Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Literackie starcie - Morglin vs Fimrys"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Literackie starcie - Morglin vs Fimrys
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Ignis

Ignis

6.10.2015
Post ID: 81065

Morglin, pomimo prośby o przedłużenie terminu, nie stawił się - w związku z tym Fimrys zwycięża walkowerem.

Uznałam, że warto, abyście zapoznali się z tekstem Fimrysa, który zadał sobie wiele trudu, żeby w natłoku obowiązków znaleźć jeszcze czas na napisanie swojego tekstu. :)

*

Rok w rok spotykają się dyplomaci wszystkich mniejszych lub większych państw. Takich, które swym rozmachem imponują i dominują oraz takich, których zniknięcie z map jest zauważane jedynie przez siwobrodych skrybów, przesiadujących latami w archiwach. Wydawać by się mogło, że cel ich zbiórki jest jasny. W końcu skąd bierze się szeroko rozumiana polityka sojuszy i wojen, od której kaprysu uzależniona jest lwia część społeczeństw?
Sęk w tym, że nie sprawy życia i śmierci całych ras i narodów ich zebrały. Wszyscy przybyli tu w jednym, jedynym celu: aby grać.
-Co wy na turniej miotania siekierkami?
-Odpada, graliśmy w zeszłym roku, a pojedynek z krasnalami nie jest sprawiedliwy.
-Kogo nazywasz krasnalem, mathorg?!
Zewsząd było słychać wiele takowych rozmów. Wielcy dyplomaci, obeznani w dziesiątkach protokołów, potrafiący negocjować długie godziny w niezmąconym spokoju, umiejący z zimną krwią podejmować decyzje potrafiące druzgotać świat mają problem z wyborem gry.
Wrzawę przerwał ambasador z Iunb, średniej wielkości nie do końca ludzkiego królestwa z południa. W przeciwieństwie do reszty, nie ukazał typowej dla nich tłumionej przez miesiące wybuchowości, tylko nadal zachowywał ogładę przystającą ludziom (i nie tylko) na tak ważnych stanowiskach. Nie wszystkim podobały się jego decyzje i styl życia. Był jednym z tych, co to kochają czarne przewiewne płaszcze i gry w stylu: Rozpoznaj po trzaśnięciu, jaka kość została złamana.
- Jestem pewien, że każdy z nas chętnie zagra w „Zdobycie Arningo” – Tym razem jego propozycja rzeczywiście spodobała się reszcie. Zaproponował on grę stworzoną przez starożytne gnomy, w celu dostarczenia rozrywki i rozterek przedstawicielom wszystkich ludów, które już od zamierzchłych czasów próbowały swych sił przeciwko sobie , ale również przeciwko losowi. Prezentuje ona powiem przewrotność świata i złośliwość fortuny. Można było wygrać, zdobywając skarby centralnej części planszy, po której skrzętnie poruszały się wizerunki graczy w postaci rzeźbionych pionków, której groźna nazwa brzmi: Ziemia Ognista. Znacznie częściej podczas rozgrywki zdarzały się jednak porażki spowodowane śmiercią bohaterskiego pionka na jeden z wielu wymyślnych sposobów (Gnomy poza prostymi zasadami, wciągającą na długie godziny rozgrywką i wieloma ciekawymi zagadkami wymyśliły jeszcze sporo możliwości zakończenia żywota glinianych figurek, które poza goryczą i smutkiem ich właściciela, dostarczały naprawdę dużo śmiechu). Jedynie emisariusz krasnoludzkiego klanu Mosiężnej Trąby nie zgodził się na ten wybór.
- Nie chcę grać w Zdobycie Ameryki – klan mosiężnej Trąby był powszechnie szanowany, ale skłonność jego członków do przeinaczania wszelakich wyrazów, którą z dumą uważali za element folkloru, była tematem wielu anegdot, żartów i zniewag. Byli jedynymi, którzy zamiast Arningo, mówili „Ameryka”.
- Nie musi to być koniecznie zdobywanie czegokolwiek, nazwijmy to „Wyprawą na Płonącą Ziemię” – bronił się inicjator.
- Skoro to „Wyprawa na Ogniste Pola”, to z chęcią zagram.
Dobrze, że w grze nie chodziło o poprawną wymowę (Pomijając kilka kłopotów przy wyborze pionka, bo jeśli ktoś mówiąc „Szkarłatny ork” ma na myśli błękitnego krasnoluda, to ciężko się dogadać.), tylko o przemyślany wybór ścieżki i sporo szczęścia. W samej grze był jakiś urok. I nie chodzi tu o zaklęcie planszy i pionków przez gnomich majstrów, ale o jej potężny magnetyzm, ściągający wszystkich, niezależnie od wieku, upodobań politycznych, czy ilości rogów na głowie. Każdy czuł wewnętrzną potrzebę zdobycia skarbów i pokonania przeciwników, nawet jeśli wiedział że to jedynie gra i jej skarby nijak mają się do prawdziwych ziemskich bogactw.
Rozpoczęto wielką rozgrywkę. Wszyscy wytężali wzrok z uwagą godną bogów, obserwujących poczynania śmiertelnych, których los był niczym delikatna jedwabna nić, mogąca pęknąć przez jeden nieuważny i pechowy ruch. Już w pierwszej turze pionek jednego z elfich dyplomatów stanął na złe pole, co spowodowało jego destrukcję przez zaklęte w grze małe, ogniste węże. Przegrana w pierwszym ruchu jest naprawdę deprymującą (Niektórzy gracze składali mu nawet kondolencje), ale doskonale oddaje urok gry. Miejscami nawet najbardziej zażarci wrogowie potrafią zjednoczyć swe siły, aby przetrzymać pędzący niczym fala tajfunu napływ nieszczęść zgotowanych przed złośliwy los. Każdy rzut kością był niepewny, w momencie zatrzymania stawały również serca. Każda opcjonalna ścieżka była długo analizowana a podczas wstępowania na nią drżały ręce. Nikt nie widział, co czeka na niego za rogiem. Czy złośliwe cerbery odgryzą mu nogi? Czy wpadnie w wilcze doły zastawione przez cyklopów? A może niewinnie wglądające zwierzątko okaże się żądną krwi bestią? Czy ten mostek na pewno jest bezpieczny? Nikt nie miał pewności, ale każdy mógł dokonać jedynie jednego błędnego wyboru.
Taktyki były różne. Jedni postanowili iść do oporu naprzód przez obsydianowe pola, inni woleli przekradać się bokiem przez ciemne lasy, jeden krasnolud zaryzykował przeprawę przez teleporty (Które mogły dać mu rychłe zwycięstwo albo rozerwać go na kawałki), ale nikt nie zdecydował się na przeprawę morską, toteż południowa część planszy była całkowicie opustoszała. Było to pewnie spowodowane możliwością pożarcia przez Krakena, którego nawet iluzyjnego wizerunku nikt nie chciał oglądać.
Po kilku godzinach zabawy, płaczu, bluzgów, zgrzytania zębami i goryczy napięcie sięgnęło zenitu. Oto do mety brutalnego wyścigu dotarło dwoje adwersarzy. Przez całą rozgrywkę szli oko w oko i przetrwali, mimo wielokrotnego podkładania sobie nóg. W sumie był jeszcze gracz skaczący magicznymi przejściami oraz kilku pechowców grzęznących po bagnie, ale nikt nie zwraca uwagi na tych którzy zostali w tyle. Wszystkie oczy zwróciły się ku bramie Ognistej Ziemi. Czy fortuna uśmiechnie się do inicjatora gry, czy do jego rywalki, wysłanniczki leśnych elfów? A może obu nie uda się obejść strażnika wrót?
Obrońca wejścia okazał się nie być problemem, gdyż dzięki felernemu rzutowi za jego plecami pojawił się emisariusz krasnoludzkiego klanu Drewnianej Chochli. Wielka szkoda, że całe ryzyko wiążące się z podrożą międzywymiarową i pojawianiem się na losowych polach miało tak fatalny skutek. Skoro cała uwaga diabolicznego strażnika skupiła się na brodatym nieszczęśniku, pozostała dwójka mogła spokojnie przejść przez bramę. Na tyle spokojnie, na ile pozwalało ogólne napięcie i fakt, że koniec rozgrywki jest uzależniony od ostatnich dwóch rzutów.
W końcu co może się złego przytrafić na prostej drodze?
Gnomu zadbały o to, aby nawet w takim momencie była szansa pożarcia przez Krakena, lub inną poczwarę. Oboje ruszyli biegiem, ale tylko elfickiej damie udało się ukończyć bieg. Odziany w czerń dyplomata potknął się o zwłoki pechowego krasnoluda i skończył w jeszcze bardziej pechowym miejscu, to jest żołądku demonicznego gwardzisty.
-Niech Chaos pochłonie tę przeklętą grę!
-Bywa i tak, może zwyciężysz w przyszłym roku. Chyba, że masz ochotę na rewanżyk w innym turnieju?
I tak oto dobiegł końca pierwszy dzień zjazdu. Jedni położą się spać z goryczą przegranej, inni z chęcią zemsty. Ale wszyscy zasną z myślą, że są jedynie pionkami na szachownicy okrutnej fortuny.

*

Tekst ten podlega dobrowolnej ocenie (w porównaniu z tekstami Silveresa i Wilczka) - nie ma jednak takiego obowiązku.

Raz jeszcze gratulacje dla Fimrysa!

Kammer

Kammer

7.10.2015
Post ID: 81066

Ignis mnie molestowała, to proszę:

Fimrys:
Styl: 4.5 -> Fajnie, ale nieco brakło mi opisów;
Pomysł na opowiadanie: 5 -> Jestem zaskoczony, że coś na tyle dobrego dało się spłodzić z tamtych słów;
Ogólna stylistyka: 4.5 -> Jakoś mam wrażenie, że nieco można by coś popoprawiać;
Ortografia: 5 -> Niczego nie zauważyłem niewłaściwego;
Interpunkcja: 3.5 -> Gdzieniegdzie za dużo, gdzieniegdzie za mało.

Morglin:
Styl: 5i;
Pomysł na opowiadanie: 5i;
Ogólna stylistyka: 5i;
Ortografia: 5i;
Interpunkcja: 5i;

Komentarz chyba zbędny.

Ignis:
Styl: 5.5;
Pomysł na opowiadanie: 5.5;
Ogólna stylistyka: 5.5;
Ortografia: 5.5;
Interpunkcja: 5.5;

Doskonałe słownictwa, wysmakowane metafory, krystaliczna składnia, po prostu pycha. Czytałbym.

PS: Chyba nie muszę przypominać, że część rzeczywista liczby urojonej to zero? :P

Silveres

Silveres

7.10.2015
Post ID: 81072

Styl: 4
Pomysł: 5
Stylistyka: 3.5
Ortografia: 4
Interpunkcja: 3.5

Bardzo podoba mi się pomysł na stworzenie takiej żywej i obfitej w możliwości gry. Trochę szkoda, że kluczowy element opowiadania - przebieg rozgrywki - był krótszy i uboższy w opisy niż wstęp. Najbardziej jednak rzucał mi się w oczy wygląd wtrąceń w nawiasach (pomijając już fakt, że było ich niezwykle dużo) z wielką literą i kropkami na końcu.

Wilczek

Wilczek

14.10.2015
Post ID: 81100

Styl: 4 Troszku mało opisów ale da się żyć
Pomysł: 5 WooooooW
Stylistyka: 3 Wyszedł taki super-miks
Ortografia: 5 Nie zwracałem zbytniej uwagi
Interpunkcja: 4 Sam nie jestem w niej dobry ale miałem wrażenie za dużej ilości przecińków

Czytało się fajnie. A jeszcze przyjemniej by się w to grało!