowania lemowego “paradygmatu”. Mam wrażenie, że polscy fantaści źle go zrozumieli(albo to sam Lem się mylił). Interpretują go jako ubieranie zdarzeń, które mogły zajść w historii człowieka w fantastyczne piórka. Faktycznie, gdyby “Wiedźmina” pozbawić atrybutów fantastycznych pozostaje sensowny. Jednak zachowanie “paradygmatu” można osiągnąć uciekając silnie od realności, sięgając tam gdzie kończy się to co możliwe a zaczyna to co wyśnione.
Młody, zdolny autor fantastyki staje przed zadaniem właściwie niemożliwym. Debiutuje wspaniałym tekstem, który nawet pięć osób przeczyta, pięćdziesiąt uda, że przeczyta. Nie będzie się zrażał słabym odzewem, będzie próbował dalej. Kolejny tekst przeczyta, może, trochę więcej osób. Tak powoli, powoli młody autor będzie zdobywał pozycję w “środowisku”. Dajmy na to, że powiedzie mu się, wyda powieść. Dopiero tu zaczną się prawdziwe schody. Tu zaczyna się tragedia braku punktu odniesienia. Krytyka “środowiskowa” przyzwyczajona do łatwych porównań (“pan X piszę jak dobrze znany pan Y”) zbaranieje i najpewniej zmiesza młodego człowieka z błotem. Nawet jeśli uda się życzliwemu krytykowi znaleźć jakiś punkt odniesienia, to trzeba zdawać sobie sprawę, że wobec słabości fantastyki, takie porównanie dla naprawdę wybitnego dzieła będzie deprecjonujące.
Fantastyka to gatunek sztuki, który zatrzymał się w rozwoju na poziomie niemowlęctwa. Wydał dwa lub trzy dzieła po to by zapętlić się w banałach. Takich które każdemu czytelnikowi wydają się przyjemnie znajome, a jako takie świetnie się sprzedają.
Wieszczę koniec fantastyki. Koniec, przynajmniej w jej papierowej wersji. Taka fantastyka nie ma sensu. Stworzyć współczesną mitologię (Tolkien) można było raz. Każda książka, która jest powieścią realistyczną w nierealnym świecie musi być niedorzecznością. Czymś innym jest danie człowiekowi do ręki zabawki w postaci zmyślonego świata i umożliwienie interakcji z nim.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

3.11.2006
Post ID: 5658

Wszystko to racja, racja i jeszcze raz racja. Coraz częściej przechodzę obok półki w księgarni z wiadoma zawartością najzupełniej obojętnie. Czasem zerknę, czy nie ma czegoś nowego Martina czy Pilipuka i koniec. Z drugiej - a to właśnie efekt braku porządnej krytyki - nie wiem do końca czego szukać. Nie stać mnie czasowo, by spędzić przy półce długie godziny i przeczytać po parę stron z każdej nowości (bo czytanie listów polecających na okładkach raczej jest bezsensu) i wybrać coś, co mnie poruszy. Brakuje poważnego przewodnika po współczesnej fantasy - przewodnika łatwo dostępnego i rzetelnego, bo wydania papierowe gazet i periodyków mają zasięg minimalny. Zresztą - działa widzialna ręka rynku - recenzje są sponsorowane albo właściciele czasopism boją się krytykować za bardzo, bo nie dostaną darmowych książek od wydawnictw.

Ale - naszła mnie też pewna myśl. Może by tutaj, w Osadzie, zapoczątkować dział recenzji. Przemyślanych, dopracowanych itp. Żeby to nie były jednozdaniowe recenzje w stylu "dobre, polecam", ale chwalące gdy jest za co i mieszające z błotem, gdy się należy. Mamy przecież niezłe tradycje w recenzowaniu własnych prób literackich i z tego co pamiętam, to lekko autorom u nas nie było :)

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.11.2006
Post ID: 5854

Morgraf

„Jednocześnie jest tak silnie poddany prawom rynku, że oryginalna myśl jest tłamszona przez pośpiech. Tolkien pisał “Władcę..” około siedmiu lat. Napisanie “Ulisesa” zajęło Joycowi dwadzieścia pięć lat wytężonej pracy. Współczesny autor fantastyki piszę dwie, trzy książki w rok. Choćby taki człowiek był Szekspirem i Tołstojem w jednym, tempo pracy musi go stłamsić.”

Ten problem od dawna chodzi mi po głowie. Bo to dokładnie tak jest jak pisze Margraf. I dobitnie wyraził to Ryszard Kapuściński w swoim Lapidarium V:

Kapuściński

„Nadużycia i nonsensy reklamy. Wydawnictwo Amber reklamuje wydaną właśnie powieść Howarda Fasta (rocznik 1914) pt. Mojżesz. Reklama wydawnictwa mówi o „genialnej prozie” Fasta „Autora ponad 70 powieści”.
„Ponad” – to znaczy właściwie ile? 71 czy 79? Różnica wynosi 8 powieści. Przecież to ma znaczenie – 8 powieści!
A tu lekceważąco rozmyto sprawę w owym nieokreślonym „ponad”.
Ale o co innego mi chodzi. Jak może ktoś napisać „genialną prozą” 70 powieści? Toż to nawet Szekspir nie był w stanie! Zważywszy, że Fast zadebiutował w roku 1931, a przestał wydawać w końcu wieku, musiał publikować więcej niż jedną powieść w roku, w dodatku napisaną „genialną prozą”! Fenomen nieznany w dziejach literatury świata! Dlaczego tak było o tym cicho? Dlaczego nikt wcześniej nie ogłosił światu tej rewelacji?”.

Nie mówię, że to źle, że autorzy dużo piszą, bo literatura lekka, rozrywkowa też jest potrzebna. W końcu jak czuliby się, dajmy na to, miłośnicy Sapkowskiego gdyby wydawał jedną powieść na 5 lat.

Zatem pojawia się zasadnicze pytanie: pod jakim kątem spoglądać na fantasy. Czy z lupą w ręku doszukiwać się w książkach jakichś wyższych wartości, głębszego sensu, czy też, przymknąć oko i traktować fantasy jako odskocznie od rzeczywistości i okazję do przyjemnego spędzania np. jesiennych wieczorów.
Mnie zawsze pociągało fantasy, ponieważ jest tak blisko natury. Daje mi możliwość konnej jazdy wraz z bohaterem, obozowania przy ognisku, wędrówki przez bujne łąki i ośnieżone góry. To jest wg mnie jedna z największych zalet fantasy i dlatego przyciąga tak wielu czytelników. A, że Tolkien stworzył chyba najpiękniejszy świat fantasy zawsze do niego wracam, choćby tylko po to, by przespacerować się po Fangornie, czy pobyć w domu Elronda.
I w tym miejscu pojawia się problem. Autorzy zaczynają łamać konwencję. Wprowadzają do swoich światów brzydotę, brutalność, egoizm, niesprawiedliwość, etc. Nie wspominając już o stronie językowej, której poziom się obniżył ostatnio dość wyraźnie. Zamek złego olbrzyma musi być szkaradny – jak pisał Tolkien – bo tego pożąda zło w olbrzymie, ale zamek dobrego króla, czy dom czarodzieja nie powinien taki być. A tym czasem, weźmy taki Hez-hezron, miejsce akcji opowiadań Piekary. Co w tym mieście jest ciekawego, pięknego. Co takiego, co sprawiłoby, że czytelnik chciałby tam pozostać? Po co dewastuje się Królestwo Czarów?
To co mam na myśli trafnie i krótko określiła Valhalla na forum tolkienowskim:

Valhalla

O świecie Sapkowskiego mogę czytać, nie chciałabym się jednak w nim znaleźć. W Śródziemiu - tak.

Piękno odchodzi a z nim odchodzi magia, główny magnes fantasy.

Jednak czy to wszystko co powiedziałem wyżej oznacza, że fantasy traci popularność, staje się niemodna? Czy będzie powoli znikać z księgarń? Póki co chyba się na to nie zapowiada.

Islington

Mistrz Islington

14.11.2006
Post ID: 5929

Morgraf

Wieszczę koniec fantastyki. Koniec, przynajmniej w jej papierowej wersji. Taka fantastyka nie ma sensu. Stworzyć współczesną mitologię (Tolkien) można było raz. Każda książka, która jest powieścią realistyczną w nierealnym świecie musi być niedorzecznością. Czymś innym jest danie człowiekowi do ręki zabawki w postaci zmyślonego świata i umożliwienie interakcji z nim.

Nie zgodze się ze stwierdzeniem, że papierowa fantastyka zmierza ku końcowi.
Uważam jednak, że kierunek, w którym podąża (tak zresztą jak i film,sztuka itp.)
to zaspokojenie potrzeb masy ludzi. Zgodze się ze stwierdzeniem, że najczęściej książki fantasy czyta się lekko i przyjemnie, jednak nie oznacza to, że nie noszą one żadnej treści. Na tym polegała przecież idea powiastki filozoficznej.
Myślę, że można śmiało upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zaspokoić obie grupy czytelników. Inna sprawa, że nie jest to łatwe i wymaga niesamowitego kunsztu. Oczywiście każdy z nas ma swoje indywidualne wymagania co do sposobu prezentowania świata i bohaterów, przez co wszystkich pogodzić się nie da.
A Tolkien?
Skoro stworzył coś co inni tylko powielają lub przekształcają to potwierdza to tylko, że zrobił to w mistrzowski sposób.
Dlatego mnie bardziej zaczęła interesować fantastyka bez elfów i krasnali, tylko powieści z magią i fantastycznymi zdarzeniami osadzone w świecie dzisiejszym.
Tylko czy nazwiemy je pełnokrwistymi fantasy?

Moandor

Strażnik słów Moandor

14.11.2006
Post ID: 5952

Islington

Dlatego mnie bardziej zaczęła interesować fantastyka bez elfów i krasnali, tylko powieści z magią i fantastycznymi zdarzeniami osadzone w świecie dzisiejszym.
Tylko czy nazwiemy je pełnokrwistymi fantasy?

Myślę, że nie będzie to pełnokrwiste fantasy, więcej, takiej hybrydy nie zaliczałbym do fantasy. Fantasy są to opowieści mające więcej wspólnego z baśniami niż z dziełami typu Mroczna Wieża, to gatunek eskapistyczny, stroniący od techniki.


Każda kolejna przeczytana polska książka fantasy tylko potwierdza moje przekonanie, że język literacki jest dziś inny, bardziej uboższy w słowa, skrótowy. Drugą wyraźną tendencją, jest odchodzenie od fantasy stricte „tolkienowskiej”. Andrzej Sapkowski jeszcze się w tych ramach mieści. Mimo, iż jego uniwersum zbytnio nie przypomina Śródziemia (nawet zaryzykuje stwierdzenie, że bardziej przypomina jego negatyw), znajdujemy szereg cech wspólnych: elfy, krasnoludy, czarodzieje, zamki, królestwa, etc. Bardzo skrótowo można powiedzieć, że akcja umieszczona jest w czasach podobnych do średniowiecznych (choć, to też jest zbytnie uproszczenie) z dużym naciskiem na rolę przyrody w utworze.
To jest taki klasyczny nurt fantasy, który, przynajmniej w Polsce, jakby zanika. Niektórzy powiedzą – fantasy rozwija się, idzie za czasem. Ile w końcu można pisać o elfach i czarodziejach?

Popularnością cieszy się nurt, który można nazwać historycznym fantasy. Akcja tych książek osadzona jest w realiach, które miały miejsce w rzeczywistości, bądź zawierają elementy rzeczywistości. Przykład: „Operacja ‘Dzień Wskrzeszenia’” Pilipiuka, cykl o inkwizytorze Piekary, czy trylogia Sapkowskiego. Pojawiają się książki opisujące historię alternatywną, jak „Krzyżaki poker”, albo też możliwe wersje przyszłości: „Allah 2.0”, „Przenajświętsza Rzeczpospolita”.

Nie jestem przeciwnikiem takiego stanu rzeczy. Każdy ciekawy pomysł, dobrze opowiedziany uważam za wart przeczytania. Ale jednocześnie czuję pewien wewnętrzny smutek, że czysto baśniowe światy odchodzą ustępując pola hybrydowym połączeniom przeszłości i przyszłości z elementami fantastycznymi.

Islington

Mistrz Islington

11.12.2006
Post ID: 6588

W tym temacie mówiono o tym, że ciągle powiela się w różnych formach ten sam świat fantasy.
Dlatego nie uważam mieszanie fantasy z przeszłością i przyszłością za smutne, ponieważ jest to pewien krok naprzód. Odnoszę wrażenie, że czegokolwiek autor nie wymyśli zostaje to porównywane do Wielkiego Tolkienowskiego świata.

Zelazny wymyślił "Amber", ale już od kilku osób usłyszałem, że jest "za prosty" Dlaczego? Nie wiem.
Choć tego nikt nie przyrównuje do Śródziemia.

Może te hybrydy Moandorze to właśnie pewien krok, po którym pojawi się następny, ponieważ żeby powrócić do tradycji fantasy najpierw literatura fantastyczna musi z niej wyjść i pójść w zupełnie innym kierunku. Aby następnie wybrać ze swej rodzicielki to co najlepsze i na tym się wzorować.

A gdybyśmy zapomnieli na chwilę o Tolkienie i Sapkowskim.
Wychodzi nowa książka, która opowiada o gnomach i olbrzymach.
Stwierdzilibyśmy zapewne, że pomysł był fantastyczny i świetnie sie czyta taką książkę. To nie wina autorów, że nie mogą kolejny raz wymyślić krasnoludów i elfów, mogą jedynie osadzić swoją powieść w troszke zmienionych realiach lub wziąść kurs na hybrydowe fantasy.

Moandor

Strażnik słów Moandor

25.12.2006
Post ID: 6818

Fistomefel Szmejk

Problem polega na tym: Aby zarobić pieniądze, dużo pieniędzy, nie potrzebujemy wcale wspaniałej, nieskazitelnej literatury. To czego potrzebujemy to miernota. Tandeta, szmelc, towar masowy. Więcej i coraz więcej. Potrzebujemy coraz grubszych, nic nie przekazujących książek. Liczy się tylko sprzedany papier. A nie słowa, które się na nim znajdują.

Słowa te pochodzą z ksiązki Waltera Moersa: Miasto śniących książek. Mogą być interesające z punktu widzenia naszej dyskusji o fantasy. Uważam w każdym razie, że zawierają nutę prawdy w sobie.

Denadareth

Denadareth

4.01.2007
Post ID: 7013

Moandorze, zwróć uwagę na jedną ważną rzecz - pisarz takiego formatu jak Tolkien, pisarz który potrafi stworzyć tak sugestywny świat rodzi się raz na wiek. Może rzadziej. Dlatego też nie można oczekiwać, że inni pisarze stworzą drugie Śródziemie - nie znaczy to jednak, że ich książki są do niczego.

George R.R Martin obecnie jest moim ulubionym pisarzem fantasy. W jego książkach jest wiele cech za którymi na przepadasz: świat nie jest "piękny", jest za to okrutny i bezlitosny. Często (niemal zawsze) zwycięża zdrada a nie honor. Elfów i krasnolodów nie uświadczysz. Ale ten świat również jest bardzo sugestywny i dokładnie opisany. Jego historia sięga daleko w przeszłość, podobnie jak Śródziemie posiada swoje legendy, przepowiednie, ruiny z dawnych dni. Do czego dążę? Do wniosku który bynajmniej nie będzie odkrywczy - że fantasy się zmieniło. A sądzę, że zmieniło się bo zmieniły się wymagania czytelników - którzy nie chcą już jasnego podziału na dobro i zło, chcą by światy fantasy były bardziej zbliżone do naszego, bardziej "szare". Dlatego też nawet tak dobrze opisany świat jak Martina nie będzie taki jak Śródziemie - raz, że Martin mniej niż Tolkien koncentrował się na opisie świata; dwa, że pisarze boją się, że coś podobnego do Śródziemia obecnie by się nie przyjęło.

Żeby nie było nie porozumień dodam, że ja również należę do tych czytelników Moandorze, o których się raczej ninajlepiej wyrażasz - irytuje mnie jasny podział na dobro i zło, lubię "pełnokrwiste" postacie. Tylko, że zgodzę się z Tobą w jednym - chcąc tworzyć tych "pełnokrwistych" bohaterów wielu autorów idzie w złym kierunku. Jak zauważyłeś dodają chamstwo, wulgarność i egoizm. Tymczasem nie tędy droga. Wspomniany przez Ciebie Elrond, jak i np. Aragorn (Gandalf moim zdaniem już mniej) są po prostu doskonali - moim (niekoniecznie skromnym) zdaniem - postacie te byłyby ciekawsze gdyby miały więcej wad. I jak mówiłem, nie chcę by Aragorn przeklinał co 5 linijek ale by częściej się mylili, wahali. Tacy dla mnie są "pełnokrwiści" bohaterowie, jednak i tak znacznie wolę postacie Tolkiena od jakiś rozbójników czy innych harnasiów, którzy nie mają żadnych ideałów, mordują kogo się da, a którzy coraz częściej są głównymi postaciami książek fantasy.

Hmmm, zrobił się z tego po części post o przedstawieniu bohaterów w fantasy... ale ma to związek z kondycją tej literatury współcześnie więc kasować nie będę. Mam nadzieję, że zrozumiecie coś z tego cokolwiek chaotycznego wywodu.

Pozdrawiam
Denadareth

Moandor

Strażnik słów Moandor

18.02.2007
Post ID: 8082

Morgraf

No i wreszcie “Władca pierścieni”, tydzień z życia wyrwany, porywający świat i fascynacja postaciami, które przerastały wszystko co znałem z rzeczywistości. Czegoś tak wspaniale czarno-białego potrzebowałem. Ta książka nie serwowała moralnych dylematów, ta książka proponowała proste i naturalne odpowiedzi. Szkoda, że dziś się już tak nie piszę, że szaraki zastąpiły Bohaterów, że moralna jednoznaczność jest nie do przyjęcia.

Wreszcie ktoś kto mnie rozumie. :)

Bez wątpienia współcześni twórcy piszą według innych zupełnie kryteriów niż te, którymi kierował się Tolkien. Czytając Władcę... ani razu nie przyszło mi do głowy pomyśleć: 'kurde, znowu postacie jakieś wyidealizowane, nuda'. Takie postacie są także w literaturze potrzebne.

Den

Do czego dążę? Do wniosku który bynajmniej nie będzie odkrywczy - że fantasy się zmieniło. A sądzę, że zmieniło się bo zmieniły się wymagania czytelników - którzy nie chcą już jasnego podziału na dobro i zło, chcą by światy fantasy były bardziej zbliżone do naszego, bardziej "szare".

Jak się ma chęć zbliżania się światów fantasy do naszego z chęcią oderwania się od rzeczywistości, którą to tak wielu deklaruje pytani, dlaczego czytują fantastykę?
Przecież zagłębiając się w baśniowy świat chcemy żeby on był lepszy niż to, co mamy na co dzień, by był piękniejszy. Gdy świat fantasy staje się odbiciem rzeczywistego, czy jest jeszcze światem fantasy?
Dla mnie pojęcie fantasy jest bliższe baśni, więc świat fantasy dla mnie jest światem baśniowym i naprawdę nie lubię, kiedy pisarz w imię oryginalności ten obraz mąci. Współczesne fantasy zmierza w innym kierunku, i trochę mnie to zasmuca. Może nie umiem tego do cenić, tej oryginalności, tych brutalnych, brzydkich światów.

Moandor

Strażnik słów Moandor

26.08.2007
Post ID: 18572

Kilka lat temu, gdy stawiałem swe pierwsze kroki w Osadzie w Gorących Dysputach aż wrzało od rozmów o fantastyce. Dzięki temu miałem możliwość poznać wiele ciekawych pozycji, o których w innym przypadku pewnie nawet nie wiedziałbym, że istnieją.

Dziś poziom owych dysput znacznie się ochłodził. Czy można to uznać za przejaw znudzenia fantastyką wśród Osadników? Może gatunek ten ma już za sobą swoje złote lata.

Oczywiście ja tak nie uważam i od czasu do czasu zawsze pośród fantastyki znajdę coś miłego memu sercu. I tak jak kilka lat temu Władca Pierścieni był drogą memu sercu książką (gdy dopiero zaczynałem przygodę z fantasy) tak jest i dziś (po przeczytaniu wielu pozycji z gatunku). Wprawdzie współczesny polski rynek fantasy oddala się od tego, co dla mnie w tym gatunku najdroższe, jednak jest wiele pozycji starszych, po które zawsze mogę sięgnąć. Wszak przez dziesięciolecia wiele tego napisano.

Zatem jak to jest? Przejadło się, znudziło?

Dinah

Dinah

11.03.2009
Post ID: 42028

Jeśli chodzi o mnie, myślę, że to niestety naturalna kolej rzeczy.
Gdy tu trafiłam, samo odkrycie, że są ludzie myślący i czujący podobnie. Czytający te same książki i mający podobne pasje- było dla mnie niesamowite i ważne.
Gdy siadałam przy Stolikach, nie śmiałam się nawet odezwać. Samo to, że mogłam usiąść sobie w cieniu i posłuchać rozmów sprawiało, że byłam szczęśliwa :)

Teraz społeczności sieciowych jest mnustwo, młodsze pokolenia, wychowane na reklamach, pokemonach i power rangers często nie potrafią przysiąść na moment, skupić się, odpocząć. Sms'y, emoty, upraszczanie języka. To nieuchronne zmiany.

Morgraf

Nadrobiłem ostatnio trochę zaległości (Sapkowski, Kres, Prattchet, Martin itp.). Jestem zdegustowany. Jedna powieść wypiera z mego umysłu poprzednią. Wszystkie one są takie łatwe, takie gładkie. Cóż z tego jednak skoro nic nie wnoszą.

Morgraf ma rację, w 100%. Czytam sporo ostatnio, czyta mi się powieść bardzo przyjemnie, lecz po pół roku nie potrafię sobie przypomnieć imienia głównego bohatera. Nie pamiętam, o czym była Książka.

Tylko nie wiem, czy po części nie wynika to z tego, że na początku mojej przygody z fantastyką, wszystko było dla mnie nowością. Odciskało większe piętno w moim umyśle. W szarych latach mojej młodości o dobrą powieść było okrutnie trudno. Teraz można wybierać, przebierać, mamy dostęp do całej Światowej literatury i to jest piękne.
Szukanie w tym morzu czegoś, co nam przypadnie do serca może być wspaniałą przygodą.

Chyba wyszłabym ze swojej roli, gdybym nie starała się zawsze szukać pozytywnej strony :)
Upraszczając- czy to, że ja mogłam liczyć na 5 minut dobranocki dziennie a obecnie jest mnogość całodobowych kanałów z bajkami, to źle?

Moandor

Strażnik słów Moandor

19.08.2009
Post ID: 47186

Hetman jOjO

Nie lubię książek, które wymagają ode mnie wyłączenia rozumu.

Ja również za takimi nie przepadam. No chyba, że padam z nóg i w tym momencie chciałbym poczytać sobie coś łatwiejszego w odbiorze.

Dinah

Szukanie w tym morzu czegoś, co nam przypadnie do serca może być wspaniałą przygodą.

Oczywiście, ale dzięki rozwojowi techniki nie jesteśmy skazani na szukanie igły w stogu siana. Zawsze można się podeprzeć opiniami recenzentów w sieci, wrażeniami z lektury wielu czytelników, którzy swoimi spostrzeżeniami nie omieszkają się w necie podzielić. Jeśli nie jestem pewien co do danej książki, zawsze przeglądam takiego rodzaju wpisy by wyrobić sobie przynajmniej ogólna opinię.
Bardzo dobrze, że rynek fantastyczny tak się rozrósł. Dzięki temu każdy znajduje coś dla siebie. I ten, który pożąda wymagającej, trudnej lektury i ten, który pragnie miłej i przyjemnej lektury na wieczór. Zresztą często ten sam czytelnik sięga po oba te rodzaje książek, zależnie od nastroju.

Bo dobry człowiek w mętnych zdarzeń tłumie,
Prawdziwą ścieżkę zawsze znaleźć umie.

Można sparafrazować ten dwuwiersz J.W. Goethego i powiedzieć, że mimo wielkiego rynku książki fantastycznej, mimo natłoku książek dobry czytelnik poradzi sobie z wyszukiwaniem tych perełek, które wszyscy tak lubimy. :) Żeby tak jeszcze wraz z rozwojem rynku czas dany nam na czytanie również mógł się jakimś magicznym sposobem zwiększać. :)

Volkolak

Volkolak

19.08.2009
Post ID: 47290

Wszystko to co najlepsze wymyślił już Tolkien i na jego wyobraźni opierali się inni pisarze, chociaż w pewnej mierze opierał się na mitologii skandynawskiej tworząc swoje uniwersum. Ja jestem za klasyką i japońskich dziwactw nie lubię. Wiedźmin mi się podoba, bo mitologię słowiańską też bardzo lubię noi mamy swoje fantasy. :)