Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "The PGR S(t)ory"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > The PGR S(t)ory
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Bubeusz

Bubeusz

10.03.2009
Post ID: 42013

Po krótkiej rozmowie telekulicznej (tak, te nowe modele magicznych kul naprawdę potrafią cuda), niepisana umowa z Kilem została zawarta.

Odnajdzie i przyprowadzi Derina do Bractwa, a w zamian dostanie pudełeczko na zużyte szczotki do zębów. To była tak kusząca propozycja, że Kil Bil nie mógł się nie zgodzić. Szybko spakował swoje manatki i wyruszył na swoją pierwszą w życiu misję...

***

Derin wędrował dalej, cicho podśpiewując jakąś sobie znaną melodię dla dodania otuchy, bowiem fakt, że był śledzony, napawał go lekką troską o swoją przyszłość. Wszedł do lasu, bo tak zaprowadziła go ścieżka.

I nagle... Usłyszał czyjś dziki wrzask, a potem z głuchym gruchnięciem spadł tuż przed nim jakiś zielony, maleńki goblin, wbijając się twarzą w glebę.
- Eee... - Derin nie był zbyt pewny, jak zareagować. - O ja cie.
Goblin tymczasem mruknął coś niezrozumiale, zapewne z powodu ziemi, jaka wypełniała wszystkie jego otwory oddechowe. Derin, poczuwszy ukłucie ojcowskiej troski, postanowił pomóc goblinowi. Złapał go za skórę na karku i podniósł.

- Na przyszłość uważaj, jak spadasz, bo możesz sobie krzywdę zrobić - poradził.
- Dobra dobra koleś, rączki do góry i ani słowa sprzeciwu - warknął goblin, plując ziemią.
- A kto ty? - Derin uśmiechnął się lekko.
- Jestem Bily Kily, prawa ręka Kila Bila - zagrzmiał dumnie goblin, zupełnie jakby nie przeszkadzała mu ani ziemia między zębami ani fakt, że wisi w powietrzu trzymany ręką swej ofiary. - Zostałem tu wysłany w zastępstwie, bo Kil ostatnio trochę przyślepł i nie mógł Cię wyśledzić!
- Aha... - zastanowił się Derin... Zaraz, czy Kill to nie ten zwariowany gościu, którego miał zlikwidować?
- Więc poddaj się bez walki, albo giń, szczurzy pomiocie! - kontynuował goblin.
- Okej.. A powiedz ty mi jeszcze, dlaczego Kil chce mnie zabić?
- Nie zabić, tylko pojmać. Nasłało go na ciebie supertajne bractwo Rdzy, bo jest tobą zainteresowane. Ale to poufna tajemnica i nikt nie może jej znać.
- No dobra - odparł Derin, po czym wywalił goblina z powrotem w ziemię i poszedł swoją drogą (wdeptując go głębiej).

Rozmyślał nad swoją sytuacją... Chyba powinien najpierw rozprawić się z tym Kilem, a potem zajrzeć do Bractwa Rdzy i wyjaśnić sytuację.

Tabris

Tabris

28.03.2009
Post ID: 42664

Jednak goblin nie ustępował. Po dłuższej chwili podniósł się, wytarł z kurzu, wypluł piasek i krzyknął -[color=#FF00FF] TRANSFORMACJA![/color] To niesamowite, ale dosłownie znikąd zaczęły pojawiać się elementy zbroi, oraz bronie i przyczepiać się do ciała Kiliego. W końcu goblin nabrał wyglądu Żelaznobokiego Miotacza Zła i Innych Nieszczęść.
- Hahaha, szszszyp szszszyp - zaśmiał się i zaszypiał Bily - oto jest Żelaznoboki Miotacz Zła i Innych Nieszczęść, moja prawdziwa moc i wygląd, szszszyp szszszyp, hahaha!
- O ja cie, to nie sa mo wi te - ojacił i niesamowicił się Derin - dołącz się do mnie goblinie - nagle zaproponował
- Co, szszszyp szszszyp? A niby czemu ja, Bily Kily, prawa ręka i środkowy palec lewej nogi Mistrza Killa Billa mam się do Ciebie dołączyć? szszszyp
- Ponieważ - przerwał szypanie Bily'ego Derin - nieszczęścia chodzą parami...

Bubeusz

Bubeusz

28.03.2009
Post ID: 42682

- Hmmm... - hmknął goblin. - To całkiem niepodważalny argument.
- Argument nie może być całkiem niepodważalny. Albo jest niepodważalny, albo nie - wyjaśnił Derin.
- W takim razie chyba nie mam wyjścia. Ale co powiem Kilowi, jeśli się dowie, że nie doprowadziłem Cię do Bractwa?
- Ależ ja się właśnie do Bractwa wybieram. Pójdziemy tam razem, a Kilowi opowiesz, że mnie zaciągnąłeś tam siłą po trzydniowej super mega walce, po której w ziemi został głęboki na dwie mile krater.
- To brzmi całkiem rozsądnie. Chodźmy więc - zgodził się Żelaznoboki Miotacz Zła i Innych Nieszczęść.

I ruszyli razem. Ścieżka przez las stwarzała wrażenie lekko wstawionej, żeby nie powiedzieć schlanej w trzy dupy, ponieważ obijała się zygzakiem o każde drzewo, co sprawiało, że nie poruszali się zbyt szybko. Ostatecznie zapętliła się wokół jednego z drzew.

- Hm, chyba się zgubiliśmy - rzekł Derin, kiedy po raz piąty okrążyli to drzewo. - Mam wrażenie, że już tu kiedyś byłem.
- E, to na pewno wrażenie deja vu z poprzedniego wcielenia - pocieszył go Kily. - Musiałeś widać kiedyś być jakimś kretem, albo innym jeleniem. Idziemy dalej.

Poszli. I szliby tak do usranego końca, gdyby nie fakt, że drzewo, wokół którego maszerowali, w istocie było Wielce Tajnym Domem. Domem pewnego Wielce Tajnego Pustelnika, który głosił Wielce Tajne mądrości każdemu, kto godzien będzie poznać owąż wiedzę.

- Oho, są jacyś frajerzy - mruknął do siebie Pustelnik, siedząc na jednej z gałęzi. I skoczył.

*thud*

- O, czyżby kolejny ptaszek niedolotek? - uśmiechnął się Derin, posyłając drwiące spojrzenie goblinowi.
- Lepiej pomóż mi wyciągnąć jego twarz z ziemi - mruknął goblin, szarpiąc jedwabistosiwe włosy mędrca.
- Tfu, prych, prych - przemówił pustelnik, zalewając ich swą elokwencją. I wyputą ziemią. - Witajcie, o wybrańcy!
- A któż nas wybrał? - mruknął nieufnie Ojacie.
- Ścieżka losu! Oto jesteście, zaiste, tymi, którzy dali znak, żeście oto są godni, albowiem!
- Eee... Że jaki znak daliśmy?
- Oto zapętliliście się wokół mojego drzewa, oto! - zawołał w uniesieniu mędrzec. - Azaliż znaczy to, iżeście są oto na tyle dur.. Oświeceni, by oto poznać Wielce Tajne Nauki! Oto.
- Wielce Tajne Nauki? - Derin uniósł jedną brew.
- Zaiste! W istocie samej! Jednokowoż albowiem ukryte są onęż przed wzrokiem niegodnym, tudzież zdradliwym, jakoby. Poniekąd. To znaczy w gruncie rzeczy oto są one... Wróć! Egzystują one niewspółmiernie na płaszczyznach wyższych intelektualnych, cóżesz też czyni je Wielce Tajnymi..ż. Oto.

Derin spojrzał na goblina z wyrazem lekkiej konsternacji na twarzy. Tymczasem pustelnik nachylił się ku nim konspiracyjnie.

- Pamiętajcie... - szepnął, przykładając rękę do ust. - Praprzyczyna rzeczy leży w różowych trampkach... Podążajcie za różowymi trampkami...! No a poza tym świetnie pasują do paznokci. Yy... Albowiem oto, bym zapomniał.

Tabris

Tabris

29.03.2009
Post ID: 42685

- Ale ja chodzę w różowych trampkach - powiedział Derin gdy ochłonęli po tej mistycznej (i tajnej) radzie.
Wszyscy spojrzeli się na nogi Derina. Istotnie różowiły się i trampkowały się tam buty marki Sadida.
-O! Oto Ty jesteś - zaczął Pustelnik - Bosz' tylko nie wybrańcem - pomyślał Derin - moim Mistrzem! Oto! Mistrzu - tu Pustelnik rzucił się całować trampki Derina - jak Ci się udało przeżyć śmierć? Tyś mnie nauczył mówienia farmazonów, by skołować idiotów, tyś oto nauczył mnie robić manicure, tyś nauczył skakać zawsze na cztery nogi, choć mam je dwie, tyś...
- O ja cie... To jest... jakaś pomyłka... - bełkotał Derin nie wiedząc o co chodzi, obok Kily szypał i zaśmiewał się do rozpuku - bo ja jestem od Ciebie młodszy i... nie mogę być... mistrzem starego dziada...
- Byłeś nim w poprzednim życiu! Zaiste Psalmy Objawione, nigdy jeszcze objawione nie zostały! Albowiem Oto! Mistrzu, jaki jest cel Twój ekstatyczny?
- No, mam się udać do Bractwa Rdzy...
- Dołączę się do Ciebie, albowiem oto każdy Twój krok cechuje mądrość i elokwencja
- On chyba, hahaha szszszyyp szszszyyp - zaśmiewał się goblin - nie czytał poprzednich postów, że takie pierdoły gada. A umiesz, Pustelniku, szszszyyp szszszyyp hahaha, polować na kangury?
- Co - zdumiał sie Pustelnik - nie, bo ja żyję... żyłem z frajerów i...
- To dobrze - uśmiechnął się Bily - bo w tych okolicach kangury nie rosną...

Tak oto Pustelnik przyłączył się do Derina. Szli we trójkę - Derin Ojacie, pogromca Doda Elektoroda, Bily Kily, tak naprawdę Żelaznoboki Miotacz Zła i Innych Nieszczęść, oraz Pustelnik, tak naprawdę Eugeniusz Framuga... Derin przeraził się; co post Tabrisa, to nowy członek drużyny... Czy nasza Drużyna dojdzie do siedziby Bractwa? Czy zmierzą się z potęgą Zdzisława De Billa aka Kila Bila, czy Tab przestanie dodawać nowych członków drim timu? O tym w następnym odcinku!

Bubeusz

Bubeusz

24.10.2009
Post ID: 49773

- Oto raduję się i tańczę, albowiem Mistyczne Różowe Trampki prowadzą mnie na żyzne ziemie wszechogarniającego szczęścia i wiecznej, niepojętej radości samej tylko egzystencji! Otolluja! - śpiewał rozanielony Pustelnik, podskakując uroczo za Derinem. Jego siwa broda powiewała na boki tak żwawo, że co chwila jakaś pchła dawała za wygraną i wyskakiwała na drogę.
- Mógłbyś się wreszcie przymknąć? - spytał Kily, którego zaczynało to już męczyć.
- Ależ nie mogę milczeć, natenczas gdypodwówczas przepełnia mnie radość wypełniającej się obietnicy z Ksiąg Nigdy Nie Objawionych!

Nagle Derin zatrzymał się gwałtownie. Przed nimi stanęło bowiem Niebezpieczeństwo. Ojacie drżącą ręką poszukał przy pasie miecza, lecz nic tam nie znalazł. Zastanawiał się przez moment, co począć, podczas gdy narrator próbował sobie przypomnieć, cóż takiego miał Derin przy pasie. Ponieważ ani jeden, ani drugi, nie doszli do żadnej znaczącej konkluzji, Derin krzyknął z przerażeniem, chowając się za Pustelnika.

Niebezpieczeństwo spojrzało z lekką konsternacją na rozradowanego starca, który nieświadom niczego, wciąż podskakiwał wprost w jego paszczę, w uroczych pląsach rozrzucając wokół różowe kwiatki.

Tabris

Tabris

25.10.2009
Post ID: 49784

Różowe kwiatki pogorszyły sprawę, bowiem Niebezpieczeństwo okazało się na nie wyczulone. Zawarczało groźnie powodując, że Pustelnik odkrył, że jest w Niebezpieczeństwie. Po odkryciu zbiegł z wnętrza paszczy, aczkolwiek pokaźna część jego brody z resztkami pcheł została tam na zawsze.
- A to dlatego tu stoi tabliczka "Niebezpieczeństwo na drodze, prosimy nie karmić" - zauważył Derin
- Mistrzu mój Jedyny z Licznych! Weźmij Coś i zniszcz Niebezpieczeństwo to, albowiem lękam się, że kryzys wieku przejrzewania mnie dopadnie i Libido mi spadnie, albowiem oto azali - zawył Pustelnik
- Szat Ap Ewrybady - zawieśniaczył po elficku Kily - zniszczę to Niebezpieczeństwo dzięki mojemu Żelaznobokiemu Miotaczami Zła i Innych Nieszczęść

Tymczasem Niebezpieczeństwo zbliżyło się niebiezpiecznie do Derina i nmruknęło z niebiezpieczną lubieżnością:
- Dawać mi tutaj zgodę na przejście Trasą Międzywioskową A-665.9, a jak jej nie macie to DOPIERO będzie niebezpiecznie!

Zapadło niebezpieczne milczenie. Korzystając z niego można przedstawić Niebezpieczeństwo: Nazywało się ono Ya Pierre do Lhe "Niebezpieczeństwo" (xywqa po teściowej) i było Urzędnikiem VI stopnia z orderem i przytupem Ministerstwa Biurokracji oraz było smokiem zatrudnionym w ramach akcji "Uratuj Przeetatyzowanie 4√⅞.

- Co?... nie macie zgody? - zaczęło niebezpiecznie szydzić Niebezpieczeństwo - W takim wypadku musicie udać się do sołtysa Chytrzyc Nielegalnych po nią, bo jak nie, to wtedy... niebezpiecznie myśleć co z wami zrobię...

Bubeusz

Bubeusz

16.12.2009
Post ID: 51054

- Bzduuura - burknął Kily, oglądając paznokcie. Niebezpieczeństwo aż zawyło z gniewu i zaskoczenia, otwierając szeroko swoją paszczę i eksponując uroczy rządek kłów, między którymi jeszcze zwisały strzępki czyjejś siwej brody.

Pustelnik zemdlał, Derin schował się za Kilim, zaś Kily z uśmiechem szaleńca wypalił ze swojej super broni prosto w niebezpieczne podniebienie.
- Szaleńcy! - zaskomlało niebezpieczeństwo, zdając sobie sprawę, że ma nieszczęście w ustach. Słysząc, że Kily przeładowuje broń, czym prędzej czmychnęło w ciemny las.

- Ha. - stwierdził strzelec, elokwentnie dając upust buzującym w nim emocjom.
- Ojacie, Kily! Jesteś bohaterem! - zawołał uradowany Derin.
- Bohaco? - spytał Kily.
- Nieważne... - odrzekł Derin.

Spojrzeli na Pustelnika. Z uciętą w skośny wzorek brodą wyglądał dużo bardziej młodzieżowo. Gdyby punki miały po 90 lat, to właśnie tak by się cięły. (znaczy, brody by cięły, bo siebie to po linii prostej).

Tabris

Tabris

20.12.2009
Post ID: 51223

Bohaterowie szli dalej. Tym razem na przedzie kroczył Kily Bily (Zmuszenie Niebezpieczeństwa do ucieczki: +5 do siły) dalej kroczył Derin, a pochód zamykał Pustelnik (strata brody: -10 do charyzmy). Bohaterowie kierowali się na południowy-wschód bowiem Ojacie wykoncypował, że skoro Pani Zofia znajduje się na południu, a Bractwo Rdzy na wschodzie (lokalizacji siedzib Supertajnych Organizacji uczy się w II klasie Szkoły Ponadstawowej) to najłatwiej dojść będzie do obu tych miejsc idąc właśnie na południowy wschód. Jak postanowił tak też zrobili. Niestety dla nich i na szczęście dla nas źle skręcili przy chatce starej Lebiodowej, tej co to ona, jak wiadomo, pasie krowy w piątki na polu tego Edka co pracuje wówczas w fabryce kredek, co to ją postawił stary Aprikozenkranc co to jego córka się puściła z Durnym Ivanem co to zawsze pijał z Pasibrzuchem XII Najmiłosierniej Nienażartym, który raz wylądował w strumyku (i tak powstała Tama Czterech Przełomów) w którym łowił nieboszczyk Lebioda zanim go wskrzesili. (I wszystko jasne.) Otóż bohaterowie nim źle skręcili (zamiast w prawo to na wschód) zaopatrzyli się w papu na drogę (stara Lebiodowa do dziś szuka naleśników ryżowych) które to papu sprawiło, że pokonali 100 mil w na tyle krótkim czasie, by nie przeżyć (lub nie) idiotycznej przygody.

Otóż bohaterowie znaleźli się przy Tajnych Wrotach Tajemnej Siedziby Tajemniczego Bractwa Rdzy. Zatajony stróż wypatrzył ich i udał się poinformować o intruzach Mistrza Gregoriusa Unbelieveable. Niestety ścieżka, którą biegł i łomot jaki ww. biegowi towarzyszył tajny nie był (co najwyżej poufny) i oto nasi bohaterowie mieli okazję wkraść się do samego serca Bractwa Rdzy. Jednak nie dla idiotów okazje! Czy ją wykorzystali?

Bubeusz

Bubeusz

26.02.2010
Post ID: 53344

- Wydaje mi się, że stróż właśnie pobiegł poinformować szefostwo o naszym przybyciu - stwierdził Derin, obserwując unoszący się zza murów kurz, rozedrgany przez wibracje głośnych uderzeń butami o posadzkę.
- To wspaniała okazja, by przekraść się niezauważonym - zauważył Billy.
- Przeca już nas zauważyli, imbecy... Yyy, tzn. Błędne są meandry twego rozumowania, bracie, albowiem zauważon zostałeś ówcześniej zaiste zanim przybyć tu zdołałeś, stróża oto pilnego przez - poprawił się Pustelnik, którego długa podróż na tyle zmęczyła, że zapomniał zwracać uwagę na słowa. Oj, niedobrze. Musi się pilnować, bo jeszcze zaczną podejrzewać, że z jego pustelnictwem i Orędziem Różowych Trampków nie do końca jest tak, jak się wydaje.

Derin spojrzał się na pustelnika z dziwnym błyskiem w oku.
- Czyli sugerujesz, że co? Że mamy czekać, aż przyjdą nas powitać?
- Tak będzie dużo łatwiej, sam do ciebie wyjdzie. W innym wypadku szukanie Kila zajęłoby ci dużo czasu - wyjaśnił Pustelnik, błyszcząc inteligencją i nie do końca białymi zębami. Wszak złoto też błyszczy.
- A właśnie, bo ja tu przyszedłem zabić Kila Bila - przypomniał sobie Derin.
- Tylko że najpierw ja przyszedłem Cię tu przyprowadzić! - wtrącił Kily. - Trzymajmy się kolejności, bo jak go zabijesz, to ja nie dostanę nagrody za pojmanie cię i przyprowadzenie tutaj.
- A co obiecał ci dać?
- Nic, ale mówił, że pożyczy mi na parę dni swoje nowe pudełeczko na zużyte szczoteczki do zębów..! - rozmarzył się Kily, a w jego oczach zabłysł dziecięcy blask spełnionego marzenia.

Derin zmarszczył lekko brwi. Zawsze mu się wydawało, że im cenniejsza osoba poszukiwana, tym większą się daje za nią nagrodę. Czyżby był wart tyle, co pudełko na szczotki? Zdaje się, że Kil go nie docenia....
ZDECYDOWANIE nie docenia.
Nabuzowany wewnętrzym gniewem nie zauważył nawet, jak Pustelnik zapukał w Supertajne Wrota. Właśnie się otwierały.
- Dzień dobry, my do pana Kil Bila z Dobrym Newsem - wyjaśnił, sypiąc otwierającemu różowymi kwiatkami w twarz i uśmiechając się promiennie. Dopiero potem zauważył, kto przed nim stoi. I nogi się pod nim ugięły.

Wielki, zielony, obdrapany, ze śliną cieknącą z pyska, z resztkami mięsa między zębami, sapiący jak maszyna parowa, z gniewnymi, nabiegłymi krwią oczami, muskularny jak pięć Derinów... Z różowym kwiatkiem na twarzy, spływającym wraz z kapiącą kroplą śliny.

Nabrał w płuca powietrza, aż zatrzeszczała jego Wybitnie Zardzewiała zbroja i ryknął przeraźliwie, prosto w twarz Pustelnikowi, tak, że biedak potoczył się na dwa metry do tyłu, będąc jednocześnie uraczonym tygodniowym przeglądem orczej diety - w formie zapachowej.

Aż pobladły kwiatki.
- Czy to ty jesteś Kil Bil? - spytał Derin, czując kropelkę potu spływającą mu po czole. Właśnie skręcała po skroni, z zamiarem ukrycia się gdzieś za uchem. Widocznie też nie miała ochoty na bliskie spotkania z...

Nagle coś ogromnego rąbnęło orka w bok, tak, że potoczył się jak piłeczka gdzieś za bramę. W wejściu ukazał się szary, wyglądający na wykuty w kamieniu bark. Ponieważ jego właściciel był tak szeroki, że poza barkiem nic się w wąskiej szparze między drzwiami nie mieściło, kopnął jedną ich część, tak, że rozwarły się na oścież, ukazując całą sylwetkę w swej całej, przepakowanej jeszcze bardziej niż najbardziej wypaczone umysły artystów fantasy skłonne byłyby zdeformować, postaci.
- Ja jestem Kil Bil - zagrzmiał głos niski niczym burzowy grzmot, twardy jak najtwardsze skały.

- Ojacie - stwierdził elokwentnie Derin, w życiu nie spodziewając się, że Kil jest górskim trollem, który w dodatku każdą wolną chwilę musi spędzać na siłowni. I do tego jest odziany w jakieś dziwne, ortalionowe portki z trzema paskami. To chyba symbol Bractwa. Spojrzał na wielką maczugę, jaką dzierżył Kil. Była dokładnie zaokrąglona i ciekawie wyprofilowana.

I zabrakło mu słów w gardle. Nawet pojedynczych liter. Zazdrościł trochę Pustelnikowi, który miał ich aż nadmiar, aczkolwiek teraz wypluwał wszystkie po kolei w nieskładnym porządku, jakby próbując dojść do siebie po zapachowej bombie, jaką potraktował go ork. Na szczęście w drużynie był jeszcze mały goblin Kily, prawa ręka Kila, który poczuł się w obowiązku przejąć tory tej, zapowiadającej się na bardzo ambitną, rozmowy.

Upadł na kolana przed trollem, wyjąc piskliwie:
- O przewspaniały, przyprowadzam Derina Ojacie, tak, jak przykazałeś!
Troll spojrzał na niego uważnie. Musiał się trochę nachylić, aby potężne mięśnie piersiowe nie przysłaniały mu widoku małego, rozpłaszczonego przed nim na ziemi czegoś. Wziął goblina w dwa palce i podniósł, z zamiarem przyjrzenia się, co to za stworzonko tam tak piszczy. Kily zaczął znowu szczebiotać, krzywiąc się nieco z bólu, lecz tym razem różnica poziomów sprawiła, że Derin nie zrozumiał ani jednego słowa.

Jednak do tej niezrównoważonej rozmowy nagle dołączył jeszcze jeden głos.

- Dobra, Franky, dość tej zabawy, psujesz mi reputację... Puść Kila i wyginaj do miotły, trzeba sprzątnąć, mój psiunio znowu zrobił kupę - odezwał się Prawdziwy Kil Bil, a na dźwięk jego głosu Troll zrobił Wielce Przestraszoną Minę i czym prędzej czmychnął za bramę, puszczając goblina.

Wszyscy zamarli w bezruchu. Nawet Kily. Jeżeli ten gigantyczny troll był tylko jakimś cieciem od miotły, to kimże musi być przewspaniały Kil Bil?!
Brama znowu skrzypnęła groźnie, a zza jednego jej skrzydła wyłonił się...

Tabris

Tabris

13.07.2010
Post ID: 56718

Gregorius Unbelieveable...

- Otom ja, Gregorius Unbelieveable - krzyknęła wysoka postać odziana w zbroję płytową kompletnie zardzewiałą. - A co, nie spodziewaliście się, ha! Wy głupcy, wasze ciotki kopały rowy na pustyni, a wasi wujowie to sami wazeliniarze!
- O ja cie, ale miał być Kill Bill - zadziwił się Derin
- Ty idioto, twój stryj sprzedał swój garb, a stryjenka jadła zepsute pierogi! Toć to jest Tajna Siedziba b. Tajemniczego Bractwa Rdzy, więc jakim cudem spodziewasz się tu Zdzisława?

Derin nie wiedział co powiedzieć. Istotnie było to dość zaskakujące, zwłaszcza, że ten budynek nie przypominał w niczym siedziby Killa Billa, czyżby coś się komuś popieprzyło w fabule?

- A zatem Ty nasłałeś na mnie Kiliego by mnie uprowadził? Po cóż to uczyniłeś, plugawcze!
- Ja szukam Kryształu Pani Zofii odkąd dowiedziałem się o jego istnieniu! A Ty wiesz gdzie można go szukać! - Gregorius namyślił się chwilę i dodał - Twoja prababcia murki szantażowała, a pradziadek kosił zboże onucą!
- Azaliż do jakichże celów tenże przedmiot onże służyć Ci będzie miał mógł umiał? - spytał się pustelnik
- Wy głupcy! Nie wiecie jaką moc posiada Kryształ Panii Zofii!? Jak go się stłucze to można uzyskać Zło W Proszku! A następnie udać się na najwyższy szczyt świata i je rozpylić! Wyobraźcie sobie świat gdzie to zło jest dobre! Państwa wypowiadają sobie pokój, robotnicy wyzyskują kapitalistów, skarbówa jest kochana, a dzieci zabijają się o szpinak!
- Ty, ty, ty, ty, ty - Derin próbował znaleźć określenie na Gregoriusa, ale ten przerwał mu brutalnie - milcz! Twa szczurza uziemniała kartofle, a szczurzy rabował tulipany!
- Powstrzymamy Cię szaleńcze! - w końcu szepnął Derin, ale wszyscy go usłyszeli jakimś dziwnym trafem
- Nie uda się wam, wy idioci! Oto udam się teraz do zgniłego serca paskudnego Zakonu Rdzy, a wy będziecie musieli walczyć z mymi trzema padawanami. Co prawda moglibyśmy we czwórkę was wszystkich z miejsca rozwalić, ale nie zrobimy tego, będziecie musieli się walczyć z każdym po kolei... No to nara, wasze krowy drenowały koniczynę, a byki waliły eukaliptus!

Gregorius zniknął tak nagle jak się pojawił. Zamiast niego pojawił się troll określony jako Franky. Co prawda jego powrót nie wywołał wielkiej paniki u Derina & kompanii (może dlatego, że trzymał ufajdoloną szmatkę w ręcę) ale gdy szmatkę zamienił na Wielgą Maczugę (wyjął ją z kieszeni, a włożył tam szmatkę) i się nią zamachnął awanturnicy nabrali z miejsca moresu. Dramatyczna walka zaczęła się...

Bubeusz

Bubeusz

22.08.2010
Post ID: 57646

- Wieszczę niechybny koniec! - zajęczał przerażony Pustelnik, rzucając się na ziemię, by uniknąć rozpędzonej maczugi.
- Aaaaach! - Mały Billy okazał się być zbyt wolny, skutkiem czego dosięgnęła go pałka trolla, nadając mu stosowne przyspieszenie. Derin przełknął ślinę, kiedy goblin zniknął gdzieś za krzakami. Było to tak daleko, że nawet nie słyszeli huku upadku.
- Daj spokój, Franky, to do niczego nie prowadzi! - spróbował dyplomacji.

Olbrzym chyba nie dał się przekonać. A może nic nie usłyszał. Tak czy owak, pałka świsnęła po raz drugi i było już pozamiatane.
- Chyba jednak prowadzi... - westchnął do siebie Pustelnik, obserwując szybko oddalający się punkcik, który kiedyś był Derinem. - Na orbitę.

Po czym czmychnął w krzaki, samym tylko boskim cudem unikając trafienia. Ucieszony Franky załomotał w swe potężne mięśnie piersiowe, a owo zwycięskie echo dudniło jeszcze długo w całej krainie.

*

- No, znalazłem Cię wreszcie - Pustelnik klepał Derina Ojacie po twarzy, próbując go ocucić. Była już noc, a oni znajdowali się w krzakach jakiejś doliny, zewsząd zarośniętej dzikim buszem. Gdyby nie maleńka świeczka, jaką trzymał Pustelnik, nie byłoby tutaj widać dosłownie nic.

No, może poza wygłodniałymi ślepiami całej sfory wilków, ścierwojadów, śmierciogłowów, pełzaczy, pożeraczy i innych topielców leśnych.

Derin ocknął się. Wokół rozbrzmiewały świerszczowe koncerty.
- Gdzie ja jestem..? - wyjąkał, masując się po obolałej głowie.
- Zaiste słuszne to pytanie, aczkolwiek nie jestem w stanie natenczas odpowiedzieć na nie - odparł Pustelnik z nutką rozżalenia w głosie.
- Piszesz wiersze? - zapytał Derin, zaintrygowany poetycką ekspresją towarzysza.
- Oto czas nie nastał, by objawić ci owąż prawdęż. Powinniśmy oto raczej skupić się na tym, jak stąd uciec, zanim świeczka...

Jakaś zbłąkana ćma zakręciła się wokół maleńkiego płomyczka i wpadła na niego.

-... zgaśnie. - dokończył pustelnik w całkowitych ciemnościach.

Tabris

Tabris

1.10.2010
Post ID: 58689

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? - zacytował klasyka Bily.

Odpowiedziało mu milczenie. A chwilę potem Derin rzekł:
- O ja cie. Nie musi być ciemno... - Po czym wyczarował pochodnię (bohater jest wszak magiem, do dupy, ale magiem) Obecność światła dodała otuchy bohaterom. I grupie wilkołaków. Pełne nadziei zaczęły wyć długo, zapamiętale. Spowodowało to zabawny incydent. Z powodu ichże wycia Drużyna Derina niejako przyspieszyła drogę, zaś Wilkołaki lgnęły do światła aby móc cieszyć się wyciem. Mogło się zdawać, że to pościg i bohaterowie przyspieszyli, więc wilkołaki przyspieszyły etc.

- Kily, zróbże coś! - krzyknął Ojacie w biegu
- Co niby?!
- Odpal swój Żelaznoboki Miotacz Zła i Innych Nieszczęść!
- Maczuga Franky'ego uszkodziła kowalencyjne nośniki mocy i nie mogę - odpowiedział goblin.
- Jasna cholera, co my mamy zrobić?!
- Zaiste, zaprawdę wyrażam chęć do dania ekstraordynaryjnej porady, iżbyśmy byli udali się w kierunku światła - rzucił Prorok
- Ke?
- Tam idioci, bez grama erudycji! - staruszek wskazał na palące się w niedalekiej oddali światełko.

Udało im się! Przekroczyli próg nadziei przebiegając bramę prowadzącą do siakiegoś murowanego budynku wykonanego z drewna trzcinowego. Faktu, że wilkołaki przestały ich ścigać dobre pół godziny temu nie zauważyli (nie mieli zegarków). Po chwili wahania zapukali kołatką wykonaną, jak cały budynek, z mosiądzu.
- Kto tam? Jak dobrzy z was ludzie wchodźcie śmiało, jak źli to tylnym wejściem wchodźta. - głos jaki się rozległ nieodparcie kojarzył się ze słomianym hipopotamem i wydawał się naturalny w tym budynku.

Nie ujrzeli tam jednak hipopotama. Ani słomy, ani nawet słoniny. Pierwsze co ujrzeli to oczojebny napis różowym sprejem w ciapki "Schronisko Górskie Braci Biczowników Większych"...

Fuksik

Fuksik

4.02.2011
Post ID: 60287

Nagle pojawił się przyjazny cyklop. Wyjaśnił przybyszom, iż to schronisko dla opuszczonych barbarzyńców.

Hobbicus

Hobbicus

17.06.2011
Post ID: 63212

Po tych przepełnionych informacjami słowach, co układając się w bardzo rozbudowane zdanie odjęły uszom przybyszów mniej więcej 3 i pół sekundy życia, cyklop przestał być przyjazny. Udowodnił swoją nagłą wrogość, marszcząc groźnie brwi. To jest brew.

- Nie wyglądacie na barbarzyńców. Ani na opuszczonych.
- A ty mi nie wyglądasz na Brata Biczownika Większego - odparł Bily Kily. - I od kiedy to schroniska dla barbarzyńców są robione z mosiądzu? Zwykle takowe są z siana albo innej gleby...
- Czyżbyś był znawcą takich schronisk? - podniósł jedną jedyną brew wielkolud.
- ...to długa historia - goblin uciął temat swym jakże ostrym językiem niezwykle wręcz sprawnie.
- Ojacie, ale to oczy jebie - jęknął nagle Derin, wskazując na napis.
- Serio? - zdziwił się cyklop i się obejrzał. W mgnieniu oka - a że cyklop jedno oko miał, to jeszcze szybciej się to stało - oślepł na amen.

Pustelnik ocknął się i przypomniał sobie o zmarszczonej groźnie brwi udowadniającej wrogość. Postanowił więc skorzystać z okazji i wcisnąć siebie i swych towarzyszy do środka, dopóki jednooki strażnik czy kto to tam tak właściwie był nie wyzdrowieje. Tak więc też zrobił.

W środku towarzystwo natknęło się na korytarz. Było w nim schludnie, brudnie i przytulnie. Na obu pomalowanych na złotokasztanowo ścianach mieściły się portrety nieznanych nikomu polityków. Z sufitu zwisały ropuchy wypełnione farbami fluorescencyjnymi i otoczone szkłem - zapewne miały pełnić funkcję żyrandoli, a w czasie potańcówek kul lustrzanych. Podłoga była wysłana natomiast słomianym dywanem. W oddali widać było drzwi w kolorze fuksji. Wszystko to w przebojowym stylu art déco!

- O ja cię, co za syf... - mruknął ponuro goblin.
- To moja kwestia! - warknął urażony tym bezczelnym plagiatem Ojacie. Na dowód swojego oburzenia powtórzył za Kilem: - Ojacie, co za syf.
- Ja dodałem wielokropek przynajmniej.
- Ale "ojacie" źle wyartykułowałeś!
- Odezwał się ten, co "ę" nie wymawia...
- Do spokoju brać waszą wzywam, bo łby wasze puste zaraz powykrzywiam... - starał się przerwać kłótnię Prorok.
- Stul pysk, grafomanie zapluty!
- Moja cierpliwość jak zapałka gaśnie, zaraz moja pię-

Mędrzec nie zdążył dokończyć swego dwuwersu. Zza drzwi wypadł ork w garniturze i meloniku, który z przecudnie żółtym uśmiechem na ustach skoczył do bohaterów i ryknął cichutko tuż przed ich facjatami:
- Witam serdecznie! W czym mogę pomóc?

Tabris

Tabris

22.12.2011
Post ID: 67013

- Bo my jesteśmy ubogimi pątnikami.. - burknął Derin

Niestety burknięcie nic nie dało. Nic nie zmieniło. Jego celowość okazała się ontologicznym zerem. Oto bowiem prorok walnął orka porterem niejakiego Donalda I Germańskiego.
- Z drogi dziadzie - warknął dziad - czas na młodość, a że komu w drogę, temu czas, najwyższy czas był byśmy poszli. Nie czas wszak opłakiwać róż, gdy płoną lassa.
Goblin z magiem patrzyli na starca zdumieni - To ten brak brody - pomyślał Derin - onegdaj wujek Roch gdy się ogolił umarł w wannie. A gdy go ogolili powtórnie jeszcze przed pogrzebem, wanna wymordowała pół rodziny...
- No to co mamy robić? - spytał się głośno
- Jak to co głąbie? - warknął Kily - zdobyć Kryształ Panii Zofii. Możemy również pokonać Gregoriusa Unbelieveable i Zbigniewa "Killa Billa", ale trudno powiedzieć jakie itemy się wyciągnie za te questy...
- Myślę, że na razie onegdaj azaliż powinniśmy się skupić na innym celu oto - pojednawczo zauważył pustelnik - albowiem okazuje się, że wskutek przyczyn i II prawa termodynamiki ten cyklop się obudził i z rykiem pędzi ku nam w naszym kierunku.

Zaiste cyklop się zbliżał. Uzbrojony w portret Bronisława Komo-Ruskiego stąpał w kierunku podróżnych. Tylko fakt, że oko nie całkiem doszło do siebie po incydencie z napisem, powodował, że podróżni mogli zdążyć zbiec. No właśnie, mogli? A może przeszkodził im Wielki Przeor-Opat Schroniska Brat-Dyrektor Józef Zachłanny-Kler? O tym już po reklamach!

Architectus

Architectus

24.04.2012
Post ID: 68841

<Pauza>

- Zaraz znowu przegram. I nie zapisałem…
- Spoko. Na razie użyj kodu.
- To nie w moim stylu. Dobrze, że mam zachowany stan gry sprzed godziny…

<Wyjście><Jesteś pewny, że chcesz wyjść?><Na pewno?><ALE?!><Ok><Wczytaj grę><Wczytywanie…>

W niedalekiej oddali paliło się światełko. Drużyna biegała co sił w nogach. Pustelnik obejrzał się za siebie i odetchnął z ulgą, gdyż wilkołaki już ich nie goniły.
- Zwolnijmy – sapnął, łapiąc łapczywie coraz wolniejsze hausty powietrza. Zmienili trucht na marsz. Derin zerknął na zwiększającą się z każdym krokiem murowaną budowlę, wykonaną z drewna trzcinowego.
- Gdzieś już to widziałem… – zdziwił się Ojacie i z powątpiewaniem rozglądał się wokoło.

- Daj se siana z tymi poprzednimi wcieleniami – wakrnął Kily. Mieli już przekroczyć bramę prowadzącą do podejrzanego, już wyraźnie wyglądającego, budynku.
- Naprawdę, nie znajdziemy tutaj tego, czegóż szukać mieliśmy – zgodził się z Derinem Prorok.
- Idźmy na południe. W końcu trafimy na Panią Zofię – zaproponował Bily.

Wyruszyli od razu. Opuścili podejrzaną działkę i zaczęli iść wzdłuż lasu. Po jakimś kwadransie dostrzegli wyłaniającą się znad horyzontu szpiczastą wieżę z ceglanymi ścianami i drewnianym dachem, pod którym dostrzegli małe okienko. Po chwili usłyszeli nawoływanie, ale nie byle jakie nawoływanie. Grzmiało niby turlające się beczki.

- Tylko nie mówcie mi, że to kolejna księżniczka uwięziona na wieży, do której dostępu pilnuje smok – zatroskał się staruszek. Jakże wielkie było jego zaskoczenie, gdy z okienka na poddaszu wyłoniła się głowa smoka, z której dobiegały dźwięki wołania.
- Pożarł niewiastę. Nie mamy tutaj czegokolwiek do roboty – uspokoił się goblin. Radość zakończyła się, kiedy smok wyciągnął łapę w ich stronę i zdawał się do nich machać.

Irhak

As Gier Irhak

7.05.2012
Post ID: 68990

- Mylisz się - odparł jeździec na trupio białym koniu, który akurat przejeżdżał. - Tutaj się dzieją coraz ciekawsze rzeczy. Ostatnio to nawet smoki są więzione przez księżniczki-dziewice. Nie wiem co gorsze - westchnął - smok więziony przez księżniczkę czy widły goniące króliki albo marchewka popijająca krew jak kawę.
Jeździec odjechał, ale pozostawił po sobie wrażenie, że był jakimś wariatem.

Hobbicus

Hobbicus

13.06.2013
Post ID: 74320

- No cóż, to było bez sensu - rzekł Kily.
Widły przytaknęły. Króliki zaprzeczyły. Widły zaczęły gonić króliki.

Derin poczuł się tak, jakby minął ponad rok od momentu, kiedy Smok zaczął szlochać. Co ciekawe - szlochał dalej, a jego towarzysze nie wyglądali na szczególnie zatroskanych tym faktem. Krótko mówiąc, mieli to kompletnie gdzieś. Bardziej interesujące zdawały im się zakłady, czy króliki zdążą uciec przed widłami, czy też widły je dogonią.

- Ojacie, ten smok jest w tarapatach. I to nie byle jakich - to musi być straszliwa męka, być więzionym przez kobietę. Musimy mu pomóc, czym prędzej, a może zyskamy w nim towarzysza! - krzyknął nasz protagonista i odwrócił się, wyciągając pięść ku górze w bardzo bohaterski geście. Niestety, ten bardzo bohaterski gest nie zadziałał. Jego kompani właśnie się oddalali za widłami i królikami, dopingując donośnie to jedne, to drugie. Minęła chwila jak zniknęli za horyzontem. Derin został sam z wieżą i lamentującym smokiem.

Westchnął więc, podszedł do drzwi i zapukał, dokładnie trzy razy.