Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Opowiadania fan fiction"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Opowiadania fan fiction
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Silveres

Silveres

29.08.2014
Post ID: 77492

Słowem wstępu, opowiadania fan fiction są tworzonymi przez fanów historiami, które powstają na motywach innych dzieł. Nie tylko literackich, a i muzycznych, czy historycznych. Najczęściej spotykane są kontynuacje opowieści według własnego uznania, którą autor zakończył (lub nie). W tę kategorię wliczają się również opowiadania, których wydarzenia mają miejsce w świecie wykreowanym przez innego twórcę.

I tu rodzi się pytanie, lub kilka. Czy Waszym zdaniem opowiadanie takie powinno być traktowane - przez autora oryginału, lecz nie tylko - jako dowód najwyższego uznania? Czy może są to próby narzucenia swojej woli na dzieło innego twórcy? A może jest jeszcze inaczej i opowiadanie fan fiction jest swego rodzaju policzkiem wymierzonym w autora? Przecież często bywa i tak, że neguje się tam jego decyzje i zmienia zamysły. A co z zawodowymi pisarzami, którzy zajmują się tego typu twórczością (przykładowo, polska pisarka Ewa Białołęcka tworzy je dla świata Harrego Pottera)? Czy nie idą oni na łatwiznę, wykorzystując podstawy stworzone przez kreatywność kogoś innego?

Ignis

Ignis

30.08.2014
Post ID: 77507

To może ja, to może ja. Zacznę od końca, gdyż tak jest najprościej. Ujmę to z perspektywy miłośniczki takiego pisania.

Osobiście muszę przyznać, iż niełatwo stworzyć swój własny świat. Wymaga to gruntownego przemyślenia całości. Geografia, biologia, historia, a także smaczki typu religii, mitologii... Niełatwo wymyślić wszystko od podstaw. Nawet posługiwanie się alternatywną rzeczywistością, podobną do tej, w jakiej żyjemy, jest dość trudne, gdyż wymaga jednak pewnego pomysłu, a także czasu. Z drugiej strony, to my tutaj wyznaczamy reguły, mamy wolną rękę. Literacki Bóg.
Pod tym względem można przyznać - tak, korzystanie z cudzego pomysłu jest pójściem na łatwiznę. Ale przyznajmy szczerze - w obecnym świecie wymyślenie czegoś oryginalnego to sztuka. Tym większe słowa uznania należą się tym osobom, którym się to udało.

Z drugiej strony, coś za coś. Pisząc na cudzych zasadach, należy się do nich dostosować. Wczuć się w jego mechanizmy i reguły. Tworzy to zamknięty świat, co sprawia, iż modyfikacje są niełatwe, a jeśli już do nich dochodzi, to powinno się to jakoś ładnie wytłumaczyć, przynajmniej moim zdaniem.
Pod tym względem wiele fan fiction kuleje, gdyż autorzy łamią zasady, pisząc wedle własnego widzimisię - "bo tak". To zresztą prowadzi do kwiatków typu "córka Lorda Voldemorta, X, mając 6 lat, zabiła swoją matkę i uciekła na kradzionym gumochłonie, po drodze gubiąc brygadę aurorów oraz mugolskich akwizytorów, małych murzynków "pani kierowniczko, pani da pińć złotych"...". Ale to taka mała dygresja.
Ponadto, jeżeli chodzi o zmianę historii, lub zakończenia, wymyślonego przez autora - dlaczego by nie? Co stoi na przeszkodzie, by opisać sytuację, w której ktoś zachowałby się inaczej, bądź coś by się nie wydarzyło? Moim zdaniem to ładne rozwinięcie historii, spojrzenie z innej perspektywy, ale na pewno nie policzek... O ile historia jest naprawdę dobra.
W końcu trudno rozwinąć wiele wersji wydarzeń w jednej książce lub filmie, mandze, anime... Czemu nie zostawić tego fanom, którzy mogliby opisać to równie dobrze? W końcu publikując swoją twórczość, dzielę się z nimi tym, co stworzyłam. Nie pozostawiam sobie świata na wyłączność. A fan fiction rzadko kiedy jest publikowane w formie książkowej - głównie w internecie lub do szuflady.

Kwestia "dowód uznania czy policzek?" jest dość trudna do rozważenia.
Gdybym stworzyła świat, gdzie inni chwytaliby za pióra i braliby się za pisanie, tak - cieszyłabym się. To byłby dla mnie dowód, iż to, co stworzyłam, było naprawdę dobre. Bowiem mało jest uniwersów, w których ktoś pisze, wymyśla coś więcej ponad to, co zostało przedstawione. Można powiedzieć, iż dochodzi do wspólnego budowania świata.
Natomiast w sytuacji, gdy dochodzi do absurdalnych opisów, tworzonych przez napalone nastolatki (tak, to się jeszcze zdarza), to tak - byłby dla mnie to policzek.

Inną kategorią jest fan fiction historyczne. To chyba jest, w moim osobistym odczuciu, jeszcze trudniejsze niż bazowanie na własnym, oryginalnym świecie lub cudzym, gdyż wymaga gruntownej znajomości historii. Osobiście nie powiedziałabym takiemu "nie". Co by się wydarzyło, gdyby III Rzesza zwyciężyła pod Stalingradem? Albo, gdyby rewolucja w 1905 doszła do skutku? Kto wie... Chętnie bym poczytała.

Thanathos

Thanathos

30.08.2014
Post ID: 77508

W swoim kompedium wiedzy o fantastyce, A. Sapkowski jednoznacznie stwierdza, że nawet wybitni autorzy zawsze posiłkują się czymś co już znają. Uważa, że to najzupełniej normalne i powszechne.

Sam aktualnie mam bliskie ukończenia 6 opowiadań, z czego 3 są historiami bardzo bliskie pod wieloma względami do niektórych wydanych książek. Co do reszty sytuacja jest o tyle ciekawa, że 1 jest całkowicie moje, o tyle 2 pozostałe, myślałem że są moje, dopóki nie spotkałem się z czymś takim później. I tak jedno z moich opowiadań, na kilometr przypomina połowę akcji z mangi "Full Metal Alchemist" pomimo, iż postacie które są niemal kopiami, zostały napisane wcześniej, niż zetknąłem się z ów tytułem. Wybrałem zabieg zmiany postaci bardziej chyba dla czystszego sumienia niż czegokolwiek innego.

Zastanawiam się jednak, co w takim wypadku powinno się robić - bo jak tu udowodnić, że moja postać była gotowa zanim poznałem dajmy na to Roya Mustanga czy nawet tytułową "Alicję" Jacka Piekary.

Silveres

Silveres

30.08.2014
Post ID: 77514

Oryginalność i pomysłowość ludzka jest nieskończona. Dlatego tak bardzo podziwiam wyobraźnię. A jeśli ktoś nie ma pomysłu, nie potrafi stworzyć czegoś własnego, to zwyczajnie się do tego nie nadaje. Załóżmy, że jestem pisarzem fan fiction i mam pełno pomysłów na nowe przygody istniejących już bohaterów w istniejącym już świecie. Opiszę jedną, dwie, może nawet dziesięć. I może nawet dobrze mi to pójdzie. Co z tego, skoro nie będę potrafił dodać niczego nowego, ciekawego do tego świata? Oczywiście te nowości winny mieścić się w granicach rozsądku i, jak napisała Ignis, należy wczuć się w mechanizm i reguły świata. Powiedzmy sobie szczerze, osoby bez wyobraźni i kreatywności się do pisarstwa nie nadają. Kunszt literacki i zręcznie pióro są, rzecz jasna, równie mile widziane.

Co zaś się tyczy zmieniania oryginalnych zamysłów autora... Jasne, czemu nie? Jeśli ktoś pisze do szuflady to niech się bawi. A jednak - moim skromnym zdaniem - czerpanie zysków z fan fiction jest, w pewnym sensie, kradzieżą. Okrada się autora, robiąc pieniądze na jego trudzie. Ponadto, często autorzy umyślnie zostawiają niedopowiedzenia, czy nie wyjaśniają wszystkiego, by każdy mógł w swej głowie dopowiedzieć sobie historię. Z jednej strony rozumiem ludzi, którzy opisują te własne dopowiedzenia, a z drugiej psują nieco zabawę innym... Cóż. Każdy może mieć własne zdanie na ten temat.

Jednak najbardziej irytują mnie osobniki, które piszą opowiadania fan fiction wtedy, gdy oryginalne dzieła nie są jeszcze zakończone (przykład Ewy Białołęckiej i Harrego Pottera). Takie działania zwyczajnie mi się nie podobają. Wpływają na główny nurt dzieła. Oczywiście, nie każdy musi je czytać... A mi nie podoba się cała idea.

Co do kompendium Sapkowskiego. Rzeczywiście, stwierdził. Jednak posiłkowanie się, utożsamianie z pewnymi zatartymi wzorcami nie jest tym samym, co całkowite zrzynanie. Przykładowo, pióro pana Sapkowskiego wzorowane było na Sienkiewiczu, a jednak - choć Wiedźmina lubię - Kmicica tam jeszcze nie spotkałem.

Thanathos

Thanathos

30.08.2014
Post ID: 77522

Ciężko się nie zgodzić szczególnie z ostatnią Twoją tezą. Sądzę także, że właśnie o to autorowi kompedium chodziło.
Co zaś tyczy się wyobraźni - kiedyś zetknąłem się z filozofią, jakoby nawet te nowe obrazy czy fabuła - wszystko co tworzy wyobraźnia, jest jedynie mieszaniną elementów które wczesniej poznała głównie nasza podświadomość. Na poparcie tezy był fakt, że połowa projektów statków kosmicznych do bólu przypomina USS Enterprise.
Zastanawiam się od dłuższego czasu nad tym. Z jednej strony jakiś wzór sobie narzucamy, ale część elementów wchodzi od tak i idealnie pasuje.
No i ciekaw jestem twojego zdania na ten temat, że postać mam napisaną i po jakimś czasie trafiam na książkę gdzie jest praktycznie ta sama postać z kilkoma zaledwie różnicami.

Silveres

Silveres

30.08.2014
Post ID: 77524

Filozofia ma to do siebie, że może być jednocześnie prawdą i kłamstwem. Ciężko zatem brać ją na argument w dyskusji. Choć, muszę przyznać, ta teza ma poparcie w rzeczywistości. Jakby nie patrzeć, nasz mózg, wyobraźnia i my sami kształtujemy, rozwijamy się przez to, co widzimy, czujemy i czego doświadczamy. Więc wszystkie Twoje myśli są substratem tego, z czym się zetknąłeś przez całe swoje życie. Nie mniej jednak, nie uważam, by można było to podciągnąć pod tematykę fan fiction. Jeśli chcesz podyskutować o filozofii, to zapraszam do stolika, który jest jej poświęcony.

Idąc dalej, teorie na temat Twojej postaci mam dwie. Być może podświadomie kreowałeś ją na pewne wzorce, które kiedyś poznałeś Ty, lub, które poznał ktoś inny, a z kim miałeś do czynienia. Ewentualnie, co jest mało prawdopodobne i skłaniałbym się ku tej pierwszej opcji, zwykły niefart. Miałeś pecha i stworzyłeś coś - w Twojej ocenie - oryginalnego, a w rzeczywistości ktoś inny wpadł na to wcześniej. Jednak, jak wspominałem, pierwsza możliwość wydaje się bardziej prawdopodobna.

Ignis

Ignis

4.09.2014
Post ID: 77578

Silveres

Jeśli ktoś pisze do szuflady to niech się bawi. A jednak - moim skromnym zdaniem - czerpanie zysków z fan fiction jest, w pewnym sensie, kradzieżą. Okrada się autora, robiąc pieniądze na jego trudzie.

Kontrowersyjna kwestia, zwłaszcza jeśli chodzi o ochronę praw autorskich. Niby, cyt. "prawo autorskie w swojej podstawowej warstwie nie chroni idei – koncepcji stworzonego świata, zamieszkujących go bohaterów, czy jego fikcyjnej historii" ale "narusza autorskie dobra osobiste, przede wszystkim w postaci prawa do rzetelnego wykorzystania utworu". Na dwoje babka wróżyła... Z jednej strony można oskarżyć kogoś o plagiat czy zapożyczenie, ale praktycznie co to komu da?

Jednak najbardziej irytują mnie osobniki, które piszą opowiadania fan fiction wtedy, gdy oryginalne dzieła nie są jeszcze zakończone (przykład Ewy Białołęckiej i Harrego Pottera). Takie działania zwyczajnie mi się nie podobają. Wpływają na główny nurt dzieła. Oczywiście, nie każdy musi je czytać... A mi nie podoba się cała idea.

Mi osobiście nie przeszkadzały takie utwory, mimo, iż jeszcze seria nie została jeszcze zakończona. Dzięki nim można było przynajmniej spróbować przewidzieć nowe, alternatywne zakończenia. Nieszkodliwa, sympatyczna zabawa w literackiego Sherlocka, przynajmniej w moim odczuciu. Aczkolwiek zrozumiałe, że może ci się to nie podobać.
Ale wyjaśnij mi, z której strony wpływają na, jak to ująłeś, "główny nurt dzieła"? Wpływają na odbiór właściwej historii, odczucia emocjonalne? Zmieniają moje poglądy? Taka już rola fan ficków, że zmieniają fabułę.

Thanathos

Z jednej strony jakiś wzór sobie narzucamy, ale część elementów wchodzi od tak i idealnie pasuje.

Może dlatego, że do określonej historii pasuje określony typ postaci. Niepisany schemat, utrwalony już na dobre w literaturze. Dajmy na to, w drużynie zawsze musi znaleźć się jakiś narwaniec, ktoś spokojny typu "nic nie mówię, ale i tak wymiatam" i ktoś wybitnie inteligentny, ale bez charyzmy.
W gruncie rzeczy charaktery i historie większości postaci książkowych są podobne, to samo może dotyczyć wyglądu. Starając się zindywidualizować je, upodabniamy. Może tak?

Silveres

(...) nasz mózg, wyobraźnia i my sami kształtujemy, rozwijamy się przez to, co widzimy, czujemy i czego doświadczamy. Więc wszystkie Twoje myśli są substratem tego, z czym się zetknąłeś przez całe swoje życie.

Tutaj muszę zaprotestować. Fakt, że tworzę w większości przypadków postaci psycho - i socjopatów, bądź osób chorych psychicznie, nie oznacza, że musiałam się z nimi stykać, prawda? Nie zetknęłam się również z podobnymi doświadczeniami. A jednak...

Ze swojej strony mam jedno pytanie. Czym kierujecie się, tworząc postać?

Silveres

Silveres

4.09.2014
Post ID: 77580

Ignis

Fakt, że tworzę w większości przypadków postaci psycho - i socjopatów, bądź osób chorych psychicznie, nie oznacza, że musiałam się z nimi stykać, prawda?

Prawda. A jednak zauważ, że nikt nie mówił o bezpośrednim stykaniu się z kimś takim. Czytasz książki, oglądasz filmy, słuchasz przedziwnych historii - to również jest kontakt i to również wpływa na Ciebie. Na Twój umysł, wyobraźnię. Gdybyś w ogóle nie stykała się z - kontynuując Twój przykład - psychopatami, to nie wiedziałabyś kim oni są. Nigdy nie twierdziłem, że musi to być kontakt bezpośredni.

Ignis

Niepisany schemat, utrwalony już na dobre w literaturze. Dajmy na to, w drużynie zawsze musi znaleźć się (...)

Nie zgadzam się z Tobą. Nie musi, a może. Nawet jeśli niektórym wydaje się, że są schematy obowiązkowe (lub nie, acz dobrze widziane) to jednak prawdziwie dobre dzieła literackie skutecznie wymykają się owym schematom i zaskakują swą nieprzewidywalnością. Oczywiście pojęcie "niepisany schemat" daje duże pole do manewru - przecież to, że ludzie mają kończyny również jest schematyczne (nie licząc, rzecz jasna, kaleków). Nie popadajmy jednak w skrajność. Zaś jako przykład dzieła, które odniosło sukces właśnie przez swą nieschematyczność mogę tu podać serię ze Świata Dysku.
A teraz spróbuję rozważyć to w odwrotnym kierunku. Niepisany schemat fabuły... Przez coś takiego czytelnicy mogą zrazić się do autora. Gdyby, przykładowo, każda jego książka kończyła się w podobny, lub wręcz identyczny sposób.

Ignis

Nieszkodliwa, sympatyczna zabawa w literackiego Sherlocka, przynajmniej w moim odczuciu.

A w moim odczuciu jest inaczej. To tak, jakby ktoś uważał, że wie lepiej i więcej od prawdziwego autora o jego własnej historii. Zupełnie jakbyś namalowała połowę obrazu, a ktoś ją skopiował i dokończył przed Tobą tak, żeby podobało się jemu. A niektórzy mają na tyle tupetu, by jeszcze ten metaforyczny obraz wystawiać na sprzedaż...

Ignis

Ale wyjaśnij mi, z której strony wpływają na, jak to ująłeś, "główny nurt dzieła"?

Narzucają głównemu nurtowi swoją własną historię. Przez co dany świat staje się niespójny i nielogiczny, gdyż dzieją się w nim dwie, lub więcej, równoległe historie.

Ignis

Ze swojej strony mam jedno pytanie. Czym kierujecie się, tworząc postać?

Wyobraźnią i przemyśleniami.

Thanathos

Thanathos

6.09.2014
Post ID: 77606

Kreując postać - rozumiem oczywiście, iż chodzi ci o ważną postać a nie postać poboczną ;)
Najczęściej podczas rozwoju fabuły orientuję się, że taka postać dużo wniosłaby do opowieści. Nakreślam krótki życiorys i co ważniejsze - charakter. Wówczas idzie z górki.
Tworząc dajmy na to głównego adwersarza - zawsze mam wymyśloną krótką historię dlaczego się taki stał itp - nie musi to być wytłumaczenie, wystarczy chora ambicja, i nakreślenie minimalnych punktów aż do momentu wkroczenia fabularnego.
Charakter tworzę raczej w trakcie fabuły, pozostawiam jedynie główne tendencje.
Wygląd... tu chyba najmniej problemu - wymyślasz na bieżąco ;)

Lyokoheros

Lyokoheros

9.11.2014
Post ID: 78036

Fanowskie opowiadania... temat rzeka w sumie.
Jedno jednak mogę powiedzieć z całą pewnością czerpanie z takich opowiadań zysków jest generalnie nieetyczne, bo to okradanie autora(oczywiście jeśli się z nim jakoś w tej sprawie dogadamy to inna kwestia i można wtedy pokusić się o wydanie - wszelkie moje kolejne odniesienia do tej kwestii dotyczą sytuacji, gdy nie porozumieliśmy się z autorem(chyba, że zaznaczę inaczej)). Działalność fanowska powinna być zawsze na zasadzie "od fanów dla fanów", a nie czymś czynionym dla zysku.

A czy powinno być traktowane jako dowód uznania? Cóż i tak, i nie i na dokładkę jeszcze nie tylko.
Najpierw zdefiniuję co mam na myśli mówiąc "nie tylko". Moim zdaniem po prostu nie każde dzieło się do tego nadaje. Niektóre utwory(np seria "Pendragon" D.J. MacHale'a) ma tak bardzo zamkniętą kompozycję, że wymyślanie jakiejkolwiek historii "potem", "przed" lub w "międzyczasie" nie ma najmniejszczego sensu. Możnaby teorytycznie spróbować napisać jakąś alternatywną wersję wydarzeń, ale nie zawsze ma to sens. Tak więc pisanie tzw. "fanficków" świadczy też po prostu o pewnej otwartości(a właściwie to uznaniu jej istnienia) śiata wykreowanego przez autora. Trudno nazwać to dowodem uznania lub jego braku.

Czy jest jednak pochwałą czy obelgą? Cóż to zależy od samego opowiadania - jeśli jest parodią lub też pewną formą znieważania(np wpychania do utworu treści wulgarnych, zboczonych czy pornograficznych - co moim zdaniem jest niedopuszczalne w takim samym stopniu jak czerpanie dochodów z pisania fanficków) to oczywiście jest to policzek. Osobiście uważam taką formę krytyki za rzecz głupią, a jeśli dochodzi to znieważenia to nawet niedopuszczalną. Można dokonywać pewnych zmian w utworze, ale nie powinny one wypaczać jego treści.
Niemniej jednak jeśli opowiadanie jest pewnym rozwinięciem tego co zostało oryginalnie pokazane(poprzez ukazanie wydarzeń późńiejszych, wcześniejszych lub rozgrywających się gdzieś pomiędy akcją utworu), czy też pokazaniem całości z innej perspektywy(np ta sama historia, ale ze zmiana głównego bohatera, opowiadanie o innych bohaterach, rozgrywające się w czasie orginalnych zdarzeń) to może też świadczyć o pewnym niedosycie fana - pokazuje on swym dziełem, że to co dotąd zostało orginalnie stworzone, to dla niego za mało i że można to pociągnąć dalej.
A negowanie decyzji i zmienianie zamysłów? Cóż tego raczej nie powinno być, chyba, że jest to naprawianie pewnych ewidentnych błędów autora(np fabularnych czy moralno-etyczno-światopoglądowych), tylko... no właśnie pozostaje ta kwestia, że dla jednego coś może być błędem, a dla innego nie. Niemniej jednak, jeśli dokonujemy zmian na plus a nie na minus(tak wiem, ocena tego też może być u różnych osób różna) to nie jest to nic złego. A już na pewno nie obraza dla autora. W końcu próba ulepszenia danego uniwersum też świadczy w pewien sposób o tym, że jest dla tego fana w jakiś sposób ważne.

Ponadto takie fanowskie twory często przedłużają w pewien sposób żywotność dzieła, a przynajmniej danego uniwersum, świadczą o zainteresowaniu nim.
A to chyba dla autora najlepsza nagroda za jego pracę.

Co do profesjonalnych pisarzy... jeśli przeczytali/obejrzeli oni coś i mają pewną wizję jak to ulepszyć rozwinąć to czemu mieliby mieć mniejsze prawa do podzielenia się swoją wizją z innymi?(oczywiście sprzedawanie tego to inna kwestia)
Czy jest to pójście na łatwiznę? I tak i nie. Oczywiście stworzenie własnego świata jest trudne i stanowi bardzo istotną część pracy autora. Niemniej jednak umieszczenie swojej pracy w gotowym uniwersum również może stanowić wyzwanie - w końcu trzeba wszystko dobrze przemyśleć i dogłębnie znać uniwersum by napisać spójną kontynuację/prequel.
I choć to nigdy nie będzie to samo co napisanie czegoś własnego od zera, to jednak jeśli stanowi dla utworu pewną wartość dodaną, rozwija go udziela odpowiedzi na pozostawione pytania, to jest to wartościowe dzieło, prawdziwie będące sztuką. Ponadto pisanie opowiadań do już istniejących światów jest świetną metodą do ćwiczenia swoich zdolności pisarskich lub też ich odkrycia i zainteresowania się tworzeniem.

Ja sam praktycznie nie pisałem, do czasu, gdy postanowiłem napisać kontynuację mojej ulubionej kreskówki - Kodu Lyoko. Po pierwsze dla tego, że te 97 stworzonych przez twórców odcinków to było za mało i nie pojawiły się odpowiedzi na wszystkie pytania, po drugie dlatego, że nie do końca zgadzałem się z tym co zrobili w zakończeniu... no i z czasem ta kontynuacja rozwijała się coraz bardziej ewoluowała, stając się dziełem, które myślę, że mógłbym uznać za ambitne - choć bazuje na pozornie prostej i banalnej kreskówce... W dodatku niejako przy okazji powstał koncept mojego własnego uniwersum - do którego w swoim dziele o nazwie "Kod Lyoko Powrót Xany" nieco nawiązałem - a także pare innych, będących jedynie konceptami książek/anime istniejących w tym świecie. Jak i wiele innych dotyczących tego świata konceptów, które w książce i tak nie zostaną szczególnie dogłębnie pokazane(z braku możliwości po prostu).

No i kwestia orginalności, czerpania z dzieł innych i przypadkowego powstawania "klonów" postaci.
Moim zdaniem nie ma nic złego w takich klonach, a zmienianie na siłe postaci, którą samemu się wymyśliło, pasującej do naszego konceptu uważam za niepotrzebne i wręcz głupie. Podobnie z nieużywaniem jakiegokolwiek innego pomysłu "bo to już było". W czerpaniu z innych dzieł nie ma nic złego jeżeli robimy to z umiarem - w końcu wszystko co kiedykolwiek widzieliśmy, czytaliśmy itd. ma wpływ na to co i jak tworzymy i będziemy się mniej lub bardziej inspirować tym co znamy - w dodatku umiejętne połączenie już istniejących koncepcji też całkiem wartościową twórczością.
A orginalność na siłę... nie jest żadną wartością. Owszem, dobrze jeśli dzieło jest oryginalne, ale nie to jest najważniejsze. Co bowiem uznalibyśćie za lepsze? Dobrze zrealizowany "oklepany" motyw, czy też coś co jest oryginalne, ale niczego po za tym sobą nie reprezentuje, nie ma innych zalet? Sądzę, że przynajmniej większość wybrałoby pierwszą opcję.

A pisanie innej wersji historii to inna kwestia - taki historyczne gdybanie to zupełnie inna kwestia niż fanowskie opowiadania. Mogę jednak powiedzieć, że uważam to za bardzo interesujący kierunek w literaturze, choć bez wątpienia wiele wymagający od autora. Jedyne podobieństwo do fancicków polega chyba na tym, że autor czegoś takiego staje przed podobnym wyzwaniem, choć o wiele trudniejszym moim zdaniem.

Hayven

Hayven

9.11.2014
Post ID: 78051

Ach, Kod Lyoko! Pamiętam to, jako dziecko razem z młodszym bratem oglądaliśmy wszystkie odcinki :P Obejrzeliśmy chyba obie pierwsze serie w całości. I co? Zakończenie było dość dziwne, owszem. Czekaliśmy... długo na serię trzecią, w której opisywana miałaby być walka z uwolnionym Xaną... i co? Zestarzałem się, przestało mnie to interesować i okazało się w dodatku, że jak już pojawiła się trzecia seria, to okazało się, że wszystko to, co było wcześniej, nigdy nie zaszło. Po prostu się zraziłem :P

Odnośnie dyskusji, mam takie pytanie - czy pod kategorię fan fiction można "podciągnąć" "twórczość" pani J. K. Rowling, w której opisuje ona wydarzenia po pokonaniu Voldemorta? A słyszeliście, że gdzieś wspomniała, że Dumbledore nie był tylko przyjacielem Grindenwalda, a wręcz że był w nim zakochany (serio, dosłownie)? Szczerze mówiąc, obrzydziła mi tym skutecznie serię o Harrym Potterze, którą uwielbiałem jako dzieciak - i która wprowadziła mnie niejako w świat literatury fantasy (obok Niekończącej się Opowieści). I co więcej, uważam że wcale tak nie było i jakby to nie było absurdalne, mam wrażenie, że to sobie zmyśliła (i tak, wiem, jak to brzmi :P), że tak naprawdę wcale tak nie było. A Wy - jakie macie wrażenie?

Lyokoheros

Lyokoheros

9.11.2014
Post ID: 78056

Rzekoma "miłość" Dumbledore'a i Grindenwalda? Słyszałem o tym... ale dla mnie ta informacja nigdy nie była i nie będzie kanoniczna. To wyssana z palca głupota(w książce nie było absolutnie nic co sugerowałoby tak absurdalną tezę). Nawet, jeśli stwierdzenie to padło z ust autorki(która zdaje się albo mieć nie pokolei w głowie, by własną historię niszczyć, albo za wszelką cenę chciała się przypodobać fankom-yaoistkom). O obrzydliwości takiego "związku" nie wspominając.
A czy opowiadania Rowling o tym co się działo później w jej świecie można podciągnąć pod kategorię "fanfiction"(choć uważam, że lepiej mówić po prostu opowiadania fanowskie - wtedy sprawa staje się jaśniejsza, bo przy tym angielskim skrócie natura tej formy sztuki staje się jakby mniej intuicyjna)? Cóż moim zdaniem absolutnie nie - w końcu jest to dzieło autorki, swego rodzaju kontynuacja, ale jej własna, a nie napisana przez jakiegoś fana.

I nie do końca rozumiem, czemu do Kod Lyoko się zraziłeś... ale o tym lepiej pogadajmy przez wiadomość prywatną, bo to nieco nie w temacie.

Aczkolwiek z tym wiąże się pewna ciekawa rzecz. Widziałem niekiedy blogi(no tak dokładnie to jeden blog) opisujące historię po 2 serii - z czasów gdy nie było jeszcze 3, aczkolwiek po pewnym momencie i ona zaczęłą być wydawana we Francji(kraj z któego pochodzi Kod Lyoko, dla niewtajemniczonych).
Sam zaś kontynuowałem Kod Lyoko od 4 serii... z tym, że później - po paroletniej przerwie powstałą piąta seria, nazwana "Ewolucją"... która zasadniczo w niczym swego oryginału nie przypominała i zgodność z oryginałem miała mniejszą niż nawet najbardziej szalone twory fanów. Mimo to nadal tworzyłem swoją kontynuację i nie widzę w tym w sumie niczego złego... szczególnie, że "Ewolucję" trudno uznać za kanoniczną.

Silveres

Silveres

20.11.2014
Post ID: 78165

Cóż... Kolejna kwestia, jak sklasyfikować kontynuacje zamkniętych serii pisane przez samych autorów? Padł tu przykład - nie jestem fanem radosnej twórczości tej pani, więc nie będę mógł się na ten temat wypowiedzieć zbyt obszernie - J. K. Rowling. Z tego, co udało mi się wywnioskować na podstawie Waszych postów, mogę subiektywnie stwierdzić, że jest to klasyczny przykład odgrzewanego kotleta. Pomijając fakt, że Harrego Pottera nie tknąłbym nawet kijem przez szmatę - ze względu na przejedzenie się nim - mam wrażenie, że autorka próbuje wywołać jakiś skandal wewnątrz fabuły (przytoczony przykład Dubmledora i Grindewalda), by na nowo zrobić szum wokół uniwersum Pottera. Czy jej się to uda? Pewnie tak, skoro po tylu latach wciąż mamy sporo psychofanów tej serii. Czy warto zniszczyć fabułę i klimat? To zależy, z której strony na to spojrzeć.

Słowem wyjaśnienia odnośnie mojego przejedzenia się Harrym Potterem. Oczywiście nie czytałem, oglądałem jedynie filmy. Pewnie nie są tak dobre, nie przedstawiają tak dobrze tego, czy siamtego, jak książka. A jednak, gdy wszyscy wokół mówią, że HP jest świetny, że trzeba go przeczytać, itp. to jakoś dla zasady mi się odechciewa. Twórczość pani Rowling - niczego jej nie ujmując - jest jednym z dwóch przykładów tego typu niechęci, jaką u siebie zaobserwowałem. Drugim jest Władca Pierścieni, Tolkiena. Choć Hobbit pochłonął mnie bez reszty, za Władcę raczej się nie zabiorę.

Wracając do tematu przewodniego, dobrym przykładem wspominanej kontynuacji pozakanonicznej(?) jest Wiedźmin, Sapkowskiego. Seria - jak mogło się wydawać - zamknięta na cztery spusty. A jednak stosunkowo niedawno pojawił się Sezon Burz. Tylko, że on tym się różni od wcześniejszego przykładu, że jest... całkiem niezły. Czuć ten klimat, nieco tylko inny od wcześniejszych książek z tej serii.

Kolejnym niech będzie seria Zwiadowcy, spod pióra Flanagana. Miała się zakończyć na numerze dziesiątym. Pojawił się jednak tom jedenasty - choć słusznie, że tak się stało, gdyż autor rozwiał w nim różne wątpliwości, jakie mieli fani serii (w tym kilka moich :). Jednak niedawno dowiedziałem się, że pojawiła się księga 12. A ma ich być jeszcze więcej. Sam nie wiem co o tym myśleć...

Ignis

Ignis

21.11.2014
Post ID: 78173

Hayven

Odnośnie dyskusji, mam takie pytanie - czy pod kategorię fan fiction można "podciągnąć" "twórczość" pani J. K. Rowling, w której opisuje ona wydarzenia po pokonaniu Voldemorta?

Niezbyt rozumiem taką klasyfikację, zwłaszcza, że Rowling sama wymyśliła swoje uniwersum, jest jego autorką... Zatem dlaczego fan fiction, biorąc pod uwagę fakt, że ta kategoria dotyczy twórczości nie autora, ale jego fanów? Tutaj się zgodzę z Lyokoherosem. Sama nazwa wyraźnie wyodrębnia konkretny typ twórczości literackiej i jasno wskazuje na nią.

A słyszeliście, że gdzieś wspomniała, że Dumbledore nie był tylko przyjacielem Grindenwalda, a wręcz że był w nim zakochany (serio, dosłownie)? Szczerze mówiąc, obrzydziła mi tym skutecznie serię o Harrym Potterze, którą uwielbiałem jako dzieciak - i która wprowadziła mnie niejako w świat literatury fantasy (obok Niekończącej się Opowieści). I co więcej, uważam że wcale tak nie było i jakby to nie było absurdalne, mam wrażenie, że to sobie zmyśliła (i tak, wiem, jak to brzmi :P), że tak naprawdę wcale tak nie było. A Wy - jakie macie wrażenie?

A ja bym nie była tym tak zaskoczona. Przyznaję, że uwielbiałam tę serię odkąd miałam 10 lat i wielbię ją do dziś. Takie rewelacje nie zbrzydziły mi serii, wręcz przeciwnie. W końcu świat nie jest czarno - biały i nie ma jednej określonej "prawilnej" orientacji...

Lyokoheros

To wyssana z palca głupota(w książce nie było absolutnie nic co sugerowałoby tak absurdalną tezę). Nawet, jeśli stwierdzenie to padło z ust autorki(która zdaje się albo mieć nie po_kolei w głowie, by własną historię niszczyć, albo za wszelką cenę chciała się przypodobać fankom-yaoistkom). O obrzydliwości takiego "związku" nie wspominając.

A moim zdaniem w tej książce się ukrywają jeszcze bardziej subtelne niuanse. Nie byłabym zaskoczona między taką relacją pomiędzy Dumbledore'em a Grindelwaldem. Przesłanki moim zdaniem są, ale jednak bardzo subtelne, co można zapisać na plus Rowling.
Czytelnik dorastał razem z tą serią, więc nic dziwnego, że pojawiały się podobne rewelacje. Nie jestem yaoistką, nie doszukuję się wszędzie relacji męsko - męskich (w odróżnieniu od 3/4 typowych yaoistek dziś), ale w tym wypadku nie byłam zaskoczona.

Przyznaję, że jestem bardzo zdumiona faktem, jak bardzo osobiście (tutaj mi wybaczcie, zabrakło mi odpowiedniego określenia) odebraliście kwestię orientacji Dumbledore'a. Jasne, nie każdemu musi się to podobać, ale tak ostre podsumowania i zdecydowane twierdzenia w tym temacie mnie zdziwiły. Autorka miała prawo wymyślić coś podobnego, nawet jeśli społecznie niezbyt akceptowanego. Dla mnie tym bardziej uwypukliła tę postać, mimo iż jej wypowiedź wywarła sporo kontrowersji. No ale cóż, od 4 części do 7 to już nie są książki tylko dla dzieci. Reasumując - co komu odpowiada.

Kończąc ten offtop... (za który bardzo serdecznie przepraszam, ale musiałam, po prostu MUSIAŁAM, jako miłośniczka tej serii)

Silveres

Kolejna kwestia, jak sklasyfikować kontynuacje zamkniętych serii pisane przez samych autorów?

Osobiście nie mam nic przeciwko temu, gdyż może to wprowadzić ciekawe urozmaicenie do istniejącej już fabuły, dopowiedzenie nowych faktów. Niekiedy jednak chciałoby się wiedzieć, co wydarzyło się z bohaterami po zamknięciu konkretnego epizodu - jak "nowe życie" na nich wpłynęło. Ale też nie tylko. Ponadto to jeszcze ciekawiej rozbudowuje istniejący już świat, możemy go lepiej poznać. Dlaczego by nie?
Dopóki autor nie próbuje wycisnąć z tematu jeszcze więcej mamony, pisząc całość "na jedno kopyto" dopóty patrzę na to przychylnym okiem. Mogłabym zaakceptować nawet 12, 13 i więcej części jakiegoś cyklu, przynajmniej dopóki autor by sam się tym pisaniem nie zmęczył, a co za tym idzie - nie zniszczył serii ostatnimi kiepskimi częściami. Istnieją światy tak skonstruowane, że nadal pozostają interesującym polem do dalszej eksploracji, nieprawdaż? Dla mnie właśnie takim przypadkiem jest cały cykl "Świat Czarownic" autorstwa Andre Norton. Ale to już taka moja mała dygresja...