Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ballada: Pirackie Widmo"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ballada: Pirackie Widmo
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9158

Szept nie miał zamiaru zostawać w hotelu, nie miał też jednak zamiaru wybierać się z nikim na przechadzkę mającą na celu oglądanie krajobrazów. Podniósł się ze swego miejsca i w milczeniu opóścił hotel. Nie lubiał chodzić po ulicach zatłoczonego miasta w dzień, było to sprzeczne z jego mroczną naturą. Wiedział jednak, że jeśli misja ma przynieść mu jakiekolwiek korzyści, a chodziło tu tylko i wyłącznie o nie, musi zaciągnąć języka u kogoś kto wie więcej niż urzędasy gubernatora... a w tym porcie znajdował się ktoś taki. Szept wpełzł w niewielką uliczkę i kiedy nikt nie patrzył podniósł kratę i wpełzł do kanału.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9159

Współtowarzysze Szepta zdążyli się już przyzwyczaić do ostentacyjnego zachowania najemnika. Zatem i to nagłe wyjście towarzysza nikogo nie zadziwiło.

Thurvandel spojrzał na Dena i rzekł:
- Owszem... też mam dość tego portu i tego zajazdu. Chętnie rozejrzę się po mieście.
Zarzucił swoją torbę na plecy, z krzesła podniósł swój płaszcz i wraz z Denadarethem wyszedł z pokoju. Anthony na powrót zapadł w leniwą drzemkę, Eru z Alavanderem podjęli niedokończoną partię szachów, Nami zatopiła się w kartach nowonabytej księgi "Wybrane gatunki ryb wybrzeża Kalwadoru", a Sharwyn zajęła się naprawą sprzączki u buta. Nagash po chwili namysłu naciągnął swój kaptur na twarz i ruszył w ślad za smokiem i elfem. Jemu także sprzykrzyło się już ciasne pomieszczonko.

*

- Wcale ładny porcik tu mają...
- eee... port jak port... Brud, bałagan, śmierdzi rybą i rybakiem. Chodźmu troszkę szybciej. Mdli mnie ta atmosfera.
- Proponuję zatem udać się w górę, do miasta. Tam nie powinno tak cuchnąć.

Trójka obcokrajowców skręciła w wąską uliczkę prowadzącą ku centralnej części miasta. Pałętające się na ulicach koty i dzieci przyglądały się im z zainteresowaniem.

*

Po 10 minutach spaceru nekromanta, cyrulik i smok dotarli na niewielki rynek. Murowane kamieniczki, mimo że niewielkie, świeciły przepychem i szchludnością, a na centralnym placu rynkowym wznosił się smukły i wdzięczny budyneczek ratusza. Przed ratuszem znajdował się równie smukły i wdzięczny szafocik, na którym dwóch czeladników katowskiego rzemiosła rozkładało nowe, czyste, śnieżnobiałe sukno. Stare było już zbyt zużyte i zabrudzone.

Z zewsząd rozchodził się wesoły gwar tętniącego życiem miasta. Gdzie by nie spojrzeć, w oczy rzucały się kolorowe straganiki. Klienci wyklinali na kramarzy za zbyt wygórowane ceny, kramarze na rajców, którzy nakładają zbyt wysokie podatki, a rajcy na obywateli, którzy podatków nie płacą.

Trzech towarzyszy rzuciło się w nurt wielkomiejskiego handlu detalicznego.

***

- Mam nadzieję, że nie będą się włóczyć po tym mieście cały dzień, mamy robotę do wykonania i nietaktowną rzeczą, byłoby przystąpić do niej później niż zaraz po przybyciu do tego śmierdzącego portu - skrzywiła się Nami.
- Oj... się przejmujesz. Dopiero przybyliśmy na miejsce. Nawet nie mamy żadnych instrukcji, co do dalszych poczynań. Nigdzie nam się przecież nie spieszy. Zresztą... pewnie Szept już się informacjami zajął. Jeżeli przyniesie ze sobą jakąś konkretną wiadomość, to z rana zajmiemy się zadaniem. - odpowiedział Eru
- Jeżeli...
-... nie, to z rana konkretnych wiadomości poszukamy. Nie pali się.
- Ech...a szkoda...

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9160

Anthony obudził się. Rozejrzał się leniwie po okolicy, i spróbował wstać.
- Arrgh. - jęknął.
Czuł, że jego kitel lekarski zaczepił się w jakąś sprężynę na kanapie. Cechą Edwardsa było to, że nie znosił wygodnych miejsc. Im bardziej się wyginał, i im większe miał problemy ze wstaniem, tym lepiej się czuł.
Naturalnie, wypadnięcie dysku odpada.

Anthony nie miał na sobie pancerza. Tutaj nie było potrzeby. Poza tym, jakoś bardziej go kręciło odpoczywanie w przewiewnej, białej koszuli, skórzanej kamizelce, białym kitlu i w spodniach, niż w jakimś wielkim, krzykliwym, metalowym cholerstwie.

Edwards wstał z kanapy, i wyszedł z pokoju. Jego towarzyszy zdziwiło to, że drzemał marne dziesięć minut (Anthony uważał tak długi sen za błogosławieństwo. Zwykle wcale nie sypiał).

Tymczasem dowódca kursował po pokojach, aż doszedł do recepcji w hotelu. Zrobił kilka kretyńskich dowcipów recepcjoniście ("Macie może wielke, dziesięcio funtowe kulki? To jak możecie chodzić prosto?!"), po czym wyszedł na zewnątrz.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

4.03.2007
Post ID: 9161

- Nudzi mi się... - mruczała Nami - idę na miasto, może znajdę coś ciekawego do czytania lub z ekwipunku żeby się pobawić i jakoś to uformować. Bo to "cudo" co mam to takie sobie jest. Eru wiesz jak się ze mną skontaktować - mrugnęła elfka i z tymi słowami wyszła z pokoju. Skierowała się do drwi wejściowych hotelu.

Gdy wyszła na zewnątrz jej oczy oślepił blask wysoko stojącego na niebie słońca a do nozdrzy doszedł zapach ryb, do którego nie była przyzwyczajona. Gdy wreszcie zaczęła widzieć ruszyła w dół głównej ulicy. W ten sposób trafiła do części portowo-handlowej. Spytała jednego z kupców jak można wyjść z tego labiryntu i dotrzeć do jakieś kuźni tudzież sklepu z wyposażeniem dla magów. Mężczyzna z uśmiechem na twarzy wskazał jej drogę. Klucząc pomiędzy labiryntem uliczek trafiła do sklepu. Stanęła i zaciekawiona przeczytała napis "Wszystko dla wiedźm, czarodziei, magów i innych cudaków". Z uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi i weszła do środka.

- Czym mogę panience służyć? - odezwał się gospodarz
- Szukam jakieś ciekawej lektury, mile widziane księgi magii ognia, przywołania demonów etc. Płacę gotówką - potrząsnęła sakiewka przymocowaną do pasa z kataną.
- Tak jest - sprzedawca znikł na zapleczu.
Nami czekała dość długą chwilę zanim się znów pojawił. Pokazał jej różne księgi, oprawione w aksamit, cielęcą skórę, w drewno.
- To znam, tą czytałam i wszystko z niej już umiem. To jest kiepskie - wybrzydzała i wyliczała elfka. - A ma pan coś ze stopniem zaawansowania "arcymag" zadając to pytanie w jej oczach pokazały się małe ogniki. Kupiec wzdrygnął się, ale zaraz wrócił do siebie.
- Rozumiem o co pani chodzi - znów zniknął na zapleczu. Tym razem po krótszej chwili pojawił się znów. Podsunął jej pod nos "Księga wtajemniczenia poziom 6 - magia ognia Kalwadoru". Na twarz elfki wypełzł uśmiech.
- O to mi właśnie chodziło - odezwała się z radością w głosie.
Zapłaciła dość dużą sumę jak za książkę i cała zadowolona z siebie i swojego nowego nabytku ruszyła z powrotem do hotelu.

Gdy dotarła do pokoju, położyła się na swoim łóżku i zaczęła się wczytywać w zdobycz.

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9162

Tymczasem Anthony odwiedził szpital polowy w mieście - szczególnie interesowała go izba przyjęć. Naturalnie, nikt sobie z niczym nie radził.
Czasem, gdy nie dało się uleczyć kogoś magią, trzeba było zająć się nim osobiście.
Potrzebna była fizyczna interwencja, po prostu.

Ktoś Anthony'ego pomylił go z lekarzem, i poprosił do pacjenta w stanie krytycznym. Edwards wykonał na ciężko chorym masaż serca i zlecił dożylne podawanie dziesięciu miligramów eliksiru tamującego co godzinę, a potem wypisał pacjentowi receptę na leki.

Edwards skierował się do hotelu ze świadomością, iż przypadkiem uratował komuś życie... (Anthony Edwards słynie ze sklerozy, której obiawy miał już jako jedenastolatek. Przypominał sobie różne rzeczy sprzed dziesięciu lat, a nie pamiętał co robił wczoraj. Ta sama sytuacja wydarzyła się ze wspomnianym pacjentem. Edwards przypomniał sobie parę rzeczy jeszcze z Akademii Wojennej.)

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9163

Buty "Szeptu" rozpryskiwały cuchnące ścieki kiedy wędrował kanałami. Uśmiechnął się pod swoim kapturem gdy doszedł do znajomego rozwidlenia korytarzy, które pamietał pomimo upływu lat. Sięgnał, z nieciekawym grymasem na twarzy, pod "wodę" płynącą kanałem i wymacał ukrytą płytę. Podniósł ją i zanim do tunelu poniżej wlało się za dużo pomyj zszadł w najgłębsze partie kanałów. Zapalił pochodnię - zawsze starał się mieć jedną ze sobą, i ruszył prosto w drewniane drzwi znadujące się naprzeciw niego. Drzwi otworzyły się bezszelestnie - dziwne było że drzwi nie skrzypiały pomimo upływu lat, a Szept wiedział dlaczego. Jego oczom ukazała się przygarbiona sylwetka stojąca w rogu pomieszczenia... Szczurołak:
-Miałem nadzieję, że jużnigdy nie będę musiał cię oglądać! - zasyczał
-Miałem nadzieję, że już nigdy nie będę musiał oglądać twojej futrzanej gęby - odciął się "Szept" - ale to nieistotne. Przybyłem po...
-Informacje - przerwał mu Szczurołak - jak zawsze.
-Co wiesz - Szept nie dał się zbić z tropu.
-Dlaczego myślisz, że cokolwiek wiem?
-Jesteś szczurołakiem...
-A jedynymi stworzeniami jakie mogą dostać się na statek pełen nieumarłych są szczury... czy tak?
Szept milczał...:
-No dobrze - westchnał likantrop - mam jednak tylko ogólne informacje dotyczące liczebności załogi i uzbrojenia statku...
-To wystarczy!
Mówiąc to Szept wyrwał pospiesznie kawałek pergaminu z informacjami z ręki szczurołaka i opóścił pospiesznie pokój nie dziękując nawet.. nie musiał.

Chwilę potem "Szept" wędrował już uliczkami miasteczka ubrany w świeży strój i kierował się do hotelu w którym się zatrzymali.

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9164

Anthony wrócił do hotelu - wszedł do pokoju drużyny, i położył się na łóżku, po czym zaczął rysować w powietrzu jakieś dziwne kształty palcem. Eru zlitował się nad Alavanderem i dał mu zremisować dwa do dwóch w szachach. Mag usiadł koło łóżka, wyraźnie zainteresowany postacią Anthony'ego.

- Hmm... Anthony... Zawsze chciałem o to zapytać kogoś twojego pokroju... - odezwał się nagle Eru do Krawego Kruka.
- Wal.
- Masz... Em... Rodzinę?
- Tak. Mój tata jest nauczycielem w jakiejś akademii w Enroth, bracia zrezygnowali z wojska i zdaje się, że skończyli studia medyczne. Mama nic nie robi... Khe.
- Ee... A planowałeś założyć własną rodzinę?
- Tak. Z pewną nauczycielką języków. Była w moim wieku. Inteligentna, ładna, lubiła mnie... Ale pożegnałem ją - zawód wojaka to nie zawód dla kogoś chcącego założyć rodzinę.
- Może jednak warto było spróbować?
- Może. Ale teraz jest na to za późno. Mogłem o tym myśleć trzynaście lat temu.

Anthony wyraźnie popadł w zadumę po tej rozmowie, więc Eru już nic nie mówił, tylko zapadł w sen.

Sharra

Sharra

4.03.2007
Post ID: 9165

Sharwyn zdrzemnęła się w hotelu. Obudziła się nagle, potężnie ziewnęła, po czym rzekła:
- Dlaczego tu jest tak nudno?
- A co, ktoś cię tu trzyma? - zapytała sama siebie.
"Ech... Znów gadam do siebie. Ha! Musi mi się potwornie nudzić!"
Bardka postanowiła wyjść z hotelu. Rozejrzeć się po Mqtr, zapolować na łowców smoków. I popatrzeć na gryfy.
Sharwyn była zachwycona architekturą miasta. Przypominało jej to nieco ojczyznę - Królestwo Erathii. Lekki wiatr od morza dmuchał jej w twarz. Statki łagodnie kołysały się przy portowym nabrzeżu.
"Ciekawe, gdzie jest najbliższy eksczeńdż. Nie mam tutejszych pieniędzy, tylko stare, dobre, erathiańskie monety."
Na szczęście, kantor był blisko. Jednak Sharwyn zrezygnowała z jego usług, gdy zobaczyła przelicznik:

KAv: Skup: 13,62 Sprzedaż: 7,99
EDk: Skup: 9,99 Sprzedaż: 1,07
BUR: Skup: 1,00 Sprzedaż: 1,00

"Ach, ta kalwadorska uczciwość... Cóż, pospaceruję tu jeszcze trochę. Powęszę."
Bardka uśmiechnęła się szyderczo, jak na czarny charakter przystało, i skierowała się w stronę centrum miejscowości.

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9166

Eru nudząc się niemiłosiernie udał się do recepcji hotelu.
-Czy jest tu gdzieś biblioteka, księgarnia, tudzież inne miejsce w którym mógłbym kupić jakąś książkę?
- Jest, niedaleko stąd. Proszę pójść w prawo i skręcić w trzecią przecznice po lewej. Po prawo będzie księgarnia.
Eru ruszył w jej kierunku. Dotarwszy tam, spokojnie obejrzał półki pełne ksiąg. Znalazł wreszcie to czego poszukiwał: "Historia, legendy i mity Kalwadoru. Oraz jego aktualna sytuacja wojskowo-ekonomiczna". Pomimo że był to gruby tom, zapłacił niewiele. Zadowolony wrócił do hotelu, położył sie na łózku i rozpoczął lekturę.

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9167

Szept wszedł do hotelu, w którym zatrzymali się jego towarzysze podróży. Otworzył z hukiem drzwi do pokoju i wszedł do środka. Rozsiadł się wygodnie na łóżku Nami - wzbudzając tym u niej gniewne prychnięcie - i rzucił zwinięty pergamin na stół pośrodku pokoju:
-Co to jest? - zapytał Eru odrywając się od książki.
-Coś co przysłuży nam się bardziej niż marne informacje sługusów gubernatora - odrzekł pewnym siebie głosem "Szept".
Po chwili wszyscy obecni w pokoju siedzieli przy stole wpatrując się w zawinięty zwój, który Szept trzymał w dłoni.
-Otworzysz to czy nie? - zapytała zniecierpliwiona Nami.
Szept skinął lekko głową, zerwał pieczęć, rozłożył pergamin na stole i rozłożył się wygodnie na krześle nie patrząc nawet na niego. Wszyscy wstrzymali oddech spoglądając na papier. Milczenie narastało aż nagle Anthony warknął:
-Co to jest?!
Szept przekrzywił głowę ze zdziwniem i spojrzał na pergamin, na którym znajdowały się... setki niezdatnych do odczytania znaków o kształtach podobnych do mysich stóp. Towarzysze spojrzeli na niego pytająco, jedni ze złością, inni z wyraźnym rozbawieniem.
-Ten futrzasty, parszywy... - zaczął Szept a głos trzęsł mu się od wściekłości.
-Co to jest?! - powtórzył pytanie Anthony
-To jest wyrok śmierci na pewnego owłosionego osobnika - warknął cicho Szept, bardziej do siebie niż do innych znajdujących się w pokoju.
-Masz dziwnych przyjaciół - rzuciła drwiąco Nami
Szept natychmiast spiorunował ją wzrokiem, a elfka zaczęła odnosić wrażenie, że kroczy po niebezpiecznej ścieżce.
Szept wstał powoli, spojrzał każdemu z obecnych w oczy i powiedział:
-Wybieram się po informacje... i na polowanie - powiedział spokojnie - ktoś wybiera się ze mną?
Widząc wachanie na twarzach towarzyszy dodał, kierując swą uwagę drwiącym tonem zwłaszcza do Nami:
-Mam nadzieję, że nie boicie się myszy...

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

4.03.2007
Post ID: 9168

Nami z ledwo widocznym błyskiem ognia w oczach odezwała się - Ja nie boję się, ale zależy co planujesz, bo nie mam zamiaru narażać życia z powodu twoich porachunków z dawnymi kumplami. - powiedziała elfka i położyła się na swoim łóżku i znów zaczęła czytać księgę.

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9169

Szept postanowił wyjaśnić. Nie było wojownikiem i choć z bronią radził sobie całkiem nieźle to wolał sprawy walki zostawić innym:
-Idę do kanałów po informacje, które mogą nam ułatwić nasze zadanie...
-Tak dogłębne jak te, które już nam dostarczyłeś? - zakpił Anthony
Szept powstrzymał chęć wepchnięcia mu tych słów do gardła:
-Każdy z nas ma swoje powody, dla których zgłosił się na tą wyprawę - zaczął ponownie Szept - Propnuję wam informacje które przysłużą się nam wszystkim. Jeśli chcecie chodźcie ze mną. Schodzę do kanałów wejściem na północ od głównego rynku. Kanałami ruszę na południe, zostawiając wam po drodze znaki. Polujemy na szczurołaka. Bądźcie czujni bo, jeśli as ugryzie lub nawet zadrapie to jedna brzytwa nie wystarczy wam już by się ogolić.
Szept spojrzał po towarzyszach:
-Ja idę - zaczął znowu - podążcie za mną jeśli uznacie to za stosowne - obrócił się i zaczął odchodzić - dobrze byłoby gdbybyście znaleźli Thurvandela. Niektóre ugryzienia da się wyleczyć ziołami.
Po tych słowach opóścił biegiem hotel. Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi... noc -czas szczura - się zbliżała.

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9170

Zachodzące słońce rzucało swe pomarańczowo-karmazynowe promienie na fiord i okręty zadokowane w porcie. Spuszczone żagle i drewniane maszty odbijały kolory słońca. Ruch w mieście powoli zaczął zanikać. Stragany znikały z ratuszowego placu, pustoszały karczmy, ulice, zamykano urzędy. Ruch w porcie ucichł. Mewy, tak bardzo dające swe oznaki życia za dnia, powracały do gniazd na skalistych ścianach fiordów. Niektóre spały na masztach okrętów. Jedna z mew wleciała przez okno i usiadła Anthonowi na brzuchu, poczym narobiła na niego.
- Co za wredne ptactwo! Wynocha! - krzyczał zdenerwowany - Nic ino srać potrafi!!! - Alavander nie mógł powstrzymać się od śmiechu. U Nami pojawił się jedyny dziś, uśmiech na twarzy. Anthony wyszedł do łazienki. Spłoszona mewa usiadła na ramieniu Sharwyn, która wróciła już z miasta. Zbliżała się noc. Na ulicach zaczęło pojawiać się coraz więcej żołnierskich patroli. Portowy garnizon pojawił się na ulicach w pełnym komplecie. Niewielkie fortyfikacje po obydwu stronach fiordu były już obstawione przez żołnierzy. Tymczasem Thurvandel błąkał się jeszcze po miastowych zielarzach, którzy byli dostępni przez całą dobę. Szept przemierzał właśnie ulice z kapturem nasuniętym na głowe, wąskimi uliczkami, wśród ozdobnych kwiatostanów omijał kolejne posterunki i unikał patroli. Przejście przez rynek na północ było zbyt ryzykowne. Na placu było najwięcej żołnierzy, dlatego też poruszał się obrzeżem miasta. Pałętające się koty miałczały nieustannie. Gdzieniegdzie jakiś żądny snu mieszkaniec rzucał w ciemne uliczki kawałki drewana próbując wygonić drące się koty. Thurvandel wyszedł od zielarza i podążał w kierunku hotelu. Nie przerażały go patrole, a żołnierze brali go za jednego z lekarzy, którzy zazwyczaj o tak później porze kończą swą prace. Wychodził od zielarza, więc fakt ten tym bardziej nie wzbudzał u nich podejrzeń. Szept wchodził właśnie w północne tereny miasta. Tymczasem w hotelu zdenerwowany Anthony biegał po budynku i szukał jakiegoś płynu czyszczącego, aby pozbyć się pozostałości po mewie... Nami zasypiała już nad księgą. Alavander obserwował gwiazdy na niebie za pomocą swych urządzeń obserwacyjnych. Den pogrążył się w drzemce. Sharwyn powoli zasypiała na fotelu wraz z mewą na ramieniu. Nagash nie potrzebował snu, dlatego błąkał się po pokoju próbując znaleść sobie zajęcie. Eru zasnął już nad książką o Kalwadorze.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9171

Thurvandel wszedł w uliczkę, przy której stał ich hotelik. Na chwilę przystanął na niewielkim tarasiku przy hotelowym wejściu i wpatrywał się w krwisto-czerwone słońce zatapiające się z wolna w morskich otchłaniach, by rankiem znów rozpocząć swą codzienną wędrówkę. Mewy skrzeczały, kutry rybackie powracały z morza, gdzie rybacy rozściełali już swe sieci, aby rankiem zebrać oczekiwany połów. Smród portowego życia ustępował z wolna orzeźwiającej morskiej bryzie.
Medyk wszedł cicho do pokoju. Alavander nie odrywając oka od soczewki bąknął leniwie
- Witaj Thur... wreszcie jesteś. Szept chciał od ciebie jakąś trutkę, czy odtrutkę... na szczury w każdym bądź razie. Aha... i pomóż Krukowi... biedaczysko się już od godziny męczy z ekskrementami nadmorskiego ptactwa na swej odzieży, może ty coś na to poradzisz.
- Coś się znajdzie zarówno na ekskrementy, jak i na szczury. Jak minął wam dzionek? - spytał wesoło elf.
- Jakoś tak leniwie. Szept biega jak z biegunką gdzieś po kanałach miejskich za jakimiś informacjami - mag wymownie spojrzał w kierunku pomiętego pergaminu na stole - a my tu się nudzimy. Jutro i tak się rozejrzymy za jakimiś konkretami w kwestii zadania, a nasz nadgorliwy najemnik pewnie i tak niczego konkretnego się nie dowie.
Do pokoju wpadł Anthony z pianą na ustach, mrucząc coś o mewich matkach i ich rozwiązłym trybie życia.
- O Thurvandel... masz może coś na plamy pośród tych swoich kolorowych flaszeczek? - rzucił Kruk z błyskiem nadziei w oczach
- Minutkę... poszperam w kufrze... coś miałem - alchemik zamurzył głowę w odmętach swego wielkiego drewnianego kufra i po chwili wśród stukotu szkła i szlestu papieru wynurzył się demonstrując sporą buteleczkę z bezbarwną rzadką cieczą - proszę... wystarczy troszeczkę wylać na plamę i poszorować. Uważaj tylko bo ciecz jest łatwo palna i szybko paruje... aha... i cholernie droga... więc oszczędnie... w tym mieście jest jeszcze wiele mew.
Anthony powąchał ciecz i skrzywił się na intensywny i ostry zapach płynu.
- Dzięki... jesteś wielki - twarz dowódcy rozpromieniła się bezgranicznym szczęściem - ja nie wiem co te mewy jedzą, ale z pewnością nie zwykłe ryby.
Thurvandel popatrzył po towarzyszach. Wszyscy z wyjątkiem Alavandera głośno już chrapali, więc elf sprzątnął ze swojego łóżka porozrzucane pergaminy i położył się w miękkiej i pachnącej pościeli, po czym szybko zasnął twardym snem. Snów jak zwykle nie miał żadnych.

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9172

Księżyc był już niemal w zenicie toteż Szept przyspieszył chcąc wrócić do hotelu przed świtem. Po kilka minutach bezdźwięcznego biegu Szept był już przy płycie do kanałów. Narysował na nim, specjalnym ciepłym płynem, prowizoryczny wizerunek szczura, mając nadzieję, że Nami posiadająca zdolność infrawizji, z racji swego pochodzenia, lub któryś z magów, zauważą go w spektrum podczerwieni i podążą jego śladem. Zszedł do kanałów, zapalił pochodnię i już po chwili podążał tym samym tunelem co dzisiejszego popołudnia. Nie podobała mu się perspektywa walki z groźym szczurem sam na sam w jego domu, ale nie mógł pozwolić aby ta - zatrząsł się ponownie z wściekłośi - bezczelność uszła mu płazem. Wyciągnie od Ravira informacje i stosownie go ukara.
Co kilkanaści kroków Szept rysował specjalnym płynem strzałkę, która miała wskazywać kierunek w którym podąża jego towrzyszom, choć sam nie był już pewien czy którekolwiek za nim podążyło. Po kilku minutach marszu Szept stwierdził, że poziom wody zmniejszył się od jego ostatniej wizyty w kanałach. Za następnym zakrętem zobaczył powód takiego stanu rzeczy. Klapa blokująca wodzie dostęp do najniższych kanałów była otwarta a woda wlewała się obficie do poziomu na którym mieszkał szczurołak. Szept zeskoczył do poniższego poziomu. Woda sięgała mu do niemal do szyi. Co chwilę podskakiwał używając wyporności wody by narysować strzałkę na suficie. Rozsądek mówił mu, że Ravir dawno opóściłby swe mieszkanie w obliczu znienawidzonego żywiołu - a szczury i szczurołaki panicznie bały się wody - lecz instynkt podpowiadał mu co innego. Zaczął płynąć, gdy stwierdził, że tak będzie poruszał się szybciej. Kiedy dotarł do tunelu w którym znajdowało się mieszkanie szczurołaka jego oczom ukazał się widok, który niemal wzbudził w nim współczucie... niemal.
Ravir zwisał bezwładnie przybity do ściany długą włócznią, która przeszyła mu brzuch. Nad wodę wystawała mu jedynie głowa kikut ręki, która została odcięta w barku. Szczur trząsł się straszliwie, a Szept wiedział, że przyczyną tego był zarówno ból fizyczny, wyziębienie a przede wszystkim paniczny strach przed wzbierającą wodą. Przez chwilę Szept myślał by uwolnić przerażonego likantropa, lecz sądząc po ilości czerwieni jaka unosiła się wokół niego i ziejącej dziurze w miejscu oka Ravira i tak było już za późno:
-Przydaj się choć raz w swej nędznej egzysencji i powiedz mi co wiesz - powiedział cicho Szept
Szczurołak zakszlał i wygiął się z bólu. Kiedy się odezwał w jego głosie słychać było drżenie:
-Teraz i tak mi już nie zaszkodzisz. Nie mam ci nic do powiedzenia.
-Wśród moich towarzyszy są potężni kapłani którzy mogą ci pomóc - skłamał Szept wiedząc, że szczurołaka nic już nie uratuje.
Ravir łypnął na niego jedynym, pozostałym mu okiem.
-Wasi przeciwnicy byli przed wami o krok... nigdy mnie nie oszukałeś Szepcie.
Najemnik nieomal parsknął kpiąco na to stwierdzenie, lecz uznał, że lepiej pozwolić szczurołakowi mówić:
-Jest dużo rzeczy, które... musisz wiedzieć - zaczął Ravir, a mówienie przychodziło mu z coraz większym trudem - oni... trupy...
Szczurołak zaczął kaszleć krwią i nie mógł złapać oddechu:
-Wybacz, że cię oszukałem... chciałem żyć...
Smutek i ból w głosie likantropa nieomal sprawił, że w oczach "Szeptu" pojawiły się łzy... nieomal. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dla szczurołaka był najprawdopodobnie jedynym "przyjacielem" od kiedy ten zaczął wieść swą żałosną egzystencję.
-Wybacz... - powtórzył szczurołak - ...przyjacielu.
Szept skinął lekko głową i wyciągnął sztylet. Ravir uśmiechnął się lekko i szepnął:
-Tak... skończ to... to tak strasznie boli.
Szept zacisnął zęby i podniósł ostrze do ciosu, lecz zawachał się czując lekki podmuch ciepłego wiatru:
-Widzę światło - wychrypiał cicho i żałośnie Ravir - w tunelu.
Szept skinął głową i przyłożył ostrze sztyletu do miejsca z tyłu głowy Szczurołaka. Ciepło wzrastało.
-Takie piękne... - wyszeptał ledwo słyszalnie Ravir
Wiatr wzmógł się nagle. Szept odwrócił się momentalnie by spojrzeć w głąb tunelu i zobaczył światło.
Ognista kula pędziła w jego stronę z zatrważającą prędkością! Natychmiast rzucił się pod wodę, a ognisty pocisk przrmknął nad nim uderzając w ścianę, do której przyszpilony był Ravir. Uderzenie zatrzęsło tunelem i na Szepta posypał się tynk. Czuł ogromne gorąco dochodzące znad wody i zaczynało brakować mu tlenu, ale nie śmiał się wynurzyć dopóki nad nim szalało gorące piekło.
Nagle wszystko ustało. Szept wynurzył się nad wodę starając się zaczerpnąć tchu, ale para unosząca się w całym tunelu nie pozwalała mu na złapanie oddechu. Dusił się. Sporzał przelotnie na spopielone ciało Ravira, stłumił uczucia, które się w nim kłębiły i popłynął szybko do wyjścia na wyższy poziom gdzie będzie mógł zaczerpnąć tlenu. Płynąc szybko czuł, że słabnie, obraz rozmywał mu się przed oczami i całe szczęście, że dogasające płomienie na ścianach tunelu , pozostałości po ognistej kuli, oświetlały mu drogę. Zobaczył jak przez mgłę drabinkę prowadzącą na wyższy poziom. Złapał się jej i wspiął się przez dziurę. Natychmiast po wyjściu do głównego kompleksu kanałów złapał desperacko oddech... i stracił przytomność.

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9173

Eru obudził się przestraszony. Za oknem właśnie wschodziło Słońce. Obok łóżka Eru stał Nagash.
- Coś sie stało? - spytał sie Nekromanty
- Najpierw zacząłeś gadać przez sen, coś jakby zaklęcie, a później krzyknąłeś. A oprócz tego Szept nadal nie wrócił.
- Hmm..., a jak brzmiało to zaklęcie?
- Nie znam na tyle twojego rodzaju magii, ale chyba było to raczej coś słabego, jeśli w ogóle było to zaklęcie.
- To NA PEWNO było zaklęcie. Poczułem jakiś potężny sygnał magiczny.
Eru wypowiedział kilka słów.
- To było to. To co powiedziałeś przed chwilą, brzmiało tak samo jak to, co poprzednio mówiłeś - powiedział szybko Nagash.
- Zaklęcie wykrywające osoby i, do pewnego stopnia, magię. Gdzieś niedaleko, najprawdopodobniej w tym miasteczku, zostało rzucone bardzo silne zaklęcie.
- A czy to ma dla nas jakieś znaczenie?
- Samo zaklęcie niekoniecznie, ale bliskość jego rzucenia i nieobecność Szepta - tak.
- No to mam obudzić resztę? - spytał się lisz.
- Jeszcze nie. Wyjdę na miasto i poszukam źródła owego zaklęcia, jakby co to prześle ci magiczny sygnał.
Eru ruszył na miasto, wysyłając co jakiś czas zaklęcie rozpoznawcze. Cały czas kierował się w stronę studzienki do której wszedł Szept.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

4.03.2007
Post ID: 9174

Nami zerwała się z łóżka pod wpływem impulsu mocy, który przeszył jej ciało.
Rozejrzała się pół przytomnie po pokoju. Jej wzrok zatrzymał się na dwóch pustych łóżkach. Popatrzyła pytająco na jedyną nie śpiącą osobę w pokoju - był nią Nagash. Nie zadała nawet pytania, on już zaczął mówić.
- Eru wyszedł biegiem przed chwilą. A szept nie wrócił na noc... Obudził się tak samo nagle jak ty, tylko wcześniej mruczał jakieś zaklęcia.
- Ja się zerwałam bo poczułam impuls jakieś dziwnej, obcej ale zarazem silnej magii. Zaniepokoiło mnie to. Mówisz, że Szept nie wrócił? - zapytała elfka.
- Nie, nie wrócił. - odpowiedział lisz.
- Budzisz wszystkich, idziemy za Eru, jego woń magii wyczuje a Szept może zostawił jakieś ślady - stwierdziła Nami.
Zaczęli budzić wszystkich po kolei. Niektórzy nie chcieli wstawiać o tak wczesnej porze. Ale gdy jedno z nich mówiło o co chodzi od razu zwlekali się z łóżka i odzyskiwali przytomność. W ciągu pięciu minut wszyscy byli już ubrani i gotowi do wyjścia. Szybkim krokiem udali się do wyjścia głównego hotelu.

Brzask wschodzącego słońca z nad tafli morza oślepił ich na kilka sekund.
Nami zdążyła się w tym czasie się skoncentrować i wyczuć lekką charakterystyczną woń magii Eru. Gdy odzyskali wzrok elfka wskazała kierunek i pobiegli tropem, który wyczuwała kobieta.

DruidKot

DruidKot

4.03.2007
Post ID: 9175

- Hm, byłbym wdzięczny, gdybyście - tak na przyszłość - powiedzieli mi, jak udało Wam się obudzić mnie w ciągu pięciu minut. - rzucił Alavander lekko sapiąc.
- Cóż, były problemy. Ale pewnie nie było by ich, gdybyś poszedł spać o normalnej porze. - odpowiedziała Nami. W jej głosie nie było niczego, po czym można by poznać, że się zmęczyła. Hm, dziwne. Przecież drużyna przebiegła już jakieś sto metrów!

Po jakimś czasie ujrzeli Eru, który odsuwał klapę zakrywającą wejście do kanałów.

- Czekaj. - zaczął Anthony. - Pójdziemy z Tobą.

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9176

Budząc się Szept nie czuł się znowu tak źle, jeśli zważać na bliskie spotkanie z ognistą kulą, i choć ciężko było mu nawet dźwignąć się na kolana cieszył się, że nie podzielił losu Ravira. Nagle poczuł lekkie ukłucie w stopie. Obejrzał się i ze wstrętem kopnął drugą nogą szczura gryzącego mu but. Sięgnął dłonią do pasa gdzie znajdowały się butelki z eliksirami uzdrawiającymi, które wziął specjalnie na tę podróż. Wszystkie zostały rozbite i nie zostało w nich ani kropelki. Gdy rozejrzał się wokoło dostrzegł czystą wodę, w której leżał. Było to dosyć niezwykłe jak na kanały. Jego analityczny umysł zastanowił się nad tym przez chwilę i zaraz domyślił się gdzie znajdowała się zawartość jego leczniczych mikstur. To tłumaczyło, dlaczego rany na jego ciele były tak znikome. Kałuża eliksiru wyleczyła go niemal całkowicie, a tymczasowe osłabienie było jedynie efektem walki organizmu z zakażeniem.
Po kilku minutach Szept był już na nogach i słaniając się ruszył w stronę wyjścia z kanałów. Jego umysł analizował wydarzenia ostatnich kilku godzin.
Ravir zawsze był spolegliwym informatorem i jak dotąd nigdy nie próbował go oszukać. Coś lub ktoś musiał zmusić szczurołaka do milczenia. Stąd pergamin z „fałszywymi” informacjami. Nagła śmierć Ravira i pułapka z ognistą kulą świadczyły o tym, że sprawca całego zdarzenia nie miał zamiaru zostawiać świadków… Szeptowi przypomniały się jego mroczne praktyki, a na jego usta wykwitł uśmiech satysfakcji. Mina jednak zrzedła mu natychmiast, gdy pomyślał, że jego jedyne spolegliwe źródło informacji w mieście nie żyje i że znowu są w punkcie wyjścia. Szept nie martwił się jednak. Ostatecznie sługusów Gubernatora też można zmusić do gadania.

Po kilkunastu minutach ciężkiego „marszu” Szept doszedł do klapy od kanałów. Zaczął wspinać się po drabince, a gdy chwycił klapę i spróbował ją odsunąć ktoś szarpnął mocno z drugiej strony wyrywając klapę z osłabionych rąk Szeptu. Zza otworu wyłoniła się głowa Ceru:
-Szept? Gdzie się podziewałeś?
-Miałem pewne kłopoty… - zaczął zabójca
-Ze szczurami? – Rzuciła szyderczo Nami.
Spodziewała się, że najemnik zareaguje niezbyt przyjaźnie, ale Szept tylko skinął głową i milczał. Ciszę przerwał głos Sharwyn:
-Śmierdzisz jak Anthony, kiedy mewa narobiła mu na brzuch – wszyscy oprócz „Krwawego Kruka” zachichotali cicho – Doprawdy nie mogłeś znaleźć lepszego miejsca na zdobywanie informacji.
-Musimy iść - Upomniał ich Nagash – za niedługo przyjdą do hotelu nasi zleceniodawcy
Wszyscy zgodzili się i już po chwili maszerowali w stronę portu. Szept był podtrzymywany przez Nagash, któremu chyba jako jedynemu z grupy nie przeszkadzał odór bijący od zabójcy. Gdy ich oczom ukazały się maszty statków Alavander przypomniał sobie nagle o czymś i zwrócił się do „Szeptu”:
-A co z tymi informacjami, które miałeś zdobyć?
Szept nie zatrzymując się powiedział tylko cicho:
-Informator nie żyje…
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco, a następnie obejrzeli jego zniszczone ubranie. Szept spojrzał na nich i tylko wzruszył ramionami:
-Wszystko wyjaśnię wam w hotelu...

Denadareth

Denadareth

4.03.2007
Post ID: 9157

Denadareth rozejrzał się po pokoju...
zatrzymał wzrok na swych towarzyszach. Sharwyn, Nami, Eru i Alavander... nie raz walczył z nimi ramie w ramię i był pewien, że może na nich polegać... co więcej że może zdradzić kilka ze swych słabości które i tak niedługo wyjdą...

O Nagashu słyszał... nie czuł do niego żadnej urazy, nie żywił niechęci do nekromantów. Z kolei Thurvandel i "Szept" stanowili dla niego zagadkę.

Thurvandel był łucznikiem i zielarzem... znajomości z Delien i Cyrą sprawiły, że smok żywił szacunek dla istot ratujących życie... z kolei nie miał zaufania do najemników więc postanowił uważać na "Szepta". Nic też nie wiedział o tym "Krwawym Kruku"...

Smok wstał rozprostował kości...

- Idę się przejść po mieście... mam dość okrętów. Dotrzyma mi ktoś towarzystwa ? -