Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Władca Pierścieni"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Władca Pierścieni
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Islington

Mistrz Islington

14.11.2006
Post ID: 5949

Tutaj można wypowiadać się na temat filmowej trylogii "Władcy Pierścieni", wyreżyserowanej przez Petera Jacksona, a powstałej na podstawie trylogii J.R.R. Tolkiena

Osobiście, miałem duże obawy co do sfilmowania klasyki fantasy, zastanawiałem się, czy wiernie odda klimat zawarty w trylogii pisanej. Wątpiłem również w ilość ludzi chętnych do zobaczenia wszystkich trzech filmów.
Oczywiście byłem zaskoczony sukcesem filmu. Sukcesem kasowym.

Czy można jednak nazwać go również sukcesem filmu Fantasy?

Bardzo cieszyło mnie to, że tylu moich znajomych na codzień nie związanych z fantasy ciągnęło na ten film do kina. Stwierdziłem, że być może zachęci ich to do przeczytania książki. Właśnie w tym momencie się zawiodłem, film przyciągnął do kina mnóstwo ludzi, którzy oglądali go z zapartym tchem, ale nie zainteresowali się później ani wydaniem książkowym, ani innymi wytworami fantasy.

Niestety, sporo było w filmie scen niepotrzebnych, takich jak Legolas zjeżdzający na tarczy-deskorolce po schodach. A może były potrzebne?

Problem jest również w oglądaniu wszystkich trzech filmów pod rząd. Jeśli chodzi o mnie to nie dlatego, że za długo siedzę przed telewizorem, ale brutalność jest w pewnym momencie nie do zniesienia.

Mimo to obejrzałem film kilka razy i za każdym razem nie mogłem go wyłączyć.
Jednak boje się co by było gdybym miał 8 lat i ile bezsennych nocy przeżyłbym po takim filmie.

Eru

Eru

15.11.2006
Post ID: 5992

Osobiście bardzo wiele zawdzięczam temu filmowi. W momencie kiedy dowiedizałem się, ze klasą w podstawówce idziemy na ten film, oczywiscie, jak to ja, sięgnąłem po książke. No i wpadłem.

Wracając do filmu, jest on dobrze zrobiony, zachęcił na pewno parę osób do sięgnięcia po fantasy. Oglądając jednak go ostatnio w TV, dostrzegłem parę rzeczy, które mi się nie podobają.

Na przykład śmieszność hobbitów, przynajmniej jak dla mnie, przy scenach z dalszej odległości i z udziałem ludzi. Zostali tacy niscy stworzeni przez Tolkiena (choć i tak zawsze ich sobie wybrażam jako trochę wyższych ;)), a jednak prze scenach z dlaszego planu wyglądają 'trochę' komicznie. No i wydaje mi się że reżyser specjalnie unikał scen zestawiających hobbitów ludźmi - co po poprzedniego zdania wydaje się być zrozumiałe.

Po za tym całun z chmur podczas bitwy na polach Pellenoru - jak dla mnie, mało mroczny. Zwykłe szare chmury. Już bitwa w Helmowym Jarze rozgrywana była w bardziej mrocznych warunkach.

Większość negatywnych opinii wywodzi się z tego, iż film różni się od książki. Nie dało sie tego uniknąć, i według mnie zostało to dość dobrze zrobione.

Brutalność - dużo jej, to fakt. Ale mnie nie przeszkadzała, moze dlatego ze nie ogladałem trzech częsci pod rząd. w ksiazce Tolkien nie skupiał się na brutalności, ale przy odpowiednim ustawieniu całej scenerii, natychmiast sie pojawia.

Niepotrzebna sceny - scena zjazdu na desce nie jest nie potrzebna, jest widowiskowa ;). Za bardziej niepotrzebne sceny mozna uznać sceny miłośne w ilości dużej. Ale mozna to przezyc, biorac pod uwage fakt, że film musiał na siebie zarobić, i musiła zostać dobrze rozreklamowany. Inaczej zostałby filmem niszowym, i być może nigdy nie zostałby nakrecony. A że kultura masowa, jest jak jest, odpowiednie sceny - miłosne, jak i widowskowe oraz brutalne musiały zostac zaimplementowane.

Zresztą nie oszukujmy się - reżyser nakręcił film w sporej części dla zysku, niż dla promowania fantasy

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

18.11.2006
Post ID: 6054

Na pierwszej części siedziałem z wypiekami na twarzy i opadniętą szczęką - to było coś. Jedyne co raziło na pierwszy rzut oka to wątek miłosny i brak Glorfindela. Na drugą część wygrałem bilety na pokaz przedpremierowy i widziałem go na 2 tygodnie przed wszystkimi, o czym zresztą pisałem tu, gdy jeszcze osada działała. Fajne były enty, dołujące i pompatyczne niektóre teksty vide "zgninie wszystko co zielone i dobre", bitwa trochę nijaka, no i Erkenbranda nie było. Ale ciągle nie było jakiegoś takiego ewidentnego złego zmienienia fabuły, które psułoby przyjemność oglądania. Na 3 część nie wybrałem się nawet do kina, tylko poczekałem aż na hbo, szczęśliwie odkodowanym akurat, powyższa się pojawi. Przystąpiłęm do oglądania z zapartym tchem, wiedząc że bitwa będzie prawdziwie epicka, i nawet jak reszta będzie średnia, to ta na pewno mi się spodoba. Ale tu zmieniono coś co uważałem za niemożliwe do zmiany. Mianowicie zachowanie Denethora. Wiem, że trzeba jakoś było podkreślić role hobbitów, ale scena w której Pippin podpala stos i tym samym zmienia totalnie przebieg wojny (niezgodne absolutnie z książką - rozumiem skracać, ale dodawać?) jak dla mnie deklasuje zupełnie ten film. A jak się nie lubi ostatniej części, to i poprzednie z mniejszym zapałem sie ogląda.

Wiem ze na pewno każdy zachowałby inne sceny, a inne wywalił, ale pewne zmiany są zbyt głebokie i dla mnie osobiście są sporym zgrzytem. Co nie zmienia faktu, że jest to najlepszy film fantasy jaki powstał do tej pory.

Moandor

Strażnik słów Moandor

19.11.2006
Post ID: 6080

Tak bywa, gdy wcześniej przeczytasz książkę. Wtedy film oglądasz przez pryzmat lektury. Wszelkie zmiany w fabule, pominięcia niektórych fragmentów rażą w oczy.
Widz nie znający Władcy Pierścieni zachwyci się ciekawą akcją, doceni efekty specjalne, kreację bohaterów. A my, którzy znamy WP niemal na pamięć, zauważamy najpierw, że nie było Toma Bombadila, Gildora, Glorfindela, że zmieniono obraz bitwy pod Minas Tirith itd, itp.

Mimo tych zmian w fabule i braku niektórych postaci czy zdarzeń uważam, że Jacksonowi udało się, przynajmniej w części, uchwycić ducha tej opowieści.

Krewal

Krewal

20.11.2006
Post ID: 6122

A moim zdaniem WP to jeden z najlepszych filmów nie tylko fantasty. Jako Osadnicy patrzymy na niego tylko i wyłącznie pod pryzmatem książki. Przecież to niemożliwe, żeby film był taki jak wersja pisana. Zapewniam was, posnęlibyście w fotelach...

Sceny miłosne...Hmm jedyna to chyba jak Aragorn stoi z tą Elfką(ech nie pamiętam dokładnie imienia). I tylko ją zapamiętałem. Wyjątkowo udany film pod względem miłosnym...

Do dziś mogę oglądać WP i wcale się mi nie nudzi :P

Moandor

Strażnik słów Moandor

23.11.2006
Post ID: 6159

Poza tym ekranizacja daje możliwość zobaczenia postaci, które dotychczas oglądaliśmy jedynie oczami wyobraźni. Każdy podczas lektury wyrobił swój własny obraz Froda, Gandalfa, Elronda i wszystkich innych bohaterów Władcy... Dzięki Jacksonowi nadarzyła się okazja do porównania.

No właśnie, zastanówmy się chwilę nad kreacją bohaterów w adaptacji powieści Tolkiena. Czy wg Was filmowe postacie przypominają swoje książkowe pierwowzory? Na ile są podobne, a na ile się różnią?

Sądzę, że w tym wypadku chęć uczynienia filmu bardziej atrakcyjnym dla widza (w dzisiejszym rozumieniu tego słowa) zwyciężyła nad zachowaniem zgodności z utworem Tolkiena. Każdy, kto czytał Władcę Pierścieni wie, że Pippin i Merry byli bardziej dojrzali niż na filmie, gdzie zachowywali się jak dwóch małolatów (a przecież byli już, jak na hobbitów, dorośli). Gimli również nie sprawia wrażenia dostojnego krasnoluda, czasami jest dość komiczny. O Legolasie wspomnę tylko tyle, że w oryginale chyba nie potrafił jeździć na trąbie Olifanta, ani wskakiwać na konia w akrobatyczny sposób.

Zatrzymam się jeszcze na chwilę przy bitwie pod Minas Tirith. Jest tam jeden moment dramatyczny, który przyprawia mnie, za każdym razem gdy go czytam, o dreszcze. Gdy, po dotarciu na pole bitwy Rohhirinów, świta małe światełko nadziei, że zwycięstwo jest możliwe.
I wtedy na horyzoncie pojawiają się czarne okręty. Ktoś woła: Korsarze z Umbaru! Patrzcie! Korsarze z Umbaru przybywają!
Kilka słów, w których zawarte jest tak wiele uczuć: rozpacz, poczucie beznadziejności, smutek, dramaturgia.
Dlaczego o tym piszę? Ano, bo na filmie tego uczucia nie ma. Bitwa wygląda bardzo okazale, ale nie wzbudza emocji. Pomijająć fakt, że na pole bitwy (w książce) z Aragornem nie przypłynęła zielona galareta, która rozlała się aż po mury Minas Tirith.

Jednak mimo niedoróbek, zmian, jak powiedziałem wcześniej film zasługuje na uznanie. Pamiętam trzy wzruszające momenty, które zostały mistrzowsko wyreżyserowane.

1. Przemówienie Aragorna do rycerzy pod Morranonem. Scena ta, połączona z wspaniałą muzyką jest bardzo podniosła. Oglądając w kinie miałem chęć wstać, podnieść do góry miecz (gdybym oczywiście go miał u pasa) i krzyknąć: Zwyciężymy! :) Ale oczywiście tego nie zrobiłem, bo wyglądałbym co najmniej zabawnie. Aragorn jako wódz jest bardzo przekonujący, rycerze z nim poszliby w ogień.

2. Po unicestwieniu Pierścienia. Gdy wszstko zaczyna się zapadać, orkowie uciekają, na tarzach Drużyni maluje się radość ze zwycięstwa, która zaraz potem zmienia się w smutek i rozpacz na widok erupcji Orodruiny, gdy zdają sobie sprawę, że Frodo i Sam są tam w środku w Samath Naur. Nawet trudno mi to opisać, bardzo poruszający fragment. Wystrczy popatrzyć w oczy bohaterów.

3. Koronacja Aragorna. Gdy król podchodzi do hobbitów, i mówi: 'Nie macie sięprzed kim kłaniać.' Po czym wszyscy klękają przed czwórką bohaterów.

Być może takich momentów jest więcej. Każdy w końcu odbiera film trochę inaczej. Zachęcam do podzielenia się takimi scenami. Może zwrócicie uwagę innych na fragmenty ciekawe, które jakimś cudem umknęły ich uwadze.

Islington

Mistrz Islington

25.11.2006
Post ID: 6195

Ja nie mogę zapomnieć jednej sceny, gdy Pippin śpiewa piosenkę a Faramir jedzie ze swoimi ludzmi na pewną śmierć.
To jest świetna scena, której nie da się zapomnieć, zresztą sama piosenka jest również czarująca (można ją usłyszeć w utworze "Steward of Gondor" w ścieżce dźwiękowej z "Powrotu Króla")
Jeśli chodzi o wątek miłosny to jest przeze mnie pozytywnie odbierany w filmie, ponieważ w książce również bardzo mi się podobał (a właściwie w dodatkach)
Moja starsza siostra płakała właśnie na scenie, kiedy Arwena przychodzi do Króla Aragorna i się całują.
To wzbudziło we mnie przekonanie, że rzeczywiście każdy znajdzie w tym filmie coś dla siebie.

Jeśli chodzi o zieloną galaretę i bitwę na polach Pellenoru to również zgadzam się z Moa, w książce był pewien dramatyzm, dodatkowo o tym, że Aragorn poszedł ścieżką umarłych dowiadywaliśmy się dopiero po niej.
Dzięki temu czytając książkę rzeczywiście było się przekonanym, że to już koniec, a radość ze zwycięstwa udzielała się również nam.

Greenman

Greenman

1.12.2006
Post ID: 6353

O filmie tym krótko. Jaki był to właściwie każdemu do własnej oceny. Mi, mimo wszystko się podobał i podzielam zdanie wielu, iż ciężko byłoby przenieść dokładnie książkę na ekran, a zresztą nie wiem czy to ma sens. Przecież jako film może to być oddzielne dzieło, a nie wierna kopia, którą moglibyśmy oglądać kiwając głowami: tak, tak było. Właściwie dla jednej sceny jestem wdzięczny Jacksonowi. Mój seans był dosyć późno więc wypiłem zieloną herbatkę i poszedłem ze ściśniętym sercem na pierwszą część. I wiecie, pierwsza scena, jak Gandalf jedzie na wozie z fajerwerkami, spowodowała że miałem łzy w oczach, a moje dziewczę ściskało mą dłoń, wiedząc jaki to ważny film dla mnie. W końcu po 13 latach od pierwszego razu byłem tam jakby na jawie. I to było niesamowite. Zacząłem jako dziecko w 2 klasie podstawówki i czułem że coś się dopełnia. Stało się, co myślałem że będzie niemożliwe, trylogia Tolkiena rozpoczynała się właśnie na ekranie. Pamiętam byłem naprawdę wzruszony.

Infero

Infero

29.12.2006
Post ID: 6917

WP należy do niewielu filmów fantasy i adaptacji, które mi się podobają. Kilka zmian, pominięć reżysera wcale nie zrażają, film chce się oglądać i co ważniejsze wracać do niego.
Jedyne co mi się nie podobało, to jedna zbyt patetyczna końcowa scena (chyba wszyscy wiedzą o co chodzi) i czasami przesadzona, według mnie, zwinność Legolasa wsiadającego na konia i popis strzelecki na ślizgającej się tarczy, ale jestem skłonna to wybaczyć.

Islington

Mistrz Islington

29.12.2006
Post ID: 6923

O tak, zakończenie władcy pozostawia wiele do życzenia.
Kiedy siedziałem na sali kinowej słyszałem okrzyki niezadowolenia i znudzenia, ponieważ film trwa bardzo długo i trudno utrzymać nas, widzów, w fotelach do samego końca. Choć nawet mnie, wielkiemu fanowi władcy coś do końca nie pasowało.

Od momentu zniszczenia pierścienia nie mogłem oderwać się od książki czytając również wszystkie przypisy.
W filmie wygląda to zupełnie inaczej. Powrót do Shire jest dużo bardziej sielankowy, a jak wiemy, sielanka w filmie raczej nuży.
Jednak i tak na końcu łzy naleciały mi do oczu...

Vokial

Vokial

8.06.2008
Post ID: 29167

I jeszcze szkoda że bitwy o Shire nie zrobili bo to jest super rozdział. A do poprzedniej wypowiedzi to tak koniec jest za bardzo spokojny, jakby wszystko już było w porządku, Sarumana nie ma, twórcy poszli na łatwizne.

Leryn

Leryn

10.06.2008
Post ID: 29334

I ja się zgadzam... Zakończenie beznadziejne. Niby wszystko ok - ale rozdziału w Shire - nie było. Poszli na skróty. No i co? Rozwalili koniec. A szkoda.

Yonbii

Yonbii

10.06.2008
Post ID: 29336

No z tym shire było bezsensu. Ale i tak mnie się najbardziej podobało jak Legolas i Gimli urządzali rożne rywalizacje między sobą. Dosyć ciekawe były wielkie bitwy np. w Helmowym Jarze lub w Minas Tirith. Tylko niestety niektóre sceny były zbyt brutalne.

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.06.2008
Post ID: 29339

Ale zobaczyć tę radość w oczach członków Drużyny Pierścienia w momencie gdy wali się Barad-Dur - bezcenne. :) Wielka radość, która później zamienia się w rozpacz gdy wybucha Orodruina. Moim zdaniem ten moment kulminacyjny reżyser uchwycił bardzo dobrze. I jeszcze jedna scena później jest, która jest mistrzowsko zrobiona i bardzo wzruszająca. Na koronacji króla Elessara.

A, że Porządków w Shire nie było, cóż. PJ wybrał taką ścieżkę, że nie mogłby nakręcić tego epizodu. Z tego względu, że uśmiercił Sarumana wcześniej, tyle, że w podstawowej wersji filmu tego nie pokazano.

Leryn

Leryn

10.06.2008
Post ID: 29346

Koronacja Elessara? No... Może mam kamienne serce, ale mnie to nie wzruszyło. Wcale, a wcale ;) Jeśli już, to raczej ta scena, kiedy Arwena ma odejść za morze. I tyle. ^^

O tak, ten zakład między Legolasem a Gimlim był świetny. Fragment z olifantem przyprawił mnie o łzy śmiechu. A ta scena, kiedy Gandalf bije Denethora? ^^

Tabris

Tabris

10.06.2008
Post ID: 29348

Leryn

O tak, ten zakład między Legolasem a Gimlim był świetny. Fragment z olifantem przyprawił mnie o łzy śmiechu. A ta scena, kiedy Gandalf bije Denethora? ^^

Przesadził tutaj. Denethor w książce to szlachetny człowiek, który tracił zmysły w wyniku
zmagania się z Sauronem. A w filmie to jakiś wariat z samobójczą obsesją. W sumie to najbardziej nie lubię ekranizacji tej postaci.

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.06.2008
Post ID: 29358

Leryn

Koronacja Elessara? No... Może mam kamienne serce, ale mnie to nie wzruszyło.

Nie tyle sama koronacja, co scena, w której król podchodzi do hobbitów. :)

W kwestii Denethora zgadzam się z Tabrisem. W filmie Denethor ukazany jest jako postać dość negatywna. Złośliwy, źle mu z oczu patrzy, potem wydaje się już obłąkany. Nie pasuje to do obrazu namiestnika Gondoru, człowieka, w którego żyłach płynie krew numenorejska.

Miron

Miron

28.09.2008
Post ID: 34526

Masz rację szlachetny Moandorze.

Egzeq

Egzeq

29.09.2008
Post ID: 34546

Trylogia LotR była naprawdę udana- jak dla mnie. Z tym że rzecz jasna jak przeczytałem książkę, wszystko wydało się ubogie, dużo rzeczy pominięto. Ale taki urok ekranizacji, niemniej jednak jest nakręcona z wielkim rozmachem i przypuszczam że będzie wiekowa. Dla mnie najlepszą sceną była śmierć Boromira, gdybym miał wtedy 8 lat to by mnie wzruszyło. Po oglądnięciu trylogii zacząłem bardziej interesować się fantastyką, zbytnio nie przeszkadza mi brutalność- podkreśla ona klimat. Zaś sceny z deską, itp. miały na celu "dobajerowanie" filmu, był to kluczowy element zwiastunów.

Miron

Miron

29.09.2008
Post ID: 34550

Ekranizacja władcy pierścieni zachwyciła mnie za młodu, lecz jak rosłem, coraz bardziej widziałem coraz więcej błędów. Biedny Denethor, zrobili z niego szaleńca. Albo np. w końcu Powrotu Króla, Faramir i Eowena, są już razem. Ci którzy nie czytali książki, nie wiedzą prawdę mówiąc o co chodzi, co ich połączyło.