Gorące Dysputy

Kronika - "Księga II, O życiu codziennym, czyli o Osadzie"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Kronika > Księga II, O życiu codziennym, czyli o Osadzie
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Sanctum

Sanctum

25.02.2009
Post ID: 41447

Sanctum obiecywał pytającym się o jego pracę, że w Kronice nie będzie pisał tylko o rzeczach wielkich i wzniosłych, ale i o codziennym życiu Osadników i o historii samej Osady. Przypomniawszy sobie złożoną mieszkańcom obietnicę otworzył księgę i na niezapisanej jeszcze karcie wypisał nagłówek: "Księga II, O życiu codziennym, czyli o Osadzie". Podniósł się z ziemi i ruszył w wyprawę po Osadzie. Chodził od domu do domu, pytał o wspomnienia i skrupulatnie je notował.

W tym wątku uprasza się Mości Osadników o przelewanie na papier swoich wspominek o Osadzie. O jej założycielach i codziennym życiu w niej spędzanym.

Samuel

Samuel

3.03.2009
Post ID: 41680

- Ech, widzę, że w końcu udało Ci się znaleźć trochę czasu, by nowe księgi gotowe do zapisania zakupić. Bardzo dobrze. Dziś mój drogi kronikarzu, a raczej Kronikarzu skupimy się na weselszej części wydarzeń w Imperium, tak więc umocz pióro w kałamarzu i uważaj na kleksy. Karczmarzu! - Zakrzyknął mag w stronę szynkwasu - nalej no tu dwóm magom Brakadaux!

Tym razem już bez zaproszenia Samuel usadowił swe świeckie cztery litery na najwygodniejszym karczmianym krześle w całym Krewlod. Niedługo przyszło im czekać. Między księgami, kałamarzem i zapasem piór pojawił się dzbanek wypełniony po brzegi przednim winem z piwniczki dawnego oberżysty Ilnessa, do tego służka postawiła dwa kubki.

- Tak, a więc od czego by tu...

- Najlepiej od początku mości Samuelu - przerwał Samuelowskie zbieranie myśli Sanctum.

- Cóż, skoro tak właśnie być powinno... Zatem mój drogi przyjacielu, czyś gotów wysłuchać opowieści o pięknej półdemonicy co to siała przy ognisku spustoszenie swymi cysternami z grenaturatem? Czyś gotów wysłuchać anegdot o zaklęciu świerszczowej mowy? Gotowyś, to dobrze. - Mag napełnił puste jeszcze kubki, po czym podał jeden swemu towarzyszowi. Okrzyk "Niech Żyje Jaskinia!" przetoczył się przez po stolikach niczym huragan.

- Pamiętam jakby to zdarzyło się przed dosłownie chwilą, był piękny wrześniowy poranek gdy pierwszy raz moja noga stanęła w tych gościnnych stronach. Przez kilka godzin wędrowałem krętymi uliczkami, aż w końcu znalazłem się przed budynkiem, w którym to można było złożyć podanie o klucze do bram Osady, by móc lepiej poznać to miejsce. Pamiętam jakby to było dziś, mą prośbę pozytywnie rozpatrzył sam Hetman! No i czego tak na mnie patrzysz mości Sanctumie?

- Samuelu, Samuelu, czy nie uważasz, że jeszcze za wcześnie na pisanie twej biografii?

- Ależ ja nie opowiadam tego, by zmusić Cię do pisania o mnie. Słyszałem, że zbierasz anegdotki, do tego kazałeś mi zacząć od początku... I całą puentę czort jeden wie gdzie posłał. Więc na zakończenie tej anegdotki powiem Ci, że w nie dalej jak trzy godziny od otrzymania kluczy dostałem upomnienie przysłane gońcem. Jako, że mi przeszkodziłeś tajemnicą zostanie z jakiegoż to powodu tak się stało. A teraz, wypijmy za błędy młodości!

Po raz drugi kufle zabrzęczały wesoło przy stoliku zajmowanym przez magów.

- Ach, nic tak nie pobudza człowieka do konwersacji jak przednie wino! Piękny z niej demon, o elfich rysach twarzy, oj tak. Piękna i niebezpieczna. Pamiętam, że pierwsze com ujrzał przy ognisku to była nie Kociołek, lecz cysterna zbliżająca się w moją stronę z zatrważającą prędkością. Bolało jak diabli, choć pewnie MiB ma inne powiedzenie jeśli ktoś by mnie pytał. Ale wróćmy do tematu, w którym cysterny odgrywają ważną rolę. Odkąd przy ognisku pojawiła się Aerilien, odtąd cysterny przecinały niebo. Warto tu wspomnieć wyczyny akrobatyczne Lobo, który za wszelką cenę starał się uniknąć latającego przedmiotu na "c". Po pewnym czasie wszystkim znudziło się rzucanie pustymi cysternami, a że grenaturat przy ognisku pojawił się w hektolitrach wypełniających pusty dotąd basen, więc zbrodnią było by z niego nie skorzystać. I tak cysterny wypełnione po brzegi grenaturatem zaczęły latać nad ogniskiem, lecz coraz mniej osób ich unikało... Dlatego pewien szalony mag - którym przez przypadek byłem ja - zamówił u kowala tuzin kowadeł, po czym wspiął się na drzewo nowin, by zebrać jemiołę i przyczepić ją do latających kowadeł. Tak, zgadłeś. Święta były blisko. Niemalże w tym samym czasie ten sam mag i wcześniej już wspomniana półdemonica postanowili zasiedlić basen swymi pupilami. I tak przy ognisku pojawił się aligator Ali G ator, oraz Hannavald, którego Ae lubiła głodzić, co by pewien skoczek z wąsem na przedzie z dalekich krain mógł skakać i wygrywać w łatwiejszy sposób. Prócz aligatora mag sprowadził trzy pingwiny, gdzie jeden jest wyższy od drugiego, a trzeci ma złamane skrzydło, który odleci pierwszy? - zaśmiał się Samuel i ponownie napełnił puste już kufle. Wypili więc trzecią kolejkę, gdyż na dwóch to tak nieładnie kończyć. - W czasie gdy cysterny latały, a kowadła krążyły nad osadnikami Świerszcz odnalazł i pokochał pewien kamień, na którym zwykł siedzieć i przed którym to rozkładał swe zabawki. Cytał z niego ku radości ogniskowiczów, lecz pewnego dnia , pewien bard niezadowolony z braku spacji między wierszami rzucił czar na ognisko i powstał zamęt i chaos. I tak gdy ktoś chciał wypowiedzieć słowo cytuję, przerywał po "cyt" by złapać oddech i po chwili dopiero dopowiadał "uje". Czar ten na całe szczęście został niebawem ściągnięty, gdyż Bard zrozumiał swój błąd i poznał klimat, który opanował ognisko... Ech... Pusty. Za Ilnessa było lepiej, sam napełniał dzban gościom, a tu, wołać trzeba. - Mag odwrócił się ponownie w stronę szynkwasu i skinął głową oberżyście, coby naprędce dostarczył drugi dzban, tym razem pełny.

- Jeśli myślisz, że dużo rzeczy się działo przy ognisku tylko za dnia to jesteś w błędzie. Przez długie zimowe wieczory i coraz krótsze wiosenne noce grupka dzielnych Osadników zasiadała wieczorem przy ognisku, byłem wśród nich i ja. Nocne dysputy przy ognisku prowadziłem z Miszą, kanclerzem Grenadierem oraz Świerszczem. Od czasu do czasu zjawiał się i admirał Tarband, z którym to nie raz i dwa popełniliśmy zbrodnię na czynieniu poezji. Ten pierwszy rok przy ognisku obfitował w wielkie wydarzenia. Pamiętam jak dziś, gdy pierwszy raz ujrzałem wieczorową porą imperatora Behemota przy ognisku, cóż to było za wydarzenie! A teraz Sanctumie wybacz mi, jednakże muszę opuścić to wygodne miejsce przy twym stoliku, jednakże wypatruj mnie równo za siedem dni, a ponownie przyniosę Ci garść wspomnień, a może i refleksji. - Samuel wstał i skierował swe kroki ku wyjściu, z progu zakrzyknął jeszcze:

- Wystaw imbryczek z herbatą przed karczmę, pewien smok jest łasy na herbatkę! Kto wie, może w zamian opowie Ci jedną z wielu smoczych opowieści? Bywaj!

Sanctum

Sanctum

3.03.2009
Post ID: 41682

Sanctum uścisnął dłoń Samuela, zapewniając go, że będzie czekał na niego w Oberży, dokładnie za 7 wschodów słońca. Kiedy tylko mag wyszedł, mimo podeszłego wieku, Kronikarz natychmiast wskoczył za bar i wyciągnął imbryczek z jednej z szafek. Wyszedł przed Oberżę, ustawił imbryk na zydelku i czekał na "pewną smoczycę".

Dinah

Dinah

3.03.2009
Post ID: 41698

*Aromat herbacianych liści zwabił ją w pobliże Oberży.*
Mmm… herbatka… Imperialna, sądząc po zapachu… Mogę się poczęstować?

Wspomnienia? Ojej… nawet nie wiem, od czego zacząć! *uśmiecha się do swoich myśli*
Pamiętam cysterny i kowadła doskonale! Pamiętam też Ali Gatora, stada Nudów z młodymi przemierzające Krzaczory, Wielkanocnego Króliczka z koszyczkiem przezentów dla Wszystkich Ogniskowiczów. Ciekawe, czy w tym roku również nas odwiedzi?

Od pierwszej chwili, gdy przysiadłam na chwilę zmęczona i zmarznięta, by odpocząć i ogrzać łuski przy Ognisku, po prostu zakochałam się w tym miejscu.
W cytaniu Świerszcza, szumie Krzaków, trzaskaniu Ognia i rozmowach…

Gdybym chciała wymienić wszystkie niesamowite Osoby, które tu spotkałam i spotykam to obawiam się, że nawet gdybym mówiła do świtu, to i tak nie opowiedziałabym o Wszystkich.

Mogę się poczęstować herbatką, prawda? *widząc brak sprzeciwu Sanctuma upija spory łyk* Pyszna!
To może opowiem o kociołku, skąd się wzięła? Pamiętam, do kogo należał, nim ożył. *uśmiecha się*
To był kociołek Świerszcza, który zwykł w nim dla Ogniskowiczów gotować pyszności. Nie wiem, czy to przyprawy jakieś tajemne, czy czar Ogniska to sprawił, lecz któregoś razu kociołek zeskoczył z paleniska i zaczął żyć własnym życiem. Życiem, podarowanym przez Ogniskowiczów.
Każdy tchnął w niego cząstkę marzeń i swoich myśli odrobinę. Ogrodnik nadał mu Imię i untensyliem kuchennym nazwał. Z tych drobin i kawałeczków właśnie kociołek powstał.
Dlatego właśnie Ogniskowiczów zawsze będzie witał, herbatką częstował i bronił.

Pamiętam, gdy porwał go metalowy Golem, 515 miał na imię, jeśli się nie mylę. Wszyscy dzielnie stanęli w jego obronie. Lecz to już historia na inną opowieść.

*Wypija jeszcze odrobinę herbatki*
Bardzo się cieszę, że powstało to miejsce. Z pewnością będę tu zaglądała często! Postaram się przeszukać swoją Jaskinię w poszukiwaniu pergaminów z zapiskami z dawnych czasów. Z pewnością coś ciekawego odnajdę. Teraz czas już na mnie niestety, do zobaczenia wkrótce!
*Wypija ostatni łyk Imperialnej herbatki i odlatuje w stronę Ogniska*

Samuel

Samuel

10.03.2009
Post ID: 41993

Zgodnie z obietnicą daną Sanctumowi, mag zjawił się przed Gorącymi Dysputami równo siedem księżyców od ostatniego spotkania. Z uśmiechem spojrzał na pusty imbryk. - Więc i Smoczyca odwiedziła kronikarza – zamruczał pod nosem. Zanim wszedł do środka zabrał pusty imbryk znad paleniska.
Gdy tylko przekroczył próg gospody usłyszał radosny okrzyk arcymaga
- Samuelu! Twój pomysł z zwabieniem Smoczycy wypalił dosłownie i w przenośni! Gdy zaśmiała się na wspomnienia z życia ogniska nieopatrznie zwęgliła wychodek i przypaliła lekko habit Mnicha w nim siedzącego, potem zaś... - potokowi słów nie było końca. Mag kiwając głową i zaśmiewając się z co weselszych przypowieści Sanctuma zamówił przy szynkwasie dzbanek jOjOwego Mocnego i pajdę chleba z kawałkiem sera. W końcu przed nimi była długa podróż w dawne dzieje.
- Sanctumie, Sanctumie, później mi opowiesz wszystko coś zasłyszał minionego tygodnia. Pozwól i mi coś opowiedzieć póki pamięć jeszcze świeża. Obiecuję, że nie zniknę ponownie na tak długo, co więcej. Rozsiądę się wygodnie i będę wyczekiwał razem z tobą nowych gości. A teraz i ty skończ to entuzjastyczne wiercenie się na krześle, jeszcze nie zacząłem nawet mówić, a narobiłeś trzy kleksy na czystym kawałku pergaminu. Usiądź wygodnie i posłuchaj bajania o Bajaniach...

„Pierwsze zapiski o Wieczornych Bajaniach datuje się na siedemnasty dzień Księżyca Grzybowego Lasu, V A.C.C.. Wtedy to pojawiły się w budynku pierwsze stoliki przy których autorzy dzieł pisanych zarówno prozą jak i poezją czekali na swych czytelników. Początkowo w przybytku wspominano dyskusje prowadzone w Tawernie, jednak z czasem dyskusja zawrzała, niczym imbryczek nad paleniskiem. Pierwszymi, którzy ustawili swe stoliki byli bard WWalker oraz imć Giater, następne wolne stoliki zajęli lisz Sandro, elfka Irma, oraz geomanta Ururam Tururam. Według pożółkłych kart na Drzewie Nowin miało to miejsce piętnastego dnia Księżyca Wiecznych Pożegnań, V A.C.C.. Jak widać w tamtym okresie miesiąc ten miał dosyć przewrotną nazwę, a i pierwsi osadnicy działali mu na przekór. Kolejny stoliczek wniesiono dwudziestego czwartego dnia tegoż samego Księżyca, zasiadł przy nim Faramir i z uśmiechem wyczekiwał pierwszych gości. Ostatni stolik wniesiono czwartego dnia Księżyca Rozkwitu Wiosny, VI A.C.C.

Tyle suchych faktów. Wyraźnie pamiętam siedem ustawionych stolików, jednakże cały czas w głowie mi siedzi jedna myśl czy nie było ich o jeden czy dwa więcej. Niestety, nawet przeglądając dawne kroniki nie znalazłem w nich wzmianki, kto by mógł przy nich zasiąść, jednakże świta mi w głowie, że dwa stoliki zajęte były przez nieumarłych, a drugi z niewymienionych stolików mógł, choć wcale nie musiał należeć do Mac Deduksa.

Z tychże kronik wyczytałem, jakaż to atmosfera panowała przy lirycznym stoliku Giatera. Tak, wyczytałem, gdyż wtedy nie miałem śmiałości podejść i zapytać o cokolwiek. Zresztą co rusz wybuchały tam liczne śmiechy i śpiewy, więc za pewnik uznałem, że nawet gdybym wykrzyczał pytanie o pogodę to najpewniej usłyszałbym śpiewną odpowiedź. Wiele się działo przy tym stoliku, jedyne co można było o nim powiedzieć, to to, że z rzadka bywało przy nim cicho. Po pewnym czasie nawet ja cichutko, bo pod nosem zacząłem nucić wraz z całą gawiedzią repertuar Ryczydełka.

Pierwszym stolikiem autorskim przy którym zasiadłem należał do Ururama Tururama, a wszystko za sprawą Przygód Eksperymentującego Czarodzieja, którego premiery odbywały się przy tymże wyszorowanym blacie. To tutaj zrodziły się nieśmiertelne pytania o to jaką moc ma spłuczka w rękach UrTura. Na czas premiery nowych bajdurzeń cisza zalegała w całej Oberży, tak, tak, nawet przy stoliku Giatera bywało wtedy cicho. Wszyscy z napięciem spijali każde słowo z ust geomanty, a to czego nie udało się im zapamiętać wyszukiwali w pergaminie złożonym w Misternych Rękopisach. Warto wspomnieć, że tuż po premierze, autor po drodze z Misternych odwiedzał ognisko, by zakrzyknąć z krzaków, iż Eksperymentujący Czarodziej powrócił z nową przygodą, po tych słowach ognisko wyludniało się z prędkością niemalże światła. Krążą plotki, iż pewnego razu lisz Sandro zgubił nogę w biegu, zaś iluminatorce Aerilien wymsknęła się cysterna i ugodziła w czoło Fuzzy'ego, a to nie zdarzało się często. Wielkie poruszenie wywołała również opowieść o Luranie i Temuginie. Magia zawarta na kartach tej historii sprawiła, iż pewna niewiasta naszkicowała smoka w locie, sam Ururam Tururam widząc tenże mistyczny obraz zakrzyknął „Wygląda jak żywy!”. Wieczornym Bajaniom nie było końca tuż po premierze „Matelles i Aspera”, bywały momenty, że gawiedź musiała stać, gdyż w całym przybytku zabrakło krzeseł!

Swe dysputy zacząłem i z imć Faramirem przy jego stoliku, również tłumnie odwiedzanego. Jak przy każdym stoliku, tak i tutaj dyskusje nie kończyły się, ani o zachodzi słońca, ani o jutrzni. Szybko zjednywał sobie słuchaczy, którzy z początku nieśmiało zasiadając przy stoliku po raz pierwszy, za drugim razem zasiadali przy tymże stoliku niczym starzy znajomi. Nieśmiałość tutaj ustępowała miejsce wesołym dysputom o Arhornie, czy Synu Złodzieja. Ja sam nawet, gdy zdarzyło mi się coś napisać wspominałem o tym Faramirowi, zaś ten z uśmiechem na ustach przekrzykiwał zgiełk i zachęcał do lektury, a niekiedy i do rozmowy.

Niestety, nie miałem śmiałości, by podejść do stolików barda WWalkera, lisza Sandro, elfki Irmy oraz Aiwelossa. Co nie znaczy, że nie zasłyszałem co nieco o tym co tam się wyprawiało.
Otóż, jak wieść niesie pewnego razu bard napomniał swych słuchaczy, iż za bardzo zeszli z tematów, a to przecież nieładnie, by przy własnym stoliku autor nie był w epicentrum uwagi! Lisz Sandro z wielką chęcią bajał w swoim gronie na tematy filozoficzne, Irma z uporem maniaka częstowała gości herbatą, zaś Aiwe, gdy przy stoliku Giatera robiło się cicho, starał się wyrecytować swą poezję, przygrywając do tego na lutni.

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Pojawił się znikąd, nikt nie wiedział, że ma przybyć jednakże to on dbał o gardła słuchaczy, co by zawsze można było je jOjOwym mocnym nawilżyć. Z wielką chęcią przyłączał się do dyskusji przy stoliku, przy którym rozstawiał przed słuchaczami kufle. Z czasem nikt nie musiał wołać Oberżysty, to on sam posyłał posługaczki do stolików, by uzupełniały stan kufli. Sam zaś często zasiadał przy stoliku Faramira, dyskutując o poezji. Sam też przecież pisał, a rady od doświadczonych przyjaciół brał sobie do serca. To z jego inicjatywy nieopodal wybudowano Oberżę „Pod Rozbrykanym Kucykiem”, którą prowadził wspólnie z uroczą pretorianką...

Kronikarz kończył pisać ostatnie zdania na pergaminie, zaś jego rozmówca rozejrzał się z uwagą po słuchaczach z cichą nadzieją, że ktoś jeszcze odważy się zapisać na kartach historii.

Sanctum

Sanctum

14.03.2009
Post ID: 42100

Sanctum zamyślił się. Samuel przekazał mu tyle nowych wieści, tyle cennych wspomnień. Choć Kronikarz już jakiś czas był w posiadaniu imperialnych kluczy, nigdy jednak nie słyszał tych historii i anegdot, które Samuel wygrzebywał z pamięci z taką łatwością. Sanctum pomyślał sobie, że mogło by tak już być zawsze: co siedem wschodów słońca zasiadałby w Oberży, słuchałby Samuela i w ten sposób zapełniłby w dość szybkim czasie karty kroniki. Na szczęście Arcymag nie poszedł na łatwiznę. Szepnąwszy coś na ucho swojemu rozmówcy, niespodziewanie wyszedł z "Rozbrykanego Ogra". Postanowił odnaleźć parę osób...

Acid Dragon

Acid Dragon

16.03.2009
Post ID: 42162

Na zaproszenie Sanctuma przybyłem, to i swoje kilka zdań wpiszę. Danie główne przeze mnie zaserwowane może być odebrane nieco jako zarozumialstwo, gdyż będzie to autocytat, aczkolwiek wydaje mi się, że ten już prawie sześcioletni(!) text, jaki niegdyś napisałem w Osadzie jest dalej aktualny - nie chciałbym bowiem, aby w Jaskini pojawili się ponownie ludzie uważający się za "lepszych" od innych, bardziej elitarnych, tylko dlatego że są literatami, potrafią pisać zdania piękną polszczyzną, czy też ogólnie - są humanistami.

Powyższy wstęp zdradza niejako też moje "jestestwo" w Osadzie, jak i później - na forum Jaskini. Nigdy nie byłem humanistą (to słowo jest dla mnie wręcz obraźliwe) i zamiast wzniosłych textów o wielkośći i wspaniałości wolałem konkretny argument w merytorycznej dyskusji o konkretnej sprawie - czasem wręcz, aby komuś po prostu przy...walić i sprowadzić bujającego w obłokach humanistę i "elytę" na Ziemię.

Niegdysiejsza Osada barda WWalkera dla mnie była w 90% skoncentrowana wokół dawnych Gorących Dysput, które w 90% były skoncentrowane wokół serii HoMM-MM. Nic więc dziwnego, że moje wspomnienia gromadzą się właśnie wokół tych dyskusji. Z czasem owe dyskusje również i moderować zacząłem - najpierw przy jednym stoliku ("Walka ze Smokiem" się nazywał - przyznam, że nazwa trafna, choć Hetman nie wiedział jak bardzo, gdy ją nadawał ;), później przy dwóch, kilku, wreszcie w całej Osadzie. Był nawet czas, kiedy Osada była w rękach, lub raczej "szponach" Guinei i moich (a więc dwóch obecnych Starożytnych Kwasowej Groty ;). Niestety były to czasy zmierzchu dawnej Osady, gdy dyskusje o HoMM-MM były sztucznie przenoszone na forum i jak się okazało - w Osadzie niewiele i niewielu wówczas zostało. Czasy się jednak zmieniają, jak i ludzie i ich zainteresowania. Dlatego dzisiejsza Osada, choć do złudzenia wyglądem przypominająca poprzednią, jest jednak tak od niej różna.

I dobrze.

W ten sposób wszyscy są zadowoleni - Fani HoMM-MM mają miejsce i stronę przeznaczoną właśnie dla nich, gdzie dyskusje o Frodo i Wiedźminie nie przesłaniają dyskusji o Archaniołach i geografii Antagarichu. Za to "starzy", wielce wartościowi mieszkańcy Jaskini, którzy jednak zmienili zainteresowania, nie muszą rozstawać się z dawnymi przyjaciółmi i znajomymi, a mogą pozostać w nowej, literackiej Osadzie, choć dawno już nie będącej w centrum Jaskini. Mimo tego, droga z jednego miejsca do drugiego jest dość krótka i okazać się może, że przybyły fan HoMM-MM ma też coś do powiedzenia w sprawie literatury, jak i odwrotnie(?).

A teraz archeologiczne wykopalisko z czeluści mojego twardego dysku ;) - text, o którym wspomniałem na początku datowany wg moich danych na czerwiec 2003 roku. Choć wiele się zmieniło, myślę, że równie dobrze mógłbym go napisać i dziś, gdyby była(?) taka potrzeba ;). Stylistyka i pisownia również oryginalne. Jak na ironię - text również zahacza o historię Jaskini - o tę jeszcze dawniejszą, o historię sprzed Osady, o historię kiedy to ja byłem relatywnie "nowym" Osadnikiem, w przeciwieństwie do tych "starych". Tak... czasy się zmieniają :).


ech.... Jednak chęć wypowiedzi zwyciężyła.... Ten topic zmusza mnie po raz pierwszy odkąd zamieszkałem w Osadzie do bycia przez całe 30 minut poważnym.

Mieszkam sobie w Osadzie od zaledwie kilku miesięcy i faktycznie nigdy nie uczestniczyłem w dyskusjach, jak to powiedział Avatar, "Starej Gwardii". Już raz zdążyłem trochę zamieszać w tej sprawie w Gorących Dysputach mówiąc właśnie, że "nowi" Osadnicy także mają prawo rozmawiać o tym, o czym była już mowa na starym Forum, w tawernie, i gdzie tam jeszcze (wybaczcie, ale nie znam zbyt dobrze historii Osady sprzed mojego przybycia). Teraz patrzycie na to wszystko z góry. Nie mnie oceniać, ale naprawdę chciałbym zobaczyć kilka wcześniejszych dyskusji, gdyż jestem naprawdę ciekaw, czy wcześniej było naprawdę tak 'eliarnie', jak co niektórzy mówią. Nigdy nikt nie pisał nieskładnych postów z błędami? Nikt nie pisał jednozdaniowych wypowiedzi? Zawsze było takie "ostre dyskutowanie, prawienie i szanowanie się wzajemne"? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Bardzo dobrze by było, gdybym się mylił, ale człowiek jest istotą, która zapamiętuje przede wszystkim te 'dobre' wspomnienia odrzucając to, co mu niegdyś przeszkadzało lub było niemiłe. Czy aby na pewno za "waszych czasów" poziom kultury wypowiedzi był aż tak różny od dzisiejszego? Nawet jeżeli tak, to niestety takie czasy więcej nie powrócą obojętnie jakich restrykcji, ograniczeń by używać. Po prostu młodzież się zmienia (nie mi oceniać czy na lepsze, czy na gorsze) i nie będzie żyć według 'poprzednich' standardów.

Avatar napisał, że Osada ma za zadanie uczyć, reformować... a moim zdaniem to nierealne. Albo ktoś reprezentuje jakiś poziom, albo nie. Jestem pewien, że żadna strona internetowa nie zdoła wychować ludzi w jakikolwiek sposób. Albo akceptujemy dzisiejszy poziom "nowych", albo nie. Ja akceptuję, mimo że i mnie okropnie denerwują posty napisane bez ładu, składu i sensu i kilka tych najbardziej drażniących oko już usunąłem, ale jeżeli post jest na temat, wnosi cokolwiek nowego chociaż aż roi się w nim od błędów i widać jego ogólny "niski" poziom, to mimo to, powinien być pozostawiony w spokoju. Chociaż przyznaję, że czasem "wytykanie błędów, napominanie ludzi, żeby się poprawili (...)" może odnieść jakiś skutek, ale zależy to przede wszystkim od charakteru i nastawienia danej osoby, lecz jeśli takiego skutku nie będzie, to mimo to nie powinno się takiej osoby w jakikolwiek sposób restrykcjonować. Jedynymi 'przewinieniami', za jakie powinny być podjęte jakiekolwiek akcje, to wg mnie długotrwała (6 mies.) nieaktywność oraz ogólne chamstwo, wulgaryzmy i może ewentualnie - złośliwe spamowanie.

Dostrzegam jedną istotną różnicę między moimi odczuciami, a tym, o czym tak intensywnie dyskutujecie. Od dnia, w którym przybyłem do Jaskini nigdy, przenigdy nie traktowałem jej jako poważny, elitarny serwis informacyjny. Być może jestem w błędzie, być moze kiedyś "za waszych czasów" było inaczej, ale odkąd znam Jaskinię/Osadę były one dla mnie zawsze tylko i wyłącznie rozrywką, zabawą, odskocznią od real-life'u.... nigdy nie myślałem, że rozmawiając na tematy o HoMM można być śmiertelnie poważnym. Wogóle nie rozumiem całej tej "elitarności". Heroes to nie dziedzina nauki, ani kwestia polityczna. To gra prawie dla wszystkich i wydaje mi się, że każdy ma prawo wtrącić swoje trzy grosze, bo nie trzeba tu być jakimś specjalnym znawcą czy też zdawać wszelkie sprawdziany z polskiego na 5. Ten cały "sieciowy motłoch" ma także prawo tu przebywać, bo też ma prawo głosu, a do tegoż głosu od nikogo się nie wymaga jakiegokolwiek wykształcenia.

Na retoryczne pytanie Sandro "W końcui zależy nam na naszej elitarności prawda?" jednak odpowiadam: NIE. o elitarności można mówić, jak chodzi o sprawy typu 'profesjonalne programowanie', 'analiza wielkich dzieł sztuki' lub 'problemy polityczne na świecie'. Podział na elitę i resztę powinien być tam, gdzie ma to sens. Jak chodzi o rozmowy o grach komputerowych, ew. ogólnie o fantasy to żadnej elity być nie powinno.

Co do tej szlachty, tytułów itp. to jedyny cel, dla których powinny być obecne to motywacja do aktywności Osadników ale na pewno nie podział na elitę i resztę (czyli na lepszych i gorszych). Oczywiście, bardzo trudno byłoby wprowadzić tytuły tylko motywujące, ale uważam, że poprzedni system mówców i mędrców nie był taki najgorszy, gdyż wogóle nie dawało się w żaden sposób odczuć tego, że jest się krytykiem, prelegentem czy zwykłym Osadnikiem. (nabijanie punktów to inna sprawa ;) i dlatego ja także nie chciałbym powrotu tego systemu).

Na koniec zacytuję ostatni komentarz do Gorących Dysput:
"Czy cała osada ma w ogóle jakiś regulamin?
Ingham:
Tak, ma zasadę - dobrze się bawić i dać bawić się innym!"
I o to chyba tu chodzi. Wybaczcie, ale tekstami o motłochu, "lepszości" i "gorszości" i tym podobnymi psujecie klimat o wiele bardziej niż te błędy ortograficzne i 'małoskładniowe' posty. Jeżeli chodzi o zabawę (a innego punktu widzenia nigdy nie miałem), to wydaje mi się, że każdy ma do niej prawo - obojętnie czy jest wykształconym mędrcem i magiem, czy też młodym, nieco nieokrzesanym barbarzyńcą...

No........ minęło trochę więcej niż 30 minut, ale co tam.... wracam do bycia Kwasowym Smokiem :)...

PS... no proszę...... Gonzo coraz dłuższe posty pisze :)))

Sanctum

Sanctum

16.03.2009
Post ID: 42170

Kronikarz cierpliwie wysłuchał smoka, jednak wszyscy obecni w Oberży mogli zauważyć lekkie podekscytowanie maga. Powód był prosty: zbliżał się siódmy wschód słońca od ostatniej wizyty Samuela...

Samuel

Samuel

16.03.2009
Post ID: 42171

Mag przebudził się z letargu, dawne słowa Kwasowego Smoka jarzyły się przed podkrążonymi oczami. Nie pamiętał dokładnie, o czym bajał Moandor, jednakże obiecał sobie poprosić o powtórzenie, gdy tylko ponownie opowie kolejną część myśli, które kiełkowały w jego skacowanej głowie.

- Mój drogi Sanctumie, jeśliś jeszcze nie znużony mym bełkotem i posiadasz choćby i kilka kropli mszalne... Khem... Atramentu w inkauście, to pozwól, że opowiem coś jeszcze. Ostatnimi czasy padają w granicach Imperium pytania o dwa porośnięte w tym momencie posągi, a raczej o jeden porośnięty, gdyż drugi się zawalił...

Pierwszy z nich, który dumnie wyrasta pośród krzaków za Misternymi Rękopisami, oraz opuszczonym przybytkiem Wieczornych Bajań, to „ranking Minstreli”. Tak, to właśnie na nim były zapisywane imiona wszystkich autorów, a przy nich wyryta była średnia ilość ocen za wszystkie swe dzieła. Sam ranking wyznaczał również, kto na jaki tytuł zasługuje. I tak, jeśliś posiadał przynajmniej jedno dzieło, które spełniło wymaganą ilość przynajmniej dziesięciu ocen, zaś średnią miało powyżej czterech, mogłeś zwać się gawędziarzem! Jeśli dobrze pamiętam zawiłości rankingu, by otrzymać tytuł bajarza, trzeba było pozostawić w Misternych Rękopisach trzy ze swych utworów, bądź zwać się Ururam Tururam, Faramir czy też Sandro. Na chwilę obecną tytuł bajarza posiada Ururam Tururam, Sandro, Faramir, WWalker i jeśli mię pamięć nie myli, także Mirabell. Może, gdy ktoś zakasa rękawy i wyrwie chwasty sprzed posągu, po czym oderwie z niego płachty mchu, kto wie czy ponownie autorzy nie znajdą na nim miejsca, a wtedy może ponownie grupka młodych pisarzy ponownie zagości w Osadzie dając się porwać chęci rywalizacji, zaś w Misternych Rękopisach przybędzie nowych dzieł, oraz multum zapisanych kart papieru z komentarzami, wszak rankingi i tytuły przyciągają i autorów i gremium odbiorców.

Z drugiej strony to właśnie ten pęd był przyczyną upadku rankingu mówców i mędrców, gdzie zliczano punkty za wypowiedzi przy stolikach w Gorących Dysputach i komentarze do dzieł, oraz lokacji. Ileż te rankingi napsuły krwi Blazifigusowi. Przy każdym stoliku pojawiało się wiele nowych w większości ciekawych wypowiedzi, nawet umarli dyskutowali z ożywieniem o niedawno odkrytych światach, przeczytanych księgach czy zobaczonych ruchomych obrazach. Idea rankingów upadała z czasem. W swym orędziu bard WWalker głosił:
„Po ostatnich zmianach ułatwiających znacznie zdobywanie punktów w rywalizacji mędrców otrzymaliśmy sporo sygnałów, że tytuł Krytyka można teraz od ręki zarobić w 15 minut.”
Wtedy to po raz pierwszy i ostatni podniesiono pułap punktów za tytuł.
„Przedyskutowaliśmy sprawę z Kanclerzem Grenadierem i postanowiliśmy zrównać progi tytułów Mędrców z progami tytułów Mówców.
100 punktów - Krytyk / Mówca
200 punktów - Prekursor / Prelegent
500 punktów - Mędrzec / Orator”.

Zaczęto też dyskutować nad sensem istnienia rankingów. Z czasem stoliki, które traktowały o Bohaterach Mocy i Magii zostały przeniesione do nowo otwartego Imperium. To tam, tłumnie udała się społeczność Osady, by w jeszcze większym gwarze i zamieszaniu dyskutować na wszelakie tematy w Karczmie. Zdarzały się tematy ciekawe, choć nie ustrzeżono się przed pytaniami o twój ulubiony kolor tęczy, tudzież czym polerować zbroję. Podczas gdy, w Karczmie Pazur Behemota, dyskutowano o kwiatkach, Misterne Rękopisy oraz Gorące Dysputy zaczęły być coraz rzadziej odwiedzane. Pisano mniej, dyskusja zamierała, a niejaki Moandor odstawił pożyczone grabki, zakasał rękawy i udał się ożywić zamierające miejsce, które kochał. Jak widać, magia nekromanty działa...

Mirabell

Mirabell

20.03.2009
Post ID: 42274

Zwykłą sobie wiedziona ciekawością, Mirabell postanowiła zajrzeć do nowego miejsca natychmiast, jeszcze przed wyproszeniem u Kociołka porannej porcji ogniskowej kawy. Pustawo jeszcze było w środku, acz schludnie, a krzątająca się pomiędzy stolikami postać harmider czyniła za czterech. Usiadła zatem Mi na najbliższym wolnym miejscu i rzuciwszy gdzieś w kąt wiecznie wypchany Mahadeva jeden wie czym tobół, w odpowiedzi na wyczekujące spojrzenie kronikarza tak wspominać zaczęła:

- Dawno to, dawno już było, kiedym do Osady przypadkiem zawędrowała. Zimno, śnieg chaty krył, bowiem Księżyc Wielkiego Zimna wtenczas akurat wschodził. Od razu, co w moim wypadku zrozumiałe, znalazłam to miejsce, gdzie półki uginały się pod ciężarem pergaminów. Jakie wtedy w Misternych kwitło życie! Bajarze wciąż nowymi opowieściami nas raczyli, co bardziej zasłużeni stoliki w karczmie posiadali, przy których trunkami się racząc przedstawiali nowe swe dzieła i słuchali komentarzy Osadników. Dyskusji wtedy było co niemiara, każde nowe dzieło czytane, komentowane, oceniane było od razu, by w końcu należne miejsce w Misternych zająć i gawędziarzowi odpowiednią pozycję zapewnić, bowiem wtenczas skrupulatnie liczono im zasługi i w odpowiednim miejscu Osady ich imiona pisano. WWalker, Sandro, Guinea, Galador, Faramir, Ururam Tururam, którego dzieła zachwyciły mnie od razu, później poeta Aiwelosse... wszyscy bywali tu niemal codziennie, by swoimi dziełami bawić i wzruszać, i by z innymi o ich opowieściach rozmawiać. Sama swoich sił swego czasu próbowałam, nawet śmiem twierdzić, że ta moja amatorszczyzna nieźle przyjętą była... stare dzieje – zarumieniła się z lekka i by nie dać po sobie poznać zmieszania, bo chwalić się swoimi dawno już zapomnianymi dziełami nie lubiła, zajęła się kuflem, który zdążył się w czasie opowieści przed nią pojawić. Uśmiechała się przy tym nieśmiało do pozostałych gości. Kronikarz zaś opróżniał swój, uważając jednak, by nie poplamić zwojów.

- Tak, tak – kontynuowała – A przy Ognisku ileż to rzeczy się działo. Z nieśmiałości początkowo nie zaglądałam to miejsce, alem szybko zrozumiała swój błąd. Cysterny i grzyby, a do tego ciągle jakieś nowe okazje do świętowania. Ślubów a ślubów, z moim własnym włącznie zresztą. Ehh, dawne czasy… a teraz muszę iść, czas goni. Ale przyjdę jeszcze, wielce ciekawam, jakie to Osadnicy historie przypominają sobie.

I pożegnawszy się uciekła szybko, żeby nikt przez ten sentyment do literatury nie wziął jej, nie daj Mahadevo, za jakąś humanistkę.

Moandor

Strażnik słów Moandor

20.03.2009
Post ID: 42287

Stare dzieje... - westchnął lisz, zastanawiając się od czego by zacząć opowieść o przeszłości.

Było to 24 listopada przed ponad 6 laty - od tego dnia zaczyna się moja historia, od deszczowego, pochmurnego listopadowego wieczoru. Zawitawszy tamtymi czasy do Imperium nie można było przegapić Osady, która była stolicą, głównym ośrodkiem, wokół którego skupiała się niemal cała aktywność mieszkańców a życie tętniło na każdym kroku.
Przekroczywszy bramy od razu z ciekawością zacząłem rozglądać się chodząc krętymi ścieżkami wokół budynków, z których co i rusz słychać było gwar i ożywienie. Do późnych godzin wieczornych tak się włóczyłem zaglądając niemal wszędzie, z każdą chwilą przekonany coraz bardziej, że ta niewielka osada jest miejscem wyjątkowym i wyjątkowo gościnnym.

Z prośbą o klucze zwróciłem się tego samego dnia, w zdaje mi się, że tego samego dnia mi je dostarczono, z krótkim pozdrowieniem od Hetmana jOjO. Nadal mam ten zardzewiały już dziś klucz z tamtych lat, na pamiątkę z pierwszych miesięcy pobytu w Osadzie.

2002 rok był dla środowiska miłośników fantastyki szczególny również z tego powodu, że na ekrany kin weszła wtedy pierwsza część ekranizacji wielkiej powieści J.R.R. Tolkiena - Władcy Pierścieni. Jestem przekonany, że przez okres ponad dwóch lat, od Drużyny Pierścienia aż do ukazania się na ekranach kin Powrotu króla filmy Jacksona stymulowały zainteresowanie fantastyką w Polsce i na świecie.

Ale wróćmy do Osady. Ciekawe to było miejsce głównie z tego względu, że wędrowiec, który zdecydował się w nim zamieszkać, zostać na dłużej, nie był skazany na nudę. Zawsze w pobliżu miał kogoś o podobnych zainteresowaniach i chęci dzielenia się nimi z innymi. Ponadto dużo było miejsc, do których można było zajrzeć i dodać swój głos. Dysputy, Wieczorne Bajania, ale także miejsca, gdzie dyskutowano nowe pomysły na rozwój Osady. Była Kwatera Główna, Rada Starszych, a w nich spis osobistości zasłużonych dla rozwoju tego wyjątkowego miejsca. Dla mnie było to ciekawe i przede wszystkim bardzo klimatyczne.
Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o Misternych Rękopisach wokół których kręciła się większa część osadowego życia. Często minstrele i gawędziarze dzielili się z szerszą publiką swoimi tekstami. A każde takie wydarzenie było z radością witane, a pod dziełem pojawiały się liczne komentarze.

Czcigodny Samuel wspominał rankingi. To był jeden z tych elementów, które najbardziej mi się w Osadzie podobały i do dziś uważam, że zamknięte zostały niesłusznie, co na pewno w jakimś stopniu przyczyniło się do opustoszenia Osady w kolejnych latach.
Warto tu zapytać weteranów jaskiniowych, minstreli, prelegentów, oratorów o ich stosunek do ówczesnych tytułów. :)

Sanctum

Sanctum

23.03.2009
Post ID: 42433

Sanctum postanowił przy najbliższej możliwej okazji porozsyłać zaproszenia do wszystkich mówców w okolicy. Na razie nie miał jednak do tego głowy. Już za kilka dni obchodził kolejną, piątą już, rocznicę osiedlenia się w granicach Jaskini. Ile rzeczy wydarzyło się przez te kilka lat... Kiedy sprowadził się do Imperium można było powiedzieć, że był podrostkiem, dzieckiem nieznającym życia i praw nim rządzącym. Pewne jest jednak, że był zafascynowany odkrywanym dopiero przez siebie światem Erathii. Wtedy pojawiły się pierwsze konflikty z prawem kończące się przed Trybunałem Imperialnym, wtedy były pierwsze próby naprawiania świata i usamodzielnienia się.

Jednak już od początku pobytu maga w Jaskini, szczególnym, wręcz magicznym miejscem była dla niego Osada. Wchodził do niej dość niepewnie, z pewnym bliżej nieokreślonym lękiem. Zazwyczaj zatrzymywał się przy niemal zawsze płonącym Ogniskiem, by rozmawiać o tym co przeżywał- dzielić się troskami i radościami codzienności.

Przez tych pięć lat wiele się w Osadzie i w ogóle w całym Imperium zmieniło. Trudno się dziwić- kilka poważnych treków zrobiło swoje. Odeszło wielu mieszkańców- to też normalne, gdyż każdy na starość szuka miejsca, gdzie mógłby wyciągnąć spróchniałe kości.

Arcymag siedział w swym bujanym fotelu, puszczał bańki z fajki, kiedy do Oberży zaczęli się schodzić pierwsi goście, zaproszeni na mały "jubileusz" Sanctuma. Nie mogło też zabraknąć osoby, która systematycznie, co siedem dni odwiedzała kronikarza...

Samuel

Samuel

24.03.2009
Post ID: 42498

Zbudził się równo z pierwszymi promieniami słońca, pośpiesznie zebrał swe pergaminy, które tak skwapliwie zapisywał przez ostatni tydzień. Pełno było na nich kleksów, ale nawet najmniej artystyczny kleks miał w sobie historyczne podłoże ważne w dziejach Osady. Na ten przykład kleks rozpoczynający się od rogu pergaminu, a który biegł aż do jego środka przypominał Samuelowi, że niepotrzebnie tyle wczoraj wypił. Gwałtowne ruchy porannej krzątaniny odbijały się ze zdwojoną siłą po obolałej głowie. A przecież to dopiero dziś i jutro są dwa magiczne powody do świętowania! Upił łyk zimnej herbaty z imbryka. Trochę to pomogło, niemniej będzie musiał znaleźć magiczny Kociołek pewnej Smoczycy, który zawsze z chęcią udostępnia swój czyniący cuda smoczy specyfik. Starannie związał rzemykiem pergaminy, chwycił pod pachę prostokątny tobołek owinięty wilczą skórą i wyszedł z swego pokoju. Powoli lecz nieuchronnie każdy stopień przybliżał go do magicznych słów, które postarzą go o kolejny rok.

Ponownie nie był pierwszy na dole. W swym bujanym fotelu siedział już Arcymag i puszczał różnokolorowe bańki ze swej fajki. Czy on tutaj śpi? - przebiegło przez myśl koledze po fachu. W następnej minucie wydarzyło się wiele, więc najłatwiej będzie to opisać poklatkowo. Pierwszą rzeczą, którą uczynił Samuel, było zamówienie dzbana wina i garnca bigosu po pretoriańsku, następnie złapał pod ramiona i wyściskał imć Sanctuma. Zapytasz pewnie co z tobołkiem i pergaminami? Odpowiedź jest prosta: leżą na szynkwasie.

Z uśmiechem na ustach położył tobołek na stoliczku, zaś Kronikarza parę sekund wcześniej odstawił na jego bujany fotel.
- Przyjacielu! Obyś progów Osady nie opuszczał przynajmniej przez tyle samo czasu, coś w niej spędził, a zaznaczam, że z roku na rok ten czas będzie wzrastać. Dziś pięć lat, jutro dwanaście! Przyjmij też ten oto skromny podarek. Wiele godzin mi przyszło pertraktować z Znawcą Ksiąg, coby mi ten wolumin odsprzedał. Koniec końców, przy piątym dzbanie odpuścił. - Mag rozwiązał wilczą skórę i zademonstrował wygrawerowany tytuł księgi. Arcymag uśmiechnął się odczytując tytuł Historia Oberży „Pod Rozbrykanym Ogrem” autorstwa mości Ilnessa. - Ciężko będzie mi opowiedzieć całą tę historyję, albowiem nie całą znam dokładnie. Mamy dziś wiele powodów do świętowania, a jak świętować to w Oberży, a każden taki przybytek posiada wiele ciekawych opowieści ze sobą związanych. Rozbrykanego Ogra dla gawiedzi otwarto dnia Dziesiątego Księżyca Wysokiego Słońca, dokładnie Dziewięć lat od założenia Jaskini. Powodów było wiele, choć tym najważniejszym niechaj będzie chęć przeniesienia rozmów nie związanych z opowiadaniami z Wieczornych Bajań do Oberży. Już przy samym szyldzie rozgorzała dyskusyja odnośnie poprawności stwierdzenia „Rozbrykany Ogr”, imć Giater wykłócał się, że rozbrykany jest tylko kucyk. Oberżysta nie zgadzał się z tym twierdzeniem, zaś sam Hetman przyznał, że nazwa ta powstała w odmiennym stanie świadomości, i że sensu nie ma dyskutować na trzeźwo przed Oberżą, gdy w środku tyle wygodnych ław czeka a i beczułek pękatych od trunków na zapleczu leży co niemiara. Wraz z upływem trunków kolejno z beczki do dzbana z dzbana do kufla z kufla do brzucha spowodowało ożywienie wesołego mnicha, który gdy ujrzał zmąconym przez jOjOwe mocne wzrokiem starą miotłę jął ją w ręce swe i począł naprędce składać miłosne wersety fałszując przy tym niemiłosiernie... - Samuel przerwał na moment swą opowieść. Męczył się przez chwilę z rzemykiem po kilku chwilach uwolnił pergaminy z zamknięcia, niestety kilka z nich upadło na ziemię. Kronikarz pochwycił jeden z nich i z nadzieją spojrzał na swego kompana, ten przytaknął na znak zgody. Ci którzy spojrzeli przez ramie kronikarza mogli odczytać obwieszczenie Hetmana:

„Dziesiąty dzień Księżyca Wysokiego Słońca IX A.C.C.
Oberża "Pod Rozbrykanym Ogrem" otwiera dziś swoje podwoje!
Chętnych na sycony miód oraz zimne piwo zaprasza Oberżysta Ilness. Na koszt firmy!
... - === - ...
Oberża jest projektem autorskim Ilnessa! Jej klimat i charakter będzie silnie moderowany :)
Ale to od P.T. Gości zależy, czy Oberżysta będzie się cieszył czy smucił...”

Samuel jeszcze przez chwilę zwijał niesforne pergaminy, po krótkiej chwili na stoliku niezwinięty pozostał tylko jeden.
- Pozwólcie moi mili, że i ja wam wyrecytuję to co spłodził nieopatrznie wesoły mnich. Na całe szczęście był tak zachwycony swym talentem, iż spisał wszystko co do słowa i beknięcia przy trzecim wersie. Następnego dnia co prawda poszukiwał tego pergaminu w całym Imperium. Niestety nie wiedział, iż pewien Znawca Ksiąg odkupił to grafomaństwo za kilka sztuk złota od jednego z bywalców Oberży. Uwaga! Proszę o ciszę, zaczynam!

I zaczął.

„Nie ma już na Tobie kolców
Kiedyś byłaś taka piękna,
Może teraz lepiej służysz
Bo ten kurzyk - istna męka!

Czy się czujesz pomiatana?
Czy pomiatasz kim popadnie?!
W moich dłoniach tez się ślizgasz...
Chcesz powiedzieć "A jak skradnie
moje serce z drewna cale
moje słoje przepełnione
żywica, niczym serce twoje...
czym właściwie?
Co masz w sercu mnichu stary?"

Piwo mam...

"Csi! Dosyć! Nie chce się już z nikim wiązać!"

Nie jesteś barda gitarą
Ani większą bądź mniejsza fujarą
Jesteś tylko stara pałą
I zamiatasz brudy, śmieci
Dopóki się nie rozlecisz!

* Ingham poczuł się urażony
Przez miotłę został odtrącany!
Rozejrzał się bystro dokoła
Az inny sprzęcik zawoła
Ktoś może opowie historie
Belki, świeczki, żyrandola... *”

Przy stoliku panowała cisza jak cysterną by wszyscy dostali niejednokrotnie. Gdy zaś pierwszy szok minął można było posłyszeć wpierw nieśmiałe pojedyncze klaśnięcia, które z czasem przerodziły się w coś co Samuelowi przypomniało o wczorajszych targach z Lopezem.
- Spokojnie kochani. Więcej popisów wokalnych zostało spisanych na tych pergaminach. W wolnej chwili zaglądnijcie, kto wie... Może i wasze popisy z dnia dzisiejszego zostaną tam uwiecznione! Zaś prócz śpiewów i ogólnego pijań... Au! Chciałem powiedzieć ogólnej wesołości droga Sulio. Nie trzeba było mnie miotłą... O czym to ja, ach tak... Prócz śpiewów, dyskutowano także, najpopularniejsze były dysputy o genezie imienia swego, oraz o tym kto i dlaczego został w Jaskini. Początkowo Oberżę prowadził sam Ilness, sławą ciesząc się z leniwych dysput przy jOjOwym mocnym. Z każdym znalazł wspólny temat, często do przybytku zaglądali arbitrzy turniejowi, wojownicy, Rada Starszych oraz obecna Wysoka Izba. Z czasem i pewna urocza pretorianka otrzymała swój Zakątek, w którym to z wielką przyjemnością siedzieć lubię. A i tobie polecam odwiedzić naszą miłą Oberżystkę, lecz pamiętaj, wraz z pierwszą wizytą zobowiązany jesteś prezent przenieść... Jestem pewien, że Sulia z chęcią opowie Ci o początkach swego Zakątka, o jej gościach i tajemnicach skrywanych pod czarnymi piórami Morfa. - Mag zerknął na zaskoczoną Sulię, która krótkim skinięciem głowy podpisała wyrok. Cóż, przez kilka dni będzie zbierać myśli, jednakże co by tutaj nie zostało powiedziane. Jest historią. - Sanctumie od dziś te pergaminy jak i księga są twoją własnością. - Mag umilkł, niektórzy pomyśleli by, że zasnął. Kronikarz jednak wiedział, iż jego towarzysz właśnie rozpoczął kolejną wędrówkę po wspomnieniach i nie należy mu zbytnio przeszkadzać przez kolejnych siedem dni.

Moandor

Strażnik słów Moandor

27.03.2009
Post ID: 42643

Dawnymi czasy Gorące Dysputy były o wiele częściej odwiedzane a gwar w nich dorównywał gospodzie starego Barlimana Butterbura. Swoje pierwsze kroki w Osadzie skierowałem właśnie tam. Trzeba Wam wiedzieć, że w dawnej Osadzie była to gospoda o wiele mniejsza, z kilkoma zaledwie stolikami - każdego z nich doglądał jeden gospodarz, mianowany przez Kwaterę Główną.
Pomimo jednak drobnych niedogodności lokalowych życie tętniło w Dysputach pełną parą. Zawsze można było tu spotkać choć kilku entuzjastów literatury fantastycznej, którzy, niczym bardowie i wędrowni bajarze dzieli się opowieściami na temat ostatnio przeczytanych lektur. Dzięki nim, po spędzeniu kilku godzin w Gorących Dysputach przeciętny miłośnik literatury wiedział o co powinien zatroszczyć się przy kolejnej wizycie u księgarza. :)

Sanctum

Sanctum

31.03.2009
Post ID: 42732

Sanctum podśpiewywał jeszcze piosnki, które otrzymał od Samuela, gdy Grododzierżca skończył mówić. Takiej sytuacji nie widział już w Oberży dawno- panował w niej gwar, nie trzeba się było specjalnie wysilać, żeby usłyszeć uroczy śmiech Oberżystki i wdepnąć w kałużę po ciepłym jeszcze jOjOwym.

Tak, tak wracały wspomnienia z dawnych lat, a wraz z nimi i atmosfera tamtych dni. Dni, w których tętniąca życiem Osada, była miejscem spotkań wszystkich, którzy chcieli spotkać niekonwencjonalne jednostki i nieschematyczne typy. Miejscem, gdzie do późnego księżyca przy jakimś mocniejszym trunku (lub herbacie) opowiadano sobie pełne niespodziewanych zwrotów akcji Ballady. Z czasem ludzie i inne stwory, którzy poza przygodą nie widzieli sensu życia, wykupili jeden z domków w Osadzie i zaczęli organizować w nim regularne spotkania. Bajali o przeżytych wydarzeniach, mniej lub więcej szczęśliwych zbiegach okoliczności i tych sytuacjach, które pozostawiły ślad nie tylko w pamięci dzielnych ich uczestników.

Kronikarz postanowił zaprosić do Oberży kogoś, kto pamiętał nieco więcej niż on. Sanctum był bowiem typem domatora, który bez potrzeby nigdy nie przekraczał bramy Osady, nie mówiąc już o uczestnictwie w jakiegokolwiek typu wyprawach organizowanych przez żądnych przygód Osadników.

Jak się szybko okazało dołączona do zaproszenia wzmianka o kolejce jOjOwego bez wątpienia poskutkowała...

Vokial

Vokial

31.03.2009
Post ID: 42737

Vokial wkroczył do oberży, rozglądnął się i ruszył w stronę Sanctuma.

- Jak mnie zaprosiłeś to i się zjawiłem. - powiedział siadając na krześle przy stoliku Sanctuma.

- Tak więc chcesz wiedzieć jak wygląda teraz Gildia? - mruknął rozsiadając się wygodniej. - Tak więc
słuchaj, pytania zadawać będziesz na końcu, gdyż czas mnie nagli... Sytuacja jak na razie... Hm... Niezbyt chciana, gdyż co jakiś czas wszystko co nie jest nowe, odzywa się w niemiły sposób. Chyba wiesz o co chodzi... Ostatnio nawet zdarzyła się grupowa amnezja, wywołana przez pewien przedmiot... Ale na nowych rek... znaczy się poszukiwaczy przygód nie mogę narzekać... Aż dziw że tyle jest ich chętnych... Może to i przez ten czas tyle czekali, przez ten cały czas, gdy Ghost skończył odwiedzać Osadę systematycznie... Ale to już inne dzieje... Tak więc jak na razie nic więcej nie mam do powiedzenia... Usiądę sobie na razie tam w kącie próbując sobie jeszcze coś ciekawego przypomnieć... Jeśli będziesz mieć jakieś pytania, zawołaj mnie... A i jeśli dobrze pamiętam miał tu przyjść ktoś ze starych "Balladowiczów"? Jeśli się zjawią z chęcią posłucham... Dziękuję za tą rozmowę. - skończył wampir, wstał i ruszył w kierunku pustego stolika, prawie całkowicie w cieniu.

Dragonthan

Dragonthan

4.04.2009
Post ID: 42861

Nie wiem czy to dobre miejsce na wspomnienia, zwłaszcza, że nie są one pozytywne. Oczywiście nie same w sobie, każe wspomnienia są pozytywne, lecz w kontekście współczesności. Jak widzę to co jest teraz, a wspomnę sobie jakie to było, to aż mi sam miecz z pochwy wylatuje. Pierwsze od czego zacznę to ludzie. Człowiek nie kamień, w jednym miejscu nie ustoi (chyba że się go popchnie, ale to zostawmy filozofom), tylu zacnych ludzi odeszło, albo przeszło w stan hibernacji, bo niby są niby ich nie ma. Ponad połowa ludzi z którymi tutaj miałem do czynienia na początku zniknęła i dosłownie i w przenośni. A szkoda, bo to od nich wczułem się w klimat i teraz nie ma nawet z nikim o tym porozmawiać. I tutaj odrazu przejdę do kolejnego zagadnienia jakim jest Gildia. Nie chcę tu nikogo obrażać, ani żeby czuł się obrażony, ale to co się dzieje teraz nie dorasta nawet do pięt temu co było kiedyś. Jak wspomniał Vokial ludzi nie brakuje, ale doświadczenia tak. Styl się zmienił i to bardzo, te ballady nie mają w sobie "ducha", nie mają barwy, wszystko wydaje się inne niż kiedyś. Może to ewolucja? Gdzie starzy członkowie? Wyginęli? Czuję jakbym został tam sam. Czuje się odizolowany. Czuję się jakbym reprezentował stary gatunek. Zadaję sobie pytanie czyja to wina? Na myśl przychodzi mi tylko ta awaria serwisu. Trwała dość długo, potem nic nie było już takie same, pomimo, że wszystko powoli wstawało, część rzeczy działała część nie. Część ludzi wyparowała, pozostała część ewoluowała, bo nie byli już tacy sami. W obecnym czasie ta awaria dalej odciska piętno na mnie, bo dla mnie trwa ona do dziś i mam na myśli tutaj moją starą balladę, która niestety została zniekształcona tą "ewolucją", kto nie wie o co chodzi niech sobie na nią spojrzy. W międzyczasie istniało RPG Story, dla mnie (wtedy) swoiste odbicie lustrzane Gildii, różniące się jedynie zasadami. I znów ciekawi ludzie, ciekawa opowieść, a gdzie ci ludzie i gdzie ta opowieść? Znów ewolucja? Na to wygląda. Swoistą ewolucją RPG Story było stworzenie Legendy Ervandoru. Była to opowieść wręcz idealna, posiadała własnego ducha, którego się czuło bazgroląc w niej. Ale nic co dobre nie trwa wiecznie, ewolucja chciała aby to umarło i tak się też stało. Iskra nadziei jednak pozostała. W czasach chaosu spowodowanego awarią historia ta przeniosła się na inne forum i tam rozkwitła, jednak upadła na drodze ewolucji, wyparta przez bardziej rewolucyjne pomysły. Jedyne czego mi żal, to tego, że żadne z tych przedsięwzięć nie zostało doprowadzone do końca. Tyle ballad przerwanych, opowieści niedokończonych. I na tym kończy się ta refleksja. Mniemam że ewolucja jeszcze mile nas zaskoczy.

Bubeusz

Bubeusz

6.04.2009
Post ID: 42924

- Skoro już o Legendzie mowa - Bubeusz uśmiechnął się do Dragonthana - to może i ja swoje trzy grosze dorzucę, bo z Legendą łączą mnie zaprawdę fantastyczne wspomnienia...

Czarodziej upił łyk złocistego piwa ze swojego kufla.

- Może to zabrzmi, jak bajka, ale trudno. Dawno, dawno temu, kiedy krainy fantasy były mi jeszcze całkiem obce, natrafiłem na coś takiego, jak Jaskinia, a w niej karczma, a w niej Leniwe Pogawędki. To był ten impuls, który zatrzymał mnie tutaj na dłużej i zapędził aż do rejestracji. Jaskinia Behemota była pierwszym forum internetowym, na którym się zarejestrowałem. To tutaj stawiałem swoje pierwsze pierwsze kroki w pisaniu i właściwie to odtąd zaczęło się moje drugie, wirtualne życie. Narobiwszy nieco szumu w Pazurze Behemota (nie pamiętam, czy był wtedy jeszcze podział na oberżę i karczmę, ale raczej nie), nawiązałem parę znajomości, które ostatecznie doprowadziły do tego, że znalazłem się w ekipie tworzącej nowy, wówczas jeszcze nieznany, innowacyjny projekt o dumnej nazwie: Legenda Ervandoru. W tym miejscu należą się wyrazy uznania i hołdu dla Destero, który poświęcił temu dziełu naprawdę sporo serca, życia, czasu, krwi, wysiłku i cokolwiek tam jeszcze zechcecie sobie dodać. On opracował pomysł, lwią część fabuły, on to wszystko trzymał w kupie, nie dopuszczając, by gracze się poczuli zbyt pewni siebie :) Kiedyś na to narzekaliśmy, ale teraz pamiętamy jedynie tysiące zabawnych sytuacji, wynikłych z twardej ręki Desta, tak zwany desterializm, morze humoru i te piękne, acz wymowne obietnice rwania kręgosłupa przez lewą dziurkę od nosa.. xD

Co ubóstwiam w Legendzie:

Po pierwsze fabuła - ten cudowny ogrom wątków, splotów, intryg, przygód, ta wielka kula powiązań, ten istny węzeł gordyjski wydarzeń, który nigdy nie został rozwiązany... Każda osoba była "wolna" (dopóki zgadzało się to z interesem Desta ) w tworzeniu nowych postaci, wątków, akcji i zwrotów - co dawało iście magiczny chaos - ale to było w tym najpiękniejsze. Stopniowo wątki zaczynały żyć własnym życiem, łączyć się ze sobą, rozdzielać, przenikać, świat zaczynał żyć, a jedno wydarzenie służyć za wyjaśnienie drugiego - kiedy przypomnę sobie te rozmowy, te dyskusje, podczas których na wszelkie możliwe sposoby próbowaliśmy dojść do ładu z fabułą... Tworzyło się nowe wydarzenie, żeby załatać dziury w starym, a to nowe znowuż z czasem zaczynało mieć więcej dziur, niż zdołało załatać... Wiecznie rosnący kłębek intryg zaczynał nas powoli przytłaczać, każdy znał jakąś część fabuły, ale nikt nigdy, nawet sam Dest, nie zdołał potem ogarnąć całości. Dzieło przewyższyło autorów. I do dziś okropnie żałuję, że tyle genialnych, niesamowitych wręcz pomysłów uległo wiecznemu zatraceniu, nawet nie zostało wprowadzonych w życie, kończąc swą egzystencję jedynie na etapie projektów. Godziny spędzone na wymyślaniu arcytrudnych zagadek rodem z najlepszych przygodówek, anagramy, wiersze, spiski, tajemnice, ukryte wgłębi pustyni korytarze, świątynie księżycowej bogini orków, mroczne twierdze, siejąca śmierć i zniszczenie wojna, wreszcie przerażające Bóstwo Krwi, uwięzione w eterycznym więzieniu i objawiona krwistoczerwonym blaskiem konstelacji przepowiednia, jakby zbliżać się miał dzień, w którym Bóstwo wyjdzie na wolność, by skąpać świat w posoce. A gdzieś między tym wszystkim nasi bohaterowie, z których każdy miał swój cel, swoje marzenia, swoją rolę do odegrania...

Po drugie - ludzie. Wspaniała ekipa arcywartościowych ludzi, których łączy podobny zapał, myślenie, humor, schizy i głupawki - genialni ludzie, z którymi nie sposób się nudzić, a każdy tryska setką pomysłów na minutę. To właśnie dzięki Legendzie zawiązałem najtrwalsze internetowe przyjaźnie, które trwają aż po dziś dzień i trwać jeszcze będą długo. Ten projekt wyzwalał niesamowite ilości pozytywnej energii, zapału, weny, radości i poczucia spełnienia. Nie pamiętam, bym cokolwiek innego pisał z równie wielką pasją i zaangażowaniem. Legenda była po prostu przepięknym i przemagicznym przedsięwzięciem - a pytanie brzmi, czy to zasługa pomysłu, czy też może równie magicznych ludzi..? :>

Po trzecie - połączenie dwóch poprzednich - czyli konferencje :D Grupowe dyskusje nad kontynuacją fabuły. Niemal każda (właściwie to nie pamiętam wyjątku) kończyła się totalną rozróbą i armageddonem xD Totalna rozwałka, okienko od gg w płomieniach, wszyscy porozwalani ze śmiechu - nie zapomnę tego nigdy. Czasem bardziej - np opowieść o moim synku z ogrzycą, który powstał podczas gry w szachy, a czasem mniej - np wymyślanie anagramów do zagadek i takie kwiatki jak: "Jego żonę do Telumpe", "rogi nocy", czy "latające dyvany" (dla osób postronnych niezrozumiałe xP) - ale zawsze przezabawne... To wtedy narodziła się kultowa Ciocia Sybilla, Fofik i cała rzesza innych wirtualnych przyjaciół xD Humor dopisywał nam także podczas pisania, czego dowodem jest gnomi kombajn z szyberdachem, którego spotkaliśmy w jednej z jaskiń, driadoryncz, czyli pomniejsze bóstwo driad, jakie trzeba było ubić xP (powstanie owego tworu jest do dziś sprawą dyskusyjną, ale zdaje się, że ktoś nie doczytał czyjegoś posta, w którym wyjaśnione było, że bóstwo driad ma syna z ich królową - i sam napisał, że owo bóstwo jest goryniczem ;P). No i niezapomniane kwiatki Nagasha, który wówczas jeszcze nie powalał pisemną erudycją i potrafił zaskoczyć nas takimi klasykami jak "mieli oni malowidła wojenne na twarzach" xD

Legenda rozwijała się prężnie, do czasu, aż Jaskinia padła. Wtedy, tryskający weną, spragnieni kontynuacji, wszyscy postanowiliśmy, że nie możemy dłużej czekać na jakiś cud - i zaczęliśmy pisać na nowym forum - Wieży Bubeusza - która z czasem przerodziła się w Nimnaros. Można więc uznać, że to właśnie Legenda jest kolebką Twierdzy Białego Płomienia. A potem zniknął Destero i wszystko zaczęło się sypać. Czekaliśy na niego i czekaliśmy, aż w końcu zapomnieliśmy, o co tam chodziło (wątków było już nieco ponad nieskończenie wiele :P) i tak oto dumny projekt zakończył swój żywot.

A szkoda, wielka szkoda. Niesamowity potencjał został zabity. Z tego mogłaby wyjść naprawdę bestsellerowa książka - zaśmiał się Bubeusz. - Na zakończenie mogę powiedzieć, że część wrażeń, emocji i tego niezapomnianego klimatu z Legendy została uwieczniona piórem i pędzlem naszego zakały malarstwa - Fristrona - w pierwszych odcinkach komiksu pod jakże zacnym tytułem KOMX, który zobaczyć można w nimnarejskiej galerii, czyli tutaj: http://www.nimnaros.ugu.pl/phpbb/album_cat.php?cat_id=3&sid=2ff8f46fa9ce67fcd4cfd0424485e72f

- Aż mi się łezka zakręciła w oku - zaśmiał się czarodziej na koniec, by znowu zwilżyć gardło piwem. Najlepszym w całej okolicy.
- Ach, Kuszące Syrenki... - westchnął z sentymentem. To one towarzyszyły mu podczas długich wędrówek przez góry, równiny i podziemia Ervandoru...

Sanctum

Sanctum

4.05.2009
Post ID: 43716

Sanctum także rozmarzył się słysząc o owych Syrenkach. Niestety chwilę tak przyjemnej przecież zadumy przerwał mu kolejny gość. Kronikarz z daleka poznał młodego, osadowego Wampira. Podszedł do maga, porozmawiali chwilę o historiach mniej i bardziej odległych. W czasie nie do końca rzeczowej rozmowy osuszyli kilka kufli piwa, zresztą nie tylko piwa...

Sanctum nie lubił jednak rozmów nie na temat, stąd zaczął dopytywać Wampira o szczegóły jego jaskiniowego życia. Najwyraźniej jednak piwo źle zadziałało na młodzieńca... Wyraźnie gubił się w zeznaniach. Na szczęście Sanctum był przygotowany na taką sytuację. Po raz kolejny gruba, skórzana księga w zetknięciu z czyjąś głową przyniosła zamierzony efekt...

Vokial

Vokial

4.05.2009
Post ID: 43722

- Już mam, przypomniałem sobie! - powiedział Vokial poprawiając się na krześle i zaczął mówić:

- Znasz może historie trzech przygód, które w niewielkiej ilości czasu przyciągnęły wielu podróżników? Możliwe że znasz, ale i tak opowiem. A teraz słuchaj o pierwszej z nich.

Razu pewnego, gdy przebywaliśmy w Przyb(ó)dówce Gildii Magów, Leryn kiedyś, przy małej "pomocy" run, opowiedziała kiedyś o Bractwie Czarnej Ścieżki. Przez chwilę był spokój, normalnie sobie rozmawialiśmy, aż się w czwórkę, znaczy Ja, Erick, Durin i Laysander, nie zebraliśmy i ruszyli w stronę Twierdzy Bractwa, by rozgromić nikczemnych członków Bractwa. I co się nie działo... Erick spotkał swoich koleżków, jak przedzieraliśmy się przez pustynie, to nas Łowcy Niewolników w liczbie niebywałej, czyli czterysta osób złapali, ale i się oswobodziliśmy i ruszyliśmy dalej. Później Durin zaproponował nam, byśmy sobie skrócili drogę i przeszli przez kopalnię. Była tylko jedna walka, ale jaka! Tylko zginął wtedy nasz towarzysz podróży... A później dokładnie nie wiem jak już to było... Rozpoczął się chaos i nikt nie mógł znaleźć się w tych wydarzeniach.

Dołączali jedni, inni zdradzali, w tym drugim miałem udział. - powiedział i uśmiechnął się lekko. - Ostatecznie ta przygoda upadła prawie 5 miesięcy temu, ale pamięć o niej nigdy nie zaginie. - skończył Vokial.

- Trochę czas mnie nagli, więc za kilka dni znów wrócę i opowiem o pozostałych dwóch przygodach. A teraz żegnaj! - powiedział wampir, wstał i wyszedł z budynku.