Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Książki, których nie poleciłbyś nawet wrogowi"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Książki, których nie poleciłbyś nawet wrogowi
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Maciex

Maciex

1.05.2010
Post ID: 55119

"Zapałka na zakręcie"-nie polecam nikomu,chyba że chce umrzeć z nudów...

Ciekawostką jest to,że gdy omawialiśmy tą książke jako "lekture",to polonistka zrezygnowała z tego "omawiania" po trzech dniach. 2 na 26 osób przeczytało ją w ciągu dwóch tygodni(niewiele ponad 100stron).Ja uczytałem może 30 stron.

"Syzyfowe Prace" to też ciężka i nudna książka,zdecydowanie odradzam ją czytać.

Laysander

Laysander

1.05.2010
Post ID: 55123

No, troszkę takich jest, ale jeden gniot na zawsze zapamiętam - "Ania z Zielonego Wzgórza", no nie idzie tego czytać! Może i porusza ważne problemy, w swoich czasach przełamywała bariery,
ale skręcało mnie bardziej z każdą stroną...

Mam też wątpliwości co do Juliusza Verne. Książki przygodowe z jednej strony niby dobre, ale nadmiar opisów i drętwe dialogi stawiają jego dzieła na niższej dla mnie półce niż choćby "Pan Samochodzik", czy świetna seria o Tomku Wilmowskim.

Moandor

Strażnik słów Moandor

2.05.2010
Post ID: 55126

Laysander

Mam też wątpliwości co do Juliusza Verne. Książki przygodowe z jednej strony niby dobre, ale nadmiar opisów i drętwe dialogi..

Nigdy, nawet przez chwilę nie miałem wrażenia, że książki Juliusza Verne mogą być nudne. Jak dla mnie klasyka literatury przygodowej i podróżniczej. W serii o Tomku Wilmowskim też jest wiele opisów, przyrody na przykład. :)
Ale nawet jak trochę Ci książki Verne'a nie podeszły Laysanderze, czy pisanie o nich w wątku o książkach, których nie poleciłbyś nawet wrogowi to aby nie lekkie nadużycie? :)

Sheogorath

Sheogorath

2.05.2010
Post ID: 55128

Moandor

Laysander:
Mam też wątpliwości co do Juliusza Verne. Książki przygodowe z jednej strony niby dobre, ale nadmiar opisów i drętwe dialogi..

Nigdy, nawet przez chwilę nie miałem wrażenia, że książki Juliusza Verne mogą być nudne. Jak dla mnie klasyka literatury przygodowej i podróżniczej. W serii o Tomku Wilmowskim też jest wiele opisów, przyrody na przykład. :)
Ale nawet jak trochę Ci książki Verne'a nie podeszły Laysanderze, czy pisanie o nich w wątku o książkach, których nie poleciłbyś nawet wrogowi to aby nie lekkie nadużycie? :)

No cóż, dla mnie książki o Tomku są dość nudne, ale Verne mi się podobał, widać wszystko jest kwestią gustu. :)

A "Anią" przeczytałem, bo musiałem jako lekturę i nawet nie była najgorsza. Nie powiem żeby mi się bardzo podobała ale porównując z Krzyżakami jest to arcydzieło.

Ghulk

Ghulk

2.05.2010
Post ID: 55131

Na mojej liście takowych książek są chyba tylko Krzyżacy. Tak, wiem, ze pewnie zostanę opluty za niezrozumienie tego, za prymitywizm, za brak poszanowania dla wartości narodowych, czy coś takiego, ale ja tego po prostu nie potrafiłem przeczytać. Musiałem słowo po słowie zmuszać się, zamiast robić coś ciekawszego - np. oglądać sufit. Nie mówiąc o języku - mimo że przez dłuższą część książki zrozumiały, momentami trafiają się takie słowa, że trzeba z kilka minut pomyśleć, by zrozumieć o co chodzi.

Drugą książką, której nikomu bym nie polecił, jest Ferdydurke. Zrozumiałem o co chodzi (ważne problemy egzystencjalne i socjologiczne), ale co z tego, skoro 90% książki to bełkot? Gwałcenie przez uszy, upupianie i inne takie rzeczy... Panie Gombrowiczu, nie mógł pan napisać porządnego traktatu filozoficznego?!

A Żeromski? Żeromski nie był dobrym pisarzem i to wiadomo od dawna. Ale pisał o rzeczach ważnych, więc powinno się przeczytać jego utwory.

Pamiętnik powstania warszawskiego to lektura szkolna?

Tak.

Tabris

Tabris

2.05.2010
Post ID: 55132

Pan Gombrowicz mógł napisać porządny traktat filozoficzny, ale porządnych traktatów filozoficznych nikt nie czyta.

Tarnoob

Tarnoob

2.05.2010
Post ID: 55133

„Krzyżaków” będę bronił. Choć sam nie skręcałem się przy nich od emocji, to jednak trzeba docenić ich walory dydaktyczne. Jak sam Sienkiewicz przyznawał, pisał to ku pokrzepieniu serc. Pod zaborem stworzenie czegoś takiego było znakomitym pomysłem.

Użycie tam tak archaicznego języka świadczy tylko o profesjonalizmie pisarza, który postarał się o możliwie wierne odtworzenie realiów opisywanych w książce. Jest to dzieło pod tym względem wymagające, a jeśli ktoś go nie rozumie, może mieć zarzuty co najwyżej do siebie i wydawcy, jeśli nie raczył dodać przypisów.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

2.05.2010
Post ID: 55134

Ghulk

Drugą książką, której nikomu bym nie polecił, jest Ferdydurke. Zrozumiałem o co chodzi (ważne problemy egzystencjalne i socjologiczne), ale co z tego, skoro 90% książki to bełkot? Gwałcenie przez uszy, upupianie i inne takie rzeczy... Panie Gombrowiczu, nie mógł pan napisać porządnego traktatu filozoficznego?!

Z tych słów śmiem wnioskować, że guzik z Gombrowicza zrozumiałeś. :) Przeczytaj "30doorkey" raz jeszcze, podpierając się literaturą przedmiotu (np. "Gombrowiczem i jego krytykami"), a potem sięgnij do innych pozycji z jego bibliografii. A jeżeli interesuje Cię filozoficzna strona życia Witolda, napisana językiem zrozumiałym dla kogoś, kto nie potrafi poradzić sobie z pojemną metaforą "dorabiania gęby" czy "upupiania", to zalecam sięgnięcie do "Dzienników" tegoż.

I taki sposób łagodnego zaznajomienia się z literaturą zresztą polecam wszystkim zoilom i rezonerom, którzy podbijają sobie bębenki wrzeszcząc, jaki to język dzieła jest trudny/skomplikowany/bełkotliwy/niewyraźny/nieśpiewny/garbaty et cetera cetera cetera, nie zadając sobie nawet najmniejszego trudu wniknięcia w jego strukturę, frazeologię i kontekst użycia. Tandem podręcznik-słownik zawodzi bardzo rzadko, przynajmniej na poziomie lektur szkolnych.

Kameliasz

Archidyplomata Kameliasz

2.05.2010
Post ID: 55141

//Ferdydurke nigdy nie było dla mnie ciekawą pozycją. Oczywiście, są gusta i guściki, więc jeśli ktoś lubi taką literaturę, to nikt nie będzie mu zabraniał oceniać ani - tym bardziej! - czytać.

Ja osobiście mam pozycję, której nie poleciłbym NIKOMU - ani najgorszemu wrogowi, ani najlepszemu przyjacielowi. Nie jest to trudna książka, jest niedługa, lekka. Problem w tym, że jest iście odmóżdżająca. Dialogi są bezsensowne, fabuła się nie klei, długie elementy książki można by wywalić z książki, a i tak byśmy nie zauważyli, że czegoś brakuje.

Mała poprawka: piszę jak o jednej książce, ale mam na myśli cykl złożony z trzech części.
Barry Trotter i bezczelna parodia
Barry Trotter i niepotrzebna kontynuacja
Barry Trotter i końska kuracja//

Kordan

Kordan

2.05.2010
Post ID: 55145

Przeczytałeś 3 tomy książki, którą uważasz za beznadziejną Oo?

Pekuuz

Pekuuz

2.05.2010
Post ID: 55149

Kordan

"Ferdydurke" czyli jak z kretyńskiego bełkotu zrobić "ważną lekturę szkolną".
Idealny przykład zasady że "każdy pisać może, ale nie każdy powinien". Ilość bredni i bzdur zawartych w tej powiastce filozoficznej są większe niż przewiduje konstytucja. Miałem jeszcze tego pecha, że jest to ulubiona lektura mojej wychowawczyni i rzeczą oczywistą miało być, że ta książka nam się ma spodobać. Tylu wybitnych pisarzy poległo podczas wojny, a ten skurczybyk Gombrowicz się uchował... Wrrrr...

Jeszcze powiedziałbym kilka ciepłych słów o twórczości Witkacego, ale nie chcę zostać zganiony za przeklinanie, więc opinię zachowam dla siebie.

Tylko nie kretyńskiego! :) Nie no, owszem, jest to jakaś forma bełkotu, ale mi się to czytało lekko i przyjemnie. Witkacy napisał dobrą książkę o tym wybitnym matematyku, Mózgowiczu. Ogólnie zaatakowałeś moich ulubionych pisarzy. Kafka tylko się uchował jakoś.

Głównym predyktorem determinującym interpersonalne różnice w odbiorze lektury jest z pewnością charakter czytelnika. "Nad Niemnem" nie ma prawa podobać się nikomu, chyba, że był uczestnikiem Powstania Styczniowego, ale takich ludzi już nie ma.

Aha!... Nie wiem, czy zrozumiałem coś z "Ferdydurke". Najpierw przeczytałem sobie jakieś interpretacje w necie, a dopiero potem lekturę (podobno krytycy sami nie wiedzieli, o co Witoldowi właściwie chodziło, i musieli się podpierać jego interpretacją :) ).

Laysander

No, troszkę takich jest, ale jeden gniot na zawsze zapamiętam - "Ania z Zielonego Wzgórza", no nie idzie tego czytać! Może i porusza ważne problemy, w swoich czasach przełamywała bariery,
ale skręcało mnie bardziej z każdą stroną...

Mam też wątpliwości co do Juliusza Verne. Książki przygodowe z jednej strony niby dobre, ale nadmiar opisów i drętwe dialogi stawiają jego dzieła na niższej dla mnie półce niż choćby "Pan Samochodzik", czy świetna seria o Tomku Wilmowskim.

"Ania z Zielonego Wzgórza" mi się podobała, chociaż nie jestem dziewczyną.
Przyznam, że słabo ją pamiętam, ale o jakich ważnych problemach mówisz? I o przełamywaniu jakich barier? Ja zapamiętałem tę lekturę jako opowieść o kompleksach i dorastaniu, bo Ania chciała mieć na imię Kordelia, chciała mieć piękne szatynowe włosy (ale po farbowaniu wyszły zielone), chciała mieć sukienkę z bufiastymi ramionczkami.

Juliusza Verne czytałem tylko "Łowcy Meteorów" i też mi się podobała.

Nie jestem pewny, ale przed "czy" pisze się przecinek, gdy chcesz wskazać na nadrzędność jednego zdania względem drugiego. Np. "zapytał, czy przyjdzie", jeśli to spójnik zamienny z "i", to chyba się nie pisze.

Kordan

Kordan

2.05.2010
Post ID: 55152

Pekuuz

Tylko nie kretyńskiego! :) Nie no, owszem, jest to jakaś forma bełkotu, ale mi się to czytało lekko i przyjemnie. Witkacy napisał dobrą książkę o tym wybitnym matematyku, Mózgowiczu. Ogólnie zaatakowałeś moich ulubionych pisarzy. Kafka tylko się uchował jakoś.

Z perspektywy czasu stwierdzam że są to książki, do których trzeba podejść ze sporą rezerwą. Warto słuchać tego co nauczyciel ma do powiedzenia o tego typu książkach, wtedy dopiero wszystko to nabiera jakiegoś sensu...

"Smoki upadłego słońca" - Grubaśna książka fantastyczna będąca idealnym dowodem na to, że każdy może pisać. Stereotypowe bajanie o elfach, minotaurach, ludziach i innych mniej lub bardziej fantastycznych osobnikach(poza ludźmi rzecz jasna :)) toczących między sobą wojny. Ilość bredni wypisywanych w tej pozycji jest dłuższa niż ramię Stevena Seagala.

Pekuuz

Pekuuz

2.05.2010
Post ID: 55156

Kordan

Z perspektywy czasu stwierdzam że są to książki, do których trzeba podejść ze sporą rezerwą. Warto słuchać tego co nauczyciel ma do powiedzenia o tego typu książkach, wtedy dopiero wszystko to nabiera jakiegoś sensu...

Nie, nie, nie. To nie jest raczej kwestia podejścia, tylko charakteru czytelnika. Wprawdzie podejście wypływa z charakteru, więc te dwa czynniki się zazębiają, ale uznanie podejścia za główny faktor podobania bądź niepodobania uważam za błąd. Ja jakbym wyluzował i "podszedł z rezerwą", to mógłbym bez irytacji i znużenia przeczytać pełen błędów ortograficznych blog jakiejś napalonej nastolatki, ale to wcale nie znaczy, że uznałbym ową lekturę za dobrą :). Ferdydurke mi się naprawdę podobało, a czytałem ją z zaangażowaniem.

Co do sensu: sens można wpoić praktycznie we wszystko. Nawet w "Psa Andaluzyjskiego". Właściwie, to większość lektur szkolnych była jak dla mnie bez sensu, a właściwie z jednym, narzuconym odgórnie, często oczywistym, sensem. Może parę przykładów: "Syzyfowe Prace" - że chłopi powinni kooperować ze szlachtą? Sam bym na to w życiu nie wpadł :); "Chłopcy z Placu Broni" - to właściwie chyba miało otwarte zakończenie zmuszające do pomyślenia: "czy warto poświęcać się dla idei?" Mogłem to poczynić bez czytania książki; "Świętoszek" - że religia może być przykrywką do niecnych działań? Odkrywcze :); "Tango" - że brak zasad i moralne rozprzężenie są złe? Też odkrywcze :).

Dlatego czytane lektury mierzę tylko w kategoriach: "dostarczona rozrywka" i "dostarczona wiedza".