Piekielny wędrowiec

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

Los często miewa kaprysy. Możemy stracić ukochaną, ktoś bliski może umrzeć. Xeron również nie miał łatwo. Kiedy Xeron rozejrzał się po wyjściu z tuneli, jego oczom ukazała się leśna ścieżka z rosnącym wokoło lasem. Korony drzew poczęły powoli przykrywać słoneczne promienie o kolorze jasnego płomienia. Kiedy dotarło do niego, gdzie się teraz znajduje, zaniepokoił się. Wyjście prowadziło prosto do kraju jego największego wroga – Erathii. Widocznie te tunele były przedtem bazą wypadową dla wojsk Nighonu podczas ataku na ten kraj. Niestety nie mógł iść nigdzie indziej, gdyż wokół las był tak ogromny, że bardzo łatwo można było w nim zaginąć. Xeron nie miał zamiaru bezsensownie błądzić po gąszczach. Na domiar złego czyste powietrze źle zaczęło na niego działać. Nagle poczuł mocny ból w swym rogatym, czerwonawym łbie. Piekące jasne słońce bez przerwy go oślepiało. Miał wrażenie, że lepiej czuł się w podziemiach. Czyżby ogarniało go szaleństwo?
Najwyraźniej na tym na tym los nie poprzestawał. Idąc w kierunku Erathii, Xeron natknął się na położone na drodze dobrze strzeżone przejście graniczne, które trudno było obejść. Pilnowała go chorągiew zbrojnych i niewielki garnizon. Na końcach garnizonu wznosiły się dwie wieże, które dzielił biegnący od jedej do drugiej niewielki, niewysoki murek. z żelazną bramą pośrodku. Nie sposób było przejść niespostrzeżenie. Postanowił się teleportować, jednak uciekając poprzez tunele stracił zbyt dużo energii, więc teleportacja się nie powiodła. Gdyby poczekał do zmroku, może udałoby mu się przejść, ale z tego, co pamiętał w nocy straże graniczne są podwajane. Niestety nic nie mógł wskórać. Myślał, żeby zwyczajnie przejść, lecz byłyby duże szanse, że nie udałoby się. W końcu jednak gniew i żądza krwi przejęły kontrolę nad kreeganinem, który zaczął maszerować w kierunku garnizonu. Nie było wiadome, czy chciał się zdać na własne szczęście i niespostrzeżenie przejść, czy zaspokoić swoje pragnienie zabijania i nienawiść wobec rodzaju ludzkiego. Kiedy podchodził w kierunku bramy prowadzącej do kraju jego wroga zatrzymało go paru zbrojnych.

- Zatrzymaj się. Kim jesteś? - spytał się jeden ze zbrojnych.

- A co cię to obchodzi, nędzna łachudro? - odparł Xeron ze złowieszczym uśmiechem. Trzymał już rękę na rękojeści podrdzewiałego miecza.

- Myślisz, że każdy może sobie tak po prostu przejść? - powiedział zbrojny – Nie przepuszczamy byle kogo!

W pewnym momencie uwagę zbrojnego zwrócił tajemniczy blask wydobywający się spod płaszcza Xerona. Przyglądając się ujrzał przepiękny klejnot, który wędrowiec skrywał pod tkaniną. Ów kamień szlachetny bardzo mu się spodobał. Ogarnęła go chciwość; sam zapragnął go mieć. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł. Niespodziewanie oznajmił Xeronowi
- Ale oczywiście możemy przepuścić cię za opłatą wędrowcze – zaczął chciwie spoglądać na postać w czarnym płaszczu – a widzę, że posiadasz bardzo cenny klejnot. Jeśli nam go dasz…

Gdy Xeron usłyszał słowa zbrojnego, absolutnie stracił nad sobą kontrolę. Przestało mu zależeć na cichym przeniknięciu do Erathii. Pragnął tylko wysłać na tamten świat tych, którzy pragnęli mu odebrać jego własność. Nienawiść, zamknięta za kratami jego umysłu, uwolniła się oraz ukazała nieświadomym zagrożenia strażnikom.
- Nigdy, żałosne, ludzkie ścierwo! On należy wyłącznie do mnie! Dla was liczy się tylko bogactwo!

Zaślepiony chciwością zbrojny rozkazał kompanom dobyć mieczy, a sam bez zastanowienia ruszył na postać w płaszczu.
W tym momencie Xeron wydobył miecz, który w ułamku sekundy śmignął po karku strażnika. Głowa spadła z hukiem i potoczyła się u stóp reszty zaskoczonych oraz nieco przerażonych strażników, a ciało osunęło się kamienną ścieżkę, zalewając ją wokoło gęstą krwią. Strażnicy jeszcze przez chwilę nie przyjmowali do siebie tego, co właśnie sie stało, jednak po chwili dobyli mieczy i rzucili się z bojowym okrzykiem na odzianego w czarny, poszarpany płaszcz Xerona. Kreeganin po raz kolejny zaskoczył resztę zbrojnych, tym razem swoimi zdolnościami bojowymi, za każdym razem blokując ich ataki i zręcznym kontratakiem. Ryk i szczęk oręża zwabił jeszcze pozostałe pół pułku, przez co Xeron miał niemałe kłopoty. Przynajmniej takie było wrażenie. Ogarnięty gniewem Xeron w morderczym tańcu bojowym kończył żywoty strążników z przeróżnymi ranami kłutymi, głębokimi, niekiedy na ziemi leżały krwawiące kończyny i głowy. Strażnicy nie mogli zrozumieć, jak zwykły nieznajomy odziany w stare podarte łachmany jest w stanie dawać im radę, a nawet może ich pokonać. Gdyby tylko wiedzieli, z kim zadarli...
W końcu Xeron stwierdził, że ta dziecinna szermierka trwa już za długo. Przy kolejnym ataku zbrojnych zebrał energię i teleportował się za nich, co zdezorientowało i tak już wystarczająco zdumionych i zmęczonych walką z tajemniczym wędrowcem strażników. Nie mieli pojęcia, gdzie podział się ich przeciwnik. Nagle jeden ze zbrojnych poczuł ostrze zatopione w jego barku. Zaczął krzyczeć z bólu, co zaalarmowało resztę strażników. Kiedy tylko się odwrócili, ciała wielu z nich były podcięte przez podrdzewiałe ostrze miecza. Chwytając się za swe rany osunęli się na ziemię, konając. Ranni strażnicy, nie mogący nawet wstać, błagali, aby Xeron darował im życie. Głupcy, błagali kreegana o litość - większego błędu zapewne nie mogli popełnić. Błagania wzbudziły w Xeronie mróżący krew w żyłach śmiech oraz większą żądzę mordu. Podeszedł do jednego z leżących zbrojnych, poczym ukleknął i zaczął mówić:

- Śmiesz błagać kreegana o darowanie życia? Wy, ludzkie robaki, przyprawiacie mnie o śmiech i obrzydzenie. Jakim cudem byliście w stanie zniszczyć potęgę Eofolu? Zapłacicie za ten czyn śmiecie!

Xeron z impetem wyrwał strażnikowi głowę. Na będących w pobliżu rannych spadło kilkadziesiąt kropel krwi, które wyciekły z urwanego łba.
- Teraz wasza kolej - Kreeganin skierował spojrzenie na stojących w osłupieniu pozostałych przy życiu strażników. Część z nich orientując się, że wędrowiec pragnie wysłać ich na tamten świat, natychmiast rzuciła się do ucieczki, jednakże bezcelowej. Xeron zaczął zbierać sobie magiczną moc, przerażeni świadkowie nie wiedzieli, co się zaraz stanie, ani co robić. Niespodziewanie Xeron wydał z siebie okrzyk, który zdawał im się być krzykiem cierpienia. Wskazał na uciekających zbrojnych, po czym z jego dłoni wystrzelił pocisk, stworzony z najpotężniejszego ognia. Kula wybuchła przed uciekinierami, pokrywając ich ogniem, nieustannie wżerającym się pod zbroję i wypalającym życie z ofiar.

- Głupcy, jesteś cie żałośni! Nigdy nie dorównacie potędze kreegan!

Reszta pozostałych przy życiu zbrojnych zdała sobie sprawę z tego, że nie dadzą rady przybyszowi, po czym skorzystała z triumfalnego wywyższania się Xerona i czym prędzej zbiegła z pola walki. Niestety na nieszczęście Xerona, gdyż zbiegli strażnicy mogli opowiedzieć to, co się stało, jednak to na razie nie było istotne. Teraz Xeron mógł bez problemów przekroczyć granice Erathii.
Niestety po dniu wędrówki przez leśne ostępy los znowu zaczął rzucać mu kłody pod nogi. Zaczął doskwierać mu głód, a na dodatek nie miał prowiantu. Na szczęście ta niewesoła egzystencja szybko się zakończyła. Bez przerwy wędrując ścieżką pomiędzy lasami Xeron natknął się na przebiegającego przez drogę dzika, który nagle wbiegł w leśną gęstwinę. Głód pozbawił kreegana wszelkiej kontroli nad sobą, toteż pobiegł za zwierzem, tym samym narażając się na zaginięcie pomiędzy drzewami. Kiedy dzik spostrzegł biegnącą za nim rogatą postać w płaszczu, zjeżyła mu się szczecina, a po chwili zwiększył tempo biegu. Jednak Xeron nie dawał za wygraną. Również zaczął biec, nie odstępując od toru biegu dzika ani na krok. W końcu jednak zwierzę dopadało zmęczenie, więc Xeronowi udało się dopaść swą ofiarę i ją zabić. Jednak los znowu zaatakował. Kiedy kreeganin mógł znowu się zastanowić, co zrobić, dotarło do niego, że pobiegł w sam środek lasu.

- „Cholera” - pomyślał Xeron – teraz będę się tułał bez celu między drzewami. Mogłem poszukać gospody!

Lecz kreeganin nie poddawał się. Postanowił rozpalić ognisko, aby zjeść upolowanego dzika. Zanim to jednak zrobił, oskórował martwego zwierza podrdzewiałym mieczem. Urwał z pobliskiego drzewa grubą, długą gałąź oraz cztery cieńsze oraz znacznie krótsze. Tylko czym je związać? Przypomniał sobie o medalionie z herbem kreegan, który nosił na szyi.
- Właściwie nie powinienem go nikomu pokazywać. Tylko zdradziłbym swoje pochodzenie – powiedział Xeron, po czym zerwał sznur, na którym wisiał medalion. Związał nim gałęzie, tworząc prymitywne rożno, na którym mógł upiec oskórowanego dzika, a sam wisiorek ukrył pod płaszczem, gdyż był identyfikatorem każdego kreegana. Przywiązał sporych rozmiarów zwierza do gałęzi, na której miał się piec.

Lecz uczta Xerona została przerwana przez nagłe przybycie dwóch ludzi w zielonych płaszczach opancerzonych kolczugą i uzbrojonych w miecz i łuk. Ludzie ci byli patrolem wysłanym przez leśną straż. Xeron w ostatniej chwili ukrył się za będącą w pobliżu dużą skałą. Nagle doszło do wymiany zdań między strażnikami:

- Słyszałeś o tajemniczym ataku na garnizon graniczny? - spytał jeden ze strażników?

- Tak - odrzekł drugi – Z tego, co słyszałem, mała grupka strażników musiała uciec z pola walki.

- Skąd to wiesz?

- Policzono trupy i okazało się, że brakuje kilku. Prawdopodobnie uciekli, albo ten, kto ich zaatakował, porwał biedaków. Biada im.

- Och, biada.

- Dobra, wracajmy na posterunek. Słońce zachodzi.

- Faktycznie, czas ruszać.

- ,,Wygląda na to, że ci dwaj spadli mi z nieba” - pomyślał Xeron – ,,Zaprowadzą mnie z powrotem na drogę.”

- Ej, też czujesz ten smród? Ktoś pali ognisko – niespodziewanie powiedział jeden ze strażników.

Xeron znieruchomiał. Przez nieuwagę nie zgasił palącego się ogniska. Jeśli strażnicy tu podejdą, wyjdzie na jaw, że największy wróg Erathii właśnie po niej stąpa. Musiał działać szybko. Wziął wielkości pięśći kamień, po czym rzucił nim w rosnące niedaleko krzaki. Strażnicy natychmiast zainteresowali się tajemniczym szelestem, zapominając o dymie. To dało Xeronowi czas, aby zasypać ziemią tlący się ogień. Dzik na szczęście się upiekł. Kiedy strażnicy wrócili, nie było już czuć dymu.
- Zauważyłeś, że teraz nie czuć tego smrodu? - spytał się jeden ze strażników.

- To dziwne – odrzekł drugi – Tak czy inaczej wracajmy na posterunek.

Kiedy strażnicy ruszyli, Xeron wziął dzika na barki i zaczął śledzić niczego nieświadomych członków leśnej straży, podchodząc od kryjówki do kryjówki.
Podążanie za dwójką strazników było śmiesznie łatwe, jednak zdawało się nie mieć końca. Xeron co jakiś czas podgryzał dzika, którego nosił na barkach. Jednak los również nie pozostawał w tyle. Do niczego nie spodziewającego się Xerona przybiegł wilk. Najwyraźniej zwęszył zapach pieczonego mięsa. Powoli podchodził na Xerona, warcząc wystarczająco głośno, aby zainteresowali się nimi strażnicy. Zaczęli kierować się do krzakow, za którymi ukrywał się Xeron.

- Głupie, bezmyślne stworzenie – szeptał kreeganin – Myślisz, że możesz pokonać kreegana?!

Wydobywszy swój miecz spod płaszcza, chwycił wilka i przebił mu podbrzusze. Zwierzę zawyło z bólu, co jeszcze bardziej zdziwiło strazników. Ale Xeron zastosował tą samą sztuczkę, co wcześniej. Ponownie rzucił leżącym obok kamieniem w stronę rosnącego obok drzewa. Strażnicy znowu nabrali się na tę samą sztuczkę, co dało czas Xeronowi, aby udać się do innej kryjówki. Kiedy wrócili, ich oczom ukazały się jedynie krwawiące zwłoki wilka.
- Słuchaj – powiedział jeden ze strażników – Tu się dzieje cos dziwnego. Co chwila słychać tajemnicze szelesty, a teraz widzę martwego wilka, mimo że w pobliżu nie ma niczego, co by go zabiło.

- Faktycznie to nie jest normalne. Lepiej szybko wiejmy z tego lasu. Potem zdamy raport kapitanowi.

- ,,Nie jest dobrze” - pomyślał Xeron – Trzeba będzie się ich pozbyć. W innym wypadku będą mnie poszukiwać.

Kiedy strażnicy skończyli wymianę zdań, ruszyli dalej, a Xeron nadal za nimi podążał.
Po długim marszu strażnicy wreszcie doszli do będącego przy ścieżce posterunku. W czasie, kiedy Xeron śledził strażników, skończył mu się prowiant.

- Teraz te ścierwa nie są mi już potrzebne – wyszeptał kreeganin do siebie – muszę się ich pozbyć, zanim opowiedzą komuś o tym, co widzieli. Kiedy strażnicy odpoczywali przy niewielkiej wieży strażniczej, Xeron podkradł się do nich. Wyciągając miecz, poderznął nim gardło jednemu ze strażników. Kiedy drugi zorientował się, co właśnie się dzieje, spanikował, lecz kiedy miał zamiar krzyknąć ze strachu, postać w czarnym płaszczu zatopiła ostrze miecza w jego ciele. Lecz teraz co Xeron miał zrobić ze zwłokami? Kreeganin kątem oka dostrzegł sporej głebokości dół parę metrów od granicy lasu. Zatargał tam obu martwych strażników, lecz zanim ich tam wrzucił, wykonał parę tajemniczych znaków dłonią. Nagle ciała znikąd objął pomarańczowy płomień, trawiąc ich ciała. Po parunastu sekundach z ich ciał zostały tylko osmolone kości, które od razu wrzucił do ziemnego padołu. Lecz kiedy miał zasypać rów, parę centymetrów od niego świsnęła strzała, która przeszywając powietrze wbiła się w rosnące nieopodal drzewo.

- Stój! Co tu robisz przybyszu? - Okazało się, że posterunku pilnował jeszcze jeden członek leśnej straży. Zdenerwowany tym czynem Xeron odwrócił się i powoli kierując się w stronę lekko otyłego strażnika, rzekł:

- To samo, co zaraz zrobię z tobą, bezwartościowe ścierwo! - Z szaleńczym uśmiechem podchodził do człowieka, który miał czelność mierzyć do niego z łuku. Tajemnicza postać w czarnym płaszczu wzbudziła lęk w sercu strażnika, lecz dopiero wtedy, gdy rozpoznał demoniczne oblicze wędrowca, uwolnił zasiany w swoim umyśle strach. Kiedy przerażony człowiek cofał się do tyłu, potknął się o wystający kamień, lecz gdy podniósł głowę, tajemniczej postaci już tam nie było. Strażnik odetchnął z ulgą, lecz to były złudne nadzieje. Nagle poczuł na swoim karku piekący uścisk dłoni, który był tak silny, że strażnik skulił się z bólu.

- Teraz dołączysz do swoich towarzyszy - powiedział Xeron, po czym z jego demonicznej dłoni zaczął wydzielać się ogień, który zajął krzyczącego z bólu i ze strachu strażnika. W parę sekund zostały z niego tylko przypalone ludzkie szczątki, które Xeron wrzucił do padołu, w którym spoczywały usmolone kości dwóch innych strażników. Pozostało tylko zasypać dół. Xeron wyciągnął swój podrdzewiały miecz, po czym wbił go w ziemię. Trzymając rękojeść, wypowiedział parę niezrozumiałych dla zwykłego człowieka słów. Tym sposobem Xeron wywołał niewielkie trzęsienie ziemi, które zasypało padół, w którym znajdowały się zwłoki. Teraz Xeronowi nie pozostało nic innego, jak ruszyć w dalszą drogę.

Jednak los nie dawał za wygraną. Bezustannie wędrując cały dzień przez leśną ścieżkę, Xeron kolejny raz poczuł głód, który drażnił go coraz bardziej. Bynajmniej kreeganin nie miał zamiaru ryzykować, że znowu zgubi się w lesie w pogoni za zwierzyną. Śmierć z głodu to hańba dla kreegana. Jednak tym razem ta niewesoła egzystencja szybko się zakończyła, bowiem ujrzał niewielką leśną gospodę, z której wydobywał się cudowny zapach smakowitego jadła. Bez zastanowienia pobiegł w kierunku wejścia. Jednak ta radość była chwilowa, bowiem w środku oprócz prostej ludności znajdowało się mnóstwo żołnierzy Erathii i okolicznych łotrzyków. Nie wiedział, co zrobić - iść dalej czy zaryzykować to, że zostanie rozpoznany i - najprawdopodobniej schwytany. - Być może następna gospoda będzie znacznie dalej. Na jego nieszczęście, czy też szczęście, siła woli przegrała z głodem Xerona, ale zachował ostrożność i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Zasłaniając demoniczną twarz kapturem z płaszcza wszedł do gospody. Na jego szczęście nikt nie zwrócił uwagi na tajemniczą postać w czarnym płaszczu, poza paroma osobami. Kiedy stanął przy ladzie, podszedł do niego wysoki, chudy oberżysta i zapytał się:

- Co dla pana?

- Kufel piwa i pieczoną gęś - odrzekł Xeron.

- To będzie czternaście złotych monet.

Xeron znieruchomiał. Kiedy wychodził z podziemnego schronu nie pamiętał, żeby miał przy sobie jakieś monety. Zresztą po co mu one były? Rozpaczliwie zaczął szukać pieniędzy w swoim znalezionym płaszczu. Znowu uśmiechnęło się do niego szczęście, gdyż znalazł ukrytą kieszeń z szesnastoma złotymi monetami i paroma srebrnikami. Dał oberżyście zapłatę. Kiedy Xeron zajadał gęś, oberżysta znowu zadał Xeronowi pytanie:

- Chce pan usłyszeć informację ode mnie? To kosztuje tylko jedną złotą monetę.

Xeron wiedział, że informacje mu się przydadzą, więc niechętnie zapłacił monetę oberżyście, po czym odrzekł:
- Naciągacz z pana i dobrze pan o tym wie. Więc co pan mi chciał powiedzieć?

- Proszę, mów mi Gamael. Widzisz, kolego, wczoraj na jednym z przejść granicznych Erathii dokonano tajemniczego mordu na stacjonującej tam straży. Prawie wszyscy zostali zabici.

Ta informacja zaniepokoiła Xerona. Erathiańczycy wiedzieli, że jakieś zło wdarło się do ich kraju, jednak nie mieli pojęcia, że to był właśnie on.
- Mów dalej, Gamaelu.

- Dopłać srebrnika, to powiem - odrzekł ze chciwym uśmieszkiem na ustach.

Xeron zaczął się denerwować. Gdyby nie to, że ten człowiek posiada ważne informacje, z chęcią zakończyłby jego marny żywot. Kiedy dał oberżyście srebrnika, ten kontynuował wypowiedź:
- Kilku zbrojnych zdołało uciec, lecz napotkali parę zbiegłych czartów pod dowództwem jednego z kreegan.

- Skąd wiadomo, że to byli kreeganie?

- Daj jeszcze jednego srebrnika - odrzekł z szerokim uśmiechem Gamael.

Xeron zacisnął zęby z wściekłości. Zaczął trzymać dłoń na rękojeści zardzewiałego miecza, ale zapłacił Gamaelowi kolejnego srebrnika, co zwróciło uwagę siedzących obok łotrzyków. Gamael znowu zaczął mówić:
- Paru żołnierzy, którzy napotkali zabitych zbrojnych, zobaczyło jeszcze zwłoki czarta. Jeden zbrojny przeżył, ale był taki przerażony, że nie mógł nic powiedzieć. Jutro ma wszystko opowiedzieć.

- A gdzie go będą przesłuchiwać?

- Dorzuć jeszcze srebnika na napiwek.

Xeronowi puściły nerwy. Szybkim ruchem chwycił oberżystę za kark i przycisnął go do lady.
- Słuchaj, bezwartościowa istoto - zaczął przemawiać kreeganin wysokim tonem głosu do Gamaela - Jeśli jeszcze raz spróbujesz wyłudzić ode mnie chociażby brązową monetę, błyskawicznie zakończę twój bezwartościowy żywot! Teraz gadaj, gdzie będą przesłuchiwać tego marnego żołnierzyka?!

- W Steadwick, stolicy Erathii - odrzekł Gamael cienkim, strachliwym głosem.

Kiedy Xeron usłyszał informację od oberżysty, dotarło do niego, co za głupotę zrobił. Każdy, kto był w gospodzie spoglądał na tajemniczego jegomościa w podartym płaszczu. To jednak w tej chwili nie było najważniejsze. Te informacje wystarczyły Xeronowi, ale zaniepokoiły go jeszcze bardziej. Musi pozbyć się świadka przed przesłuchaniem, jeśli chce uciec niespostrzeżenie z Erathii. Teraz trzeba było pomyśleć, jak się dostać do Steadwick.
Kiedy Xeron poprawiał płaszcz, Gamael kątem oka dostrzegł świecący kamień, który wędrowiec ukrywał pod odzieniem. Skierował chciwe spojrzenie na kreegana, po czym odezwał się:

- Widzę, że posiadasz bardzo ładny kamień szlachetny. Czy mółgbyś mi go pokazać, abym...

- Nawet o tym nie myśl! Nie dam ci tego wspaniałego klejnotu! Już zapomniałeś, co ci przed chwilą mówiłem?! On jest tylko mój! Mój!

Kiedy zorientował się, co właśnie zrobił, patrzyli na niego wszyscy zebrani w gospodzie ludzie, szczególności grupka łotrzyków siedząca obok. Odeszli od stołu i otoczyli Xerona. Ubrani w podobne czarne płaszcze z kapturem i w zbroje skórzane oraz kolczugi rozbójnicy nie zrobili na nim wrażenia. Nagle jeden z nich, najwyraźniej herszt bandy podszedł do Xerona ze schowanym pod płaszczem sztyletem i zaczął mówić:
- Widzę, że masz trochę krwawicy przy sobie. Może tak postawisz nam po kuflu?

Xeron, i tak zdenerwowany przez oberżystę, wstał i spoglądając na herszta odrzekł:
- Lepiej wróć na swoje miejsce, jeśli nie chcesz utracić swojego nędznego życia, bezwartościowe ludzkie ścierwo.

- Czy ty serio jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz? Myślisz, że możesz sobie mnie obrażać?! Zresztą, jak nie chcesz nam postawić po kuflu, daj nam ten ładny kamyczek, który chowasz pod płaszczem.

Cierpliwość Xerona zaczęła się kończyć. Nadal był świadom, że nie powinien zwracać na isebie uwagi, lecz ten osobnik uniemożliwiał mu kontrolę nad sobą. Oczy ponownie zaczęły zalewać mu się krwią. Miał ochotę poderżnąć gardło temu chłystkowi, który miał odwagę coś od niego wymuszać. Tłumiąc złość, odrzekł do herszta:
- Słuchaj no, robaku, czy ty naprawdę chcesz, żebym cię odesłał na tamten świat?!

- To ja tu zadaję pytania! - Herszt rozbójników wyciągnął ostrze, pokazując je Xeronowi - Widzisz ten sztylet?! W każdej chwili mogę zakończyć twój nic nie warty żywot, jeśli nadal będziesz mnie znieważał!

Xeron nie wytrzymał. Błyskawicznie wstał i podniósł herszta łotrzyków, po czym rzucił nim w jego kompanów. Trafił nim w dwóch innych łotrzyków, którzy upadli na plecy, a sam herszt uderzył o ścianę gospody. Podszedł do niego idąc po leżących rozbójnikach i łamiąc im żebra. Xeron chwycił herszta jedną ręką i oparł go o ścianę. - Teraz dam przykład twoim towarzyszom, co się dzieje z tymi, którzy mnie znieważają - Powiedział Xeron. Ręka, którą trzymał herszta łotrzyków zaczęła mu się tlić, a po chwili buchnął z niej ogień. Palący się herszt zaczął wydzierać się z bólu, po czym rozległ się błysk, a z jego ciała pozostała kupka osmalonych kości. Rozbójnicy i żołnierze, którzy nie mogli zrozumieć, co się stało, dobyli broni i ruszyli na przybysza w czarnym płaszczu. Lecz każdy, kto był na tyle głupi, by to zrobić, kończył swój żywot ze śmiertelną raną w swym ciele, leżąc na podłodze.

- Skończyliście? To teraz ja zacznę! - rzekł rozgniewany Xeron. Chwycił najbliższego rozbójnika, po czym jednym szybkim ruchem wykręcił mu kark. - Szkoda mi na was broni! Myślałem, że ludzie to większe wyzwanie! - W końcu na kreeganina rzucili się wszyscy obecni w gospodzie. Ale co oni mogli zrobić kreeganowi? Xeron zdecydował jednak, że szybciej zakończy tą bezsensowną walkę mieczem. Odrzucił wszystkich stojących przy nim ludzi, po czym wydobył swój oręż. Zapał niektórych klientów gospody ostygł, gdy tylko zobaczyli siłę nieznajomego. Skryty za ladą Gamael obserwował wszystko, dzieje się przy stolikach. Wściekli i żądni zemsty rozbójnicy ponownie ruszyli na Xerona, by pomścić śmierć herszta. Kreeganin przebił ostrzem biegnącego na czele łotrzyka, po czym rzucił go za ladę. Niestety, truposz rozbił wszystkie stojące na półce za ladą butelki, które spadły razem z martwym łotrzykiem na Gamaela. Oberżysta musiał znosić cierpienie i ból, jaki powodowały wbijające mu się skórę kawałki szkła.

Xeron miał już dosyć tej walki. Wytworzył w wolnej ręce niewielką ognistą kulę. którą rzucił w drewnianą podłogę oberży. Ten czyn przypieczętował los wszystkich zebranych tu ludzi. Rzucił się na pozostałych przy życiu rozbójników. Jednym cięciem miecza przepołowił dwóch stojących niedaleko od siebie łotrzyków. Po chwili wszyscy klienci oberży stanęli w płomieniach. Jeden Xeron, który wychowywał się w takim potwornym ogniu, ciągle stąpał wśród cierpiących ofiar. Nikt nie zdołał uciec z ogniowej pułapki. To, co zrobił Xeron, było głupotą. W ten sposób zaznaczał tylko szlak swojej wędrówki. Ale teraz się tym nie przejmował. Musiał zabić żołnierza, który jako jedyny przeżył z całego garnizonu granicznego. Wziął przysmolone od ognia złote monety i srebrniki, które dał Gamaelowi. - Teraz jesteśmy kwita - odrzekł i ruszył w dalszą drogę.


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10