Village

Behemoth`s Lair

[CI nr 44, 24.01.2014] Opinie i uwagi

Permalink

Zapraszam do dzielenia się opiniami, spostrzeżeniami i subiektywnymi odczuciami na temat obecnego, 44. numeru Czasu Imperium.

Aby ściągnąć wydanie papierowe, kliknij w okładkę prawym przyciskiem myszki i wybierz opcję "Zapisz jako".

Pełne wrażenia wizualne gwarantuje lektura z podglądem obu stron naraz, możliwa poprzez wybranie opcji View -> Page Display -> Two-up, pamiętając jednocześnie, by zaznaczona była opcja Show Cover Page During Two-up.

W tym numerze ograniczyłem korektę do niezbędnego minimum po to, aby - poprzez uwagi czytelników - pomóc autorom tekstów w uchwyceniu ich ewentualnych błędów gramatycznych i przyczynić się do wzrostu ich świadomości językowej i interpunkcyjnej.


Permalink

Wypowiem się szerzej jak przeczytam całość, ale już teraz mogę powiedzieć, że podoba mi się zawartość najnowszego numeru. Sporo tekstów o ciekawej tematyce, nawet jeśli nie stricte fantastycznej. Ale, tak jak powiedziałem Tullowi, nie wydaje mi się to złe. Po starszych mieszkańcach Imperium widać, że czasy zakochania w literaturze fantasy większość ma już za sobą. Nawet po sobie to dostrzegam, choć nadal literatura tego nutru jest mi bardzo bliska.
Z pewnością byłoby o czym napisać, wychodzi cały czas mnóstwo dobrych książek. Wiele kupiłem, ale niestety leży na moich półkach jeszcze nie przeczytana. Choćby styczeń przyniósł 4 nowe pozycje z Uczty Wyobraźni. Pojawiają się kolejne dzieła Philipa Dicka wznawiane przez Rebis. Nowy tom Przedksiężycowych Anny Kańtoch. Pojawiają się ciche zapowiedzi kolejnej książki Jacka Dukaja.
Coś się w tym świecie dzieje, ale być może nie jest to już główne centrum zainteresowania Jaskiniowców. Także dobrze jest, że CI poszerzyło tematykę o ciekawe teksty kulturalne także z innych dziedzin.

Ciekawe recenzje Hobbita. Obie. :)
Pamiętam to oczekiwanie przed 10 laty na kolejne części Władcy Pierścieni. Wtedy mogłem krytykować każdy detal, każde odejście od linii Tolkiena powodowało moją irytację. W przypadku Hobbita, wyzbyłem się tak radykalnego podejścia. Z przyjemnością obejrzałem film w kinie. Poszedłem nawet dwa razy z rzędu, dzień po dniu, aby lepiej go sobie utrwalić. I nie nudziłem się. Oczywiście dużo zmian w stosunku do książki, ale po odlocie Smauga, gdy pojawiły się napisy końcowe, byłem autentycznie zaskoczony, że to już koniec. To chyba dobrze mówi o filmie.
Najbardziej cieszyłem się, że wreszcie zobaczyłem reżyserską wizję Dol Guldur. Zawsze ciekawiła mnie ta forteca Saurona, a sam Tolkien napisał o niej tak niewiele. Prawie nic. Ciekawie było wreszcie tam stanąć wraz z Gandalfem. :)

Resztę wrażeń opiszę jak już doczytam.

Dzięki Tull za numer i za trud bycia RedNaczem! :)


Permalink

Jaaa, ale fajny kot na okładce! Widzę, że wiedza o tym, że koty rządzą internetem została twórczo wykorzystana. Bardzo dobrze!

Pierwsza uwaga wiąże się poniekąd z tekstem Moandora: czy dałoby się (a pewnie by się dało) zrobić także wersję na czytniki, najlepiej oba rodzaje? Ja wiem, zdjęcia obrazki i w ogóle, ale dla takich książkowych profanów jak ja którzy bardziej cenią sobie mobilność od woni papieru o poranku byłoby to duże ułatwienie.

Kilka uwag do samego wyglądu. Zastanawiam się, czy nie dałoby się bardziej pobawić z okładką: kotek jest fajny, zresztą zawsze w CI pojawiają się ładne zdjęcia, natomiast tytuł za uszami wygląda jakoś mało profesjonalnie. Nie chcę za bardzo marudzić, bo nie mam pomysłu, jak to poprawić, ale może warto poświęcić tej ważnej jednak stronie więcej, nomen omen, czasu?

No i problem justowania. Oczywiście wygląda to ładnie i równiutko, ale męczy oczy. Generalnie wszędzie się do tego odchodzi, szczególnie w publikacjach przeznaczonych do internetu (a nie czarujmy się, mało kto sobie CI wydrukuje). Może wtedy też nie byłoby widać nierówności kolumn? Zastanowiłabym się też, czy potrzebne są aż trzy szpalty: niby taka tradycja, ale tekstu tam wchodzi niewiele, dużo słów musi być podzielonych i trudniej się to czyta; szczególnie widać to przy wywiadzie, gdzie pytania są jeszcze "ciaśniejsze". Może na format A4 wystarczyłyby jednak dwie (wiem, że większość czasopism ma po trzy, ale wydaje mi się, że używa się tam jednak innej, mniejszej czcionki)? I jeszcze jedna rzecz: czcionka dla nagłówków. O ile font samego tekstu jest jak dla mnie czytelny i ogólnie ok, o tyle z nagłówkami można by się było pobawić, żeby nadać całości bardziej profesjonalny wygląd. Szczególnie uważałabym na zmienianie czcionki (chodzi o wywiad), powinna jednak być wszędzie taka sama.

Bywa, że szwankuje korekta, ale rozumiem, że cięcia budżetowe, kryzys i w ogóle.

Fajnie, że całość nie jest przeładowana ciężkimi obrazkami jak to się w przeszłości zdarzało, dzięki temu ładuje się szybko i nie "przeskakuje" przy czytaniu.

Tyle czepiania się formy. Jeśli chodzi o teksty to podoba mi się, że mimo nacisku na gry i sprawy jaskiniowe jest różnorodność. O to chodzi: każdy może coś napisać, każdy może coś ciekawego przeczytać. Absolutnie zachwycił mnie artykuł o płatkach śniadaniowych: no bo w sumie, dlaczego nie?

Odniosę się w sumie tylko do recenzji Grenadiera: mnie się ona niczym nie naraziła, ponieważ również się na tym filmie nudziłam :P Z pełną świadomością zresztą: po pierwszej części nie spodziewałam się niczego lepszego i poszłam do kina głównie po to, żeby sobie pooglądać efekty w HFR. Sądzę, że było warto przeżyć te dwie godziny z hakiem się przemęczyć żeby zobaczyć Smauga otrzepującego się ze złota (tu uwaga: to nie tylko kreacja komputerowa i podkładanie głosu, ale motion capture, tak samo jak w przypadku Golluma), niestety z resztą recenzji muszę się z grubsza zgodzić.

I jeszcze na koniec uwaga do tekstu o e-czytnikach: wielu ludzi (w ty autor wyżej wymienionego felietonu) traktuje to jako alternatywę "zła, bezduszna nowoczesność, kolejny modny gadżet" vs. "piękna wizja wielkiej biblioteki od podłogi do sufitu, tradycja i szacunek dla przedmiotu". Tymczasem to nie dla wszystkich tak działa. Owszem, sama lubię ładnie wydane książki, ale jednak w większości przypadków interesuje mnie treść i osławiony szelest papieru to dla mnie żaden fetysz. Można pominąć tu względy ekologiczne (już spotkałam się z dyskusjami, co jest bardziej szkodliwe dla środowiska: marnowanie papieru czy produkcja kolejnych elektronicznych urządzeń; jako zupełny laik nie podejmuję się tego rozstrzygnąć), ale są osoby, dla których najważniejsza jest kwestia mobilności i oszczędności przestrzeni. Kto musiał kiedyś przeprowadzać się z jednego mieszkania do drugiego albo spakować się na pół roku w 20 + 10kg oferowane przez tanie linie lotnicze ten wie, że niemęczący oczu czytnik w którym zmieści się cała biblioteka to rzecz bezcenna. A do tego mniej odkurzania. Wybaczcie, ale to powracające staroświeckie miauczenie o zapachu farby drukarskiej zupełnie mnie nie przekonuje. Książka może mieć dowolną formę - to treść jest ważna. I guzik ma do tego tradycja: druk też był kiedyś nowinką i na pewno wielu psioczyło na tych profanów którzy biorą do ręki masówkę zamiast zachwycać się ręcznie iluminowanymi kodeksami. Więc nie pogardzałabym tak właścicielami czytników. Szczególnie, że sposób wydania jest ważny tylko w przypadku niewielu naprawdę wyjątkowych pozycji, najczęściej designerskich albumów albo książek dla dzieci (bo dla dziecka taka kolorowa książka to frajda, a na czytanie przyjdzie czas), w pozostałych przypadkach nawet najpiękniejsza okładka nie uratuje absolutnej pustki treści. Tołstoj jest po to, żeby nad nim rozmyślać i z nim dyskutować a nie po to, żeby na niego patrzeć.

Ps. To naprawdę miał być krótki komentarz.


Permalink

Co do samego tematu, dziękuję Ci, Tullusionie, za to że ponownie wyjaśniłeś jak ustawić czytelnicze opcje podglądu! *mruga wesoło*

Tytulatura wciąż świetnie wpisuje się w okładkę. Idąc za wskazaniem okładki przez Mirabell, nasuwa mi się pytanie, Tullusionie, jaki był cel jej wizualnego konstruowania? Czytelnik ma otrzymać zdjęcie do podziwiania, jak to było przy FotoSytnezie w poprzednim numerze, czy ma się wyciszyć od natłoku słów i nastroić przed zanurzeniem się w budujących słowach?

Pozostawienie czerni na okładce uprzyjemnia odbiór płomieni ogniska. To miła odmiana od poprzednich numerów, gdzie były na nich pojedyncze białe zdania. Poza tym, zachwycam się użytą czcionką w tytule aperiodyku, jednak jestem przychylny poprzedniemu zapisowi wielkich i małych literek, gdyż "C" i "I" zbyt mało wyróżniają się na tle pozostałych znaków.

Czarująca szata graficzna budzi moje uznanie. Awatary redaktorów nie rozpraszają uwagi od napisanego przez nich tekstu, a jasne kolory pozwalają temu numerowi "oddychać", co dobrze widać przy łapce redakcyjnej, która trafnie komponuje się z całością strony, na której została zamieszczona.

Bardzo spodobała mi się budowa spisu treści, reprezentująca połączenie poprzednich dwóch: z 43. numeru "Czasu…" i 1. "Syntez". Zaletą jest to, że na samym początku dostrzegam tytuł tekstu i jego autora. Numer strony jest według mnie kolorowym upiększeniem, do którego sięgam kiedy chcę wrócić do danej wypowiedzi.

Poprzednia formuła opisu do jakiego działu dana strona należy była, moim zdaniem, przyjemniejsza w odbiorze. Przy Syntezach i przy głównej części "CI" mniej zlewały się one z tłem niż przy aktualnym numerze. Tutaj, przy każdej stronie pragnę chwycić wyrazy by nie wyleciały z rogów stron. Myślę, że przesunięcie ich bardziej wewnątrz stron złagodziłoby ten efekt.

Przemyślany wstęp Tullusiona ściął mnie z nóg.

Dziękuję Laysandrowi za przybliżenie jaskiniowych faktów i Tarnoobowi za ulepienie w słowach Osadniczych wyzwań. Przy rozmieszczeniu tekstów w dziale Komentarz brakuje wyraźnego oddzielenia między jednym a drugim, gdyż wydawało mi się, że drugi komentarz jest kontynuacją pierwszego. Na tych stronach mogłaby być rubryczka w formie tabelki dla posłowia.

Rewelacyjnie przeprowadzony przez Tullusiona wywiad z Hellburnem odebrałem jako pouczający i porywający!

Wielokolorowe ogłoszenie o Tourneyu przykuło moją uwagę, a rozmieszczenie obrazów na łamach numeru usatysfakcjonowało mnie.

Dwie następujące po sobie odmienne recenzje drugiej części "Hobbita" skłoniły mnie ku nowym refleksjom, ponieważ uświadomiłem sobie nieznane mi wcześniej aspekty tej ekranizacji. Podobnie, pod względem słowych refleksji czułem się przy czytaniu recenzji "In Utero" Nirvany, napisanej przez Hobbita, oraz "Rayman: Origins" i "Deus Ex: Human Revolution" - Ymira. Odważne, rzetelne i wnikliwe felietony: Bycha, Hellburna, Ignis, Ymira, Yubera, Laysandra (rozpoznałem jedynie nawiązanie do "Jest super";), Moandora, Tabrisa (idea bursztynu mnie wzruszyła) i Tullusiona wzbogaciły mój sposób patrzenia na świat.

Nadmienię, że kolejność działów tego numeru jest rewelacyjna! Tuż po nurkowaniu przy brzegu podpływamy do rafy koralowej i z zapomnieniem zanurzamy się w niej, by po pięknej podwodnej podróży wrócić na ląd. Szczególnie że może pojawić się dreszczyk podczas spotkania ze szczerzącą się mureną (reklama "CI" z czekaniem), która wypływa z jednej z ciemnych szczelin rafy.

Postrzegam także wyśmienitą kompozycję treści wizualno-słownych w Ogniskowych bajdurzeniach. Miło było mi ponownie czytać ten pełen zapału kącik!