Całkowite Zamglenie

1 2 3 4 5 6 7
Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna

Cmentarz Enternot leżał w południowej części miasta. Już sam fakt, iż nie był położony poza murami czynił go miejscem dziwnym i tajemniczym. Ludzie zapuszczali się tu rzadko i jeśli już, to raczej po to, by odwiedzić nagrobki bliskich w nowszej części Enternot. Stara była zupełnie opuszczona. Pokryte mchem kamienne nagrobki, w większości przewrócone wystawiały ku niebu swoje wyszczerbione sterczyny. Zniszczone rzeźbienia przedstawiały niegdyś skomplikowane roślinne motywy i bogów zaświatów, dziś były tylko urągającymi prawom estetyki obtłuczeniami. Na pięknym kiedyś trawniku rozpleniła się dzika roślinność, obejmując władzę nad opuszczonym przez ludzi cmentarzyskiem. Ostre kolce ciernistych krzewów i wysokie źdźbła bujnej trawy stopniowo wypierały stąd zasadzone dawno temu ludzką ręką astry i tuje. Właściwie wypadałoby dodać, że psy wykopywały sczerniałe ludzkie kości i że w nocy słychać było upiorne wycie, ale nic takiego nie miało miejsca. Jedyną dziwną rzeczą była gęsta, spowijająca wszystko mgła, ale ona akurat nie była specjalnością Enternot.

Findiratto siedział na kamieniu rzeźbionym w ludzkie czaszki, który dawniej była zapewne nagrobkiem jakiegoś bogacza. To znaczy nadal był, ale nikogo to już nie obchodziło. Ellerose spała, Ireth robiła to samo, co Fin: wpatrywała się w mgłę.
-Ona jest dziwna- rzekł Findiratto cicho.

-Kto?- spytała Ireth patrząc na niego. Mleczna para kłębiąca się w powietrzu odbijała się w zielonych oczach Fina.

-Ta mgła.

-Jasne, że dziwna. W końcu to trwa już tyle dni...

-Nie o to chodzi- pokręcił głową- Po prostu czasami... czasami odnoszę wrażenie... że ona żyje.

-Żyje?- Ireth zadrżała- Nie bądź śmieszny- parsknęła nerwowo odwracając głowę.

-Wiem, że to dziwne. Ale ona...- zaczął szeptem. Wydawało się, że nie widzi i nie słyszy już niczego.

-Fin, dobrze się czujesz?

-Ona...

Pomóż mi...

-Fin!

-Ona do mnie mówi...

-Fin, przestań! Co ci jest?

-Mówi do mnie...

-Fin, błagam cię- krzyczała rozpaczliwie Ireth, szarpiąc Findiratta za ramię. Otrząsnął się i spojrzał na nią. Wyglądał całkiem normalnie.

-Co się stało? Czemu tak krzyczysz?

-Ty...- zaczęła zakłopotana- Byłeś dziwny... jak w transie... mówiłeś tak... wystraszyłam się.

-Przepraszam.

-Mówiłeś... że ona do ciebie mówi.

-Bo mówi. Czasem... czasem ją słyszę. Prosi o pomoc.

-O pomoc?- zdziwiła się Ireth.

-Tak. Zupełnie jakby żyła i... cierpiała.

-Przecież to mgła- zauważyła Ireth.

Findiratto zamyślił się znowu. To tylko mgła, oczywiście, że tak, A jeśli ona coś w sobie kryje? Jeśli ten głos, ten żałosny, kobiecy głos był prawdziwy? Jeśli0¦

-Wiem, ale... bogowie!- krzyknął zrywając się z miejsca. Oczy mu płonęły, jak komuś, kto nagle doznał oświecenia- Już rozumiem!

-Co ci się znowu stało?

-Mówiłaś, że ten czarownik więzi dusze zabitych?

-Tak... tak mówi legenda- rzekła niepewnie, nie wiedząc, do czego zmierza Findiratto.

-On je trzyma we mgle, rozumiesz? Ta mgła to więzienie! To dlatego pojawia się wraz z nim!

-Przecież ty w to nie wierzysz- rzekła. Usiadł znowu, patrząc na nią.

-A w co mam wierzyć? Zginęło już trzech ludzi, nie licząc ataku na mnie. Musimy to powstrzymać.

-My? Podobno to nas nie dotyczy...

-Fin ma rację- rzekła Elle. Spojrzeli na nią oboje. Nie wiedzieli, jak długo nie spała i ile zdążyła usłyszeć. Findiratto spojrzał na nią uważnie.

-Czy ona nie jest podobna... do... do...ona jest do kogoś podobna.

-Do kogo?- zainteresowała się Ellerose.

-Fin, czy możemy porozmawiać na osobności?

-Do kogo jestem podobna?

-Oczywiście, Ireth. Elle, poczekaj tu chwilę.

-Nie! Chcę wiedzieć! Nie traktujcie mnie jak dziecko!

-Elle, proszę- Findiratto spojrzał na nią poważnie. Zamilkła.

Ireth odciągnęła go kawałek dalej.
-Proszę cię, nie mów tego więcej przy niej.

-Ale...

-Ona nie może się dowiedzieć. To rodzinna tajemnica. Moja matka... to najwspanialsza osoba, jaką znam. Wszyscy popełniamy błędy.

-Zaraz zaraz, chcesz powiedzieć, że...

-Ellerose nie może się dowiedzieć. Tak postanowiła mama. Gdyby wyszło na jaw, że jest nieślubną córką burmistrza...

-Bogowie!- krzyknął Fin- To tak?

-Tak. Ale nie mów nic więcej.

-Rozumiem- powiedział cicho. W milczeniu wrócili do Ellerose. Findiratto dowiedział się prawdy, czuł jednak, że nie o taką prawdę mu chodziło. Czuł, że to nie to. Że było coś jeszcze. Ale nie zastanawiał się teraz nad tym.

-Musimy coś zrobić- rzekł stanowczo.

*

Gladior znów usiadł przy biurku i zamyślił się. Lindal wiedział, że mistrz może tak siedzieć godzinami. Zerknął na stolik z trunkami. Jak się namyśli, to wstanie i sobie naleje, a potem jeszcze raz i powie, że już wie i że to czy tamto nie dawało mu spokoju, od początku wiedział że tu i tu coś nie pasuje a teraz już wie co i "chyba rozwiązałem tę zagadkę, Lindalu". Naturalnie, że nie rozwiązał, na razie wpadł na trop. Myśli teraz zupełnie o czym, innym, a zresztą cholera go wie, o czym myśli. Może rzeczywiście o sprawie. Ale kiedy wreszcie wstanie i napije się czerwonego wina, na pewno nie będzie miał rozwiązania, choć postara się sprawiać takie wrażenie. Lindal był pewien, że życie jego mistrza opiera się na blefie, na udawaniu, że wie więcej niż w rzeczywistości, a jego sława i rzekomy geniusz opierał się wyłącznie na tego rodzaju przedstawieniach. Tak właśnie myślał Lindal. Nie rozumiał tylko, po co Gladior urządza takie maskarady dla niego, swojego ucznia, który wiedział o nim wszystko. Ale widocznie po prostu było mu to potrzebne. Pół życia odgrywał rolę geniusza i przyzwyczaił się do niej. Tak właśnie sądził jego uczeń.

*

Saeros patrzył groźnie na gwardzistę, który kulił się pod jego spojrzeniem jak pies, który obawia się kary za wykopanie dołu w ogrodzie. Zimne oczy zastępcy burmistrza wydawały się badać wnętrze duszy.
-Powtórz to- rzekł beznamiętnym głosem, pod którym jednak dało się wyczuć wściekłość.

-Uciekł. Pańska narzeczona i jej siostra też- powiedział strażnik najciszej, jak tylko można- znaleźliśmy otwarte przejście do podziemia w jego komnacie...

-Kto wtedy pełnił wartę?- głos Saerosa ciął jak nóż. Ciemnobrązowe włosy wydawały się być kępą pomalowanych farbą ostrzy.

-Jjj...ja- strażnik drżał na całym ciele.

-Odpowiesz za to- rzekł Saeros uśmiechając się złowieszczo- A teraz przyprowadź mi prefekta tajnej milicji.

Strażnik wyszedł. "Dureń"- pomyślał Saeros. A ona... uciekła z tym rudym włóczęgą? Niemożliwe. A jednak nawet gdyby chciał ją porwać, nie zdołałby tego zrobić. Wciągnięcie jej na drabinę było zbyt skomplikowane. A może uciekli inna drogą... nie, to niemożliwe. Ale dlaczego? On przecież nic nie wie. Gdyby wiedział... zresztą skąd miałby wiedzieć?

Na korytarzu rozległy się ciężkie kroki burmistrza. To wszystko przez niego. Ale rudzielec o tym też nie wie. Skąd miałby wiedzieć?


Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna
1 2 3 4 5 6 7