Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ogórki Kiszone"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ogórki Kiszone
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Agon

Agon

26.05.2011
Post ID: 62710

Tymczasem Agon jadł kanapkę w pobliskim lesie. O dziwo nie ukradł jej, sam ją zrobił.
Kanapka składała się z dwóch warstw świeżego, pysznego, o chrupiącej skórce chleba. W pieczywie dało się wyczuć lekką nutkę kminku, choć zapach nie był intensywny. Spodnia część kanapki posmarowana była doskonałym masłem, którego było pod dostatkiem w okolicznej wsi. Jednak największą radość dla podniebienia sprawiał smak swojskiej szynki z pomidorem i żółtym serem, które były ukryte pomiędzy dwiema kromkami. Oczywiście czym jest posiłek bez przegryzki? Drow wyciągnął śledzia, którym oberwał kiedyś w pobliskiej karczmie podczas wielkiej bijatyki. A wiadomo przecież, że śledziu lubi pływać.
Agon popił posiłek winem "Leśny Dzban". Gdy skończył konsumpcję, dopił to, co miał dopić, beknął siarczyście i załatwił potrzebę fizjologiczną w pobliskich krzakach, wstał i chwiejnym krokiem powędrował w bliżej nieznanym kierunku. - Na, na, na, ech byłbym leśnym elfem, to miałbym tak codziennie ale nie ja muszę być zafajdanym drowem. Rivvin mnie chcą spalić na stosie i jeszcze do tego to słońce tak mi nawala po oczach. Nie no skóra mnie od tego światła zaczyna już swędzieć, a to świecące "cuś" znów wyłazi zza horyzontu. A ty na co się gapisz smarkaczu? Chcesz żebym obdarł cię ze skóry za twoją bezszczebelność... znaczy beszczsz... bezszczelność... nie no bezczelność! - Krzyknął do pnia, który wyrastał pod jego stopami. - Wiedz, że moja potęga cię przewyższa, Agon będzie rządził wszystkimi! Pierwsze co zrobię, to każę pozarzynać takich jak ty. A świecąca kula zostanie zgaszona! Tako rzecze ja! - Po chwili drow przewrócił się i zasnął w pobliskim rowie.

Nagle obudził się z okropnym bólem głowy, przywiązany do pala. Wokół niego zebrali się ludzie z pochodniami i niezbyt miłymi wyrazami twarzy.
- Spalić go! On zgwałcił moją świnię!
- To syn Szatana, mówię wam, trza go spalić!
- To drow oni jedzą ludzi i wysysają manę z pępków naszych dzieci!
Po chwili do Agona zaczęło docierać, co się dzieje. Był lekko zblazowany, więc docierało to wszystko dość wolno ale w końcu zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Gdy zobaczył wściekły tłum, uśmiechnął się, podniósł wyzywająco jedną brew i zapytał:
- Witajcie rivvin. Za o co mnie oskarżacie? - Jego głos był spokojny i przepełniony słodyczą.
- Jesteś jednym z drowów, a przybyłeś tutaj. Wylazłeś na powierzchnię i dałeś się złapać. Wy drowy niszczycie wszystko co dobre i prawe, jesteście źli. Oto powód. - Powiedział gruby kapłan kurczowo trzymający w rękach krzyż. Ręce jednak mu drżały ze strachu, pomimo tego, że Agon był związany.
- Rzuciłeś klątwę na moją córkę! Stała się dziwnie mroczna, ubiera się na czarno i nie chce słuchać własnych rodziców! - Krzyknął jakiś wieśniak.
- Jontek zabił własnego syna w napadzie szału w karczmie, teraz już wiemy, kto rzucił na niego klątwę! - Zawołał ktoś inny.
- Jakiś zwierz zabił mi wczoraj w nocy dwadzieścia kur. To był ten diabeł. - Powiedziała jakaś staruszka zrozpaczonym głosem.
Po chwili jednak tłum się rozstąpił, a przed Agonem pojawił się jakiś ważny człowiek.
- Wasza ekscelencjo, pojmaliśmy go. On jest źródłem zepsucia w wiosce. - Powiedział gruby mnich.
- Doskonale. W końcu złapaliśmy diabła na gorącym uczynku. Jeśli drow pojawia się na powieszchni, to wiedz, że coś się dzieje. - To powiedziawszy kapłan odziany w purpurowe szaty odprawił modlitwę uwalniającą i pokropił drowa i ludzi wodą święconą. - Panie wybacz nam nasze grzechy, chciej odpuścić tym zbłąkanym owcom i ochroń nas przed złem i zepsuciem i wszelkim zamętem. W imię ojca i syna...
- Nau! Nie palić mnie! Po spaleniu będzie śmierdzieć! Pajace, co wy robicie! Nieeeeee! - Wieśniacy podłożyli ogień, a kapłan odmawiał modlitwę przebłagalną za grzechy.

Mateusz

Mateusz

26.05.2011
Post ID: 62711

Mateusz rozejrzał się dookoła. Właściwie nie wiedział gdzie jest. Nie widział swoich towarzyszy.
-Przegapiłem coś? - zdziwił się.
Przez myśl przeleciały mu różne obrazy. Widział spotkanie z druidem w karczmie, tego dziwacznego dziadka i ogromnego żywiołaka ziemi. A potem? Nic, zero, nul.
Włóczykij postąpił krok naprzód. Nierozważnie. Bardzo nierozważnie. Wpadł do jakiejś dziury, która była zakryta gałęziami i pokryta warstwą ziemi. Po kilku minutach Mateuszowi udało się wydostać z otworu. Stanął na nogach, otrzepał spodnie i podniósł wzrok. Jego oczy natrafiły na twarz potężnego stwora. Włóczykij ustalił, że to coś orko-podobnego. Po chwili poczuł przeogromny ból. Topór wbił się wprost w jego pierś. Nim wyzionął ducha poczuł jak przeciwnik wrzuca go do tej samej dziury, z której przed chwilą wyszedł. Mateusz był martwy...

Kanako

Kanako

26.05.2011
Post ID: 62713

Z celi wybiegł elf w czarnym ubraniu.
Zapałka ! - pomyślał uciekinier zawracając w biegu. Podążył długim korytarzem oświetlonym jedynie kilkoma pochodniami. Na wszelki wypadek Elf za pomocą magii wyciągnął płomienie z pochodni. Biegnąc jeszcze jakąś minute dobiegł do żelaznych drzwi. To zza nich emitowała mocna energia. Kanako przyłożył dłonie do stali i po chwili drzwi wyleciały z hukiem. W małym pomieszczeniu znajdowały się tysiące broni. Kanako uderzył w stos broni kulą ognia rozrzucając metalowe narzędzia na prawo i lewo.
Po kilku minutach szukania Elf wygrzebał z pod stosów broni miecz z inskrypcją. Cienką nitką do ostrza przymocowana była bransoleta z dziwnym mechanizmem. Elf założył lekko sfatygowaną bransoletę.

Will

Will

26.05.2011
Post ID: 62717

STRONNICTWO - Antagonista

PODSTAWOWE INFO-Will jest młodym człowiekiem, który jest księciem z pałacu demonów.[color=#CC0000]_[/color]Należy do klanu-ninja.[color=#CC0000]_[/color]Podróżował po górach i wyższych terenach, a potem trafił tu.[color=#CC0000]_[/color]Will zajmuje się podróżowaniem z miejsca na miejsce.
Will jest właścicielem armii demonów.[color=#CC0000]_[/color]Teraz wiedzie życie tu w Oberży.[color=#CC0000]_[/color]Will pogrążył się w mrokach największej demoniczności.
SKĄD-Will jest z zamku diabłów.[color=#CC0000]_[/color]Potem przeprowadził się do starych zniszczonych ruin a one zostały zamienione w jeszcze potężniejszy pałac.[color=#CC0000]_[/color]Teraz mieszka w wysokich komnatach, bardzo wysoko nad ziemią.
ATRYBUTY-Wybitnie posługuje się kataną.[color=#CC0000]_[/color]Wymachuje nią jak nikt inny.[color=#CC0000]_[/color]Jest tak wysportowany że nikt mu nie dorówna sprytem.[color=#CC0000]_[/color]Potrafi chodzić po ścianach nogami.[color=#CC0000]_[/color]Jest bardzo pogrążony w mroku.[color=#CC0000]_[/color]Jest ponury.[color=#CC0000]_[/color]Ma też niezwykłą siłę.W każdej wyprawie zawsze sobie radzi.
EKWIPUNEKMa swoją specjalną katanę pokrytą klejnotami np.[color=#CC0000]_[/color]diamentami,[color=#CC0000]_[/color]rubinami,[color=#CC0000]_[/color]kryształami.[color=#CC0000]_[/color]Jest ona pokryta złotem wydobywana z najlepszych kopalni.[color=#CC0000]_[/color]Przyszyty jest do niej złoty miękki sznur.[color=#CC0000]_[/color]Ma wyryte na ostrzu japońskie zaklęte znaki.[color=#CC0000]_[/color]Mają one niezwykłą moc.[color=#CC0000]_[/color]Jest ona niezwykle ostra.[color=#CC0000]_[/color]Lekkim dotknięciem może rozryć na pół szczególnie w ręku Willa.[color=#CC0000]_[/color]Ma też dwa poręczne noże z podobnym napisem.[color=#CC0000]_[/color]Są podobnie niezwykle ostre.[color=#CC0000]_[/color]Will zabija nimi niezwykle cicho.[color=#CC0000]_[/color]Pojawia się za kimś w dymie i rozrzyna gardło aż odpada głowa.[color=#CC0000]_[/color]Ma nożyki kunai, które wybuchają gdy nimi rzuci.[color=#CC0000]_[/color]Ma swoje shurikeny którymi przebijają przez serce.
Will podróżował i podróżował.[color=#CC0000]_[/color]Nocą i w dzień.[color=#CC0000]_[/color]Po drodze zdobywał pożywienie i wodę.Will podróżował przez długie obszary.Nocą atakowali go rabusie.[color=#CC0000]_[/color]Nie zwrócił na nich uwagi, a tak sobie podśpiewywał:
Jak kogoś walnę, to zrobię lanie.[color=#CC0000]_[/color]Jak komuś pier..... to już nie wstanie.
Will podróżował, aż dotarł do miasta.
-Przepraszam,[color=#CC0000]_[/color]można tu przenocować?
-Nie![color=#CC0000]_[/color]Nie wpuszczamy byle ścierwa do prawie największego zamku w tej krainie.
-Właśnie!
-Will warknął wkurzony ,,wrau?''![color=#CC0000]_[/color]Wy matoły!
-A ja jestem aniołem.[color=#CC0000]_[/color]I fruwam sobie nad tobą.[color=#CC0000]_[/color]Hahahahaha!
-Hahahaha!
-Nie chcecie po dobroci to macie!
-Will walnął pierwszego strażnika. Miłego lotu![color=#CC0000]_[/color]Will walnął drugiego strażnika
Może i teraz dolecisz do nieba![color=#CC0000]_[/color]I będziesz nade mną fruwał![color=#CC0000]_[/color]Hahahahaaha!

I Will wszedł do miasta[color=#CC0000].[/color]

Kanako

Kanako

27.05.2011
Post ID: 62725

W tej chwili do małego pomieszczenia zajrzał mały imp. Czerwona główka zobaczyła elfa i już w następnej sekundzie leciała powiadomić swojego pana. Kanako szybko wyskoczył z pomieszczenia z broniami. Małe stworzonko oddalało się coraz bardziej. Elf rzucił Zapałkę która wbiła się w impa. Demon upadł na ziemię z cichym jękiem.
Pół-elf podszedł do martwego ciałka. Chwycił je za skrzydło i spalił. Z demona uniósł się ohydny fetor. Po impie został już jedynie czarny proszek.
Kanako ruszył dalej. Musiał się stąd wydostać jak najszybciej. Demony mogły już wiedzieć o jego ucieczce. Nagle zza zakrętu korytarza wyłoniły się głosy ok. trzech demonów.
Kanako ruszył w przeciwnym kierunku biegnąc najszybciej jak potrafił. Brązowe buty cicho stukały o kamienną posadzkę korytarza. Szybko zakręcił w stronę dużych żelaznych wrót ze wzorami płomieni. Kanako wskoczył na drzewa. Jego dłonie były tak gorące że zaczynały lekko roztapiać żelazo przez co palce elfa wbijały się w stal. Kilka sekund później łowca był już u szczytu gigantycznych drzwi. ]
Długie ostrze wbiło się w cienki sufit pozostawiając małą dziurę. Kanako znał każdy zakamarek tego miejsca. Mieszkał w Ur-Sheogh przez ostatnie siedem lat swojego dziecięcego życia. Zamienił się w popiół i wleciał w małą szczelinę

Irhak

As Gier Irhak

27.05.2011
Post ID: 62728

Irhak wstał. Czuł się bardzo osłabiony, ale nie sparaliżowany. Nie mógł się teleportować ani używać magii.
- A to skubańce jedne! Teraz jestem ciekaw jak mam ochronić szkołę.
Podszeł do ciała Erlitha. Nie był martwy, ale dogorywał.
- Dzięki - szepnął elf. - Teraz w końcu mogę odejść. Ale musisz się dowiedzieć kto uwolnił demony. Weź to - podał mu srebrny łańcuszek z czarną kulą. - Pomoże Ci przetrwać bez mocy. Uważaj na siebie.
- Będę...
- Zrób coś dla mnie. Nie mam już mocy. Odetnij mi głowę.
- Dobrze - Irhak spełnił prośbę.
Tak jak się obawiał anquietas, nie mógł on wchłonąć energii Erlitha, ale zdołał ją zamknąć w amulecie. Jak znowu odzyska siły, to będzie mógł wchłonąć. Teraz musi iść do szkoły. Tam się rozstrzygnie wola czasu. To czy przeżyje on, czy zginie. To czy odzyska moc, czy ostatecznie utraci. To już nie będzie zależało od niego. Ma nadzieję, że znajdzie siłę, by zrobić to, co konieczne. Władza nad tą magią, a użycie jej to dwie różne rzeczy. Ale czy zdążył skopiować cokolwiek od kuli? Szczerze w to wątpił. Był zajęty innymi sprawami. A "ktokolwiek zabije strażnika sam się nim stanie"... nie, to nie może być prawda... nie stałby się nim od samego zabicia strażnika!
Prawda może być zgoła inna niż Erlith mówił, a Irhak myślał, ale miał się o tym dopiero przekonać.
Musiał dojść do Ank-Shum-Rakh, a droga prowadziła przez Thomeheb...

Zharven

Zharven

28.05.2011
Post ID: 62737

- Proszę wejść - usłyszał zza drzwi drow
Wszedł do wielkiego pomieszczenia, obwieszonego różnymi obrazami. Stały w nim regały z księgami, a na lewo od wejścia było wielkie okno, przez które można było zobaczyć prawie cały teren szkoły. Mroczny Elf nie przypuszczał, że może być tak wysoko. Kiedy już się rozejrzał, podszedł do szefa szkoły, Vallaca, który siedział skupiony nad swymi księgami.
- Mogę dołączyć do szkoły? - spytał Zharven
- Oczywiście, odprowadzę cię do klasy mojego zastępcy, Triethala
Kiedy doszli do klasy, Vallac wyszedł odpocząć do ogrodów.
Drow dołączył do klasy Thriethala i wykładu z historii magii.

Kanako

Kanako

28.05.2011
Post ID: 62744

Elf przecisnął się pomiędzy szczelinami w kamieniach. Szary proszek wyfrunął w dużej komnacie.
Sufit był złoty co sprawiało że popiół był doskonale widoczny szczególnie dla czujnego oka strażników. Na kolumnach dzielących komnatę na trzy części wisiały czerwono złote flagi. W pomieszczeniu było jedynie dwóch strażników stojących po bokach wielkiego tronu. W tej chwili brama otworzyła się a zza niej wyszedł mikry ,lekko zgarbiony demon.
Imp podszedł do strażników i coś do nich wysyczał ale Kanako nie był w stanie usłyszeć co. Jeden ze strażników szeroko otworzył oczy i pobiegł do żelaznych drzwi na lewo od tronu.
Zanim zapukał do drzwi Kanako podfrunął do rosłego demona i zmaterializował się stojąc na jego ramionach. Elf wbił Zapałkę w gardło przeciwnika przebijając je na wylot. Demon zachwiał się a Kanako zeskoczył z niego zanim upadł.
Drugi ze strażników otrząsnął się po kilku sekundach z szoki i ruszył na elfa. Kanako wystrzelił kulę ognia w szarżującą bestie ale ta tylko zawirowała włócznią i rozproszył ogień jedynie delikatnie parząc palce. Widząc jak broń przeciwnika chłonie ogień Kanako zatrzymał się i wypchnął obie ręce. Po chwili z dłoni dmuchnął silny wiatr rzucając demonem o jedną z kolumn. Demon pozostawił dość wyraźnie pęknięcie. M
Mały imp pobiegł do drzwi w stronę których wcześniej zmierzał strażnik. Zanim jednak załomotał w nie leżał już martwy przebity mieczem.

Trith

Trith

28.05.2011
Post ID: 62745

Trith w tym czasie zdmuchiwał kurz i odgarniał pajęczyny z ksiąg. Znalazł jedną taką oprawioną w czarną okładkę, wypisane na niej było czerwonymi literami "Kompendium Gotowania Zakazanego" i prawdziwie korciło go, żeby chociaż zerknąć, jednak opanował się i puścił książkę, a ta z hukiem uderzyła o podłogę wzbijając tumany kurzu. Kiedy kurz opadł, Kanclerz wrócił do szukania czegoś, co pomoże mu rozwiązać zagadkę z Alicją i Zwierciadełkiem.
Przeglądał kolejne tytuły, aż natknął się na "Historię Błogosławionego, Cudownie Oświeconego Kultu Świetlistej Światłości". Tym razem Trith nie potrafił się powstrzymać. Zaczął chichotać, zanim nawet otworzył książkę. Uwielbiał czytać wypociny fanatyków zaślepionych magią światła.
Jednak przestało mu być do śmiechu, jak zaczął czytać. Według legendy zapisanej w tej książce zebrała się w pewnych odległych górach grupa ludzi, która chciała raz na zawsze zwalczyć ciemność. Modlili się tam całe miesiące, aż pewnej nocy przybyła tajemnicza bogini na półksiężycu. Zesłała ona na ziemię jakiś wielki, magiczny kamień, który świecił jasno jak słońce nawet w największych ciemnościach. Uradowani ludzie mianowali się właśnie Błogosławionym, Cudownie Oświeconym Kultem Świetlistej Światłości i przy pomocy podarunku od tajemniczej bogini zaczęli zwalczać ciemność świata. Jednak z czasem moc tego świecącego kamienia wydobyła cienie ich duszy. Poczęli oni korzystać z mocy by zaspokajać swoje osobiste zachcianki, a nawet czynić zło. Bogini, zniesmaczona ich zachowaniem, przybyła po raz kolejny na swoim półksiężycu (no a jakżeby inaczej!), kiedy kultyści zebrali się po raz kolejny zaczerpnąć mocy światła z kamienia. Wtedy rozgniewana bogini uderzyła w kamień, który eksplodował pozostawiając po sobie tylko piach oraz martwe ciała kultystów. Niebiańska istota jednak chciała zachować w jakiś sposób swoje dzieło. Zebrała ona piasek pozostały po kamieniu i stopiła go. Z części najbardziej nasyconej światłem wykonała ona magiczne lusterko, zaś z reszty piasku utworzyła kryształową piramidę, w której ukryła artefakt.
Na samym końcu książki umieszczono jej rzekomy monolog, który miała wygłosić wracając na nieboskłon:
"Oto zostawiam wam przedmiot o wielkiej mocy. Jednak każdy, kto zechce z niego skorzystać, będzie musiał się zmierzyć i zwyciężyć ze swoimi wewnętrznymi demonami, gdyż ten, kto by z nimi przegrał, wykorzystałby moc Świetlistego Zwierciadła w zły sposób. Niewielu je odnajdzie, jeszcze mniej dotknie, a tylko wybrani przeżyją i wejdą w posiadanie jego mocy..."

Reszta już nie interesowała Tritha, więc przestał czytać. Przede wszystkim uderzyło go, iż historia ta opisuje wydarzenia zawarte w Wielkiej Księdze Wabbath - zbiorze wszystkich mitów i legend Krainy Wariatów. Aktualnie Księga uznawana jest za zaginioną, a większość jej legend jest zapomniana. Oczywiste jednak było, że ową tajemniczą boginią była Lady Sophia, bogini która według nowościskańskich wierzeń stworzyła cały świat swoim śpiewem. Natomiasat kamień, o którym również była mowa w książce o fanatykach, to słynny Spadający Kamień, który również został wspomniany w Wielkiej Księdze Wabbath. Rzekomo spadł podczas Pęknięcia Kryształowego Nieboskłonu. Jednak Pieśni Wabbath (większość mitów i legend zawartych w Wielkiej Księdze Wabbath jest spisanych jako pieśni) dotyczące Lady Sophii oraz Spadającego Kamienia zawsze były traktowane czysto poetycko i symbolicznie. Zaskakujące było, że legendy te jednak opowiadały o rzeczywistych wydarzeniach... Jeśli całe to lusterko naprawdę istnieje...
Trith jednak nie zamierzał kwestionować prawdziwości wymienionych powyżej dzieł. Zamknął książkę, po czym schował ją do swojej torby. Wyleciał szybko z biblioteki w kierunku swojego domu. Chciał jak najszybciej się tam znaleźć, żeby przygotować się do wyprawy. W sumie nie wiedział, gdzie znajduje się ta cała piramida z lusterkiem, ale to pewnie dlatego, że bardzo pobieżnie przejrzał książkę.

Irhak

As Gier Irhak

28.05.2011
Post ID: 62748

Irhak szedł w kapturze na głowie przez miasto. Dobrze, że miał swoją laskę. Przynajmniej mógł choć udawać, ze jest nikim. Zwykłym śmierdzącym nieumarłym czy innym żebrakiem. Takim prawie się nikt nie interesował. Szedł główną ulicą tuz koło budynku, który był biblioteką. Przystanął pod nim na chwilę, by odpocząć. Nagle z budynku wybiegła skrzydlata postać i runęła wprost na niego, przez co oboje się wywalili.
Co do... pomyślał Irhak. Kto to jest?
Oboje wstali równocześnie i spojrzeli na swoje twarze.
- To TY! - rozpoznali się momentalnie.
- Trith! Co Ty tu robisz? Wiem, że gdzieś tu masz dom, ale nie spodziewałem się Ciebie w pobliżu biblioteki. Czegoś musiałeś szukać...
- Ćsi - uciszył towarzysza rusałek. - Może porozmawiamy o tym u mnie? Nie wyglądasz najlepiej.
Anquietas się zgodził i poszli do domu Tritha...

Trith

Trith

28.05.2011
Post ID: 62758

Droga do domu Tritha minęła w kompletnej ciszy. Jednak gdy zamknęły się za nimi drzwi "Małego Azylu dla jednego Obłąkańca" (Trith czasami określał tak swój domek), jego właściciel odwrócił się w stronę Irhaka i chwytając go za ramiona i potrząsając nim mówił z przejęciem:
- Irhak! Tak dawno Cię nie widziałem! Tyle rzeczy! Tyle wydarzeń! I jeszcze One! To sem zapriwaijnajsztryje na Bańską Krynicę! - jednak Anquietas mu przerwał.
- Trith! Uspokój się! Powiedz mi, czego szukałeś w tej bibliotece. Jakie "One"? I to ostatnie... Z tą bańką wstańka czy jak mu tam? - Wrzasnął na rusałka zdenerwowany. Trith natychmiast się uspokoił, puścił Irhaka i uśmiechając się niewinnie zaczął się tłumaczyć, chodząc powoli po pokoju:
- Nie-nie nie... N'a wiesz, zapriwaijnajsztryjanie się na Bańską Krynicę to to po prostu dawanie wyrazu swoim kotłującym się emocjom, kiedy dzieje siem coś nadzwyczay-nego... Po prostu cieszę się, że postanowiłeś mnie odwiedzić. - uśmiechnął się do swojego rozmówcy, po czym przystąpił do omawiania następnego punktu - A w bibliotece szukałem czegoś i znalazłem od-takiego śmiesznego książka o jakimś prześmiesznym świetlistym kulcie fanatyków. - powiedział wyciągając ze swojej torby "Historię Błogosławionego, Cudownie Oświeconego Kultu Świetlistej Światłości" i rzucając wolumin na swój stolik, który zawalony był przy okazji mnóstwem innych bibelotów. Zamiast odpowiedzieć na trzecie pytanie Irhaka, zmienił temat - A jak u ciebie? - uśmiechając się tym razem sztucznie.
- Nawet nie pytaj, paskudny dzień miałem... Nie odpowiedziałeś mi: Kim są "One"? - Irhak nie pozwolił na zignorowanie jego pytania.
- A racja, nie wyglądasz dobrze... Może naleję tobie Soku-Z-Kacz... Czy może też Soku-Skacz... Nah, nieważne. Ważne, że daje kopa lepszego niż większość eliksirów many - Trith próbował desperacko zmienić temat. Nie zadziałało. Irhak chwycił go za rękę, kiedy miał zamiar się oddalić. Trith poddał się. Skinął głową w stronę swojego łóżka, sugerując tym, żeby usiedli na nim. Rusałek westchnął głęboko i nie patrząc na Irhaka zaczął mówić głosem jakby pustym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć:
- Opowiadałem tobie kiedyś o Alicji? - Zaczął niepewnie.
- Wspominałeś coś o niej. Niewiele. -
- Alicja była Pierwszą Epicką Bohaterką. To od jej czynów zaczęła się Era Krainy Czarów, która stanowi pierwsze rozdziały Wielkiej Księgi Wabbath tuż po rozdziałach opowiadających o Stworzeniu Świata wg Lady Sophii... Pewnie nie słyszałeś o Księdze Wabbath w swoich stronach... Nieważne, wróćmy do rzeczy. Według przekazów Księgi, Alicja zasłużyła sobie na własną legendę zabiciem potwornego Jabberwocka oraz obaleniem okrutnej Królowej Kier, która terroryzowała Krainę Czarów. Alicja została wtedy mianowana Złotą Królową i pilnowała porządku w Krainie Czarów. Po jej śmierci nastąpił okres zwany Konceptem Oktagońskim. Jest to historia ciekawa, ale na inną porę. Kiedy minęły czasy Oktagońskie, zaczęły się Czasy Doczesne, których początkiem było ustanowienie Krainy Wariatów z pierwszą stolicą w Fortecy Eh-Begu. Później, po Wielkiej Wojnie z Biszą Mudą stolicę przeniesiono do Nowego Ścisku... -
- Ej! Miałeś mi powiedzieć, kim są "One", a nie opowiadać historię swojej odległej ojczyzny! - Oburzył się Irhak
- Już właśnie miałem do tego dojść. Każdemu człowiekowi patronuje jakaś legendarna istota. Na przykład Hrabinie, mojej Siostrze patronuje sama Lady Sophia, ze względu na łączący je talent do śpiewu magicznego oraz niezwykłą charyzmę. Mi natomiast patronuje Alicja... -
- I co z tego wynika - Zapytał Irhak mając już dość słowotoku rusałka.
- Alicja patronuje mi ze względu na moje zagubienie w świecie, z powodu mojej wewnętrznej walki z obłędem, której stała się uosobieniem. Wiele poświęciłem, żeby uspokoić jej nienawistne oblicze, jednak teraz ponownie zaczęła mnie dręczyć zmorami szaleństwa i żąda ona ode mnie... - W tym momencie Trith sobie przerwał, żeby sięgnąć do swojej torby po książkę, w której pisze Repelą. Wyciągnął, położył sobie na kolanach i otworzył na stronie, na której była ilustracja przedstawiająca Alicję z Lusterkiem. Wskazał palcem na zwierciadełko mówiąc - Tego. Tego właśnie chce ode mnie Alicja... - po czym spojrzał na Irhaka, czekając na jego reakcję.
- Hm... Wiesz może coś konkretnego na temat tego lusterka? - Irhak spytał zaciekawiony.
Trith odłożył książkę na łóżko i zaczął chodzić w kółko.
- Cóż... Wiem tyle, że lustro to powinno się odznaczać jakimiś szczególnymi właściwościami w dziedzinie magii światła. Jeśli wierzyć pewnym źródłom, zostało ono wykonane ze Spadającego Kamienia przez samą Lady Sophię... -
- Spadającego Kamienia? -
- Ty chyba rzeczywiście nie słyszałeś o Wielkiej Księdze Wabbath... Spadający Kamień ma ciekawą historię. Już sam wstęp wspomina o nim jako "Kluczu do Wieczności"... - mówił Trith. Irhak słysząc ostatnie zdania o szczególnych właściwościach w magii światła oraz "Kluczu do wieczności" pomyślał tylko - To musi być kolejny z artefaktów-kluczy! - w tym czasie Trith kończył wyliczać informacje o lusterku - Wiem jeszcze, że to lusterko ukryte jest w Kryształowej Piramidzie, gdzieś w jakichś odległych górach... Tak czy inaczej, potrzebuję bardzo tego lusterka. - Westchnął ze zrezygnowaniem i zadał Irhakowi pytanie - Eh... Jakoś niezręcznie mi o to pytać, ale... Czy mógłbyś mi pomóc znaleźć kawałek szkła odbijającego, na którym tak bardzo zależy Alicji? - spojrzał z nadzieją w oczy Irhaka.
- Oczywiście, że się zgodzę! - Wypalił nagle Irhak żądny zdobycia klucza. Jednak dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że może to wzbudzić podejrzenia rusałka. Zanim zdążył coś na to zaradzić, Trith ponownie zaczął nawijać.
- Rety, dzięki! Osobiście nie wierzyłem, że tak bezinteresownie mi pomo... Ej! Właśnie! Przecież takie zachowanie jest do wafla niepodobne! - Zmierzył Irhaka podejrzliwym wzrokiem - Irhak... Coś mi się nie wydaje, żeby nagle zebrało ci się na działalność charytatywną. - Jednak Trith momentalnie porzucił podejrzliwy ton i z rezygnacją w głosie rzekł do rozmówcy - Dobra, czego chcesz ode mnie wzamian? -

Irhak

As Gier Irhak

29.05.2011
Post ID: 62760

Irhak był już przyzwyczajony do dziwnych zwrotów Tritha. Nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Rusałek był za to magicznym. I to wyglądało na to, że skrzydlato dobrym. Ale jakoś nigdy nie udawało mu się uwolnić całej magii, którą emanował dla Irhaka. Anquietas mógł to wykorzystać. Czuł, że jego własna magia została w jakiś sposób przyblokowana, a jego przyjaciel mógł odczynić urok.
- Jest taka jedna sprawa - zaczął nieśmiało. Niezręcznie mu było prosić o to, a jeszcze bardziej przyznać się, że przegrał. - Mój stan to skutek walki, która się niedawno odbyła. Straciłem w niej coś cennego dla mnie. Coś co ma teraz ten przeklęty chodzący trup Krzysiowich i jego wątłej rasy gad, Pikodragon. Dodatkowo użyli tego czegoś i zablokowali mi moją magię, na której praktycznie żerowałem. Pomożesz mi w tym?
- Co mam robić?
- Wystarczy, że przeczytasz to zaklęcie intonując odpowiednio słowa - podał rusałkowi kartkę z zaklęciem. - Nie, nie znam właściwej melodii - dodał pospiesznie, przeczuwając pytanie przyjaciela.
Trith czytał najmelodyjniej jak potrafił. Można by rzec, że śpiewał. Irhak czuł jak wracają mu siły, ale zanim cała moc wróciła, jej przypływ zatrzymał się. I to nie z powodu zaklęcia, które trwało nadal, ale najwidoczniej coś było nie tak z jego inwokacją. Gdy Trith dokończył swój śpiew, Irhak wiedział, że to nie wystarczyło. Musiał złożyć wizytę w szkole wcześniej niż sądził.
- Dobra, zbieraj się. Złożymy wizytę szkole w Ank-Shum-Rakh. Mają tam bibliotekę i może czegoś się dowiesz. Zwłaszcza, ze są tam też dość dokładne mapy przestrzenne.
W czasie gdy Trith szykował się do podróży, anquietas dotknął amuletu od Erlitha. Ze zdziwieniem spostrzegł wychodzące z niego niebieskawe nici. Zupełnie jak u osoby, która właśnie umarła, a on wyciągał esencję. Złapał te nici i pociągnął. W ręku trzymał kulę, która była esencja mocy Erlitha. Powoli zaczął wciskać ja w swoją pierś. Błękitne światło oblało cała postać anquietasa. Czuł nowe siły, które go napełniały. Teraz, pomimo blokady na jego mocach, mógł się teleportować do szkoły wraz z Trithem. Podczas zanikania światła wytworzył się wielki podmuch wiatru, który obalił rusałka (na szczęście upadł na miękki dywan) i który słabł wraz z intensywnością światła,
- Co to było? - spytał Trith, wstając.
- Nic, czym musiałbyś zaprzątać sobie głowę. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty.
Po tych słowach wstał...

Kanako

Kanako

29.05.2011
Post ID: 62762

Kanako wślizgnął się do pomieszczenia będącego na lewo od tronu przez szczelinę pomiędzy drzwiami a ścianą. W komnacie znajdowało się ogromne łoże, regały z trofeami, oraz kamienny stół. Za nim na stał Sheogog przeglądając papiery. Elf zmaterializował się na parapecie szpiczastego okna chcąc wymierzyć cios ojcu. Wyciągając jednak miecz cicho obił go o drugie ostrze.
Demon odwrócił głowę chcąc uderzyć Kanako lecz ten przechylił się do tyłu, złapał kamienny dół okna tam gdzie wcześniej były jego stopy. Sekundę później wbiegł znów na parapet. Wyjął ostrze i wymierzył szybkie cięcie demonowi. Mało zgrabny unik Sheogoga sprawił że ostrze ugodziło go w ogromne ramię. Rozwścieczony machnął ręką. Kanako rozmył się w chmurze pyłu zanim pazurzaste łapsko go uderzyło. Pojawił się na ramionach ojca. Uniół ręce chcąc wbić oba miecze w głowę przeciwnika lecz w tej chwili do szali wbiegł sukkubus z dymiącym się cerberem u boku.
Pies ruszył na elfa, a sukkub wystrzelił w niego wiązkę płomieni. Kanako wypadł przez okno uderzony gorącym promieniem. Spadał szybko ale tuż nad ziemią stworzył portal wielkości dłoni. chwilę przed upadkiem owinął się płomieniem. DO portalu wleciała garść czarnego popiołu.

Portal otworzył się w bliżej nieokreślonym przez Kanako miejscu. Drobinki pyłu ułożyły się w ciało elfa i przybrały jego kolor. Czerwonowłosy leżał na ziemi jeszcze jakieś pięć minut. Obudziło go warczenie jakiejś istoty. Elf otworzył oczy. Stała nad nim ogromna wiwerna pozbawiona oczu.
Głowa osadzona na długiej szyi wystrzeliła w stronę lezącego łowcy. Kanako przekręcił się i wstał. Znów musiał uciekać. Ruszył drogą. Nie miał już energii na to żeby rozwiać choćby dłoń.
Wiwerna ruszyła w pościg. Machnęła skrzydłami wytwarzając silny podmuch powietrza. Elf zebrał siły na ostatnie zaklęcie. Uderzył rękoma w ziemię i wystrzelił w powietrze. Rozwinął skrzydła i pofrunął przed siebie.
Nim Kanako się obejrzał, miał na ogonie już trzy wiwerny. Jedna dogoniła go dość szybko lecz zatopiła pazury w jednym z czarnych skrzydeł. Elf jęknął i zaczął spadać, pikować. Oby uchronić się przed większością szkód upadkiem zawinął się w skrzydła. Niecałą sekundę później uderzył o coś twardego ale przebił się przez to z hukiem. Upadał na drewnianą podłogę. Pierzasty kokon otworzył się ukazując lekko poranionego elfa. Kanako otworzył oczy ale chwilę później je zamknął żeby odpocząć chociaż chwilkę. Jedyne co zobaczył to zdziwiona twarz Tritha osłaniającego sięprzed drzazgami lecącymi z dachu

Agon

Agon

29.05.2011
Post ID: 62778

Agon obudził się w rowie, krzyczał coś o paleniu na stosie. W końcu zrozumiał, że śnił mu się koszmar. Wypił Miksturę Trzeźwości i pomaszerował dalej.
Trafił do wioski, gdzie spotkał trzech ekscentrycznych staruszków w szpiczastych kapeluszach i przydługich szatach. Rozmawiali o czymś z zapałem.
- Ebenezerze, mówię ci, że ziemia jest okrągła i krąży wokół słońca.
- Nie, nie, nie! Po stukroć nie! Ziemia jest geoidą i to słońce wokół niej krąży!
- Bzdury. Nie znacie się obaj. Ziemia to dysk. Dysk spoczywa na grzbietach czterech słoni: Berilii, Tubula, Wielkiego T’Phona i Jerakeena, stojących na skorupie A’Tuina – wielkiego żółwia płynącego przez wszechświat.
Drow spojrzał na kłócących się starców i zakradł się by okraść jednego z nich. Niestety został zauważony.
- Patrzcie to elf. Zdaje się, że to gatunek elficus nigrus, pochodzący ze świata na południu.
- Jesteś głupcem Eustachy! To jest elficus dioicus z Gór Węglowych. Oni pracują w kopalniach, jak krasnoludy. Dlatego taki usmolony.
- Nie znacie się to jest elficus rarabybusicudus, rzadka aczkolwiek potężna odmiana elfów kapselkowych. Prawda? Pochodzisz z Kapslandu, mam rację?
Agon zdziwiony, zapomniał wymyślić kłamstwo i bezmyślnie wypalił:
- Głupi rivvin. Jestem drowem pajacu. Mrocznym elfem z podziemi!
- Biedaczek, nie wie co mówi, to na pewno elficus nigrus. Chodźcie złapmy go i zrobimy mu sekcję.
- Nikt nie będzie mi robił sekcji! Zabiję was zanim cokolwiek zrobicie. - Niestety Agon nie zdążył dokończyć, a już jeden ze staruszków uwięził go w magicznej bańce.
- Wygląda na to, że to rzeczywiście drow. Moglibyśmy sprawdzić czy faktycznie są niewrażliwe na serotoninę.
- Niewrażliwi na serotoninę? Ich mózgi po prostu nie wytwarzają tej substancji.
- Mi się nie widzi, że to drow. Skoro mieszkają pod ziemią, to powinni utracić pigmentację, a ten jest jakiś czarny.
- Wszystkie drowy są czarne. To wynik mutacji pewnego genu. Mimo wszystko są to albinosi, co widać po włosach. Mają białe włosy, a ich oczy są czerwone bo brak barwnika tęczówki, a barwa pochodzi od naczyń krwionośnych.
Agon miał dość.
- Zostawcie mnie w spokoju! Co wam zrobiłem? Wypuśćcie mnie!
- Wypuścimy cię jeśli odgadniesz naszą zagadkę. - Powiedział jeden ze starców.
- Jeden z nas ciągle kłamie. - Ciągnął następny.
- Drugi ciągle mówi prawdę. - Dokończył kolejny staruszek.
- Jak i którego z nas więc zapytasz o drogę, gdybyś mógł zadać jedno tylko pytanie? - Dokończył pierwszy ze starców.
- Co powie ten drugi, jak go zapytam, którą drogę powinienem wybrać. A właściwa droga, to ta, którą mam nie iść. Ta zagadka jest stara jak świat. Możecie mnie wypuścić?
- Szmerloku, Ebenezerze, drowy to geniusze. To co puszczamy go?
- Nie po co go puszczać. Nałóżmy na niego klątwę. Niech wykona zadanie to ją zdejmiemy.
- O świetny pomysł. Tego nam trzeba by zdobyć Pana Doskonałego. Raz, dwa, trzy! Mambo jumbo! - Starcy, którzy okazali się czarodziejami rzucili jakieś dziwne zaklęcie i Agon był wolny.
- O dzięki wam. Teraz was pozabijam!
- Nie zabijaj nas. - Odrzekł spokojnie człowiek zwany Szmerlokiem.
- Dobrze. Nie zabiję was. Zaraz, zaraz. Zabiję was... Nie nie mogę. Coście mi zrobili?
- Musisz nas słuchać. A teraz podejdź tu. Mamy dla ciebie misję drowie. - Agon posłusznie podszedł do czarodzieja.
- Otóż, już od dawna ja z Ebenezerem i Eustachym spieramy się o wygląd ziemi, słońca i księżyca. Jeśli chodzi o księżyc to jesteśmy zgodni, że jest zrobiony z sera. Ja jednak sądzę, że to gouda, Eustachy, że ementaler, a Ebenezer, że edamski. W tym celu mamy zamiar wysłać na księżyc golema coby pobrał kawałek do skosztowania. Niestety, żaden golem nie jest na tyle dobry by wytrzymać lot poza świat.
- Żaden prócz jednego. Pana Doskonałego! - Wtrącił Ebenezer.
- Tak Pan Doskonały doskonale nadaje się do tego zadania. Jest idealny. No prawie idealny, ponieważ stoi w królestwie Ładu zarządzanym przez lorda Przykłada. Ów lord nie chce nam go oddać. A ten golem rozumiesz jest niezbędny w naszym eksperymencie. Nieumarli rozlatują się w próżni na strzępy, podobnie jak żywi. Nasze golemy również się rozlatują, nie są doskonałe, a tamten jest. Dobra masz go nam przynieść, a będziesz wolny od klątwy posłuszeństwa. Teraz cię teleportujemy do królestwa Ładu. Tylko nie spartol roboty bo znikniesz drowie. Rozpoczynam odliczanie do teleportacji. - Czarodzieje wyciągnęli ręce i położyli na głowie Agona. - Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, zero! Lalalalalamba teletorpolunasama drowis! - Po tych słowach wypowiedzianych chórem przez trójkę ekscentrycznych starców Agon zniknął.

Agon pojawił się na chłodnej posadzce. Wstał. Dookoła było słychać spokojną muzykę, a wszystkie krzewy, drzewa i kwiaty rosły idealnie równo. Odczuł niezwykły spokój, znajdował się w królestwie Ładu. Drow spojrzał przed siebie. Nad nim stała wielka złota waga. Na jej szalach płonęły dwa ognie, jeden czarny, a drugi biały. Pod wagą było napisane:
"Witaj w krainie Ładu. Wielki lord Przykład pozdrawia Cię. By przejść dalej, musisz dokonać oceny czynów. W tym celu połóż dłoń w wyznaczonym miejscu na Wadze Uczynków. Jeśli jesteś prawdziwie neutralny, wrota do zamku otworzą się. Żaden z ogni nie może przeważyć szali. Jeśli tak się stanie, zmień swoje postępowanie. Opis: Czarny ogień przeważa, gdy zbyt wiele w Tobie zła. Surowość i kara są ważne lecz nie mogą przeważać, gdyż prowadzi to do nadużyć i w efekcie Ład zostaje zakłócony. Biały ogień przeważa, gdy zbyt wiele w Tobie dobra. Łagodność i miłosierdzie są wskazane ale w niewielkich dawkach, ich nadmiar prowadzi do nadużyć i w efekcie Ład zostaje zakłócony."
- Ale cyrk. Takiego ustrojstwa to ja w życiu nie widziałem. - Agon przyłożył rękę w wyznaczonym miejscu. Gdy tylko to zrobił czarny ogień wzmógł się, a biały prawie zgasł. Szala przechyliła się z stronę zła. Pod spodem pojawił się napis:
"Zbyt wiele w Tobie zła. Wróć, gdy dokonasz odpowiednią liczbę dobrych uczynków."
- Pierdoły, sam otworzę te wrota. Mam wytrych. - Agon zaczął grzebać w zamku ale nie mógł go otworzyć. - A więc magia. Spróbuję zaklęcia. - Agon rzucił czar otwarcia drzwi, jednak nic to nie dało.
- Muszę wykonać zadanie, muszę dostarczyć Pana Doskonałego ekscentrycznym czarodziejom. Wygląda na to, że muszę pomóc kilku idiotom i wrócę gdy będę prawdziwie neutralny. Durna klątwa.

Agon poszedł do pobliskiej wioski w przebraniu leśnego elfa i rozpoczął działalność charytatywną. Rozdał ubogim zrabowane złoto, odebrał poród, pomógł staruszce nieść ciężkie butle z wodą, wyleczył swoimi mieszankami kilku chorych wieśniaków i nakarmił biedne dzieci.
W końcu poirytowany wrócił i przyłożył rękę do urządzenia. Czarny ogień nadal przeważał.
- Szlag! Trzeba było nie obdzierać ze skóry tego leśnego gnoma. I co jeszcze mam zrobić? Uratować kogoś? - Nagle o dziwo Agon usłyszał wołanie o pomoc. Pobiegł i zobaczył małego chłopca otoczonego przez gobliny.
- Mmm mięsko smakowite. Dawaj kasę mały, to cię nie zjemy. - Zagrzmiał jeden z napastników.
- Ale ja nie mam nic! - Zapłakał chłopak.
- No to sobie ludzia dzisiaj schrupiemy. - Ucieszył się inny goblin.
Agon stanął pomiędzy dzieckiem, a bandytami i ryknął:
- Łapy precz od niego idioci. Bo obedrę was ze skóry i poobcinam wam członki!
- Ahahahaha - Patrzcie go elf się znalazł. Takim też nie pogardzimy. - Zaśmiał się goblin.
- Nie jestem normalnym elfem. - Powiedział spokojnie Agon, po czym podskoczył i przyłożył hersztowi nóż do gardła. Iluzja zniknęła, teraz było widać, że Agon to drow. Zrobił nacięcia w kształcie uśmiechu w kącikach ust goblina, po czym go wypuścił. Uderzył kilka razy w niego batem, po czym pozwolił jemu i jego bandzie uciec.
- Dlaczego go nie zabiłeś? Przecież on był zły, zasługuje na śmierć. - Zapytał chłopiec.
- Bo mi to nie na rękę w obecnej sytuacji. A co jakbym go zabił, to byłby dobry uczynek?
- No jasne. Jesteś dziwny. Ale dzięki. - Chłopiec uciekł do swojej wioski.
Agon wrócił i przyłożył rękę. Tym razem szala nie drgnęła. Za to wrota się otworzyły.
- No w końcu jakieś postępy! - Agon wściekły ruszył do miasta by zdobyć golema.

- Witam kolejnego idealnego mieszkańca. Nazywam się Przykład, lord Przykład. Zarządzam tym miastem. - Odezwał się człowiek siedzący na złotym tronie. - Zapoznaj się z kodeksem i żyj jak przystało na porządnego obywatela. Pamiętaj prawo jest najważniejsze. Reguły to podstawa solidnego społeczeństwa.
- Mam gdzieś twoje prawo! Dawaj mi golema! Pana Doskonałego, czy jakoś tak.
- Mówisz o Mr Perfekcie? Ten golem jest chlubą miasta i nie oddam go. Skoro nie chcesz respektować prawa, jestem zmuszony zamknąć cię w areszcie byś przemyślał swoje postępowanie. - Ale Agon stracił cierpliwość, rzucił nożem w lorda zanim ten zawołał straże. Człowiek poległ na miejscu. Drow pobiegł w głąb miasta i nagle ujrzał ogromnego złotego golema stojącego na piedestale. Pod nim napisane było: "Mr Perfekt - golem doskonały". Agon włożył golema na taczki, które akurat stały obok i popędził w stronę wyjścia. Straż biegła za nim, wiedział, że to już koniec, złapią go. Gdy jednak przekroczył bramę królestwa zniknął z wielkim hukiem.

Agon pojawił się wśród trzech ekscentrycznych czarodziejów. Stał z taczkami, na których leżał Pan Doskonały.
- Zuch chłopak! Dostarczyłeś nam golema. Eustachy, przynieś koszulkę. Trzeba ubrać Pana Doskonałego, żeby mógł polecieć na skrzydłach wiatru, aż na księżyc. Oczywiście później trzeba go uruchomić i wydać rozkaz. - Agon miał dość. Poczuł, że klątwa przestała działać. Wyciągnął Błyskawicznego Cudownego Towarzysza Jana Jansena (taka szybkostrzelna kusza) i rozstrzelał starców.
- Nikt nie będzie mi rozkazywał. Pajace zostali zabici, a ja mam golema i jakąś dziwną koszulkę, czy cokolwiek to jest.

Trith

Trith

31.05.2011
Post ID: 62808

Kanclerz był niezadowolony. Spojrzał spokojnie na leżącego pod jego stopami Kanako, następnie na pokaźną dziurę w dachu. Wrzasnął jakby otępiały i jednocześnie zrozpaczony - Pole! Mój sufit! - po czym zwrócił się z nieukrywaną radością w stronę demono-elfa - Kanako! Jak dobrze, że ty też wpadłeś! - w tym momencie Trith całkowicie zmienił ton na taki wyrażający stan najwyższego oburzenia - Ale nawet w moich stronach częściej korzysta się z drzwi niż z dachu, jeśli chce się kogoś odwiedzić! No może korzysta się też z okien... - na co elf otworzył oczy i zaczął wpatrywać się w rusałka z nienawiścią.
Wtedy odezwał się Irhak pół-serio pół-żartem - To co? Dajemy go inkwizycji na pożarcie? - na co Kanako rzucił z wyrzutem w jego stronę krótkie - Ej! - Trith nie zwracając na to uwagi zaczął rozmowę z Irhakiem - Niee... Lepiej będzie zaczekać, aż otworzą gdzieś w pobliżu targ niewolników i opchnąć go po korzystnej cenie. Jeśli dobrze pamiętam, takie hybrydy są ostatnio w modzie. - mówił jakby były to przewidywania rynkowe dotyczące handlu drobiem. Zanim jednak Kanako zdążył wstać i porządnie przyłożyć Trithowi za jego spekulacje, przez dziurę w dachu wleciał ogon wiwerny, wbił się w ramię rusałka i pociągnął go.
Kanclerz wrzasnął - No i co jeszcze!? - próbując się czegoś chwycić, żeby wiwerna nie wyciągnęła go z domu. Pech sprawił, że zamiast chwycić się jakiegoś ciężkiego mebla, pod rękę Tritha napatoczyła się tylko jedna z jego tajemniczych butelek. Siłą rzeczy Trith opuścił swoją chatę w trybie natychmiastowym, korzystając z przejścia zrobionego wcześniej przez Kanako.
Wiwerna dalej trzymając Tritha na ogonie wzbiła się nieco wyżej w powietrze, po czym machnęła ogonem, żeby Trith odpadł. Kanclerz uderzył z hukiem obok swojego domu. Po chwili wylądowała też wiwerna, która poczłapała dosyć pokracznie w stronę leżącego rusałka z rozłożonymi wręcz paradnie skrzydłami i paszczą rozwartą, jakby mówiła "Nakarm mnie!".
Trith nie chcąc skończyć jako posiłek przypomniał sobie, że dalej trzyma w dłoni jedną z butelek, w których trzyma różne dziwne płyny. Nie zastanawiając się długo, odkorkował butelkę i rzucił nią. Trafiła wprost w paszczę biegnącego w jego stronę monstrum.
Wiwerna zatrzymała się. Kłapnęła pyskiem raz, drugi. Nagle zaczęła przenikliwie ryczeć. Najwidoczniej nie smakowała jej zawartość butelki. Zdegustowany stwór wzbił się w powietrze i postanowił odlecieć, zanim dopadną go bóle brzucha, wzdęcia, a może nawet i hemoroidy.

Trith wstał, ale zachwiał się nieco przy tym. Spojrzał na ranę po ogonie wiewerny. Czuć z niej było odór jadu, który najwidoczniej już zaczął działać. Rusałek zerknął jeszcze w górę. Zobaczył nad swoim domem cztery wiwerny, mimo iż były tylko dwie. Stwierdził, że ma już halucynacje od trucizny, po czym padł zamroczony na ziemię i zaczął nucić ospale "Dum da-dum, doi doi".

Irhak

As Gier Irhak

31.05.2011
Post ID: 62809

Irhak zobaczył co się stało. Nie wiedział czemu to robi, ale momentalnie poderwał się i stanął koło rusałka. Obejrzał szybko ranę i wyssał przynajmniej część jadu i splunął nim pod nogi Kanako. Poczuł, że wiwerny zbliżają się i chcą znowu zaatakować.
- Pilnuj, by chociaż nucił! Jeśli zginie, to oderwę Ci te skrzydła i potraktuję Twoją twarzyczkę kwasem! - wiedział, że przesadził, ale nie miał pojęcia co robi tak naprawdę w stosunku do Tritha, czemu się tak nim przejmuje.
Rozpostarł skrzydła i trzymając w ręku laskę i miecz, wzleciał w powietrze ku wiwernom. Jedną z nich huknął przez łeb laską, a drugiej odciął mieczem błonę na ogonie. Teraz to się te latające gady wściekły. Anquietas, nie mogąc przybrać swojej postaci ascendenta (ani smoka, bo tej akurat esencji wchłonął za mało), musiał wirować i unikać ciosów wiwern. Nie obeszło się bez zadrapań, w tym na twarzy. W końcu mając już dość uników, zaczął wzlatywać wyżej. Wyprzedził z lekka gadziny, ale po kilku sekundach już były obok niego.
-Co mam zrobić, byście odleciały? - westchnął i kiedy jedna z nich, ta bez błony na ogonie, pędziła do niego, ten walną z całej siły laską, aż rozległ się trzask pękającej czaszki. Obie gadziny wykazały się choć odrobina rozumu i odleciały.
Irhak wracając do budynku myślał tylko o tym, by Trith przeżył, a Kan był na tyle rozumny, by nie doprowadzić do jego śmierci. Stanął w końcu i oparł się o laską. Słyszał jak Trith cały czas nucił swoje "Dum da-dum, doi doi", ale Kanako leżał po drugiej stronie pokoju. Miał czas, by coś wymyślić. Ostatnie wydarzenia wyjątkowo go osłabiły i nie mógł rzucać czarów leczących. Zaczął mruczeć pod nosem melodię, niezrozumiałą dla Kanako, a która wydawała się być jakąś modlitwą. Chodził po pokoju i sprawdzał każda butelkę pod względem koloru i zapachu. Któraś musiała zawierać coś, co go nakieruje na to, że ta mikstura pomoże Trithowi. W końcu znalazł butelkę z jakimś fioletowym płynem o aromatycznym leśnym zapachu. Wylał jej zawartość na ranę, która zaczęła skwierczeć, ale maź, którą był jad wiwern zaczynał wyciekać, a rana zasklepiać. Po chwili było słychać zdrowe chrapanie Tritha.
- A teraz Ty - Irhak odwrócił się do Kanako. - Czemu wpadasz przez dach jak jakiś meteor czy inna gwiazda, zamiast skorzystać z okna jak kamień albo jak jakaś inna glizda wchodząc drzwiami? Co się stało?

Kanako

Kanako

31.05.2011
Post ID: 62811

- Tak po prostu miałem ochotę rozwalić jakiś domek - stwierdził sarkastycznie elf. -Lepiej żeby wiwerna zabiła kogoś innego a nie mnie. - dodał żartobliwie ale szczerze.
Kanako wstał, poprawił włosy i rozwinął skrzydła o czarnych piórach zababranych krwią
-Dla mnie nie znajdzie się trochę magicznej mazi? - zapytał choć wcale nie liczył na to że Irhak użyczy mu mikstury.
Łowca przechodzi się po chacie. Z dziury w dachu wciąż sypały się drzazgi i odłamki drewna. Kanako trzymając się za boki przeglądał bez większego zaciekawienia mikstury ułożone na półkach. Jego zimna ręka oblała się lodowatym płynem. Czerwona ciecz kapała na podłogę. Dopiero teraz elf zauważył że jego bok obficie krwawi. Podniósł rękę do twarzy i wchłonął zapach krwi. Włosy Kanako uniosły się lekko i zaczęły drgać a na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Purpurowa ciecz szybko zniknęła z ręki. Smakowity płyn stanowił wielką pokusę dla tak dziwnego stworzenia jak on. Kanako nawet nie wiedział skąd wziął się ten nawyk.
Bok wciąż krwawił. Dłoń elfa spowił płomień. Kanako syknął cicho kiedy ogień zaczynał smagać delikatnie ranę.
-No daj że mi coś! - powiedział nagle elfa otrząsając się z otumanienia wywołanego smakiem krwi

Sawyer

Sawyer

31.05.2011
Post ID: 62812

Sawyer z swoją bronią "Tekrolich" obudził się na starym cmentarzu. Jego zastępcza zbroja zaszyfrowana nazwą kodową PCV, była ubłocona, jego sensory nie mogły wykonać próby namierzenia kogokolwiek. Szedł więc twardo i pewnie kładąc swoje wielkie nogi na kościach zmarłych, szedł przed siebie wychodząc ze cmentarza, licząc że spotka jakąś formę życia do zabicia, Tekrolich ryczał z głodu, ten bat-miecz nadawałby się bardziej nekromancie ze względu wyglądu (cały czarny z czaszką otaczającą ręce wojownika), ale jako że była to jego wersja ulepszona, doskonale integrowała się z Vexonoidem (Cyborgiem ogólnie mówiąc). Mrok spowijał go, a on wyszedł z cmentarza...

Mateusz

Mateusz

31.05.2011
Post ID: 62813

Kolejna przewrócona strona w księdze losu. Pierwsze zdanie mogło całkowicie zmienić bieg opowieści...

Mateusz zmaterializował się w niebie. Tuż przy bramie dojrzał jakieś zamieszanie, dlatego postanowił skorzystać z wejścia dla personelu. Z niebiosami był doskonale zaznajomiony. Nie raz bywał tu podczas epickich potyczek z nekromantami. Włóczykij skierował swe kroki do sali audiencyjnej. Po drodze pozdrowił kilku męczenników i mistyków. Po chwili znalazł się przed tronem Pana. Mateusz przyklęknął i wbił wzrok w podłogę.
-Wstawaj, nie ma czasu! - przyjacielsko rzucił Bóg.
-Pewnie wiesz w jakiej spra... - zaczął Inkwizytor-amator.
-Tak, wiem. - przerwał Wszechmogący po czym dodał - Wszystko już załatwione. Zjawisz się w towarzystwie Hira i Taro.
-Dziękuję!
-Jeszcze jedno: Te artefakty to pic na wodę. - powiedział Wszechwiedzący.
-Słucham? - odruchowo spytał Włóczykij.
-Doskonale słyszałeś. - Wszechmocny nie okazywał po sobie zniecierpliwienia.
-Fakt. - przyznał Mateusz - Ale jak to? Z połączenia przedmiotów niczego się nie uzyska?
-Zgadza się. Zero! Nic!
Mateusz kontemplował to czego się przed chwilą dowiedział.
-Rozumiem. - powiedział - Przekażę towarzyszom... A, właściwie co się dzieje przed bramą?
-Ci od Jehowy jakieś manifesty organizuję. Nie ma co się przejmować. Niedługo wrócą na ulicę zaczepiać ludzi.
-Rozumiem.
-Gotowy do powrotu?
-Gotowy.
I w tym właśnie momencie Mateusz znalazł się u boku towarzyszy.
-Czuwaj - zasalutował Włóczykij.

Agon

Agon

31.05.2011
Post ID: 62815

Agon nie wiedział co zrobić z golemem. Nie umiał go uruchomić ale coś mu podpowiadało, że dowie się czegoś na cmentarzu. Tam też się udał. I ku swojemu zdumieniu dostrzegł Pana Doskonałego z dziwnym batem-mieczem. Drow spojrzał na taczki. Pan Doskonały grzecznie sobie leżał, nieaktywny.
- No nie. Ile jest tych golemów? Skąd się biorą te światełka? Co to za magia? - Zapytał samego siebie, po czym usłyszał głos:
- Nie poddawaj się młody padawanie, kiedyś odkryjesz prawdziwą tajemnicę Mocy.
- Że co proszę? Czy ja dostałem schizofrenii, czy jak?
- O przepraszam, to nie ten umysł, nie ta galaktyka. Sądziłem, że komunikuję się telepatycznie ze swoim uczniem. - Odpowiedział głos.
- Wstrętni magowie. Oni są wszędzie. Nawet w mej głowie! - Zirytował się Agon.
Nagle płyta nagrobna zaczęła się odsuwać. Z grobu wstał zombie. W ręce trzymał siekierę i utykał na jedną nogę.
- Aaa... Mózgów. Mózgów. - Bełkotał ożywieniec.
- Zostaw mnie! Jestem drowem, nie jedz mi mózgu. Nazywam się Agon i przychodzę w pokojowych zamiarach. - Po słowach Agona, zombie o dziwo odpowiedział:
- Witaj, jestem Kulawy Johny. Masz może coś do jedzenia?
- Sam jestem głodny ale mam wafle.
- O to fajno. Daj jednego.
- Masz.
- Dzięki. Dobry z ciebie wampir.
- Nie, nie jestem wampirem. Jestem drowem. Mrocznym elfem.
- Aha. Wampiry mają fajnie, są takie młode i świeże. Lisze to z kolei szkielety ale mają wypasioną moc magiczną. A ja niestety jestem zombie. Śmierdzę, gniję i roznoszę zarazy. Ale o dziwo zachowałem rozum. A teraz wybacz muszę się zdrzemnąć w swoim grobie, nie muszę spać ale wiesz to z przyzwyczajenia.

Agon pozostawił Kulawego Johnego w spokoju i ruszył w kierunku czegoś, co jeszcze niedawno wydawało mu się kopią Pana Doskonałego. Jednak zauważył pewne różnice w budowie. To co zobaczył, to nie był golem. To co spotkał było jakby nie z tego świata. Był to cyborg Sawyer. Drow stwierdził, że woli nie narażać się na niebezpieczeństwo, więc powoli się wycofał. Zabrał taczki z golemem, założył swoją dziwną koszulkę i uciekł. A wspierały go w ucieczce wiatry...

W końcu pojawił się na znanej sobie ścieżce i nagle zdarzyło się coś dziwnego. Spotkał pewną osobę, która go przeraziła.
- Ty! Jak to możliwe. Przecież nasłałem na ciebie zabójcę. Powinieneś być martwy. Teoretycznie sam jestem zabójcą i mogłem cię zabić ale miałem ważniejsze rzeczy do roboty. Nie ważne. Teraz z tobą skończę. Należysz do organizacji, która zwalcza drowy. Jesteś inkwizytorem. Giń! - Jednak Mateusz poszedł dalej nie zwracając szczególnej uwagi na słowa Agona. Drow stał sparaliżowany, gdyż taka była wola Boga. Nie, Mateusz nie mógł teraz zginąć.
Gdy paraliż przeminął, Agon zaczął rozmyślać nad swoim życiem i postępowaniem. Czy to możliwe by istniało coś po śmierci? I czy ktoś tym wszystkim rządzi? Jeśli tak, to czy wynagradza za dobre uczynki i każe za złe? Nie, tak nie może być. Agon dobrze wiedział, że kapłani mamią umysły by zarabiać na naiwnych. To czego jednak doświadczył nie dawało mu spokoju. Istota którą spotkał na cmentarzu nie była golemem, choć podobnie wyglądała. Paraliż którego doznał po spotkaniu włóczykija nie był naturalny, ani magiczny. I kto do niego przemawiał w umyśle? Czym jest padawan? Dlaczego zombie zachował rozum? Zbyt wiele pytań miał w głowie. Chyba nie znajdzie na nie odpowiedzi.
- Najważniejsze by poznać naturę świecącej kuli. Pod ziemią czegoś takiego nie ma. Chyba udam się w poszukiwaniu anquietasa Irhaka, on będzie znał odpowiedzi na moje pytania. Tylko czy będzie w Ank-Shum-Rakh? Ech i tak nie wiem gdzie iść. - Agon powiedział sam do siebie i udał się w podróż. Nadal miał koszulkę powietrza i pchał taczki z golemem Panem Doskonałym.