Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Filmy 2014"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Filmy 2014
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Ymir

Ymir

11.12.2014
Post ID: 78510

W tym temacie, jak i kolejnych przypadających na kolejne lata, chciałbym byście opowiadali o filmach na które w tym roku czekacie, a mających premierę 2014 (na świecie) roku. Również piszcie o swoich najświeższych wizytach w kinie bądź o filmach które widzieliście, a których premiera przypadła na ten właśnie rok. Otwieram wam tym samym pole do dyskusji, a ja przedstawię mam moje top 5 tegorocznych dzieł sztuki kinematografii.

1. Strażnicy Galaktyki - Marvel z filmu na film staje się coraz to lepszy, ale to właśnie w Guardiansach osiągnął apogeum, film który można nazwać space operą na miarę naszych czasów. Nic do tej pory nie zaciągnęło mnie do kina aż trzykrotnie. Jest to jeden z najlepszych filmów jakie widziałem, a a pewno jeden z największych faworytów gatunkowych, idealnie łączący komedie z akcją i niesamowitymi wprost wizualiami (świetne 3D w Imaksie), nie traktując przy tym widza jak idioty. Film ma pewną wadę w postaci średnio napisanego antagonisty, a niektórzy mogą się czepić tego iż jest on za szybki, nie przystając za długo na pewnych scenach, ale szczerze mówiąc ja mu to wybaczam w całej rozciągłości. Bynajmniej nie tylko dla fanów komiksu.

2. Gość - Film który wziął mnie z zaskoczenia, o którym przychylną recenzję przeczytałem 'u zwierza'. Zachęciła mnie metamorfoza aktora (znanego oglądaczom Downton Abbey) jak i nietypowa tematyka, raz dobrze napisane i niegłupie postacie głównych bohaterów. Nie spodziewałem się jednak, że znowu w tym roku zobaczę jeden z najciekawszych filmów ostatniej dekady. W pewnym sensie Tarantinowska wariacja na temat horrorów klasy B (ah to kontrowersyjne zakończenie), mix gatunkowy, pastisz oraz wprost niesamowity soundtrack, porywający każdego miłośnika Drive'a czy Hotline Miami. W przeciwieństwie jednak do tego pierwszego, film ma dużo lepsze tempo, dużo lepiej bawi się konwencją i potrafi mocniej wciągnąć widza w swoją intrygę. Wszystko po to by w połowie zmienić się w... nie będę spoilerował, ale na litość boską nie oglądajcie trailerów do tego filmu, zniszczycie sobie całą zabawę! Już prędzej jeden z dwóch umieszczonych oficjalnie klipów. Umieścił bym go na pierwszym miejscu, lecz nie jest to pozycja dla wszystkich. Jeżeli jednak podobał wam się Drive, bądź True Romance, zainteresujcie się!

3. Wolny Strzelec - Podobny w pewnym sensie do powyższego, choć ma on coś również i z taksówkarza. Przy okazji tytuł jest świetną satyrą na aktualny wyścig szczurów, zarówno ten medialny jak i korporacyjny. Ponownie też, metamorfoza aktora, Jake G. w Nightcrawlerze jest odpychający i fascynujący równocześnie, zarówno poprzez sposób wypowiadania się przypominający MLM-owy bełkot jak i szczurowaty wygląd. Tu jednak zaczynają się pewne większe zgrzyty, mianowicie muzyka, której na szczęście jest mało, ale kiedy się pojawia niszczy klimat i dodaje filmowi nieprzyjemnej i niepotrzebnej tandetności. Ale warto dla zobaczenia Los Angeles nocą. Podobnie w ogóle nie widać po filmie niskiego budżetu, polecam póki grają!

4. Jak wytresować smoka 2 - Czyli kontynuacja jedynki, powielająca wszystkie jej zalety, dodając więcej pięknych widoczków, z bardzo dobrą muzyką Johna Powella. Że trochę prosta i nieco sztampowa? Owszem, ale i tak ta seria jest, zaraz za Kung Fu pandą, przykładem iż Dreamworks również potrafi robić ciekawe filmy.

5. Bogowie - Wreszcie jakiś sensowny film z Kotem. Podobnie jak zeszłoroczne Chce się Żyć, to film technicznie i tematycznie (biografia)taki sam. Wcale mi to zresztą nie przeszkadza, bo oba te filmy były bardzo dobre zarówno jako filmy, jak i w swoich gatunkach. Dobre tempo, dobre ujęcia, ciekawy pomysł by odciąć się politycznie od pewnych aspektów życia Religi (bardzo dobre wg mnie rozwiązanie) a i wysoki Kot nie przeszkadzał tak bardzo. Zgodzę się, z pewną tezą, że zamiast amerykańskiej można było użyć muzyki polskiej, ale cóż i tak jest bardzo w porządku.

Wyróżnić mógłbym tu kolejną część X-Menów z niesamowitą grą aktorską Fassbendera i Mcavoya, którzy notabene są moimi ulubionymi aktorami tego pokolenia. Zaginiona Dziewczyna, była świetna, ale jakoś tak... zapomniałem o niej jak o równie świetnej Dziewczynie z Tatuażem. Po prostu nie myślałem o tym filmie dni po jego seansie, tak jak to było z powyższymi. Na uwagę zasługuje również wcale dobre Powstanie Warszawskie (z nieco, zwłaszcza w pewnych momentach, pretensjonalnym dubbingiem) oraz Grand Budapest Hotel (ten również nie jest filmem dla wszystkich) z którego każde ujęcie można wyciąć i będzie równie dobre co reszta :)

Gorzej wypadły Furia (Film poprawny z momentami, z wielkim ALE dotyczącym zakończenia), Pod Mocnym Aniołem (przede wszystkim razi w nim wtórność), czy Interstellar (możliwe lekkie spoilery). Nie rozumiem też zachwytów nad najnowszym Kapitanem Ameryką, który mnie się podobał umiarkowanie.

Co do tego ostatniego zaś - Bardzo zmarnowany potencjał, bo gdyby wyrzucić wszelkie nieścisłości, beznadziejną kompozycję AUDIO-wizualną, bzdury o miłości czy fatalne wręcz zakończenie, pokazujące wszystko co złe w Nolanie, to film byłby naprawdę dobry. Chwytająca (nawet mnie!) za serce scena kiedy Cooper odtwarza filmy sprzed 30 lat! Piękne obrazy i fantastyczne roboty i wstawki komediowe oraz, ówcześnie, niespodzianka z Mattem Damonem to dla mnie jednak za mało bym mógł stanowczo stwierdzić że film ten był dobry. A wielka to szkoda, bo najbardziej nie lubię zmarnowanego filmu i filmów nijakich. Ten przynajmniej JAKIŚ był.

A wy? Na czym w tym roku byliście w kinie? Czekacie na Hobbita, bądź może wybieracie się na Get On Up (ja tak) A może widzieliście jakiś film nie-anglojęzyczny, offowy? Nie zgadzacie się z czymś? Chcielibyście coś rozłożyć na części? Zapraszam do dyskusji dotyczącej filmów mających premierę tego, mijającego nam już, roku! :)

Mateusz

Mateusz

12.12.2014
Post ID: 78518

Przyznam szczerze, że w tym roku rzadko gościłem w sali kinowej.

Na ten moment przypominam sobie dwie pozycje:

Noe: Wybrany przez Boga

Mam ambiwalentne uczucia w stosunku do tego filmu. Z jednej strony porusza interesującą mnie tematykę, pokazuje historię w miarę realny sposób. Z drugiej strony mocno modyfikuje biblijną historię. Pojawiło się sporo elementów, które mnie drażniły: Anioły w postaci golemów, Tubal-Kain pasażerem arki na gapę, mieszanie historii o stworzeniu z ewolucją, Noe chcący zabić wnuki i pewnie coś by się jeszcze znalazło. Na plus wiele smaczków, które zainteresowane osoby na pewno wyłapią. 6/10

Interstellar

Nie zgadzam się z Ymirem, że film ten wypadł słabo. Albo jestem odporny na tony patosu i hektolitry epickości wylewające się z filmów Nolana, albo nie ma w nich po prostu nic złego. Przez 3 godziny z zaciekawieniem śledziłem losy bohaterów. Nie nudziłem się. To chyba dobrze świadczy o produkcji. Od strony audiowizualnej rewelacja. Fabularnie też dobrze. Podobał mi się motyw z problemami żywieniowymi na planecie oraz wszystkie rozkminy z czasem. Zakończenie jak zwykle na plus! 8.5/10

Pozdrawiam.

Ymir

Ymir

12.12.2014
Post ID: 78521

Jeżeli chodzi o Noego, widziałem wyłącznie "Everything wrong with" na temat tego tytułu: https://www.youtube.com/watch?v=gw6FlztSV1Y
I o ile Cinema Sins lubią się czepiać pierdół, o tyle już po tych parunastu minutach widzę, iż nie tylko nie jest t film dla mnie, ale w dodatku jest to jeden z tych filmów nijakich właśnie. Russell Crowe ogólnie bardzo kiepsko ostatnio dobiera filmy, stąd też jego rola w Nędznikach była najsłabsza z całej kasty, a Robin Hood był na tym samym poziomie co Noe. Odbieganie w tym wypadku od Biblii to najmniejszy problem, kiedy tytuł jest zwyczajnie zwykłym zapychaczem, jakim teraz jest, tak sądzę przynajmniej, Exodus (w Polsce dopiero za miesiąc).

Co do Interstellar jeszcze: To nie był jakoś wybitnie zły film, ale nie był też to tytuł który z czystym sumieniem mógłbym nazwać dobrym. Bolały luki typu wspomniane już przeze mnie mówki o miłości wypowiadane przez NAUKOWCÓW z NASY. Rozumiem też, że potrzebna jest odrobina ekspozycji i wyjaśnienia jak pewne rzeczy działają, ale ponownie czemu NAUKOWCY NAUKOWCOM/CZOŁOWYM INŻYNIEROM muszą to wypisywać RYSUJĄC KÓŁKA NA KARTCE. I nie, to nie jest wg mnie pierdoła, a dość spore braki w pisaniu scenariuszów robiąc cała otoczkę 'rozkminową' w taki sposób by widz miał wrażenie że film i tak jest inteligentny. To zresztą i tak podważył Tyson jak i inni naukowcy na jednej ze stron, gdzie rozkładają Interstellar na części. To już jest czepialstwo przyznam, ale dochodzi do tego ten patos, który jest zwyczajnie dla mnie niezjadliwy.

Grodmar

Grodmar

12.12.2014
Post ID: 78522

Cóż, w tym roku widziałem tylko dwa filmy z tego roku xD Kolejność od najgorszego do najlepszego:

Jak wytresować smoka 2

Moim zdaniem niewypał. Nie chodzi o to, że film beznadziejny sam w sobie. Po prostu... to nie była kontynuacja. To po prostu inna bajka z tymi samymi postaciami. O tak.To tak jakby Rowling napisała teraz kontynuację Harrego Pottera. Aczkolwiek zgodzę się z Ymirem, sam w sobie był fajny.

Strażnicy Galaktyki

Wiecie za co lepszy? Nie za fabułę, nie za efekty... za TEKSTY! Dlaczego lubię każdą postać(kolejność przypadkowa) :
Groot-ludzie, pomysł drzewca, który potrafi powiedzieć tylko dwa słowa (jestem Groot) jest zaj**isty. Koniec kropka(.)
Rocket-jak to moja siostra mówi, cyniczny szop. Cyniczny. Jedno słowo opisujące jego całego :)
Drake-nie rozumie metafor. Siedź cicho, bo ci przejadę palcem po szyji :)
Peter- za 12% planu xD
Gamora natomiast nie przypadła mi do gustu. Ale też miała fajne teksty, taka Laura z CHERUBA ;)

Tylko czekać na 2, jak będą prawdopodobnie rozwalać tego drugiego typa. Lub coś pomiędzy złym a dobrym :) Bolą też tematy na Filmwebie. Ludzie chyba nie czają co to humor.

Silveres

Silveres

13.12.2014
Post ID: 78553

Bogowie
Film, po którym od samego początku nie spodziewałem się zbyt wiele. Ot, jeden z tych skazanych na przejście bez echa - i to nie z powodu wykonania, a tematu. Zazwyczaj produkcje tego typu, w których brak niesamowitej akcji, pościgów i wybuchów, nie przyciągają zbyt wielkiej widowni. A nawet jeśli już przyciągną, to nie toczy się wokół nich zażartych debat i dyskusji przez następne miesiące. Zazwyczaj.
Przez co tym bardziej spotęgowane zostało moje zaskoczenie z powodu filmu "Bogowie". Akcja utrzymywała się na stałym poziomie - i to jakim! Najbardziej jednak spodobało mi się przedstawienie Zbigniewa Religi. Postać została zagrana w tak charakterystyczny sposób (i te cudowne teksty, o psach, których - z racji treści - pozwolę sobie nie przytoczyć :), że wciąż mam ją w pamięci. A film oglądałem dosyć dawno.

Nie ocenię go w skali od jeden do dziesięć. Powiem za to, że jest to film, na który mógłbym przejść się do kina raz jeszcze. A nie o każdej produkcji można tak powiedzieć.

Thanathos

Thanathos

14.12.2014
Post ID: 78573

Jak Wytresować Smoka 2
- Bawiłem się dobrze. Wprawdzie nadal uważam, że Czkawka jest niezbyt dobrym imieniem dla głównego bohatera, to uważam wypad do kina za udany... ( czy ktoś jeszcze uważa, że strój Czkawki jest idealną kopią od mrocznego bractwa ze Skyrim? ).

Interstellar
- Przyznaję, że obawiałem się tego filmu. Z jednej strony lubię produkcje Nolana, a z drugiej bałem się zbyt dużego ukazania tematu jako dokument. Na szczęście bałem się niepotrzebnie, a ostatnie 30 minut filmu, zrobiło mi z mózgu pozytywną jajecznicę. Na pewno nie ma co oczekiwać stylu Bay'a, moim zdaniem bliżej mu do Incepcji.

Strażnicy Galaktyki
- Przyjemna miła odmiana po ciężkim ( choć równie dobrym ) Kapitanie Ameryce. Wspominam go do dziś i oczekuję na równie dobrą "dwójeczkę".

Ymir

Ymir

14.12.2014
Post ID: 78585

Czkawka i Szczerbatek to Hiccup i Toothless - więc brzmią równie bezsensownie, ale to film kierowany dla dzieci więc głupio się o to czepiać. Stroje są na swój sposób podobne, ale wynika to również z tego że zarówno Skyrim jak i JWS2 czerpią z mitologii nordyckiej, a ten drugi przy okazji ze szkockiej kultury.

Byłem na Igrzyskach Śmierci przedwczoraj i czekało mnie pozytywne zaskoczenie. Jeżeli chcecie minimalnie lżejszą wersję serialowej Gry o Tron to nie zawiedziecie się. Film jest dużo poważniejszy, momentami wręcz zbyt poważny (praktycznie zero akcji czy elementów humorystycznych, jakichkolwiek do połowy filmu), ale ma bardzo dobre momenty jak chociażby pierwsze 20 (?) minut czy monolog Katniss w stronę kamery. To, jak i już chyba słynna piosenka to zdecydowanie udane elementy. Z problemów wymieniłbym to, że film traci trochę na podzieleniu go na dwie części - są tu momenty w których KOMPLETNIE NIC się nie dzieje. A sam raz złapałem się na tym, że lekko przysypiałem (ale nie to że byłem aż tak znudzony, była prawie 1 w nocy). Jeżeli komuś podobała się dwójka to polecam iść i na tę część. Zawodu być nie powinno.

Dagon

Dagon

17.12.2014
Post ID: 78670

LUCY

Obejrzałem zaledwie kilka dni temu. Cóż mogę powiedzieć, oglądało się przyjemnie. Na pewno nie jest to film z gatunku dojrzałego kina i trudnej problematyki. I tak też należy do tego podejść. Jeżeli komuś podobało się 'jestem bogiem' to i Lucy mu podejdzie. Ot, lajtowy seans, idealny, aby odprężyć się po cięższym dniu. Poziom fantastyki jest tak dobrany, że nie odstrasza przebajerowaniem, ale też nie usiłuje być pseudo-poważny. Akcja zaczyna się niemal od początku, jest dynamiczna i trwa do samego końca filmu - kiedy zobaczyłem, że reżyserem jest Luc Besson jakoś mnie to nie zdziwiło ;p Scarlett Johanson też daje radę, chociaż drażniło mnie jej uczesanie, ale akurat jej można to wybaczyć :)
Co mi się nie podobało to wykorzystywanie super mocy w taki sposób jakby to był tablet, tutaj przesuwa, tam powiększa... takie trochę tanie ;/
Ale generalnie jest ok. Gdybym miał użyć jednego słowa, aby podsumować ten film to wyraz 'fajny' jest chyba najbardziej adekwatny.

Ymir

Ymir

29.12.2014
Post ID: 78836

Trzy filmy ostatnio:

Get On Up
Absolutna rewelacja moim zdaniem, świetnego seansu dopełniał fakt, że siedziałem sam w sali kinowej,a przed seansem zdążyłem się odpowiednio 'wprawić'. Niesamowity film biograficzny, z nietuzinkowymi pomysłami, łamiący niejednokrotnie czwartą ścianę. Robił to przy okazji dużo lepiej niż zeszłoroczny, co najwyżej średni Wilk z Wallstreet. Ładny, opatrzony świetną muzyką i całkiem niezłym humorem. Mamy tu też jeden z przeczuwam, ważniejszych filmów wschodzącej, mam nadzieję, gwiazdy - Chadwicka Bosemana. Ten wystąpi już niedługo w tytułowej roli w filmie Black Panther.
Przedpremierowo:

Foxcatcher
Pokaz przedpremierowy. Ponownie, oparty na faktach, opowiadający o historii dwóch braci zapaśników. Jeden z nich zostaje zwerbowany przez jednego z najbogatszych ludzi Ameryki - Johna du Pont. Człowiek, celująco sportretowany przez aktora, wydawałoby się, komediowego - Steve'a Carella. W roli w sumie drugo i trzecioplanowej występują to Channing Tatum oraz Mark Ruffalo. Ten pierwszy to raczej drewno, ale nie ma wiele do grania (przez pół filmu nic nie mówi!). Mark natomiast, jest jak zwykle bardzo dobry w swojej roli, w tym wypadku opiekuńczego brata i sympatycznego, bystrego zapaśnika. Film, czy też raczej dramat, powiedziałbym bardzo amerykański, czy też przygotowany pod oscary, w złym tego słowa znaczeniu. Wiele niepotrzebnych ujęć, nieco nużący, ale ogólnie całkiem spójny. Nie jest to też film sportowy wbrew pozorom, to historia fragmentu z życia Johna dP i jako pewnego rodzaju studium tej postaci, sprawdza się całkiem nieźle. To nie jest film zły, ale nie oczekujcie po nim zbyt wiele.

Whiplash
O, a tutaj już dużo lepiej, rozruszało nas mnie i znajomych) po seansie Foxcatchera. Tym razem nie biograficznie, ale dość uniwersalnie. Fabuła skoncentrowana w okół przebiegu nauki młodego perkusisty w orkiestrze jazzowej pod okiem sadystycznego nauczyciela Fletchera. Ten wywiera ogromna presję oraz znęca się psychicznie jak i fizycznie nad swoimi uczniami, wyciskając z nich siódme poty, samemu nie dając w zamian praktycznie nic poza pewnego rodzaju prestiżem. Pytanie filmu opiera się na tym ile jest się w stanie poświęcić dla pasji oraz jaki wpływ wywrzeć mogą takie metody nauczania na osobie nawet najbardziej ambitnej. Wszystko to podsycone niezłym aktorstwem (niestety postać Fletchera jest nieco przesadzona, choć... to może być już kwestia sporna) świetnym montażem oraz bardzo dobrą muzyka jazzową. Film ma idealną długość względem tego co oferuje, można co najwyżej tylko ponarzekać na nieco zaniedbany wątek relacji ojciec-syn oraz chłopak-dziewczyna, ale wtedy film mógłby być niepotrzebnie dłuższy, a przede wszystkim jego tempo zbytnio by zwolniło (to film dość szybki i wywierający pewnego rodzaju presję na widzu).

To tyle ode mnie na tę chwilę :D
Wkrótce? Birdman, który póki co wraz z Inherent Vice zapowiadają się jako najlepsze filmy roku 2014 :D

Mateusz

Mateusz

6.01.2015
Post ID: 78968

Rok 2014 już za nami.

Pod koniec grudnia zawitałem do kina. Łatwo odgadnąć, że skierowałem tam swe kroki dla filmu Hobbit: Bitwa Pięciu Armii.

Czekałem na to cały rok i... rozczarowałem się.

Dwie pierwsze części bardzo mi się podobały. Niosły potężny ładunek klimatu fantasy. W trzeciej części to wszystko się gdzieś ulotniło. Przez większość seansu śledziłem rąbanie orków przez krasnoludy, ludzi i elfy. Doprawdy, irytujące.

Scenariusz to istna tragedia. O ile jeszcze do niedawna mówiłem: Super, że podzieli na trzy części, to teraz już mam mieszanie odczucia. Właśnie przy okazji Bitwy Pięciu Armii czkawką odbija się ów podział. Wyraźnie widać brak pomysłu na ciekawą fabułę.

Za co jeszcze powinno oberwać się reżyserowi? Za wyczyny Legolasa, za wątek miłosny i za drętwe dialogi (sprowadzające się raczej do okrzyków: uciekajcie! chcę ich krwi! i tak dalej).

Inna sprawa jest taka, że było naprawdę dużo scen ze sporym potencjałem, scen, które przypadły mi do gustu. Ale wiecie co? Każda z nich trwała może dwie minuty.

Żeby nie było, ostatnia część Hobbita ma trochę plusów. Efekty specjalne nadal są kapitalne. Po filmie dowiedziałem się, że Dain nie był grany przez człowieka tylko w całości wygenerowany cyfrowo. Zonk. Muzyka tradycyjnie przyjemna, gra aktorska na przyzwoitym poziomie. Szkoda, że najjaśniejsza postać, Martin Freeman, miał tak małe pole do popisu.

Tak czy siak, nadal jestem fanboyem Władcy pierścieni i Hobbita :)

Grodmar

Grodmar

13.01.2015
Post ID: 79027

Właśnie. Również chciałbym napisać o Hobbicie.

Też rozczarowałem się. Zacznijmy od tego, że sam pomysł podzielania tego na 3 części był zły. Góra 2 filmy, ale 3? No nieważne. Ale wprowadzenie kiczowatego wątku miłosnego między Kilim a Taurielą, to był błąd, prawdziwy błąd. Mimo, iż książkę czytałem dosyć dawno, to nawet wymiany zdań sobie między nimi nie przypominam. Robakołaków chyba też nie było, choć głowy nie dam. Do tego jeszcze elfy, krasnoludy i orkowie - Masters of Precision Walking. Lub ten moment, kiedy armia krasnoludów podchodziła do armii efickiej - musiał zatrzymać się na idealnie wymierzonym wzniesieniu? Albo kiedy władca elfów koziołkuje z konia - czy orkowie musieli grzecznie stać, zanim się podniósł, a dopiero potem go zaatakować? Nie. Do tego ta epickość scen walki, szczególnie scena w której elfowie przeskakują przez szeregi krasnoludów. Jeszcze cały ten Azog. W filmie nagle ożył, w książce został zabity 100 przed akcją Hobbita. No, ale żeby nie było, film pewne zalety miał. Aryklejnot ładnie wyglądał, Freeman dobrze zagrał, Gandalf w sumie też, Bard spoko. Ale to chyba koniec zalet :(

Mateusz

Mateusz

14.01.2015
Post ID: 79029

W sumie to przypomniałem sobie, że oglądałem jeszcze jedną pozycję z ubiegłego roku:

Zaginiona dziewczyna (Gone Girl)

Ciekawy pomysł, ale niestety posiada trochę luk w scenariuszu. Jednak kiedy się trochę przymknie na to oko, otrzymujemy naprawdę dobry film. Bez jakiegoś rozpisywania się, polecam.

Dagon

Dagon

15.01.2015
Post ID: 79041

Również oglądałem w poprzednim roku Zaginioną dziewczynę. I w sumie dziwię się, że nikt o tym filmie nie wspomniał wcześniej. Wszak to kolejny film ze stajni Finchera. Tak po prawdzie, jedynym powodem dla którego wybrałem się do kina było właśnie nazwisko reżysera. Kolejny raz sięgnął on po scenariusz adaptowany i... no właśnie, i co?.

Niestety, klątwą tego reżysera są doskonałe filmy jakie realizował na początku kariery. Umówmy się, poprzeczkę zawieszoną przy kręceniu Podziemnego kręgu(jedyny jak dotąd film, który uważam za lepszy od książki), tudzież Siedem, nie jest łatwo przeskoczyć. I tak też było w tym przypadku.

Już sam początek jest inny niż się spodziewałem. Fincher, tak znany z efektownych czołówek(wiele z nich można by uznać za osobną animację), tym razem postawił na minimalizm. Zdawkowe ujęcia i szybkie kadry od pierwszych sekund wprowadzają nas w specyficzny nastrój osiedla na granicach dużego miasta i tamtejszej społeczności. I był to strzał w dziesiątkę! Efekt tajemniczości jaki dzięki temu osiąga jest o wiele bardziej intrygujący niż ten zaserwowany przy okazji Dziewczyny z tatuażem.
Drugim zaskoczeniem, jeszcze przy okazji trailerów był dla mnie Ben Affleck, aktor znany ze swojej mimiki porównywalnej do tej jaką prezentuje pani Gessler po botoksie. Myślałem sobie, jak to wyjdzie? Czy to dobra decyzja? No i wyszło jak zawsze - drewnianie... Jednak paradoksalnie odbiło się to pozytywnie na całym obrazie. Drewniany Affleck wybornie wpasował się w rolę nieczułego męża, niereagującego na kryzys małżeński. Powiem więcej, mam wrażenie, że dobór aktora był sprytną zagrywką użytą do kontroli nad widzem.
Z pozostałych członków obsady, warto jeszcze wspomnieć o pani Pyke - heh - przed dwoma godzinami dostała za swoją rolę w tym filmie nominację do Oskara. I nie ma się co dziwić, wszak wszyscy kochamy wysokie blondynki :D Ale tak na serio, to zagrała fenomenalnie. I o ile nie była to aktorka znana szerszej publiczności, głównie ze względu na swoje 'tanie' jak do tej pory role, to przy okazji Zaginionej dziewczyny - co tu dużo mówić - pokazała kunszt.

No ale miał być szybki post, a tu mi siępowoli recenzja rodzi:P
Czyniąc długą historię krótką - polecam. Fincher niestety nie przebił samego siebie z przed lat, jednakże film jest absolutnie godny polecenia. Oglądając go wspólnie z przyjaciółkami miałem okazję usłyszeć kilka westchnień, które to były reakcją na to co zobaczyły na ekranie. Podobne reakcje zresztą dochodziły mnie również z dalszych rzędów. A o to przecież w tym chodzi. Film jako dziesiąta z muz, podobnie jak malarstwo powinien wywierać na nas emocje i tak też się stało w moim... naszym przypadku. :)

Ymir

Ymir

18.01.2015
Post ID: 79049

Jak już wspomniałem, Zaginiona Dziewczyna mi się podobała, ale było w niej coś takiego, przez co nie pamiętam jej tak dobrze jak pozostałych filmów które wymieniłem w Top 5. Soundtrack też bardzo dobry, momentami przywodzący na myśl Twin Peaks, ale bardziej ambientowo i niepokojąco, jak to u Finchera zwykle bywa.
Co do gry aktorskiej Afflecka. No jest to ciekawy przypadek, bo chyba nikt nigdy nie nadawał się do swojej roli tak jak on w tym filmie.

Faktycznie ciężko powiedzieć, czy to brak gry, czy jednak ukryta pod tym płaszczem, faktyczny kunszt. Nie pierwszych lotów, ale zawsze jakiś. Uważam że Ben ma i tak więcej umiejętności niż np taki Whalberg czy Tatuum.

A ostatnio byłem przedpremierowo na:

Birdmanie - No muszę przyznać, że z całą pewnością dostrzegam co ludzie w tym filmie widzą, bo ogląda się go świetnie. Gra aktorska niesamowita, oglądając go, wiedziałem że jest to film który będzie się dobrze wspominać za 5 czy 10 lat dzięki jego uniwersalności. Nie wszystkie żarty były co prawda trafione, ale kiedy coś się udawało, wychodziło świetnie. Póki co najlepsza reżyseria tego roku, ale jeszcze nie widziałem Boyhood. Zdecydowanie polecam. Niczym oglądanie sztuki teatralnej w kinie, bardzo sprawne połączenie i dramatu i komedii. Może pójdę drugi raz...

Co jeszcze zobaczę? Inherent Vice, Selmę Boyhood Turnera i Grę Tajemnic, ale to po tym jak wejdą w PL do kina. Czyli późno >.<

Ymir

Ymir

4.04.2015
Post ID: 79878

Inherent Vice - Ileż ja czekałem na ten film. Nawet jak podwójnie przenieśli polską premierę do kin na kwiecień, nie zniechęciło mnie to i wciąż obiecywałem sobie, że zobaczę to na sali. Niestety jak zwykle nas olano, więc udałem się na zatokę.

Nie ukrywam, że mój zapał został parę tygodni wcześniej ostudzony przez raczej nieprzychylne recenzje na imdb... no ale dwa piątki temu postanowiłem to sprawdzić samemu. I... cóż, całe szczęście że mój zapał był nieco ostudzony, bo mógłbym doznać zawodu, a tak po seansie czułem się całkiem zadowolony. Film opowiada historię prywatnego detektywa , który został postawiony w kilku nieprzyjemnych dla siebie sytuacjach. Od teraz będzie musiał się dwoić i troić, wykonując rozkazy nieprzychylnego mu szefa miejskiej policji. A z boku przecież ma jeszcze własne sprawy do załatwienia.
Film jest całkiem ładny, wszak reżyseruje go sam Anderson, przy czym warto tu dodać że jest to również jedna z wad tego filmu. Ten momentami mocno się dłuży i obfituje bardzo specyficznym poczuciem humoru... Typem poczucia humoru, które można porównać do opowiadania grubiańskich żartów przez kogoś z nieco wyższych sfer niż 'klasa średnia'. Tworzy to dziwny dysonans, do którego nie byłem do końca przekonany, choć nie powiem - kilka rzeczy faktycznie się udało, choć mówię tu raczej o dialogach niż o żartach sytuacyjnych.

Przy czym jest to film na podstawie książki, której to JESZCZE nie czytałem. Na koniec mogę dodać naprawdę porządną obsadę zawierającą w sobie Phoenixa, Brolina i Wilsona w bardzo ciekawych rolach (bo postacie również są tu całkiem oryginalne). Jest to film z pewnością specyficzny, ale warto go zobaczyć, choćby dla tego nietypowego klimatu którym ocieka.
https://www.youtube.com/watch?v=m5I4wweWgk0

Lucy - Pffff, w skrócie. Jest to jeden z najgorszych filmów jakie widziałem od dłuższego czasu. I nie porównuje go tu do żadnych klasyków typu Ludzka Stonoga/The Room/Birdemic etc. jako że jest to film zły na zupełnie innym poziomie. To film technicznie nie najgorszy, z równie niezgorszą grą aktorską, ale jest tak kretyńsko głupi, że aż denerwowałem się przy kolejnym kicie który ten tytuł wciskał mi co scenę. Począwszy od powtarzania mitu wykorzystywania tylko X% mózgu, po uderzanie nas w twarz porównaniami do ludzkiej natury (bardziej topornie się nie dało -.-') kończąc na totalnym bullshicie serwowanym tylko dlatego że to sci-fi. Trzymajcie się od tego z daleka!
https://www.youtube.com/watch?v=i3rZmnJ66Po

It Follows/Coś za mną chodzi - Zaraz po Gościu pani Marika dobrała sobie rolę w kolejnym filmie niezależnym. Tym razem jest to horror. Założenia są bardzo proste: Istnieje klątwa przenoszona drogą płciową, której nosiciele co jakiś czas jako jedyni widzą postać (może przybierać dowolne formy a więc nieznajomi, ale również rodzina) kroczącą w ich stronę z celem zabicia nosiciela. Po zabiciu nosiciela klątwa powraca do poprzedniego. Nietrudno jest uciec od zjawy aczkolwiek nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy się pojawi. Klątwę można zdjąć tylko poprzez kolejny stosunek. Tą klątwą została obdarzona główna bohaterka na początku filmu i od tego czasu obserwujemy jej poczynania. Horror z tego raczej słaby, a w jednej ze scen bliski jest tandecie, ale broni się i to mocno zdjęciami i całkiem ciekawą elektroniczną muzyką. Warto zobaczyć chociażby dla głównej roli i zdjęć.

https://www.youtube.com/watch?v=M7eAYtHA3wM

Snajper - Kolejny film Clinta Eastwooda. Tym razem jest to 'bohater' amerykański, jeden z najlepszych strzelców wyborowych zarówno w Navy Seals, jak i całej amerykańskiej armii. Świetna rola Coopera, który na wzór prawdziwego Teksańczyka wyrósł na totalną szafę zupełnie nie przypominającą siebie z Poradnika Pozytywnego Myślenia. Czy laurka? Nie sądzę. Czy dobry film? Jak najbardziej.

Gra Tajemnic - Film bardzo brytyjski, a więc i teatralny. Przy czym trzeba tu zaznaczyć, że postacie drugoplanowe są tutaj totalnie pretekstowe i zwyczajnie słabe (tak marnować Dancy'ego to skandal :/). Z drugiej strony dostajemy świetną role pierwszoplanową, ciekawą choć mocno 'soundtrackową' muzykę i niezłe zdjęcia. Ciekawie przybliżona historia Turinga, a każdemu kto bojkotuje ten tytuł i toczy pianę że 'hurr durr nie ma nic o Polakach' polecam puknąć się dwa razy w głowę i zobaczyć film (jeszcze raz jeżeli już widzieli).

Boyhood. - Boy oh boy. Poszedłem na ten film z ojcem i choć mój drogi rodzic nastawiał się na ten film dużo mocniej niż ja, tak wyszliśmy z seansu równie... nieusatysfakcjonowani. Nie było jakoś spektakularnie źle. Problem w tym, że jeżeli ktoś kręci film przez 12 lat, to wypadałoby zamieścić w filmie trochę więcej niż przemyślenia pokroju 'uh starzejemy się i co teraz'... Powiedziałbym że było nudno, ale tutaj mogę się spotkać ze zrozumiałym kontrargumentem że przecież tak wygląda życie większości ludzi. Problem w tym, że ja nie potrzebuję doświadczać tego dodatkowo w kinie. Sam nie wiem co tu jeszcze dodać; w filmie zawartych jest dobrych kilka wątków z których żaden nie jest dostatecznie rozwinięty, a co poniektóre okraszone są tak tanimi chwytami że to aż boli. Nie kupuje tego.

Lewiatan - Od tego filmu zamierzam już nigdy nie chodzić do kina na dramaty z europy środkowo-wschodniej :D Strasznie przygnębiający film, męcząco wręcz. Przy czym trzeba tu dodać, że pomimo swojego gęstego klimatu jest to bardzo dobry film w dodatku z nie najgorszymi zdjęciami i ciekawą scenerią. Jeżeli miałbym do czegoś Lewiatana porównać to najlepszymi tytułami byłyby tutaj Dom Zły oraz Pitbull (serial/film Vegi). Zaduma murowana.

Silveres

Silveres

4.04.2015
Post ID: 79890

No i dobra, też się pochwalę:

Lucy - w pełni zgadzam się z tym, co na temat tego filmu pisze Ymir. Z tą różnicą, że ja miałem cichutką nadzieję, że "Lucy" okaże się filmem przyjemnym. Na arcydzieło, które pochłonie mnie bez reszty nie liczyłem, za to chciałem, żeby chociaż nie nudziło. Niestety to i tak zbyt wiele.

Siódmy Syn - jak dla mnie ten film jest bardzo blisko tego, co zrobił film "Eragon". To nie jest jeszcze ten poziom gniotu, za to pół poziomu wyżej. Bardzo blisko. Nie polecam nikomu, kto miał przyjemność czytać "Kroniki Wardstone", bo zawiedzie się tym co zobaczy.

Igrzyska Śmierci: Kosogłos część pierwsza - perełka roku 2014, jeśli o mnie chodzi. Ten film zdecydowanie błyszczy wśród innych, które widziałem w ubiegłym roku. W porównaniu z pierwszym i drugim jest słabszy, to widać i czuć (wielki minus za zachowanie głównej bohaterki, niestety), a jednak wciąga. Co ciekawe, dopiero "Kosogłos" zachęcił mnie, by sięgnąć po książkę. Polecam.

Eks Mojego Życia - zacznę od tego, że naprawdę nie warto pytać, czemu to obejrzałem... W każdym razie, film nie jest zły, nie jest dobry, jest przeciętny. Sam motyw przewodni mi się nie podoba, ale też chyba nie jestem docelowym odbiorcą dla tego typu kina, więc nie ma się co dziwić. Ot, zabijacz czasu - pod warunkiem, że ktoś lubi tego typu, hm, dzieła.

Hercules - wielu moich znajomych mówiło, że ten film jest kiczowaty. Ale wiecie co? On właśnie ma być kiczowaty! Jeśli ktoś chce obejrzeć przejmującą opowieść pełną niespodziewanych zwrotów akcji (tam jest jeden :D) i innych... dziwnorzeczy, to niech odpuści sobie "Herculesa". Moim zdaniem to będzie strata. Dlaczego? A choćby dlatego, że złamano tam stereotyp cudownego herosa - półboga. Nie będę robić komuś spoilerów, więc nie powiem o co dokładnie chodzi. Oprócz tego wreszcie Dwayne Johnson wylądował w roli, która jest dla niego idealna. Kogoś, kto ma iść i roz... walać. Polecam.

Na pewno obejrzę: Search Party; Jak Wytresować Smoka 2;
Możliwe, że obejrzę: Who Am I; United Passions; Judge; Authors Anonymous; Snajper;

Ymir

Ymir

6.04.2015
Post ID: 79908

Sędzia - Oglądałem do połowy, średnio uważając, ale jeżeli mam coś powiedzieć o tym filmie to to że jest dość tani. Tanie chwyty, tanie miejsca do wzruszeń - zero subtelności - kiedy mamy płakać, zasygnalizowane nam to będzie rzewnymi melodiami i przegiętymi zbliżeniami. Historia w miarę ok, Duvall również w formie, no ale nie zmienia to faktu że jest to produkcja która spóźniła się o jakieś 20 lat - typowy familijny film z tvn 7 w niedzielę o 14.

Klub Jimmiego - Specyficzne irlandzkie filmidło, które najbliżej będzie mi porównać do nudnych filmów z lekcji języka polskiego. Film, który boi się być czymś więcej. Ładne widoczki i muzyka... aktorstwo niby ok, ale aktorzy nie mieli wiele do grania. Rozlazły strasznie. No i dochodzi do tego zabarwienie pro-komunistyczne... Cóż no, nie zawsze się trafia dobrze, ale w kinie jakoś wysiedziałem.

Blue Ruin - Obejrzałem zachęcony recenzjami, jaki to to nie jest super thriller, nowatorski etc. Dostałem coś co znudziło mnie w połowie, między innymi dlatego że kompletnie nie interesowało mnie co się stanie dalej. Brak ciekawej muzyki, ujęcia też raczej takie sobie. Miało być nowatorsko, wyszło dość niezgrabnie. Mimo wszystko to i tak najlepszy tytuł z tej trójki.

Nicolai

Nicolai

6.04.2015
Post ID: 79909

Birdman: Hollywood zamęcza nas na śmierć wielkimi historiami, w których protagoniści ratują świat czy też walczą o idee, także zobaczenie takiej sceny rodzajowej było przyjemną odskocznią. Zwłaszcza jeśli zagrają w niej aktorzy pierwszej wody. Do tego użyto tutaj kilka ciekawych środków artystycznych, kto zauważył, że cały film był jednym ujęciem?
Jak wytresować smoka 2: Świetna, acz strasznie niedoceniana, animacja. Wszystko przez ogólnoświatowy hajp na strasznie przeceniany Frozen. Wiele wzruszających scen, świetnie wykreowane postacie i wspaniała fabuła, która według mnie nieco przypomina tę z TESB. Tylko według niepotrzebnie zamykali ją w jednym epizodzie, ale musieli tak zrobić ze względu na target.
Pingwiny z Madagaskaru: Też animacja, ale zupełnie inna niż poprzednia. Ta jest łatwym, miłym i przyjemnym kinem familijnym pełnym humoru.
Strażnicy z Galaktyki: Jedną rzecz trzeba oddać MCU. Jego twórcy są świadomi tego, że ekranizują komiksy, więc nie spinają pośladów, by było mrocznie i poważnie, tylko tworzą lekkie i przyjemne obrazy, z których można czerpać frajdę całymi garściami. Strażnicy Galaktyki to kino akcji lat 90-tych zekranizowane w XXI wieku. Radosne, widowiskowe i pełne humoru. Do tego sporo inspiracji innymi dziełami, z Gwiezdnymi Wojnami i Indianą Jonesem na czele.
Interstellar: Dowód na to, że Nolan skończył się na Incepcji. Przedtem Christopher umiał znaleźć złoty środek między psychologizmami, personalnymi dramatami, konceptem, a character development, akcją i fabuła. Teraz niestety pierwsza trójka zdominowała jego obrazy przez co jego filmy bardzo się starają, ale chęci to za mało. Zawiązaniem akcji jest plaga, którą nikt nigdy nie raczył wytłumaczyć, ale w skrócie wygląda to jakby Ziemia miała łupież. Potem mamy kosmiczną podróż, w której prawa fizyki zostały pogwałcone więcej razy niż w wywodzie Korwina o zdobywaniu Marsa balonikami. Jednak sięgnięto po zaawansowane konstrukty fizyczne takie jak relatywizm, rzeczywistość ponadtrójwymiarowa czy paradoks zegarów. To mogło przytłoczyć widza i sprawić, że film wyda mu się głęboki, bo porusza mądrą tematykę jednak tak nie jest. Fabuła jest ckliwa i prosta jak budowa cepa, po pierwszym kwadransie odgadnąłem zakończenie, a argumenty "ten film nie spodobał Ci się, bo go nie zrozumiałeś" mnie bawią i uważam je za snobizm.
Lucy: Limitless, w którym scenarzyści poszli na całego. Też wychodzimy od mitu wykorzystywania kilku procent ludzkiego mózgu, też dają tabsy optymalizujące wykorzystanie neuronów, tylko strasznie odpłynęli z ich działaniem. Po nich człowiek nie stawał się geniuszem jak w Limitless tylko bogiem. Zawiązanie akcji szyte grubymi nićmi, zakończenie też z czapy, ale bez spojlerów. Do tego chyba uważali odbiorców za idiotów, bo szpikowali film oczywistą symboliką jakby bali się, że widz nie zrozumie czegoś bardziej subtelnego. Protagonistka wpadła w pułapkę, bach... wrzucają klip z myszą stojącą obok łapki na myszy. Nie wiem, może wielcy fani Fight Clubu czy coś?
Transcendencja: Film o tym samym co Lucy, czyli o przekraczaniu granic możliwości ludzkiego organizmu... tylko w inny sposób. Problem z tym filmem jest taki, że był do bólu przewidywalny. Po przeczytaniu opisu przewidziałem wszystkie zwroty akcji jak i zakończenie. Depp w obsadzie nie był zbyt pomocny, bo grał jakby od niechcenia i jego postać zachowywała się jak znudzony retard.
Igrzyska śmierci: Kosogłos część 1: Kolejna saga została ofiarą ekranizacji ostatniej części na raty. Filler, w którym nic się nie dzieje. Jedynym zadaniem tego obrazu było przygotowaniem gruntu pod finał... zupełnie jak W pierścieniu ognia. Scenariusz, który sobie przygotowali nie był materiałem na dwugodzinny film, więc na siłę go rozciągali chamskimi zapychaczami takimi jak siedzenie jak jeziorem, zabawami z kotem czy minutą powtarzania "panie Snow, Snow, słyszysz mnie?". Do tego miałem wrażenie, że film miał spore niedobory budżetu, bo walki były pokazywane z perspektywy cywili siedzących w bunkrze. Co do samej fabuły to nie będę się rozwodzić, bo to co mi w niej nie odpowiadało jest materiałem na osobny temat :P
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii: Odejdź na emeryturę jako idol, albo pracuj wystarczająco długo, by nakręcić trylogię Hobbita. Ostatnia część Trylogii Prequeli Władcy Pierścieni to scenariusz autorski. Pokonanie Smauga i starcie pod Samotną Górą w książce były potraktowane po macoszemu, ledwie kilka stron im poświęcono, więc ekipa PJa musiała sama to opisać. Nie wiem co palili przy pisaniu scenariusza, ale musiało to byś bardzo mocne, bo liczba niedorzeczności w tym obrazie jest tak duża, że internetowi krytycy będą mieli materiał do analiz na najbliższe pół roku. Trolle rozwalające mury miejsce z bańki, headshoty antyorkijskimi kamykami śmierci, poroże i miecz, czyli sześć Orków za jednym zamachem, Super Legolas Bros... wymieniać można w nieskończoność. Do tego brakuje zakończenia (może PJ obraził się na tych co czepiali się dwustu zakończeń Powrotu Króla?), a najbardziej oczekiwany pojedynek roku, Bard vs Smaug, była najbardziej rozczarowującą sceną roku.
Służby specjalne: Mam bardzo mieszane uczucia, bardzo dziwaczny film. Fabularyzowanie teorii spiskowej o seryjnym samobójcy może namieszać ludziom w głowach, ale nie padło ani jedno nazwisko, więc reżyser może wykręcać się sianem i mówić, że poseł w biało-czerwonym krawacie to wcale nie Lepper i to tylko nasze prywatne opinie. Według mnie te tajemnicze sprawy to bardziej temat na "Sensacje XXI wieku" prowadzone przez potomka Wołoszańskiego, patrzącego na to z perspektywy czasu, a nie na na film akcji operującymi półsłówkami. Jednak te niuanse to sprawa na osobny temat, zastanówmy się nad filmem samym w sobie. Obraz można podzielić na dwie części. W pierwszej części poznajemy tajniaków odpowiedzialnych za seryjne samobójstwa, ich rodziny, ich marzenia, ich osobiste dramaty... i to było tragicznie słabe. Patrzeliśmy na życie prywatne tajniaków, co samo w sobie było nudne, ale jeśli wziąć poprawkę na dialogi to była masakra. Indywidualizm postaci nie był oparty o osobowość, a o język jaki używali. Ktoś używał Ponglishu, ktoś http://facet.wp.pl/kat,69514,wid,16928813,wiadomosc.html?ticaid=114a45">tajniackiego żargonu, ktoś wojskowymi skrótami, a ktoś łacinę podwórkową, przy tym żadna z tych osób nie mówiła jak normalny człowiek. Dialogi były gorsze niż w SW. Druga część była nawet dobra, bo skupiała się na akcji, aczkolwiek świadomość tego, że na ekranie właśnie szantażują Solorza sprawiała, że jakoś dziwnie się z tym czułem. Tylko zakończenie takie kompletnie z czapy. Nie wiem czy jestem w stanie wytłumaczyć o co chodzi bez spojlerowania. Przez cały film tajniaki wychodzili z życiowego zakrętu i kiedy wydawało się, że wyszli na prostą to złapali gumę.... i to jeszcze w taki naciągany sposób. Może przedstawię jedną historię byście zrozumieli, więc spojler. Jednym z tajniaków był stary komuch i bezbożnik, który miał raka i bał się, że nie dożyje ślubu córki. Zaczął chemioterapię, zaprzyjaźnił się z jakimś mnichem, czekał w kolejce do najlepszego, najnowocześniejszego tomografu, wyspowiadał się i pogodził z Bogiem, dostał wyniki i jego rak kwalifikuje się do operacji, kiedy z uśmiechem na ustach rozpoczynał nowe życie zadzwoniła jego onkolog i mówi, że musi sobie jeszcze jedno badanie zrobić, bo niby badania tak wyszły, ale czasami raka nie widać w tym badaniu, a on jest, więc może jednak być większy niż się wydaje, więc ogólnie lipa. Strasznie naciągane.

Silveres

Silveres

8.04.2015
Post ID: 79935

Jak Wytresować Smoka 2 - bardzo przyjemna animacja z ładnie dobraną muzyką i dubbingiem. Podoba mi się cały przedstawiony w niej klimat (wikingowie, smoki, łowcy smoków, etc). Szczerze mówiąc, oglądało się ją lepiej niż niż większość filmów roku 2014. Polecam z ręką na sercu. Nabyłem DVD i nie żałuję.

Who Am I - pozytywne zaskoczenie. Film nie był bez wad, za to miał równie wiele mocnych stron. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego zakończenia - to im się udało.

Niezły Meksyk (Search Party) - strasznie prymitywna komedia. Oglądając ją miałem ogromne wrażenie, że jest to bardzo nieudana kontynuacja "Kac Vegas". Z tą różnicą, że wspomniany film był zabawny, a ten... cóż. Jeśli ktoś lubi taki rodzaj kina, to pewnie i ten mu się spodoba. Podsumowując - nie polecam, ani też nie przestrzegam.