Gorące Dysputy

Olimpia - sport i sprawność fizyczna - "Snowboard"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Olimpia - sport i sprawność fizyczna > Snowboard
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Silveres

Silveres

10.01.2015
Post ID: 78997

Jaskiniowcy mają wiele oblicz, więc może mamy wśród nas i mistrza jazdy na snowboardzie. Ktoś chce się pochwalić swoimi wyczynami? Albo poradzić? Zapytać o preferowany sprzęt (deska, zapięcia, buty)?
Taki temat pewnie się przyda.

Dagon

Dagon

10.01.2015
Post ID: 78998

Dagon z innego tematu

Czego chciałbym się nauczyć to jazda na snowboardzie - w szczególności freestyle. Już w zeszłym roku miałem ambitny plan związany z oślą łączką, ale początkowo warunki, a później drugi etat na to nie pozwoliły. Może w tym roku! Trzymajcie kciuki! :D

No i udało się! Moje pierwsze 2godziny na stoku za mną :D
Cóż mogę powiedzieć? Na razie mam mieszane uczucia. Górka niezbyt imponująca, ale stwierdziłem, że na początek się nada. Zgodnie z radą przyjaciółki trenowałem jazdę tzw. pługiem. Umówmy się, nie jest to zbyt efektowny sposób na zjazd, jednak podobno na początek najlepiej zacząć od tego. Średnio mi to wychodziło, tym bardziej, że przy pierwszych zjazdach - z niewiadomych dla mnie powodów - deska jechała w bok zamiast w dół :P Po kilku zjazdach zacząłem już powoli wyczuwać(rozumieć to za mocne słowo w tym wypadku) o co w tym chodzi i ustawiając deskę równolegle do zbocza, próbowałem nadać sobie większą prędkość. Nie powiem, jestem zadowolony z tych prób, chociaż dla kogoś doświadczonego musiały one wyglądać raczej pokracznie.
Stąd też moje mieszane uczucia. Póki co, szału snowboard na mnie nie wywarł. Zdaję sobie jednak sprawę, że najlepsza zabawa zaczyna się w raz z osiągnięciem pewnego poziomu umiejętności, do którego mi jeszcze daleko. Dlatego mój ambitny plan na najbliższe 2 miesiące to intensywny trening. Szczęściem do górki nie mam daleko, a i basen jest w pobliżu więc przy większej ilości czasu będę próbował to jakoś połączyć.

A wy? Jeździcie na desce? Może macie dla mnie jakieś porady?

Silveres

Silveres

11.01.2015
Post ID: 79002

Nie mam pojęcia na jakim etapie jesteś, Dagonie, ale zawsze cieszy mnie, gdy ktoś sięga po snowboard. Poza tym, jestem pod wielkim wrażeniem - znasz Art of Flight! Widziałeś cały? :)

Zaprezentowanego przez Ciebie poziomu też jeszcze nie osiągnąłem, jednak - po czterech latach kontaktu z deską - mogę powiedzieć, że prawdziwa zabawa zaczyna się dużo, dużo wcześniej i już nie kończy. To naprawdę sprawia ogromną frajdę.

Co do porad, przede wszystkim ucz się panować na snowboardem. Ćwicz ostre, szybkie skręty i hamowanie bez skończenia w pozycji siedzącej (pewnie wiesz co mam na myśli ;). Warto też trenować jazdę na krawędzi, czy kładąc cały nacisk na tył/przód snowboardu. Nie wiem na ile pozwala Ci Twoja trasa, jednak zwykłe podskoki i lądowania w czasie jazdy też są niezbędne, żeby opanować deskę. A przy tym mogą Cię wiele razy wyratować, gdy zdecydujesz się na długie trasy i większą prędkość. Naprawdę mocno trzymam za Ciebie kciuki.

Dagon

Dagon

11.01.2015
Post ID: 79003

Silveres

znasz Art of Flight! Widziałeś cały? :)

No rejczel! Travis Rice wymiata.
Z podobnej tematyki Perceptions jest jeszcze bardzo fajne - jest trochę bardziej... hmm... urbanistyczne, ale dzięki temu też bardziej swojskie. I nawet występuje tam "nasz" Wojtek Pawlusiak :) Problem w tym, że bardzo ciężko znaleźć w internetach darmową wersję. Sam się dokopałem do tego dopiero na jakimś rosyjskim(a jakże :P) forum.

Co do porad, przede wszystkim ucz się panować na snowboardem. Ćwicz ostre, szybkie skręty i hamowanie bez skończenia w pozycji siedzącej (pewnie wiesz co mam na myśli ;).

Oj, aż za dobrze, generalnie po 20tym razie przestałem liczyć :P
Zrobię tak jak radzisz. Jutro też wyskoczę na stok z rana na jakieś 2h. Myślę, że będzie wtedy w miarę pusto, aby spróbować czegoś agresywniejszego.

Nie wiem na ile pozwala Ci Twoja trasa, jednak zwykłe podskoki i lądowania w czasie jazdy też są niezbędne, żeby opanować deskę.

Przyjaciółka mówi, że warunki na tej górce są strasznie słabe, że śnieg zmrożony i w ogóle. Ja się jeszcze za bardzo nie znam, żeby się wypowiadać w tej kwestii.

Dzięki za porady! :D

//EDIT:
No i mogiła, odwilż... :'(

Silveres

Silveres

11.01.2015
Post ID: 79005

Ciekawe, czy w tym roku będzie jeszcze okazja, żeby wyciągnąć deskę. Nie zapowiada się...

W każdym razie, jeśli jest zmrożony śnieg polecam woskować snowboard. Jeżeli nie masz specjalnych narzędzi (wosk jest inny dla każdego rodzaju śniegu - puch, zmrożony, etc. :), to wystarczy przejechać kilka razy zwykłą świeczką. Brzmi śmiesznie, a jednak widać różnicę.

Dagon

Dagon

11.01.2015
Post ID: 79007

Niestety, nie mam deski. To na czym jeździłem, było z wypożyczalni. Burton - koleżanka mówi, że to bardzo dobra firma, więc zakładam, że właściciele wiedzą jak zadbać o sprzęt, który jest bądź co bądź, dość drogi.

Co do warunków, to też mam nadzieję na poprawę. U nas, na śląsku/zagłębiu po dwóch dniach srogiej odwilży, dzisiaj sucho jak pieprz... Co prawda sam nie wierzę w to co piszę, ale liczę, że w tym roku spadnie jeszcze śniegu na tyle, aby można było pozjeżdżać.

//EDIT:
No nie wierzę... dzisiaj do Czelsi wiosna zawitała. Może jednak czas już na rower..?

Laxx

Laxx

16.01.2015
Post ID: 79043

Niestety, nie uprawiałam tego sportu, nie uprawiam i zapewne nie będę. Jedyne zjazdy jakie pamiętam z dzieciństwa to z górki na sankach albo na worku foliowym :d

Proszę nie traktować mojego posta jako trollingu. Piszę, jak jest :D

Silveres

Silveres

16.01.2015
Post ID: 79044

Co do Burtona - zdecydowanie polecam. Koleżanka musi znać się na rzeczy, bo to jedna z lepszych firm w branży.

Laxx

Jedyne zjazdy jakie pamiętam z dzieciństwa to z górki na sankach albo na worku foliowym :d

Nie bój żaby. Jeszcze Cię wsadzimy na snowboard, choćby w stanie upojenia alkoholowego. ;)

Dagon

Dagon

28.01.2015
Post ID: 79145

Pada śnieg, pada śnieg ;D

Udało mi się wyskoczyć na górkę dwukrotnie - przedwczoraj i dzisiaj po godzince. Było agresywnie - udało mi się opanować orczyk xD
Ale na serio, zjazd "liściem" mam już myślę opanowany na tyle, że staram się nim ratować z bardziej ambitnych jak na moje możliwości decyzji. Mam tu na myśli głównie jazdę na frontsidzie - zdarza się(dość często) że przytnę tylną krawędzią i w zasadzie na tym kończy się zjazd. Oj, zaliczyłem w ten sposób kilka solidnych orłów - parę razy, aż mi dech zaparło(śnieg niestety mocno ubity). Nie jest to jeszcze coś w czym mógłbym się czuć swobodnie, dlatego to jest teraz mój cel.
Niestety już na swoim poziomie jestem w stanie stwierdzić, że moja górka to nie najlepsze miejsce na naukę. Pośrodku stoku wielka dziura, a w niej 2 drzewa. Jak na moje moje możliwości po obu stronach tej dziury jest za wąsko na eleganckie przejście z backside'u na front i z powrotem... Ponadto na wysokości tej dziury teren spłaszcza się w związku z czym wytracam prędkość, do tego stopnia, że czasem staję w miejscu. W ogóle nabranie większej prędkości stanowi dla mnie solidny kłopot. Zauważyłem, że pomaga obniżenie pozycji do poziomu gremlina, ale chyba nie tędy droga.

Ponadto, staram się również rozwijać lewą nogę jako wiodącą. Zwykle zaczynam zjazd z tej właśnie nogi, aby nabrać wprawy w miejscu gdzie prędkość mam największą.

Mam jeszcze problem z ubiorem. Spodnie z lumpa za 20zł dają radę, ale wydaje mi się, że mam za grubą kurtkę - zwykła zimowa z kapturem. Niestety po kilku zjazdach jestem cały mokry(dosłownie). Albo może po prostu za grubo się ubieram? Pod spodem mam sweter i koszulkę więc też bez szału jakoś - normalnie w takim zestawie marznę. Niby wiem, że jak każdy porządny Polak powinienem rozpocząć przygodę ze sportem od zakupu najdroższego i najbardziej snobistycznego sprzętu, ale jakoś tak hajsu brak :/

A zjeżdżam na czymś takim:
http://img818.imageshack.us/img818/9418/dsc00185lv.jpg

Laxx

Jedyne zjazdy jakie pamiętam z dzieciństwa to z górki na sankach albo na worku foliowym :d

Taak! Worki foliowe też przerabiałem(najlepiej te po nawozach sztucznych), ale kiepsko u nich było z komfortem i wytrzymałością. Wypełnione sianem działają o niebo lepiej :D Pamiętam jeszcze jak będąc u dziadków na wsi, braliśmy klapę z kuchenki gazowej(kiedyś kuchenki miały od góry zamykaną metalową klapę, w kształcie kwadratu). W miejsce zaczepów przywiązywaliśmy sznurek, żeby było się czego trzymać i sruuu w dół. Kontroli nad tym żadnej, wirowaliśmy w kółko i zwykle kończyło się bolesnym spotkaniem z ziemią(albo strumykiem), ale jakoś każdy chciał zjeżdżać tylko na tym xDDD

Silveres

Silveres

28.01.2015
Post ID: 79146

Jazda na gremlina, dobre hasło, na pewno się przyjmie na stoku. :D

Jeśli górka rzeczywiście jest tak słaba, to możesz spróbować przenosić ciężar ciała na nogę, którą trzymasz z tyłu, unosząc lekko przód deski do góry. Tylko niezbyt wysoko, bo zrobisz salto.

Co do ubioru, kwestia gustu. Moja kurtka jest całkiem gruba, nie przeszkadza mi to w jeździe, ani nie ogranicza ruchów. Za to przemakanie ubrań to rzeczywiście problem, szczególnie, gdy zostaje się dłużej niż kilka zjazdów. Z drugiej strony... nie interesowałem się tym nigdy. Cóż. Pewnie są jakieś specjalistyczne i nieprzemakalne ubrania do jazdy.

Thanathos

Thanathos

29.01.2015
Post ID: 79153

Cóż o ile na boazerii jeżdżę od dobrych kilku lat, o tyle deski nigdy nie próbowałem. Plan owszem jest aby w ferie w tym roku przynajmniej spróbować lub wziąć parę lekcji - zapewne na Zagroniu. Jeśli mi nie spasuje - trudno, przynajmniej będę wiedział z czym to się je ;)

Silveres

Silveres

29.01.2015
Post ID: 79156

A u mnie znowu zapowiada się na odwilż... Może jutro spadnie trochę śniegu, inaczej mój ambitny plan, żeby przez ferie opanować obrót o 360 będzie skazany na porażkę.

Dagon

Dagon

2.02.2015
Post ID: 79263

Byłem wczoraj na stoku. No i teraz wiem co dokładnie znaczy to słowo. Górka, którą mam w okolicy to jakiś paszkwił w porównaniu do tego czego wczoraj doświadczyłem. Trafiłem do Wisły: Soszów. Jak TO zobaczyłem to momentalnie zmiękłem.

Ale od początku:
Zaczęło się od wczorajszego snu. Śniła mi się ładna blondynka(a jakże! xD). No i jak to sen, razem z pierwszym spojrzeniem w okno, wyparował. Ale początek wcale niezły :) Jako, że pogoda była bardzo ładna, zacząłem dzwonić po znajomych czy przypadkiem nie mają ochoty wyskoczyć na stok. Niestety(czy raczej 'na szczęście' jak można z dalszego ciągu wyczytać), nic z tego nie wyszło. Zrezygnowany poszedłem do wuja pogadać, czy przypadkiem on się nie wybiera pojeździć na nartach. Okazało się, że miał taki zamysł, ale wcześniej skoczyliśmy do komisu. Odkryłem, że mają tam sprzęt narciarski w pokaźnych ilościach, co prawda na moje oko nie był on najlepszej jakości, ale udało mi się wyłuskać buty snowboardowe w bardzo przyzwoitym stanie, które to stargowałem do 100zł :)
Pod domem spotkaliśmy starego znajomka wuja, który to też chciał się wybrać pojeździć na desce. Ugadaliśmy się, że coś zjemy i startujemy o 16:00. Wuj zgarnął syna, ja kakao i ruszyliśmy do Arka pod dom. I tu ku mojemu zaskoczeniu Arek czekał na nas z córą... blondynką! I to jaką! Poprawiłem grzywkę, przedstawiłem i rozpocząłem śmiałą konwersację. Jednakże już po chwili okazało się, że Ania do bystrzaków nie należy.
-OUCH YEAH!! - myślę sobie - teraz, żeby tylko nie zbłaźnić się na stoku!

W doborowym towarzystwie podróż minęła szybko i przed 18:00 byliśmy pod górką. Niestety kiedy stanąłem na szczycie, moje ambitne plany, aby zabłyszczeć, nagle wydały się bardzo odległe... No nic, zacisnąłem poślady i wykorzystując całe swoje cztero-godzinne doświadczenie zacząłem sunąć w dół, w stylu, który nazwałbym 'desperate gentleman' - tonący brzytwy się chwyta jak to mówią. Ania jak się okazało, deskę miała we krwi i już po chwili zniknęła mi z oczu. Uff, no to teraz spokojnie mogę jechać :D
No i się zaczęło... pierwszy zjazd pełen był zapoznawania się z podłożem i śniegiem w ustach - czy aby nie za twardy - należało to sprawdzić.
Z każdą mijającą minutą szło mi jednak coraz lepiej, co wyraźnie odczuwałem. Złapałem bakcyla prędkości. Już w Sosnowcu czułem, że osiągane przeze mnie prędkości są za małe do odpowiedniej koordynacji. Tutaj wszystko wpasowywało się tam gdzie trzeba. Siła odśrodkowa ratowała mnie bardzo często tam gdzie się tego spodziewałem. Oczywiście upadki zdarzały się dalej, jednak były coraz rzadsze, a ogólne wrażenie coraz lepsze. W pewnym momencie upojony prędkością, podczas przebłysku ambicji na najbardziej stromym odcinku stoku postanowiłem poskakać wykorzystując najbliższą muldę. Początek był wcale dobry - koślawy najazd, odbicie i niepewne lądowanie. Lotu nie ocenię, gdyż dla kogoś z zewnątrz moje wymachiwanie rękami musiało być co najmniej peszące. Radość z wysokich not nie trwała jednak długo - ułamek sekundy po 'usadzeniu maszyny' złapałem przednim rantem podłoże. Dalej wydarzenia potoczyły się(dosłownie) błyskawicznie. Bolało... ale nie tak ja urażona duma - Ania śmignęła tuż obok...
- ehh... no to po*e...
Ale co mi tam! Stękając i wygrażając na wszystko dookoła, podniosłem swoją upodloną osobę i doślizgałem się na dół. Dalsze zjazdy już bez większych emocji, tudzież przygód.

Przy czwartej godzinie zacząłem odczuwać zmęczenie materiału, dotrwałem, aż do zamknięcia wyciągu, ale myślę, że dałbym radę dłużej. Zjazdów zrobiłem sporo - wydaje mi się, że 15 to lekką ręką. Jestem bardzo zadowolony z nowych bucików. Niestety wypożyczona deska nie okazała się fajna i jestem gotów na nią zrzucić całe moje nieszczęście, którego skutki odczuwam jeszcze dzisiaj. Wczorajszą przygodę skończyłem zadowolony. Stan stoku oceniłbym na dobry, chociaż w porównaniu do tego czegoś co stoi w Sosnowcu to był istny raj. Jestem jednak świadom, że placki na których brakowało puszystego śniegu nie świadczą dobrze - a te się niestety zdarzały. Było też sporo ludzi mimo późnej pory. I niestety słysząc kogoś za sobą momentalnie traciłem koncentrację co nieraz kończyło się przysiadem ;/
Ale czyniąc długą historię krótką - po zamknięciu stoku, zjedliśmy po solidnej bule, zagryzając kabanosem i popijając ciepłym kakao - tak właśnie sobie wyobrażam górskie wycieczki <3

Do domu dojechaliśmy przed północą, ale już podczas drogi dopadła mnie senność. Zostawiłem cały sprzęt u wuja w samochodzie, myśląc tylko o spaniu. Zabrałem tylko kurtkę i telefon z nowym numerem na liście kontaktów... >B]

Post miał być wysłany wczoraj, ale musiałem awaryjnie lecieć do pracy, tak więc wszystkie wczoraj należy czytać jako przedwczoraj. :)

Silveres

Silveres

2.02.2015
Post ID: 79264

Mistrz. Czytając to śmiałem się przynajmniej ze cztery razy. :P

Co do skoków - dobrze, że próbujesz. Nie poddawaj się po pierwszym, bo początki zawsze kończą się na śniegu. Nie wiem, czy przez "skok" rozumiesz najechanie na muldę, czy rzeczywiście na jej końcu poderwałeś nogi do góry. Jeżeli nie - rób tak. Możesz też wykonać najprostszy trik, czyli grab. Po takim wyskoku złap deskę z lewej/prawej strony jedną ręką i przytrzymaj chwilę. To naprawdę pomaga zachować równowagę przy lądowaniu.

Skoro Ty opisałeś swoją historię, to ja też się pochwalę, a co mi tam:

Ostatnio dwa razy udało mi się wyskoczyć na dechę - obydwa w bardzo przyjemnym towarzystwie i obydwa również w Wiśle. Stoków jest tam wiele, niektóre gorsze, a inne lepsze. Zresztą to też kwestia wymagań.
W każdym razie, cały pierwszy dzień poświęciłem na zwykłe zjazdy + instruowanie przyjemnego towarzystwa, co to jest snowboard i co robić, żeby się nie zabić. Nie chwaląc się, udało mi się i jestem z siebie zadowolony.
Drugi dzień był lepszy, bo skoro przyjemne towarzystwo potrafiło już bez eskorty śmigać w dół trasy, to i ja znalazłem chwilę, żeby poskakać. Niestety okazało się, że mocno wyszedłem z wprawy. O ile wszystkie odmiany grabów (przód, tył, lewa, prawa, etc) jakoś udało mi się sklejać, tak przy trzy-szóstce wyłożyłem się, jak długi. Ponoć z boku wyglądało to, jak słynne do a barrel roll. Na szczęście, jak się potem okazało, obrót o zwykłe 180 stopni jeszcze pamiętam. Będę musiał trochę potrenować, żeby spróbować czegoś bardziej zaawansowanego. Jeśli się uda, to na pewno to opiszę. :)

Dagon

Dagon

15.11.2015
Post ID: 81323

Postanowiłem, że będę tu opisywał wszystkie moje snowboardowe wzloty i bolesne upadki, i na bazie tego powstanie swego rodzaju pamiętnik/poradnik nieudacznika :)

Kolejne 2 wypady na stok za mną!

Pierwszy w środę.
Wystartowaliśmy z przyjaciółką z Siemianowic. Najpierw musiałem się tam dokulać autobusem - moja owinięta szalikiem twarz i wzrok Scarface'a ździebko zdekoncentrowała staruszki z linii 27, ale co mi tam, niech cierpią!
Kumpela zgarnęła mnie z przystanku i ruszyliśmy. Podróż minęła szybko, aż za szybko chciało by się rzec... Dojechaliśmy do do Bielska po jej deskę(...i chłopaka), a następnie ruszyliśmy dalej w kierunku Nowej Osady.
Pierwsze wrażenie - stok nie tak agresywny jak ten w Soszowie; mniej stromy i mniej dziki, że tak to ujmę.
Wypożyczyłem sprzęt i ku mojej radości dostałem tego samego Burtona co w Sosnowcu :) Radość nie trwała jednak długo, gdyż przy wyciągu okazało się, że trzeba wsiadać z deską zamocowaną do przedniej nogi... ale po wnikliwej obserwacji dwóch wcześniejszych wagoników okazało się to śmiesznie proste. Zejście było ździebko trudniejsze, ale też zabłyszczałem!! :)
No i zaczęły się zjazdy. Moich towarzyszy puściłem przodem, a sam asekuracyjnie zapoznawałem się z górką. Tak jak przewidziałem okazała się dość łatwa. Przy kolejnych zjazdach było już bardziej boleśnie - zacząłem trenować jazdę na froncie. Średnio mi to wychodziło, ale Mateusz poradził mi trening - jak ja to nazwałem - bączków. Czyli w skrócie - obroty na desce z backside'u na front i z powrotem na back. Początki były wcale obiecujące, a rowy obok stoku pełne miękkiego igliwia, co generalnie nastawiło mnie bardzo pozytywnie. Niestety prędkość przy bączkach zmalała mi do tego stopnia, że moi kompani robili 2 zjazdy na mój jeden.

.......

To co powyżej znalazłem zapisane jako kopia robocza. Widać miałem na początku tego roku jakiś ambitny blogerski plan xD

Ale do rzeczy, bo nie o tym chciałem:

Sezon 15/16 uważam za otwarty!! :D
...przynajmniej teoretycznie. Zeszłej nocy brałem udział w oficjalnym otwarciu, które organizował Burton u nas w Katowicach. Był to pokaz filmów sponsorowanych przez tego producenta w oldschoolowym kinie Światowid, a następnie impreza w jak się okazało całkiem przyjemnym klubie. Miałem nawet przyjemność poznać osobiście Wojtka Pawlusiaka - naszego reprezentanta sponsorowanego przez Red Bulla. Filmy oczywiście robiły wrażenie i powoli zaczynam się bardziej skłaniać do zjazdów aniżeli do freeride'u. Chociaż nie powiem fragmenty w terenie urbanistycznym robią wrażenie, ale mnie chyba szkoda by było mojej najukochańszej deseczki. Niemniej plan na ten sezon jest o wiele ambitniejszy niż poprzedni, a i oczekiwania wielkie! :D

Dlatego w tym miejscu, wszystkim profesjonalistom, amatorom i ogólnie snowboardowym zapaleńcom życzę duuużo białego puchu! :D

Silveres

Silveres

16.11.2015
Post ID: 81324

Super, że się nie poddajesz. Żeby wszyscy mieli tyle zapału co Dagon!

Niestety jeszcze nie miałem okazji pojeździć (stoki już otwarte? nawet nie wiedziałem...), ale trzeba będzie wkrótce odkurzyć deskę. Smutno na mnie patrzyła przez cały rok z rogu pokoju.