Pętla

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

*
Nazywam się Anhor jestem synem Darda i Almony - księżniczki Volund, siostrzeńcem Króła Amalda - Pana krainy Meri.

Moja matka w obawie o moje życie piętnaście lat temu wysłała mnie w tajemnicy do Zaufanych. Pobierałem u Nich nauki, żyłem z Nimi i przyjaźniłem się z niektórymi, ale nigdy nie poznałem ich imion. Taka była Ich tradycja, która i mnie zapewniała anonimowość a przez to i bezpieczeństwo.

Ani matka, ani wuj nigdy nie chcieli opowiadać mi o ojcu, czułem, że ich obawa o moje życie w jakiś sposób wiąże się z życiem i śmiercią rycerza Dardów. Nie znałem go, nie widziałem nigdy nawet jego podobizny. Nie jestem podobny do matki, ani jej rodziny zatem musze być podobny do niego. Jedyną pamiątką po ojcu jest pierścień, który moja matka otrzymała w dniu zaślubin, a który mi podarowała, gdy ciemną nocą wyprawiała mnie do Zaufanych. Pierścień ten z dziwnym zielonym kamieniem stał się odtąd moim talizmanem, który przypominał mi dom, matkę i słodkie chwile krótkiego dzieciństwa.

* *

Wracałem do domu!
W nocy znajomy posłaniec przyniósł list od matki. O jakże uradowało mnie jej równe drobne pismo i fakt, że wreszcie wzywa mnie do siebie.

Wyruszyliśmy o świcie. Posłaniec wypytywany o matkę, wuja i powód dlaczego tak nagle wracam do domu nie potrafił powiedzieć nic więcej oprócz tego, że rodzina moja ma się dobrze i z niecierpliwością czeka na mój powrót.

Na noc nie zatrzymaliśmy się w gospodzie. Zależało mi, aby jak najszybciej dotrzeć do celu, a i mojemu towarzyszowi było to na rękę. Rozpaliliśmy ognisko na leśnej polanie i tam postanowiliśmy przespać kilka godzin do świtu.

Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Pogrążony w wspomnieniach nie zauważyłem, że posłaniec i konie rozpłynęły się w mroku nocy. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju, przez chwile nie mogłem pojąć co je spowodowało. Panowała cisza, leśne zwierzęta milczały, wiatr zamarł, nad ziemią zawisła mgła. Za sobą poczułem chłód. Z mgły wyłoniła się ręka uzbrojona w długi, cienki sztylet i błyskawicznie zaatakowała. Zareagowałem. Ostrze ześlizgnęło się po żebrach i rozorało bok. Nastąpił kolejny cios. Mimo bólu zdążyłem uskoczyć. Napastnik uniósł głowę, spod ciemnego kaptura rozległ się drwiący śmiech. Po moich plecach przepełzły ciarki a bok zawył bólem. Zrozumiałem, że trzeba uciekać, lecz nie mogłem już zrobić nawet kroku, moje ciało bezwładnie osunęło się na trawę. Przerażający śmiech zabrzmiał jeszcze głośniej. Nad moją piersią pochyliła się ta cienista postać i usłyszałem słowa.
- Żegnaj potomku! - wypowiedziane z pogardą głosem mojej matki!

Uwięziony w bezwładnym uścisku czyjejś woli, albo po prostu sparaliżowany strachem nie widziałem co było potem. Usłyszałem jedynie dźwięk zanurzanego w ciele metalu i jęk. Nie mój jęk!

* * *

Wyciągnął do mnie dłoń, chwycił i postawił na nogi. Nie widziałem go wcześniej, ale jego sława najlepszego wojownika mego wuja doszła i do moich uszu. Nie przeraziła mnie jego twarz a wielkie zielone oczy wręcz uspokoiły.
Napastnik leżał obok. Rycerz pochylił się nad nim i ściągnął mu kaptur z głowy. Przez chwile bałem się, że ujrzę moją matkę. Twarz ta miała tysiąc oblicz! Jedno oblicze trwało przez ułamek sekundy a potem następowało kolejne. Tylko jeden szczegół nie zmieniał się - grymas ust, który był namiastką chorego uśmiechu. Nagle wszystko zastygło i pozostało ostateczne oblicze, bez oczu i nosa z szparą w miejscu ust - bezkształtna masa.
- Co to było? - spytałem bardziej swoje zmysły niż wybawcę.

- Zmiennokształt, potrafi się wcielić w każdego kogo dotknie swym ciałem i umysłem.

Spojrzałem na niego z jeszcze większym niedowierzaniem.
- To Lady Marana była narzeczona twojego wuja. Długo nie mogłem rozszyfrować jej i jej zamiarów. Umiała doskonale kryć się ze swoimi darami.

Słuchałem jego słów, które kłóciły się z całą moją dotychczasową wiedzą, ale dowód na potwierdzenie jego stwierdzeń leżał przede mną.
Zaczął przeszukiwać szaty stwora - zdziwiło to mnie. Wydobył spomiędzy nich jakiś kamień i schował go pośpiesznie do kieszeni.

* * * *

Rana nie była głęboka, ale mój stan się pogarszał, wdało się zakażenie i z rany zaczęła sączyć się ropa. Jechaliśmy w milczeniu, nie pytałem gdzie, ufałem mu.
Nie pytałem jak do niego mam się zwracać. Słyszałem wcześniej, że nazywają go Emar - burza, ale mówiło mi coć, że to bez znaczenia jak będę się do niego zwracać.

* * * * *

Pamiętam tylko tyle: wjechaliśmy do jakiegoś wąwozu, zdjął mnie z konia, podszedł do skalnej ściany niosąc mnie na plecach, wyciągnął moją rękę z matczynym pierścieniem i swoją z identycznym. Poczułem ciepło promieniujące z pierścienia, a potem zanurzyliśmy się w skale.

Zobaczyłem coś przepięknego i wstąpiliśmy w tą jasność, ogarnęło mnie uczucie spokoju i dziwne uczucie znajomości. Zdjął ze mnie tunikę i pomógł wejść do basenu. Zapadłem w dziwny, błogi stan z pogranicza snu i jawy. Pochyliła się nade mną przepiękna kobieta o rzadkiej urodzie. Jej delikatna twarzyczka z regularnym niedużym noskiem otoczona była burzą kolorowych włosów. Ogromne zielone oczy świeciły łagodnym blaskiem a delikatne wąskie usta uśmiechały się uroczo. Nagle ten piękny obraz znikł i pojawił się ogłupiający bełkot, który dopiero po chwili przerodził się w zrozumiały potok wiedzy.

* * * * * *

Mój ojciec był Dardem, tak jak ten który mnie tu przywiódł. Mieliśmy za zadanie dokończyć to co nie zdołał mój ojciec. Znaleźć i zniszczyć Fire, którego macki zagłębiały się w światy i wysycały z nich całą energie powodując ich zwężenie - zestarzenie a w rezultacie zagładę. Mój świat był jego siedzibą.

Napłynęły do mnie różne informacje, ale mój umysł nie był tak chłonny jak umysł czystej krwi Darda. Zdołałem na szczęście pojąć co najważniejsze. Każdy składa się z trzech rodzajów energii. Pierwsza - najbardziej krucha - to nasze ciało, energia fizyczna, która opuszcza nas kiedy się starzejemy. Druga - to umysł, który wraz z rozwojem pozwala na coraz większe magazynowanie wiedzy. Trzecia - najmniej zbadana i poznana nawet przez Dardów to dusza. Ta energia kieruje i wzmacnia pozostałe sprawiając, że są one: silne lub słabe, dobre lub złe. Tylko ona jest niezależna i może istnieć wiecznie bez ciała i umysłu, które pozbawione jej są ślepe, głuche, chrome i skazane na zagładę. Umiejętne wykorzystanie tej trzeciej energii to sekret Dardów, natomiast wiedza jest ich największym skarbem. Gromadzą ją skwapliwie w swoich umysłach przez całe życie, a żyją tysiąclecia, otrzymali dar odradzania swojego ciała i przekazywania wiedzy.
Zdarzało się, że najstarsze dusze znużone energiami ciała i umysłu uwalniały się niszcząc ciało i przekazując ogółowi całą wiedze.
Dusza mego ojca nie miała takiego wyboru...
Dardowie nie zdradzali swoich prawdziwych imion. Poznanie imienia Darda wiązało się z dostępem do jego duszy - możliwością najwyższego zespolenia, oraz z możliwością całkowitej jej kontroli.

* * * * * * *

Ocknąłem się będąc całkowicie zdrowy i wypoczęty dzięki regenerującemu wpływowi wody w basenie. Rycerz odpieczętował komnatę. Była tam zbroja mego ojca porysowana i zmatowiała, pęknięta tarcza bez godła, złamany miecz oraz amulet smoka nie nadszarpnięty zębem czasu, ani pazurem walki.

Nigdy nie zapomnę tego dnia....

Nigdy nie zapomnę tej pięknej wyśnionej twarzy kobiety ...


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5