Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Filmy dalekiego wschodu"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Filmy dalekiego wschodu
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Samuel

Samuel

8.02.2009
Post ID: 40661

Jest stoliczek kultowy jest i kontrowersyjny, ktoś nawet swój wysłał na dziki zachód. Ja postanowiłem posłać go troszeczkę dalej, aż za wielki mur.
Wiem, że istnieje stolik poświęcony mistrzowi, jednakże nie samym mistrzem kino z dalekiego wschodu stoi.
Jestem niemal pewny, że część z was widziała takie projekcje jak "Siedem Mieczy", "Dom Latających Sztyletów" czy "Miecz Przeznaczenia".
Podobnie jestem pewny, że umiejętności aktorskie Andy Lau, czy Erica Tsanga nie są wam obce.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

8.02.2009
Post ID: 40677

A ja uwielbiam "Węża w cieniu orła" z młodziutkim i jeszcze nie przeżartym rdzą komercji Jackie Chanem. Lekkie, przyjemne, efektowne. ;) Zresztą część z tamtejszych postaci posłużyła za pierwowzór Sedze w sadze (sic!) "Virtua Fighter".

Samuel

Samuel

12.02.2009
Post ID: 40928

Tullusion

Zresztą część z tamtejszych postaci posłużyła za pierwowzór Sedze w sadze (sic!) "Virtua Fighter".

To pewnie czekasz na cudną premierę jaką będzie... TEKKEN xP

Dwa filmy, jedna historia...
W ubiegłym tygodniu miałem wielką przyjemność obejrzeć dwie nowe produkcje z Dalekiego Wschodu.
1. Saam gwok dzi gin lung se gap (AKA Three Kingdoms: Resurrection of the Dragon)
2. Chi bi (AKA Red Cliff)
Jak głosi pierwsze zdanie, oba filmy opowiadają o tym samym konflikcie. Rzeknie pewnie ktoś, po co oglądać dwa filmy o tym samym? Nic bardziej mylnego, podczas gdy pierwszy z tych filmów jest adaptacją sześćsetletniej powieści "Romans Trzech Królestw" i skupia się TYLKO i wyłącznie na historii wojownika Zhao, w miarę rozwoju akcji jak łatwo można przewidzieć zostaje on mianowany generałem. Sam film zaś ukazuje nam początek i koniec tego ponad trzydziestoletniego konfliktu.
Film numer dwa wyreżyserowany przez niejakiego ( :) ) Johna Woo zaczyna się podobnie do filmu numer jeden... Czyli dzielny wojownik Zhao ratuje następcę tronu... I to by było na tyle jeśli chodzi o podobieństwa obu filmów. Zły i niedobry premier królestwa Cao postanawia zjednoczyć pod swym sztandarem trzy królestwa (Cao, Wu i Liu Bei), by tego dokonać zbiera osiemset tysięcy wojowników... podczas gdy pozostałe dwa królestwa dysponują jedynie stu tysięczną armią...
Film ten przedstawia tylko pierwszą potyczkę niedaleko tytułowych Czerwonych Klifów... I co tu dużo mówić... ponad trzydziestopięciominutowa walka urzeka swym rozmachem i przytłacza bardziej niż tradycyjnie porównywana przy takich filmach obrona Helmowego Jaru, bądź cały film "Powrót Króla". Niestety, jak wyglądała główna batalia jeszcze nie wiem, gdyż część druga Czerwonych Klifów miała swą premierę w Azji niecały miesiąc temu...
Obie produkcje urzekają widza swym rozmachem, scenami batalistycznymi (Okrzyk Mollacha podczas projekcji "Chi Bi", był kwintesencją tego co można powiedzieć o tym filmie, jednakże cenzura nam nie pozwoli...).
Prócz samych zdjęć, warto odnotować tutaj plejadę gwiazd kina z Dalekiego Wschodu.
W "Trzech Królestwach" w rolę Zhao wciela się rewelacyjny Andy Lau (Dom Latających Sztyletów, Infernal Affairs), zaś księżniczkę Cao gra Maggie Q (Live Free or Die Hard, Mission: Impossible III) i na zakończenie warto też wspomnieć o Sammo Hung Kam-Bo (Around the World in 80 Days, Enter the Dragon). W Czerwonych Klifach nasze oczy cieszy gra Takeshi Kaneshiro (Dom latających sztyletów, Hero), Tony Leung Chiu Wai (Infernal Affairs I i III, Ostrożnie, pożądanie), Chen Chang (Przyczajony tygrys, ukryty smok, 2046) czy Shido Nakamura (Letters from Iwo Jima, Sąsiad spod trzynastki).

Co tu dużo mówić. Polecam.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

12.02.2009
Post ID: 40929

A ja miałem okazję obejrzeć współczesne kino wojenne rodem z Korei (tej normalnej) i jestem pod dużym wrażeniem. W Polsce film pod tytułem "Assembly" funkcjonuje chyba jako "Ostatnia bitwa", a jego tematem jest oczywiście wojna w Korei, ale oglądana z obu stron frontu. Filmowi daleko jest do MASH, bo to rzecz jasna kino poważne, ale tez nie epatuje typową dla wielu azjatyckich produkcji hermetycznością, która europejczykowi odbiera ochotę na oglądanie i zrozumienie filmu.
A obrazki z jednej strony wbijają w fotel, bo widać wyraźne wzorowanie na Szeregowcu czy Kompanii Braci, spore możliwości techniczne i to co najbardziej lubię - wierność realiom i za to bardzo duży plus. Podobało mi się także podejście do tematu - nie ma jednostronnego spojrzenia na konflikt w Korei, a raczej próba pokazania losów zwykłych ludzi, którzy muszą strzelać do swoich rodaków, ale także wierzą, że robią to dla wyższych celów. Mniejsza o to, czy są one słuszne - bo nie o to chodzi w tym filmie, by robić propagandowy rozrachunek z historią i polityką.