Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Książki naszego dzieciństwa"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Książki naszego dzieciństwa
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Moandor

Strażnik słów Moandor

9.12.2006
Post ID: 6532

W tym miejscu będzie mowa o literaturze dla dzieci. Jest okazja, aby powspominać dawne czasy, kiedy to odkrywaliśmy dopiero piękno literatury, ale także porozmawiać o książkach, które poznaliśmy w wieku późniejszym, a które można zaliczyć do tych dla dzieci.
Czasami, gdy się nad tym zastanawiam, żałuję, że tyle wspaniałych pozycji umknęło mi w dzieciństwie. Niektóry z nich odkrywam dopiero teraz. Dobre książki dla dzieci można czytać w każdym wieku, bez obaw posądzenia o infantylność. Napisane są zwykle łatwym, prostym językiem, którego miło jest posłuchać. A przede wszystkim są przejrzyste, zawierają pełną jasność, co jest dobre a co złe, pozbawione wszystkich wad świata dorosłych. To dla dzieci jest najważniejsze.

Żeby zacząć dyskusję opowiem Wam o jednej książce, którą szczerze poleciłbym każdemu dziecku. Mimo, iż czytałem ją parę lat temu, już w niezbyt dziecięcym wieku, zrobiła na mnie wrażenie. Opowiada o małym chłopcu, dorastającym w Stanach Zjednoczonych, który pewnego dnia dowiaduje się, że zostanie spadkobiercą swojego dziadka, angielskiego hrabiego. Hrabia Dorrincourt to zgryźliwy starzec, posłał po chłopca tylko dlatego, że był jego jedynym spadkobiercą. Początkowo żywił do małego chłodne uczucia, jeszcze gorzej traktując jego matkę. Wszystko dlatego, że niegdyś strasznie zagniewał się na syna, który wyjechał do USA i poślubił prostą dziewczynę wbrew jego woli.
Przyjazd chłopczyka do zamku Dorrincourt diametralnie zmienia podejście hrabiego do życia. Miłość wnuczka kruszy głaz, sprawia, że dziadek staje się z każdym dniem lepszym człowiekiem. Proste serce dziecka przemienia zgryźliwego starca w kochającego dziadka, budząc w nim wszystkie dobre uczucia jakie tylko można odnaleźć w ludziach.
Więcej nie trzeba opowiadać, gdyż domyślam się, że każdy z Was już wie, albo przynajmniej domyśla się, o jaką książkę chodzi. Oczywiście jest to Mały lord Frances Hodgson Burnett. Na uznanie zasługuje talent pisarski autorki, której powieści, stworzone przed ponad 100 laty, nie straciły na popularności ani na aktualności. Nigdy nie pozostawiają czytelnika obojętnym, potrafią wzruszyć. „Mały lord” jest przykładem wspaniałej książki dla dzieci.
Jest bardzo prostą lekturą, ale ta prostota stanowi zaletę. Tak właśnie rozumują dzieci, w sposób prosty. Dzielą rzeczy na dobre i na złe, nie rozumieją, co to kłamstwa, oszustwa, niesprawiedliwość. W ich psychice nie ma miejsca na relatywizm. To, co my, starsi czasem doceniamy w książkach, że bohaterowie nie są arcydobrzy i też posiadają swoje wady, w literaturze dziecięcej jest nie do przyjęcia. Tu dobro zawsze zwycięża a wszelka niegodziwość zostaje ukarana.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

9.12.2006
Post ID: 6535

Czytywałem kiedyś masowo książki. Trudno powiedzieć która z nich wywarła na mnie największe wrażenie. W podstawówce bardzo lubiłem czytać liczne pozycje "fantasy" o przygodach Wawelskiego Smoka autorstwa Pagaczewskiego. Książki może i naiwne, ale z drugiej strony całkiem nieźle działające na wyobraźnię. Jedną z nich "Porwanie Baltazara Gąbki" przeczytałem kilkanaście razy :) Pociągał mnie jej klimat wielkiej wyprawy, a że po drodze wiele się działo, był wątek szpiegowski, fantastyczne krainy - po prostu super lektura.

Moandor

Strażnik słów Moandor

9.12.2006
Post ID: 6540

Całkowicie Cię rozumiem Gren. Żebyś nie napisał o przygodach Wawelskiego Smoka ja bym to zrobił w swoim czasie. Mam na półce 3 części: Porwanie Baltazara Gąbki, Misję profesora Gąbki oraz Gąbka i latające talerze. Przeczytałem pierwsze dwie i w 100% zgadzam się z Twoimi słowami. Książki potrafią rozbawić, pamiętam, że podczas lektury nie jeden raz na mojej twarzy pojawiał się mimowolnie uśmiech. Autor miał niesamowitą wyobraźnie, a postacie są naprawdę ciekawe. Świetne książki.
Swego czasu w TVP1 leciała bajka "Porwanie Baltazara Gąbki". Niestety większość odcinków zawsze "udawało" mi się przegapić.

Za najmłodszych lat rodzice czytywali mi baśnie braci Grimm. Miałem w domu dwa niebieskie tomy, jeden z krukiem, a drugi z żabą. Razem było w nich 200 baśni. Praktycznie każdego wieczoru do poduszki słuchałem wybranych baśni. Niby miało to zastąpić dziecku kołysanki, ale mama zawsze usypiała się pierwsza przy czytaniu, a ja denerwowałem się, że nie mogłem usłyszeć zakończenia historii.
Niestety dzieci nie zawsze umieją szanować książki i moje wydanie baśni braci Grimm uległo zniszczeniu na skutek działań młodszego rodzeństwa.

Infero

Infero

10.12.2006
Post ID: 6560

Książki mojego dzieciństwa...
Jest ich kilka, oczywiści baśnie Andersena i braci Grimm, które czytały mi babcie i mama, ale też są i takie, które ja sama bardzo lubiłam czytać.
1. „Kubuś Puchatek” Alan Alexander Milne. Mam egzemplarz z 1986 w którym Kubuś jest nazwany Fredzią Phi-Phi, a na obrazkach miś wcale nie wygląda jak znany nam obecnie Kubuś. Nigdy mi to nie przeszkadzało i tak zawsze lubiłam jego mruczandy i nie mam dla mnie żadnego znaczenia czy miś, który je mruczy nazywa się Kubuś, czy Fredzia. „Chatkę Puchatka” też oczywiście posiadam.
2. „Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgen – tą książkę dostał mój brat, ale oczywiście mu ją podebrałam i przeczytałam. Wspaniała opowieść o braterskiej miłości w otoczce fantastycznego i realnego świata bardzo wryła mi się w pamięć, często do niej wracałam.
3. „Myśliwi Charibu” – zebrał i opracował A. Brindarow – są to baśnie i legendy tureckie – piękne. Uwielbiałam je. Szukam do tej pory tej książki po antykwariatach i niestety nie ma nigdzie. Mój egzemplarz jest w opłakanym stanie: nie ma połowy kartek, okładka ledwie się trzyma. To co zostało z tej książki przechowuję jak relikwie. Wspaniały, egzotyczny świat, pełen dzielnych młodzianów, niesamowitych stworów, pięknych i tajemniczych nimf, kobiet niesamowicie poruszał moją wyobraźnie.

Baltazara nigdy nie czytałam, ale bajkę bardzo lubię.

Eru

Eru

10.12.2006
Post ID: 6562

Nowyt temat, warto byłoby coś powiedzieć. Ale tu powstaje problem: wciąż jestem młody, a książek z dzieciństwa tak za bardzo nie pamietam, żadnej specjalnie nie ubóstwiam/ubóstwiałem.

Ze szkolnej biblioteki coś tam wypożyczałem, ale jedyną książke jaką pamiętam z nie-lektur, to 'Porwanie Baltazara Gąbki' Jednak nie zapadło mi ono specjalnie w pamięć - wiem że czytałem(to i tak duzo), ale treści niebardzo.

Z lat przełomu nauczania poczatkowego i klas 4-6 pamietam ksiązki o przygodach Tomka, autorstwa Alfreda Szklarskiego. Chyba w końcu nie przeczytałem wszystkich, ale conieco pamietam. I polecam.

No i cos co było jakby zapowiedzią, że zainteresuje się fantasy, choć sam nie wiedziałem, kim był autor, ani że to było fantasy, dla mnie kolejna powieść-baśń. 'Opowieści z Narni'. Polecać nie trzeba: piękne książki, opowiadają wspaniałe historie, na szczęście posiadam je w domu i za czas jakiś do nich po raz kolejny wrócę.

Moandor

Strażnik słów Moandor

11.12.2006
Post ID: 6582

Może to nie do końca z dzieciństwa, ale z lat młodzieńczych. Seria Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Uwielbiałem wprost te książki. Do dziś wspominam spędzone przy nich godziny bardzo miło. Przeczytałem wszystkie.
Mnie urzeka w powieściach Szklarskiego przede wszystkim bliskość natury. Bohaterowie podróżują w różne odległe miejsca Ziemi, do afrykańskiej dżungli, do Ameryki południowej, Australii czy Nowej Gwinei. Przeżywają wspaniałe przygody, i zawsze trzymają się razem.
Inną wielką zaletą przygód Tomka są same postacie. Zapadli mi w pamięć przede wszystkim bosman Nowicki i Jan Smuga.
Chyba nie spotkałem nigdzie później takiej świetnej postaci jak bosman. Strasznie zabawny, uśmiecham się pod nosem niemal za każdym razem, gdy coś mówi, a przy tym bardzo oddany, szczególnie w stosunku do Tomka. Dobry przyjaciel i wspaniały towarzysz podróży. Szklarski nie mógł chyba lepiej skonstruować postaci bosmana Nowickiego.
Smugę zawsze ceniłem za obycie w świecie i ogromną wiedzę. To prawdziwy obieżyświat, niezastąpiony w dżungli, a poza tym bardzo sympatyczny człowiek.

Islington

Mistrz Islington

12.12.2006
Post ID: 6599

Jeśli chodzi o mnie to "Sceny z życia smoków" Beaty Krupskiej wywarły na mnie największy wpływ. Dzięki temu wiem dlaczego smoki zawsze mają przy sobie termos z zupą ogórkową i co w historiach o smokach może robić żaba.
Zresztą również z tej książki zrobili film, bardzo udany serial animowany, który do dzisiaj leci w telewizji

Greenman

Greenman

13.12.2006
Post ID: 6615

Tomek Wilmowski i Hobbit, zdecydowanie. Pamiętam że, pierwsze 3 tomy Przygód Tomka, starzy kupili mi w Czechosłowacji (to nie pomyłka) w Pradze za komuny na wczasach. Nabyli piękne książki z ilustracjami i w twardej oprawie w Domu Polskim, wtedy nie do dostania w ojczyźnie... Pochłonąłem cały ciąg. Pamiętam że miały wyjść jakieś 2 tomy na zakończenie, gdzie Tomek i Sally mieli mieć podobno dziecko. Czy jakoś tak. Nie pamiętam zbyt dobrze. Czy może ktoś coś na ten temat wie?

Moandor

Strażnik słów Moandor

13.12.2006
Post ID: 6617

W księgarniach jest 9 książek z serii o Tomku Wilmowskim.

1. Tomek w krainie kangurów.
2. Tomek na czarnym lądzie.
3. Tomek wśród łowców głów.
4. Tomek na wojennej ścieżce.
5. Tajemnicza wyprawa Tomka.
6. Tomek na tropach Yeti.
7. Tomek u źródeł Amazonki.
8. Tomek w Gran Chaco.
9. Tomek w grobowcach faraonów.

Jest jeszcze krótka książeczka zatytułowana Tomek w tarapatach, ale tej nigdy nie miałem w rękach. Natomiast we właściwej serii jestem 100% pewny, że Tomek i Sally nie mieli dzieci. Byli już małżeństwem, to tak.

Greenman

Greenman

13.12.2006
Post ID: 6619

Ach widzisz, ja czytałem jako ostatnią 8 część. I pamiętam że 9 część była wtedy w przygotowaniu do wydania. Swoją drogą nie wiem skąd wziąłem te dziecko. Hihi

Żeby nie prowadzić off topicu odpowiem na marginesie Twego posta Greenmanie, jeśli pozwolisz. Szklarski nie zdążył niestety ukończyć Tomka w grobowcach faraonów. Zrobiła to i wydała inna osoba, ale że rękopis w znacznej części był już gotowy powieść wyszła pod nazwiskiem Szklarsiego. Sally i Tomek po przygodach w Gran Chaco wybrali się na wakacje do Egiptu. Tam preżywają różne perypetie, ciekawe i groźne. Trochę widać, że to nei ta sama ręka pisała powieść od początku do końca, wydawała mi się nieco słabsza od pozostałych, ale czytałem jużtak dawno, że moja pamięć może mi płatać figle. - Moa

Sulia

Sulia

13.12.2006
Post ID: 6621

Ja się wtrącę jako, że przepadałam za Tomkiem Wilmowskim ;) Dostałam osiem części jak miałam 10 lat i od tamtej pory czytałam całą serię raz do roku. I czuję, że niedługo znowu się za nią wezmę, gdyż wielu szczegółów już nie pamiętam. Książki stoją na półce nieruszane (a mam zwyczaj do wywożenia książek do babci - za dużo ich było). Moje książki pochodziły z antykwariatu, zaś ostatnią, 9tą część, dostałam pod choinkę.

I teraz następuje fragment posta oparty na Wstępie do 9tej części.

"Tomek w grobowcach faraonów" to książka napisana po śmierci Alfreda Szklarskiego. Autor wiedział o pomyśle Szklarskiego by umiejscowić akcję w Egipcie i skorzystał z jego opowieści pisząc tę część. I myślę, że Greenman ma racje mówiąc o dziecku głównych bohaterów. Pamiętam, że przez długi czas czekałam na wydanie "Tomka w lodach Arktyki (?)" (nie jestem pewna tytułu). Znalazłam gdzieś informację, że taka książka się pojawi. Zresztą miałam powody by czekać :) Sam autor "Tomka w grobowcach..." napisał we wstępie do swej książki, że marzeniem Szklarskiego było opisanie powrotu Tomka i jego rodziny do Polski.

Nawiązując do głównego tematu. Uwielbiam również "Opowieści z Narni". Film mnie zachwycił. Świetna ekranizacja. Klimat Opowieści utrzymany.

PS. Nie zauważyłam odpowiedzi Moandora :)

Hexe

Hexe

13.12.2006
Post ID: 6627

O Szklarskim mogłabym pisać długo, bo cały cykl do tej pory siedzi mi w pamięci i w pokoju zajmuje należne mu miejsce na półce (nie oddałam młodszemu rodzeństwu, jak to zrobiłam z innymi młodzieżowymi książkami). Opowieści o Tomku może były nieco naiwne (ah, ta pełna podziwu postawa patriotyczna!), ale miały swój urok. Nie mam wszystkich tomów, chyba ze dwóch mi brakuje. I swoją drogą, ciekawa jestem, czy ostatni tom z powrotem Tomka do Polski rzeczywiście ma szansę się ukazać. To by dopiero było piękne zamknięcie cyklu.

Pagaczewski z kolei podobał mi się w wersji dobranockowej. Książki mi do gustu nie przypadły.

Poza tym.. Zdecydowanie Opowieści z Narni (swój egzemplarz pierwszego wydania komuś pożyczyłam, jak się okazuje - na wieczne nieoddanie ;/), Kubuś Puchatek Milnego oraz wielbiony przeze mnie Mały Książę. Baśnie braci Grimm nadal stoją u mnie na półce, ale to bardziej z sentymentu do książki otrzymanej dawno temu od nieżyjącego już dziadka niż do samych baśni.

No a co powiecie o trylogii Winnetou ;)? Czyż nie jest ważną pozycją :)?

Moandor

Strażnik słów Moandor

13.12.2006
Post ID: 6630

Od momentu, gdy wziąłem do ręki pierwszą książkę Karola Maya jego opowieści pochłonęły mnie bez reszty. Jako najbardziej znaną książkę tego autora wymienia się przeważnie Winnetou. W moim przypadku najpierw sięgnąłem po cykle arabskie. Wcześniej nie miałem żadnej styczności z prozą Maya, wiedziałem tylko tyle, że pisze książki przygodowe. Wypożyczyłem z biblioteki pierwszą z brzegu i tak się zaczęła moja długa przygoda z Kara ben Nemsim i Old Shatterhandem (którzy oczywiście są jedną i tą samą osobą).

Podoba mi się, że May stosował pierwszoosobową narrację. To sprawia, że widzi się wszystko jakby oczami bohatera, jesteśmy bliżej opowieści. Autor zabierał nas w czasy, których próżno szukać dziś. Jazda konno przez prerie, obozowanie przy ognisku, ciekawe przygody. Gdzie tego szukać w naszym codziennym życiu? Może to właśnie jest ta magia Maya, która mnie zauroczyła…

Old Shatterhand. Wtedy to był bezapelacyjnie mój ulubiony bohater literacki. Darzę go do dziś wielką sympatią za to, że był tak, mądry, odważny i przede wszystkim uczciwy. Słowo Old Shatterhanda znaczyło tyle, co przysięga. Taka postawa ukazuje wartości, którymi warto się w życiu kierować. I to jest wielki atut książki. May stworzył swego bohatera aby przemierzał świat w poszukiwaniu ludzi prawych i uczciwych, a tam gdzie ich nie znajdzie, by swoim postępowaniem dawał przykład.
Oczywiście jest to postać bardzo wyidealizowana. Jednak biorąc pod uwagę, dla jakiej grupy wiekowej skierowane są książki niemieckiego pisarza nie jest to wadą. Przynajmniej mi to nie przeszkodziło spędzić dziesiątek godzin razem z Old Shatterhandem przeżywając razem z nim wspaniałe przygody.

Infero

Infero

14.12.2006
Post ID: 6646

Nie mogę czytać Maya. Zabrałam się kiedyś z zapałem za „Przez dziki Kurdystan” i niestety poległam na którejś nastej stronie. Nie ten styl.
Co do „Winnetou” – nie mogę tego oglądać, a co dopiero czytać, ale podejrzewam, że w filmie odstrasza mnie język niemiecki. Indianie mówiący po niemiecku – jak byłam dzieckiem coś mi w tym nie pasowało.

Tomka Wilimowskiego też czytałam, może nie wszystkie części, ale coś tam mi się nawinęło. Lubiłam te książki, nie przepadałam, ale pamiętam, że wciągnęły mnie jego przygody.

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

16.12.2006
Post ID: 6664

Seria o Tokmu Szklarskiego, z tego do książek Maya, później na serię o Tecumsehu Longina Jana Okonia (swoją drogą polecam - bije Winnetou i resztę na głowę, a na dodatek zgodna z historią) a później już Chmielewska. Nie wiem czy seria sie jakoś nazywała ale było tego ze 30 książek w takiej czerwonej oprawie. Poza tym "Pan Samochodzik" oczywiście, swoją drogą, czytałem też kolejne książki niby ciągnące wątek po śmierci Nienackiego. Generalnie słabe, ale są rodzynki, polecam to o "Wilczycy z Jantaru". Mógłbym tak jeszcze długo, bo swego czasu czytałem non stop, ale zakończę Tolkienem, którego dostałem mając lat bodajże 8 i z bólem przyznaję że stał u mnie na półce przez ponad rok, strasząć objetością i niepokąc wyglądem okładek, aż wreszcie się przemogłem i wsiąkłem na miesiąc.

EDIT:
i oczywiście "Bitwy morskie" --> The best books you have ever read

Moandor

Strażnik słów Moandor

21.12.2006
Post ID: 6743

Poszerzmy na chwilę pole dyskusji. W młodym wieku człowiek dopiero odkrywa urok książek. Nie mamy jeszcze wyrobionego gustu. Teraz, gdy przechadzam się między półkami biblioteki rozpoznaje wiele tytułów, niektóre czytałem, o innych słyszałem, ale z grubsza wiem, co na półkach stoi. Ale kiedyś... Kiedyś, dla mnie, te regały były wypełnione tylko anonimowymi książkami. Każda była dla mnie taka sama. Powoli odkrywałem piękno wielu z nich. Czasami posiłkując się słowem ojca, innym razem intuicją.

I tu postawię swoje pytanie:

Moa

Jakie były Wasze pierwsze dowiadczenia z książkami. Czy mieliście szczęśie mieć swojego "ojca poetyckiego" (osobę, która była Waszym mentorem przy wyborze książek)?

W moim przypadku, musiałem sobie głównie radzić sam. Tato miał w latach młodości dużą biblioteczkę książek, ze wskazaniem na fantastykę, niestety później wszystko posprzedawał. Nie miałem możliwości korzystania z biblioteczki rodziców. Źródłem książek była głównie biblioteka miejska. Ale trudno jest pośród wielu wielu książek wybierać te ciekawe bez wskazówek. Teraz jest łatwiej. Internet umożliwia dostęp do niejednego forum literackiego, gdzie można poczytać recenzje, wesprzeć się na opiniach czytelników, którzy polecają książki warte przeczytania. Nie mówiąc już, że po tylu latach edukacji człowiek orientuje się w klasyce literatury.
Ale w czasach mojego dzieciństwa internetu nie było. Pozostawało więc bądź kierować się opiniami rodziców (szczęśliwy ten, którego rodzice lubią czytać), bądź samemu próbować odnaleźćswoją ścieżkę.

Eru

Eru

21.12.2006
Post ID: 6749

Jakie były Wasze pierwsze dowiadczenia z książkami. Czy mieliście szczęśie mieć swojego "ojca poetyckiego" (osobę, która była Waszym mentorem przy wyborze książek)?

Cóż, mam dość dużo książek w domu, jednak przeczytałem nich dosłowanie garstkę - większość z nich nie pasuje do moich oczekiwań, bądź jeszcze się do nich nie dorwałem ;)

Jednak nie miałem nigdy osoby, która na początku polecałaby mi jakies ksiązki - w poczatkowym okresie trochę rodzice proponowali mi cos z domu - jakies przygodowe, czy K.Maya, trochę chodziłem do biblioteki i wybierałem coś z półki, która miała odpowiedni tytuł(bodajrze, podrózniczo-przygodowa, albo młodzieżowe)
Po tym jak dostałem Władcę Pierścieni i zainteresowałem się fantastyką, zostałem zmuszony do korzystania tylko i wyłącznie z osiedlowej biblioteki i wybierania na chybił-trafił ksiązek, czy patrzenia na autorów i kojarzenia ich z fór(forów?).

Nadal korzystam z biblioteki osiedlowej, czasami pozyczając coś od kolegów, i tak już pozostanie(chyba ze ceny książek spadną) - jedynie za czas jakiś będe musiał zmienić bibliotekę na większą ;)

Greenman

Greenman

21.12.2006
Post ID: 6752

Moje pierwsze poważne kroki stawiałem poprzez komiksy. To nie żart, wydaje mi się że tak się nauczyłem czytać. Począwszy od Tytusa na fantastyce kończąc. Poprostu ojciec nie chciał mi czytać "niemądrych obrazków" i uznał, zresztą słusznie, że sobię poradzę sam. No i proszę z tą miłością do tych obrazków pozostałem wierny do dzisiaj. A potem oczywiście osiedlowa biblioteka i jej niezbadane zakamary, niesamowity zapach i labirynty książek... No i czasem ta miła ładna pani bibliotekarka z czarnymi włosami (w przeciwieństwie do 2 pozostałych wiedźm) hihi

Moandor

Strażnik słów Moandor

22.12.2006
Post ID: 6757

A powiem Wam, że dobrze jest mieć w młodym wieku (zresztą nie tylko w młodym) osobę/osoby, które od czasu do czasu podsuną nam pod nos jakieś ciekawe książki. Udało mi się w ten sposób zrobić z siostry prawdziwego buchlinga. A ponieważ jest jeszcze młoda i ma więcej ode mnie czasu wolnego, przeczytała nawet książki, których ja nie czytałem (np: Braci Karamazow).

W dzieciństwie w zasadzie także nie kupowałem książek. Ich jedynym źródłem była miejska biblioteka. Do dziś chętnie ją odwiedzam. Teraz jednak staram się zgromadzić w domu co bardziej wartościowe pozycje. Mam takie dziwne przyzwyczajenie, że gdy kogoś odwiedzam, prawie zawsze mój wzrok wędruje w stronę regału z książkami (jeśli ktoś taki posiada). Niestety niewielu moich znajomych zbiera książki. Dla mnie dom bez nich jest trochę pusty. Nawet patrzenie na nie sprawia mi przyjemność. Nieprzeczytana książka jest tylko kawałkiem makulatury, ale przeczytana jest wspaniałym wspomnieniem, piękną historią zaklętą na kartach papieru. Czasami biorę do ręki którąś ze swoich książek, otwieram na przypadkowej stronie i czytam jeden, dwa rozdziały. Wtedy cała historia, bohaterowie, wydarzenia stają mi przed oczyma.
Ta możliwość, że zawsze mogę zajrzeć do ulubionej książki, jest jednym z powodów, dla których lubię je kupować.

Joka

Joka

7.01.2007
Post ID: 7090

W wieku 4 lat miałam taką dmuchaną bajkę, z którą się w wannie moczyłam. Czytać raczej nie umiałam (i tak niewele było w niej tekstu), ale obrazki były w niej bardzo ładne. ];)
Pare lat później dorwałam "Małego Księcia", "Kubusia Puchatka" i "Łyska z pokładu Idy". Dzisiaj (kierując się ilością treści, a nie obrazków) moge z czystym sumieniem stwierdzić, że to są książki mojego dzieciństwa. Wszystkie ujeły mnie głównymi bohaterami: Mały Książe, (wytrwały w dążeniu do celu chłopiec, szukacjący przyjaciół), Kubus Puchatek (ograniczony rozumek, ale bardzo pozytywne nastawienie do świata) i Łysek (konik górniczy, którego historia mnie bardzo poruszyła).
Jednak książki zainteresowały mnie o wiele później, wszystko zaczeło się od "HP i czary ognia". Zrobiłam wielkie "wow" i już masowo czytałam wszystko co wpadło mi do ręki, by odnaleść się jakoś w świece literatury.