Cesarska Gra

1 2
Jesteś na stronie 1. Następna

[Opowieść na motywach scenariusza do Heroes of Might and Magic IV pt. "Cesarska Gra".]

Pojedyncze uderzenie dzwonu zawieszonego u wejścia do willi wyrwało Marcellusa z zadumy. Nie oczekiwał nikogo. Zresztą pora była zbyt wczesna jak na wizyty. Czekał z zaciekawieniem, cóż mogło ono zwiastować. Po chwili w drzwiach pokoju ukazała się czarna jak heban odźwierna.

- Wodzu, poseł cesarski.

- Dziękuję.

Marcellus pospiesznie wstał z sofy, przygładził włosy, poprawił fałdy tuniki i zbiegł na dół. Kazać czekać posłowi imperatora nie było rozsądnym pomysłem. Pal sześć samego kuriera, ale cesarz mógł wymagać szybkiej odpowiedzi. Posłaniec czekający na dziedzińcu był pretorianinem - członkiem elitarnej gwardii władcy. Na widok zbliżającego się gospodarza wyprężył się służbiście, oddał honory uderzając pięścią w napierśnik i wyciągnął z sakwy zapieczętowany rulon. Podał go Marcellusowi, zasalutował raz jeszcze i wyszedł bez słowa. Marcellus szubko rozwinął pismo i przebiegł je wzrokiem. Treść listu była krótka i jasna:

"Grakhus Cezar legatowi Marcellusowi Querto - pozdrowienie.

Ufam, iż list ten zastanie Cię w dobrym zdrowiu. Życzeniem moim jest, byś stawił się dziś o trzeciej straży w pełnym rynsztunku na Forum przy schodach pałacu imperialnego."

Legat spojrzał na wygrawerowany na murze zegar słoneczny. Do trzeciej straży było jeszcze sporo czasu. To dobrze. Zdąży się przygotować. Wszedł z powrotem do domu i skierował się do prawego skrzydła. W obszernym, jasnym pomieszczeniu trzech niewolników polerowało elementy wojskowego stroju Marcellusa: napierśnik, hełm, nagolenniki. Z reguły tego typu prace powierzane były młodym legionistom, Querto jednak wolał zostawiać swój rynsztunek w rękach fachowców. Jego funkcja - dowódcy pierwszego legionu imperialnego - była od lat czysto reprezentacyjna, musiał więc odpowiednio - reprezentacyjnie - wyglądać. A rekrut, choćby miał i najszczersze chęci (i widmo batogu przed oczami), zawsze mógł czegoś nie dopatrzyć.

- Kończcie robotę i przeglądnijcie wszystko jeszcze raz - rzucił legat - o trzeciej straży mam być w tym na Forum.

- Będzie gotowe, wodzu! - odparł Plaut, najstarszy z niewolników.

Owo "wodzu" - jak Marcellus kazał całej służbie zwracać się do siebie - było właściwie jedynym dziwactwem młodego dowódcy. Może wynikało ono z tego, że Marcellus nigdy nie brał udziału żadnej bitwie? Ale jakim cudem mógł brać udział, skoro Imperium Jupitera trwało w pokoju od lat dwudziestu, czyli od czasu, gdy Querto był siedmiolatkiem?...

Przeszedł kilka korytarzy, aż znalazł się na tyłach swojego domu. Otworzył drzwi i szybkim spojrzeniem omiótł pięć siedzących w izbie niewolnic.

- Artemis, czy w łaźni już rozpalone?

- Rozpalone, wodzu.

- Doskonale. Zejdziesz tam ze mną za chwilę... Azynio, pójdziesz po Szachmanssura i każesz mu się u mnie zjawić. Niech weźmie swój kryształ.

Azynia zachichotała, Marcellus puścił do niej oko.

- Jak ten stary szelma będzie znowu spał, to możesz wylać na niego kubeł zimnej wody. Pod warunkiem, że potem wszystko pościerasz. Tak... A później idź do Marynusa. Niech wlepi dwanaście kijów w pięty Linceuszowi. Róże w atrium wciąż nie są przycięte.

Woda w łaźni była taka, jaką Marcellus lubił najbardziej. Nie za zimna, nie za ciepła, doskonale orzeźwiająca. Młody legat odprężył się pozwalając myślom płynąć swobodnie podczas gdy Artemis szorowała jego ciało morską gąbką nasączoną egzotycznymi balsamami.

Po kilku chwilach rozległy się ciężkie kroki. Do łaźni wszedł mężczyzna olbrzymiego wzrostu o bujnej czuprynie i starannie trefionej brodzie. Trudno było zgadnąć, czy do jego obudzenia był potrzebny kubeł wody. Nawet jeśli tak, Szachmanssur znał sposoby, by osuszyć się w mgnieniu oka.

- Ooch, jesteś - westchnął Marcellus - dzisiejsze pytanie brzmi: Po co zostałem wezwany przez cesarza?

Szachmanssur wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Spoczywał na niej błękitny kryształ rozmiaru gęsiego jaja. Wróżbita przyglądał mu się jakiś czas z wielką uwagą, po czym rzekł dźwięcznym, głębokim głosem:

- Pójdź, a spełni się wielkie pragnienie twego serca.

- Nic konkretnego, jak zwykle - sarknął legat.

- Mówię co widzę, wodzu. Kryształ daje mi takie odpowiedzi jakie sam chce dać. Ale czy kiedykolwiek zawiódł cię, lub oszukał?

- Nie. Ale do wyjątków należały sytuacje, gdy zrozumiałem jego pokrętną mowę. A może on pokazuje wszystko jasno, tylko twój zamglony winem łeb nie jest w stanie tego na ludzki język przetłumaczyć, ha?

- Wodzu! Prawda w winie leży! Zresztą od pół dnia nic nie piłem!

Legat roześmiał się.

- Możesz odejść.

Gdy Szachmanssur wyszedł, Marcellus zwrócił się do Artemis.

- Nie mogę pojąć, co miał na myśli, ale to chyba nie będzie dla mnie zły dzień, prawda?

- Spełnienie marzeń nie zdarza się co dzień, wodzu.

- To prawda. No, wystarczy kąpieli. Wytrzyj mnie i namaść.

W niedługi czas potem Plaut i jego dwaj pomocnicy pomagali swojemu panu przywdziać jego paradny rynsztunek. Legat patrzył uważnie na każdą część uzbrojenia szukając najmniejszej plamki czy skazy. Nie znalazł żadnej.

- Dobra robota - stwierdził krótko.

- Wodzu, nie przynieślibyśmy ujmy twojemu legionowi i twojej osobie naszą niestarannością!

- Wiem. Sestercja na głowę. I macie wolne popołudnie.

- Dzięki, wodzu.

Przed willą czekała już lektyka. Marcellus kazał się nieść na Forum. Po drodze zastanawiał się przelotnie nad tym, czemu w domach niektórych patrycjuszy niewolnicy się buntują. Albo uciekają. U niego, jego ojca, jego dziada, nigdy się to nie zdarzyło. Rodzina Querto kierowała się prostą zasadą: "W pochwałach bądź hojny, w nagrodach powściągliwy, w karach konsekwentny, a we wszystkim sprawiedliwy." Legat dziwił się, że jest jeszcze wielu ludzi tak głupich, czy tak upartych, by nie doceniać tej dewizy...

Lecz oto był już na Forum. Odprawił tragarzy i rozejrzał się wokół. Przed szerokimi schodami pałacu cesarskiego stało już trzech innych legatów: Decymus, dowódca drugiego legionu, Druzus, dowódca legionu czwartego, a także Kareliusz mający pod swoją komendą legion piąty.

- Salve, Marcellusie - ryknął Decymus - może przyjmiesz zakład, że tym razem Mamonides się spóźni? Tysiąc sestercji!

- O nie! Ja mogę postawić pięć tysięcy na to, że będzie równo o czasie.

Decymus zmarkotniał. Tymczasem w oddali pojawiła się lamowana złotem lektyka Mamonidesa. Tragarze zatrzymali się w należytym oddaleniu od dostojnych legatów, a ciężkie zasłony rozsunęły się ukazując pyzatą jak księżyc w pełni twarz dowódcy trzeciego legionu imperialnego. Mamonides wyskoczył z lektyki zdumiewająco sprawnie jak na człowieka obdarzonego tak ogromną tuszą. Drobnym truchtem podbiegł do czekających towarzyszy. Już otwierał usta by powiedzieć "Salve", gdy powietrze rozdarł metaliczny ryk ogromnych trąb zwiastujących zmianę warty przed pałacem cesarskim. Trzecia straż obejmowała posterunki.

- Jak on to robi? - zapytał cicho Marcellusa Druzus. Marcellus tylko wzruszył ramionami.

Po schodach pałacu schodził pojedynczy pretorianin. Dostrzegłszy legatów skierował się w ich stronę. Oddał honory.

- Cesarz wzywa! - równo z wybrzmieniem tych słów pretorianin zrobił w tył zwrot i skierował się ku bramie pałacu. Dowódcy legionów ruszyli za nim. Przeszli przez labirynt korytarzy docierając w końcu do prywatnego gabinetu cesarza.

Grakhus Cezar, imperator cesarstwa Jupitera był stosunkowo młodym mężczyzną niepozornej budowy. Gdy legaci weszli do komnaty, zajęty był rozgrywaniem partii jakiejś skomplikowanej gry z Amenhotepem, najwyższym magiem Imperium. Filigranowa cesarzowa Minerwa siedziała obok na sofie i wyglądała na lekko znudzoną. Cesarz oderwał się od gry i spojrzał na przybyłych.

- Witajcie, przyjaciele. Z pewnością ciekawi jesteście, po co was wezwałem. Zaraz wyjaśnię. Jesteście żołnierzami, tak jak i wasi podkomendni. Jednak, gdybym spytał sam siebie, jakimi żołnierzami dysponuję, jak wyszkolonymi, jak sprawnymi i tak dalej, musiałbym sam sobie odpowiedzieć: nie wiem! Od dwudziestu lat panuje pokój. Ostatnią wojnę toczyliśmy za czasów mojego wuja, Kwiryna. Imperium wygląda na potężne i stabilne, ale kto mi powie, czy naprawdę takie jest? Wiele pozornie silnych państw upadało w ciągu nie lat, nie miesięcy, ale tygodni! Cóż mam zatem robić jako władca tego państwa? Zabronić wypisywania na pałacowych murach słów "Mane - Tekel - Fares"?!

Amenhotep wybuchnął gromkim śmiechem. Legaci popatrzyli po sobie skonsternowani. Marcellus zmuszał się, by w jego myślach nie znalazło się nic, poza uprzejmym i lojalnym zainteresowaniem słowami władcy. Ten Amenhotep podobno umiał zaglądać ludziom do umysłów...

Po chwili cesarz kontynuował:

- No, mniejsza z tym. Podejdźcie tutaj. Widzicie, co robiliśmy z Amenhotepem przed chwilą? Tak, graliśmy! Gra - to jakby wojna w miniaturze. W grze można sprawdzić wiele... przy niewielkich stratach. Czasem jakaś figura spadnie i się stłucze, ale jest to przypadek dość rzadki. Jak wiec mam sprawdzić lepiej moje legiony, jeśli nie przez grę? Grę, jakiej nikt dotąd jeszcze nie widział. Cesarską grę!

Imperator popatrzył na nic nie rozumiejących legatów, po czym rzekł wolno i dobitnie:

- Słuchajcie mnie uważnie. Postanowiłem wystawić kilka moich legionów przeciwko kilku innym, aby stoczyły ze sobą pozorowaną bitwę. Wszystko ma wyglądać jak podczas prawdziwej wojny, tylko broń będzie tępa bądź drewniana, strzały zamiast grotów będą mieć na końcach wiązki pakuł i tak dalej. Każdy legionista, który otrzyma cios, odpada z gry i musi opuścić pole walki. Poza tym pełna dowolność! Jak w życiu! Rozumiecie?

- Tak jest, wasza wysokość! - odpowiedział za wszystkich Marcellus - Zechciej nam tylko powiedzieć, kiedy ma się odbyć ta gra, i kto weźmie w niej udział.

- Pierwsza pozorowana bitwa odbędzie się równo za rok. Co do następnych, chcę, by miały miejsce co miesiąc. W pierwszej rozgrywce wezmę udział sam i chcę tam widzieć legiony, których zadaniem jest obrona stolicy. Wasze legiony! Dwa spośród nich staną przeciw dwu innym. Ja i moja żona zajmiemy miejsca w fortach po dwu stronach rzeki. Celem jednej z drużyn będzie pojmanie mnie i ochrona cesarzowej, celem drugiej - pojmanie Minerwy i obrona mojego fortu. Kolejny legion czuwał będzie nad przestrzeganiem zasad gry.

- Wasza cesarska mość, ten dodatkowy legion, chciałbym dostać już teraz - odezwał się Amenhotep - mam rok na przygotowanie pola walki. Dysponując kilkoma tysiącami chłopów na schwał przygotuję taki teren, że będzie mógł służyć cesarskim grom przez wieki.

- Słusznie. Masz na to moją zgodę. Który legion weźmiesz?

- O ile nie masz, panie, nic przeciw temu, piąty. Kareliusz jest mężem mojej siostrzenicy, z nim najłatwiej będzie mi się porozumieć.

Kareliusz spojrzał wściekły na Amenhotepa. Oto zamiast bitwy - prawda, że pozorowanej - czekał go rok dłubania w ziemi. Przeklęty staruch! Cesarz jednak wyraził zgodę: nie było już odwrotu. Kareliusz stłumił w sobie gniew.

Przez cały rok cztery legiony imperialne ćwiczyły przed zapowiedzianymi manewrami. Legion piąty zaś wspomógł liczną rzeszę architektów, inżynierów, murarzy, kamieniarzy, leśników i ogrodników, których zadaniem było przygotowanie gigantycznej planszy do cesarskiej gry.

Rok ów przeleciał wszystkim jak trzaśnięcie z bicza. Wieczorem dnia poprzedzającego rozpoczęcie rozgrywki Marcellus i Decymus wyszli z komnat cesarza późno w nocy. U wejścia do pałacu spotkali Mamonidesa i Druzusa.

- Ostatnie rozkazy od cesarzowej? - zagadnął Marcellus.

- Żebyście wiedzieli - uśmiechnął się Mamonides - ściśle tajne! - mrugnął szelmowsko okiem.

- Cóż, niech zwycięży lepszy - westchnął Decymus - chodźmy, Marcellusie. O wschodzie słońca musimy być na pozycjach.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2