Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Ratowanie świątecznego klimatu."

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Ratowanie świątecznego klimatu.
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Architectus

Architectus

28.12.2012
Post ID: 72572

Opady magicznie wywołanego deszczu nie pojawiły się, odkąd cała czwórka wykonała paczki dla gremlinołajów, w Pazurze Behemota. Niebo, nad oddalonymi, północnymi szczytami, bezustannie mieniło się fioletową barwą, nawet po zachodzie słońca. Wiadomym był brak ataków ze strony uciekających, którzy również byli w drodze. Ich ślady łatwo dało się rozpoznać na topniejącym śniegu, jednak zmęczenie spowodowało, że podróżnicy nie ustalili warty, tak na wszelki wypadek.

O bliżej nieokreślonej porze, gdy ciemność nadal przyoblekała ziemię, Mateusza zbudził szelest liści w chaszczach, oddalonych o naście stóp od obozowiska z żarzącym się ogniskiem. Włóczykij, udając zmożenie snem, uchylił oczy. Dzięki temu, że w tym momencie leżała na wznak, mógł się rozejrzeć. Po prawej stronie dostrzegł smacznie śpiącego Hobbita, opatulonego w koc. Przenosząc spojrzenie naprzeciw siebie, na pusty koc Hayvena, poczuł lekkie szturchnięcie w lewy bok - to był Architectus.

Obaj, bez potrzeby słów, zdecydowali o tym samym, dlatego Mateusz podał gnollowi kij, równocześnie sięgając po miecz. Nad miejscem na które spoglądali, ponownie rozległ się szelest, tym razem ze stłumionym burczeniem w brzuchu. Stanęli na równe nogi! A wtedy...wyłonił się Czarodziej z upolowanymi zającami:
- Co wam?... - zdziwił się Hayven, patrząc na gotowych do pojedynku kolegów. - Doskwierał mi głód, a ognisko dogasało, więc pomyślałem, że dobrze by było zrobić wczesne śniadanie - uśmiechnął się łagodnie i gestem kazał opuścić broń. Podszedł do obozowiska i położył zdobycz. Mateusz zrobił wymowną minę, by okazać swoje niezadowolenie, że nie został uprzedzony, Architectus odetchnął, a nizioł przekręcił się na drugi bok. W tym samym czasie, z pomiędzy drzew wyłonił się wielki wór i pochwycił Hayvena. Tyle stojący zdołali zobaczyć, ponieważ znad ich głów również opadły na nich wełniane wory. Po uderzeniu w głowę pozbawiło wszystkich przytomności.

Mateusz

Mateusz

28.12.2012
Post ID: 72573

Mateusz otworzył oczy. Z początku nie był pewien czy aby na pewno to zrobił.
Mrok nadal go otaczał. Włóczykij chciał pomasować obolałą głowę jednak ciasny worek krępował jego ruchy. Nagle wszystko sobie przypomniał. Ognisko, krzaki, mag, zające i w końcu ciemność. Uświadomił sobie jak gorąco i duszno jest wewnątrz wora.

Minęła minuta, godzina albo i wieczność. Mateusz nie kontrolował upływu czasu. Jedynym znakiem, że tenże płynie była co raz większa duchota. Włóczykij postanowił działać. Dłonią wymacał niewielki nóż. Służył mu on zwykle do strugania drewnianych figurek.
Mimo ograniczonej przestrzeni zaczął nacinać materiał.
-No, dalej. - zachęcał ostrze.
W końcu zobaczył maleńką smugę światła.
Uśmiechnął się, lecz ten uśmiech szybko zgasł.
Ciężki but uderzył go w skroń. Włóczykij znowu stracił kontakt z rzeczywistością...

Hayven

Hayven

28.12.2012
Post ID: 72575

Hayven ocknął się na chwilę. Ze złością stwierdził, że wciąż jest uwięziony w tym ciasnym worku i to w dodatku jest w ruchu! Zauważył też, że jest niesiony głową w dół, co wyżej wspomniana kiepsko wytrzymywała. Mag zezłościł się, wiedział jednak, iż nic nie poradzi - póki co. Miał jednak w zanadrzu jeszcze jedną sztuczkę...

Oberżysta wymruczał magiczną formułę. Teraz ciśnienie nie dawało mu się już aż tak bardzo we znaki. Następnie, Czarodziej chwycił magiczny kryształ przypięty do swojego pasa. To nie mogło nie zadziałać. A jak powinien zadziałać ten niezwykły przedmiot? Miał on transportować myśli członków drużyny, umożliwiając im sprawną komunikację. Wymiana myśli przebiega w całkowitej ciszy, co sprzyja konspiracji w takiej sytuacji, jak obecna.

Mag chwycił kryształ i spróbował się skontaktować za jego pomocą z pierwszą osobą, jaka my przyszła do głowy - z Architectusem.

Architectus

Architectus

28.12.2012
Post ID: 72577

- Czuję kołysanie - przeszło gnollowi przez myśl. - Znów jestem na morzu - jak pięknie! - sen zajął całą jego uwagę. Śnił o rejsie na tropikalną wyspę. Pogoda była bezchmurna, wietrzna, w sam raz na krótki kurs.
- Archi!... - usłyszał kobiecy głos z plaży, w której kierunku żeglował.
- Ooo, jestem na wspaniałym archipelagu - wytłumaczył sobie, myśląc, że to jakiś tubylec do niego woła. Przyjrzał się bardziej, na ile pozwalał mu słaby wzrok. Oczami wyobraźni dostrzegł smagłą kobietę z naszyjnikiem składającym się z kwiatów.
- Arrrchiii! - usłyszał.
- Znów te mile dźwięki. Ona chyba mnie woła - rozmarzył się Archi, będąc prawie pewnym, że macha w jego stronę. Pogoda nagle się zmieniła. Wiatr zanikł, pozostawiając po sobie ukrop nie do zniesienia. Łajba przyspieszyła. Gnoll wyjrzał za burtę i zobaczył wielką falę, podmywającą łajbę.
- Aaach, syreeena... - "odlatywał". Wszystko stawało się coraz ciemniejsze. Postać na brzegu zmieniała się.
- Stary, zbudź się! - tym razem komunikat był zrozumiały. Łajba zbliżyła się wystarczająco - kształt postaci wyostrzył się.
- Hayvenie, co ty robisz w moim śnie?
- Przypomnij sobie napaść. Zostało nam niewiele powietrza... - Czarodziej wskoczył na łódź i złapał gnolla mocno za rękę. Sen rozpłynął się, a Archi wrócił do jawy.
- Już pamiętam. Nie możemy zaatakować, póki nie dowiemy się kto nas porwał oraz gdzie nas prowadzi. Teraz nie mamy żadnych szans, ponieważ znowu mogą nas ogłuszyć. Zadziałajmy równocześnie, jak tylko nas gdzieś położą - gnoll mówił do Hayvena w myślach.

Hayven

Hayven

29.12.2012
Post ID: 72581

Hayven przystał na ten pomysł. Następnie wyciął swoim sztyletem mały otwór w worku, w którym był przetrzymywany i, starając się nie dyszeć zanadto, zaczął oddychać przez dziurę. Następnie mag chwycił kryształ i wypowiedział magiczną formułę.
- Teraz dam ci mój sztylet.[i] - pomyślał czarodziej do Achitectusa. [i] Wytnij nim w worku małą dziurę, przez którą będziesz mógł oddychać. Jest bardzo ostry i zaczarowany, więc nie powinno być problemów.
Zanim Kronikarz zdążył odpowiedzieć, Hayven chwycił dobył sztyletu, mruknął pod nosem kilka słów, a nóż trafił prosto do ręki Architectusa.
Teraz Oberżysta postanowił skontaktować się z Włóczykijem.

Mateusz

Mateusz

30.12.2012
Post ID: 72584

Piękny sen został gwałtownie przerwany przez obcy głos.
Włóczykij otworzył oczy. Nadal znajdował się wewnątrz worka. Po chwili dopuścił do siebie Hayvena, który krzątał się w jego umyśle.
-Eee... Żyjesz? - zapytał głupio Mateusz, nadal lekko skołowany obrotem spraw.
-Tak. Architectus również. - odparł.
-To dob... - zaczął Włóczykij lecz jego myśl się urwała. Poczuł zderzenie z ziemią.
Najwyraźniej oprawcy postanowili w końcu uwolnić ich z tkanego więzienia.
Ktoś rozwiązał sznury. W końcu można było odetchnąć pełną piersią.
Mateusz nie dojrzał twarzy osób znajdujących się w tej komnacie.
Zobaczył jedynie niewyraźne sylwetki maga i gnolla próbujących wydostać się na zewnątrz. Włóczykij odruchowo sięgnął ręką po miecz. Jego dłoń natrafiła na pustkę.
Broń znajdowała się w tej chwili kilka komnat dalej, gdzie wraz z bronią jego towarzyszy została zaniesiona przez jednego z gremlinołajów. Ale skąd biedny Mateusz mógł o tym wiedzieć...

Hayven

Hayven

30.12.2012
Post ID: 72590

Hayven usłyszał rozmowę porywaczy.
- Teraz zanieśmy ich do naszych panów - zarządził pierwszy.
- Nie, lepiej ich nie niepokoić - zaoponował drugi.
- Zróbmy to już, a potem będziemy mieli wolne - rzekł trzeci.
Czwarty nie powiedział nic, ale podszedł do Architectusa i pochylił się nad nim, chcąc go chwycić.
"Niedoczekanie", pomyślał Hayven i przywołał swój młot prostym zaklęciem. Mag chwycił broń i strzaskał czaszkę bandziorowi.
Oberżysta zauważył, że Mateusz również jest bezbronny i również jemu przywołał jego miecz. Architectus dźgnął kolejnego z porywaczy prosto w serce sztyletem Hayvena, a Mateusz odciął głowę trzeciemu z bandytów.
Został tylko jeden.
- Oszczędzimy ci życie - odezwał się do niego oberżysta - ale tylko jeśli zrobisz, co ci nakażemy.
Bandyta, chcąc nie chcąc, przystał na propozycję czarodzieja. Mateusz rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Hej, a gdzie jest Hobbit?! - krzyknął głosem pełnym zdumienia Włóczykij.

Architectus

Architectus

31.12.2012
Post ID: 72605

Cała trójka rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było śladu po niziołku. Bandzior wykorzystał nadarzającą się okazję do ucieczki, przy odwróconej uwadze uwięzionych przed momentem, jednak na nic to się zdało, gdyż Mateusz ciął go mieczem w plecy, od góry do dołu, ale ten nawet się nie wygiął - otworzył drzwi i prędko zamknął je za sobą, na klucz.
- Co, u licha? - wydobył z siebie Włóczykij.
- Później będziemy się zastanawiać. Spływajmy stąd, póki nie przyjdzie z odsieczą - Architectus podbiegł do okna i otworzył je. Lodowaty wiatr wtargnął do środka.
- A Hobbit? - dociekał Hayven, przyczepiając swój młot do płaszcza.
- Musieli go nie zauważyć, kiedy nas pojmali - odpowiedział Mateusz, wychodząc na parapet i patrząc w dół. - Wyjdziemy mu na przeciw, schodząc po ścianie. Pewnie jest już blisko tego pałacu. Chodźmy! - zachęcił pozostałych gestem, do wyjścia na zewnątrz. Archi wychylił się i zobaczył kamienne bloki z chropowatymi występami, prowadzące do zamarzniętej fosy.

Mateusz

Mateusz

31.12.2012
Post ID: 72606

Skłamałbym mówiąc, że podróż była przyjemna.
W rzeczywistości cała trójka z przerażonymi minami schodziła w dół.
Kroczek po kroczku. Uchwyt za uchwytem.
Nikt nie mógł pozwolić sobie na choćby najdrobniejszy błąd.
Chyba, że ktoś ma ochotę sprawdzić jak to jest mieć złamany kręgosłup.
A tego raczej nikt nie chciał...

W końcu Włóczykij postawił stopę na pozornie grubym lodzie. Po chwili dołączył do niego Hayven i Architectus.
- No, jesteśmy wolni. - odetchnął mag.
Nagle dało się słyszeć straszliwy odgłos. Dźwięk pękającego lodu nie ma sobie równych.
- Biegiem! Do brzegu! - krzyknął Mateusz.
W ułamku sekundy towarzysze wzięli nogi za pas i zaczęli pędzić przed siebie.
Na szczęście zmarznięta pokrywa była na tyle wytrzymała, że pozwoliła bohaterom na ucieczkę.
- Uf, udało się. - wydyszał Hayven.
- Z deszczu pod rynnę. - odparł Włóczykij przy akompaniamencie miecza wyciąganego z pochwy.
- Wendigo! - wrzasnął Architectus.

Hayven

Hayven

31.12.2012
Post ID: 72609

Hayven początkowo nie załapał, o co chodzi.
- Wendigo? Wendigo? Wendigo... hm...
Mateusz już chciał trzasnąć zdrowo czarodzieja w czerep, jednak Oberżysta już zrozumiał okrzyk Architecusa.
- Wendigo! - krzyknął.
- Co za odkrycie - mruknął z sarkazmem Włóczykij.
- Hej, nie oceniaj mnie, dobra? - warknął czarodziej.
- Nie chcę wam przerywać, ale mamy co innego teraz na głowie - przypomniał Architectus.
Hayven rozejrzał się. Po chwili zobaczył człekokształtne coś, znajdujące się w odległości około stu stóp. Od razu skonstatował, iż to musi być ten stwór, po którego pojawieniu się, Kronikarz podniósł alarm.
- Kiedyś czytałem pergamin... Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale o ile pamięć mnie nie myli, to najskuteczniejszą bronią przeciwko wendigo, jest ogień. Ale uwaga! Nie możecie dać mu się dotknąć, nawet nie pozwólcie mu się zbliżyć do siebie. No chyba, że sami chcecie stać się potworami - dodał Hayven ponuro. - Podobno ziemia, po której stąpa ten potwór, oddaje pochowanych w niej ludzi. Uważajcie więc...
Czarodziej mówił bardzo szybko, chcąc w jak najkrótszym czasie przekazać innym wszystko, co wiedział na temat wendigo. Rozejrzał się ponownie.
- Ma któryś z was jakieś patyki, kawałki drewna, cokolwiek, z czego można by zrobić pochodnię?

Architectus

Architectus

2.01.2013
Post ID: 72621

Potwór miał dziewięć stóp wzrostu. Jego umięśnione, acz wychudzone ciało, w znacznej części, pokrywały białe włosy. W blasku księżyca widać było jego siwą skórę i ostre zębiska, nieokolone wargami. Ręce, zakończone długimi pazurami, miał dłuższe niż nogi – do złudzenia podobne do gnollowych. Jego oczy, z zapadniętymi gałkami ocznymi w oczodołach, świeciły na czerwono. Z głowy wyrastały długie, gęste włosy, sięgające do połowy pleców.
- A gdzie chcesz znaleźć te gałęzie? Najpierw narysujmy na śniegu otaczające nas słońce - polecił Mateusz. Wendigo przyglądał im się uważnie.
- Mmm... trzy ciacha starczą na dłużej, ghuehueh! Nieuważne gremlinołaje ujdą, ale wami nie pogardzę. Poznajcie moją gościnność! - bestia pochyliła się do przodu, oparła ręce o podłoże i wystartowała, biegnąc na czterech kończynach. Wszyscy uporali się z kołem i odchodzącymi od niego promieniami, zanim stwór zatrzymał się tuż przed znakiem.
- Mam czas, dopiero jadłem, blech. Rozszarpię was, jednego po drugim. Najpierw zacznę od...
- Nie tkniesz ich, zamknij twarz - rzekł przez zęby Architectus, następnie podszedł bliżej, stanął na granicy znaków i zadarł głowę do góry. Wyglądał jakby patrzył na linię łączącą ścianę z sufitem. Napiął mięśnie torsu i nieznacznie odchylił ręce do tyłu. Jego oczy płonęły gniewnym spojrzeniem. Hayven z Mateuszem zerknęli po sobie ukradkiem, nie rozumiejąc, dlaczego Architectus od razu, z dużej odległości rozpoznał bestię i pała taką nienawiścią do wendigo.
- Nie pozbędziesz się takich jak ja - zadowolony z siebie napastnik podzielił się swoim cuchnącym oddechem. - Szkoda takiego jak ty. Byłbyś świetnym uzupełnieniem mojej straży - tą wypowiedzą jeszcze bardziej rozzłościł górskiego gnolla.
- Archi... - czarodziej położył rękę na krysztale do porozumiewania się za pomocą myśli i zastał przejmującą ciszę. Mateusz dołączył do Architectusa, przed narysowane znaki, z wyciągniętym przed siebie mieczem. Gnoll odepchnął go do tyłu.
- On... jest... MGÓÓÓHR! - ryknął, obniżył się na nogach i z całej siły uderzył wendigo w brzuch. Stwór wytrzeszczył oczy, zgiął się w pół, a potem złapał się rękoma za trafione miejsce.
- Rozpalcie ogień! - Architectus, w tym samym momencie, rzucił myślą w Hayvena, a ten, mimo iż wzdrygnął się mocą przekazu, chwycił Mateusza za bark i pociągnął za sobą na krę, unoszącą się na fosie, aby przedostać się na jej drugą stronę. Ktoś, wysoko nad nimi, zaczął klaskać.

Irhak

As Gier Irhak

3.01.2013
Post ID: 72640

Irhak przyglądał się tej małej potyczce dłuższy czas. Nie, nie pytajcie skąd wiedział gdzie są i co robią ani co on sam tu robił, bo się tego i tak nie dowiecie. Dość, że skok Architectusa był niezbyt trafiony, bo nie walnął z całym impetem, to jeszcze Wendigo chwycił się tak za podbrzusze, że prawie tańczył kankana. Skrzydlaty po prostu nie wytrzymał i ryknął śmiechem, a potem zaczął donośnie klaskać, zapominając, ze nie chciał być widziany. Cóż, mówi się trudno i zszywa nogawki pijawkami. Zniżył się i stanął za Wendigo, oświetlany od tyłu, aby było wrażenie, że stwór potrafi latać. To musiało być niezłe widowisko dla paczki znajomków.

Mateusz

Mateusz

4.01.2013
Post ID: 72641

-To ścierwo na dodatek lata? - krzyknął Włóczykij, po czym mruknął pod nosem - Szkoda życia.
Postawa ta może nie należy do najbardziej heroicznych, jednak Ci co z niej skorzystali rzadko mieli powody do narzekań. Ot czasem wypominali sobie tchórzostwo. Ale czym ono jest w obliczu odwiedzenia zamtuza czy wypadu na ryby?

Takie myśli przemknęły przez głowę Mateusza. Wędrowiec ostatnim gestem dobrej woli cisnął kamień prosto w czoło potwora. Rzut nie należał do najmocniejszych toteż pożytku z niego nie było. Włóczykij spojrzał na swych towarzyszy i posłał w ich kierunku jedno słowo:
-Przepraszam.
Chwilę później już biegł w stronę zagajnika. Wkrótce zanurzył się w cieniu drzew.
Jego przyjaciele odprowadzili go wzrokiem. Miny mieli nietęgie...

Hayven

Hayven

4.01.2013
Post ID: 72648

Hayven przyglądał się temu wszystkiemu. Kalkulował. W końcu wszystkie obliczenia były gotowe, a czarodziej miał gotowy plan.
Pierwszy jego element nie miał być żadnym zaskoczeniem. Oberżysta rzucił magiczną kulą ognia prosto w pysk wendigo. Potem strzelił jeszcze raz. I jeszcze raz.
Gdy stwór wył, oszalały z bólu, czarodziej aktywował słońce, wewnątrz którego stał Architectus, dając mu premię do sił witalnych i jeszcze bardziej krzywdząc potwora.
Plan nie został ukończony; nadszedł czas na etap drugi.
Hayven pobiegł do lasu, mając zamiar uważnie śledzić przebieg wydarzeń.

Architectus

Architectus

6.01.2013
Post ID: 72663

Bestia otrząsnęła się, po czym zamachnęła jak do ciosu w Architectusa, pomimo ochronnej tarczy, lecz ku zdziwieniu wszystkich - łącznie z Irhakiem - odrzuciła głowę w tył, trafiając zovvuta czaszką w nos, pozostawiwszy złudzenie ataku ręką. Skrzydlaty zwinął skrzydła i sięgnął po broń.
- Myślisz, że cię nie czuć demonie? Nie wtrącaj się ze swoim straszeniem, gdyż później dostanę niestrawności od zestresowanych, nie z mojego powodu, ofiar - wendigo mówił w bezruchu, patrząc na Architectusa. - Zbudźcie się, moi strażnicy! - uniósł ręce w górę, przy okazji zasłaniając się od kul ognia.

Mateusz nadal trzymał miecz, kiedy przekraczał linię lasu. Wtem rozległy się ryki. Przypominały te, które pojawiają się w kuchni, gdy główne danie zaczyna się przypalać. Hayven biegł między konarami, szukając materiału na podpałkę. Za czwartym rzędem drzew napadły go gremlinołaje z zakrwawionymi ubrankami. Włóczykij szedł po drugiej stronie lasu, kiedy jego zaatakowali głodni, nie do końca normalni ludzie.

Wszystkie sceny odbywały się równocześnie. Irhak bezskutecznie ciął wendigo w plecy, kiedy ten wywoływał podobnych sobie i zajmował robiącego uniki gnolla, szybką serią ataków.
- Nie łaskocz mnie - stwór obrócił się w stronę Irhaka, złapał go za bary i cisnął nim pod krę, z głośnym pluskiem. Następnie do fosy wskoczyło czterech, silnych ludzi, którzy byli najbliżej przemiany w wendigo. - Teraz możemy powalczyć na serio - skierował swój wzrok na Architectusa.

Równocześnie z muru zeskoczyła grupka gremlinołajów. Podbiegły one do gnolla, który parował ciosy wendigo. Krąg nie działał na nie, dlatego starały się go czymś zająć, przepychając poza narysowane słońce. Architectus robił co mógł, żeby ich nie poturbować; chwytał pod boki i odrzucał na małą odległość. Gremlinołaje uparcie wstawały. Podczas gdy większość z nich ponownie napierała na gnolla, kilku, po krótkiej naradzie, zaczęło zasypywać śnieżny znak. Architectus wyskoczył z niego jak oparzony, bo wiedział, że krąg musi zostać zachowany, aby było jedno, bezpieczne miejsce dla rannych. Skupiał całą uwagę wendigo na sobie, wymieniając się z nim uderzeniami i blokami, unikając kontaktu ze szczękami. Gremlinołaje odsunęły się i pobiegły wspierać atakujących czarodzieja.

Hayven

Hayven

6.01.2013
Post ID: 72664

Hayven w prosty sposób obronił się przed atakującymi go Gremlinołajami, również prze tymi, którzy dopiero przed chwilą przybyli. Było to wręcz niezwykle proste. Czarodziej miotnął magicznym pociskiem w pobliskie drzewo, które zajęło się ogniem i zwabiło do siebie zafascynowane tym zjawiskiem stworki, które oberżysta następnie uwięził w magicznej klatce.
Następnie mag wrócił tam, skąd przybył, czyli do Architectusa. Widział, że gnoll walczy, a gremlinołaje próbują zasypać krąg słońca.
- Niedoczekanie - mruknął Hayven, po czym wystrzelił kolejny magiczny pocisk, tym razem jedynie po to, by zwrócić na siebie uwagę obecnych. Podziałało.
W tym momencie Architectus wygonił gremlinołaje z kręgu i wrócił do niego, tym razem jeszcze bardziej uważając, by tam pozostać. Oberżysta natomiast krzyknął do wendigo "Żryjcie to!", po czym kilka razy machnął ręką. Wyglądało to tak, jakby niebo spadało potworom na głowy. W sumie, było to bliskie prawdy, gdyż w istocie, z nieba spadł deszcz meteorytów, które przygwoździły do ziemi większą część wendigo, natomiast reszta kosmicznych odłamków zablokowała potworom drogę ucieczki. Następnie, mag rzucił kolejne potężne zaklęcie - Burza Żywiołów, które sprawiło, że potwory były spalane przez ogień, powoli zamarzały, zostały zakażone tajemniczą zarazą, były rażone przez błyskawice, a także zamraczane przez ciemność i oślepiane przez światło.
Wybuchy były widoczne wiele mil dalej...

Mateusz

Mateusz

6.01.2013
Post ID: 72665

Mateusz biegł lasem. Żal mu było, że zostawił przyjaciół na pastwę monstrum. Przynajmniej uratował własną skórę.
Wtem usłyszał zbliżających się wrogów...
-Niech to licho porwie. - warknął.
Jeden ze zdziczałych ludzi wystrzelił z kuszy. Przed bełtem uchroniło Włóczykija drzewo, które z godnością przyjęło grot do swego pnia.
Potem usłyszał świst kamienia przelatującego mu tuż koło ucha.
Wędrowiec przeskoczył powaloną brzozę i kontynuował bieg.
Czuł już lekkie zmęczenie a jego serce biło jak szalone. Kątem oka ujrzał zbliżającą się grupkę nieprzyjaciół. Skręcił w bok by utrudnić im pościg.
To nie była dobra decyzja. Lewą nogą zahaczył o wystający z ziemi konar.
Włóczykij upadł tak nieszczęśliwie, że miecz w jego dłoni znalazł się pod ciałem. Ostrze przebiło płuca na wylot a z kącików ust popłynęły strużki krwi. Wszelkie myśli Mateusza zgasły a jego duch uniósł się ponad materię...

Irhak

As Gier Irhak

6.01.2013
Post ID: 72666

Głęboko we wodzie rozbłysło światło. Światło, które wydawało się czerpać siłę z ciemności, co jest niemożliwe. Woda wokół kry zaczęła burzyć się i pienić, jakby wrzała. Właściwie to ona rzeczywiście wrzała. Słup światła wystrzelił z wody, oślepiając prawie wszystkich, a kiedy zaczął przygasać, wyłoniła się z niego para skrzydeł rozżarzonych do białości. Prawdopodobnie to one były źródłem tego światła.

Ktoś, a raczej brzmiało to jakby to było jakieś dziwaczne zwierzę, szeptało w niezrozumiałym dialekcie. Szept brzmiał coraz intensywniej, a światło z resztek słupa przybrało kształt wielu małych kulek. Odgłosy wydawane przez istotę, która się wyłoniła ze światła stały się głośniejsze. Kule rozproszyły się, otaczając wendigo i jego pomagierów. Część z kulek doleciała do broni poszukiwaczy przygód i wzmocniła ją swoją siłą.

Skrzydlata postać podchodziła do wendigo, schodząc jakby po schodach. Jak tylko znalazła się nad nim, przyszpiliła światłem wszystkie łapy i łeb potwora. Przykucnęła, opierając się delikatnie na lewej ręce.

- Sssarathali, sserthesss in-sul - wyszeptała nad wendigo. Po chwili bez ostrzeżenia wepchnęła rękę w klatkę stwora tam, gdzie było jego serce. - Corar elthussi ris'el - rzekła postać wyciągajac rękę z sercem potwora. Klatka wendigo wygląda na nietkniętą a stwór nadal żył.

Skrzydlaty zamienił się w snop światła poprzetykany ciemnością i popłynął w kierunku lasu. Przeszedł nad miejscem spoczynku Mateusza i wyciągnął rękę łapiąc jego ducha i ciskając nim o ciało. Ciało Mateusza zniknęło, a raczej zostało teleportowane koło Hayvena dokładnie takie jak było, z jedną różnicą - na ubraniu był jakiś napis...

Architectus

Architectus

7.01.2013
Post ID: 72669

Eksplozje energii magicznej, wywołane przez Hayvena i Irhaka, roznosiły się po okolicy ze zdwojoną siłą i połączyły się z czarem barwiącym niebo na fioletowo - wcześniej będącym tylko na północy - i wpłynęły na przesłonięcie całego nieboskłonu. Aura zakryła gwiazdy, falując groźnie. Jedynie blask księżyca przedzierał się przez gęste, czarodziejskie chmury. Oślepiający blask sprawił, że pozostałym żywym zakręciło się w głowach. Architectus przetarł oczy. Czuł przepływającą przez jego ciało moc, otrzymaną od zovvuta. Zobaczył teleportowane ciało Mateusza. Podbiegł do włóczykija i przykucnął przy nim. Położył dłoń na jego klatce piersiowej i nachylił ucho nad jego twarzą; nie odebrał oznak życiowych. Podniósł dłoń, która od wewnętrznej strony była cała we krwi.
- Paaanieee! - trzech wielkich magów, z ukrytymi za szalami twarzami, wyłoniło się zza drzew. Gnoll podniósł wzrok i przeraził się. Mężczyźni bez chwili wahania zneutralizowali wszechobecne światło i żywioły. Podbiegli do gasnącego wendigo, niwelując zaklęcia przygwożdżające go do ziemi. Architectus jedną rękę podłożył pod głowę Mateusza, a drugą pod nogi. Napiął się z całych sił, żeby podnieść leżącego.
- O, w mordę, jaki ciężki - pomyślał. Na szczęście mógł wykorzystać otrzymaną od zovvuta moc. Jego ciało otoczyła aura światła, po czym udało mu się podnieść włóczykija i przenieść go i położyć do kręgu światła. W tym samym czasie magowie skupiali się na podtrzymywaniu wendigo przy życiu, mrożąc jego ciało - pochyleni, stojąc wokół niego, utworzyli trójkąt.
- Hayvenie, rzuć zaklęcie ostateczne! - krzyknął Architectus w stronę czarodzieja, który, posłuchawszy podpowiedzi, postawił obuchem do dołu, żarzący się od mocy Irhaka, młot. Zamknął oczy, przyzywając całe ciepło z okolicy. Drobne iskry zaczęły otaczać ręce czarodzieja i przepływały w stronę jego broni. Coraz więcej ogników się zapalało. Z dużą szybkością opływały młot. Kiedy pokryły cały, Hayven podniósł broń do poziomu i wyrzucił ogromną masę ognia, przypominającą gigantycznego lwa. Przyzwany żywiołak ruszył na magów i wendigo. Stąpającymi łapami pozostawiał za sobą odparowany śnieg. Otworzył paszczę i ryknął dźwiękiem płonącego podmuchu, pochłaniając całą czwórkę, która zniknęła z pola widzenia podróżników. Czarodziej upadł na jedno kolano, dysząc wyczerpany. Płomienie zaczęły gasnąć, a wśród nich stali oszołomieni magowie. Łapali się za głowę. Nie wiedzieli co się dzieje, rozglądali się po bokach, bez żadnych śladów przypalenia. Pod nimi parowała ziemia. Bestii już nie było.
- Moje klony!... Jakie znowu klonu? - odezwał się z oddali głos Hobbita.

Hayven

Hayven

10.01.2013
Post ID: 72705

Hobbit podchodził do Osadników z rosnącą niepewnością. W końcu, kilka kroków od Architectusa, Mateusza i Hayvena, przystanął, zmieszany.
- I co narobiłeś? - warknął oberżysta. - Mało, że prawie zepsułeś święta, to jeszcze przez ciebie o mało co nie straciliśmy kolegi. Fajnie to tak?
- To nie miało tak być... - westchnął Hobbit. - Po prostu nie lubię świąt. I tyle. Gdyby nie to, nic bym do was nie miał.
- No, ale żeby robić coś takiego... To niepojęte, żeby nienawidzić czegoś tak bardzo, żeby szkodzić umyślnie wszystkim innym tylko dlatego, że ma się jakieś odchyły - warknął Hayven.
- Tylko spokojnie - powiedział Architectus.
- Dobrze, nie będę przesadzał, ale pozwól mi dokończyć - mruknął do gnolla Hayven. - Hobbicie, uważam, że nie można ci tego tak, po prostu wybaczyć. Zobacz go! - czarodziej wskazał ręką nieprzytomnego Mateusza. - Zobacz, co mu zrobiłeś! Dlaczego mielibyśmy puścić ci płazem, że przez ciebie nasz przyjaciel został ranny?! To by było bardzo nie w porządku - fuknął mag.
- Daj spokój - żachnął się niziołek. - Ile można ciągnąć jeden temat?
- Ale za to ważny temat - odpowiedział mag.
Hobbit zamyślił się na chwilę. Naprawdę żałował tego, co zrobił i chciał, by Osadnicy wybaczyli mu jego zbrodnię. Po chwili, która wydawała się dłużyć w nieskończoność, niziołek w końcu domyślił się, jak może odzyskać zaufanie reszty zebranych.
- Wiem, jak go wyleczyć - rzekł niedoszły złoczyńca. - Dajcie mi chwilę.
- A dlaczego mielibyśmy ci zaufać?! - rzucił się Hayven.
Hobbit potarł podbródek.
- Dlatego, że nie tak dawno staliśmy po tej samej stronie barykady. Poza tym, nie macie chyba nic do stracenia, co?
- Pozwólmy mu - szepnął Architectus.
Oberżysta skinął ledwie zauważalnie głową. Niziołek zabrał się do pracy. Wyszeptał zaklęcie, trzymając dłoń nad raną Włóczykija, posypał rozcięcie tajemniczym proszkiem, po czym zabandażował ranę Mateusza. Hayven dziękował niebiosom, że w ranie nie ma już miecza, gdyż w przeciwnym razie byłoby naprawdę niedobrze. Poszkodowany ocknął się, gdy wszyscy już myśleli, że Hobbit ich oszukał. Dopiero po chwili zauważył napis na swoim ubraniu, głoszący, że Hobbit, nawet jeśli wróci na ścieżkę dobra, wciąż nie będzie osobą, której można zaufać. Mateusz spojrzał na swoje świecące ręce, po czym, rozumiejąc na swój sposób treść napisu, przytknął donie do brzucha Hobbita. Pod niziołkiem ugięły się kolana, a coś, jakaś ciemna materia, opuściło ciało hobbita. Czarnoksiężnik został pozbawiony mocy.
- Teraz sobie porozmawiamy - rzekł Mateusz, krzywiąc się przy siadaniu.
- Już nie ma, o czym - burknął Hobbit.
- Może byś nam tak powiedział, dlaczego nie lubisz świąt? - zasugerował Hayven.
- Nie lubię, i tyle. Za dużo błyskotek, uśmiechów, ogólnej wesołości... nie lubię tego. Nienawidzę.
- Ale to nie o to chodzi w Świętach - tłumaczył Włóczykij. - W świętach chodzi o zgodę, radość i bycie w gronie przyjaciół, a w szczególności rodziny. To nie tylko te wszystkie powierzchowne rzeczy, ale też cały duch Świąt!
Nizioł burknął w odpowiedzi. Był wyraźnie zmieszany. Szepnął kilka słów, niszcząc klony, a następnie przywołał do siebie jednego z gremlinołajów, który poszedł po miecz Mateusza. Przypomniawszy sobie jeszcze jedną rzecz, cofnął zaklęcie magicznej chmury rzucone po to, by światło lampek choinkowych nie odbijało się w zwykłych chmurach. Nie minęła chwila, a stwór wrócił, dzierżąc broń Włóczykija. Rzeczony otarł klingę miecza z krwi i rzekł:
- Wracajmy do domu.
Czterech Osadników wróciło do Osady, gdzie zostali ciepło powitani przez jej mieszkańców. Gremlinołaje naprawiły wyrządzone szkody, a Hobbit uwierzył w magię Świąt. On sam obdarował prezentami wszystkich znajomych. Z kolei wybuchy na niebie wywołane przez Hayvena i widoczne daleko, daleko na tle ciemnych chmur zapoczątkowały zwyczaj puszczania fajerwerków...

KONIEC