Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Silveres vs Wilczek - starcie literackie"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Silveres vs Wilczek - starcie literackie
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Ignis

Ignis

7.08.2015
Post ID: 80694

A ooooto... Starcie pomiędzy naszymi dwoma jaskiniowymi młodzieńcami, którzy odważyli się stanąć w szranki nie tylko ze sobą, ale i ze zdradliwą weną, która, jak wiemy, jest bardzo płochliwym stworzeniem...

Nie wprowadzałam żadnych zmian do tekstu. Przypominam zasady: Oceniamy w skali 1 - 5, w kategoriach:
a) Styl
b) Pomysł na opowiadanie
c) Stylistyka
d) Ortografia
e) Interpunkcja.

Łącznie 25 punktów. Głosujemy w tym temacie, zapraszam.

Koniec głosowania: Poniedziałek 17.08 o godz. 22

*

TEKST 1

- Dlaczego to wino jest takie pikantne?! - wrzasnął Sieciech, tylko po to, by następnie jego czerep mógł wybuchnąć z siłą bomby jądrowej, dzieląc się na miliard kawałeczków.

No może jednak nie...

- Dlaczego to wino jest takie pikantne? - spytał władczym, lecz spokojnym głosem król Sieciech Wielki, patrząc groźnie na swego podczaszego, który wspomniany trunek wlał do jego kielicha.

Mogłoby być i tak, ale to jednak nie to...

- To wino na pewno jest pikantne - ze smutkiem w głosie zawył Sieciech, od czterdziestu lat profesjonalny alkoholik, bimbrownik amator i dłużnik większej ilości setek pieniędzy, niż pozostało mu palców.
- Cichaj, głupi - zganił go Bogdasz, jedyny przyjaciel jaki mu pozostał w niedoli - Darowanemu osłowi nie patrzy się pod ogon. Czy jakoś tak...
I rzeczywiście, najlepsi kumple od butelki tego wieczoru nie musieli płacić za swój napitek. Nie ukradli go jednak, jak to zwykli czynić w podobnych sytuacjach. Chwilę wcześniej karczmarz podszedł do stolika, który już lata temu przechrzcili jako własny i z cichym burknięciem postawił na nim dwa kielichy wypełnione po brzegi. Wino - które powoli już staje się głównym bohaterem tej historii - wcale nie znalazło się tam 'na koszt firmy', za wszystko zapłacił enigmatyczny klient opatulony w fioletowy płaszcz, który to opuścił przybytek tuż przed tym zajściem. Klient, nie płaszcz.
- Śmieerdzi... - Sieciech ponownie zaintonował lament, jednak szybko umilkł pod ostrym spojrzeniem przyjaciela. Wbrew pozorom on także zdawał sobie sprawę, że to jedyne, co znajdzie się dzisiaj w ich ustach.
- Jeśli nie chcesz, mogę się nim zaopiekować za ciebie - szelmowski uśmiech wypłynął na usta Bogdasza.
Sieciech widząc to, nie zastanawiał się ani chwili, natychmiast wychylił cały kielich i odpowiedział tak samo paskudnym, prawie bezzębnym uśmiechem. Równie szybko oczy zaszły mu zieloną mgiełką, a on sam wyruszył na spotkanie podłogi.

- Bujać to my, nie nas, panowie szlachta! - krzyknął przesadnie gruby i przesadnie wąsaty sarmata, wymachując szabelką w kierunku krzesła stojącego na samym środku sali. Tak się przypadkiem złożyło, że krzesło to zajmował inny osobnik, choć nad wyraz podobny do tego pierwszego.
- Ojciec mój, a wcześniej jego ojciec i ojciec jego ojca, wszyscy zasiadali właśnie na tym stolcu. Miejsce to jest mi więc z prawa należne - uparcie odparł adwersarz na postawione zarzuty, jednak zaraz po tym głowa ciężko opadła mu między ramiona, zaś w oczach błysnęła zgniła zieleń.
- Waść wiesz z kim dyskurujesz?! Wiesz do kogo mówisz?! - żachnął się brzuchacz, a widząc, że tamten nie śpieszy się nadto, by odpowiedzieć, szarpnął go za kontusz.
- Czekaj, czekaj, chwilunia... - szarpany, dziwnie teraz przygarbiony, momentalnie się obruszył i odskoczył od pieniacza.
Co uważniejsi obserwatorzy dostrzegliby, że w międzyczasie zmieniły mu się oczy - jeszcze chwilę temu pełne buty, zaś teraz jakby szukające okazji do ucieczki - oraz głos, w którym zastąpione przez dezorientację i chęć ewakuacji, zniknęły dawna pycha i pewność siebie. Jednak ze względu na panujący wokół alkoholowy amok, nikt nie zwrócił uwagi na takie drobnostki. Za to z goła inne aspekty nie uszły uwadze chętnym do bitki panom:
- Naszemu seniorowi szacunku nie chcesz okazać, psie? My cię zaraz nauczymy posłuchu! - kompania ostrych szabel dołączyła do tej pierwszej. - Stawaj! Tu i teraz!
- Ale panowie... to jakaś pooo - widząc ostrze zbliżające się ku twarzy, która nie wiedzieć czemu aktualnie należała do niego, tłumaczenia Sieciecha przeszły w nieludzkie wycie - Ludzie! Pomocy! Mordują!
Ktoś, kto kiedyś był szanowanym szlachcicem, przeczołgał się pod stołem z szybkością, o jaką nikt nie podejrzewałby dumnego posiadacza czwartego największego bambocha w promieniu stu mil, a następnie desperacko rzucił się w kierunku drzwi wyjściowych. Tu jednak skończyły się niebywałe zdolności Sieciecha, bo - chcąc sprawdzić, czy wyruszył za nim pościg - zapomniał sprawdzić wysokości progu wspomnianych drzwi. Nasz bohater kolejny raz w swoim życiu ruszył na upojne sam-na-sam z podłogą...

Wrona, która jeszcze przed sekundą miała zwykłe, czarne oczy, momentalnie przestała dłubać w nosie. Swoim zachowaniem wywołała powszechny niesmak wśród reszty stada, które wspomnianej czynności nie przerywało. Część ptaków odsunęła się od dziwaka na bezpieczną odległość, a innej części raz, czy dwa zdarzyło się kłapnąć dziobem, wypuszczając dźwięki rozszyfrowane jako "odmieniec", "jesteś inny", "odejdź, zdrajco".
Obecnie zielonookie stworzenie nie przejmowało się tym jednak. Miało na głowie znacznie ważniejsze dylematy jak choćby: czemu w głowie słyszy myśli starego pijaka i zboczeńca?; czemu wspomniany przedstawia się jako Sieciech?; jakim cudem ptakom udaje się dłubać w nosach, skoro nie mają nosów?
Na całe szczęście cała ta herezja nie trwała zbyt długo. Zielona barwa zniknęła równie szybko, co się pojawiła, a ptak mógł wrócić do beztroskiego życia pozbawionego filozofii. Mógł wrócić do dłubania w nosie.

Szara Przystań o tej porze roku była... całkiem szara.
Istnieje legenda traktująca właśnie o kolorach Przystani: ponoć potrafi ona diametralnie zmieniać swoją barwę w zależności od tego, jak bardzo chce przejąć władzę nad światem. Szary znaczy, że bardzo.
Zielona mgiełka, która sączyła się w jednej z bocznych uliczek, nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Byłoby to może i zastanawiające, gdyby nie fakt, że całe miasto, które przylgnęło przez wieki do Przystani zostało ostatniej nocy zdmuchnięte przez przeciętnej wielkości Kichającego Skrzata. W związku z tym świadomość Sieciecha nie znalazła żadnej istoty bardziej dogodnej od lampy ulicznej (nie obrażając lamp ulicznych, wszak Sieciech również nie mógł uchodzić za orła intelektu), więc już chwilę później zupełnie nic nie wybijało się poza szarą monotonię tego miejsca.

Sieciech - najwyraźniej już we własnej, zdecydowanie niepowtarzalnej osobie - znalazł się pośród zupełnych ciemności. Szybko zrobił to, co każdy dorosły i samodzielny mężczyzna zrobiłby na jego miejscu: przewrócił się na bok, podkulił nogi i zamknął oczy, modląc się, by ten koszmar dobiegł już końca.
- Cytcyt.
- Cyt...
- Kto to? Co to?
- Jakiś nowy.
- Chyba nie żyje.
- Wygląda na takiego.
- Może się obudzi - po tych słowach jeden z tajemniczych głosów rzucił w głowę leżącego kartoflem.
- Poruszył się.
- Cyt...
Podmiot toczonej rozmowy uchylił lekko jedno oko, by spojrzeć kto tym razem będzie się nad nim znęcać, ale nawet on - choć doświadczony w wielu pijackich przygodach - nie spodziewał się zobaczyć tak mieszanej i kolorowej zgrai. Demonica plotkowała razem z dżinnem, kolana tej ostatniej zajmował kot domagający się hołubienia, a na gałęzi nieopodal siedziała sowa wpatrując się w leżącego czujnym wzrokiem. Jednak Sieciech miał wrażenie, że dookoła kręci się znacznie więcej stworzeń; dostrzegał kilka cieni chowających się pośród chaszczy. Co ciekawe, wszyscy oni siedzieli przy ognisku, którego jeszcze chwilę temu tu nie było.
Pijaczyna otworzył drugie oko na chwilę przed tym, jak ktoś rzucił w jego stronę kowadłem - na szczęście (lub nie) nie trafiając. Wtedy też dostrzegł kolejne postacie: świerszcza przycupniętego na kamieniu, gnoma trzymającego kurczowo skrzynkę z narzędziami oraz świetlika, który fruwał ponad zgromadzonymi. Całe to towarzystwo zdawało się być obejmowane przez ognistego ifryta, sprawiającego wrażenie strażnika.
Nie namyślając się długo, Sieciech zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę przeciwną do tej, którą miał okazję obserwować. Obejrzał się jeszcze za siebie, by sprawdzić, czy nie jest goniony, przez co nie zauważył, że wbiega wprost w zielone opary i...

...i siedzi na krześle.

Nie powinien siedzieć.

...i stoi w małym pokoiku...

To musi być sala. Tak ogromna, że człowiek czuje się mały i nieważny przebywając w niej.

...i stoi pośrodku sali tak ogromnej, że sam wydaje się ledwie pyłkiem rzuconym tutaj przez potężne siły daleko wykraczające poza granice ludzkiej percepcji. Ciekawość i chęć skończenia tego koszmaru za wszelką cenę zwyciężyła i Sieciech ruszył do przodu...

Nie.

...ruszyłby do przodu, jednak coś nieznanego mu sprawiło, że nie mógł nic zrobić. Stał tam całkowicie odsłonięty, całkowicie sam.
- Dlaczego akurat mnie spotkał ten koszmar? Co złego zrobiłem? - zaskomlał, gdy zdał sobie sprawę, że sparaliżowane są tylko jego kończyny.
- No właśnie. Co zrobiłeś z darowanym ci czasem? - głos dochodził z podium znajdującego się przed nim. Całkiem niepozorny, lekko piskliwy, zupełnie nie pasował do powagi tej sytuacji... asgadff... JEDNAK POSTAĆ W JASNEJ SZACIE W OGÓLE NIE PRZEJĘŁA SIĘ IDIOTYCZNYMI KOMENTARZAMI NARRATORA I OSTRZEGŁA GO, ŻE KOLEJNE PRÓBY ZROBIENIA Z NIEJ GŁUPCA SKOŃCZĄ SIĘ W JAMIE PEŁNEJ WĘŻY.
Narrator zrozumiał, że to nie czas na żarty i potulnie skłonił się przed myślami wyrażonymi z taką mocą, że zapisać trzeba je wielkimi literami.
Tymczasem Sieciech jakby mimowolnie przypomniał sobie całe swoje życie. Tak naprawdę nie chciał myśleć o tym, że jako dziecko wielokrotnie doprowadzał matkę do płaczu, że znęcał się nad okolicznymi zwierzętami, a później także nad słabszymi od siebie ludźmi. Że swoim zachowaniem doprowadził do rozstania rodziców. Że dla żartu wypchnął swojego kolegę z okna, doprowadzając do jego śmierci. Że regularnie upijał się i wyżywał na innych. Nie chciał o tym myśleć, ale myśli same wyrwały się na zewnątrz. Tak, jak łzy, które pociekły po jego twarzy.
- Nie martw się - postać w jasnej szacie dostrzegła jego smutek i przerwała przedłużającą się w nieskończoność ciszę - Nie byłeś taki zły. Tak naprawdę nie jesteś taki. To życie zmusiło cię do podejmowania takich decyzji. Jesteś dobry. Widzę to.

W chwilach takich jak ta, Metatron - Głos Boga - zupełnie nieskrępowanie stawał się Bożym Śmiechem. A następne samym Chichotem Boga. Ale to tylko luźna dygresja.

Sieciech uniósł głowę i dostrzegł jedynie szczere, uśmiechnięte oblicze. Poczuł ogromny spokój bijący od postaci znajdującej się przed nim. On również się uśmiechnął i bezgranicznie zawierzył w te słowa. Dzięki temu jakoś łatwiej było mu umierać.
- Jesteś zbyt miękki - istota odziana we fiolet pojawiła się znikąd, pośród zielonych obłoków.
- Czy bawiłeś się tym człowiekiem, zanim zabrałeś go tutaj? Był ledwie żywy ze strachu.
- Przecież wiesz - naprawdę okropny uśmiech zagościł na twarzy fioletowego - Ja tylko tnę.
Chwilę później już go nie było. Był za to w karczmie. W opróżnionym kielichu, który upadł na podłogę. I w drugim powoli, lecz nieubłaganie zbliżającym się do ust Bogdasza.
- Witaj na dnie swoich snów - wyszeptał - Teraz już jesteś mój.
W tym czasie Bogdasz już słodko spał na podłodze. Tuż obok swojego ciała...

*

TEKST 2

-Dlaczego to wino jest pikantne!? - wykrzyknął jeden z gości Baru ''Anatol''
-Pikantne? Wino? Żartujesz. - powiedział siedzący przy stoliku Aston
-Ja żartuje? To spróbuj!
Aston podniósł kieliszek na wysokość oka, przypatrzył mu się bardzo uważnie, następnie powąchał zawartość, aż w końcu podniósł go do ust i szybkim ruchem wylał całe wino na głowę gościa i powiedział:
-To sok pomidorowy szumowino!
Po zdarzeniu tym wyszedł przed bar i odetchnął pełną piersią. Co przyszło mu z trudem gdyż zapach węgla dominował nad tą dzielnicą Nowej Przystani.
-Witam milordzie! - usłyszał za sobą głos
Gdy się obrócił ujrzał mężczyznę w średnim wieku ubranego w czarny surdut ze złotymi guzikami wysoki cylinder i monokl. Jednym słowem wyglądał jak typowy zamożniejszy mieszkaniec tego miasta. Jedyne co go wyróżniało to jego prawa ręka, bowiem nie była ona ludzka, była mechaniczna. I to nie byle jaka! Był to wyrób samego Profesora Inżyniera McCarriego. Syna wynalazcy pierwszego sterowca typu C.
Aston odpowiedział na powitanie skinieniem kapelusza, ponieważ z tym jegomościem znał się praktycznie od dziecka
-Witam Lordzie Murphy! - odrzekł Aston
-Proszę, mów mi Edward.
-Do tego kto wyciągnął mnie z rynsztoka? Nigdy!
-A jeśli chodzi o rynsztok - zwrócił uwagę Lord - To nie myślałeś nad nowym ubraniem? Inni mogą uznać cię za majtka na jednym ze sterowców.
Aston dopiero teraz uświadomił sobie jak nie wyjściowo wygląda. Zielony, podarty płaszcz. Buty, które nie wiadomo czy są czarne czy brązowe. Na spodnie już nawet nie patrzył.
-Rzeczywiście przydałoby mi się nowe ubranie. - odrzekł Aston - Ale to chyba nie jest problem Lorda.
-A wyobraź sobie, że jednak jest. Nie chce aby mój pracownik wyglądał jak biedak.
Lord wyciągnął z kieszeni banknot stu szylingowy i powiedział:
-Kup za to jakieś porządne ubranie.
-Dziękuje - odparł zszokowany Aston
-A tak poza tym to co się stało w barze?
-Wie Lord, że za dwa dni Festiwal Wina który ma się odbyć w tym barze. Chciałbym w nim wystartować z moim winem deserowym i właśnie testowałem publikę.
-I jaki rezultat?
-Koszmarny! Podałem im sok pomidorowy a jeden idiota stwierdził, że to pikantne wino.
Lord podrapał się po brodzie i jeszcze raz sprawdził kieszenie. Po chwili wyciągnął z niej małe pudełeczko i przekazał je Astonowi.
-To powinno pomóc - rzekł Lord
-A co to jest? - spytał Aston
-Sproszkowane nasiona Werdika Czerwonego. Powinny wzmocnić smak i przy okazji rozgrzać podniebienie - odparł Lord
-Czy to nie jest narkotyk? - chciał upewnić się Aston, bowiem nad całą Nową Przystanią piecze prócz Generała Simona sprawował kartel przestępczy słynący ze sprzedaży narkotyków.
-Tylko gdy doda się liście Milifory. - spokojnie odrzekł Lord - No! Ale na mnie już czas. Żegnam.
Po tych słowach Lord oddalił się w stronę doków.

Wieczorem po kupnie ubrania Aston wybrał się na przechadzkę wzdłuż Dzielnicy Górniczo Hutniczej. Pogoda była ładna. Księżyc wraz z gwiazdami świecił, temperatura wskazywała na długie lato a chmury na tydzień bez deszczu. Nagle Aston usłyszał czyjś głos. Natychmiast udał się w jego stronę. Znalazł się na tyłach Baru ''Anatol''. Ujrzał tam dwóch drabów i trzech porządnie ubranych szlachciców.
-Żeby była jasność - odezwał się jeden z drabów - Konkurs ma wygrać Richard McDower. Inaczej wasz bar może ''przypadkiem'' stanąć w płomieniach.
-O-Oczywiście - wyjąkał jeden ze szlachciców - Konkurs wygra McDower
-To świetnie - rzucił drab
-Panowie wybaczą, że przeszkadzam - wtrącił się Aston
-A ten to kto? - zapytał drugi drab
-Znam go! - odpowiedział pierwszy - To ten od Murphy'ego!
-O cholera jasna! - wykrzyknął drugi drab i już miał uciekać lecz Aston kopnął go między żebra, następnie łokciem uderzył w skroń, a potem wykończył go lewym prostym w klatkę piersiową. Drugi drab rzucił się na Astona z nożem lecz ten przeciągnął jego prawą rękę w swoją stronę następnie wyprowadził lewy sierpowy, po czym prawą ręką uderzył go w brzuch. Drab padł.
-Przepraszam za to - zwrócił się do szlachciców - Też startuje i...
-Nic nie szkodzi - przerwał mu jeden ze szlachciców - Życzę szczęścia
Po tym zdarzeniu Aston wrócił do domu.

Fimrys

Fimrys

7.08.2015
Post ID: 80695

Przedstawię wam moją skromną ocenę dwóch jakże odmiennych opowiadań.

Tekst I
Styl: 4
Pomysł: 4
Stylistyka: 4
Ortografia: 5
Interpunkcja:5

Tekst II
Styl: 3
Pomysł: 4
Stylistyka: 4
Ortografia: 5
Interpunkcja:5

Ogólnie rzecz biorąc, oba ciekawe pomysły były dobre. Soczyste piątki za brak błędów w pisowni. Czwórki za stylistykę były kierowane głównie podświadomym instynktem.
Zaważył jednak styl samego opowiadania, który wydał mi się lepszy w przypadku pierwszego tekstu.

Gratuluję napisania dobrych opowiadań i życzę dalszych sukcesów pióra!

Kammer

Kammer

7.08.2015
Post ID: 80696

Ignis każe, mąż musi.

Tekst pierwszy:
a) Styl - 5, przyjemnie się czytało;
b) Pomysł na opowiadanie - 5, miło absurdalni, ciekawe zabawy światem;
c) Stylistyka - 4, troszkę mi powtórzenia przeszkadzały;
d) Ortografia - 5, nie widzę powodu do czepiania się;
e) Interpunkcja - 4, zauważyłem parę głupotek.

Tekst drugi:
a) Styl - 4, nie było źle, ale trochę zabrakło opisów;
b) Pomysł na opowiadanie - 4, czuję, że była możliwość, by to jeszcze bardziej rozwinąć. Świat ciekawy, ale za słabo zarysowany;
c) Stylistyka - 4, troszkę ubogo, ale idzie przeboleć;
d) Ortografia - 5, nie widzę powodu do czepiania się;
e) Interpunkcja - 3, boli :(.

Thanathos

Thanathos

9.08.2015
Post ID: 80706

I:
Styl: 4
Pomysł: 4
Stylistyka: 4
Ortografia: 5
Interpunkcja: 5
Ogólnie miałem wrażenie lekkiego bałaganu... a może to po prostu szybka zmiana akcji?
I:
Styl: 3
Pomysł: 5
Stylistyka: 4
Ortografia: 5
Interpunkcja: 4
Pomysł na świat ekstra ale jak już ktoś zwrócił uwagę - mało opisów... a może to celowy zabieg?

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

11.08.2015
Post ID: 80712

Łagodna ocena wynika z debiutanckiego charakteru pojedynku.

Tekst pierwszy:
a) Styl - 3
b) Pomysł na opowiadanie - 4
c) Stylistyka - 4
d) Ortografia - 4+
e) Interpunkcja - 4

Tekst drugi:
a) Styl - 3+
b) Pomysł na opowiadanie - 3
c) Stylistyka - 3+
d) Ortografia - 3+
e) Interpunkcja - 2

Laxx

Laxx

14.08.2015
Post ID: 80717

Oto moje oceny ww tekstów (pozwoliłam sobie użyć do oceny skali akademickiej, czyli w grę wchodzą 0.5 :P)

I tekst:
a) Styl -> 4
b) Pomysł na opowiadanie -> 4.5
c) Stylistyka -> 4
d) Ortografia -> 4.5
e) Interpunkcja -> 4.5

II tekst:
a) Styl -> 3.5
b) Pomysł na opowiadanie -> 4
c) Stylistyka -> 4
d) Ortografia -> 4
e) Interpunkcja -> 4

Oba teksty czytało się bardzo przyjemnie a ich autorom gratuluję pomysłów :)

Ignis

Ignis

18.08.2015
Post ID: 80738

Podsumowanie.

Na początku chciałabym podziękować graczom - literatom, którzy odważyli się zarówno rzucić jak i podjąć wyzwanie, a także tym osobom, które raźno i gromko ruszyły do głosowania. Jesteście wielcy.

Podsumowując, tekst pierwszy zdobył 108 punktów, drugi natomiast 97.
Autorem pierwszego tekstu był Silveres, twórcą drugiego - Wilczek.

Oba teksty pod kątem literackim okazały się bardzo interesujące i ciekawe. Obaj przedstawiliście fascynujące światy, które, gdyby to było kiedyś - kiedyś możliwe, mogłyby zostać przedstawione w nieco szerszej perspektywie... Może w postaci jakiegoś opowiadania, panowie? *uśmiech Liska Chytruska*

http://i57.tinypic.com/yjhz.jpg

Oto nagroda dla Silveresa, Pierwszego tego imienia. ~.~

Gratuluję sukcesu i życzę powodzenia w dalszych próbach literackich wam obu, gdyż wykazaliście się wielką inwencją twórczą.