Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Ulubiony poeta, ulubiony wiersz"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Ulubiony poeta, ulubiony wiersz
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Tabris

Tabris

16.03.2008
Post ID: 25482
Pytanie jest bardzo proste; jaki jest wasz ulubiony poeta i czemu to on, a nie ktoś inny jest dla was najważniejszy. I co sprawia, że jego poezja tak do was trafia?

Oraz ulubiony wiersz, czemu właśnie ten; czy zdecydowała tematyka, użyte w wierszu środki stylistyczne, czy może obrazy poetyckie?
Grenadier

Kanclerz Grenadier

16.03.2008
Post ID: 25493
William Blake - baaardzo mało znany i trudny do trafienia w księgarniach. Był jednym z prekursorów romantyzmu. Jest poetą wyklętym (był poza tym także malarzem, mistykiem, rytownikiem i pisarzem). Lubię go nie dlatego, że "nie tworzył dla ludzi prostych", ale za to, że jego twórczości (jako całość) jest to coś, co wywołuje w trakcie obcowania dreszcze...

"To, co wielkie, jest nieuchronnie ukryte przed słabymi. To, co oczywiste dla idioty, nie jest warte mego zachodu."

The Sick Rose
"Różo, tyś chora:
Czerw niewidoczny,
Niesiony nocą
Przez wicher mroczny,

Znalazł łoże w szczęśliwym
Szkarłacie twego serca
I ciemną, potajemną
Miłością cię uśmierca."
(tłum. Stanisław Barańczak)

Polecam także jego grafiki. Robią wrażenie...

Jeśli ktoś szuka śladów wpływów Blake na współczesnych niech poszuka np. w twórczości Bruca Dickinsona :)
Infero

Infero

16.03.2008
Post ID: 25497
Jest wiele wierszy które lubię. Wybrałam z nich jeden.
Od kilku lat chodzi za mną wiersz Edgara Alana Poe.
"ELDORADO"
Jak gdyby w tan
rycerski pan
dniem jechał, nocą bladą,
wśród pól i drzew
i śpiewał śpiew
szukając Eldorado

Lecz z biegiem lat,
ten rycerz chwat,
twarz schylił smutkiem bladą:
jak wielki ląd-
ni jeden kąt,
by był jak Eldorado!

U schyłku sił,
napotkał był
pielgrzyma - marę bladą:
"Maro! –rzekł -stój!
gdzie kraj ten mój
być może, Eldorado?"

"Za srebrny mur,
Księżyca Gór,
w Dolinę Cieniów blada,
goń, śmiało goń-
a znajdziesz Eldorado!"
(przekład-Jerzy Żuławski)
U mnie ten bieg nadal trwa, może się kiedyś ocknę, zwolnię, zatrzymam ale nie teraz, jeszcze nie dzisiaj. Każdy ma prawo marzyć a ja jeszcze nie znalazłam swojego Eldorado, swojego „kąta”.

Moandor

Strażnik słów Moandor

21.03.2008
Post ID: 25738

Moja przygoda z poezję jest stosunkowo krótka. Jednak jeśli miałbym wskazać ulubionego poetę, wskazałbym Kazimierza Przerwę-Tetmajera. Nigdy nie analizowałem poezji, więc nie odpowiem fachowo, jakie są atuty wierszy Tetmajera. Wiem natomiast, że doskonale do mnie trafiają.

Jednym z moich ulubionych wierszy (a mam ich dużo) poety jest Parodia życia

Żyjemy często, jako te smutne jelenie
urodzone i w puszczy wyrosłe za młodu,
które - stworzone wielkie przebiegać przestrzenie -
zamknięto do zwierzyńca, w trzy morgi ogrodu.

Mogą w biegu korzystać z sił swoich zapasu,
mają drzewa i wodę w potoku do picia,
żyją całkiem jak w puszczy - na trzech morgach lasu - -
zabija je smutek tej parodii życia.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

6.04.2008
Post ID: 26396

Nie mam jednego jedynego ulubionego, lepiej może wymienić po jednym dla epoki:

- antyk: Horacy. "Ars poetica", schludny, typowo rzymski styl, najsolidniejszy bodaj z twórców tej epoki. Nawiasem mówiąc, najmocniejszy punkt odniesienia dla poezji następnych wieków (i współczesności - vide Miłosz)

- renesans: Jan Kochanowski. Chociaż ojcem poezji polskiej zwykło się utożsamiać raczej Mikołaja Reja, to Jan z Czarnolasu wyniósł ją po raz pierwszy na wyżyny kunsztu.

- barok: Jan Andrzej Morsztyn, Wacław Potocki. Jako, że mniej znani, polecam bez introdukcji. :P

- oświecenie: posucha... Ignacy Krasicki. Za dowcip i celne obserwacje problemów trawiących chylącą się ku upadkowi Rzeczpospolitą.

- romantyzm: Juliusz Słowacki. Poeta znacznie lepszy w swoim rzemiośle od ikony popkultury, Mickiewicza, dojrzalszy i bardziej wysublimowany.

- pozytywizm: Adam Asnyk. Większość polonistów ma mu za złe, że nie urodził się z talentem romantyków. Broń Boże tak myśleć! Asnyk broni się doskonale sam, choćby "Marzeniem porannym". To doskonały przykład literata pozbawionego archetypicznej emfazy cechującej mickiewiczopodobnych.

- modernizm: Trudny wybór. Powiedzmy, że Arthur Rimbaud ex aequo z Leopoldem Staffem. Parnasiści, indywidualiści. Wiersze Rimbauda miały w sobie pierwiastek "dzikości", będąc przy tym nowatorskimi i, co ważne dla mnie - nie "obrzydzając" tematyki, jak Baudelaire, dla przykładu. Staffa cenię za niesamowitą, niemal namacalną aurę, jaką kreował w swoich lirykach. "Deszcz jesienny" z jednej strony, "Kowal" z drugiej - to mistrzostwa impresji i ekspresji artystycznej.

- dwudziestolecie międzywojenne: Jeszcze bardziej wymagająca decyzja. Lubię Leśmiana, Iwaszkiewicza, Tuwima (diabelnie utalentowany), Przybosia (którego wielopiętrowych przenośni nie rozumiał nawet on sam :P), Wierzyńskiego... Każdego za coś innego, wszystkich razem za jedno - podoba mi się ich poezja.

- okres wojenny: Krzysztof Kamil Baczyński. Poeta, który mógłby przyćmić wszystkie sławy XX-wieku, gdyby nie przedwczesna śmierć, która dosięgła go zza węgła jednej z warszawskich kamienic. Urzeka mnie konstrukcja metafor, porównań, operowanie środkami stylistycznymi i słowem. Jednym słowem - mistrz.

- po 1945 roku: Wisława Szymborska, z filuternym uśmiechem mówiąca: w prostocie siła! Jeśliby jednak zanurkować pod powierzchnię infantylnej niemal formy, dno wydaje się cały czas cofać, odsłaniając kolejne niezbadane przestrzenie interpretacyjne... Fantastyczne.

Na koniec zaś pokażę pewien wiersz. Sądzę, że serce mi pęknie ze szczęścia, jeżeli kiedyś osiągnę choćby połowiczny poziom zespolenia metaforyki.

"Elegia o... (chłopcu polskim)"
Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.

Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.

I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

20.03.1944, K. K. Baczyński

Szmaragdowa

Szmaragdowa

9.04.2008
Post ID: 26549

Poeta mi najbliższy to Konstanty Ildefons Gałczyński. Jestem w nim zakochana trwałym uczuciem już od kilku lat . Pierwszy niepozorny tomik stał niezauważenie na półce pewnie więcej lat niż ja liczę. Przeglądałam go tylko w dzieciństwie, w chwilach nudy i zabijania czasu myszkowaniem w domowym księgozbiorze. Będąc już bardziej świadomą na poważnie zajęłam się studiowaniem Jego wierszy, potem także biografii.

Był niezwykłym człowiekiem, wspaniałym poetą. Na zarzut, dlaczego publikuje także słabsze wiersze, odpowiedział, że trzeba publikować wszystkie wiersze, i te dobre, i te złe, tak, żeby czytelnik miał pełny ogląd na Jego twórczość.
Jego życie podzielone było na okresy wzmożonej aktywności, wytężonej pracy, ogromnego entuzjazmu. Potem przychodził czas twórczej niemocy, zniechęcenia, depresji i alkoholowych ciągów. Niektórzy sugerowali chorobę psychiczną - cyklotymię. Jego żona Natalia powtarzała, że za stworzenie takiego piękna musi płacić ogromną cenę.

Widzę, jak moje zainteresowanie poezją Gałczyńskiego ewoluuje, rośnie razem ze mną - wiersze, które kiedyś omijałam, dziś stają się moimi ulubionymi.

Tak było z "Balem u Salomona". (Kotowi przyśnił się motyw przewodni poematu - bal, na który schodzą się goście, czekający na nieobecnego gospodarza, którego głos odzywa się czasem w słuchawce telefonu. Mówił o tym wierszu, że jest "niepohamowanym strumieniem lirycznym").

Bardzo lubię też wiersze miłosne. Konstanty obiecał żonie, że przez całe życie będzie pisał dla niej jeden długi cykl - "wiersze dla Natalii". Do niego należą "Palcem planety obracasz", "Już cię kocham tyle lat", "Pieśni".

W czasie wojny przebywał w obozie jenieckim, skąd słał do Natalii wiersze. Przez nią do druku trafiły "Dzika róża", "Matka Boska Stalagów", "Pieśń o fladze".

Najdojrzalszym okresem Jego twórczości są ostatnie lata - czas pobytu na Mazurach, w leśniczówce Pranie. Tam powstały "Niobe", "Kronika Olsztyńska". "Spotkanie z matką".

Sentymentem darzę też szkic "Agnieszka" - ze względu na powiązanie... :) Dla ciekawych, co jeszcze Szmaragdowa lubi czytuje: "[Dopiero, gdy wzejdzie księżyc...]", "Piosenki naczelnika wydziału grobownictwa", "Inge Bartsch", "Kolczyki Izoldy", także Zielone Gęsi i "Listy z fiołkiem".

To taki krótki (bardzo krótki!) opis twórczości i życia Konstantego. Chyba nie powinnam tu dłużej i dokładniej, o ile chcę być przeczytana... ;>

Przytoczę tylko jeden wiersz, od którego wszystko się zaczęło. Zapytany przez Natalię o swój ulubiony wiersz, bez wahania odpowiedział: "Ulica Szarlatanów".

"Szarlatanów nikt nie kocha.
Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy świecą w górze
i na dole.
W tajnych szynkach piją dziwne
alkohole.
I wieczory przerażają
bluźnierstwami.

Wymyślili swe tablice
szmaragdowe.
Krwią dziewicy wypisali
charaktery.
Strachy w liczbach: 18,
3 i 4.
Przeklinamy Jezu-Chrysta
i Jehowę.

Szarlatani piszą księgi
o papieżach.
Zawsze w nocy mówią źle o
Watykanie.
Zawsze w nocy słychać szklane,
szklane łkanie:
płaczą gwiazdy zaplątane
w szkła na wieżach.

Kiedy miesiąc umęczony
wschodzi na nów,
alkohole z przerażenia
drżą słodyczą.
Nie pomogą alkohole:
W nocy krzyczą
łzy fałszywe szmaragdowych
szarlatanów.

Bardzo cicho i boleśnie
jest nad ranem.
Dzwonią dzwony, świt pochyla
się w pokorze.
Odpuść grzechy szarlatanom,
Panie Boże,
wszak Ty jesteś takim samym
szarlatanem."

Seraf

Seraf

21.12.2008
Post ID: 38351

Ja osobiście jestem zachwycony utworami pani Szymborskiej i pana Asnyka. Na fragment mojego ulubionego utworu natknąłem się w "Mitologii" Parandowskiego i to jedyna praktycznie zaleta tej książki (oczywiście moim zdaniem).

Adam Asnyk "Pan"

Na głazie zarośniętym jedwabistą pleśnią,
W cieniu starych kasztanów siedzi Pan rogaty.
Ucieszne bóstwo lasów i weselną pieśnią
Wypełnia rozbawione, szalejące światy.
Kosmate, koźle nóżki podwinął pod siebie
I uwieńczon różami w flet zawzięcie dmucha
A pieśń płynie po wodzie, po ziemi i niebie
I kwili, wzdycha, pieści i miłośnie grucha.
Aż sam Pan, upojony własnych brzmień słodyczą,
Twarz przekrzywia podziwem i muska swą brodą
Patrząc niczym artysta z miną tajemniczą
Na pląsające nimfy, nadobne i młode.
Te, przywabione pieśnią, wybiegły z ukrycia
I tańczą lotną stopą po miękkiej murawie...

A mój ulubiony i najbardziej wg mnie poruszający wiersz Wisławy Szymborskiej to "Jeszcze" :

Wisława Szymborska "Jeszcze"

W zaplombowanych wagonach
jadą krajem imiona,
a dokąd tak jechać będą,
a czy kiedy wysiądą,
nie pytajcie, nie powiem, nie wiem.

Imię Natan bije pięścią w ścianę,
imię Izaak śpiewa obłąkane,
imię Sara wody woła dla imienia
Aaron, które umiera z pragnienia.

Nie skacz w biegu, imię Dawida.
Tyś jest imię skazujące na klęskę,
nie dawane nikomu, bez domu,
do noszenia w tym kraju zbyt ciężkie.

Syn niech imię słowiańskie ma,
bo tu liczą włosy na głowie,
bo tu dzielą dobro od zła
wedle imion i kroju powiek.

Nie skacz w biegu. Syn będzie Lech.
Nie skacz w biegu. Jeszcze nie pora.
Nie skacz. Noc się rozlega jak śmiech
i przedrzeźnia kół stukanie na torach.

Chmura z ludźmi nad krajem szła,
z dużej chmury mały deszcze, jedna łza,
mały deszcze, jedna łza, suchy czas.
Tory wiodą czarny las.

Tak to, tak, stuka koło. Las bez polan.
Tak to, tak. Lasem jedzie transport wołań.
Tak to, tak. Obudzona w nocy słyszę
tak to, tak, łomotanie ciszy w ciszę.

Według mnie jest fascynujący i jednocześnie przerażający. Ja nie znalazłem dotąd lepszego wiersza dotyczącego koszmarnego losu Żydów... po prostu mistrzostwo.

Invictus

Invictus

11.01.2009
Post ID: 39480

Ja najbardziej lubię wiersze Mickiewicza, a konkretnie pierwszy z Sonetów Krymskich, Redutę Ordona i Rozum i wiara.
Do tego pozytywne wrażenie wywarły na mnie utwory Herberta, z którymi zaznajomiłem się w LO.

Videletz

Videletz

31.01.2009
Post ID: 40371

O, tutaj mnie nie było.

Z poetów zdecydowanie moim faworytem jest Władysław Broniewski (1897 - 1962 bodajże). Poeta rewolucyjny, niby, że lewicowy, ale jego wiersze chwytają mnie trochę za patriotyczne serce. Chociażby wiersz "Bagnet na broń":

Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę (...)
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
trzeba krwi!(...)

i dalej:

(...) Cóż. że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską -
kula w łeb!(...)

(...)A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.

Pojawiają się głosy, że ten wiersz jest aż zanadto rewolucyjny, ale nie mogę odmówić mu, jak i całej twórczości Broniewskiego w tym okresie jakiejś mocy, czegoś hipnotyzującego, czegoś dodającego odwagi.

Kordan

Kordan

2.02.2009
Post ID: 40425

Jan Sztautynger, w domowej biblioteczce wycziłem jego zbiór fraszek... Coś pięknego:

Kiepski żart

Czy Pan Bóg nas stworzył, czy czart?
Widzę, że to był kiepski żart.

Jedni się rodzą za wczesnie

Jedni się rodza za późno, inni za wcześnie
To wielka sztuka zrodzić się współcześnie.

Zmęczony

Wygląda na zmęczonego.
Jak zdjęty z krzyża. Kobiecego.

Cnota

Śliska jest droga cnoty
Chodzić nią, nie mam ochoty.

Moandor

Strażnik słów Moandor

18.08.2011
Post ID: 64300
Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

18.08.2011
Post ID: 64302

Bolesław Leśmian

"Dwoje ludzieńków"

Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.

Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.

Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,
A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.

A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.

I pomarli oboje, bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.

Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.

I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.

Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata
By powrócić na ziemię - lecz nie było już świata.

"Żołnierz"

Wrócił żołnierz na wiosnę z wojennej wyprawy,
Ale bardzo niemrawy i bardzo koślawy.

Kula go tak schłostała po nogach i bokach,
Że nie mógł iść inaczej, jak tylko w poskokach.

Stał się smutku wesołkiem, skoczkiem swej niedoli,
Śmieszył ludzi tym bólem, co tak skacząc, boli.

Śmieszył skargi hołubcem i żalu wyrwasem
I żmudnego cierpienia nagłym wywijasem.

Zwlókł się do swej chałupy : "Idź precz popod płoty,
Niepotrzebny nam skoczek w polu do roboty!"

Pobiegł do swego kuma, co w kościele dzwonił,
Lecz ten nie chciał go poznać i kijem postronił.

Podreptał do kochanki, a ta się zaśmiała
Ramionami, biodrami, wszystką mocą ciała!

"Z takim w łożu drygałą mam tańczyć do śmierci?
Ciała ledwo ćwierć miary, a skoków - trzy ćwierci!

Ani myślę ci dotrwać w takim niedopląsie!
Ani myślę wargami sypiać na twym wąsie!

Zanadtoś mi wyskoczny do nieba na przełaj!
Idźże sobie gdziekolwiek i nie klnij i nie łaj!"

Więc poszedł do figury, co stała przy drodze:
"Chryste, na wskroś sosnowy, a zamyśl się srodze!

Nie wiem, czyja cię ręka ciosała wyśmiewna,
Lecz to wiem, że skąpiła urody i drewna.

Masz kalekie kolana i kalekie nogi,
Pewno skaczesz, miast chodzić, unikając drogi?

Taki z ciebie chudzina, takie nic z obłoków,
Że mi będziesz dobranym towarzyszem skoków."

Chrystus, słysząc te słowa, zsunął się na ziemię,
Ów, co Boga wyciosał, bity bywał w ciemię!

Obie ręce miał lewe, obie nogi - prawe,
Sosnowymi stopami podziurawił trawę.

"Marna ze mnie sośnina, lecz piechur nie marny,
Przejdę wieczność piechtami, chociażem niezdarny.

Pójdziemy nierozłącznie, bo wspólna nam droga,
Będzie nieco człowieka, będzie nieco Boga.

Podzielimy się męką - podzielnać jest męka! -
Wszak ta sama nas ludzka skoślawiła ręka.

Tobie trocha śmieszności, mnie śmieszności trocha,
Kto się pierwszy - zaśmieje - ten pierwszy pokocha.

Ty podeprzesz mię ciałem, ja ciebie sośniną;
A co ma się nam zdarzyć, niech się zdarzy ino!"

I wzięli się za ręce i poszli niezwłocznie,
Wadząc nogą o nogę śmiesznie i poskocznie.

I szli godzin wieczystych nie wiadomo ile,
Gdzież bo owe zegary, co wybrzmią te chwile?

Mijały dnie i noce, którym mijać chce się,
I mijało bezpole, bezkrzewie, bezlesie.

I nastała wichura i ciemność bez końca
I straszna nieobecność wszelakiego słońca.

Kto tam z nocy na północ w burzę i zawieję
Tak bardzo człowieczeje i tak bożyścieje?

To dwa boże kulawce, dwa rzewne cudaki
Kuleją byle jako w świat nie byle jaki!

Jeden idzie w weselu, drugi w bezżałobie,
A obydwaj nawzajem zakochani w sobie.

Kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden - za mało,
Nikt się nigdy nie dowie, co w nich tak kulało?

Skakali jako trzeba i jako nie trzeba,
Aż wreszcie doskoczyli do samego nieba!

Genialne. Inaczej nie da się tego opisać.

Moandor

Strażnik słów Moandor

18.08.2011
Post ID: 64304

Pierwszego nie znałem, ale Żołnierza znam od roku, i chylę czoło przed poezją Leśniama.

Swego czasu ze znajomymi podczas pieszej wędrówki do Czestochowy towarzyszył nam tomik poezji Leśniama. Z wierszy, które utkwiły nam w pamięci dodam jeszcze:

Romans

Romans śpiewam, bo śpiewam! Bo jestem śpiewakiem!
Ona była żebraczką, a on był żebrakiem.

Pokochali się nagle na rogu ulicy
I nie było uboższej w mieście tajemnicy...

Nastała noc majowa, gwiaździście wesoła,
siedli - ramię z ramieniem - na stopniach kościoła.

Ona mu podawała z wyrazem skupienia
To usta do pieszczoty, to - chleb do gryzienia.

I tak, śniąc, przegryzali pod majowym niebem
Na przemian chleb - pieszczotą, a pieszczotę - chlebem.

I dwa głody sycili pod opieka wiosny:
Jeden głód - ten żebraczy, a drugi - miłosny.

Poeta, co ich widział, zgadł, jak żyć potrzeba?
Ma dwa głody, lecz brak mu - dziewczyny i chleba.

oraz, bardzo ciekawy jeśli chodzi o słowotwórstwo (ale to jak wiele wierszy Leśmiana):

Piła

Idzie lasem owa zmora, co ma kibić piły,
A zębami chłopców nęci i zna czar mogiły.

Upatrzyła parobczyna na schyłku doliny:
"Ciebie pragnę, śnie jedyny - dyny moje, dyny!

Pocałunki dla cię, chłopcze, w ostrą stał uzbroję,
Błysk - niedobłysk na wybłysku - oto zęby moje!

Oczaruj się tym widokiem, coś go nie widywał,
Ośnijże się tymi snami, coś ich nie wyśniwał!

Połóż głowę na tym chabrze i połóż na maku,
Pokochaj mnie w polnym znoju i w śródleśnym ćmaku!"

"Będę ciebie kochał mocą, z którą się mocuję,
Będę ciebie tak całował, jak nikt nie całuje!

Będę gardził dziewczętami, com je miał w swej woli,
Bo z nich każda od miłości łka, jak od niedoli.

Chcę się ciałem przymiarkować do nowej pieszczoty,
Chcę się wargą wypurpurzyć dla krwawej ochoty!

Chcę dla twojej, dla zabawy tak się przeinaczyć,
Abym mógł się na twych zębach dreszczami poznaczyć!"

Zazgrzytała od rozkoszy, naostrzyła zęby:
"Idę w miłość, jak chadzałam na leśne wyręby!"

Zaszumiała ponad nimi ta wierzba złotocha -
Poznał chłopiec, czym w uścisku jest stal, gdy pokocha!

Całowała go zębami na dwoje, na troje:
"Hej, niejedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!"

Poszarpała go pieszczotą na równe części:
"Niech wam, moje wy drobiażczki, w śmierci się poszczęści!"

Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:
"Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!"

Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,
Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiał.

Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek -
Nie wiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!

Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,
Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku.

Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy,
Uchem, wbiegłym na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy!

Oczy, wzajem rozłączne, tleją bez połysku,
Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku.

A ta ręka, co się wzniosła w próżnię ponad drogą,
Znakiem krzyża przeżegnała nie wiadomo kogo!

Amante

Amante

23.08.2011
Post ID: 64376

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Lubię kiedy kobieta...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskonczone przestrzenie nieziemskiego świata.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - ona gdzieś jest

Ona gdzieś jest.. ja wiem... wiem to i tęsknię do niej...
Wiem jaką twarz ma, wiem, jakim się różem płoni,
wiem, jaki szafir ócz ciemnymi rzęsy kryje,
jaka w nich tkliwość lśni i jaki żar z nich bije.

Wiem, jaka śpiewa w nich słodycz niewysłowiona,
jaka w nich słania sę zaduma, drżą pragnienia,
jaki wilgotny blask przez oczy te do łona
ciągnie i jaka mgła lubieżna je zacienia.

Każdy jej uśmiech znam i każdy ruch, jej słowo
każde w mym uchu brzmi muzyka sfer echową,
każdą jej czuję myśl, znam kraje jej pamięci,
wiem, czego żal jej, wiem, co trwoży ją, co nęci.

Co kocha, także wiem; znam serce jej i duszę
i kocham całą mych niezmiernych smutkow tonią.
bezdenią tęsknot mych - - kocham i czuć to muszę,
że nigdy myślą mi nie sięgać nawet po nią...

I ciężko uzasadniać, czemu lubię. Trafia w gusta, to się liczy.

Moandor

Strażnik słów Moandor

15.10.2011
Post ID: 64998

Zbigniew Herbert - Elegia na odejście pióra atramentu lampy

Zaprawdę wielka i trudna do wybaczenia jest moja niewierność
bo nawet nie pamiętam dnia ani godziny
kiedy was opuściłem przyjaciele dzieciństwa

naprzód zwracam się kornie do ciebie
pióro z drewnianą obsadką
pokryte farbą lub chrupkim lakierem

w żydowskim sklepiku
— skrzypiące schodki dzwonek u drzwi oszklonych —
wybierałem ciebie
w kolorze lenistwa
i już wkrótce nosiłeś
na swym ciele
zadumę moich zębów
ślady szkolnej zgryzoty

srebrna stalówko
wypustko krytycznego rozumu
posłanko kojącej wiedzy
— że ziemia jest kulista
— że proste równoległe
w pudełku sklepikarza
byłaś jak czekająca na mnie ryba
w ławicy innych ryb
— dziwiłem się że tyle jest
przedmiotów bezpańskich
i zupełnie niemych —
potem
na zawsze moją
kładłem cię nabożnie w usta
i długo czułem na języku
smak
szczawiu
i księżyca

atramencie
wielmożny panie inkauście
o świetnych antenatach
urodzony wysoko
jak niebo wieczoru
schnący długo
rozważny
i cierpliwy bardzo
przemienialiśmy ciebie
w morze Sargassowe
topiąc w mądrych głębinach
bibułę włosy zaklęcia i muchy
aby zagłuszyć zapach
łagodnego wulkanu
apel przepaści

kto was dzisiaj pamięta
umiłowani druhowie
odeszliście cicho
za ostatnia kataraktę czasu
kto was wspomina z wdzięcznością
w erze szybkich głupiopisów
aroganckich przedmiotów
bez wdzięku
imienia
przeszłości

jeżeli o was mówię
to chciałbym tak mówić
jakbym wieszał ex voto
na strzaskanym ołtarzu

Światło mego dzieciństwa
lampo błogosławiona

w sklepach starzyzny
spotykam czasem
twoje zhańbione ciało

a byłaś dawniej
jasną alegorią

duchem uparcie walczącym
z demonami gnozy
cała wydana oczom

jawna
przejrzyście prosta

na dnie zbiornika
nafta — eliksir pralasów
śliski wąż knota
z płomienistą głową
smukłe panieńskie szkiełko
i srebrna tarcza z blachy
jak Selene w pełni

twoje humory księżniczki
pięknej i okrutnej

histerie primadonny
nie dość oklaskiwanej

oto
pogodna aria
miodowe światło lata
ponad wylotem szkiełka
jasny warkocz pogody

i nagle
ciemne basy
nalot wron i kruków
złorzeczenia i klątwy
proroctwo zagłady
furia kopciu

jak wielki dramaturg znałaś przybój namiętności
i bagna melancholii czarne wieże pychy
łuny pożarów tęczę rozpętane morze
mogłaś bez trudu powołać z nicości
krajobrazy zdziczałe miasto powtórzone w wodzie
na twoje skinienie zjawiali się posłusznie
szalony książę wyspa i balkon w Weronie

oddany byłem tobie
świetlista inicjacjo
instrumencie poznania
pod młotami nocy

a moja druga
płaska głowa odbita na suficie
patrzyła pełna grozy
jak z loży aniołów
na teatr świata
skłębiony
zły
okrutny

myślałem wtedy
że trzeba przed potopem
ocalić
rzecz
jedną
małą
ciepłą
wierną

tak aby ona trwała dalej
a my w niej jak w muszli

Nigdy nie wierzyłem w ducha dziejów
wydumanego potwora o morderczym spojrzeniu
bestię dialektyczną na smyczy oprawców

ani w was — czterej jeźdźcy apokalipsy
Hunowie postępu cwałujący przez ziemskie i niebieskie stepy
niszcząc po drodze wszystko co godne szacunku dawne i bezbronne

trawiłem lata by poznać prostackie tryby historii
monotonną procesję i nierówną walkę
zbirów na czele ogłupiałych tłumów
przeciw garstce prawych i rozumnych

zostało mi niewiele
bardzo mało

przedmioty
i współczucie

lekkomyślnie opuszczamy ogrody dzieciństwa ogrody rzeczy
roniąc w ucieczce manuskrypty lampki oliwne godność pióra
taka jest nasza złudna podróż na krawędzi nicości

wybacz moją niewdzięczność pióro z archaiczną stalówką
i ty kałamarzu — tyle jeszcze było w tobie dobrych myśli
wybacz lampo naftowa — dogasasz we wspomnieniach jak opuszczony obóz

zapłaciłem za zdradę
lecz wtedy nie wiedziałem
że odchodzicie na zawsze

i że będzie
ciemno

Alchemik

Alchemik

14.12.2011
Post ID: 66824

Czy można wiedzieć dlaczego usunięto ostatnie wpisy - w tym i mój - z wybraną poezją jednego z moich ulubionych poetów - J. Tuwima ?

Sawyer

Sawyer

14.12.2011
Post ID: 66833

Pewno to był ten wulgarny wiersz... Jak tak to się nie dziw Alchemiku, tu też są młodzi ludzie. ;)

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

14.12.2011
Post ID: 66835

Alchemik

Czy można wiedzieć dlaczego usunięto ostatnie wpisy - w tym i mój - z wybraną poezją jednego z moich ulubionych poetów - J. Tuwima ?

Usunąłem je dlatego, że zarówno zaprezentowany przez Ciebie wiersz jak i XIII księga "Pana Tadeusza", którą zamieścił Agon, nie spełniają standardów kulturalnej, pozbawionej wulgaryzmów wypowiedzi. Jesteście jedynymi, którzy "pochwalili się" w tym wątku znajomością tego rodzaju poezji. Ponieważ jej nie toleruję - wyciąłem i będę wycinał takie posty. Konsekwentnie.

Silveres

Silveres

21.09.2012
Post ID: 71197

Jeśli chodzi o ulubionego poetę lub poetkę, jak to jest u mnie, to jest nią bezsprzecznie Wisława Szymborska.
Jednak ulubiony wiersz jest Juliusza Słowackiego, a mianowicie:

Testament mój
Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia: -
Imię moje tak przeszło jak błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny - przyzna kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą -
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biedę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg [mię] uwolni od męki - nie przyjdę...

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!...

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę.

Kto drugi bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami niepełnej łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi:
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.

Hobbicus

Hobbicus

4.03.2013
Post ID: 73154

Wiersze różne lubię. Autorów różnych też. Mniej lub bardziej znanych. Nie czytuję co prawda dużo poezji, ale zawsze. Poniżej dzieło pewnego niedocenianego, bo wszechstronnie utalentowanego poety:

JULIAN TUWIM - A JA TAK SOBIE WIECZOREM

A ja tak sobie wieczorem po ulicy chodzę,
Z podniesionym kołnierzem przy wytartym palcie.
Ja wiem, że nie masz celu mej codziennej drodze
Chyba, podeszwy zdzierać na szorstkim asfalcie.

Jak sobie naprzód idę młody i wspaniały
Jak wsadzę do kieszeni twarde, suche pięście,
To jakbym brzemię dźwigał, przewalam się cały:
We mnie się przewala me pijane szczęście.