Dziennik Sheery II

Zmierzając do wioski Katan, przelatywałam nad obozem orkowych nomadów. Widziałam już kilka takich obozów, więc i ten nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia. Kiedy postanowiłam przyspieszyć lot, przypomniawszy sobie ponaglający ton katańskiego kapłana, zauważyłam, że dwóch orków dziwnie wymachuje rękami w moją stronę. 0˜No tak04˘, pomyślałam, 0˜kolejne stado głupich orków zobaczyło po raz pierwszy wietrzniaka04˘. Postanowiłam ich zignorować, ale gdy zaczęłam się oddalać, gestykulujące postacie zaczęły krzyczeć. 0˜No dobra04˘, pomyślałam, 0˜ostatecznie mogę się od nich dowiedzieć czegoś o plemieniu t04˘skrangów, które nęka Katan04˘. Zawróciłam więc i zniżyłam lot. Ujrzałam przed sobą dwóch skrajnie różnych osobników: pierwszy z nich był wysokim, barczystym orkiem, którego twarz pomalowana była na biało-czerwono, drugi zaś był niski, miał poszarzałą skórę i twarz poznaczoną zmarszczkami, ubrany był w skórzane ubranie, ozdobione dziwnymi symbolami. Zawisłam w powietrzu nad nimi, dostatecznie wysoko, aby móc uciec w razie niebezpieczeństwa. Obaj orkowie nagle zamilkli. Chcąc dowiedzieć się, o co chodzi w całej tej maskaradzie, postanowiłam rozpocząć rozmowę. Jako słynący z elokwencji wietrzniak nie miałam problemu w doborze słów, zapytałam: "Co jest?". Zdaje się, że moja kwiecista wypowiedź rozwiązała języki nieznajomym. Wysoki ork przedstawił się jako Torrig Łamacz Mieczy - wódz klanu Krwawych Włóczni, w którego obozie właśnie się znajdowałam. Jego towarzysz, z kolei, przedstawił się jako Urik Widzący - szaman Krwawych Włóczni, i to on streścił mi problem, którego rzekomo miałam być rozwiązaniem. Okazało się, że klan Krwawych Włóczni, od czasu opuszczenia kaeru, znajdował się pod wpływem Nazrig Toga - orka-Ksenomanty. Urik odkrył, że owy ksenomanta, zwabiony obietnicą nieśmiertelności, zawarł pakt z Horrorem i używa kontrolowanych przez siebie klanów jako narzędzi terroru, ku uciesze swego pana. Urik ujrzał w jednej ze swych wizji czwórkę bohaterów: wietrzniaczkę, kobietę, krasnoluda oraz trolla. Thystonius - pasja, której głosicielem jest szaman - ujawnił w wizji, że owi bohaterowie wyzwolą orkowy klan spod ucisku złego Ksenomanty. Oczywiście to ja okazałam się tą szczęśliwą wietrzniaczką, która nawiedziła sny Urika, i klan oczekiwał ode mnie pomocy. Postarałam się odsunąć na bok myśli: 0˜Dlaczego ja, a nie któryś z tysięcy innych wietrzniaków?04˘ i skoncentrować się nad tym, jak wykorzystać orków w zamian za pomoc. Postanowiłam postawić klanowi warunek: pomóc im w zamian za zbrojne wsparcie Katan w walce z plemieniem t04˘skrangów. Wódz Torrig zgodził się na ten układ, jednak musiałam pomóc mu w przekonaniu reszty klanu. Odwołując się do będącej w mniejszym lub większym stopniu cechą każdej myślącej istoty, żądzy bogactwa, bardzo barwnie opisałam skarbiec pałacu t04˘skrangów. Gdy już obudziłam w orkach wolę walki miałam nadzieję, że w pałacu t04˘skrangów rzeczywiście istnieje jakiś skarbiec. Nie miałam jednak nawet pewności, czy na leśnych terenach jaszczuroludzi znajdują się jakiekolwiek pałace... Postanowiłam się tym jednak nie przejmować, bowiem zmartwień i tak miałam nadto.[p]
Zanim udałam się na spoczynek, Urik przyprowadził do mojego namiotu krasnoluda. Mały mieszkaniec obozu nazywał się Vig i służył orkom jako zwiadowca. Szaman powiedział, że jest on jednym z czwórki bohaterów, których ujrzał w wizji. Postarałam się jak najmilej przywitać się z nowym towarzyszem i delikatnie dać gościom do zrozumienia, że po męczącym locie z Travaru, chciałabym wreszcie się porządnie wyspać. Urik opuścił namiot, jednak Vig nalegał abym wysłuchała opowieści o klanie Krwawych Włóczni, z którym podróżował już od dłuższego czasu. Stwierdziłam, że rzeczywiście przydałoby się dowiedzieć czegoś o nomadach i pozwoliłam krasnoludowi zostać chwilę.[p]
Obudziłam się nazajutrz w pozycji siedzącej. Przypomniałam sobie po chwili, co spowodowało, że nie spałam w pozycji horyzontalnej, jak większość obozowiczów. Wielokrotnie słyszałam opowieści o krasnoludzkiej gadatliwości. Przy Vigu jednak wszystkie, nawet te niewiarygodne, historie bledły. Musiałam zasnąć w czwartej albo piątej godzinie 0˜rozmowy04˘, podczas której zabrałam głos może ze dwa razy. Dowiedziałam się chyba wszystkiego na temat Krwawych Włóczni, łącznie z niezbędnymi mi informacjami, takimi jak ta, że stara orczyca Guera urodzi niebawem swoje trzynaste dziecko, albo ta, że jej dziesiąte wpadło pod kopyta koni jednego z nomadów. Nie wiem jak mogłabym podróżować z klanem, nie znając barwnego opisu fontanny krwi jaka powstała wskutek tego wydarzenia oraz torów lotu poszczególnych fragmentów czaszki orkowego dzieciaka. Niemniej fakt, że rozwścieczona orczyca rzuciła się na nomada z obosiecznym toporem, jest wystarczającym ostrzeżeniem, aby nie zbliżać się do stadka jej dzieci. Przeciągnęłam się i wyszłam z namiotu bogatsza o szczegóły z życia setek orków, w których obozie się znajdowałam.[p]
Zobaczywszy, że już się obudziłam, Torrig poinformował mnie o gotowości klanu do wyprawy. Poprowadziłam nomadów do wioski Katan przez zdradziecką Puszczę Serwos, znaną jedynie mi drogą. Gdy dotarliśmy na miejsce, waleczni Katanie odpierali właśnie atak t04˘skrangów. Klan orków z łatwością poradził sobie z jaszczuroludźmi, ratując moich przyjaciół z leśnego plemienia. Po bitwie na spotkanie wybiegła mi Emberlei - plemienna kapłanka, którą poznałam gdy po raz pierwszy trafiłam do wioski czcicieli drzew. Zobaczywszy moją przyjaciółkę, Urik od razu wyznał mi, że jest ona kobietą z wizji Thystoniusa. Przedstawiłam więc Emberlei całą sytuację i poprosiłam o to, aby towarzyszyła nam w dalszej wędrówce. Przekonanie jej nie było łatwym zadaniem, bowiem prowadziła właśnie prace nad wykorzystaniem leczniczych właściwości pewnej rzadkiej rośliny, rosnącej w Serwos. W końcu udało mi się przekonać upartą kapłankę, tłumacząc, że orkowie pomagają Katanom tylko dlatego, że oczekują pomocy ode mnie i od niej. Orkowie rozbili obóz, a ja skorzystałam z gościnności Emberlei, aby po wielu dniach spania w obozowych warunkach, wreszcie wyspać się w normalnym łóżku.[p]
Nazajutrz Emberlei, Vig, Torrig, Urik udali się wraz ze mną na naradę w sprawie wojny z t04˘skrangami. Po burzliwych dyskusjach, zrezygnowaliśmy z bezpośredniego ataku. Postanowiliśmy wprowadzić rozłam w obozie jaszczuroludzi, a dopiero potem uderzyć zbrojnie na plemię. Pierwsza faza misji obejmowała krasnoluda, który przebywając w karczmie t04˘skrangów miał puścić plotkę o skarbie, znajdującym się w twierdzy ich wodza. Rozmowny z natury Vig nie miał większych problemów z zagadaniem jaszczuroludzi, umówił się z jednym z nich na dzień następny, by omówić łupieską wyprawę po tajemniczy skarb. Planując tą wyprawę, zaśmiałam się w myśli, że w twierdzy rzeczywiście może znajdować się bogaty skarbiec. Cieszyłam się, że przynajmniej trafiłam z istnieniem samego "pałacu".[p]
Wróciwszy ukradkiem do wioski, krasnolud zrelacjonował nam treść rozmowy z przedstawicielem wrogiego plemienia. Na spotkanie, mające się odbyć następnego dnia, Emberlei zaopatrzyła Viga w środek pozorujący śmierć, który nasz mały towarzysz ukrył pod językiem. Krasnolud zrozumiał, że kapsułka się przyda, w momencie, gdy wchodząc do karczmy ujrzał sześciu uzbrojonych t04˘skrangów, którzy poderwali się na jego widok. Jaszczuroludzie natychmiast go otoczyli, jeden z nich przystawił mu nóż do gardła. Vig, nie widząc innego wyjścia, przegryzł kapsułkę i padł nieprzytomny na ziemię. Całą sytuację obserowałam przez okno i podążyłam za orszakiem t04˘skrangów niosących nieprzytomnego krasnoluda do budynku w obrębie twierdzy. Tam również znalazłam dający ukrycie zakątek w pobliżu okna komnaty, w której uwięziono Viga. Po odzyskaniu przytomności, mój mały przyjaciel udawał, że stracił pamięć. Zdezorientowani t04˘skrangowie chcieli za wszelką cenę wydobyć od krasnoluda informacje na temat skarbu, udali się więc do plemiennego szamana. Wysoki t04˘skrang w skórzanych, zdobionych kolorowymi symbolami, szatach, stanąwszy nad łóżkiem, na którym położono Viga, wypowiedział kilka zdań w nieznanym mi języku, a następnie wlał mojemu przyjacielowi do gardła żółty specyfik, który, jak później zrelacjonował krasnolud, smakował jak mieszanina gorzkich ziół. Poza obrzydliwym smakiem, mikstura szamana nie posiadała żadnych właściwości. Sprytny Vig jednak w udawanym transie przekazał jaszczuroludziom wymyśloną przez nas historię o skarbie, po czym znów udał, że stracił przytomność. T04˘skrangowie rzucili pytające spojrzenie w kierunku szamana, nie zdążyli jednak zastanowić się nad przyczyną omdlenia krasnoluda, gdyż całe pomieszczenie wypełnił gryzący dym. Kiedy opary się trochę rozrzedziły, okazało się, że szaman zniknął. Podobnie, jak oszołomieni jaszczuroludzie, doszłam do wniosku, że chciwy magik zdecydował się na poszukiwanie skarbu na własną rękę. 0˜Świetnie04˘, pomyślałam, 0˜Teraz fikcyjnego skarbu będą szukały dwie grupy i oprócz tego, że obie wystąpią przeciw swemu władcy, będą się również biły między sobą.04˘ Moje przeczucia okazały się trafne, zobaczyłam bowiem sprzymierzeńców szamana gromadzących się przy jego chatce. Jak najszybciej powróciłam do wioski, aby zrelacjonować sytuację Katanom i zadecydować co robić dalej. 0˜Z drugiej strony04˘, pomyślałam, 0˜ten fikcyjny skarb będzie musiał napełnić kieszenie orków...04˘.[p]
Na naradzie Urik stwierdził, że plany stworzenia rozłamu we wrogim plemieniu są zbyt czasochłonne i, że Nazrig Tog, zauważywszy, że Krwawe Włócznie przebywają zbyt długo w wiosce Katan, może nabrać podejrzeń. Dał nam 2 dni, po których, niezależnie od powodzenia naszych planów, zarządził atak na plemię t04˘skrangów. Postanowiliśmy więc działać szybko. Kolejną fazą planu było wywołanie zamieszek, które miałyby zwrócić uwagę władcy jaszczuroludzi na szerzące się w jego plemieniu rozłamy.[p]
Wyruszyłyśmy z Emberlei nocą do twierdzy. Kapłanka, wykorzystując jeden ze swych eliksirów, który nazwała "koktajlem Verjigorma", wznieciła pożar w siedzibie władcy t04˘skrangów. Ja tymczasem, przywdziawszy czarną szatę, którą ukradłam szamanowi, udałam się na zamek. Wzniosłam się w powietrze, tak aby dół czarnego płaszcza dotykał ziemi, postarałam się ukryć twarz w kostiumie. W dziennym świetle ta próba udawania szamana z pewnością spaliłaby na panewce. Jednak w nocy, podczas pożaru nikt nie zastanawiał się nad tym, czy postać w czarnym płaszczu jest szamanem, czy nie. Wszystkim utkwił w pamięci fakt, że na zamku, w pobliżu źródła pożaru znajdowała się postać, która wyglądała jak ich plemienny magik. Gdy już dostatecznie dużo t04˘skrangów widziało mnie w przebraniu, zwinnie ulotniłam się z twierdzy, aby obserwować z ukrycia rozwój wydarzeń. Krótko po tym, jak opuściłam zamek, na bramie pojawiła się zakrwawiona główa jaszczurzego szamana, z wybałuszonymi bólem oczyma. Widząc to, sojusznicy magika zjednoczyli się z szukającymi skarbu gwardzistami, aby zaatakować i ograbić twierdzę. Walka rozgorzała równie intensywnie, co płomienie trawiące zamek. W całym zamieszaniu Vig został w komnacie sam, więc udało mi się go uwolnić. We trójkę uciekliśmy z twierdzy, aby dać orkom sygnał do ataku. Pochłonięci wewnętrznymi walkami t04˘skrangowie zjednoczyli się zbyt późno, aby stawić opór Krwawym Włóczniom. Nomadzi bez problemu poradzili sobie z siłami jaszczuroludzi.
Po bitwie zeszłyśmy z Emberlei do lochów, gdzie wśród zmasakrowanych zwłok kapłanka rozpoznała katańską kobietę i dziecko. Uwolniony z jednej z cel troll opowiedział nam o okrucieństwie t04˘skrangów i o tym, że w podobny sposób skatowali oni na śmierć jego wilka. Bleys, bo tak na imię miał troll, wybiegł z lochu żądny zemsty na jaszczuroludziach. Spóźnił się jednak, bowiem gdy wyszedł na zamek widział już tylko zwłoki t04˘skrangów oraz świętujących zwycięstwo orków. Urik, ujrzawszy Bleysa, rozpoznał w nim ostatnią już postać z zesłanej mu wizji. Troll, wysłuchawszy opowieści orkowego szamana, zgodził się pomóc klanowi, który wyswobodził go z niewoli.[p]
Nie spieszyłam się zbytnio z wyjściem z lochów, ponieważ nadszedł czas, kiedy powinnam zaprowadzić orków do nieistniejącego skarbu. Nie mogłam jednak przesiedzieć kilku godzin w zamkowych podziemiach, wyszłam więc w końcu, aby powiedzieć Torrigowi całą prawdę. Gdy dotarłam do wodza okazało się, że, plądrując twierdzę, Krwawe Włócznie odnalazły skarbiec. Wprawdzie nie był on tak bogaty, jak opisywałam, jednak każdy z walczących mógł się choć trochę wzbogacić. Wykorzystałam swoje zdolności, aby zabrać coś dla siebie - w końcu odwaliłam kawał dobrej roboty i należała mi się jakaś nagroda. Gdy orkowie skończyli plądrować zamek, wszyscy wróciliśmy do wioski Katan, gdzie moi przyjaciele przygotowali ucztę. Sam fakt zabawy znacznie polepszył mi humor. Jednak oprócz tego, czekała na mnie w wiosce dodatkowa niespodzianka. Okazało się, że do plemienia zawitał mój stary kompan Gormax. Przywitał mnie tradycyjnie słowami: "Ładna sukienka". Nie wiedzieć czemu elf zawsze miał setny ubaw z mojej kolorowej sukni, którą kupiłam za ciężko ukra..., znaczy się zarobione pieniądze. Dalsze słowa mojego przyjaciela były jednak mniej zabawne. Okazało się, że Gormax uciekł z Travaru po tym jak mojej starej drużynie nie udało się pokonać atakujących powietrzne okręty rakkenów. W bohaterskiej walce zginął Mandor, a Halvor wpadł w konflikt z travarskimi władzami, gdy te chciały zwrotu zapłaconej z góry należności za pokonanie stworów. Troll został aresztowany i skazany na śmierć przez powieszenie. Podobne oskarżenia padły w stronę Gormaxa, ten jednak oddał swoją część zapłaty i został uniewinniony. Valkhari, z kolei, wdał się w bójkę w jednej z karczm w mało popularnej dzielnicy Travaru. Po wypiciu jednego piwa zaczepił ponad dwuipółmetrowego trolla, twierdząc, że używając therańskich sztuk walki jest w stanie pokonać nawet wroga dwukrotnie wyższego i silniejszego od siebie. Troll, który wypił znacznie więcej piw od niego, dość szybko wyprowadził go z błędu i udowodnił, że nie znając żadnych sztuk walki, jest w stanie spowodować, aby mózg dwa razy niższego i słabszego orka wypłynął uszami. Gormax, nie mając już czego szukać w Travarze zdecydował się udać do Serwos, aby doskonalić swą nową profesję Leśnika.[p]
Uczta w wiosce Katan trwała do białego rana. Nazajutrz nikt nie myślał o zgładzeniu ksenomanty, a jedynie o zgładzeniu potwornego bólu głowy. Gdy tylko szum lasu się nasilał, wszyscy ucztujący przeżywali coś na kształt przemarszu wojsk krasnoludzkich przez głowę. Dzień później jednak, Torrig zebrał nas wszystkich na wojenną naradę...