Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1
Erick

2010-08-29 21:49

Tekst naprawdę bardzo dobry. Czyta się to "jednym tchem", bardzo wciągające i intrygujące, być może ze względu na tematykę. Każdy boi się śmierci, tego przejścia do drugiego świata - nieznanego. Gdy czytałem na myśl przychodził mi jeden film, komedia "Sok z Żuka", tak przedstawiony był podobny system czekania na sąd. Bardzo mi się podobało, gdybym mógł wstawiłbym ocenę ;)

Mirabell

2010-09-02 12:33

Od razu powiem, że nie przepadam za takimi opowiadaniami, z czego może wynikać część negatywnych uwag ;) Generalnie wydaje mi się, że „wizje głównego bohatera” mają sens, jeśli są częścią większej całości i wnoszą coś do koncepcji dłuższego utworu.

Jak rozumiem, jest to opowiadanie konkursowe na z góry zadany temat. Takie utwory są trudne do napisania właśnie z tego powodu, że musimy dostosować się do koncepcji twórcy konkursu. To często krępuje wyobraźnię i zamyka opowieść w dość ciasnych ramach, bo autor skupia się na tym, żeby zmieścić się w temacie a nie na swoich przemyśleniach i pomysłach. Wydaje mi się, że właśnie coś takiego stało się tutaj.

Temat jest stary jak świat i właściwie ciężko coś nowego tu powiedzieć. Rozbudowaną koncepcję zaświatów znajdziemy w wielu religiach (nie, wcale nie wszystkich!), a w czasach post-newage’owych (zlepek autorski, wynikający z mojego poglądu na New Age :P) wszystkie możliwe pomysły na ten temat są rozrywane, mieszane, układane od nowa na zasadzie bricolage. Ten przedstawiony w opowiadaniu jest właśnie taki: mamy odniesienie do mitologii greckiej, mamy kościotrupa. Mamy też te dziwne kolory – ideę, że człowiek który ma „przejść na tamtą stronę” widzi, że świat wokół szarzeje, zmienia kolor. Czyli sprawy mają się podobnie, jak z wchodzeniem w odmienny stan świadomości – a więc świetny wstęp do wizji zaświatów ;) Która, nota bene, też mi jest już znana (choćby z „Soku z Żuka” właśnie).

Żeby było jasne – brak nowości nie musi być wadą. Jak mówiłam, trudno jest tu wymyślić coś nowego. To, czego mi zabrakło w tym opowiadaniu, to nawet nie jakiś naprawdę fantastyczny i zmuszający do wysilenia wyobraźni świat. Brakuje mi tu za to dystansu – jakiejś ironii, mrugnięcia okiem przez autora który pokazuje, że to wszystko przecież nie jest serio. Jakiegoś zaskakującego zakończenia (podróż do fantastycznych krain i przebudzenie z jakimś znakiem, że się tam było to, powiedzmy sobie, znany motyw). Czegoś, co by przewróciło całą ideę do góry nogami. Albo chociaż jakiegoś fajnego pomysłu na postać śmierci.

Teraz kwestie techniczne. Jest sporo zgrzytów i potknięć w tym tekście, przydałoby się go wygładzić. Już na samym początku: „Długi, leczniczy sen odprężył jego zmęczone, spracowane mięśnie, a kręgosłup na chwilę pozbył się wielkiego ciężaru, z jakim na co dzień musiał się zmagać” – to zdanie jest albo za długie (po pierwsze, „leczniczy sen” źle brzmi, po drugie – po co ten banał o spracowanych mięśniach?), albo za krótkie (wypadałoby trochę rozbudować to opowiadanie i powiedzieć coś głównym bohaterze). Albo: „Przeciągnął się wyciągając ręce i nogi” – generalnie przeciąganie się polega na tym, że się wyciągamy ;) Albo: „nieprzyjemnie zimnej jak lód podłodze” – albo nieprzyjemnie zimnej, albo zimnej jak lód. Albo: „zaczął macać wszystkie przedmioty” – brzmi dość perwersyjnie :P I niezbyt ładnie. O wiele lepiej jest pisać o „dotykaniu”. Albo: „Prawie każdy człowiek słysząc takie słowa na pewno by wyszedł od razu, lecz on posłusznie zajął miejsce w wygodnym fotelu.” – po co ten tekst o „prawie każdym człowieku”? Dorabianie bohaterowi na siłę wyjątkowości nie jest zbyt ładnym chwytem, jak nasza postać robi coś dziwnego/wyjątkowego, to czytelnik powinien zauważyć to sam. Zasadniczo w tym opowiadaniu widzę to, co pojawia się, niestety, u wielu autorów: brak zaufania do czytelnika. Ludzie, którzy siedzą przed monitorem naprawdę potrafią być bardzo spostrzegawczy i nie trzeba im wszystkiego tłumaczyć dosłownie :) Niedopowiedzenia budują klimat, a ten jest w tego typu opowieściach najważniejszy.

Rozpisałam się co prawda o wadach, ale to tylko dlatego, że widzę tu pewien potencjał. Wymaga on co prawda jeszcze dużo pracy. Przede wszystkim wydaje mi się, że zabrakło tu dokładnego przejrzenia teksty z dystansu kilku dni, tygodnia. To pomaga wyłapać wpadki typu „podłoga”. Poza tym, jak już pisałam, moim zdaniem sporo złego zrobiła tu chęć zmieszczenia się w temacie.

Duży plus za próbę stworzenia własnej wizji zaświatów w klimacie biurokratycznym, za krótkość (nie jest łatwa do osiągnięcia) oraz za nieco humorystyczne ukazanie wbudowanego chyba w nas automatyzmu kolejkowego (główny bohater jest w dość dziwnej sytuacji, ale po otrzymaniu numerka automatycznie idzie odszukać odpowiednią kolejkę i pyta, kto ostatni). Ocenowo – cztery.

Hellburn

2010-09-02 13:05

Nie mam zwyczaju pisania komentarzy do swojej twórczości, ale jest rzecz, która wymaga sprostowania :).

Opowiadanie zostało napisane równo dwa lata temu, a konkurs odbył się trochę ponad rok później. Zbiegiem okoliczności myśl przewodnia konkursu pasowała do tematu mojego tekstu, więc postanowiłem go zgłosić :)...

Architectus

2014-07-31 23:58

Aby nie powtarzać zalet dostrzeżonych przez Ericka i Mirabell, omówię kilka innych elementów. Otóż, po przeczytaniu pierwszych akapitów spodziewałem się, że pociągniesz wątek czerni i sprawisz, że głównemu bohaterowi, po wciśnięciu zielonego przycisku, powróci - na jego ostatnie tchnienie - świadomość. Wtedy miał zobaczyć, przez kask kombinezonu astronauty, bezkresną pustkę kosmosu. To, moim zdaniem, pierwsza zaleta Twojej pracy, gdyż nie mogłem przewidzieć fabuły, dzięki czemu - z zapałem - wczytywałem się w dalsze, szczegółowo zapisane przez Ciebie treści.

Drugą zaletą Twojej pracy jest - właśnie - dokładność i precyzyjność opisów. Poza małym wyjątkiem (w postaci lekkiego zamieszania we fragmencie o spotkaniu głównego bohatera z dwoma mężczyznami), który - jako odstępstwo - staje się potwierdzeniem reguły, której warunków udało Ci się dotrzymać do samego końca utworu. Z wskazówek, ukłuła mnie w uszy fraza dźwiękonaśladowcza "Mhh...", którą trudno było mi w myślach wymówić. Z bardziej swobodnych wybrałbym "yhh..." lub "hmm..."

Trzecią zaletą, jaką nadmienię, jest brak dystansu, jaki wyróżniła Mirabell. Podoba mi się przedstawiona, w ukryty sposób, brutalność - staje się tak jak ma być i nie mamy na to wpływu. Wyraźnie pokazujesz przykłady bardzo nadszarpniętych dusz, z powodu przemijania oblekającego je ciał. Przez to utwór wygląda mi na dreszczowiec w pełnej klasie, tym bardziej że tytuł, skojarzył mi się z roller coasterem, zanim sięgnąłem po jego treść.

Do Twojej opowieści pasują słowa Jana Twardowskiego - "I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą". W jego zakończeniu, nie było koszmaru omamów przez niedobór tlenu, który zakończy się, odkrywając jeszcze straszniejszą prawdę, jednak ujawnienie, jako takie, miało miejsce, przez co cały utwór mnie usatysfakcjonował. Z tych powodów odnotowuję za to opowiadanie mocną piątkę!

Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1