Ich czworo

1 2 3 4 5 6 7 8 9
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

8.NIESPODZIANKA

Lot trwał niecałe dwie godziny, a w trakcie podróży bohaterowie rozmawiali ze smokiem
na różne tematy. Złoty potwór ujawnił, że ma na imię Goldi, po dziadku, który został
zabity w trakcie bitwy przez dwa behemoty. Kiedy już wylądowali na ziemi Tarband wyjął
Fiolkę Smoczej Krwi i powiedział:
- Dziękujemy ci Goldi z całego serca. Oto zapłata. - rzekł wyciągając rękę z fiolką
w kierunku smoka.
- Poczekaj! - odezwał się smok - Otwórz i wlej mi do pyska.
- Dobrze, a tak właściwie, to co ci to da?
- Posiądę większą moc, a teraz wlewaj.
Elf ostrożnie otworzył pojemniczek ze smoczą krwią i wlał ją całą do paszczy smoka. Goldi
zamknął oczy, przełknął specyfik po czym powiedział:
- Tak jak myślałem! Krew mojego dziadka Goldiego Starego!
- Czy to sprawi, że będziesz miał jeszcze większą moc niż jakby to była krew innego smoka?
- Nie, ale teraz wiem, że kiedy będę w kłopotach, gdzieś w sercu odezwie się głos dziadka,
który podpowie mi, co mam zrobić. Dziękuję wam!
- I my ci dziękujemy, przyjacielu! - odezwał się w imieniu całej grupy SAM-UeL.
- Pamiętajcie, że zawsze możecie na mnie liczyć. - ryknął smok, a w jego oczach pojawiły
się łzy.
- I ty na nas. - powiedział Grenadier.
- Dokładnie! - potwierdził Guinea - Musimy już iść. Bywaj Goldi.
Czwórka bohaterów pożegnała się ze smokiem, po czym ruszyła w kierunku granicy z Krzemem,
a Goldi uniósł się w powietrze i odleciał w przeciwnym kierunku. Kiedy zobaczyli bramę
graniczną księżyc już zaczynał ustępować miejsca słońcu. Na granicy podszedł do nich celnik
ubrany w zbroję i uzbrojony w wielki topór.

- Kto i w jakiej sprawie? - zapytał.
- Elf Tarband, rycerz Grenadier, czarodziej SAM-UeL i ja wysoki elf, zwany Guinea.
- W jakim celu?
- Chcemy odpodząć po przeprawie przez Nieznaną Krainę. - powiedział SAM-UeL
- Przeprawialiście się przez Nieznaną Krainę? - spytał zdziwiony celnik.
- Wszystko przez przegrany zakład! Musieliśmy. - skłamał Grenadier.
- Niezłe z was czuby. Przechodzić!
Panowie przeszli przez granicę, a parę metrów za nią na przeciw im wyszłą dwójka
zakapturzonych osobników. Jeden z nich zdjął kaptur i ukazała się twarz Jana Korwina
Mekka.
- Miło was widzieć przyjaciele! - powiedział Mekka, po czym uśmiechnął się prezentując
złote zęby - czekałem tu na was. Poznajcie mojego przyjaciela.
Druga postać zdjęła kaptur i ukazała się twarz siwego mężczyzny.
- Jasnowidz Portair do usług - powiedział siwy.
- Czego od nas chcesz Korwin? - zapytał Guinea.
- Za sprawą tego oto jasnowidza śledziłem wasze poczynania od waszej wizyty u morloków
i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, lecz wasz czas się skończył. Portair! -
krzyknął Jan, a jego sługa w jednej chwili wyciągnął różdżkę i ryknął:
- "RĘKA ŚMIE..." - nie dokończył zaklęcia, gdyż mówienie z odciętą głową nie jest zbyt
łatwą sztuką.
- Co jest?! - krzyknął Mekka po czym i on stracił głowę.
Gdy ciała Jana i Portaira upadły na ziemię, ukazał się rycerz z mieczem ubrudzonym krwią.
Na jego tarczy widniało godło Krzemu (wilk z ludzką ręką w paszczy).
- Kim jesteś? - zapytał Tarband, a z budynku obok wyszedł ciemnowłosy mężczyzna z wąsami,
w pięknych szatach i koroną na głowie.
- Kmicic?! - wykrzyknął zdumiony SAM-UeL patrząc na mężczyznę wyglądającego na króla -
Kopę lat!
- Witaj przyjacielu! Cieszę się, że rozpoznałeś starego kumpla! - powiedział Kmicic.
- Na co ci ta korona? Nie mów, że zostałeś królem!
- Dokładnie! Zgłosiłem się do wyborów i wygrałem! To małe państwo więc staram się zachować
tutaj pokój. Ale nie będziemy tu gadać, chodźcie do mojego domu zapraszam was wszystkich.
Kmicic, Grenadier, SAM-UeL, Tarband, Guinea i Eldacar (pogromca Mekka i jego kumpla) udali
się do domu, z którego przed chwilą wyszedł król.


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9