Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Niespełnione nadzieje"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Niespełnione nadzieje
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Islington

Mistrz Islington

19.01.2007
Post ID: 7382

Kolejny temat stworzony na życzenie, rad jestem, że otrzymuje cenne sugestie od Toczących dysputy.

Tutaj rozmawiamy o filmach, które okazały się gorsze nić plakat i trailer.
Zawiodły nas, ale nie pozwólmy by zawiodły innych, bądźmy świadom tego czego się spodziewać.

Jednym z takich filmów (choć nie do końca) jest "Królestwo Niebieskie",
po sukcesie "Gladiatora" byłem bardzo zniecierpliwiony oczekiwaniem na ten film. Kiedy dla mnie "Gladiator" był nieziemski w każdym punkcie, to właściwie nie zrozumiałem motywu "Królestwa", że co rycerz to nie łatwe, a kowal kowalem bedzie po wieki wieków?
Od znajomych słyszałem, że Eragon również zawiódł, dlatego nie wybrałem się. Powiedzieli mi ( a znają się na rzeczy), że jak się zobaczy trailer to już nie trzeba filmu oglądać. Ktoś widział?

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

20.01.2007
Post ID: 7388

Garfield I (na dwójkę nie odważyłem się pójść) i Madagaskar. Oba te filmy sprowadzają się do tego, że wszystko co byłpo chociaż śladowo śmieszne upychano do trailera i liczono że przyciągnie ludzi. Przyciągało, ale na Garfieldzie naprawdę miałem ochotę wyjść z kina.

Islington

Mistrz Islington

20.01.2007
Post ID: 7398

Cóż, jeśli chodzi o Garfielda, to zgodzę się tutaj z tobą. Jednak madagaskar wcale nie należy w moim przekonaniu do takich filmów.
Co innego "Dżungla" (która powstała po sukcesie madagaskaru), tam są dwie śmieszne sceny i wszystkie są w trailerach. A pozatym to jest to po prostu bajka dla dzieci, tak jak "skok przez płot".
Dla dorosłych oczywiście też, jednak wypleniło się tych produkcji tyle po sukcesie shrek'a

Takeda

Takeda

20.01.2007
Post ID: 7409

Owszem obejrzałem Eragona, książki nie czytałem, więc nie mam porównania ale może to i lepiej. faktycznie film najwyższych lotów to nie jest, taka kiszka. Islington jeżeli widziałeś trailer to cały film jest od niego z pięć razy gorszy. Główny bohater to taki raczej wioskowy głupek, który uważa, że jest naj... we wszystkim, aktorzy grają bardzo słabo (wyjątek "Jeremi Irons" ale go akurat lubię z resztą tak ginie w połowie), fabuła kiepska, a po napisach końcowych ma się wrażenie, że to dopiero pierwszy odcinek serialu. Wiedźmin przy Eragonie to Władca pierścieni, a raczej podobał mi się średnio.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

24.01.2007
Post ID: 7493

Dobre porównanie. O Wiedźminie nawet nie warto zaczynać. Już zapowiedzi były kichą...

Co do Kur... eee Królestwa Niebieskiego. Szedłem na to z nadzieją, a bo to i temat dawno w kinie nie ruszany i ogólnie bliskie zainteresowaniom - rycerze itp. Pierwsze sceny - hm, nawet fajne, trochę mrocznego klimatu, ciekawe walki. A potem - mada faka. Bzdura na bzdurze i te efekty specjalne. Niedługo już w filmach o Mieszku I trzeba będzie wyp... w kosmos wszystko co się rusza, bo amerykański widz jak nie widzi fajewerków (którą są ni przypiął ni przyłatał) to mu się film nie podoba. Najgorsze, że w sumie nie wiadomo o co chodzi. Patrze w lewo, patrze w prawo i chce mi się wyjść z kina...

Hexe

Hexe

24.01.2007
Post ID: 7496

//Królestwo Niebieskie.. hm.. fakt faktem - podoba mi się soundtrack. A film? Hm.. szczerze mówiąc, nie spodziewałabym się wiele po filmie 'historycznym', w którym gra Orlando Bloom jako bohater pierwszoplanowy. IMO, po roli Legolasa stał się gładkolicym i smagłym bożyszczem nastolatek.

A filmy takie, jak Troja, Królestwo niebieskie i inne pseudohistoryczne wymysły Hollywood to jedynie papka dla tłumów. Nie mówcie, że spodziewaliście się rzetelnego zapisu historycznego ;D?

Zaś żeby nawiązać do tematu.. dla mnie swoistym rozczarowaniem była Maria Antonina. Film zapewne też nijak ma się do historii (poza postaciami autentycznymi), ale też nie nastawiałam się na nic związanego z dokumentem czy czymś podobnym. Czytałam recenzje wcześniej, że Coppola skupiła się na królowej, ukazując ją w zupełnie innym świetle - jako zagubioną, bezbronną dziewczynkę, która dostając dużo funduszy do ręki nie wie, co z nimi robić i staje się rozpieszczonym, francuskim pieskiem. Niemniej jednak.. mam po tym filmie niedosyt. Spodziewałam się czegoś innego. Ale cóż - może taki urok Coppoli (może - nie oglądałam Między słowami// ;P)..

Grenadier

Kanclerz Grenadier

31.01.2007
Post ID: 7612

W poniedziałek leciał Obcy IV. Dobra okazja by o nim napisać.

Już sam fakt, że to czwarta część przygód Rypli (piszę tak celowo) i robali powinna twórcom zapalić ostrzegawcze światło we łbach, że nie ma lekko i widzowie będą surowi. No i moim zdaniem do scenariusza zabrali się z głową (nie czytałem, ale film znam chyba na pamięć). Dlaczego więc obraz jest taki skopany?

Najpierw o założeniach. Pomysł na film - sklonowanie głównej bohaterki i z jej DNA wyłowienie X i Y obcej rasy (pomijam, czy z naukowego punktu widzenia ma to sens, z punktu widzenia SF bowiem ma) był dobrym początkiem. Do tego doszło przesłanie - pokazać na tym przykładzie jak wiele jeszcze nie wiemy o nas samych, by ważyć się na klonowanie ludzkiej istoty, bo mogą wyjść z tego potwory. Film SF z głębszym przesłaniem - a czemu nie i Obcy IV był na to dobrym zamiarem. Do tego warstwa sensacyjno - dramatyczno - jakaśtam. By widz się nie nudził, ale i by po wyjściu z kina pomyślał chwile.

No i film się dobrze zaczyna. Wprawdzie mi brakuje kilku scen, które by go uatrakcyjniły (np. scena ze zdobyciem "towaru" przez piratów). Ale mniejsza o to. OD początku budowany jest nastrój, coraz więcej grozy. Postać nowej Rypli rysowana jest też po kawałku dając widzowi przedsmak tego, co się może dziać w dalszej części. Poznajemy cały zbrodniczy plan. Następuje pierwsza kulminacja - robaki się uwalniają (chociaż sama scena - "rozmowa" alienów jest kretyńska) no i coś zaczyna nie grać.

Dla mnie film dzieli się na dwie części. Do sceny w zalanej kuchni i po niej. Do tego momentu jest w miarę OK, a potem idę do kompa bo nie warto męczyć oczu. Dlaczego? Już mówię.

Nie wiem co za baran w tym momencie zmienił scenariusz. Ale to po prostu widać. Wydaje mi się, że skończyły im się pieniądze i resztę dokręcili po łepkach.

Sama scena zaraz po wyjściu z wody w szybie windy. Łajnona - czyli terrorystka-cyborg - jak może ktoś pamięta zostaje zastrzelona tuż pod drzwiami, do których cała drużyna pier... eeee Rypli zmierza. A parę scen wcześniej było wbijane widzom do głów, że innej drogi jak pod wodą nie ma i te drzwi to brama do raju. No więc Łajnona wpada do wody, akcja trwa dalej, po chwili słychać syk (każde drzwi w SF syczą ;) i Łajnona stoi za nimi. Jak to pierwszy raz zobaczyłem to sobie pomyślałem, że jakieś jaja... Ale potem dalej same bzdety. I w sumie nic ciekawego. Bo nie ma już w zasadzie żadnego budowania klimatu czy podtrzymywania klimatu, sceny są przewidywalne, a niektóre żałosne (głos w pokładowych głośnikach "wszystkich obcych zapraszamy do sektorów..." - ani to śmieszne ani nic, bo przecież obcy mowy nie kumają). Końcowej sceny nawet nie chce mi się opisywać...

Teraz zarzuty. W filmie tylko minimalnie wykorzystano fakt, że Ryplej jest po części alienem i ma nadprzyrodzone możliwości. Nawet końcowa scena tego nie rekompensuje. Zresztą - co za idiota wymyślił tego gluta, który miał być połączeniem człowieka z alienem? Końcówka jest bardziej tragikomiczna niż dramatyczna i daleko jej do wszystkich trzech poprzednich cześci, gdzie obcy to był obcy i zaskakiwał wyglądem. Tu też zaskakuje, ale zupełnie in minus.

Podsumowując - jedna z większych wpadek SF. A dla mnie, jako fana serii, totalna porażka.

Sulia

Sulia

31.01.2007
Post ID: 7613

Gren, nic dodać, nic ująć :)

Zawsze jak idzie któryś z filmów o Obcym, choćby się paliło, waliło itd. to i tak zasiądę przed telewizorem by zobaczyć zmagania Ripley i potwora/potworów z kosmosu. Mam słabość do całej serii, chociaż, wg mnie, na podziw zasługuje tylko Obcy I. Kolejne oglądam chyba z sentymentu dla jedynki. Coraz więcej w nich potworków, krwi i krwi. Po III, która zaciekawiła mnie bardziej niż II, już zadawałam sobie pytanie, niby jak oni Ripley wskrzeszą. No ale wszystko jest możliwe. Zaczyna się ciekawie, przy tej scenie z Winoną i drzwiami, podobnie jak u Grena, zaczynają pracować szare komórki i próbuję zrozumieć jak ona się tam dostała. Jako, że film idzie dalej, tłumaczę sobie ten cud jej "cyborgowością" ;) Na samym końcu mam ochotę wyłączyć telewizor, gdy widzę tę mieszankę mającą słabość do ludzkich mózgów. A te jego oczka... I w tym momencie zadaję sobie pytanie, po co ja to właściwie oglądam. A za jakiś rok znowu przemęczę całą serię :)

PS. Nie szykuje nam się jakaś V ?

Mirabell

Mirabell

6.02.2007
Post ID: 7789

//Pachnidło. Może i ten film nie jest aż tak źle zrobiony. Może rozczarowałam się dlatego, że znam książkę (niekoniecznie genialna, ale niezła). Może to i dobry reżyser. Jednak ja nie rozumiem sensu tego rodzaju ekranizacji, w których fabułę wyjaśnia głos zza kadru czytający fragmenty powieści. Zresztą jak pokazać zapach, a przecież o zapachach rzecz?

Owszem, chwali się jako takie trzymanie się fabuły (podkreślam, jako takie... wycięta została scena humorystyczna, dodane zaś końcowe "marzenia" głównego bohatera, które kompletnie psują wymowę całości). Zgodziłabym się nawet, że zdjęcia nie są złe. Ale fakt, że głównego bohatera gra nieco za ładny chłopaczek i że z książki o prawie do własnej tożsamości (przynajmniej ja ja tak zrozumiałam; posiada ona co prawda wygodną etykietkę powieści postmodernistycznej, co w praktyce oznacza często "odczepcie się wszyscy od sensu", ale powiedzmy, że można się tam czegoś takiego dopatrzeć :P) zostało zrobione bądź co bądź filmidło... ciężko to wybaczyć.

Zastanawiam się, czemu nikt jeszcze nie wymienił wspaniałej Diuny// Lyncha... piszę "wspaniałej" bo jak dla mnie (tak, tę książkę też znam) to było tak głupie, że aż zabawne... do niektórych scen wracałyśmy z koleżanką kilka razy ;]

Grenadier

Kanclerz Grenadier

8.02.2007
Post ID: 7828

Włala ;)

Tę Diunę oglądałem raz i mi starczyło. A ponieważ film jest przede wszystkim sztuką obrazu i karmą dla oczu (i w kolejności wyobraźni) to jest, oj jest się do czego czepiać.

Ale najpierw pochwały. Jest tam kilka niezłych rzeczy i plenery czy czerwie generalnie mi się podobały. Także fremenowie czy wygląd pałacu - taki XIX wiek przeniesiony w klimat SF. Po prostu było OK do momentu, gdy reżyser miał przed sobą zadanie, które jego wyobraźnię przerastało. A tym były rzeczy z klasyki SF czyli loty kosmiczne, technika itp. Tu David dał tak totalnie ciała, że racja, z filmu zrobiła się parodia SF.

Ponieważ w filmie jest tego masa - skupię się tylko na kilku przykładach.

Sam Frank Herbert miał chyba problem z opisem zjawiska, jakim są "nawigatorzy" i po prostu dał sobie spokój ze szczegółami, bo w końcu nie jest to aż takie ważne dla całości. Szkoda, że Lynch nie poszedł tym tropem. W filmie jest długaśna scena pokazująca, jak za ich pomocą odbywa się pokonywanie przestrzeni kosmicznej - co nawet nie jest przestrzenią komiczną, a delikatnie mówiąc obleśną. Przepraszam za wyrażenie, ale inaczej się nie da - bo ja zupełnie nie rozumiem, po jaką cholerę te dwie "vaginy" w akwarium się męczą, skoro film śmiało by się bez tego obył. Wygląda to na tak kompletną bzdurę i jest w dodatku tak niesmaczne, że szkoda gadać.

Natomiast do scen komicznych, chociaż wcale takie nie miały być, zaliczam szturm sardaukarów, a dokładnie wnętrze statku komicznego i wygląd osób się temu przyglądających. To co, miało podkreślać splendor i jednocześnie zgniliznę cesarskiego dworu wygląda znowu śmiesznie i żałośnie, a już kręcący się na obrotowych stołkach goście i dopingujący szturm przez jakieś dziwaczne peryskopy zawsze mnie rozbawiały do łez.

Domyślam się co chciał Lynch pewnymi pomysłami osiągnąć. Ale wydaje mi się, że jego wizja zbyt daleko odbiegła od wizji i co gorsza przesłania powieści Herberta. Wyszedł po prostu totalny knot, którego nie ratują ani całkiem niezła obsada, ani całkiem dobra gra niektórych aktorów. Cóż, wielka szkoda, zwłaszcza, że po tym dziele wielu fanów SF alergicznie reaguje na Diunę...

Mirabell

Mirabell

17.02.2007
Post ID: 8039

Zapomniałabym o pierwszych częściach Gwiezdnych wojen. Cóż, wiadomo było, że to już nie będzie to. Ale przykrywanie efektami specjalnymi kiepskiego aktorstwa (jak ja nie lubię Christensena...) i ogólnego braku pomysłów... osobiście na trylogii się wychowałam, więc rozczarowanie naprawdę wieeeeelkie.

Co do Marii Antoniny to się zgodzę – film do niczego. Sofia Coppola niestety się powtarza, i to powtarza albo najmniej pasujące do filmu (niewielka ilość dialogów jak w Między słowami) albo ogólnie kiepskie pomysły (główna rola dla ani ładnej, ani interesującej Kristen Dunst i kobiecy albo może raczej „dziewczęcy” klimat, jak w Przekleństwach niewinności. Które, nawiasem mówiąc, nie są aż takie złe, chociaż to trochę trąci uproszczoną wersją Pikniku pod wiszącą skałą :P). Ja rozumiem, że ten film nie miał być wiernym odtworzeniem historii, tylko obrazem fascynacji samą postacią, ale po co te cukierkowe kolory? To nachalne uwspółcześnianie poprzez muzykę (może mnie się tylko wydaje, że to miało pokazać jaka to ta Maria Antonina była podobna do każdej współczesnej nastolatki i jak w ogóle została wrzucona w niewłaściwe miejsce i czas... cóż, interpretacja jest mniej ważna, The Cure jako ilustracja do koronacji Ludwika XVI mnie z lekka podłamało)? A skupienie się na postaci... no cóż, jak dla mnie wyszło płytko, oj płytko. I tylko film się przez to nie klei.

I jeszcze warto wspomnieć o 8 i pół kobiety... naczytałam się dobrych recenzji i podeszłam do filmu z życzliwą ciekawością (mimo, iż wcześniej obejrzałam Pillow book i uznałam go za co najmniej mało interesujący). Może ja tego i rzeczywiście nie zrozumiałam, ale jak dla mnie to był film o niczym zaprawiony paroma tanimi symbolami.

Ps. Sul: przecież Obcy kontra Predator był :P

Takeda

Takeda

22.02.2007
Post ID: 8119

Obcy kontra Predator, to pozycja idealna do tego tematu, po tym filmie oczekiwałem bardzo dużo, (tym bardziej, że dużo czasu grałem w AVP2 na kompie i pamiętam tą magię, gry żołnierzem) mrocznego klimatu walki pomiędzy myśliwymi i drapieżnikami, a w tle ludzie złapani w pułapkę tej wojny, zaszczuci i uciekający ,zdziwieni, że jednak to nie oni w tym świecie stoją najwyżej w łańcuchu pokarmowym. W zamian dostaliśmy kulejącą fabułę i niekonsekwencje twórców filmu, rozbiła mnie szczególnie końcowa scena, gdzie w myśl praworządnej Ameryki, czarnoskóra bohaterka, okazuje się najlepszą łowczynią i zostaje przyjęta do klanu predatorów. Film ten miał doskonałą bazę: gra, i solowe "występy" głownych bohaterów, potencjał niezły lecz został on zmarnowany na rzecz kiczu który na tym dorobku miał za zadanie zarobić kasę.

Z Diuny do dziś pamiętam słowa "Twoja woda należy do plemienia"
Mimo wszystko zaliczyłbym go na plus.

Islington

Mistrz Islington

28.02.2007
Post ID: 8197

Ja jednak wezmę w obronę nowszą trylogię gwiezdnych wojen.
Zgodzę się tutaj, że "Mroczne widmo" było dużym rozczarowaniem, ale już w "Ataku klonów" widać było, że sprawy idą w dobrym kierunku (nie licząc nudnych "romantycznych" scen Padme i Anakina).

A "Zemsta Sithów" według mnie nawiązuje do starej klasyki z powodzeniem.
Przedstawiając masakrę Jedi, przeobrażenie Anakina i upadek Republiki można było się pokusić o ogromne nadużycia, które na całe szczęście nie wystąpiły.
Trzecia część wkręca w klimat, jest zdecydowanie najlepsza z wszystkich trzech.
Zresztą scenę, w której Obi-wan wykrzykuje umierającemu Anakinowi "You were the chosen one! I loved you" osobiście uwielbiam.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

28.02.2007
Post ID: 8211

Na razie nie wypowiem się co do "nowszej" trylogii SW, ale na razie mam mieszane uczucia. Na pewno to wina zbytniego zinfantylizowania Mrocznego Widma, a już pewne typowe dla amerykańskich nastolatków wstawki (wow itp) delikatnie mówiąc mnie wk... Pomijam już dubbing (maszakra).

Wrócę za to do Aliena vs Predator. Zgadzam się, ale tak się niestety dzieje często - doskonała baza, a film kicha straszliwa. W tym filmie było to samo i nie ratuje go kilka naprawdę niezłych scen, jak np. polowanie na ludzi na powierzchni, wśród zlodowaciałych ruin porzuconej bazy. To było to, co przypominało mroki pierwszego Aliena. Niestety, bzdur scenariuszowych jest tam tak wiele, że szkoda oczu...

Greenman

Greenman

1.03.2007
Post ID: 8224

Faktycznie i mnie strasznie drażni zrobienie Mrocznego Widma, jako filmu dla dość młodych nastolatków. Rozumiem chęci pozyskania nowej młodej widowni, utożsamiającej sie ze świeżym filmem, ale to co się stało to lekka przesada. Krew mnie zalewa na tę pajacowatą postać Jar Jar Coś Tam, koszmar zrobiony w celu sprzedaży maskotek (maskotka hahaha) w sklepach z gadżetami. Ochydztwo. Grenadier masz rację z tą cukierkowato amerykańską postacią młodego Anakina (Wow ale słodki ten malec bbbrrr).
Zgadzam sie jednak że im dalej tym faktycznie lepiej. A 3 część jest już w porządku.

Ghost

Ghost

3.03.2007
Post ID: 8277

Zawiodłem się kosmicznie na nowym "Hannibalu".
Co prawda, z samego filmu nie dało się wycisnąć szczególnie dużo, jako, że jest jeno filmową adaptacją nędznej książki (Harris powinien spłonąć za tę kiszkę), ale rany boskie, tak drewnianego i śmiesznego widowiska nie widziałem długo. Chociaż spora w tym wina książki - wytłumaczenie pobudek Lectera (który jest co prawda zlepkiem wielu "złych" z innych dzieł literackich i nijak ma się do oryginalności) jest po prostu naiwne i komiczne. Mamy uwierzyć, że został inteligentnym psychopatą-kanibalem, bo kontaktował się ze swoją obytą ciotką, córką ambasadora, a jako dzieciak zobaczył nazistów jedzących jego rodzinkę? Dajcie spokój, nawet motyw "miłości" pomiędzy Starling a Lecterem był mniej naiwny i cieńszymi nićmi szyty.
Pomijam już drewniane aktorstwo Gasparda Ulliela - ten facet może się doskonale spisywał przy całowaniu pięknej Audrey "Amelii" Tautou przy "Bardzo długich zaręczynach", ale jako zabójczo inteligentny wariat-morderca jest po prostu śmieszny i w tej roli lepszy byłby nawet Hasselhoff.
Rhys Ifans, mimo, że aktor z niego niezły, do tego filmu pasuje jak pięść do nosa - oglądając go, mam skojarzenia tylko i wyłącznie z "Wojną plemników", "Notting Hill" i teledyskiem do "Importance Of Being Idle" Oasis, po prostu śmiałem się, oglądając go jako Grutasa (już nawet nie wspominam swojej reakcji na dźwięk nazwiska "Grutas", które polski dystrybutor powinien zmienić na jakieś bardziej neutralne, bo połowę filmu spędziłem na wymyślaniu kolejnych wariantów).
Jedynym plusem jest Gong Li, która jest po prostu piękna i wyciska co się da z naiwnej postaci Lady Murasaki.

W sumie, to ten film jest zły pod prawie każdym względem (poza Gong Li), zaczynając od trailerów, przez zabawny plakat (Ulliel w słynnej masce wygląda jak Teletubiś albo fiński troll), kończąc na scenach cholernego bushido - rany boskie, czy w każdym "originie" główny bohater musiał wywijać kataną za młodu?

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

6.03.2007
Post ID: 9938

Ja z kolei jako zacięty fan gwiezdnych wojen będę jechał po całej trylogii ile się tylko da, problem w tym, że ilość rzeczy do jakich by się można przyczepić jest niebotyczna, i ręce opadają jak się tylko usiłuje je zliczyć. Zacznę od tego co najbardziej mnie zawiodło - absolutnego pominięcia, nieuwzględnienia wątków książkowych. I nie chodzi mi o to że nie nakręcili cyklu o Admirale Thrawnie, chodź to chyba akurat najlepsza powieść ze SW, i na dodatek trylogia, ale malownicze olanie wszystkiego co do tej pory się w książkach pojawiło. Setki planet, pojazdów kosmicznych, cuda niewidy i na patyku, do wyboru zresztą. Poza tym, jest to ordynarne odcinanie kuponów od wspaniałej sagi, spłycanie jej, obrzydanie fanom... Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale za wielką wodą powstało całkiem sporo filmów o SW, nawet był serial o księżnicce Ewoków, seria komiksów Dark Empire (Imperator powraca :]) i tak dalej. Wymyślenie czegoś zupełnie nowego przy tak obszernej bazie materiałowej, i to całkiem porządnej i oryginalnej( w większości), niejako implikuje powstanie wydumanego, nieralnego i komicznego gniota. I nie zgadzam się z tym, że z każdą kolejną częścią jest coraz lepiej. Ciągle te same tanie chwyty pod publiczkę, wątpliwa fabuła, wszystko prowadzi tylko do ukazania widowiskowej bitwy z dużą ilością efektów specjalnych. Nie na tym polega urok tej serii.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

8.03.2007
Post ID: 9952

Van, chyba trafiłeś (celnie, hehehehe) w samo sedno. Ja rozumiem po części argumenty Lukasa, że kręcił od końca i scenariusz, czy raczej skrypt całości, miał od dawna gotowy, a tylko przerobił to na potrzeby współczesnej techniki. OK, ale jest jedno ale, o czym zresztą piszesz. Rzeczywistość wyprzedziła rozum Lukasa o wiele długości i fani serii dostarczyli mu tyle materiału, że aż dziwne, że z niego nie skorzystał. Owszem, było też sporo gniotów (polecam wszystkim dla przykładu "powieść" Imperium Kontratakuje - takie steku kretynizmów w SF wcześniej nie czytałem, chcociaż jest to na bazie scenariusza...), ale generalnie rozwinięcie pomysłu w mega opowieść o całej galaktyce, stworzenie historii, które czasem tylko stykają się z głownym wątkiem - tego mógł dokonac tylko zbiorowy geniusz fanów (dla przykładu - opowieści z tawerny w Mos coś tam to dla mnie przykład, jak można wspaniale opisać jedno i to samo wydarzenie widziane oczyma róznych uczetników - od orkiestry po tego gostka, którego przestrzelił Han Solo).

Cóż - Lukas poszedł za podszeptem gadżeciarzy i wyprodukował średniaka poprostu. Ehhh

PS. podrzuć mi tytuł powieści o admirale. Poszukam i na własne oczy chętnie się przekonam...

Islington

Mistrz Islington

1.06.2007
Post ID: 16129

Pozwole zadać sobie pytanie o trzecią część "Piratów z Karaibów".
Czy warto wybierać się do kina? Nie słyszałem jeszcze żadnej opinii, a bardzo ciekaw jestem tego, czy trzyma się klimatu poprzedniczek i czy fabuła nie jest zbyt zakręcona. Widziałem trailer, w którym nagle rozgrywa się wielka bitwa (skąd ci ludzie się tam wzięli? )

Islington

Mistrz Islington

25.09.2007
Post ID: 19681

Temat trochę nie pasujący do mojej wypowiedzi, ponieważ wcale nie szedłem na "Katyń" z wielkimi nadziejami.

Zachęcam do lektury recenzji Nutka, z która prawie całkowicie się zgadzam.
Chciałbym odciąć się od tego czym jest ten film dla Polaków, szczególnie starszych (a propo, czytałem podniosłe opowieści o ludziach płaczących w kinie, a spotkałem tyko jedną starszą panią, która rozmawiała podczas projekcji przez telefon)

Po wyjściu z kina, doszedłem do tego, że Wajda zdecydowanie nie powinien kręcić już filmów.
"Katyń" można byłoby skrócić do 20 minut i zdecydowanie to by wystarczyło.
Historii opowiedzianych przez niego jest przynajmniej o jedną za dużo i tu zgadzam się z moją siostrą, że są zdecydowanie zbyt tendencyjne.
Znalazłem jedną pozytywną rzecz!
Otóż sceny Katyniowskiej rzezi nie są ani zbyt krwawe, ani zbyt łagodne. Są idealnie wyważone, a tego bardzo się obawiałem.
Jednak to co działo się w Katyniu zajmuje niewielką cześć filmu, więcej mówi się o losach czekających żon, o tym jak po wojnie wszystko było tuszowane.
Cóż, Wajdzie pozostało nakręcić jeszcze Westerplatte...