Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ogórki Kiszone"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ogórki Kiszone
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Zharven

Zharven

18.06.2011
Post ID: 63274

Zharven patrzył zdziwiony na staczającego się Anonima. Kiedy był blisko, drow odskoczył na drzewo, ale to po chwili się zawaliło.
- Czemu mnie atakujesz?! - krzyknął mroczny elf zeskakując z walącego się drzewa.
Wylądował i obaj się zatrzymali.
- Cóż to za pytaanie~? Wytłumacz ten chaos wokół naaas, niszczycieeeluuu...
- Nie wiem, kto to zrobił. Widziałem anquietasa. To on uderzył mnie kamieniem.
- Któż to był? Czy widziałeś go? Więc co rooo-bisz tuuu?
- Nie zdążyłem się mu przyjrzeć. Rzucił we mnie kamieniem, a ty mnie uleczyłeś. Zacząłem uciekać, bo byłem oszołomiony.
- Więc to tak toczą się losy te~... Gdzie mógł on pójść?
- Nie wiem, tylko chwilę go widziałem.
- Trzeba znaleźć go - zemsty nadszedł czas... - Anonim rozejrzał się
- To szukajmy go razem.
Anonim chwilę się zawachał - Myśl to dobra jest - niech będzie tak. W drogę więc!

Irhak

As Gier Irhak

18.06.2011
Post ID: 63275

Irhak zeskoczył z głowy węża i miękko opadł na podłogę. Schował popcorn i jak nigdy nic podszedł do Tritha, złapał go pod ramię i spojrzał Agonowi w oczy. Widać było w nich strach, co zadowoliło ascendenta.
- Wiesz, myślałem że bardziej się postarasz. Ale widzę, że jak zwykle nie masz pojęcia co tu się wyprawia. Może to i lepiej. A teraz wybacz, że zrobię to co zrobię - wyprowadził ze spokojem Tritha przed wejście.
- To jak? Wyskakujesz ze skarbów, czy mam go zabić? - Agon wskazał na Tritha leżącego w kącie.
- Co cię tak napadło na nie? Przecież jeden z nich, który nomen omen zabrał mi Kanako, nazwałeś brudną szmatą do podłogi.
- Teraz już wiem, że ta szmata ma wielką moc, a i wiem o pozostałych artefaktach. No a teraz może pokażesz mi tę kulę?
- A może chciałbyś zobaczyć to, co tu było? Lusterko Światła? - rzekł z dziwnym uśmiechem na ustach, który umknął uwadze Agona.
- Tak, nie ważne dawaj mi co tam masz! - Zawołał zniecierpliwiony Agon.
Irhak śmiejąc się uwolnił lusterko z pułapki i podesłał drowowi, aby ten dotknął go, uważając przy tym, aby on sam tego nie zrobił. Agon nieświadomy pułapki jaką zastawił na niego anquietas, złapał je. To wystarczyło, aby zaczęła się materializować mroczna część Agona. Bardziej mroczna od niego samego. Irhak musiał szybko działać. Złapał ponownie Tritha pod ramię i jak tylko zmaterializował się kształt, zabrał lusterko ponownie do pułapki.
- Zabić! Zabrać artefakty! - wrzeszczał na podwładnych Agon.
Irhak teleportował się z rusałkiem i całą trójką artefaktów do domu Tritha dokładnie w momencie, gdy strzały zostały wypuszczone. Niestety żadna nie trafiła zamierzonego celu.
Agon spojrzał na to co się pojawiło dzięki lusterku...

Agon

Agon

19.06.2011
Post ID: 63276

- He... he... hła... hłe, hłe, heee. Mlask, mlask, ech. - Jakiś facet przebrany za błazna z wielkim malowanym uśmiechem na twarzy szedł w stronę Agona.
- Irhak mnie oszukał i nasłał na mnie świra. Świetnie. - Pomyślał Agon i usiadł przy stole znajdującym się wewnątrz pomieszczenia. Ludzie Agona dosiedli się by się naradzić, a dziwny typ krążył wokół stołu.
- To jakiś psychol, nie przejmujmy się nim. Co teraz zrobimy szefie? - Zapytał krasnolud.
- Musimy dopaść Irhaka, nienawidzę go. Nikt nie będzie mnie wrabiał!
Nagle wariat podszedł do stołu i zamlaskał.
- Dosyć. - Powiedział Klaus i podszedł do błazna aby go zabić.
Dziwak nic sobie z tego nie robił i przymocował do stołu ołówek.
- Znacie sztuczkę ze znikającym ołówkiem?
Klaus podszedł by skończyć z tą błazenadą ale przybysz był szybszy. Jednym szybkim ruchem uderzył głową bandyty o wystający ołówek i nagle ku zdumieniu wszystkich ołówek zniknął.
- Ta da! To... magia...
- Czego chcesz bałwanie i skąd się tu wziąłeś? - Zapytał Agon nie przejmując się tym, że właśnie stracił jednego z ludzi.
- Jestem tym, czym ty jesteś. Tylko jakby to ująć? Trochę ulepszoną wersją. Joker do usług. A teraz zabij ich wszystkich.
- Rozum ci odjęło ty durny błaźnie? Zabić go!
Zabójcy rzucili się na Jokera ale on ich wszystkich zasztyletował zanim zdążyli zadać cios. Jeden z ludzi został schwytany przez błazna, który przystawił mu nóż do kącika ust.
- Kiedy byłem dzieckiem, pamiętam taką scenę. - Joker zamlaskał. - Więc mój ojciec był straszliwym pijakiem. I on, no bił matkę. Gdy raz... raz przesadził. - Joker ponownie zamlaskał i spojrzał schwytanemu bandycie w oczy. - Zobaczył mnie, jak patrzyłem. Przystawił mi do ust nóż. I zapytał: Coś taki poważny synu? - Joker przerwał na chwilę, po czym powtórzył. - COŚ TAKI POWAŻNY SYNU!? - Znów zrobił przerwę, ofiara była wyraźnie wystraszona. Joker kontynuował:
- I... - Popatrzył przez chwilę błędnym wzrokiem na Agona. Po czym rozciął ofierze usta aż do ucha. Bandyta wykrwawił się na podłodze.
- Coś taki poważny? - Zapytał Agona.
- Jesteś nienormalny. - Odpowiedział drow.
- To ty jesteś nienormalny, a teraz daj się zabić.
- Żaden pacan nie stanie mi na drodze do artefaktów! - Krzyknął drow i wymierzył z kuszy do Jokera.
- E, nie robiłbym tego. Chyba nie chcesz zniszczyć własnego id? Nie chcesz już nigdy cieszyć się z zarzynania ofiar, z katowania innych? A co z obdzieraniem ze skóry? Cała twoja radość z tych czynności zniknie. Będziesz pusty i nie będziesz miał celu w życiu. Ja cię napędzam. Jestem uosobieniem twojej natury. Jestem bogiem. Mwahahahahahahaha! Nie bądź taki glupkowato poważny , bo ja mam uśmiech na mordzie i ty tez powinieneś mieć.
- Nudzisz mnie. Czas z tobą skończyć. - Agon prostym zaklęciem unieruchomił wroga, zamienił go w lodowy posąg, który następnie rozbił kulą ognia.
- Czas zemścić się na Irhaku. - Pomyślał drow.

Hobbicus

Hobbicus

19.06.2011
Post ID: 63288

Niezwykły wręcz zespół złożony z Zharvena i Anonima podążył w pierwszym lepszym kierunku. Anonim nucił po drodze jakieś pieśni, które zdawały się nie być w jakikolwiek sposób efektywne, ale przynajmniej były efektowne dla drowa oraz innych wędrowców, których mijali po drodze. Istotnie, śpiew Anonima był jedyny w swoim rodzaju. Melodyjność połączona z raz delikatnością, a raz siłą gwarantowały niesamowite doznania uszom wszystkich, których duet mijał. Mroczny elf czuł też się przy okazji zdecydowanie lepiej w towarzystwie bezimiennego. Nie tyle ze względu na jego samą obecność - ewentualne rozmowy były trudne do zniesienia, widać było iż Anonim nie jest duszą towarzystwa - lecz ze względu na jakąś dziwną aurę. Czyżby wydobywającą się ze śpiewu?...

Jednak Zharven nie wyczuł jednego - te wszystkie pieśni nie miały jedynie innych zabawiać. Anonim zdawał się podejrzewać, iż poszukiwany przez niego Anquietas teleportuje się z miejsca na miejsce. Te wszystkie słowa, nucone melodie ułatwiały mu poszukiwania oprawcy. A może to nie tylko melodie, lecz też coś, z czego sam zapomniany bohater nie zdawał sobie sprawy?...

*

W końcu Anonim i Zharven dotarli do Thomeheb. Drow rozejrzał się. Miasto jak miasto. Bezimienny jednak zdawał się być pewnym, iż to właśnie tutaj powinni szukać niszczyciela.

- Czemu akurat tutaj?
- Przeczucie~ podpowiada mi - odrzekł jak zawsze melodyjnie bezimienny.

Zharven zamilkł. Obserwował tylko, jak Anonim rozgląda się po ulicach, nie zwracając kompletnej uwagi na gapiów. I jak nagle zaczyna węszyć. Zupełnie jak pies, który znalazł trop.

- Popcorn? - zaszeptał cichutko i delikatnie, niczym mała, niewinna dziewczynka w białej sukience, która została zapisana do chórku przez zbyt ambitnych, arystokratycznych rodziców.

Nie wiedzieć czemu istota bez tożsamości ruszyła jak opętana niezdarnie przed siebie. Mroczny elf chcąc nie chcąc zaczął go gonić. Anonim przewracając się co jakiś czas i rozbijając o wkurzonych przechodniów zdawał się doskonale wiedzieć, jak w labiryncie wąskich, ciemnych uliczek znaleźć cel swoich poszukiwań i jednocześnie nie rozbić sobie głowy o rzezimieszków pałętających się za potencjalnymi ofiarami wczesnym wieczorem (bo trzeba nadmienić, iż właśnie ta pora panowała).

Anonim rozbił się za to o jakiś mały, niepozorny domek. Zharven zatrzymał się. Nie miał jednak pojęcia, czy śpiewak dotarł do celu, czy też może nie zdążył wyhamować. Nie miał też pojęcia, dlaczego to wszystko działo się tak szybko. Jeszcze niedawno przecież byli w zrujnowanej szkole! Czyżby coś zaginało czas? Coś tu jest zdecydowanie nie tak...

*

Irhak i Trith usłyszeli huk. Ściana naprzeciw drzwi załomotała przeraźliwie. Rusałek spojrzał niepewnie na źródło hałasu, ale nie zwrócił na nie jakiejś szczególnej uwagi. W przeciwieństwie do śmierdzącego popcornem Irhaka. On czuł, że coś jest nie tak... Czuł znajomą energię... zbyt znajomą...

Zharven

Zharven

19.06.2011
Post ID: 63295

Okna domu Tritha rozleciały się. Zharven wskoczył przez okno, a tuż po nim Anonim. Z ust Anonima zabrzmiał nagle śpiew. Wszyscy w pomieszczeniu poczuli się bardzo dziwnie... Szczególnie jednak to zadziałało na Irhaka, który nagle zaczął czuć się tak, jakby coś go zabierało z tego świata. Nie minęło dużo czasu i Anquietas stracił zupełny kontakt z rzeczywistością - zupełnie tak, jakby coś zabrało mu umysł. Patrzył tylko w pobliską ścianę pustym wzrokiem. Pieśń Anonima podziałała też trochę na Tritha. Zharven zabrał artefakty i zniknął, kiedy Anonim złapał rusałka i powiedział do niego:
- Wyja~śnieeń żądam jaa...

Sawyer

Sawyer

19.06.2011
Post ID: 63297

Sawyer zmierzając przed siebie i przez las, spotkał jakiegoś zakapturzonego mrocznego elfa.
Biegł prosto na niego, więc postanowił że zawali drzewa w lesie i go ogłuszy.
Drow biegł niczego się nie spodziewając kiedy to około 10 drzew spadło w jedno miejsce, nie mógł tej przeszkody ani okrążyć ani też przeskoczyć, drow się obrócił ale niestety za wolno, Sawyer przewrócił drowa na ziemie z taką siłą że kaptur mu z głowy spadł, lekko go to zdezorientowało.
Vexonoid zabrał worek, połowę rzeczy z niego wyrzucił do pobliskiego wodospadu, w worku zostały tylko artefakty, odszedł z nimi daleko w znajome miejsce...

- Hail to king baby... - powiedział do siebie.

Zharven

Zharven

19.06.2011
Post ID: 63308

Zharven szybko wstał i założył kaptur. Dogonił Vexonoida. Stał się niewidzialny i podbiegł od tyłu do Sawyera. Powalił go na ziemię kopnięciem w plecy i mu się pokłonił. Zabrał artefakty, ale worek się porwał, a lusterko upadło na cyborga, czego mroczny elf nie zauważył i nadal niewidzialny uciekł z dwoma artefaktami.

Sawyer

Sawyer

20.06.2011
Post ID: 63315

Sawyer zaśmiał się bo przewidział taką sytuacje od strony drowa.
Powalony Vexonoid był jedynie kukłą. a prawdziwy wyskoczył z krzaków, tym razem bez łagodności palnął swoim biczem prosto w twarz elfa robiąc mu długą bliznę pod okiem, rozproszony elf nie zwracał tak bardzo już uwagi na worek więc Sawyer nachalnie kopnął w ramie z workiem, wywracając przy okazji drowa. Sawyer po prostu wbiegł w las, lusterko dalej leżało gdzie leżało a Sawyer z dwoma artefaktami był już BARDZO DALEKO od drowa. Nie było go szans dogonić przez ten cały dzień, dlatego że Vexonoid posiadał naprawdę lekką zbroję.

EDIT
Vexonoid stwierdził po krótkim czasie że taka zabawa typu "uderz, zabierz i ucieknij" nie ma sensu.
Położył artefakty po czym zaczął odchodzić w nieznane ale jednak żałował i chciał je odnieść. W ostatniej chwili postanowił coś jeszcze zrobić zanim odejdzie, wziął artefakty pobiegł z powrotem wyczerpując większość swojej mocy, rzucił je na brzuch leżącego Zhaverana, po czym powiedział do niego żeby podszedł z nim po własność drowa.

- Choć szybko, podniosę to lusterko... - odpowiedział obojętny Sawyer.

Zharven

Zharven

20.06.2011
Post ID: 63316

Sawyer wrzucił lusterko do worka Zharvena i upadł wyłączony, a obok zmaterializował się... drugi Vexonoid, wyglądający jak Sawyer.
- Co to za sztuczki? - Drow spytał drugiego Sawyera
Zamiast odpowiedzi, otrzymał cios biczem. Mroczny elf odłożył worek z artefaktami i wyciągnął sztylet, doskoczył do przeciwnika i zadał mu cios w szyję, a następnie tak kopnął go w brzuch. Vexonoid zgiął się od ciosu i machnął biczem, powalając drowa. Zharven przeteleportował się za przeciwnika i wbił mu nóż w plecy. Trochę go tym unieruchomił, ale mimo to, cyborg błyskawicznie się obrócił. Wtedy Zharven wyciągnął swoje ostrza, a Vexonoid rzucił w oczy drowa biczem. Drow upadł oślepiony. Otworzył oczy i zobaczył spadające na niego drzewo. Odturlał się i zobaczył leżącego cyborga. Sztylet w plecach go wyczerpał. Zharven zabrał sztylet z pleców leżącego przeciwnika i artefakty i uciekł. Dobiegł do stoczni. Zobaczył odpływający statek, wrzucił na niego worek z artefaktami i uciekł.

Sawyer

Sawyer

20.06.2011
Post ID: 63320

Sawyer przez chwilę miał reset pamięci. Nie wiedział co robił, lekko uniósł swoje oko i ujrzał swoją mroczną stronę która próbuje wstać, położył się na nią po czym oznajmił szyderczo.

- Pójdziesz ze mną w zaświaty, robociku. - Po czym Sawyer wybił oko swojemu klonowi który zaczął jęczeć z bólu, nagle wybuchł on i zarazem Sawyer, wylecieli w powietrze i tak pojawił się znowu wybuch który ich kompletnie zdematerializował z tego świata, tak kończy się historia pewnego Vexonoida...

Trith

Trith

21.06.2011
Post ID: 63326

Może pieśń Anonima okazała się skuteczna na Irhaka, jednak jej działanie na bardzo niestabilny aktualnie umysł Tritha było całkowicie nieprzewidywalne...

Piosenka okazała się ostatecznie wsparciem niż atakiem... W pewnym sensie. Alicja nie była jedyną postacią, jaka nawiedzała umysł rusałka. W sumie takich bytów jest mnóstwo w imaginarium młodzieńca. Po zniknięciu Alicji wszystkie pozostałe istoty zaczęły walczyć o władzę nad umysłem chłopca, przez co stracił on kontakt z otoczeniem.
Pieśń Anonima co prawda wyłączyła prawidłową świadomość Tritha, ale równocześnie uciszyła i uśpiła większość zmagających się w jego głowie istnień. Pozostałe kilka w jakiś sposób doszło do ładu ze sobą na tyle, żeby przejąć kontrolę nad ciałem rusałka.

Trith wyślizgnął się z uścisku bezimiennego i zaczął jakby nigdy nic mówić sam do siebie... Kilkoma głosami, również kobiecymi. Żaden z głosów nie należał do rusałka, a słowa które były monologiem układały się raczej w dialog - Nareszcie trochę ciszy... Tylko skąd? Myślisz, że ja wiem? Ja też nie mam pojęcia. To sugeruje ingerencję z zewnątrz. Ale przecież Alicja już sobie poszła. Dlatego mówię też, że z zewnątrz, a nie z góry. A przestańmy się nad tym drobić, lepiej zacząć działać, żeby umocnić naszą pozycję tutaj... - mówiłby chyba bez końca, gdyby Anonim nie ponowił żądania.
- Wyja~śnieeń... - Zanim zdążył dokończyć, Trith mu przerwał. Rusałek zaczął wielogłosem objaśniać bezimiennemu wszystko od początku... Tak, WSZYSTKO, od SAMEGO POCZĄTKU - Zaiste... Najpierw była Lady Sophia. Nudziło jej się strasznie, więc zaczęła sobie podśpiewywać, a jej śpiew miał moc stwórczą... - Trith nawijałby bez końca, gdyby nie dostrzegł pewnego drobnego szczegółu...

Irhak stał wpatrując się w pustkę przed sobą wzrokiem tak strasznym i nienawistnym, że pewnie by nim zabił, gdyby skierował go na jakąś żyjącą istotę. To co jednak zwróciło uwagę zebranych to głośne krzyki wydobywające się z jego gardła. Jedne były całkowicie niezrozumiałe dla normalnej istoty i należały do anquietas, drugie zaś były dosyć czytelne i należały do Alicji. Wyraźnie prowadziły ze sobą kłótnię lub jakiś spór...
- Tenara avernakis! - Wrzasnęli anquietas.
- "Czego" się pytacie?! Spójrzcie! Przecież to ruina! Nawet na chwilę nie mogę zostawić... Zero wakacji, zero Krainy Czarów, zero łaski... Muszę to wszystko odkręcić, zanim Trith narobi więcej szkód. - Wycedziła Alicja.
- Enimun lupum purnum pravis intus. Aveo! - ascendenci dalej upierali się przy swoim... Cokolwiek by to było.
- No i co z tego, że zostawiłam. Teraz wróciłam. Ja tu próbuję łaskę robić i bałagan sprzątać, a mnie chcą przez okno wyrzucić! Ale nie pozwolę sobie! Wy się wynoście, w trybie natychmiastowym! To co się dzieje, na pewno was przerasta. -
- Nou ani Anquietas! Domivatus vestul motobilum. Ex uno disce omnes et ex omnes disce uno! Denar estoillac renin! -
- A czy zabiliście Jabberwocka? Nie. Zatem nie macie o czym gadać! Poza tym wy nie znacie odpowiednich metod. A to że jesteście starymi zgrzybiałymi... To nie ma nic do rzeczy! -
- Moros?! Netaro lacun nou! Netaro lacun Irhak! -
- Mało mnie obchodzi, co potraficie! Ja też posiadam spore możliwości... Nie zdziwiłabym się, jeśli większe od waszych... Poza tym dajcie już spokój! Jedyne co muszę robić, to pilnować tutaj porządku i nie życzę sobie, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał. -
- Vis orban verimas? Nou, uno, ventio... -
- No, w końcu jakaś sensowna propozycja... W sumie mogłabym mieć pewne trudności z samodzielnym uspokojeniem Tritha, skoro jakimś cudem udało mu się dokonać aż tego... -
- Thessara sua subo taonas fallatus cozars dormata indeo? -

Zanim jednak Alicja zdążyła odpowiedzieć na pytanie ascendentów, którzy na równi z nią nawiedzali Irhaka, odezwały się istoty kontrolujące Tritha - Alice? - Zabrzmiały cztery głosy naraz.
Irhak odwrócił głowę w stronę rusałka, Alicja odezwała się
- Ah, to wy! Mecana, Siladrielle, Arius oraz Rimario... - Alicja wymusiła na twarzy Irhaka grymas niezadowolenia - A wy wydawaliście się najbardziej sensowni z całego tego rozgardiaszu... Wytłumaczcie się z tego zamieszania! -
- O co nas oskarżasz... Nie mamy pojęcia. Kiedy opuściłaś, zaczęły się walki o władzę... Ale nagle cisza! Wszyscy zamilkli i poszli spać. Zostaliśmy tylko my. To musiały być wpływy z zewnątrz... - zastanawiały się persony kontrolujące Tritha.
Alicja przebywająca w Irhaku domyśliła, że sprawcą tego zamieszania ostatecznie okazał się Anonim, o którym to przed chwilą wspominali ascendenci.
Alicja zapytała jeszcze wskazując bezpardonowo ręką Irhaka na bezimiennego - Jest on wam do czegoś potrzebny, czy...? - w odpowiedzi otrzymała tylko porozumiewawcze spojrzenie.

Irhak zmuszony przez ascendentów i Alicję otworzył magiczny portal tuż za Anonimem, natomiast Trith kierowany przez swoje "nawiedzacze" wepchnął bezimiennego telekinezą przez dziurę w czasoprzestrzeni, która po chwili się zamknęła nim ten zdążył zareagować.

Anonim upadł na posadzkę głównej komnaty w piramidzie, w której jeszcze niedawno było lusterko. Wrota, które są jedyną drogą ucieczki dla tych, co nie znają sztuk teleportacji, dalej były szczelnie zamknięte. Zapomniany bohater wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilka nieprzytomnych osób leżących na podłodze, w tym jakiś skrzydlaty kościotrup. Było również kilka trupów w całkowitym tego słowa znaczeniu oraz Agon mniej więcej pośrodku pobojowiska...

Agon

Agon

21.06.2011
Post ID: 63327

- Co to za kolejne wariactwo? Czym jesteś? Zresztą nieważne! - Agon chwycił Anonima, drugą ręką dotknął Krzysiowicha i teleportował się wraz z nimi na zewnątrz piramidy.
- A teraz mów... - Ale drow nie zdążył dokończyć, gdyż usłyszał znajome głosy.
W kierunku piramidy szło dwóch mężczyzn.
- Irhak powinien być wewnątrz panie Kidd.
- Naturalnie panie Wint. Oczywiście...
Agon wyskoczył przed Winta i wystrzelił z kuszy w samo serce. Człowiek padł martwy. Teraz w kierunku drowa zaczął biec Kidd ale mroczny elf był szybszy. Rzucił zaklęcie unieruchamiające na przeciwnika.
- Zabiłem niepotrzebnego. Ciebie też zabiję bo nie daliście mi szans na przeżycie. Jednak wasza ignorancja jeśli chodzi o magię jest doprawdy zatrważająca. Słyszałeś coś o teleportacji? - Agon wyciągnął kukiełkę i jednocześnie rozproszył czar unieruchamiający. Kidd odzyskał władzę nad ciałem, jednak tylko na chwilę. Drow teraz użył innej formy magii i człowiek zaczął zwijać się z bólu.
Anonim i Krzysiowich widzieli jak kukiełka w dłoni drowa zaczęła płonąć zielonym płomieniem.
- Nic ci nie powiem... AAA! - Kidd po tych słowach doznał konwulsji.
- Co powiedziałeś? - Spytał Agon.
- Nic nie powiem. - Wydyszał człowiek.
- Nie dosłyszałem. Mógłbyś powtórzyć dla kogo pracujesz?
Kidd pomimo doznawanych cierpień milczał. Agon stracił cierpliwość i ścisnął kukiełkę w dłoni. W tym momencie dało się słyszeć trzask łamanych żeber.
- Erther! Drow Erther! - Zajęczał człowiek.
- Dziękuję, więcej nie trzeba. - Powiedział Agon po czym rozerwał kukłę na strzępy. To co wydarzyło się z ciałem Kidda było bardzo dziwne. Starczy powiedzieć, że Agon go uśmiercił.
- No czas ruszać! - Drow zawołał do swoich nowych towarzyszy.
Choć się różnili łączył ich jeden cel - odnaleźć Irhaka. Krzysiowich chciał odzyskać kulę, Anonim dowiedzieć się dlaczego szkoła w której sprzątał została zniszczona tak, że ledwo uszedł z życiem. Agon pragnął zemścić się na Irhaku za to, że odebrał mu kulę i wrobił go w walkę ze swoim alter-ego w piramidzie, chciał się też dowiedzieć czegoś o Ertherze. Jedynie Zharven wiedział, że Erther został zabity.

Zharven

Zharven

21.06.2011
Post ID: 63328

Drow oddalał się od stoczni, ale nie wiedział, dokąd idzie. Uwolnił się już od artefaktów. Teraz szukał Anonima, ale nie pamiętał drogi do Thomeheb, bo podczas ucieczki nie zdążył jej zapamiętać. Wiedział tylko, że uciekał przez jakiś las. Miał nadzieję, że Anonim załatwił już sprawę z Irhakiem i Trithem. Zharven być może długo jeszcze szukałby Thomeheb, gdyby nie spotkał Agona, Krzysiowicha i Anonima.
- Hej! Chodźcie tu! - krzyknął Zharven do Agona i jego towarzyszy, gdy zobaczył ich w oddali.
Wszyscy trzej podeszli do Zharvena.
- Vendui! Co wy robicie na tych pustkowiach? - Radosny i zmęczony zapytał Zharven
Agon, Krzysiowich i Anonim powitali Zharvena, nie spodziewali się tu go spotkać.
- Wracamy z piramidy. Ja byłem tam, aby odebrać Irhakowi artefakty, Krzysiowich szukał w piramidzie lusterka, a Anonim został tu wrzucony przez Tritha. Teraz szukam drowa Erthera i Irhaka - Odpowiedział Agon
- Drowa Erthera? On nie żyje, rozszarpały go czarne smoki zesłane przez Malassę.
- Bardzo dobrze, teraz możemy poszukać Irhaka, każdy z nas chce się na nim zemścić. Dołączysz do nas?
- Dobra, też chcę się na nim zemścić. Prawie mnie zabił.
- Ruszajmy.
Teraz już we czterech wyruszyli, aby zemścić się na Anquietasie. A tymczasem statek, na którym znajdował się worek z artefaktami, był już daleko na morzu.

Irhak

As Gier Irhak

21.06.2011
Post ID: 63350

Umysł Irhaka był niczym wielki jasny pokój, oczywiście pusty. Znajdowali się w nim wszyscy, którzy korzystali z jego ciała - prócz niego samego. Obecność Anonima podtrzymywała zaklęcie, a gdy on zniknął, to i ono prysło. Zbliżała się ciemność, która była jaźnią anquietasa.
- Ty, Alicjo, zostajesz - odezwał się głos. - Reszta spadówa z mojego umysłu!
Nie czekając na niczyją odpowiedź, wyrzucił niechcianych gości.
- Będziesz przebywać tutaj, Alicjo - kontynuowal wywód - do czasu, gdy będziesz potrzebna. Pomożesz mi wtedy poustawiać jaźń Tritha w odpowiedni sposób.
- Miło z twojej strony, iż przyznajesz się do bycia na tyle słabym i głupim, by nie poradzić sobie z Trithem. Ale nie musisz mi udzielać przestrzeni w twoim zatęchłym łbie. Przyjdę kiedy będę potrzebna, a teraz... Gdzie tu są jakieś drzwi, lub przynajmniej dziurka od klucza?
- Myślisz, że mi uciekniesz? Niedoczekanie Twoje! Jesteś w odizolowanej części umysłu. I będziesz tu siedzieć tak długo jak JA będę tego chciał!
- Jestem pewna, że jak zacznie mi się nudzić to mnie wypuścisz. Przecież nie od dziś mieszkam w umysłach ludzkich! Wiem jak się do nich dostać, wędrować do nich i się z nich wydostawać. A jeśli rzeczywiście ta przestrzeń jest szczelnie zamknięta, to posiada ona granice, które jestem w stanie przekroczyć, ściany, które potrafię zburzyć. Mam doprowadzić twój umysł do ruiny zanim sobie pójdę?
- Nie jestem człowiekiem - rzucił i zakończył rozmowe mając ważniejsze rzeczy do roboty.
W końcu odzyskał kontrolę nad swoim ciałem i od razu zauważył brak artefaktów. Dał jakiś zwój (gdyby on chociaż wiedział jak to zrobił!) Trithowi i rzekł:
- Gdy się ocknie właściciel ciała, powiedzcie, by wykorzystał go do teleportacji do Ank-Shum-Rakh.
"Rozmówcy" zrozumieli i przytaknęli. Irhak teleportował się do najbliższego artefaktu, który wyczuwał. Okazało się, że był na statku, a kula lewitowała dając mu znak, gdzie ma iść. W końcu znalazł to co mu zniknęło i mógł wrócić do siebie, jednak teleportacja zawiodła go do ruin szkoły. Obejrzał kulę po raz pierwszy dokładnie. Podobnie uczynił z rękawicami. Jednak z lusterkiem się bał. Był wręcz przerażony. Zanim go dotknął, ukrył pozostałe dwa szczelnie w kopule przy swoim ciele, by nikt ich nie zabrał. W końcu chwycił lusterko i zaczął się materializować kształt. Tego się obawiał Irhak - pora na walkę. Tym kim się zmaterializował byli nie kto inny jak Callav.
- Przecież już was pokonałem!
- Widać coś schrzaniłeś wtedy i jest nam dobrze z tego powodu. Teraz dokończymy to co zaczęliśmy.
- NIE! - ryknął ascendent i rzucił się na upiora. Niestety przeleciał przez niego jak przez dym. - Co do...?
- To koniec. Poddaj się naszej woli. Teraz nie wygrasz.
- A właśnie, że wy!
Irhak rzucił pełną dezintegrację na Callava, który wybuchł, a fala uderzeniowa ruszyła ku anquietasowi. Wtedy pojawił się Trith i Irhak już wiedział co trzeba zrobić. Nie bronił się przed falą, a uwolnił Alicję, ukazując jej dziurkę od klucza. Moc uderzenia wyrzuciła większość jaźni z ciała anquietasa i wrzuciła ją do umysłu rusałka...

Krzysiowich

Krzysiowich

22.06.2011
Post ID: 63382

Krzysiowich obudził się. Leżał na ziemi pod jakimiś drzewami. Noc. Niedługo świt. Rozejrzał się. Obok niego na ziemi leżeli Zharven, Agon i... trzeciego towarzysza wyprawy nie znał. Spróbował sobie przypomnieć skąd się tu wziął. Ostanie co pamiętał, to czas gdy pokonał ostatniego żywiołaka i zemdlał. Potem przez długi czas czuł się jakby chwiał się na granicy życia i śmierci (jako, że był nieumarłym to oczywiście jest to przenośnia) aż wreszcie zapadł w głęboki sen. Potem nie było już nic. Pierwsze promienie słońca wzeszły na wschodzie. Pierwszy obudził się Agon (pechowo ustawiony tak, ze na niego pierwszego poświeciło światło, a jako, że był drowem nie cierpiał światła). Zaklął głośno (przy okazji budząc nieznajomego) i spojrzał na nekromantę.
- O, już wstałeś. Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz. - odpowiedział trochę zaspany i zdenerwowany.
Nieznajomy podniósł się i spojrzał na Krzysiowicha. Ten zadał pytanie:
- Kim jesteś?
Odpowiedział Agon:
- Powiedział, że zwą go Anonimem.
- Dobra. Witaj Anonimie. Może moi... hmm...przyjaciele już ci powiedzieli jak mam na imię. Ale dla pewności: Jestem Korell, ale mów mi Krzysiowich.
Anonim odpowiedział tak, jakby śpiewał:
- Wi~taj.
Teraz obudził się Zharven. Gdy zobaczył nekromantę powiedział:
- Najwyższa pora! Śpisz już parę dni!
Znowu odezwał się Agon:
- No! Dość tych pogawędek! Musimy już iść!
- Ale właściwie to gdzie idziemy? - dopytywał się Krzysiowich,
- Tez pytanie! Oczywiście idziemy zemścić się na Irhaku! - odparł zniecierpliwiony drow.
Nekromanta zamyślał się. Czy naprawdę zależy mu na zemście? A zresztą: przecież na razie nie miał nic innego do roboty.
- No dobra. To idziemy! - powiedział entuzjastycznie. Po chwili się zawahał - a właściwie to w którą stronę idziemy?
Agon westchnął, po czym ruszyli.

Irydus

Irydus

22.06.2011
Post ID: 63383

Asseo siedział w bibliotece już któryś dzień, przetrząsając książki o artefaktach. Ku irytacji bibliotekarzy popijał przy tym mocne korzenne napary, aby nie zasnąć. Znalazł kilka wzmianek o pradawnych artefaktach wzmacniających magię. Jednak im dokładniej szukał tym bardziej zastanawiał go fakt, dlaczego zwą się kluczami, skoro praktycznie nikt nie pisał co otwierają.

Chłopak rzucił na stos książek przeczytanych kolejny wolumin, i udał się do bibliotekarza niosąc pokaźny stos ksiąg.

- Skończyłem, ale chciałbym zajrzeć do "Historii skarbów wszelakich" autorstwa Necko Ambery.
- Hmmmm, proszę zaczekać, muszę zajrzeć do katalogu.

Asseo wziął głęboki wdech, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się od puszczenia bibliotekarzowi wiązanki przekleństw.

"On tu znowu jest."
"Ten dziwny osobnik z karczmy?"
"Tak, siedzi w sali obok i czyta książkę której szukasz."
- Intrygujące...

Chłopak ruszył w stronę dużej czytelni, zupełnie zapominając o bibliotekarzu grzebiącym w katalogu.

- Znalazłem, tę książkę, której pan szuka. Zdaje się, że ktoś ją czyta. - powiedział starzec podnosząc się znad szuflady.
- Poszedł sobie?! Co za ignorancja, ta dzisiejsza młodzież nie ma szacunku do starszych. - dodał widząc, lub raczej nie widząc Assea.

Tymczasem niewychowany młodzian wszedł do czytelni i rozglądnął się za gensaiem. Dostrzegł go siedzącego w kącie sali, prawie przy ostatniej ławce. Podszedł do niego spokojnie, raz po raz rozglądając się na boki i udając, że zagląda ludziom do książek. Podszedł tak do stołu Alkarina i przyjrzał się temu co czyta. Na stronie był szeroki opis Świątyni Gwiezdnego Ognia i przetrzymywanych przezeń artefaktów.

Szuka łańcucha ognia!
Widzę.
- Ciekawa lektura? - spytał gensaia, gdy ten, chyba lekko poddenerwowany zaglądaniem przez ramię, spojrzał na blondyna.

Alkarin

Alkarin

22.06.2011
Post ID: 63384

- Jest w niej to, czego szukam, czyli informacje o pewnym przedmiocie - odpowiedział genasi chłopcu. - Niektórzy są gotowi zabijać, by go zdobyć.

Więc łańcuszek znajduje się w posiadaniu tych przeklętych kapłanek. Ciekawe czy ten młodzieniec nie zechciałby mi pomóc, jeśli doszłoby do walki byłby obiecującym wsparciem. Tylko jak go przekonać, by poszedł ze mną do klasztoru? Cóż... Pożyjemy, zobaczymy. Jedna osoba w drużynie więcej, a karczma, w której zostawiłem przyjaciół jest po drodze do klasztoru. W najgorszym wypadku pojadę tam sam.

- Jak się zwiesz? - zapytał Asseo - Ja mam na imię Alkarin. Może zechciałbyś wyruszyć ze mną w podróż po ten przedmiot, o którym szukałem informacji w tej księdze. Może mógłbym nauczyć cię trochę o magii w trakcie podróży, wyczuwam w tobie bardzo silną magię. Żaden czarodziej nie chciałby taka moc zmarnowała się. Zastanów się nad tą propozycją. Zastanów się i daj mi odpowiedź do jutra. Znajdziesz mnie w Oberży "pod Oswojoną Mantikorą".

Alkarin oddał książkę bibliotekarzowi i poszedł do oberży.
Spędził w bibliotece większość dnia szukając informacji na temat któregokolwiek z kluczy. Gdy doszedł do karczmy, zamówił u karczmarza coś do zjedzenia. Po posiłku poszedł na krótki spacer po ulicach Thomeheb. Nadchodził wieczór...

Hobbicus

Hobbicus

23.06.2011
Post ID: 63403

Anonim sam sobie się dziwił. Wydawało mu się niesamowite, że ta cała intryga związana z anquietasem pozwala mu na podróżowanie z czwórką tak specyficznych osób. Bezimienny zaczął - o zgrozo - darzyć to towarzystwo specyficzną sympatią. On - prawdopodobnie najdziwniejszy bohater wszech czasów! W towarzystwie dwóch drowów i kościotrupa! Nic dziwnego, że tym razem napotkani okoliczni wędrowcy nie byli zachwyceni piosenkami nuconymi przez niego w czasie drogi. No i że ewentualne rozmowy między nimi były bardzo sztywne.

Zharven nagle zauważył, że specyficzny głaz o kształcie przypominającym połączenie kapusty z dynią już mijał. Ale wtedy najpierw przechodził przez polankę, tymczasem polanka ta znajdowała się za kamieniem.

- Idziemy w złym kierunku!
- Jak to? - zapytał zaskoczony Agon.
- Do Thomeheb powinniśmy iść w drugą stronę! Wiem to, widziałem już tę skałę!
- Anonim nas prowadzi...
- Nie Thomehee~b naszym ceeeeleeem jeest... - odparł bezimienny melodyjnie.

Zharven zamilkł. Krzysiowich wolał się nie wtrącać, w końcu nie był do końca pewien, co tu się właściwie dzieje. Agon jednak nie dał za wygraną.
- Przecież Irhak powinien być w Thomeheb! Tam go złapał Zharven i tam go unieruchomiliście!
- Oczy twe~ nie zobaaaczą gooo tammm...
- A skąd ty to możesz wiedzieć?! - po tym pytaniu bezimienny się zawahał. Sam przecież nie znał na nie odpowiedzi.
- Zaufaj mi~.

Agon był nieco zdenerwowany. Nic nie wiedział w końcu o tej dziwacznej istocie, a nie dość, że ta się nimi rządzi, to jeszcze inni się na to godzą! Nie chciał jednak kłótni - w końcu mają wspólnego wroga - toteż milcząco ruszył za resztą.

Po jakimś czasie przy melodiach nuconych przez Anonima drużyna dotarła do ruin szkoły. Bezimienny zatrzymał się ku zaskoczeniu Zharvena. Mroczny elf nie do końca rozumiał, dlaczego akurat tutaj Irhak miałby się pojawić. Zresztą nikt nie wiedział, łącznie ze śpiewającym przewodnikiem. Ten jednak miał wewnętrzne przeczucie. No i węch. Wszyscy czuli delikatną woń popcornu unoszącą się w powietrzu.

Nagle wszyscy zwrócili uwagę na wybuch, który przed chwilą nastąpił. Parę kamieni poleciało w różne strony. Irhak leżał nieruchomo, ni to żywy, ni martwy.

Anonim począł śpiewać. Śpiew ten miał na celu przyzwanie Irhaka do całej grupki. Nie był to jednak zwykły śpiew - to by było zbyt proste. Ten śpiew działał bezpośrednio na umysł anquietasa. Jeżeli jego jaźń znajdowała się w pobliżu, to musiała to usłyszeć. Pytanie tylko czy zareaguje na tę dziwną prośbę...

Irhak

As Gier Irhak

23.06.2011
Post ID: 63415

Irhak znalazł się w umyśle Tritha. Nie miał pojęcia, jak mogło do tego dojść, ale już wcześniej przeczuwał, że tak się stanie.
Wylądował na jaśniejącej platformie zawieszonej w czymś co wyglądało na jakąś chaotyczną pustkę. Nie można było odmówić jej określenia, mimo że wokół wciąż coś latało. Irhak rozejrzał się i zobaczył biegnącą nieopodal ścieżkę. Podążył nią. Po chwili zauważył jeszcze kilka innych dróżek, które najwyraźniej zbiegały się w jednym punkcie, choć szły z różnych kierunków. Punkt ten był znacznie oddalony od bohatera, który rozejrzał się ponownie. Gdyby nie ścieżki, nie zauważyłby, że cała sceneria wręcz tonie w bardzo ciemnych odcieniach silnej, karminowej czerwieni, granatu głębokich wód oceanu czy zieleni krzaków w gęstym lesie. Wśród tej harmonii kolorów można było dostrzec zlewające się w jedno z kolorytem 'tła' mechanizmy, na które składały się różnej maści tkanki (m.in. żywcem obranej ze skóry żaby (wykrwawiała się powoli szkarłatem, niczym na talerz, z którego zaraz zostanie zjedzona), czy bawolego serca - rozciętego i rozłożonego płasko, wciąż ociekającego krwią, której nie zdążyło wypompować przed wyrwaniem z cielska bydlęcia, a która łączyła się harmonijnie z kolorem ropiejącej krwi reszty 'tła'), a nawet całe organy (np. płuca, które wciąż dramatycznie pompowały powietrze pomimo widocznej ropiejącej martwicy ich tkanki czy jelit rozciągniętych krwawo na całą długość horyzontu, wcześniej wywróconych na drugą stronę).
W miarę jak Irhak posuwał się do przodu z lekkim obrzydzeniem na twarzy (w końcu już niejeden raz widział wybebeszonego potwora), dostrzegał kolejne szczegóły otoczenia. Ponad nim krążyły fragmenty murów, czy budynków, które sprawiały wrażenie jakby pochodziły od dziwacznie wykręconej wieży. Niektóre z nich były wraz z meblami jakiegoś psychodelicznego właściciela czy innego psychopaty. Wszystkie jednak w jakiś sposób łączyły się z maszynami i organami (także tymi, na których można było wygrywać różne melodie, co lekko zdziwiło ascendenta). Gdzie indziej krążyły planety, księżyce i inne ciała niebieskie (niektóre rzeczywiście były niebieskie od kryształu, z którego zostały wykonane), również zespolone z jakimiś fragmentami powykręcanego muru. Cześć z tego była kolorowa, inne szarawe. Również samo niebo wskazywałoby z jednej strony na dzień, ale patrząc pod innym kątem czy w inne miejsce sugerowało noc.
Irhak spojrzał jeszcze raz na świetlisty punkt, który był coraz bliżej. Teraz mógł ujrzeć strumienie światła, jakby namalowane ręką pijanego malarza szerszym pędzlem. Wiły się żywo delikatną mgiełką wokół owego źródła, by ostatecznie rozpłynąć się w pustce przestrzeni, która je otaczała. Niektóre zanim znikały układały się w jakieś kształty czy litery, albo postacie, które jednak zdążały zniknąć nim anquietas je rozpoznał.
Po chwili był w środku tego światła. Unosił się w nim, okrążając cała scenerię. Na samym środku klęczał Trith, a raczej jego mentalna reprezentacja, cały obwiązany wszelkiej maści sznurami, pasami, linami, kaftanami i czym się dało. Rusałek spojrzał na ascendenta, który zauważył, że ten ma zakneblowane usta.
Pozostałe pięć postaci było rozłożonych tak, że stanowiły wierzchołki piramidy o planie kwadratu. Na jednym krańcu stała kryształowa kobieta, która jaśniała swoim własnym pryzmatycznym światłem. Trzymała ona wiązkę światła, które uniemożliwiało ruchy rusałka. Przelatując za nią, Irhak zobaczył, że jej plecy nie były jednolite, ale roztrzaskane niczym kryształ rzucony o ziemię z wysokości czwartego piętra. Z owej dziury wyłaniał się spokojny obraz wiosennie błękitnego nieba, które przepełnione było swobodnie dryfującymi kryształami, niby odłamkami pleców Siladrielle (ascendent sam nie wiedział skąd, ale jednak znał imiona wszystkich postaci), oraz wiązkami światła, które wyznaczały zależności geometryczne między obiektami.
Po drugiej stronie klęczącego rusałka stała inna kobieta. Była robotem, połączeniem żelaza i tworzyw sztucznych. Trzymała swoją ofiarę wiązką przewodów, z której wyskakiwały co jakiś czas iskry. Jej przód wypełniały ornamenty o barokowym przepychu, a tył był związany z otaczającym światłem przewodami, rurami i innymi siłownikami za pośrednictwem ogromnego kompleksu maszynowego, wyglądającego na kiepskie połączenie stylów industrialnych.
Po jej lewej stronie stał uroczy młodzieniec Ariusem zwany. Ubrany tak, że nie wyróżniałby się w świecie XX wieku, gdyby nie długie, niebieskie włosy o wszelkich możliwych odcieniach, od błękitnego nieba wiosennego, poprzez głębinowy granat aż po koloryt burzowego nieba. Cała postać niemal zlewała się z tym co miał za sobą - niebem pełnym gwiazd, mgławic i innych ciał niebieskich.
Rimario był ostatnim, który trzymał mocno Tritha. Z twarzy był niczym psychopata pełen dworności. Włosy miał czarne, hebanowe, a miejscami wybuchały przebłyskami rubinowej czerwieni. Ubrany w czarno-czerwone, ciężkie, pomarszczone szaty, zasłaniające całe ciało, trzymał za mackę ściśniętą czarnymi pasami tak mocno, że zaczęła ściekać z niej krew niczym wielki, ropiejący krwistoczerwony śluz. Spod jego szat wypełzały inne macki, wraz z kawałkami mięśni rozerwanych dzikimi, wykrzywionymi zębami oraz inne kawałki mięsa czy innych organów (w tym przegniła wątroba i śledziona). Zlewało się to wszystko za nim w postapokaliptyczny krajobraz ściekający śluzowatą krwią i rozpaloną smołą.
Całą tą scenę dopełniała pętla na szyi rusałka, za której stalową linę trzymał nie kto inny niż Alicja, wokół której nic innego nie było.
- Wszytko ładnie pięknie, ale co do cholery wy tu wyprawiacie? Hę? Powie mi ktoś?
Alicja jako pierwsza zauważyła intruza w umyśle Tritha.
- No jak to co? Robimy to co zwykle?
- Oh really? Co on takiego zrobił, że aż pięć osób go trzyma na uwięzi?
- Żyje. Tyle wystarczy - odezwał się Rimario.
- Daj spokój, Mr Tentacle - spokojnym głosem skarcił Arius. - Po prostu trzymamy go blisko nas.
- Pomijając to, co oni wygadują, zastanówmy się - ponownie odezwała się lewitująca dziewczyna. - Jeśli go puścimy, zacznie spadać.
- Hmm... jeśli on zacząłby spadać, to czemu ja się jeszcze unoszę mimo, że nie używam swoich skrzydeł? - A właśnie! Gdzie one są? Kiedy je straciłem? Co jeszcze utraciłem? I ile? dokończył już w myślach.
- Może to wynikać z tego, że ty jesteś tutaj tylko zwykłą interferencją - odpowiedziała Mecana - mało znaczącą projekcją, której nie dotyczą takie same prawa, jakie obowiązują rzeczywiste ciało mentalne Tritha.
- Poza tym, my nie jesteśmy jakimiś sadystycznymi... którzy trzymają go tutaj, żeby robić mu krzywdę, tylko po to, żeby go chronić - tłumaczył z niezwykłym spokojem Arius.
- Mów za siebie, Gwiazdor - zirytował się psychopatyczny młodzieniec.
Irhak wybuchł śmiechem.
- Wybaczcie, ale widzę to trochę inaczej - potem spojrzał po raz pierwszy od wejścia w światło na Alicję. - A ty, moja droga, chyba miałaś go chronić przed nimi, a ty najnormalniej w świecie im pomagasz!
- To, że dla ciebie to wygląda jak wygląda, to twój problem. Gdybyś patrzył na to inaczej, inaczej byś to widział. I nie mówiłam, że będę odpędzać wszystkich, którzy chcą mieć nad nim wpływy, ale mówiłam, że zaprowadzę porządek w jego głowie. A teraz jest dosyć stabilnie. Nawet się nie wyrywa.
- Czego się tak boicie? Że gdy go wypuścicie spod swojej władzy to pozarzyna wszystkich i zniszczy wszystko wokoło? No dajcie temu pax i puście go w spokoju - mówił ascendent coraz bardziej rozbawiony. - Możecie nawiedzać umysły innych, np. Agona czy Zharvena, z których was nie będę wyganiał, a może nawet pomogę zdobyć. A ty Alicjo byś miała swobodny wstęp do mojego, ale tylko ty. Reszcie wara od mojej świadomości! To jak? Zostawiacie go i przenosicie się do innych? To moja ostateczna propozycja i jedyna by wszystkich zadowolić.
- Materia problemu jest bardziej złożona, niż może się wydawać... - zaczęła Mecana.
- Nonsens, nie - wtrąciła się Siladrielle. - Materia jest prosta i przejrzysta. My nie możemy opuścić jego, on nie może opuścić nas. Deklarując nasze odejście z jego sfery mentalnej dokonamy samounicestwienia. Wyjątkiem jest Alicja, która egzystuje również na innych płaszczyznach i wymiarach. Poza tym, również Trith by ucierpiał na naszej stracie. Może stworzył nas w różnych celach, ale ostatecznym naszym zadaniem jest utrzymywać jego egzystencję.
- Rzeczywiście - skwitował ascendent. - Jak się wam przyjrzeć to macie coś z niego. Oczy, włosy czy nos. Nawet Alicja. A jego egzystencja była za to przed wami i musi być po was. Niemożliwe jest, by wytwory imaginacji podtrzymywały życie.
- Ale tak właśnie jest. Może nie aż tak dosłownie, ale... - wtrącił Arius. - Przyznajmy się w końcu. Trith jest kimś więcej... Przynajmniej był. Kiedyś nie byliśmy zwykłymi wymysłami. Żyliśmy i rządziliśmy w świecie, który kiedyś dla nas stworzył. Jednak z czasem zaczął słabnąć. Z istoty o mocach wręcz boskich upadał powoli do poziomu zwykłego człowieka, tracąc większość wspomnień, ledwo my się uchroniliśmy od zagłady, świat przez niego stworzony zniknął we mgle zapomnienia... I już nie wróci. Żeby uchronić jego i samych siebie przed postępującym rozpadem wypełniamy sobą pustki w jego umyśle. To co teraz tu widzisz, to nie Trith, lecz tylko cichnące echo tego, czym kiedyś był, marionetka powoli tracąca życie, którą musi poruszać niewidzialny lalkarz, żeby zachować pozory sprawnego funkcjonowania.
- Sugerujesz descendenta? - zdziwił się Irhak. - Słyszałem, że kiedyś był taki jeden, ale kolektyw ascendentów poświęcił się, by uratować go, ale jedynie zawiesili go pomiędzy formami życia. Od tego czasu nikt już nie próbował tego...
- Tylko nie mów, że masz zamiar cokolwiek poświęcać dla tej rozpadającej się kukły - zareagował Rimario. - Jeśli chcesz go od czegoś uratować, to na pewno nie od nas. Może i sprawiamy mu tym ból, co mi zresztą pasuje, ale przynajmniej utrzymamy go w stanie względnej używalności wystarczająco długo, że do dnia swojej śmierci nie zauważysz zbyt wielu różnic. Nawet wybudowaliśmy Wieżę Magnetyczną, żeby się nie zużył zbyt szybko.
- Taa... ale zużywacie jego energię zamiast mu ją uzupełniać, co jestem w stanie robić. Wiem jak to robić i jak ciągnąć energie od wymarłych gwiazd... tylko po to, by dawać ją mu! -tu wskazał klęczącego rusałka ręką anquietas. W tym samym czasie Arius skrzywił się, co Mr Tentacle skwitował śmiechem - A co? Może wolicie bym się przyłączył do was i miał nad nim władzę, co?
- Tu nie chodzi o rezerwy mocy - wtrąciła się Siladrielle. - On ma jej tyle, że wystarczyłoby jej na jedną wieczność rozrzutnego użytku. W dodatku wszelkie braki same się uzupełnią. Problemem jest to, iż gdy Trith nadmiernie eksploatuje swoje moce, rozpad postępuje szybciej. Wieża Magnetyczna jest zaworem, który hamuje postępujące zniszczenie.
- Sil, możliwe - rzekł zatroskanym głosem Irhak - ale nie wolno nikogo ograniczać. Każdy sam powinien decydować kiedy użyć czegoś i jak często...
- Oczywiście, tylko z niego już tak niewiele zostało, że nie jest w stanie samemu nic zrobić - odparła zagadnięta. - Czy trzymając kukiełkę robisz nią co chcesz i uważasz za słuszne, czy puszczasz ją i czekasz a nuż ożyje i sama postanowi coś zrobić? My podejmujemy te decyzje, gdyż należą już one do nas. Co więcej, podejmujemy je dobrze.
- Poza tym, co ty taki łasy na jeszcze jeden sznurek przyczepiony do tego wraku człowieka, z którego powoli uchodzi życie? Każdy ciągnie w swoją stronę i to akurat nikomu się nie podoba. Nie potrzebujemy więcej konkurencji - zirytował się Rimario. Irhak stanął tuż koło niego.
- A co gdybym któremuś pomógł w ten sposób? - składając propozycję, zauważył, że jego rękę pokrywa cień.
- Rimario w nagrodę by cię poćwiartował - rzekła zapomniana chyba przez wszystkich Alicja - Arius tylko uśmiechnął się uprzejmie i zniknął niewiadomo gdzie. Mecana oraz Siladrielle może w tym wypadku okazałyby nieco rzeczywistej wdzięczności, ale mniemam, że te dwie wykluczyłeś na samym początku.
- No cóż... to może go zastąpię - spojrzał Rimario w oczy z sadystycznym uśmiechem.
- Gluty! - rzucił Rimario i tym momencie na Irhaka spada wodospad paskudnego, cuchnącego śluzu, ale zdążył się uchylić. - Prędzej sam bym rozbił umysł Tritha w drobny pył, ot tak żeby nie umierać samotnie. Poza tym, ty się nie nadajesz. Myślisz, że wysysanie z niego krwi jest dla mnie czystą przyjemnością? Mylisz się. On jest trucizną, narkotykiem, mimo iż jeszcze pożywieniem. Poza tym, żeby choćby trzymać go przed dalszym upadaniem, musiałbyś cały swój czas spędzać w jego umyśle, co nie byłoby ci na rękę, gdyż chyba jeszcze posiadasz własne ciało.
- Wiesz, jakoś to ciało nie jest adekwatne do definicji - zaczął ascendent. - Właściwie jest to czysta energia, która przez większość czasu zachowuje się jak materia, więc... nie mam ciała. I co mi na to powiesz?
- Może... Tutaj i tak nie masz ciała. Ale i tak się nie nadajesz. Ledwo widzisz połowę tego, co jest tu do zobaczenia, o rozumieniu już nie mówiąc. Poza tym, ty jesteś tutaj kompletnie obcy. Z nikim się nie dogadasz. A tak w ogóle, to Trithowi się nie spodoba, jak jakimś cudem mnie zniszczysz. A właśnie! Czemu się tylko na mnie uwziąłeś? Pod jakim względem te baby lub bujający w obłokach błękitnowłosy są lepsi ode mnie?
- Ty się po prostu wybijasz z otoczenia - stworzył cienistą kulkę, którą się bawił w ręku. - Swoją drogą czego się tak boisz zmieniając otoczenie? Znam parę osób, u których się Ci spodoba. Są nawet większymi psychopatycznymi sadystami od Ciebie.
- Ja się wybijam? Ja tu pasuję doskonale! Stanowię odpowiednią opozycję dla tej rozmarzonej chmurki - spogląda zniesmaczony na Ariusa. - Oraz tego wielce dostojnego posągu czystości i światłości - z jeszcze większą odrazą patrzy na Siladrielle. - A Mecana wcale nie jest taka święta. Może opakowanie od przodu ma ozdobne, ale jej ciało wcale nie jest czystsze i ładniejsze od mojego - wskazał na pokryte sadzą, wyrzucające z siebie strumienie dymu machiny za Mecaną.
- Och, nie martw się nimi. Każdy ma swoją role do spełnienia - druga ręka Irhaka pokryła się cieniem. - Czyżbyś nie wyczuwał tego napięcia za moimi plecami? Wręcz mają nadzieję, że z Pentaviratu stanie się Quadravirat. Jestem nawet skłonny dać im to na co tak liczą. Nawet z nawiązką. Ostatnia szansa byś się wycofał z tego umysłu i oddał się w moje władanie. Za jakiś czas będę miał zapewne materiały, byś znowu żył, miał swoją własną wielką władzę i kontrolę nad własnym ciałem. Jedyne co musisz zrobić to zostawić Tritha, uwolnić go spod swojej władzy i oddać swe istnienie w moje ręce.
- Ej! Zostaw go w spokoju! - wtrącił się Arius, a jego głos brzmiał jak grzmoty, a oczy zapłonęły niczym burza ognista. - Może za nim nie przepadam, ale ty jesteś tutaj gościem i nie masz prawa się tutaj gospodarzyć! Nikogo nie interesują twoje oferty ani groźby. Gdy tylko staniesz się zbyt uciążliwy, a wierz mi że się do tego zbliżasz, to w najlepszym dla ciebie wypadku po prostu cię stąd wyrzucimy!
- Ari, po raz pierwszy widzę ciebie zdenerwowanego - zdziwił się Mr Tentacle. - W dodatku w mojej obronie... To jest dziwne!
- Usuwanie Rimario pozostawiając tu pozostałych jest nierozsądne - wtrąciła się znowu Alicja. - Zburzyłbyś delikatną równowagę.
- Gwiezdny Chłopcze nie wtrącaj się w rozmowy dorosłych - mówił ze spokojem Irhak. - Składam propozycję Rimario. Jeszcze z Tobą nie zacząłem rozmawiać - odwrócił się do Alicji.- A ty myślisz, że nie wiem jak wygląda wasza natura? Może po raz pierwszy was spotykam, ale jesteście razem jak otwarta księga na zapisanej stronie. Równowaga zostanie zachowana. I będzie zachowana za każdym razem jak któreś z was stąd odejdzie. Nie staram się wyprowadzić umysłu Tritha z harmonii chaosu. Jego świadomość i poczucie ładu zostały już dawno wytrącone z głównego toru i już nic z tym nie możemy zrobić. I proszę jeszcze raz, by nikt się nie wtrącał, gdy rozmawiają dorośli ze sobą - ascendent spojrzał na Rimario i kontynuował rozmowę z nim jakby nic się nie wydarzyło. - To jak? Reflektujesz na moją propozycję?
- Oczywiście, że nie. Powiadają, że woli się znane piekło od nieznanego nieba. Trith podziela tę opinię... Czy tobie się wydaje, że Trithowi nie pasuje moja obecność tutaj?
- Wy widzicie jedynie jego umysł - anquietas spojrzał w oczy Tritha. - Marną namiastkę istnienia czegoś, o czym nie zdajecie sobie sprawy jaka ma siłę. Musi on tylko ją uwolnić. Więżąc jego umysł nic nie zyskuje praktycznie. Realna siła jest głębiej. Jak tylko ją obudzi nie dacie sobie z nim rady. Zniszczy ona was. Ja wam proponuję szansę na przetrwanie. Alicja już wie, że zaczynają się zmiany, których nie jesteście w stanie przetrwać. Właściwie sama je zaczęła i nie przyznała się wam do tego.
- Zniszczy? - obruszyła się Siladrielle - To jest tak śmieszne, że gdyby było choć trochę śmieszniejsze, to sama bym się zaśmiała. Nie słuchałeś nas uważnie. Trith nas stworzył i nie ma zamiaru nas niszczyć. Widzieliśmy go 'z zewnątrz' kiedy był jeszcze potężniejszy niż mógłbyś to sobie wyobrazić. A związany przez nas zyskuje wiele... Czy tobie się wydawało, że kiedy widzisz jego poczynania w zewnętrznym świecie, to masz do czynienia rzeczywiście z nim, a nie z jednym z jego tworów, który kieruje resztkami jego świadomości? W takim razie wszyscy możemy sobie pogratulować zręcznego kierowania nim... A co do mocy, którą posiada, to znamy ją, cały czas z niej czerpiemy w rozsądnych ilościach. Jesteś absurdalny, próbujesz wystraszyć nas naszym własnym domem.
- Jak sądzicie o czym mówię? - zaśmiał się ascendent. - O tym co zostało stworzone od tak? Nie. Mówię o czymś, co jest zakopane tak głęboko, że nawet ja mam problemy z wyczuciem tego całą swoja mocą. Świat już się wam zaczął walić. Interferencja nastąpiła, czego nie przewidzieliście w swoim planie. Pora, byście się nią zajęli sami. Trith sam mnie nie zaatakuje. Widzę to w jego oczach - zdejmuje knebel z ust rusałka. - Podobnie jak ja nie mogłem go zaatakować, będąc pod kontrolą Callav.
- Ty idioto! - szepnął Trith, spoglądając nieprzytomnym wzrokiem na Irhaka. Cały obraz się rozpadł wraz ze wszystkimi postaciami w nim obecnymi, również z Irhakiem. Po chwili wszystkie postacie na nowo się zmaterializowały. Tym razem rusałek był wolny od wszystkiego, ale jego aspekt wizualny był rozmyty i popękany. Przed zebranymi stał wysoki budynek, jakaś wieża wykonana z kryształu, żywego mięsa, mechanizmów, a wokół niej krążyły planety i symbole.
- Miałeś w tym jakiś zamysł Trith, żeby wyrzucić nas właśnie pod wieżę magnetyczną? - spytała Alicja.
A więc to ona... pomyślał ascendent.
- Skoro tak robię, to mało prawdopodobne, żebym zrobił to przypadkiem - rusałek nerwowo przechadzał się. - Specjalnie dla was odkręcę nieco zawór, żebyście mogli wyrzucić ze mnie tę bolesną interferencję - wskazał na Irhaka - nawet jeśli to mi ukróci życie o kilka lat.
- Jakiś ty miły - rzucił zgryźliwie Irhak.
- Nie wierzę! - wykrzyknął Arius. - Masz zamiar go tak po prostu wyrzucić! Przecież to rozwiązanie samo wpełzło tobie do głowy!
- Trudno jest porzucić świat własnych złudzeń - oceniła Alicja - wiem coś o tym.
- Tak czy inaczej, ja w tej sytuacji współpracować nie będę - zaanonsowała Siladrielle. - Przecież to niezgodne z naszym planem...
- Alicjo! Czyżbyś sama była swoją własną ułudą? - rzekł z pewnym przekąsem Irhak. - Możecie być pewni, ze jeśli mnie wyrzucicie teraz, stracicie coś więcej niż sądzicie - z uśmiechem zarzuca cieniste lasso wokół wieży.
- Właśnie to polega na tym, że tak naprawdę nie chcemy ciebie stąd wyrzucić - zaprotestował Rimario - gdyż jesteś nam potrzebny... I jesteś potrzebny Trithowi, żeby przełamać strach... Piękny strach jego własnego umysłu.
- Czyli mam rozumieć, że stanowicie drugą stronę jego huśtawki? Skoro tak to wygląda to może rzeczywiście powinniście odejść sami...
- W sumie to zawsze zagmatwane było, czy jesteśmy względem niego - przyznała Alicja. - Jednak nigdy nie odejdziemy. Trith przecież tego nie chce... To zupełnie tak, jakby się straciło rękę lub nogę... Ale wróćmy do rzeczy. Zastanawiająca jest prostota, z jaką ty tutaj istniejesz, zupełnie jakbyś nie był elementem obcym. Już wcześniej mieliśmy przesłanki o twoim szczególnym znaczeniu tutaj, ale musieliśmy się przekonać, między innymi tą kłótnią, wybacz nam za to... Tak czy inaczej, możesz okazać się kluczowym elementem nowego schematu utrzymania Tritha w stanie egzystencji bez postępującego upadania.
- Mówiłem. Nie musicie tu przebywać. Mocą karmiony może on być. Siła leży po jego stronie. Niewielu jest w stanie pokonać mnie, co Alicja może potwierdzić, ale czuję, że on bez problemu by mnie mógł zabić.
- Ty wciąż nie rozumiesz - zdenerwowała się Mecana. - Musimy tu być. Po prostu jesteśmy częściami Tritha. W sile konsensusu ostatecznie będziemy mogli się udzielać mniej, jeśli wcielimy nowy schemat. Gwoli ścisłości, Trithowi więcej mocy jest nieprzydatne, gdyż i tak ma jej zbyt wiele. Problemem jest tutaj... Nazwijmy to zużyciem... Każda część urządzenia kiedyś pęknie...
- Każde mięso zacznie gnić - dorzucił Rimario.
- Każda gwiazda się kiedyś wypali - dodał Gwiezdny Chłopak.
- I nie wiemy, jak zatrzymać ten proces - urwała litanię Siladrielle. - Do tej pory potrafiliśmy go spowalniać, ograniczając go... Jednak nie tędy droga. Niewygodne to dla nas. Zatem prosimy właśnie ciebie o zajęcie się sprawą 'przygasania' Tritha.
- Jak niby miałbym to zrobić? Niby mam sporą wiedzę, która ostatnio się powiększyła, ale mam za mało informacji o descendentach... Niestety musicie coś zaproponować - całą piątkę pierwotnych rozmówców Irhaka ogarnęło rozczarowanie.
- Brak rozwiązania - westchnęła kryształowa dama. - Daremna istota, tak daremny jest trud zbyteczny.
- Zaprawdę, zatem nawet już nie wyliczę ile na nim straciliśmy, bo stracimy jeszcze więcej - dopowiedziała Mecana.
- A ja naprawdę już miałem nadzieję - niemalże załamał się Arius.
- W sumie spodziewałem się tego - stwierdził Rimario. - Ale fakt zawsze boli bardziej od spekulacji...
- Cisza zdrajcy! - krzyknął zirytowany Trith, podchodząc do Irhaka i potrząsając nim. - Nie słuchaj ich, oni kłamią, chcą mnie zniszczyć! Zniszcz to! - wskazał na wieżę. - Wtedy będę wolny... I jeszcze te pijawki nie będą już żerować na mojej mocy... Ani nawet na umyśle! - oskarżeni o tak potworne zbrodnie poruszyli się, jakby mieli coś zrobić, jednak tym razem Trith zmaterializował więzy, którymi unieruchomił potencjalnych przeciwników i wrzasnął do Irhaka - Długo ich nie utrzymam! Pospiesz się!
- Wiesz sam to powinieneś zrobić - rzucił jakimiś cienistymi mackami na przeciwników, unieruchamiając ich. - Zróbmy to razem, dobrze? - pociągnął ku sobie Tritha i położył jego ręce na cieniste lasso i oboje ciągnąc za nie, zburzyli wieżę. Jej fragmenty zniknęły gdzieś w pustce. Co dziwniejsze, nie stało się nic spektakularnego. Trith jednak odskoczył od Irhaka. Wszyscy obecni poczuli się jakby spadali, mimo iż stoją w miejscu.
- Uciekaj Irhak, jeśli dbasz o swoje życie... - zalecił rusałek głosem wyprutym z emocji.
- No świetnie - skwitował sytuację Rimario. - Najłatwiej to popełnić samobójstwo. Cóż, jesteśmy zgubieni. Mogę kogoś rozszarpać na strzępy?
- Eh... - westchnął Arius. - To chyba jednak nasza wina. Przynajmniej to wszystko się teraz skończy.
- Zmarnowanie. Nic dodać, nic ująć - oceniła Siladrielle.
- Mimo zbliżającego się końca, nie zgodzę się - sprzeciwiła się Mecana. - Sprawy są o wiele bardziej złożone. Szczególnie biorąc pod uwagę aktualne współczynniki. Jednak całość zmierza teraz do ujemnej nieskończoności...
- Mylicie się - szepnął, z uśmiechem rozwijając skrzydła.
- Czekaj! - zatrzymała go Alicja.- Tobie naprawdę się wydaje, że to co zrobiłeś, było dobre? Przecież widziałeś, że Trith był zdesperowany, chciał zakończyć to wszystko, nawet za cenę własnej egzystencji... Wiem, że nie chcesz go stracić, dlatego zostaniesz tutaj, aż JA wymyślę jakieś rozwiązanie. Ty w tym czasie możesz pooglądać, co żeś narobił - wskazała na klęczącego Tritha, którego postura ledwo się zmieniała. Jednak te zmiany to postępujące rozmycie i pęknięcia. Zostawione w ten sposób ostatecznie doprowadzą do całkowitego rozpadu rusałka. Irhak zdobył się na tyle, by podejść do niego i klęknąć, kładąc rękę na jego ramieniu. Alicja wpadła na pewien plan. Podała ascendentowi swój Vorpal Blade. - Dźgnij go tym! Nie zrób tego zbyt mocno, oczywiście. Wiem, że to i tak będzie dla ciebie bardzo trudne, jednak może przyjdzie ci nieco łatwiej, jak sobie wmówisz że to dla jego dobra.
- Wiesz, ze był czas, gdy chciałem z niego utoczyć trochę krwi? Wystarczy, że wspomnę tamte czasy - z uśmiechem, którego nie powstydziłby się Rimario, przeszył rusałkowi brzuch gdzieś na głębokość 1/3 długości ostrza. W tym samym momencie poczuł ból, zupełnie jakby on sam otrzymał cios nożem. Targnęła nim silna ochota do rzucenia tego narzędzia zbrodni gdzieś daleko i przeproszenia rusałka za zrobienie mu krzywdy, zupełnie jakby miało to również jego wyleczyć z bólu.
- Tak jak przewidywałam - rzekła Alicja odbierając swój miecz. - Bezpośrednia krzywda wyrządzona jego umysłowi przez ciebie tak samo odbija się również na tobie... W takim razie to może zadziałać...
- Mogłaś się spytać! - wrzasnął tak mocno, że rusałek się wzdrygnął. - Myślisz, że nie wiem na co się pisałem robiąc to wszystko?!
- Musiałam się przekonać w praktyce... Wracając do rzeczy. W takiej sytuacji dosyć prawdopodobne jest, iż do wyrównania dojdzie w przypadku wzajemnego sprzężenia ciebie z Trithem. Ty jesteś ascendentem, Trith descendentem, to może zadziałać.
- Mówisz o... połączeniu Więzią Transcendentną? - domyślił się anquietas. - Ale ona... nie... to będzie zbyt niebezpiecznego dla niego... musi być coś innego! - spojrzał na Tritha i tym widokiem dał się przekonać. - Chyba to już bardziej mu nie zaszkodzi...
- Hm... W twoich stronach to ma bardziej specjalistyczną nazwę? W takim razie prowadź w tej kwestii... Tylko nie wiem, czy Trith po zburzeniu Wieży zechce cokolwiek... - spojrzała na 'podopiecznego', który teraz już tylko leżał, patrzył nad siebie i powtarzał, że niczego nie chce.
- Nie masz może krwi albo oka Żaberzwłoka ze sobą? - zainteresował się Irhak. - Byłaby to przydatne do odprawienia tego całego 'rytuału', jak niektórzy to zwą, wewnątrz jego umysłu...
- Nie przepadam za tym tłumaczeniem... A oko na szczęście mam. Wzięłam oba jak go pokonałam, najwidoczniej się opłaciło. Przynajmniej nie muszę rozmontowywać kija - powiedziała, po czym wyciągnęła z kieszeni fartuszka oko, które wydawało się być świeżo wyrwane właścicielowi i rzuciła je w stronę Irhaka.
- Niestety już go nie otrzymasz z powrotem - rzekł troskliwie anquietas. - Muszę je rozłożyć i w znacznej mierze spożyć. Nie masz chyba wyboru - nie dbając o ewentualne sprzeciwy Alicji spożył większość oka, a resztę rozsmarował po twarzy Tritha. - Wstęp już mamy, a teraz... "Co wyższe z niższym połączone, co niższe do wyższego należy. Dwie płaszczyzny w jedna moc zebrane niech na trzeciej wyrównają siły. Mocy Świetlista zejdź do Ciemności! Cieniu istnienia wyjdź na spotkanie Światłu! Sercem zawezwani, umysłem związani. O Mocy Upadła wspomóż dziecię swe w walce o byt! Synu Ognia i Córko Wody zjednoczcie się z Ojcem Wiatru i Matką Ziemi! Udzielcie sił Pradawnej Nici co łączy wszelkie istnienie! Niechże zwiąże dwie siły ponownie! Abero excoruth novi girthem!" - po tej inkantacji upadł na kolana, wyraźnie zmęczony, ale z piekielnym chichotem na ustach.
- Dobrze się spisałeś - Trith wstał i wytarł się z resztek oka. - Wszystko poszło zgodnie z naszym planem.
- Zbyt chaotyczny jesteś - stwierdziła Alicja. - Dużo ryzykujesz, działasz bez planowania. Robisz coś zupełnie losowego, a dopiero później zaczynasz na tym budować coś sensownego, że aż dziwne, iż tak długo przetrwałeś... A co najważniejsze, gdzie tu moje zyski?
- Hm... Darmowe źródło energii dla ciebie i Krainy Czarów do następnego problemu z ego?
- Ciekawe za ile znowu ci odbije...
- Nie martw się, teraz będzie spokój, przynajmniej na razie...
- Ty tak twierdzisz - rzekł Irhak nieswoim głosem. - Myślisz, że kto tu miał najwięcej zysku? Ty albo ten dureń Irhak? Nie, oj nie. To MY mieliśmy zysk!
- Niech zgadnę... Callav, czy jak wam było? - domyślił się rusałek.
- Myśleliście, że poddamy się tak łatwo? Jesteś nasz! I żaden dureń czy inny słabeusz nas już nie pokona!
- Dureń, słabeusz? Chyba ktoś tutaj nie docenia upadłego boga - zażartował Arius.
- Nie no, chyba już Siladrielle w duecie z tobą, Ari, potraficie być straszniejsi od tego czegoś - dorzucił Rimario.
- Co?! Jak śmiecie?! - Obraz Irhaka rozszczepiał się. - To my rządziliśmy eony lat światem! To my jesteśmy stwórcami waszej nędznej egzystencji! - Po chwili stali Irhak i Callav, na co czekał Trith.
- Więc jakie gusło odprawimy?
Cała czwórka cudacznych postaci zaczęła się spierać co to ma być. Jeden chciał coś krwawego, inny epickiego, a jeszcze inna prostego czy kompleksowego. W końcu sprawę ucięła Alicja rzucając, ze to powinno być coś skutecznego.
- Zatem... Wszyscy wiemy, co jest jednocześnie straszne, epickie, proste a złożone i do tego najmocniejsze ze wszystkich moich guseł? - upewnił się Trith.
Wtedy wszyscy wrzasnęli coś euforycznie i pobiegli w stronę Irhaka i Callava jak małe dzieci biegnące po cukierki. Rusałek odciągnął Irhaka gdzieś na bok, by po chwili otoczyć Callava wraz z Alicją i resztą swoich wymysłów. Odtańczyli dosyć komicznie wyglądający, krótki taniec podczas którego podśpiewali sobie krótką inwokację: Fą-tsą, farym-farym fym! Fą-csą, Paradzidolotnii! Wtedy na cienistą sylwetkę demonów chaosu padł jeszcze ciemniejszy cień, który po chwili przeminął, a jak przeminął, Callava nie było tak, jakby nigdy nie istnieli. Tak, to był Paradzidolotnii cień, który jest końcem samym w sobie. Całą sytuację skwitował rusałek słowami:
- Gdyż nic nie jest potężniejsze od absurdu.
- Jest tylko jedno. Absurd w czystej postaci - zażartował Irhak.
- Paradzidolotnie to czystość w samym brudzie! - obruszył się Trith. - One zawsze latają nad moimi ścieżkami!
- Dlatego ciągle coś Ci się burzy na Twoich. Moja szkoła czy ta Wieża. Nie sądzicie, że powinna moja jaźń wrócić do mego ciała?
- A racja! Wypad mi stąd teraz! Mój umysł, mam prawo do odrobiny prywatności! - rzucił do Irhaka żartobliwie - Oczywiście będziesz mógł odwiedzać kiedy zechcesz, Alicja też już będzie wracać do Krainy Czarów, a reszta raczej nie będzie się sprzeciwiać.
- Mam nadzieję, że nie będą, bo wezmę, przyjdę i siłą wykopie do swojego umysłu, gdzie będą mieli życie jak bombki choinkowe nisko zawieszone w domu, gdzie beztrosko krąży wyjątkowo psotny berbeć - z uśmiechem na twarzy zniknął niczym kot z Cheshire.

Post przy aktywnej współpracy Tritha ;)

Irydus

Irydus

25.06.2011
Post ID: 63434

Asseo wylegiwał się na dachu biblioteki rozmyślając o życiu i takich tam innych sprawach, przy okazji dyskutując ze swoim ognistym alter ego.

"I co? Zamierzasz połączyć siły? Ostatnio ciągle ktoś się przyłącza i odłącza. Mało kto nadąża za nami."
"Prawda. Ale żadna strata w utracie zbędnych towarzyszy."
"Z tym pewno będzie podobnie, nawet nie ma go jak wykorzystać, w ogóle nam się nie przyda. Kapłanka wyda nam łańcuch, a po drodze nic ciekawego nas nie spotka."
"Ale zbliżenie się do niego pozwoli dowiedzieć się czegoś o poszukującej grupie. Może zdołali odnaleźć inne klucze i jakoś je wykorzystać."
"Ach tak, straciłem tamtą bandę z oczu. Nie wyczuwam ich."
"Jeśli połączymy siły, to będziemy mogli ich potem wszystkich zlikwidować i przejąć resztę kluczy."
"Jak tam chcesz... Ja chcę tylko, żeby Lukrecja wywiązała się z umowy."
"Nie tylko ty tego chcesz..."

Powoli słońce kierowało się na zachód. normalni obywatele powoli znikali z ulic ustępując miejsca pijakom, zbirom, rabusiom i wszelkiej maści podobnym typom. Asseo włączył telepatyczny skaner i rozpoczął szukanie Alkarina. Znalazł go bez większego trudu, jego aura była zbyt nietypowa, by skutecznie zlać się z tłumem.

"Dwie przecznice stąd na godzinie dwunastej. Chyba sobie spaceruje."
"Rozumiem"

Chłopak chwycił leżący obok plecak, zarzucił go na plecy i zjechał po rynnie, zamienionej w lodową kolumnę, na chodnik. Pobiegł ulicami w kierunku maga. Prawie na niego wpadł na zakręcie, gdy gensai wyszedł zza rogu kamienicy. W ostatniej chwili Asseo przyhamował unikając zderzenia.

- Proponowałeś mi wyprawę, streść się więc i ruszajmy, póki się nie rozmyślę. - odpowiedział obojętnie i dodał nazbyt entuzjastycznym głosem świadczącym, że ogniste ja doszło do głosu.
- Asseo jestem, miło mi cię poznać. Wybacz jestem trochę nienormalny i mam rozdwojenie jaźni.