Piekielny wędrowiec

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Ostatnio Xerona gnębił pewien koszmar. Pojawiał się w ciemnym pomieszczeniu, w których jego jedyną widoczną częścią były widoczne wrota do sali tronowej. Uzbrojony był w swój pancerz i potężny ognisty miecz. Kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, bezskutecznie próbując cokolwiek dojrzeć, z ciemności wyłoniła się para królewska - Roland Ironfist i Katarzyna Gryphonheart, którzy rzucili się na zdezorientowanego kreegana. Bezskutecznie próbowali zakończyć żywot Xerona, który miał nad nimi zdecydowaną przewagę, raniąc go i nawet godząc mieczem, jednak kreeganin nie przejmował się tymi ciosami. Ogarnięty olbrzymią nienawiścią do całego rodzaju ludzkiego i innych bezużytecznych istot Xeron, w końcu powalił Rolanda i Katarzynę potężnym ciosem miecza. Kiedy miał zadać ostateczny cios, poczuł w swym barku strzałę. Demon klęknął, sycząc z bólu, co dało Rolandowi i Katarzynie trochę czasu, aby powstać z ziemi i oddalić się. Mimo że Xeron nie widział oblicza strzelca, doskonale wiedział, kto to jest. To Gelu, ten przeklęty pół - elf z Vori, do którego kreeganin pałał ogromnym gniewem. Kiedy demon nadal klęczał, Roland wymierzył mieczem prosto w jego kark, lecz kiedy wykonał cięcie, jego oczom ukazał się jedynie jarzący się ogień. Kiedy zastanawiał się, gdzie jest ten przeklęty kreeganin, niespodziewanie wybiegł na niego gotowy zadać śmiertelny cios. Niespodziewanie Rolanda ocaliła Katarzyna, powalając Xerona i siebie na ziemię. Kiedy demon postał, poczuł w plecach i barkach następne strzały, jednak nie ugiął się i dalej atakował Rolanda i Katarzynę. W końcu Gelu postanowił użyć czegoś mocniejszego. Naciągnął na cięciwę strzałę z żelaznych drzew AvLee, niezwykle potężną i znacznie większą niż tradycyjne drewniane strzały. Wypuszczona z łuku świsnęła w wbiła się prosto w serce Xerona, przechodząc na wylot. Tym razem nawet gniew kreeganina nie był zdolny utrzymać go przy życiu, Kiedy bezwładnie leżał na ziemi, ku jego oczom ukazał się przerażający dla niego obraz. Katarzyna wbiegła do sali tronowej, pozbawiając życia króla Lucyfera oraz ostatnich kreegan, a Roland podszedł do leżącego Xerona, dzierżąc w ręku zdobiony sztylet z żelazną pięścią - herbem Ironfistów. Kiedy oręż kierował się w jego głowę, Xeron nie mógł nic zrobić. I nagle się zbudził. Przed nim z powrotem ukazał się obraz tętniącego życiem lasu Erathiańskiego. Wśród pni, w koronach drzew, świergotały ptaki. Przyroda dominowała w tej sporej części kontynentu. Drzewa były tu zasadzone tak gęsto, że nie dało się dojrzeć między nimi niczego - pełno ciemnobrązowych konarów, a na ich szczytach korony, na które padały promienie zachodzącego słońca, o pięknej, płomiennej barwie. Leśna ścieżka nie była wyłożona niczym, co dawało lasowi uroku oraz wywoływało w człowieku świadomość, że jeszcze żaden człowiek nie naruszył jego piękna. Okazało się, że zasnął, strudzony wędrówką. Kiedy rozmyślał nad swym snem, klęknął i wydobył z siebie głośny krzyk gniewu rozpaczy. Ten sen nie był zwykłym - miał dręczyć Xerona, przypominać mu, że zmarnował szansę ocalenia Eofolu. Piekielne serce demona nie mogło tego dłużej wytrzymać . Jednak ruszył dalej, rozmyślając, kiedy skończy się ten przeklęty las.
Kto wie, ile ma ta mroczna, rozpaczliwa egzystencja mogła trwać. Po długiej i wyczerpującej wędrówce przez las na Xerona wypadło parę czartów, gogów i chochlików. Zaraz po nich wybiegła wysoka, rogata, umięśniona postać w dobrze wykonanym pancerzu, takim, jaki nosili kreeganie. W rękach trzymała zakrzywioną kosę z rozżarzonym ostrzem. Nie było wątpliwości - to był kreeganin. Zarówno i Xeron, jak i grupa uciekinierów byli zaskoczeni. Lecz kiedy mieli się do siebie wysłowić, usłyszał głośny szczęk oręża, który wydobywał się ze wschodniej części lasu Erathiańskiego. To była dosyć spora grupa krzyżowców. Kiedy tylko demony to usłyszały, zaczęły wznawiać ucieczkę. Lecz nagle zdarzyło się coś, co wprawiło całą grupę w oniemienie. Tajemniczy wędrowiec sam rzucił się na wybiegające na ścieżkę wojska, na dodatek bez niczyjej pomocy pozbawiając rycerzy kończyn, głów oraz żłobiąc głębokie blizny w ich ciałach. Kiedy niedobitki krzyżowców zorientowały się, co się dzieje, natychmiast rzuciły się do ucieczki, jednak bezowocnej. Xeron wzniósł rękę do góry i, wydając potężny ryk wywołał potężny błysk, który oślepił uciekających krzyżowców, w tajemniczy sposób nie wyrządzając krzywdy demonom. W końcu kreeganin pod płaszczem zakończył cierpienia leżących na ziemi i oślepionych rycerzy, łamiąc i skręcając im karki. Przerażone, tak samo jak zdumione demony znieruchomiały na widok siły tajemniczej postaci. Lecz ten strach ujawnili wyrazem twarzy i niespokojnymi krokami do tyłu wtedy, gdy Xeron zaczął się kierować ku nim. Lecz gdy kreeganin zdjął kaptur z twarzy, na twarzach demonów ukazała się rzadko spotykana u nich radość. Rozpoznali w nim swojego dawnego wodza, towarzysza broni. Lecz po chwili pokłonili się przed jego obliczem. Pierwszy wydał głos kreeganin przewodzący grupie demonów:

- Witaj, nasz wodzu, Xeronie - rozpoczął - zwę się Ageron, porucznik sił północnych Eofolu... przynajmniej, dopóki istniał.

- Przestańcie! – ryknął Xeron – Nie ma już Xerona. Jestem piekielnym wędrowcem, tak jak wy pozbawionym domu. Moje życie nie ma już żadnego sensu. Teraz tułam się po tym świecie beż żadnego celu.

- Mimo to dołączymy do ciebie. Sami nie jesteśmy w stanie uciec z Erathii. Chociaż twoje życie straciło sens, nadal jesteś naszym towarzyszem, przerażającym Xeronem. Mimo że jesteśmy Keeganami, nie opuszczamy swoich pobratymców w trudnych chwilach.

- Zatem chodźcie. Może straciłem cel swojego życia, bynajmniej samotność mi nie odpowiada.

Kończąc rozmowę, grupa demonów znów zaczęła podążać po leśnej ścieżce prowadzącej bez końca donikąd.
Kiedy zakończy się ta ścieżka? – Xeron wielokrotnie zadawał sobie to pytanie.

Lecz na tym pytania się nie kończyły. Podczas wędrówki przez Erathiański las Xeron i jego towarzysze poczuli mocny odór siarki, wydobywający się z lasu.
- Jak to możliwe – powiedział zdziwiony Agenor – że, będąc wiele kilometrów od Eofolu możemy wyczuć tu taki mocny odór, który czuć można tylko właśnie tam!

- Nie wiem, ale to podejrzane – odrzekł Xeron – Ageronie, zabierz ze sobą kilka czartów. Pójdziemy na zwiad.

Kiedy dwaj Keeganie przedostali się przez gąszcze i drzewa, ich oczom ukazała się niewielka polanka, prawie całkowicie pozbawiona roślinności. Gdzieniegdzie wyrastały małe, prawie łyse krzaczki. Na środku polanki pobłyskiwało niewielkie, zielone bajorko. W bajorze tym wylegiwał się smok, z którego skapywał dziwny płyn, również zielony. Sam smok był niezbyt duży, wysoki na chociaż dwa metry. Wyglądem przypominał zwykłe smoki, tylko pysk bestii znacząco się wyróżniał. Jego łuski również były koloru zielonego. Wokół legowiska bestii można było ujrzeć spaloną, popękaną ziemię. W szczelinach w ziemi widoczna była lawa. Czy to możliwe, żeby ów smok nauczył się w jakiś sposób zmieniać dane warunki na te, do których był przystosowany? Jeden z zaciekawionych stworem czartów podszedł do tego niezwykłego smoka, lecz kiedy go dotknął ręką, poczuł przeraźliwy ból na wewnętrznej stronie dłoni. Płyn zaczął wżerać się w skórę i rozprzestrzeniać się po jego ręce. Ta smocza wydzielina okazała się być stężonym kwasem. Po chwili bestia zionęła nim w wyjącego z bólu czarta, z którego w krótkiej chwili została tylko kupka jeszcze zżeranych przez kwas kości. Owo stworzenie zachwyciło Xerona do tego stopnia, że ukazał się smokowi. Ku zaskoczeniu Agerona i pozostałych czartów smok nie zionął swą żrącą wydzieliną w kreegana. Smok powoli zaczął podchodzić w kierunku tajemniczego wędrowca. Bestia chwyciła Xerona za ramię. Xeron odskoczył, obawiając się kwasu, lecz niestety trochę wydzieliny było już na jego płaszczu. O dziwo, wydzielina nie wżerała się kreeganowi w tkaninę. Najwyraźniej smok nabył zdolność zmieniania właściwości swej wydzieliny. Xeron zadziwiony całą sytuacją podszedł do Agenora w nadziei, że wie coś o tajemniczym smoku. Agenor odpowiedział:
- Nie mam pojęcia, skąd ten smok się wziął. Bynajmniej jeszcze nigdy nie widziałem tej rasy.

- Ale czemu tak mnie polubił? - spytał zdziwiony Xeron. Bynajmniej nie spodziewał się odpowiedzi.

- Nie mam absolutnego pojęcia. Mogę ci tylko powiedzieć, że ten smok jest jeszcze młody oraz lubi zniszczenie.

- Brakowało mi właśnie takiego przyjaciela. Weźmiemy tego smoka ze sobą - Zadecydował Xeron.

Po raz pierwszy od upadku Eofolu w kreegańskim sercu Xerona zagościła radość. Demony zabrały kwasowego smoka ze sobą w dalszą podróż.
Podróżując dalej Xeron ciągle się zastanawiał, jak Agenorowi udało się przedostać do Erathii. Po całych ziemiach Eofolu rozsiane były ogromne oddziały żywiołaków, zaś tunel ewakuacyjny był jedyną znana mu drogą ucieczki. W końcu kreeganin osobiście postanowił zadać to pytanie Ageronowi.

- Ageronie - Rozpoczął Xeron - Powiedz mi, jak ci się udało wedrzeć do Erathii?

- To długa historia, Xeronie. Mnie i znajdujących się pod moim dowództwem czartów ocalił los. Zostałem otoczony przez wszelkiego rodzaju żywiołaki. Rozpaczliwie się broniliśmy, lecz nasze wysiłki były bezowocne. Krąg żywiołaków zacieśniał się coraz bardziej. I niespodziewanie pode mną zapadła się ziemia. Kiedy się otrząsnąłem, zorientowałem się, że byłem w jakimś tunelu, najwyraźniej wykopanym przez Nighończyków.

- ,,Więc tuneli było więcej?" - Pomyślał Xeron - ,,Więc z Kreelah musiało uciec znacznie więcej kreegan. Jeśli to prawda, mógłbym ich zebrać i przyłączyć do siebie"

- Kiedy przebyliśmy jaskinię, okazało się, że przejście było zablokowane przez sporej wielkości głazy. Jednak mnie i czartom udało się przekopać do wyjścia. Niestety, spod sideł żywiołaków wpadliśmy właśnie do kraju wroga. - Ageron westchnął - lecz jaki to miało cel, skoro teraz moje życie nie ma sensu? Jesteśmy skreśleni z dalszej historii Antagarichu, Xeronie.

Ageron chwilę pozostał w zastanowieniu - Xeronie, powiedz mi, jaki jest teraz twój cel? - niespodziewanie zadał pytanie Xeronowi
- Ageronie...

Xeron nigdy o tym nie myślał. Bynajmniej nie miał okazji do przemysleń. Lecz w końcu musiał znaleźć na nie czas. Bo w końcu jaki jest sens życia, nie mając w nim żadnego celu?
- Nigdy nad tym się nie zastanawiałem. Po prostu chciałem jak najszybciej uciec z Erathii.

Bynajmniej...
Lecz zanim Xeron zdążył dokończyć, jego oczom ukazał się upragniony widok - wędrówka przez ten przeogromny las się zakończyła. Los znowu zaczął się uśmiechać do udręczonego kreegana. Wreszcie po długim marszu po jednym z największych lasów nareszcie mógł ujrzeć prawdziwy obraz Erathii. Większą powierzchnię krajobrazu pokrywały chłopskie pola uprawne oraz niewielkie, biedne mieściny. Wśród monotonnie pojawiających się obrazów pól uprawnych wyłaniały się ufortyfikowane twierdze, niektóre tak stare, że niektóre wieże i inne elementy spoczywały w jasnozielonej, średnio wysokiej trawie .Na horyzoncie ujrzał swój cel - Steadwick, stolicę Erathii. Zupełnie wyrózniała się z całego krajobrazu swymi ogromnymi murami obronnymi, za którymi spoczywał wspaniały cyd architektury, czyli miasto. Było jednym z najpiękniejszych miast na całym kontynencie. Zjeżdżają sie tu najwspanialsi architekci, by szukać natchnienia oraz wzorować się na owym mieście. Zza murów nawyżej ukazywał swą wspaniałość zamek Gryphonheart. Zdobiony sztandarami herbu rodowego był najpotężniejszą fortecą Erathii, i być może Antagarichu.

Xeron był tylko o kilka kroków od opuszczenia Lasu Erathiańskiego. Lecz kiedy demony miały przekroczyć granicę lasu, Xeron nagle zatrzymał całą grupę. I słusznie, gdyż tam, gdzie kończyła się leśna ścieżka, po jej bokach rosły sobie cztery gęste, symetrycznie położone do siebie krzaczki. Podejrzliwy kreeganin podszedł zobaczyć jeden z nich. Niespodziewanie ze wszystkich czterech krzaków wyłonili się kusznicy, a z lasu wybiegły erathańskie wojska. Wszystkie strzały poleciały w piekielnego wędrowca, lecz to go tylko rozjuszyło. Głupcy, nie znali ogromnej potęgi Xerona. Nagle w jego dłoni zapłonął żywy ogień, którym natychmiast zapłonęły krzaki, w których ukrywali się kusznicy. Niestety, w tym czasie rycerze wymordowali już znaczną część grupy demonów. Nagle uratował ich kwasowy smok, ziejąc w zbrojnych swą żrącą posoką. Mimo to erathiańskie wojska miały znaczną przewagę nad demonami. Kiedy Xeron zabijał kolejnego żołnierza Erathii, niespodziewanie został staranowany przez konnego. Po chwili odziany w ciężką zbroję mężczyzna przymierzył się do kolejnego ataku. I może by go wykonał, gdyby nie to, że kreeganin go ubiegł, zabijając śmiałka, jak i konia swym zardzewiałym mieczem. Lecz na nieszczęście umierający koń przygniótł go swym ciężkim cielskiem. Wściekły Xeron próbował się wydostać spod sporej wielkości zwierza, jednak ten był zbyt ciężki. Nagle Xeron, ujrzał widok, który całkowicie go załamał. Kwasowy smok, którego ogromnie polubił, zaczął się chybotać od potężnego ciosu zadanego maczugą w głowę. Bestia bezwładnie obaliła się cielskiem na ziemię. Xeron wydał z siebie ogłuszający krzyk rozpaczy. Poczuł w mięśniach niesamowitą siłę. Nagle odrzucił przygniatające go zwłoki konia i zaczął masakrować erathiańskie oddziały. Stracił nad sobą całkowitą kontrolę. Każdy jego ruch rękami skutkował kolejnym wrzaskiem lub odpadającą kończyną. Lecz po chwili odczuł silne uderzenie w kark, zapewne maczugą. Kreeganin z głuchym odgłosem rozłożył się na ścieżce. Teraz jedyne, co widział, to czarne plamy przed oczami, które momentalnie przeobraziły się w całkowitą ciemność.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10