Mroki Piekieł

Pewien młody mag nieopatrznie stosując potężne czary uśmiercił swą zewnętrzną powłokę. Poczuł jak jego pierwiastek duchowy zapada się pod powierzchnię ziemi, coraz głębiej i głębiej. Nagle wszystko wokół zawirowało. Ognie tańczyły wokół duszy maga. Powoli eteralność oblekała się w nowe ciało. Mag czuł ból. To akurat nie niepokoiło go jednak. Wręcz przeciwnie, z bólem przyszła nadzieja, że nie wszystko jeszcze stracone.[p]Ból minął, powróciło natomiast czucie w kończynach. Mag mógł poruszać rękami i nogami. Wprawdzie nic wokół nie widział ale mimo to radość jego był przeogromna. Jednym magicznym słowem zapalił błędnego ognika nad swą głową. W słabym świetle dostrzegł, iż znajduje się w niewielkim tunelu. Tunel ten rozgałęział się w czterech kierunkach. Nie było żadnej wskazówki która z dróg, jeśli w ogóle któraś, prowadzi na powierzchnię.[p]Przez wiele godzin błąkania się wśród zimnych korytarzy mag tracił powoli nadzieję. W końcu jednak korytarz zaczął się rozszerzać. Gdzieś z jego głębi dobiegły maga setki cichych odgłosów. Przyspieszył kroku, lecz w tej samej chwili spod powały oderwał się uskrzydlony kształt który wylądował tuż przed nim. Kiedy kształt znalazł się w sferze światła mag mógł rozpoznać iż do czynienia ma z jakimś rodzajem gargulca stworzonego z materii jakiej w życiu nie widział. Gargulec odezwał się nieco sztucznym, dźwięczącym głosem:[p]- Ty, kto?[p]- Imię me jest Morgraf. Gdzie jestem?[p]- Ty być w Batezja. Co ty tu robić?[p]- W Batezji? W Piekle? Czym sobie niby na to zasłużyłem?[p]- Ja pytać się co ty tu robić?[p]- Zdaje się że umarłem i mię tu zesłało.[p]- Ty dusza z powierzchni? Czemu nie w klatce? Ty iść za mną. Szybko do klatki.[p]- Jakiej klatki? Nigdzie nie pójdę. Powiedz mi natychmiast jak stąd wyjść na powierzchnię.[p]- Ty umrzeć ty wyjść. Ale tu nikt nie umierać tu Batezja, wieczność. Ty iść za mną.[p]Gargulec ruszył pokracznym krokiem ku źródłu lekkich odgłosów. Morgraf niepewnym swego dalszego losu, przygotował kilka czarów w samowyzwalaczu i powoli ruszył za stworem.[p]Po pewnym czasie dotarli do olbrzymiej jaskini, która była zapewne celem ich wędrówki, ponieważ gargulec zatrzymał się. Oczom maga ukazała się wielka konstrukcja złożona z setek iskrzących energią klatek. Wszystkie były zapełnione. Przy każdej klatce unosił się jakiś uskrzydlony stwór i z morderczą regularnością smagał przeznaczonego mu więźnia.[p]Gargulec podszedł do okrągłego otworu w ścianie i wydał z siebie kilka nieartykułowanych dźwięków. Po chwili, z otworu wynurzył się owłosiony stwór. Przypominał nieco skrzyżowanie harpii, gargulca i impa. Stwór zobaczył maga i odezwał się do niego:[p]- Ty. Czemuś ty uciekać? Głupi. Z której ty klatki?[p]- Znikąd nie uciekłem. Umarłem a potem obudziłem się w dziwnym, wąskim korytarzu. Wędrowałem kilka godzin aż trafiłem na tego tu gargulca a on zaprowadził mnie do ciebie.[p]- Nie zamknęło cię w klatce? Musieć być mag! My nie lubić magów! Bo magowie robić kłopot! Ty stąd iść my cię nie trzymać![p]- Dzięki. Ale jak mam się wydostać na powierzchnię?[p]- Umrzeć. Jak potęgę masz ciało wróci do ciebie. Teraz ty odejść i nie niepokoić Batezja.[p]- Żegnaj.[p]Morgraf długo zastanawiał się nad tym co przed chwilą usłyszał. Tylko śmierć jest drogą powrotną? Czy zdoła się sam uśmiercić? Gargulec gdzieś zniknął podobnie owłosiony stwór. Mag rozejrzał się wokoło. Rozpalił silniej płomień świetlika. Wysoko wśród powały unosiły się stada gargulców, wśród nich mag dostrzegł także kilka znacznie potężniejszych istot - ifrytów. "No, jeśli są tu ifryty to musi być i lawa." - pomyślał - "wrząca magma pełna nienawistnych duchów które pewnie nie dadzą się długo prosić by zabić jakiegoś człeczynę."[p]Uniósł się zaklęciem lewitacji ku sklepieniu jaskini. Gargulce przerażone rozpierzchły się na wszystkie strony. Grupka ifrytów ujrzawszy go przybliżyła się. Przemówił ten który na głowie nosił zdobiony turban:[p]- Śśśmierrrtelllniku czzegggo ttu chhhceszzz?[p]- Powiedzcie mi gdzie jest wasze jeziorko magmy?[p]- Czzzemmu?[p]- Chcę umrzeć.[p]- Poooocooo ciiii jezzziorko maszzz nassss. - po tych słowach wszystkie ifryty przybliżyły się znacznie.[p]- Do dzieła więc.[p]Ognisty oddech ifryta uderzył maga w pierś. Ból był przeszywający. Na moment otępiło to jego umysł i nie myśląc o konsekwencjach cisnął wszystkie czary z wyzwalacza. Jaskinia rozjaśniła się blaskiem ognistych kul, łańcuchowych piorunów. Sam mag poważnie ucierpiał od własnych zaklęć. Niemal nieprzytomny unosił się w powietrzu. W tym momencie zaatakowały pozostałe przy życiu ifryty. Nim minęła sekunda wszystkie zginęły od opóźnionej implozji z samowyzwalacza. Jednak żywioł ognia swą potężną ognistą tarczą pomścił swe sługi dobijając maga.[p]Morgraf ocknął się leżąc na podłodze swego doszczętnie spalonego laboratorium. Spojrzał w górę. Ku swemu zaskoczeniu zamiast spodziewanej powały ujrzał błękitne niebo.[p]"O do kroćset " - zaklął szpetnie w myślach. - "Wysadziłem wieżę w powietrze. Ci walnięci nekromanci rozerwą mnie na sztuki. Do kroćset ale porażka, trzeba się zmywać z tej zapadłej pustyni. Och żem se piwa naważył tyle, że pić je pewno do końca życia będę".