Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Jadalnia w Oberży"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Jadalnia w Oberży
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Hayven

Hayven

8.06.2013
Post ID: 74188

- Otóż to. Złodziejom - przytaknął czarodziej. - W tej sytuacji jednakże stało się wręcz przeciwnie. Jakiś goblin najwyraźniej upuścił swój amulet przy pakowaniu - oberżysta podrapał się po głowie i westchnął.
Na wzmiankę o dżinie, Hayven przypomniał sobie swój pobyt w Al-Safir. Monumentalne budowle, najlepsze uczelnie w znanej części świata... i ta magia, przenikająca wszystko w okolicy. Na każdym kroku można było spotkać dżina. Niektórzy byli kulturalni, kłaniali się na powitanie, wykładali na akademiach, a także tworzyli wynalazki. Cóż, byli to zazwyczaj ci wolni. Zniewoleni dżinowie nie byli tacy mili. Robili różne wredne żarty, wyżywali się na wszystkich, a zwłaszcza na tych, których ich panowie gościli w swoich domach jako przyjaciół... Hayven uważał, że należy znieść niewolnictwo, a nie zamykać niepokornych dżinów w starych, zakurzonych lampach.
- Normalnie, zabrałbym ten kamyk do Gildii Alchemików, ale ostatnio kiedy im dałem coś do sprawdzenia, wyskoczył z niego potwór, który rozwalił pół Osady - powiedział czarodziej. - Na szczęście, mogę sam go... hm... przejrzeć. Potrzeba nam jeszcze jednej osoby... o ile ty się zgodzisz, rzecz jasna - uśmiechnął się mag.
Ignis wesoło zamachała nogami.
- Czemu nie? Byleby mnie to nie wyrzuciło na drugi koniec świata... - zażartowała dżinja.
- Wiesz, lubię cię w ludzkiej postaci - rzekł Hayven. - Ruch dzisiaj większy, niż przez ostatnie pół roku... może będziemy mieli szczęście i ktoś jeszcze tutaj przyjdzie?

Architectus

Architectus

10.06.2013
Post ID: 74207

Hayven poczuł w otoczeniu wzrost energii magicznej. Mimowolnie odwrócił głowę w stronę okna i wyjrzał przez szybę. Dwóch goblinów prowadziło obcego jegomościa, znacznie większego od nich. Przypominał wychudzonego furbolga, w niespotykanym ubiorze - błękitnej sukni, okrągłym słomianym kapeluszu, przysłaniającym przewiązaną przez oczy chustę, której blaknące fioletowe końcówki wychodziły spod nakrycia. Rękawy jego stroju były krótkie, więc czarodziej zauważył siwą sierść. Postać postępowała powoli, trzymana za ręce przez zielonoskóre stwory, a na plecach niosła wielki wiklinowy kosz. Ignis podążyła za spojrzeniem Hayvena:
- Poszczęściło ci się z dzisiejszymi gośćmi. Rozpoznajesz tego podróżnika? - zapytała.
- Nie, ale zaraz go poznamy.
Cała trójka weszła do sali.
- Wpadliśmy na niego na głównym trakcie. Poprosił nas o doprowadzenie go do najbliższego miejsca, gdzie wydawane są kwatery - jeden z nich rzekł jakby recytował.
- Dziękuję, możecie odejść - nieznajomy odezwał się chrapliwie.
- Luz blues, ziom! - zaśmiał się drugi z goblinów. Jegomość pozostał niewzruszony.
- Narazka! - klepnął go w plecy i równocześnie został trzepnięty przez czubek głowy.
- Au...
- Magiczne słowa brzmią?
Goblin zawahał się.
- Nie, to nie są marmolady z powidłami.
- Psst, "do widzenia" - podpowiedział mu szeptem współbratyniec.
- Aaa! "Dowidzenia!" Zapomniałem o "dowidzeniach"!
- Do widzenia.
Gobliny opuściły przybytek.

Ignis

Ignis

14.06.2013
Post ID: 74326

Ignis może nie odczuła w swojej sferze jakiegoś nagłego skoku energii magicznej, lecz na pewno zauważyła wkroczenie nowego przybysza. Niebieska sukienka, kosz na plecach... Hm. Osobnik wyglądał cośkolwiek ciekawie, szczególnie po dokładniejszej lustracji na kolejnych planach.
Teraz w całej Oberży było więcej magii niż gdziekolwiek indziej. Gdyby ktoś wrzucił tu jakiegokolwiek chowańca, ten by pewnie natychmiast pękł od przeładowania skradzioną maną.
- Dowidzenia... Niezły dowcip, wystarczy na cały rok. - Ignis podśmiewała się przez chwilę pod nosem, nim wróciła do tematu amuletu. Nie był to w końcu temat zastrzeżony dla wybrańców łamanych przez zaufanych, a przynajmniej Hayven nic podobnego nie zaznaczył. Inna sprawa, że nawet nie zdążył...
- Jakoś wątpię, żeby którykolwiek z tych knypków spod ciemnej gwiazdy... czarniejszej od najczarniejszej czerni... w ogóle coś takiego mógł mieć w swoim posiadaniu, także twoją teorię można o kant stołu rozbić - stwierdziła sceptycznie, jednak nie ruszyła się ze swoich skrzynek. Jeszcze.
- Nawet jakby ukradł to co? Nie tylko ja lubię znęcać się nad nimi, a raczej nikt by nie przepuścił takiej perełki w gratisie z goblinem przerobionym na marmoladę. Chyba nasz drogi towarzysz również się z tym zgodzi - spojrzała wyczekująco na niego.
Z ociężałym westchnieniem zlazła ze skrzynek, które zatrzeszczały żałośnie. No cóż, praca jak to praca, o każdego się upomina... Skrzynki już swoje odrobiły.
- Dobra, od czego zacząć? Bo zakładam, że pan numer dwa zgodzi się bez wahania. A jeśli się nie zgodzi, to... i tak się zgodzi - stwierdziła filozoficznie. Biorąc pod uwagę jej filozofię, można było zacząć się martwić.
- Zapraszamy do naszych eksperymentów. - zwróciła się do przybysza. Zaraz spojrzała na Oberżystę. - I błagam cię, Hayvenie, nie wysadź nas wszystkich w powietrze. Tak to tylko mówię, wiesz... Na wszelki wypadek. Żeby nie było, że nie prosiłam!

Fergard

Fergard

15.06.2013
Post ID: 74335

Fergard skrzywił się nieco, omal nie wpadając na wybiegającego z oberży goblina. Biorąc pod uwagę obecny jej stan nie sądził, że ten przybył tu po parę głębszych i coś na ząb.
Półdemon westchnął, spoglądając na dość zapuszczony budynek, który to ludziska tytułowali Oberżą pod Rozbrykanym Ogrem.

Płomiennopomarańczowa grzywa z pewnością wyróżniała się z półmroku, jaki panował w głównej sali.
- Cóż to znowu, panie bracie, czy to dżumę w karczmie macie? - zagaił do Hayvena, pozwalając sobie na zacytowanie klasyka i spoglądając po zgromadzonych gościach. Furbolg w błękitnej sukni - dziwne, ale nic nadzwyczajnego. Dżinja z krwistoczerwonymi oczyma - niespotykane, ale widział bardziej nietypowe istoty.
- Toć się mówi tu i tam, że pomarańcz - czysty strach - odrymowała Ignis, pozwalając sobie na nutkę sarkazmu w głosie.
- Bardzo zabawne, szanowna pani - Fergard skrzywił się po raz e-nty. - Cenię sobie, gdy ludzie i dżiny nie naigrawają się z moich włosów.

Hayven

Hayven

15.06.2013
Post ID: 74344

Furbolg najwyraźniej był niewidomy. Widać to było zarówno po ciemnych okularach, jak i sposobie poruszania się. Hayven nie wiedział do końca, jak zareagować. Bądź co bądź, był to obcy, a zarazem było w nim coś, co wydawało się znajome...
Jedno było oczywiste, a mianowicie, że sprawę amuletu należy odłożyć na później, co pewnie nie spodoba się Ignis. Cóż, trudno.
Mag powitał skinieniem głowy Fergarda, który wszedł przed chwilą, ponieważ rozpoznał w nim rudowłosego półdemona, którego spotkał parę miesięcy temu.
- Chodź, usiądź, posil się - czarodziej zwrócił się do przybysza w niebieskiej sukni starym porzekadłem oberżystów. - Fergadzie, ty też znajdź sobie jakiś stolik, czy coś. Zaraz wam coś przygotuję.
Po tych słowach, oberżysta jakby wyparował. Fergard obdarzył Ignis kosym spojrzeniem. Z jednej strony, wydawała się być miła, z drugiej przed chwilą go wyśmiała.
- Czy on zawsze tak robi? - spytał po chwili milczenia półdemon.
- Zawsze, a nawet częściej - odpowiedziała dżinka.
- Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale ja wciąż tu jestem! - dobył się ze spiżarni głos Hayvena.
Ignis prychnęła, a Fergard i przybysz w niebieskiej sukni zajęli miejsca przy jednym ze stolików. Ponownie, na chwilę zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu brzękiem słoików w spiżarni. Po chwili Hayven wyłonił się z zaplecza z wielką cyklopią szynką w dłoni. Oberżysta stanął za kontuarem, pociął mięso na w miarę równe plastry, położył po trzy na każdym z dwóch talerzy, przeznaczonych dla gości, po czym na każdym talerzu położył jeszcze pajdę chleba. Gotowy posiłek zajął Fergardowi i furbolgowi.
Podczas spożywania posiłku przez gości, Ignis i Hayven obracali amulet na wszystkie strony, przyglądając mu się uważnie. Ku swojej irytacji, nie zauważyli w nim niczego nadzwyczajnego, a przecież to nie mógł być zwykły przedmiot, ponieważ na co komu niezaczarowany amulet?
W końcu talerze opustoszały, a Hayven odłożył je na blat kontuaru. Nadszedł czas na rozmowę. Poważną rozmowę.
- Kim jesteś? - zadał furbolgowi pytanie czarodziej. Było ono pytaniem podstawowym, a jednak odpowiedź na nie mogła mieć wpływ na mnóstwo wydarzeń w przyszłości...

Architectus

Architectus

16.06.2013
Post ID: 74351

Małomówny mężczyzna, przypominający wychudzonego furbolga, doprowadzony przez gobliny do Jadalni, w geście przywotania oraz wdzięczności za życzliwe przyjęcie uniósł obie ręce na wysokość własnego splotu słonecznego, zamknął prawą dłoń w pięść, a drugą z dłoni objął, kładąc na wierzch pierwszej i lekko nimi potrząsnął. Udał się do stolika za hałasem dudniących o podłogę z litego drewna butów Fergarda. Następnie zdjął kosz i kapelusz by położyć je jeden na drugim w niezawadzającym miejscu obok krzesła, od strony ściany. Słuchał swobodnie prowadzonych rozmów, wciąż będąc poza ich wpływem. Kiedy Oberżysta postawił na blacie solidne porcje szynki i chleba, postać ani drgnęła, mimo wyraźnego zaproszenia Gospodarza. Usłyszawszy, że nie ma przeciwwskazań dołączył do pół-biesa. Gdy wszyscy zaspokoili swój głód, zaczął wyjaśnienia.

- Twój głos wydaje mi się znajomy. Podczas twoich poprzednich wypowiedzi wciąż uciekała mi nazwa miejsca, gdzie cię słyszałem. Teraz mam ją na końcu języka - w zamyśleniu oparł podbródek na wewnętrznej części dłoni. - Kim. Jestem - wnet zerwał się na równe łapy. - Hayvenie? To naprawdę ty? - nachylił się w stronę czarodzieja. - A to muszą być Ignis i Fergard - odwrócił głowę tam, gdzie ostatnio rozlegały się głosy pozostałej dwójki. Pomarańczowowłosy półdemon lustrował beznamiętnie obcego, a dżinja zastanawiała się skąd u podróżnika znajomość ich imion. Czarodziej natomiast szybko łączył dzisiejsze wydarzenia. Sposób poruszania. I ten wiklinowy kosz - ktoś raz przechadzał się z nim w Oberży, lecz to nie mógł być on. - Wróciłem do domu... - mąż tym zdaniem nadal nie pozbawiał czarodzieja ostatka wątpliwości. - No daj pyska! - wciąż niedowierzał oczom, pomimo niezachwianej pewności siebie osoby stojącej naprzeciwko niego. Coraz bardziej rozpromieniony jegomość w szacie chłodnego koloru, lekko się szczerząc, niespodziewanie skoczył przed siebie i zderzył się z czołem maga.
- Uszczypnijcie mnie, to mi się śni, nie? Rozmawialiśmy w ubiegłym tygodniu... - mag nie czuł potrzeby rozmasowania obolałej głowy. Stał jak wryty i raz po razie przecierał oczy ze zdumienia.
- Ojć, wybacz - nieznajomy objął Hayvena niedźwiedzim uściskiem.
- Paskudna to sprawa - Fergard odrzekł, kończąc tym samym skrzywiony wyraz twarzy.
- Czy ktoś byłby tak miły i powiedział mi z własnej nieprzymuszonej woli, kim jest ten pajac wprost z opery mydlanej? - dżinja straciła cierpliwość.
- Ignis, pamiętasz patelnię, którą podarowałem ci przy Ognisku? - nieznajomy odwrócił się na pięcie i niezdarnie położył lewą rękę na jej ramieniu.
- Pewnie, lecz nie sądziłam Architectusie, że doczekam twojej starości tak szybko - odwzajemniła przywitanie. - Pamiętam również o dostarczeniu ci innego egzemplarza.
- Hej! Co to za pogaduszki? - przerwał Hayven spoglądając na gnolla. - Domagam się wyjaśnień! Straciłeś wzrok?
- Nie, Hayvenie, ale noszę chustę z paru powodów... - Architectus podjął się wyjaśnień. Gdzieś w oddali rozległ się śmiech dziecka, ale nikt prócz niego nie zaaferował się tym zbytnio. - Masz może jakąś książkę na składzie?
- A co ma do rzeczy czytanie? - spytała Ignis.
- Tak się składa, że bardzo wiele.
- Oczywiście, przyniosę jedną z przepisami na galaretki. A co cię tak postarzało? - dodał czarodziej idąc na zaplecze. Fergard powrócił do rozmowy:
- Nasuwa mi się tylko jedno, bo gdybyś przeniósł się w czasie, znałbyś miejsce lądowania. Nasz kronikarz odwiedził demoniczny wymiar. Mam rację, Archi? - i podsumował. Gnoll skinął głową na potwierdzenie.
- Nie spodziewałem się aż takiego zbiegu wydarzeń - Hayven pojawił się z powrotem na sali. - Czytałem o podróżach demonów, które wchodząc do ognistego planu pozostawiają za sobą płynący czas w naszym planie. Mijają tylko chwile przy otwieraniu i zamykaniu piekielnych wrót, więc demony są nieobecne tylko na czas dwukrotnego wypalającącego się powietrza. Czyli byłeś tam na tyle długo, że zdążyło minąć kilkadziesiąt lat. Jest kilka sposobów na wejście do środka nie demona, więc pierwsze moje pytanie brzmi, dlaczego tam byłeś? - głośno myślał.

W tym samym momencie gdzieś z zewnątrz znów dobiegły zebranych śmiechy dzieci. Architectus zdjął chustę i odsłonił skrywający pod nią straszliwy widok. Oczy wyglądały na zmaltretowane ciągłym czytaniem. Zdawały się bezwiednie przesuwać w różne strony, gdy gnoll spojrzał na czarodzieja. Podziękował bez słowa, otworzył książkę, przybliżył ją na odległość jednej stopy od twarzy i zaczął czytać. Śmiechy dzieci oddaliły się i zamilkły.
- Powiesz nam kiedy będziesz w stanie - zasugerował pół-bies. - Chcesz być więźniem przez resztę życia? - sięgnął po książkę i odciągnął ją od nosa gnolla. Głosy dzieci znów cicho rozbrzmiewały za ścianami Oberży.
- Słoneczna aura sprzyja zabawom na świeżym powietrzu - Oberżysta zmienił temat, by wyprowadzić rozmówców z gęstniejącej atmosfery i zerknął przez okno. Przez moment mignęła mu zjawiskowo piękna białowłosa, przebiegając bez dźwięku i uśmiechając się do niego.
- O-ho, kolejny gość - Hayven rozradowany sięgnął po pięć kubków i zerknął na pozostałych. Dżinja i półdemon odwzajemnili spojrzenie, w przeciwieństwie do gnolla z śmiertelnie poważną miną.
- Zobaczyłeś jedną z nich... Za późno... Nie chciałem was w to mieszać.
- Hm - dodał Fergard.
- Ignis, poproszę patelnię.
- Teraz?
- Natychmiast! - wstał i ruszył w stronę przedniej ściany Jadalni. Dżinja zmaterializowała przedmiot i telekinetycznie posłała do gnolla. Ten chwycił go w locie i zamachnął się, lecz nie dało to rezultatów.
- Zwykle tak robiły.
- Ale co? - dopytywał się czarodziej
- Nasyłały na mnie wspólne potomstwo.
- Co masz na myśli mówiąc wspólne? Kto to taki?
- Sukkuby - wyjaśnił pół-bies. - Właśnie poczułem ich zapach.
Gnoll nie czekał na dalsze wypowiedzi. Otworzył drzwi, a światło słoneczne pokryło go w całości.

Silveres

Silveres

10.07.2013
Post ID: 74752

Elf nie przejął się tym, że drzwi do Oberży otworzyły się przed nim same, pewnie to sprawka Oberżysty-maga; tak więc raźnym krokiem wmaszerował do przybytku i... wylądował na ziemi, na jakimś nieznanym mu przybyszu. Natychmiast zrozumiał swój błąd, szybko podniósł się z ziemi i, w potoku przeprosin i próśb o wybaczenie, niezwłocznie rzucił się, by podźwignąć nieznajomego z zakurzonej podłogi.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam - Silveres krzątał się przy szacie nieznajomego, otrzepując ją z kurzu.
Zauważywszy, że skupił na sobie pytające spojrzenia Hayvena i Ignis wzruszył tylko ramionami, jakby ten gest miał wszystko wyjaśnić. Cóż... Nie spodziewał się, że zastanie w Oberży kogoś poza właścicielem. Po chwili konsternacji elf znów przeniósł wzrok na nieznajomego jegomościa i z zażenowaniem stwierdził, że najwyraźniej blokuje mu drogę wyjścia - tak więc czym prędzej odsunął się na bok i dodał jeszcze jedno "przepraszam", by przypadkiem obcy nie wziął go za chama i prostaka. Zawstydzony pomyślał nawet, że może mógłby cofnąć czas o kilka chwil i nie dopuścić do całej sytuacji, ale po zastanowieniu stwierdził, że to mogłoby zostać odebrane jako niegrzeczne. Znaczy... Gdyby w ogóle zmiana została zauważona... Hm...
Elf zamyślił się ponownie i ponownie zauważył, że ściąga na siebie całą uwagę zgromadzonych. "Przestań błaznować!" - złajał się w myślach i natychmiast zdał sobie sprawę, że popełnił jeszcze jeden karygodny błąd, a mianowicie...
- Dizień dobyr - rzucił szybko, po czym, gdy zrozumiał co powiedział, poprawił się równie szybko - Dzień dobry, znaczy się.

Hayven

Hayven

16.07.2013
Post ID: 74812

- Dzień dobry, Silv - powitał elfa Oberżysta. Fergard i Ignis również mruknęli coś pod nosem, a Architectus złapał przybysza w niedźwiedzi uścisk. Dopiero po chwili Złodziej Czasu, któremu powoli zaczynało brakować tchu, zorientował się, kim jest ten stary furbolg.
- Archi? - wystękał Silveres.
Kronikarz wypuścił elfa z uścisku, przyjrzał mu się przez chwilę, po czym odpowiedział:
- Ja, a kto?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia - Hayven szybko powstrzymał pytania, które zapewne cisnęły się elfowi na usta. - W skrócie, Archi przeniósł się do planu ognia, trochę się tam zasiedział i teraz jest stary. No i pojawił się pewien problem, bo Archi ma dzieci... z sukkubami.
- Z sukkubami? - Silveres zaśmiał się. - Archi, nie znałem cię od tej strony! - zaraz potem jednak elf spojrzał na twarz Architectusa i stracił ochotę do żartów.
- Mniejsza z tym, teraz te sukkuby kręcą się tutaj - rzekła Ignis.
- A, to te ładne takie, co tutaj są? - zrozumiał Silveres.
- Tak, to te ładne takie - z nutką ironii w głosie odparła dżinja.
- Jakieś propozycje? - odezwał się Hayven. - Archi, ty je znasz, powiedz, jak Ci się udało im uciec? I co teraz właściwie chcesz zrobić?

Architectus

Architectus

16.07.2013
Post ID: 74817

- Odwiedziłem demoniczny wymiar, aby raz na zawsze uwolnić się z więzienia. Jak widzicie, poniosłem porażkę, lecz nie mogę dopuścić, aby kogoś z was spotkało to samo. Nie uciekłem, wypuszczono mnie dla zabawy - Archi patrzył w pustkę, stojąc ukosem do swoich towarzyszy oraz bokiem do wyjścia. Na moment znieruchomiał. Pokręcił patelnią i zważył ją w dłoni. - Hah, dobrze wykuta - rzucił miłym spojrzeniem po oberżanych gościach, jakby chciał powiedzieć, żeby się nie martwili tym co za chwilę zamierza zrobić. Odchylił się nieznacznie do tyłu i zerknął na zewnątrz by przygotować plan działania. Dostrzegł spacerujące piękności poubierane w stroje balowe, jak damy dworu będące przejazdem na wycieczce w Osadzie. - Na małych przestrzeniach mamy mniejsze szanse niż na otwartych, gdzie sukkuby nie wezmą nas z zaskoczenia. Wyjdźmy na zewnątrz i znajdźmy bezpieczniejsze miejsce na wypędzenie ich z naszego planu i ruszenie za nimi w pogoń. Fergardzie, Hayvenie, Silveresie uważajcie na to co zobaczycie, usłyszycie czy poczujecie. One potrafią się dostosować - pochylił się i wyjrzał głową za prawą część framugi drzwi. - Z tej strony czysto – odwrócił się w drugą stronę i opadła mu szczęka.
- Śliniaczku - rozległ się powabny kobiecy głos.

Ignis

Ignis

16.07.2013
Post ID: 74819

- Dostosować? Znaczy jak ktoś lubi tak sadystycznie, to one się przebiorą w skóry i wezmą pejcze? - zdziwił się dżinn, odrywając się od okna, gdzie chwilę wcześniej, pospołu z Fergardem, proponował domowemu przedszkolu operację plastyczną. No cóż, w ojca dzieci się nie wdały, niestety. Stwierdzenie Fergarda, że rola ojcostwa Archiego jest w tym przedsięwzięciu kwestią mocno niepewną, pozostało bez odzewu.
- W ogóle śliniaczek? Ładny komplement... - podśmiewał się Silveres.
Kobieta rozejrzała się po całym towarzystwie, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób wybyć stąd po cichu, elegancko.
- Gdyby nie to, że straty przewyższałyby korzyści, już bym któregoś z was wypuściła na zewnątrz - uznała, rozglądając się po towarzystwie. - Jak myślicie, poleciałyby na brodę Hayvena? Jest taka długa, i kręcona, w sam raz, żeby schować w niej dziecko... Może którejś by się spodobała.
- Nie mówiłbym akurat o brodzie - mruknął oberżysta. - Chyba nie o to im chodzi.
- Ech... - Furbolg machnął ze zrezygnowaniem patelnią i z niepokojem spojrzał w stronę drzwi. Rzeczywiście nie było zbyt wiele czasu.
- Śliniaczkuuuuuuu... Dlaczego do nas nie przyjdziesz? Tęsknimy za tobą! - zawołała któraś kobieta.
Na krótką chwilę zapadła cisza.

- Tylko trzymajcie się z daleka... Tymczasowo - głos Ignis z każdą chwilą stawał się coraz niższy, głębszy. Towarzystwo mogło obserwować proces przemiany; długie, białe włosy zniknęły, a blada, trójkątna twarz kobiety została starta niczym gumką na jakimś rysunku przez niewidocznego rysownika. Przez krótką chwilę wśród mgieł i dymu można było dostrzec prawdziwą twarz dżinna - z wyrysowanym obłędnym uśmiechem od ucha do ucha. Zaraz zaczęła się kształtować nowa, druga twarz na miejscu starej. Zmieniał się wzrost i proporcje, uwydatniały mięśnie, tworzył zarost w postaci krótkiej, starannie przyciętej bródki.
Parę sekund później na zebranych spoglądał wysoki, czarnowłosy i zielonooki mężczyzna - całkowite przeciwieństwo tego, co widzieli wcześniej. Jeszcze tworzyły się zmarszczki od uśmiechu, drobne blizny; zawadiacki uśmiech pojawił się na twarzy dżinna, który zaledwie chwilę temu był jeszcze kobietą.
- Tadam! I jak? - Ignis nonszalancko strzepnął parę pyłków z koszuli. - Polecą na mnie, hrabię Vlada?
- Pytasz o opinię nas, facetów? - zapytał kwaśno Fergard.
- Polecą, polecą - uznał Architectus. - Pomysł przedni. Zdziwią się, że na ciebie nie działają ich czary... Vladzie.
- Dobra, zanim rzucimy Ignis, to jest Vlada, na pożarcie, to zastanówmy się, jak mamy się przenieść do tamtego planu? - Hayven przypomniał wszystkim o zasadniczym problemie. Towarzystwo znów zasępiło się na krótką chwilę, pomijając rozbawionego dżinna.
- Czy można zakląć ten amulet, aby nas tam przeniósł? - zapytał Silveres. - Albo patelnię, którą trzyma Archi? Właściwie to czy można zakląć cokolwiek?
- Osobiście, jeśli mogę poczynić jakąś uwagę, to sugeruję amulet. Chociaż będziesz wyglądał jak podstarzały pederasta, nie powinieneś się tym przejmować - uznała Ignis alias hrabia Vlad.
- Jest mniejszy, nie zwrócą na niego uwagi - zgodził się Silveres.
- To wy sobie zamieniajcie, zamieniajcie, bawcie się, ja już pójdę. Spotkamy się w piekle. Tylko proszę was, jeśli już będziecie na miejscu, uważajcie, dokąd idziecie... Nie wszystkie inkuby są zadowolone ze swojej pracy.
Cicho zaskrzypiały drzwi. Kolejny śliniaczek pozostał bez odzewu.

Chwilę później można było dosłyszeć raźny, choć zanikający już głos dżinna:
- ...Moje drogie, piękne panie! Cóż tu robicie? To chyba nie jest odpowiednie miejsce dla was. Powiedziałbym, że wasza obecność powinna opromieniać jakieś doborowe towarzystwo, przy odpowiedniej ilości szampana i przy akompaniamencie pięknej muzyki... Znam pewnego dobrego lutnistę, Azazela znacie? Znacie. A mnie znacie? Nie? No to mnie dogłębnie poznacie. Niebawem naprawimy ten błąd. To byłoby karygodne, gdybyśmy tego nie uczynili, chyba się ze mną zgodzicie, moje drogie?
- Możemy zacząć naprawiać już teraz - zasugerował któryś sukkub.
- A to dobrze, doskonale! Miło, że przejawiacie inicjatywę i rad byłbym, gdyby tak później zostało. A tak przy okazji, może wpadlibyśmy niebawem odwiedzić naszych starych znajomych, aby skonsumować naszą nową, zbiorową znajomość? Należałoby to przecież odpowiednio uczcić.
- Zastanawiam się, jakim cudem jeszcze nie dostała z liścia? - zapytał z rozczarowaniem Fergard, wyglądając ostrożnie przez okno i przeliczając odchodzące kobiety.
- Bo jeszcze próbują użyć czarów - wyjaśnił Architectus, osoba bądź co bądź aż nazbyt dobrze obeznana z metodami działania sukkubów.
- A mówią, że kobiety kochają niedostępnych - skonstatował Silveres. Zaraz Hayven zaczął majstrować coś przy amulecie; dla innych wyglądało to niczym jakieś tajemnicze gusła. Może nie było machania rękami, mamrotania półgębkiem zaklęć ani duchów, jednakże nie dało się zaprzeczyć, że atmosfera zaistniała i wręcz rozgościła się.
Parę chwil później cisza, która ponownie zapadła, zadźwięczała niczym dzwon; wokół oberży nie było już nikogo, nawet dzieci zniknęły, jakby zapadły się pod ziemię. A może przyczaiły się przy kretowiskach i schowały bawiąc się w chowanego... Któż to wie. Dzieci były wredne i nieprzewidywalne, z tym każdy zebrany chyba mógł się zgodzić. Tylko ptaszki śpiewały, trawy szumiały... Ogólnie sielanka.
- A może one już są w piekle? - zasugerował z cichą nadzieją Architectus, wyglądając na zewnątrz. Nie poleciał żaden "śliniaczek" "ślimaczek" ani nawet tak powszechne "kochanie". W ślad za wytkniętą głową poszła reszta ciała. Ostrożnie, ostrożnie... Kroczek po kroczku, centymetr za centymetrem.

Hayven

Hayven

14.08.2013
Post ID: 75006

Architectus wychynął z Oberży i wyjrzał na ulicę. Było zupełnie pusto. Może to była zasługa Ignis. A może...
- Hayv, czy już zakląłeś amulet? - zapytał Architectus zmienionym głosem.
- Wciąż nad tym pracuję - odkrzyknął Oberżysta.
Archi mruknął coś cicho pod nosem. Potem zaczął mówić trochę głośniej, tak że ci, którzy pozostali w Oberży, mogli go usłyszeć, jednak wciąż do siebie:
- Niedobrze. Zwykle to bliskość zaklętych przedmiotów przenosi w węzły, w których krzyżują się wszystkie czasy i w których panuje taka pustka. A jeśli to nie ten amulet, to znaczy to... - gnoll nie dokończył, ponieważ nagle w Oberży coś wybuchło i budynek zajął się ogniem.
Kronikarz wrócił do gospody, gdzie pośrodku czarnego kręgu, najprawdopodobniej wywołanego nagłą eksplozją, leżał tajemniczy amulet. Architectus poszukał wzrokiem Hayvena, który leżał pod ścianą, najwyraźniej nieprzytomny.
- Wiedziałem - stwierdził Archi. - Nie można zaczarować już magicznego przedmiotu.
- Czyli świetnie - zgrzytnął zębami Silveres. - Straciliśmy czarodzieja.
- Silv, przecież mógłbyś cofnąć czas i go ostrzec - strofował elfa Architectus.
- Niestety, nie - odpowiedział Złodziej Czasu - ponieważ jeśli jest tak, jak mówiłeś przed chwilą i jesteśmy w pętli czasu, nic nie mogę poradzić. Mój zegarek nie zadziała - elf wzruszył ramionami.
- Trzeba go ocucić - Fergard przerwał wywód Silveresa, wskazując wciąż nieprzytomnego maga. Po chwili wzrok pół-demona padł na stojące pod ścianą wiadro pełne wody. Po chwili woda dziwnym trafem znalazła się na Hayvenie, który zerwał się na nogi i chwycił za bolącą po uderzeniu w ścianę głowę, krzycząc.
- Aaach! Zimna! - wrzeszczał mag.
- Weź się nie zachowuj jak dziecko - skarcił Oberżystę Fergard. - Zaraz wyschniesz. Powiedz nam lepiej, co to właściwie jest i czemu cię odrzuciło.
- Nie mam pojęcia, ale można to łatwo sprawdzić - odpowiedział wciąż odrobinę obrażony Hayven. - Fergard, ty idź tam, pod ścianę, gdzieś tak pośrodku, trochę na lewo od miejsca, w którym padłem. Archi, mógłbyś pójść w kąt, koło tamtego stołu? O, dobrze. Silv, ty idź też w kąt, naprzeciwko Archiego.
Hayven dał wszystkim znak, by usiedli na podłodze.
- Teraz skupcie się na tym amulecie. Mocno.
Czarodziej poszedł do artefaktu, chwycił go dłonią, którą zaraz potem zamknął. Mag przymknął powieki, medytując i po chwili pozwolił reszcie wstać.
- Cóż, ten artefakt już ktoś kiedyś zaczarował, aby mógł on nas przenieść do planu ognia - oświadczył lekko zdziwiony, a zarazem zdenerwowany daremnością swoich czynów i pobolewającej wciąż głowy mag. - Teraz, jeśli powiem odpowiednie hasło, a jest ich kilka, amulet przeniesie nas do Planu Ognia, gdzie czeka na nas Ign... eee... hrabia Vlad. Archi, ty chyba znasz jedno z haseł - mag zwrócił się do Architectusa, który skinął głową i chwycił amulet prawą ręką. Hayven uczynił to samo, po chwili wahania dołączyli do nich Silveres i Fergard.
- Śliniaczek - wyszeptał Archi. Głośny śmiech Hayvena rozpłynął się po chwili wśród szumu wiatru...

Architectus

Architectus

20.07.2014
Post ID: 77023

Wir energii, który porwał grupę, mienił się pomarańczowymi iskrami. Nim Hayven skończył się śmiać, przeniesienie dobiegło końca. Nikt nie doświadczył żadnych komplikacji, więc grupa od razu rozejrzała się po przestrzeni do jakiej trafiła. Jaskiniowcy znajdowali się w gigantycznej komnacie zbudowanej z ciemnych głazów. Na ścianach, w dużych odstępach zamocowane były pochodnie, które nie oświetlały nawet połowy pomieszczenia. Jednak było jasno, na tyle by zdołali ocenić jego rozmiar; miało około 25 stóp wysokości w najwyższym punkcie i 20 stóp szerokości od jednej ściany do drugiej. Rozciągało się 30 stóp przed nimi i 20 za nimi. Na obu końcach niewyraźnie widzieli prostopadłe zakręty. Choć podłoże było suche, unosiły się nad nim gęste opary, a jedynym rozlegającym się dźwiękiem - jaki słyszeli - był trzask płomieni.

- Błe, ale tu cuchnie! - Hayven zasłaniał dłonią nos.
- Nie znam tego miejsca, sukkuby nie przyprowadziły mnie tutaj - Archi ponownie zadarł pysk w górę i zmrużył oczy.
- W jakim znajdujemy się lokalu? - Silveres, skierowanym do Fergarda pytaniem, rozładował ponure napięcie. Na pół-biesie nie zrobiły wrażenia ani doznania węchowe, ani wielkość komnaty, jaką można było nazwać salą. Kronikarzowi pojawił się lekki uśmiech na twarzy, a rozbawiony Oberżysta przestał zwracać uwagę na wdzierający się w nozdrza odór.
- Znajdujemy się w jednym z wyższych poziomów piekielnego przedsionka, lecz nie wiem dokładnie w której jego części - niewzruszenie odrzekł Fergard, po chwili milczenia, czym sprawił, że do skupionego na nim Złodzieja Czasu dołączył Gnoll i Czarodziej.
- Czyli jesteśmy w niebezpiecznym labiryncie, jakim jest pierwszy krąg piekła - Oberżysta nabrał spory haust powietrza do płuc. - Sugeruję, abyśmy weszli wyżej, by określić, jaka dokładnie jest nasza pozycja. Pozostali nie widzieli potrzeby słownego potwierdzania, tylko razem z nim pomaszerowali przed siebie, wzdłuż ciemnego korytarza. Kiedy skręcili w dalszą jego część, Silveres zerknął na Architectusa.
- To obca ziemia, każdy element twojej relacji z sukkubami może nam się przydać, Archi. Jesteś gotów opowiedzieć, jak do tego doszło, że sukkuby cię ścigają? - spytał, nie bez zawahania w głosie.
- Tak, dziękuję ci za wypowiedzenie tych słów - Gnoll odszukał spojrzenie Elfa i uśmiechnął się z wdzięcznością. Następnie począł patrzeć na kamienne bloki w suficie, zastanawiając się nad dobraniem zwięzłych zdań. - Nim jeszcze przekroczyłem granice Imperium, szukałem nowych wrażeń i byłem ich ciekawy. Któregoś zimnego dnia, jako jeszcze młokos, dwuznacznymi wypowiedziami zwróciłem uwagę nieznanej mi, pięknej gnollicy, która była spoza rodzimej wioski - kiedy mówił, spoglądał od czasu do czasu na towarzyszy, po czym zamyślił się na moment.
- Szczegóły waszej relacji są oczywiste - pół-bies dał odetchnąć Kronikarzowi, który przytaknął i po chwili kontynuował.
- Trafiłem jak swój na swego. Potem piekielna niewiasta zapoznała mnie ze swoimi koleżankami.
Hayven przełknął głośno ślinę: - Mam nadzieję, że Ignis wyjdzie z opresji śpiewająco.

* * *

Tymczasem, w innej części labiryntu wspomniana Dżinnija, w postaci hrabiego Vlada, zabawiała tłumek sukkubów, by dać parę chwil współtowarzyszom, na zaznajomienie się z terenem i wybranie sposobu na zneutralizowanie aktywności demonic, w bliskiej odległości od Architectusa. Przy okazji użyła zaklęcia lokalizującego i dowiedziała się, że chłopaki są w przedsionku piekieł, więc czym prędzej zaprosiła swoją kobiecą kompanię do pierwszego kręgu. Flirtowanie szło jej całkiem nieźle, nawet wśród monotonnych korytarzy, gdzie sarkastyczny dowcip o podgrzewaniu wosku nad pochodniami został przez oblubienice przyjęty z wielkim entuzjazmem. Miała jeszcze duży zapas chwytliwych tekstów w zanadrzu i szła naprzeciw Jaskiniowcom...

* * *

- Jak sobie z tym radziłeś? - pociągnął temat Hayven.
- Początkowo perspektywa powrotu w ramiona tych kobiet była dla mnie pocieszająca. Nie przejmowałem się konsekwencjami i przez lata żyłem w nieświadomości, że płodzę owoce. Później, gdy Imperium zapewniało mi coraz większy dostęp do tekstów pisanych, poddałem w wątpliwość swoje zachowanie, aż któregoś dnia oparłem się pokusie o jeden raz za dużo - zatrzymał się w opowieści na moment, aby słuchacze przetrawili to, co powiedział, i zaczął dalej mówić. - Sukkuby akceptowały odmowy, które okazywałem, ale jak były one zbyt częste - zwiększały swoją nachalność - Archi znów na dłużej utkwił spojrzenie w pustej przestrzeni.
- Widziałem ich w akcji, wiem o czym mówisz - potwierdził Ognistogrzywy i zachęcił gestem do nieprzerywania.
- Aż wreszcie przybyły wraz z potomstwem, które było bardzo awanturnicze. Chcąc uniknąć szkód w naszym wymiarze, zdecydowałem się udać za nimi do planu ognia, żeby poszukać odpowiedzi na pytania o uwolnienie się od nich. Po kolejnych wspólnych igraszkach potajemnie wskoczyłem do jednego z wytworzonych przez nie portali. Jak się później okazało... wiedziały przez cały czas o mojej obecności - kiedy Gnoll wypowiedział te słowa, Silveres przewrócił oczami, Hayven zrobił zadziwioną minę, a Fergard zajrzał za następny róg i pokazał, że jest czysto i mogą iść naprzód. - Resztę już znacie - dokończył i zatrzymał się.
- Teraz liczy się to, że tu jesteśmy - Elf również przestał maszerować. Wyciągnął do Kronikarza rękę pod skosem, ustawiając ją do gestu przybicia graby. Architectus odpowiedział tym samym i obaj złączyli dłonie szybkim ruchem, wydając nimi dźwięk głuchego klaśnięcia. Gdy tak trwali wpatrzeni w siebie, Hayven położył Gnollowi rękę na ramieniu, a ten - nie zwalniając uścisku - zwrócił się w jego stronę i zrobił to samo drugą ręką.
- Wystarczy tych czułości, mamy zadanie do wykonania - Fergard uwiesił się na nich, kładąc ręce na ich barkach, i zabłyszczał oczami na myśl o przybraniu formy demona, przed niechybną konfrontacją.
- Hej, ściana przed nami. Ślepy zaułek! - wstrząsnął się Hayven.

* * *

- Ach, już niedaleko. Spodziewam się zaczepek, gdy dziewczyny spotkają się z chłopakami - rozprawiał w myślach Vlad. - Trzeba by temu jakoś zaradzić. Niech, no, się zastanowię, co by zrobiła babka na moim miejscu - rozmyślał podczas tańca z demonicami. - Zająć ich czymś innym, hm, tylko co mogę zaczarować? - zastanawiał się nad swoim podręcznym ekwipunkiem. - A! Tak! Mam talizman modliszek, wyczaruję iluzję jednej z nich - uśmiechnął się od ucha do ucha i wstrzymał taniec.
- Hrabio, jaką atrakcję dla nas przygotowałeś? - dociekał jeden z sukkubów.
- Haha! Coś specjalnego! - Vlad machnął przed sobą ręką i zaczął się unosić na kłębach dymu. Coraz wyżej i wyżej, by ustabilizować swój lot tuż pod sufitem. Obłoki opadły, ukazując go jak siedzi na głowie olbrzymiej modliszki.
- Aaaach, samiec modliszki - westchnęły demonice - pobawisz się z nami w berka! Huhuhu! - pobiegły przed siebie.
- Niezwykła reakcja - zważył Vlad, pociągając za lejce, a jego modliszka zaskrzeczała w echu jego myśli i zgrabnie postąpiła za sukkubami.

* * *

Podeszli bliżej.
- Podłoga zwiększa swoje nachylenie, by złączyć się z sufitem. Zawracamy? - zapytał Silveres
- Nie, to jedno ze złudzeń - odparł Fergard
- Spójrzcie - Hayven postąpił w stronę bariery i pokazał butem jak stoi płasko na podłodze, zamiast pod kątem. - Czemu tam jest pełno płynu?
- To zabezpieczone przejście do innego sektora - zerknął na zaniepokojonego Oberżystę. - Nam nie zaszkodzi. Chodźcie i miejcie się na baczności, nie wiadomo czy nie spotkamy baronów piekieł, przechadzających się po swoich włościach.

Po drugiej stronie wszystko wyglądało tak samo. Nikogo nie zauważyli, więc ruszyli dalej, wgłąb ciemnego korytarza. W pewnym momencie Fergard wystawił rękę w bok w geście przystopowania, zagradzając przejście pozostałym podróżnikom, i zatrzymał się.
- Słyszę płacz, a wy? - dodał. Hayven zamknął oczy, Silveres spojrzał uważnie na Fergarda, a Archi przechylił głowę i nadstawił uszy.
- Też - odszepnęli jak jeden mąż i zaczęli się rozglądać.

W zaciemnionej części korytarza, w jednej z - oddalonych od nich o kilkanaście metrów - przerw w oświetleniu, gdzie blask pochodni nie docierał, ktoś siedział do nich plecami. Postać opierała się o potężną ścianę, miała podkulone nogi i twarz skrytą w dłoniach. Siedziała tam rozpaczająca dziewczyna z wyraźnie zarysowanymi skrzydłami na plecach.
- Moi drodzy - przerwał ciszę Silveres. - Mając wzgląd na miejsce, w jakim się znajdujemy, myślę, że to podstęp. Nie spotkaliśmy wcześniej żadnych istot bytujących w tym kręgu, co według mnie jest dość dziwne.
- Przyznaję ci rację, ale ta drobna osóbka przekonująco płacze - Hayven podzielił się z resztą swoim spostrzeżeniem.
- Ta drobna osóbka może okazać się gigantycznym demoniszczem - sceptycyzm Fergarda nie znał granic.
- Chwilunia. Skoro widzimy to samo, to znaczy, że nie rzuciła odpowiedniej formy uroku na każdego z nas. Nie tak działają demony tego rodzaju - stwierdził Archi.
- Prawda! Mówiłeś nam o tym w Oberży! - Silveres klepnął się w nogę.
- Rany, ona nie udaje! - uspokoił się Czarodziej.

Archi podszedł ostrożnie do siedzącej istoty, przeszedł obok niej, ustawił się przed nią i przysiadł. Za nim dołączyli pozostali.
- Dziecko, czemu płaczesz?
Skrzydlata dziewczyna wolno podniosła załzawioną twarz.
- Proszę, otrzyj oczy - Hayven wyjął ozdobnie haftowaną chusteczkę i z uśmiechem na twarzy podał ją nieznajomej.
- Chlip, dziękuję - otarła jasne oczy. - obudziłam się dziś rano bez naszyjnika, bez którego nie wrócę do domu.
- Pomożemy pani go odszukać, ale nie płacz tyle, zalejesz sąsiadów w drugim kręgu - rzekł kąśliwie Fergard.

* * *

- Słyszę głosy, to muszą być oni! - ucieszył się w duchu Hrabia. Jechał na modliszce i droczył się z sukkubami, celowo niezdarnie nie chwytając ich, by zabawa trwała dłużej.

* * *

Źrenice dziewczyny zwęziły się.
- Och, demony - dziewczyna cicho pisnęła.
- Jakie demony? Za bardzo się odwodniłaś? - Hayven ze zdziwieniem podniósł głowę. W tym samym momencie poczuł, jak wpada na niego - mający zdrowo czym oddychać - urodziwy sukkub. Rzut był o tyle silny, że oboje przekoziołkowali dobrych parę metrów. Obok nich grupa demonic w błyskawicznym tempie wbiegła zza rogu na korytarz. Część z nich korzystała przy tym ze ścian i sufitu.
- Do broni! - ryknął Archi, przypomniawszy sobie o dzierżonej w ręku patelni. Odwrócił ją w dłoni i spodem wycelował w najbliższą demonicę. Zamachnął się, lecz ona była szybsza i z kuszącym spojrzeniem objęła go rękoma pod pachy, unieruchamiając go trwale w paraliżu, niczym imadło.

Inny sukkub wyrwał Silveresowi z rąk wyciągane przez niego miecze. Fergard nie stawiał oporu, stał stabilnie na nogach i pozwolił, aby dwie demonice przykleiły się do jego rąk jak dwa duszące węże. Czarodziej przytomnie odbił nogami sukkuba od siebie, gdy ten był nad nim, przy kolejnym przewrocie. Zaklęciem zatrzymał się w miejscu i przeturlał w bok. - Uch, nie na moje kości te wygibasy - stęknął i zrozumiał, że oponent powtórzył ten sam ruch, lecz jednak pozwolił, aby Oberżysta był jeszcze wolny. Stanął za nim, odchylił głowę do tyłu, aby włosy zaszły na oczy Czarodzieja. Hayven wzdrygnął się i podskoczył.
- Coraz bardziej mi się podobasz Magu, a twoja siwa broda jest taka interesująca. Pocałuj mnie.
- Ani mi się śni! - Hayven zmarszczył brwi i odwrócił się naprędce, słysząc chichot napastnika.
- Ani, masz wielbiciela! - zawołał sukkub. Oberżysta zbladł.

Równocześnie, demonica atakująca Silveresa zaczesała ręką włosy do tyłu i popatrzyła na niego łagodnie.
- Chciałbyś ugasić plan ognia, co? Obronisz mnie, Złodzieju Czasu, prawda? Cofniesz się dla mnie do chwili, kiedy byłam jeszcze młodą elfką i mój krytyczny wybór miał zaważyć o potępieniu i przemianie w ciało demona? - niedbale oparła się o jego ramię, odchylając się w bok, na tyle że jedno z ramiączek jej sukienki bezwiednie się osunęło.
- Nigdy nie byłaś elfką - odparł gorzko Silveres, wyjął ukryty sztylet i wbił go demonicy pod żebra.

Do skrzydlatej dziewczyny doskoczyło kilka sukkubów i zaczęło podrygiwać wokół niej.
- To znowu ty! - zawołał jeden z nich. - Nie wtrącaj się do naszych spraw i wracaj na powierzchnię! - podniósł na nią rękę, aby wymierzyć jej karcący cios, lecz powstrzymało go głośne kłapnięcie. W miejscu jego ręki były wielkie szczęki.
- Nie widzisz zbłąkanej i cierpiącej duszy? - usłyszał głos Vlada. - Oho, nadszedł czas, abym wkroczył do akcji! Dzięki, Fergardzie, za mentalny przekaz, zajmę się tą niewiastą!

Sparaliżowany strachem Archi trwał w bezruchu.
- Pożerasz mnie wzrokiem. Zabawmy się jak ostatnio, ślicznie proszę - trzymająca go demonica uśmiechnęła się zalotnie i oparła na nim swoje krągłości. - Milczysz, dobrze. Tym razem pobawimy się tak, że rozpruję cię i spławimy się w twojej krwi. Co ty na to? - przechyliła głowę i poruszyła uszami, naśladując jego gesty. - Rzucisz na mnie zaklęcie, śliniaczku?
- Opieram się na mocy własnych mięśni i manie płynącej w mojej krwi, sukkubie - odezwał się zimno Kronikarz.
- Nie zwrócisz się już do mnie po imieniu, Archi? - żachnęła się demonica. Gnoll milczał i resztką wzroku patrzył się w stronę jej twarzy.

Do Hayvena zbliżał się sukkub, który zalotnie kołysał biodrami i trzymał na nich swoje dłonie. Czarodziej przykucnął, położył dłoń na podłodze.
- Klęka przed tobą, jaki uroczy! - ucieszył się inny z sukkubów, zwołując grupkę demonic, aby otoczyły Maga. Kiedy zrobiły ścisłe koło, Hayven wytworzył magiczny impuls, który miał wytrącić atakujących z równowagi. Sukkuby ani drgnęły, rozbawione jeszcze bardziej.

Fergard razem z dwiema demonicami na rękach przeteleportował się do wnętrza koła, w którym znajdował się Hayven, między niego a sukkuba - nazywanego Ani. Zamachnął się do uderzenia czołem. Zanim trafił, mignęło mu uniesienie kącika ust sukkuba. Trafienie nie dało efektu; demonica ani drgnęła.

W tym samym czasie modliszka puściła rękę demonicy. Nachyliła łeb wyszczerzając się groźnie. Wydała gardłowy dźwięk, który zabrzmiał jak słowo: "Berek!" i pobiegła w przeciwną stronę.
- A, tak, urocza bestyjko! - rozradowana demonica, wraz z koleżankami, które otaczały właścicielkę medalionu, ruszyły za nią.

Silveres przekręcił sztylet, wyciągnął go i chciał dźgnąć ponownie, gdy się zorientował, że demonicy nie zrobił nic.
- Szlag by to trafił - zdenerwował się Elf, patrząc na rozchichotaną demonicę.

Przy Archim demonica nie poprzestała.
- Pokażę ci swoją potęgę - pyszniła się, oblizując nieskromnie mięsiste usta. Przesłała mu całusa układając wargi. Milczał. - Opętaliśmy cię, zapomniałeś?
- Zdajesz mi się piękniejsza niż ostatnim razem - Gnoll podjął rozmowę.
- Hihihi, ćwiczyłam specjalnie dla ciebie - uśmiechała się szeroko. - Pragnienie tego odczucia wypala cię od środka. Ja ci zapewnię wieczny ogień, nie będziesz więcej łaknął miłości - kusiła go demonica.
- Ciiii... - wyszeptał Archi.
- Hm? Chodź ze mną.
- Odejdź - wybąkał Gnoll. - Wmawiasz mi, że gdy umrę, ty, jako sukkub, nadal będziesz mną zainteresowana. Od kiedy sukkuby podtrzymują trwałe stosunki z kimś poza śmiertelnikami?
- Och, daj spokój. Zasmakuj mnie jeszcze raz - zbliżyła się na tyle, że czuł jej oddech.
- Nie - stał niewzruszenie. - Czego innego pragnę.
- Czego? Emocji? - nachyliła się ku jego uchu.
- Nie, wiedzy. Ty mi jej nie zapewnisz - rozluźnił brwi. - Dacie mi spokój jak zaopiekuję się naszymi dziećmi?
Demonica przestała się uśmiechać i puściła Archiego, odsuwając się od niego na parę kroków.
- Siostry, do mnie! - zawołała i ponownie zwróciła się do Gnolla. - Tak.
W mig wszystkie zgromadziły się obok niej, uwalniając Jaskiniowców, którzy również podążyli za nimi. Nagle w oddali rozległy się głosy dzieci. Duża grupa małych półdemoników przybiegła, przyleciała i przyteleportowała się do zbiegowiska.
- Siostry, idziemy, ten oto jegomość uwolnił się z opętania - podsumowała demonica
- A Hrabia?
Modliszka przydreptała do pytającej się demonicy, a Vlad na jej głowie przemienił się na powrót w kobiecą formę.
- Aaa! Jesteś kobietą! - jeden z najbliższych sukkubów odskoczył jak oparzony.
- Sprawa rozwiązana, te dzieci zostają. Nikogo dzisiaj już nie opętamy z tej grupki. Do następnego razu! - dowodząca demonica odwróciła się i wraz z wszystkimi sukkubami opuściła korytarz, tak szybko jak się w nim pojawiła. Hayven odetchnął głęboko, Silveres schował miecze i sztylet, Fergard poruszał barkami, Ignis zdematerializowała modliszkę, a półdemoniki przyglądały im się z uwagą.
Skrzydlata dziewczyna zbliżyła się nieśmiało.
- Ha! Teraz pomożemy ci odnaleźć naszyjnik! - Ignis z dumą klepnęła ją w plecy.
- Już to zrobiliśmy - stwierdził Ognistogrzywy.
- Hę? - Czarodziej zamrugał oczami.
- Hayvenie, wyjmij, proszę, nasz tajemniczy amulet.
Oberżysta posłuchał i wręczył go pół-biesowi, a ten przekazał go dziewczynie. - Proszę.
- Ojej, dziękuję wam bardzo, dobrodzieje! - delikatnie przyjęła medalion i z pieczołowitością założyła go na szyję.
- Teraz to ja nie rozumiem - Silveres spojrzał na Fergarda z szeroko otwartymi oczami.
- Wyjaśniam. Amulet, zawierający znaczny zapas energii właścicielki, chciał wrócić do swojej dzierżycielki i jego moc - zestrojona z nią - dążyła do zjednoczenia. Tym samym został on użyty przez sukkuby, aby podążyć za Archim. One podrzuciły go do jednej ze skrzyń, aby nadal droczyć się z Gnollem i sprawić, by z własnej woli wybrał życie z nimi i użył go osobiście i przeniósł się do planu ognia.
- Wybaczcie, ale bardzo się spieszę. By okazać wdzięczność przeniosę was dokądkolwiek zechcecie - wyraziła się dziewczyna.
- Poprosimy do Oberży pod Rozbrykanym Ogrem - Silveres uśmiechnął się do nieznajomej.
- Jasne, bywajcie - na pożegnanie mrugnęła wesoło i ulotniła się w błyszczących, jaskrawo białych, wzajemnie na siebie zachodzących, okręgach, a cała grupa została przetransportowana do Oberży.

- Nareszcie w domu! - wykrzyknął z ulgą Hayven, a Archi - na uboczu - zaczął poznawać się z półdemonikami i przepraszać ich za agresję.
- Kto to był? Za ciemno było, abym mogła przyjrzeć się jej ubiorowi... - zastanawiała się Ignis.
- Myślę, że to była anielska interwencja - powiedział spokojnie Fergard.
- Uczcijmy nasz powrót, mam dość wrażeń na najbliższe dni - odetchnął Czarodziej.
- Księżyc wystarczy? - zapytał Silveres.
- W sam raz! Co powiecie na Księżyc z Mahadevą?
- Brzmi świetnie - zachęciła go Dżinnija.
- Dobrze. Jak będziecie mieli chwilkę, odwiedźcie progi Oberży. Został jeszcze twój wiek, Archi - Hayven popatrzył na siwego Gnolla.
- Nie odmieniaj mnie, Hayvenie, chcę pozostać stary, abym pamiętał co uczyniłem. Nie lecz także mojego wzroku - po chwili dodał. - Przyzwyczaiłem się do stanu niskiej ostrości widzenia. Dużo wrażeń tracę, ale dzięki temu zapamiętuję lepiej to, co dotyczy bezpośrednio mnie. Może odzyskam pełną ostrość widzenia, a może nie. Mam nadzieję na jego odzyskanie i bagaż doświadczeń z pracą nad oczami - tyle mi wystarczy, dziękuję ci za troskę.
- Tato, tato! - zawołało nagle jedno z dzieci. - Chodźmy już, jestem głodny. - zwracało się do Archiego.
- My też! - odpowiedziały chórem pozostałe dzieci.
- Słodkie dzieciaczki - stwierdziła Ignis, przyglądając się. - No nic, na mnie też pora - uśmiechnęła się.
Jedno z dzieci pociągnęło Archiego za nogawkę i nieśmiało zapytało jak ma się zwracać do tej miłej pani.
- Mieszkańcy Imperium od teraz są waszymi wujkami i ciociami.
- Hurra! - wyszczerzyło się od ucha do ucha i zawołało - pożegnajmy ciocię!
- Eheheh, nie trzeba - zmieszała się lekko Ignis.
- Pa-pa, ciociu Ignis! - podbiegły i utuliły Dżinniję, ku uciesze wszystkich zgromadzonych. Ta, po chwili pomachała do towarzystwa i użyła teleportacji. Dzieci tak samo pożegnały się z pozostałymi uczestnikami piekielnych odwiedzin i po przyjrzeniu się - błyszczącymi oczkami - długim rozstaniom dorosłych, pobiegły za Gnollem do Kroniki. Natomiast Oberżysta, odprowadził go wzrokiem, stojąc przy otwartych drzwiach wejściowych. Następnie wyczarował i powiesił na nich pergamin z zaproszeniem dla wszystkich trubadurów i muzykantów w Imperium.