Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ballada: Łowcy Skarbów Wyroczni (BALLADA ZAWIESZONA)"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ballada: Łowcy Skarbów Wyroczni (BALLADA ZAWIESZONA)
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Leryn

Leryn

24.03.2010
Post ID: 53993

Czas znacząco zdawał się spowolnić, odkąd wyruszyli na wyprawę. Zadziwiający fakt. Ale w tej podróży wszystko było takie dziwne, takie dziwne. Lecz nie ośmielała się tego powiedzieć na głos. Za bardzo ją interesowało, czy w ogóle znajdą tą Wyrocznię, czy jest to tylko kolejna legenda. Obstawiała to drugie, ale ciekawość rzeczą szczególną.
- Leryn... - dobiegł do niej znękany głos Laysa. Uniosła głowę, mocując się z krzakiem młotkowym. Znaleźć taki krzak było niemal cudem, wręcz rarytasem. Trzeba tylko uważać, żeby się nie nadziać na młotek, czyhający wśród krzaków.
Obozowisko niemal spało. Rozejrzała się, szukając Laysandra, jednak bezskutecznie. Za to jej uwagę przykuł smętny orangutan, zwisający z liny. Wrzasnęła wściekle, puszczając liście krzaka młotkowego, co poskutkowało puknięciem ją w kolano. W rzepkę, dokładniej. Dłuższa chwila upłynęła na przekleństwach pod adresem małpy, krzaka i ogółem rzecz biorąc całej dżungli.
Po jakimś czasie sytuacja została w miarę opanowana. Irydus wyplątał orangutana z liny, Lays zlazł z drzewa, Stratoavis nadal się im wszystkim przyglądał, jak to pies... Ogółem rzecz biorąc kolejny nudny dzień, urozmaicony tylko obecnością orangutana.
- Ciekawe, że tu wszystko ma skłonności samobójcze... - zastanowił się Lays.
- Prawdopodobnie dlatego, że nas spotkało - stwierdził Irydus.
- Uczciwie powiem, że to jest bardzo prawdopodobne - mruknęła z przekąsem Leryn, zwijając sznur. W praktyce nikt się na nim nie wieszał; To ona ich wieszała. Teraz role, ku obopólnemu niezadowoleniu stron, się zmieniły. Plus to, że narastała w niej ochota, żeby puścić wszystko z dymem i wrócić do miasta, żeby porządnie się nakraść. Wtedy mogłaby rozważyć opcję powrotu do dżungli.
- Czy ta małpa jest chroniona przez te międzynarodowe ustawy ekologiczne? - chciał się dowiedzieć Lays, wpatrując łakomie w orangutana.
- Parę godzin jedzenia korzonków się już przejadło? - zaśmiał się Irydus.
- Nie - mruknęła z poirytowaniem Apokalipsa, rozciągając małpę na ziemi. Reszta szykowała się już spać, za jej i Caspera wyjątkiem.
W tej chwili huknęło zdrowo, rozejrzeli się, po uprzednim przepisowym zerwaniu się z miejsca.
- Burza! - zaczęła drzeć się reszta drużyny, próbując ratować swój dobytek. Skaranie uśmiechnęła się pod nosem. Nowiutcy, jeszcze nie mieli pojęcia, co to prawdziwa burza... Po chwili zaczęła słuchać. Coś jej się tu nie zgadzało. Nadal klęczała nad rozciągniętym orangutanem, kiedy reszta salwowała się paniczną ucieczką nie wiadomo dokąd, czego jeszcze nie zauważyła.
To nie były normalne odgłosy. Prawdziwa burza była inna. Zaniepokoiła się trochę. Może to była reakcja lasu... Nie wiedziała jakim sposobem, ale kiedy czuła nieodpartą ochotę, by coś podpalić, natychmiast zaczynał padać deszcz. Jak gdyby wszystko wiedziało, co należy robić, by zapobiegać.
- Spooookój! To nie jest burza - obwieściła po chwili. - Zaraz... Gdzie wy? - rozejrzała się, nic nie rozumiejąc. To był typowy dzień przecież. Wprawdzie do tej pory nie było deszczu, ale parę kropelek - bo póki co nie zdążyło to się rozwinąć do prawdziwego deszczu - chyba nie mogło być powodem nagłego zniknięcia całej drużyny?
Wlepiła nic nie rozumiejący wzrok w jakieś drzewo, które przypominało jej Caspera. Ale to chyba nie był on. Doświadczenie nauczyło ją, że nie powinna w dżungli niczego przyjmować w takim stopniu za prawdę. Zatem, rozumowała, to nie był Casper tylko prawdopodobnie drzewo. Jednak jakiś margines błędu musiał być. Jeśli nie on, to co?
Albo kto?
Otworzyła nieco szerzej oczy, wpatrując się w postać obleczoną w białe szaty. Tęgą, niewysoką, o niezliczonych podbródkach. I do tego jeszcze się uśmiechał.
Bękart we własnej osobie.
Rozejrzała się dookoła. Nikogo nie było tu na pewno. Uświadomiła sobie ważną rzecz - prawdopodobnie musiała zwariować.
Nikt normalny nie widzi boga.
Wśród liści, deszczu i błota rozległ się pełen żalu, oszalały wrzask; Po chwili zerwała się i zarzuciła sobie małpę na ramię, po czym pognała za drużyną po ich śladach, doganiając ich bez większego trudu.
- Gdzieś się podziała? - spytał ze zniecierpliwieniem Irrytek, jednak jeden rzut oka wystarczył, żeby nie pytać. Reszta też nie pytała. Lays nadal pracowicie przedzierał się przez krzaki.
- To nie jest zwykła burza, i tak zaraz przejdzie - wysapała po chwili Sand, padając obok krzaka młotkowego. Małpa padła z żałosnym, smutnym plaśnięciem obok, reszta tak samo. - I nie wiemy, gdzie jesteśmy.

Selina

Selina

27.03.2010
Post ID: 54111

- Tu nie ma łodzi... - bąknęła ponuro Selina dreptając po żółtym piachu. Ciemne chmury przysłaniały niebo. Zapewne zbierało się na deszcz. Jednak nikt nie przejmował się taką błahostką - wszyscy byli zajęci poszukiwaniem jakiegoś konkretnego rozwiązania.
- To może ją zbudujemy? -odparł niepewnie Miron, rozglądając się dookoła. Miał minę zmartwionego buldoga, który nie wie, czy powinien wziąć kość, czy też zakopać ją gdzieś daleko.
- Niby jak? -mruknęła Selina, nie wykazując ambicji. - Te wyspiarskie drzewa nie nadają się do wycinki. Poza tym, primo- masz tu jakieś narzędzia? I secundo- czy znasz się na budowie łodzi?
- Czyli twoim zdaniem mamy się poddać, hę? -warknął stanowczo.
- Absolutnie! Mówię, że...
- Zamilcz!
- Bo co? Rozkażesz mi?
- Ja nie, ale mój miecz - tak!
- E! Spokój! I tak mamy już tu za dużo problemów. Chcecie, aby doszło jeszcze do kłótni? - uciszył ich Erick dyplomatycznym głosem. Po dziurki w nosie miał już tego wszystkiego. Dał mocnego kuksańca Mironowi, przy okazji pouczając Sylfkę.
Na domiar złego zaczęło mżyć. Znaczy padać. Znaczy lać. Porywisty wicher miotał morzem, atakując poszukiwaczy orzeźwiającymi falami. Idąc przez mokre wydmy, Selina upadła, mrużąc oczy. Silny wiatr dawał się jej we znaki. Erick podał jej rękę i podniósł ją. I to właśnie w tym momencie doznała czegoś, co przeżywa się setki razy w życiu. I ani razu. Nie mogła dokładnie sprecyzować tego, ale wiedziała, że nie wróży to niczego dobrego. Dla drużyny... Poprawiła włosy i postanowiła iść dalej, ciemnym wybrzeżem w kierunku... nieznanym nikomu. Po kilkunastu minutach cichego marszu przejaśniło się - burzowe chmury przegrały z promieniującym słońcem, silny wiatr z jękami wędrowców. I tak, jak słońce ożywiło mewy, tak i dzielnych poszukiwaczy. Od razu przejęły ich wesołe rozmowy na temat skarbu wyroczni, potworów nocnych tym podobnych. Nagle, Nekros wskazał swoim palcem coś w oddali. Z początku, wszystkim było trudno zgadnąć, o co chodzi, jednak bardziej kumaci domyślili się, że chodzi o łódź. Jak szaleni pobiegli w jej stronę. I jak szaleni zahamowali, gdy ujrzeli przy niej dwójkę czerwonoskórych, którzy wrogo patrzyli na cała czwórkę.
- Selino, nie wspominałaś nic o tubylcach. - powiedział Erick, próbując opanować złość.
- Bo nigdy ich tu nie widziałam! - wrzasnęła i przystąpiła do negocjacji. Zwrócona w stronę starszego rdzennego, rzekła: - Oddajcie łódź!
- My wam nic nie dać! - burknął. - Kanni i Szahi nikogo nie słuchać. My nie słuchać brzydkich i głupich bab.
- Słuchaj, przygłupi barbarzyńco. Teraz to przegiąłeś. Może i jestem babą! Ale nie masz prawa wołać na mnie brzydka i głupia! Próbowałem po dobroci...ale nie dajecie mi wyboru. - i z nieznaną sobie agresją rzuciła się an dwójkę tubylców, którzy wyjęli kozi róg i głośno zatrąbili. Wszyscy posłyszeli groźny tupot.

Erick

Erick

28.03.2010
Post ID: 54140

Nie trzeba było długo czekać. Nagle ze wszystkich stron zaczęli zbiegać się tubylcy. Jedni z maczugami, pałkami, inni z niewielkimi rurkami, zaopatrzeni w strzałki z trucizną. Nie było czasu na dyplomację. Erick szybko rzucił Tarczę Powietrza, ochraniając wszystkich przed gradem zatrutych strzał. Strzałki odbijały się od bariery, nie mogąc ją przebić. Nagle burza ataków ustała. Najwyraźniej brakło tubylcom amunicji. Bariera powietrza opadła, ale to nie był koniec. Tubylcy zaatakowali maczugami. Miron pośpiesznie wyciągnął miecz, Selina rozsypała zioła, które uśpiły część tubylców, Nekros zaatakował toporem, a Erick wyszeptawszy zaklęcie Jadeitowy Atak wyciągnął miecz. Wszystko wskazywało, że drużyna przetrzyma atak tubylców, aż nagle...

Laysander

Laysander

13.04.2010
Post ID: 54728

Grupa bagniaków wciąz obozowała plotąc bzdury o smaku ogona małpy, czy polowaniu na koty...
... co niezwykle denerwowało Laysa.
- Cholera jasna! Jesteśmy tuż przed wyrocznią! W drogę, w drogę!
- Uspokój się wreszcie, zaraz idziemy, jeszcze chwilę, kretynie! - darł się pożerając upolowanego przez sibie dzika Ir.
Lays nie lubił takiego traktowania... Lays znał magię... Cóż, Lays wiedział jak połączyć te dwie cechy.
- Aaaaa! - dał się złyszeć po całym obozie głos przemoczonego Ira. - Więc idziemy? - wydcedził głupkowato się uśmiechając.
- Tak, myślę, że tak...
- Co tu się... - zaczęła przebudzona wrzaskiem Leryn, ale urwała pod strumieniami wody. - Za co?!
- A Ty? - Lays zwrócił się do Caspera.
- Hehłehłe... Ekhem... Wy naprawdę jesteście pomyloną zgrają..., ale jako, że wody w nadmiarze nie lubię nie pozostaje mi nic innego niż siodłać konia.
- Zawsze lubiłem Wasz entuzjazm. - Uśmiechnął się Chips.
Drużyna ruszyła ku wyroczni...

Irydus

Irydus

18.04.2010
Post ID: 54844

Chaszcze, chaszcze i jeszcze raz chaszcze. Przedzieranie się przez liczne krzaki i liany sprawiało grupie niemały kłopot, jednakże przy wykorzystaniu mieczy, noży, toporów i magii, dawało się jakoś poruszać przed siebie. Dżungla jednak gęstniała coraz bardziej, tak jakby chroniła skarb ukryty w jej wnętrzu.

- Daleko jeszcze? - spytała już lekko znudzona Leryn.
- Spokojnie duch natury mówił, że jesteśmy już blisko. - Odparł pewien siebie Lays, prowadzący grupę.
- Zauważyliście, że nie słychać ptaków, ani innych zwierząt. - W zamyśleniu odparł Irydus. Na co Casper odparł z lekką nutką ironii.
- Bulgotanie ci nie wystarcza?
- Wiesz, bulgotanie to nie jest normalny odgłos wydawany przez Dżungle.
- Ja tam nic nie słyszę. - Stwierdził Lays.
- Bo gadasz! - Odpowiedziała reszta grupy jednocześnie.

Natychmiast wszyscy ucichli, a z krzaków znajdujących się za Laysanderem faktycznie dało się słyszeć bulgotanie. Zdziwiony Lays wypalił krzaki smoczym oddechem. Oczom wszystkich ukazało się wielkie gęste bulgoczące bagno, pośrodku którego rosło nienaturalnie wielkie drzewo.

- No to znaleźliśmy serce dżungli. - Stwierdził Caspar, kopiąc leżącą na brzegu czaszkę pumy do wrzącego błota.
- Co najmniej tysiąc jardów do tego drzewa. - Szybko ocenił Iryd, uśmiechnął się ironicznie, po czym dodał i przepuścił Leryn.
- Panie przodem.

Nekros

Nekros

18.04.2010
Post ID: 54850

Aż nagle wśród wielkiego huku i hałasu zmaterializował się dziwny starzec z laską, na której czubku umieszczony był opalizujący kamień. Na szyi miał naszyjnik z kości, które bardzo przypominały ludzkie. Krzyknął coś niezrozumiale, i najwyraźniej to spowodowało nagłe poruszenie powietrza i obalenie Mirona usiłującego pchnąć szamana, bo na takiego wyglądał. Selina rozsypała dookoła siebie jakieś zioła, które usypiały wszystkich dzikusów próbujących się do niej zbliżyć, dlatego na Nekrosie i Ericku skupił się atak. Miron leżał tymczasem nieprzytomny w krzakach. Nekros wirował dookoła z toporem. Erick miotał pięściami wichru. Szaman spojrzał w niebo, złożył ręce jak do modlitwy i nagle spod ziemi wyrósł... Właśnie, co? Przypominał żywiołaka ziemi, ognia i powietrza, była to swoista hybryda. Rzuciła się na poszukiwaczy miotając kulami ognia, ziemi i podmuchami dziwnego powietrza
- Nie chcę, ale muszę - pomyślał ork, po czym wrzasnął do Ericka - Osłaniaj mnie przez chwilę!
Wyciągnął z kieszeni czerwony proszek i rozsypał go na ziemi. Złożył palce w dziwny sposób, przyłożył do ziemi... Gdy nagle zza jego pleców wyłonił się dzikus. Uniósł pałkę, miał zadać śmiercionośny cios w potylicę. Sytuację uratował Miron. Zataczając się zauważył dzikusa skradającego się w pobliskich krzakach. Kiedy miał tubylec miał zadawać cios doskoczył do niego w dwóch susach i pchnął w serce.
- Dzięki - powiedział Nekors i wrócił do rytuału.
Wywrzeszczał coś w niezrozumiały, demonicznie brzmiącym języku. Powietrze zgęstniało, znak na ziemi rozbłysł, ziemia eksplodowała i wyrósła z niej wielka paszcza. Tak paszcza, wielka pełna ostrych kłów z dwojgiem pazurzastych łąp.
- Kto mnie wzywał?!- ryknęła tak, że wszyscy stanęli wryci w ziemię.
- Ja. Wzywałem Ciebie drogi Qarimoz'ie, abyś pomógł nam zwyciężyć - wysapał Nekros.
- Co dostanę w zamian?
- Ich krew!!...

Leryn

Leryn

21.04.2010
Post ID: 54882

- Przodem? Przodem? - wrzasnęła Leryn, mierząc wzrokiem drzewo. - Dziękuję, w tym przypadku ustąpię panu. Poza tym... - dodała głośniej, zastanawiając się nad doborem argumentu. Mimochodem pieszczotliwie przesunęła palcami po splotach sznura u pasa - Poza tym to... To... - postanowiła zmienić temat. - Niby jak przejść, co? Ja się nie znam na magii w takim stopniu, umiem tylko coś podpalać. A błota nie da się spalić, żeby przypominało asfalt. - zagłębiła się w rozmyślaniach. - Poza tym magia nic tu nie pomoże.
Odwróciła się od nich, starając nie wpatrywać w to drzewo. Było dziwne. Jak zresztą wszystko w tej dżungli. Marzyła, żeby wreszcie wyleźć na pustynię.
- A gdzie są tubylcy? Zawsze tu siedzieli... - dodała półgłosem, rozglądając się. Instynkt przetrwania wrzeszczał niczym budzik: Coś tu było nie w porządku.
- Dlaczego małpy stale się wieszają? - spytała z wyrazem twarzy, jak gdyby dokonała epokowego odkrycia. - Dlaczego wszystko tutaj w okolicy ma skłonności samobójcze? - odruchowo odsunęła się za Laysa.

Selina

Selina

28.04.2010
Post ID: 55007

Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale Bóg mi zepsutego komputera nie naprawi

Wśród zgiełku i chaosu nikt nie zwracał większej uwagi na niską zielarkę, która nie dawała o sobie znać, ponieważ nawet miecz było jej trudno utrzymać i dlatego nie mogła się oddać walce. Jeden z tutejszych zakradł się bowiem do niej, wykorzystując jej zmęczenie i brak ziół. Złapał ją, zatkał usta i susami pobiegł w stronę lasu. Próbowała krzyknąć, zrobić coś, ale nie mogła nic wykrzsztusić. Po kilku minutach leżenia na ramieniu dzikusa trafiła do ich prymitywnego fortu, zapewne stolicy. Drewniany wał, porośnięty mchem, otaczał porozmieszczane na drzewach domy. To miasto było doskonale zakamuflowane w lesie, nic dziwnego, że ani ona, ani jej przyjaciele nie mogli dojrzeć fortecy. Wejście paskudy z Seliną w centrum wywołało powszechne oburzenie. Każdy spluwał na nią, jak na worek ze zgnilizną. Matki, żołnierze i rzemieślnicy- ubrani tylko w liściaste przepaski krzyczeli na Sylfkę sycząc przeraźliwie.

Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy trafiła do pałacu. Wolna od okrzyków była teraz ciągnięta przez dzikusa w stronę, jak myślała, władcy. Rzeczywiście, chwilę potem pojawiła się przed wysokim, brunatnoskórym człowiekiem, ubranym w futrzany płaszcz. Dzierżył on liść palmowy, a na głowie miał kokosowy hełm. Zachciało jej się śmiać.
- Czo to? - spytał władca, akcentując po swojemu.
- Ja myśleć, oni z wiatru. Oni tu iść dziwnym potworem z drewna.
- To statek, ty durniu! -wrzasnęła zdenerwowana Selina, patrząc na tępaków.
- Ty obrażać lud Quetzail'la? Ja poniżać ciebie. Ty ją do lochu!

Parę skeund później obolała trafiła do klatki, wykonanej z trzciny. Na szczęście była w pałacu, bo jak zauważyła, niektórzy kończyli w mieście, pewnie topiąc się w ślinie tubylców. Bała się, nie wiedziała, czy ktoś przyjdzie i ją uratuje. Ze zgrozą patrzyła na kościejów zwisających z sufitu...

Selina

Selina

9.05.2010
Post ID: 55291

Trzeba odświeżyć. Tym bardziej, że nikt się do roboty nie pali...

Minął tydzień, odkąd została uwięziona. Straciła nadzieję, całkiem zapomniała o istnieniu świata zewnętrznego. Codziennie dostawała od tubylców suchy chleb i banana...zgniłego. W małej klatce nie mogła się nawet położyć, więc skulona w kącie, próbując zapomnieć o dokuczliwym bólu kręgosłupa. Czerwone oczy, wysuszone, widziały tylko ciemności panujące w lochu. Słyszała jednak, co mówią inni za ścianą. Nie było to ciekawe rzeczy. Jak na razie...

Gdy obudziła się rankiem, nadstawiła uszu, by zasłyszeć kolejnej historii wodza. Może mogłaby się dowiedzieć czegoś na temat przyjaciół.
- Jakie wieści, wieszczu? - rozpoznała wodza.
- Wyrocznia jest pod wodą, panie. Wyrocznia? - pomyślała Sylfka. Szukają Wyroczni? Wiedzą, jak używać jej mocy? I wiedzą, gdzie jest? Ci prymitywi...
- Ale jest problem... - mruknął wieszcz
- A jaki? - burknął wódz, pewny swojej victorii.
- Wyrocznię może wyjąć tylko kobieta. Ekhem... Elfia kobieta. Yyy...dziewica...
- Czo za bezczelnoścz!
- Ale spokojnie, Panie. Przecież nasz więzień ma w sobie krwi Elfie. I na pewno jest czysta...
- A to czemu? - prychnął wódz. - Skąd ty wiesz?
- Mamy sposoby. Nie zapominaj, że mamy mądrość Gustraqa.

Zlękła się. Wrzucą ja do wody i każą wyłowić. Nie dostrzegała teraz szansy, jaka płynie z tego nieoczekiwanego zdarzenia. Słyszała potężne kroki, których dźwięk obijał się coraz głośniej o jej uszy.

Tup, tup, tup, tup...

Erick

Erick

15.05.2010
Post ID: 55377

Drużyna błąkała się po lesie, a raczej dżungli. Wszędzie szukano poszlak, jakichkolwiek przesłanek będących odpowiedzią na pytanie: "Gdzie jest Sylfka?". To pytanie rozbrzmiewało ostatnio dość często w rozmowach łowców skarbów.
- Szukaliśmy wszędzie, straciliśmy dużo czasu, ale po niej ani śladu - rzekł Nekros.
- Najwyraźniej źle szukamy- odparł Miron.
- Może warto posłużyć się magią. Zapewne tubylcy dobrze zabezpieczyli swoją siedzibę. Ale że znają magię? O tym bym nie pomyślał.
- Mhh... Tu wszystko jest jakieś dziwne.
Erick zerknął do księgi szukając odpowiedniego zaklęcia. Tymczasem ork naostrzył broń, a Miron poprawił cięciwę łuku.
- Jest. To będzie dobre- Erick wskazał na zaklęcie "Sekrety, które szepcze wiatr". Elf odmówił inkantację i po chwili zawirowało mu w głowie, od wszystkich dźwięków rozbrzmiewających na wyspie. Oczyścił umysł i skupił się na znalezieniu dźwięków tubylców lub samej zielarki. Nie było trudno odróżnić gardłowej mowy tubylców od warkotu jaguara. Wkrótce Nekros, Erick i Miron stanęli przez olbrzymią skalną ścianą.
- Tak, to stamtąd pochodzi dźwięk rozmowy- rzekł elf.
Teraz pozostała kwestia znalezienia wejścia do ukrytej groty, co było niezmiernie trudne, gdyż tubylcy dobrze się maskowali. Gdy Miron odgarnął warstwę bluszczy i drużyna weszła do środka, Erick szepnął- Będę was uprzedzał czy ktoś z tubylców jest przed nami, teraz słyszę nawet ich oddech... o jest, za tą ścianą jeden strażnik!
Po chwili słychać było skowyt bólu tubylca, gdy sztylet Mirona przebił mu plecy. Łowcy skarbów szli dalej w bezkresne ciemności jaskini.

Selina

Selina

18.05.2010
Post ID: 55437

Otworzyli klatkę. Bez różnicy... jeden z tubylców wziął Selinę za ramię i pociągnął. Związali jej ręce sznurem, tak aby nie mogła rzucić żadnego zaklęcia. Przechodząc jednak przez jeden z korytarzy w półmroku zauważyła twarz Ericka. Zapaliła jej się lampka, ale zdała sobie sprawę z tego, że to mogłaby być halucynacja, omam. Byli już na placu. Ona, król, szaman i strażnik. Otoczyli ją kołem tak, aby nikt nie mógł jej dotknąć, opluć. Teraz panowała cisza i spokój. Znowu, coś przeleciało jej między oczami. I nie był to jeden z tutejszych.

W końcu dotarli na plażę. Ale tym razem była to plaża skalista, niedostępna. Pokaleczyła sobie stopy, opadała sił, była ciągnięta mimo to przez wojaka. Stanęła przed szamanem. Ten wepchnął jej do buzi jakiś dziwny liść. W dodatku gorzki. Myślała, że zwymiotuje. Ale musiała połknąć. Podszedł do niej wódz i rzekł:
- Ty złowić wyrocznię! Jak ty złowić, my cię uwolnić. Jeśli ty nie złowić, my cię zabić. - Chciała coś burknąć, ale w sekundę wepchnięto ją do wody. Miała spore trudności. Nie były jednak powiązane z oddychaniem- tak jak myślała, ta roślina daje możliwość oddychania pod wodą. Ale zapewne nie wiecznego. Jej problemem była zawiązane ręce, którymi nie mogła się odpychać. Jednak po paru minutach nasiąkły wodą i puściły. Chciała wrócić na powierzchnię, ale pomyślała chwilę i zanurkowała. Wszędzie były jakieś rafy, głazy, trawy. Najbardziej dokuczliwy był jednak brak jakiejkolwiek istoty żywej. Coś błysnęło jej przed oczyma. Podpłynęła bliżej, dziwny kształt jak na zwyczajny głaz. Przykryty był wodorostami i burdami. Zdjęła jednak rośliny i ujrzała Wyrocznię- metrowy głaz, o geometrycznym kształcie, z wieloma wgłębieniami i napisami. Zdziwiła się- poznała jeden znak- to Ethis jedna z liter alfabetu Sylfów. Jakże się uradowała, gdy odczytała cały napis bez problemów:
To jest Wyrocznia Wody, skarb zostawiony przez Sylfy, którzy żyli tu przed laty. Dotknij Wyroczni, a posiądziesz moc duchów morza
I rzeczywiście dotknęła. Nagle cała woda błysnęła, jakby rażona piorunem. Wyrocznia podążała teraz za dłonią Seliny. Minęła chwila, a pojawiła się na brzegu.
- Doszkonale! - powiedziała wódz. - Ty teraz nam dać Wyrocznię, a my ci dać wolność.
- Po namyśle... - mruknęła Selina. - Zatrzymam ją sobie. A wy i tak dacie mi wolność... - uniosła rękę, a za jej plecami powstała ogromna, szklista fala. Wskazała palcem na tubylców, a potężna fala trafiła ich i odwiodła od zamiaru posiadania Wyroczni. Jednak szaman nie poddał się. Rzucił ognistą kulą w Sylfkę, ale widocznie zapomniał, że woda pokonuje ogień. Udało się. Wyrocznia jest, wolność jest...ale towarzyszy nie ma...

Laysander

Laysander

7.07.2010
Post ID: 56577

- Przepłyńmy to! - zakrzyknął ochoczo Irydus.
- Przecież nie wiemy co tam jest! To może być niebezpieczne... - w drużynie zapanowało poruszenie.
- E tam... Cholera z wami! Jeżeli żaden z was, tchórze nie ma dość odwagi by iść ja wam nie każę! - mówiąc to buraczany elf przystąpił do budowy czółna, które jego zdaniem było wystraczająco mocne do przeprawy na wysepkę z owym dziwnym drzewem.
No cóż... Zbudował czółno, ale dopłynąć do celu mu się nie udało... Potwory morskie chyba nie lubią elfów...
- Aaaa! Rat... bul ... unku! - darł się jak prześcieradło traper. - To coś mnie... bul ...zaraz zje!
- Zaraz... - Mruknął Lays przypominając sobie formułkę jakiegoś zaklęcia.
- Szyb... bul ... ciej!
- Zaraz... no więc... Ekhem Wodumrozstompumburakusirydusuratorium!
- Coś ty powiedział sukinkocie!? Jak przeżyję to tak... bul... Ci... - nie zdążył dokończyć, bo oto bagniska rozstąpiły się blokując dostęp do Ira potworowi, a nieszczęśnikowi umożliwiając dotarcie z potworem... tfu! Z powrotem do przyjaciół.

Drużynę, czeka najwyraźniej walka z wężowatą bestią, mitycznym potworem morskim, strażnikiem pierwszej wyroczni... To dopiero przedsmak przygód jakie spotkają drużynę i przedsmak złośliwości jakimi będziemy zapewne wymieniać się z Irem.

A więc! Reaktywacja!

Fergard

Fergard

8.07.2010
Post ID: 56609

- Hmm... To będzie trudniejsze niż przypuszczałem - Mruknął Casper, oceniając węża morskiego. To będzie ciężki oponent, aczkolwiek nie niezniszczalny.
- Serio? - Warknął wciąż krztuszący się Irydus.
- Wy dwaj pokłócicie się później! - Wrzasnął Laysander, szykując jakieś wyrafinowane zaklęcie ze szkoły Ognia. W tak zwanym międzyczasie Leryn usiłowała wspierać toporofoba za pomocą własnych ognistych zaklęć. Generalnie jednak nikt nie kwapił się, by zaatakować obserwujący ich z zaciekawieniem łeb węża morskiego.
- Czy nikomu nie wydaje się dziwne, że wąż morski żyje w takim błocku? - Zapytał ostrożnie Marcus.
- Czepiasz się szczegółów - Odparł Rattenberger, z pewnym niedowierzaniem oglądając bestię.
- Wąż jak wąż, żadne wyzwanie dla Caspra - Stwierdziła z niezachwianą pewnością siebie Bell.
- Ten wąż ma kilkanaście albo i kilkadziesiąt metrów długości, paszczę pełną ostrych jak brzytwa zębów i generalnie mógłby zmiażdżyć ich wszystkich - Zauważyła przytomnie Kate.
- Mógłby, ale tego nie zrobi.
- Ten optymizm zaczyna powoli mnie wkurzać, wiecie? - Mruknął Daeva, z niedowierzaniem kręcąc głową.

Tymczasem Casper, Laysander, Leryn i Irydus uskuteczniali próby walki z potworem, który okazał się być inteligentną, mówiącą bestią.
- Jestem rozczarowany! - Oznajmił po raz e-nty, unikając wypuszczonej przez buraczanego elfa strzały. - Macie potencjał, ale nie potraficie go wykorzystać. Cóż, przynajmniej jesteście lepsi niż tamci pożal się Boże "poszukiwacze przygód".
- Zamknąłbyś się! - Odwarknął Ir, wypuszczając kolejną strzałę. Ta dosięgła celu, ale rozbiła się na łuskach stwora.
- Brakuje siły przebicia, przyjacielu - Stwierdził wąż, szczerząc się.
- Pokażę Ci prawdziwą siłę przebicia! - Wrzasnął Laysander, ciskając kulą ognia w paszczę strażnika Wyroczni. Do niego dołączyła się Leryn, miotając Ognistą Strzałą. Ale i połączone siły magików zdawały się nie wzruszać potwora.
- Amatorzy - Mruknął Stratoavis, celując z "Kim" prosto w twarz potwora. Kanonada Magicznych Pięści dosięgła stwora, ale nawet to nie zdawało się do niego przemawiać.
- Jesteście bardzo zabawnymi stworkami, ale nawet moja cierpliwość ma swoje granice... - Oznajmił, zniżając się nieco. Do tej pory zaatakował tylko raz, na próbę. Teraz widać szykował się do kolejnego uderzenia. - Może powiecie mi najpierw, kim jesteście, zanim rozrzucę wasze ciała po okolicy?

Leryn

Leryn

8.07.2010
Post ID: 56622

Leryn szybko zmieniła miejsce, kiedy potwór machnął ogonem. Kolejny raz.
Przeleciała jakieś 2 metry, centralnie trafiając w drzewo. To pewnie była zemsta za nieprzyjęcie oferty 'panie przodem'... Jęknęła ścierając krew z policzków. Próbując wyplątać się z konarów, wpadła do środka.
- To nawet wydrąż... Glu... Klu... Uch. - Żeby się nie udławić, przełknęła coś, co samo wpadło jej w usta. Jakim cudem, wolała się nie zastanawiać.
'Zaraz, zaraz... Jeśli to drzewo jest wydrążone to przecież na co mieli coś tam schować?' pomacała się po brzuchu. 'O. Połknęłam Wyrocznię' przemknęło jej przez myśl. Po chwili rozejrzała się, zastanawiając nad wyjściem.
Minutę później już siedziała wygodnie wśród konarów, przypatrując dantejskim scenom na dole. Niestety, uwaga potwora zwróciła się na nią. Prawdopodobnie dlatego, że udało jej się połknąć przedmiot przez niego strzeżony.
'Bękart tak chciał...' przemknęło jej przez myśl, gdy tratując krzaki, runęła w głąb Dżungli. Nie odwracała się, by popatrzeć na to, co ją goni i jak szybko goni. Ale w końcu popełniła ten błąd. Wówczas, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, mogła wpaść albo w gościnne ramiona tubylców, albo w jakąś przepaść, która nie wiadomo kiedy ani skąd się przed nią otworzyła. Fakt faktem, że miała okazję na wycieczkę w głąb ziemi. Potwór zresztą też.
Znów zadziałał rachunek prawdopodobieństwa. W końcu przecież nie spadała. A on tak. Prawdopodobnie wina sknoconej przez bogów mechaniki potwora, polegającej na tym, że był mało zwrotny, a za to zbyt szybki, co teraz się odbiło.
- To niemożliwe... - wymamrotała do siebie, patrząc na niknącego w głębi potwora. - To możliwe? - popatrzyła w górę. - O, Irydus, to ty? Oczom swoim nie wierzę.

EDIT: Proszę oto zmieniony post ~ Nekros

Erick

Erick

10.07.2010
Post ID: 56643

Miron, Erick i Nekros wybiegli z dżungli na plażę, gotowi do walki.
- O proszę, sama sobie z nimi poradziłaś - zawołał Erick do Sylfki, która miała dziwny wyraz twarzy, a mianowicie jej oczy błyszczały czerwienią.
- Kim jesteś, że śmiesz się do mnie zwracać?- odparła, dziwnie grubym głosem.
Towarzysze nie ukryli zdziwienia.
- Coś ją chyba opętało - mruknął Nekros do reszty.
- Najwidoczniej... i co teraz robimy? - spytał elf.
- Widzicie ten dziwny kamień na jej dłoni? To chyba wyrocznia - szepnął Erick. - Możliwe, że dlatego jest jakaś dziwna.
- Dobra odwróćcie jej uwagę ode mnie, to postaram się to zdobyć - mruknął Miron.
Erick i Nekros podeszli pewnie do Sylfki.
- Nie zbliżajcie się?! Bo będę musiała was zabić. Nie odbierzecie mi mojego SKARBU!?
I w tym momencie ogromna fala wody runęła na Ericka i Nekrosa, jednak fala odbiła sie od nich nie czyniąc im szkody, dzięki zaklęciom obronnym elfa. Nie czekając na kolejny ruch Sylfki Nekros rzucił się na nią z toporem w ręku, powalając ją na ziemię.
- Nie odbierzecie mi mojej MOCY! - krzyknęła i jakiś ogromny wybuch odrzucił Nekrosa.
Wykorzystując dekoncentrację Sylfki, Erick wyszeptał inkantacje zaklęcia " Żywe Pnącza" i po chwili agresor został unieruchomiony.
- Zostawcie mnie i moja... - lecz nim dokończyła, Miron wyrwał jej Wyrocznię z dłoni, które miały ograniczoną powierzchnie ruchy.

Selina

Selina

10.07.2010
Post ID: 56649

- Och...moja głowa... - mruknęła Selina, podnosząc się z ziemi. - Co ja tu robię?
- To my...pamiętasz nas? - zapytał niepewnie Miron.
- Co? Ach, tak, tak, pamiętam! Ale co się stało. Wiem, że byłam pod wodą, jakiś szaman mnie wepchnął. Dotknęłam tej skały i...dalej pustka.
- Wyrocznia Cię opętała! - powiedział Erick. - Mieliśmy spore problemy, żeby ci ją wyrwać. Myślałem, że jesteś słabsza. Mogłaś nas zabić!
- Ja...przepraszam... Ale nie pamiętam, co się stało. Nic. Wybaczycie mi? - spojrzała im w oczy błagająco.
- Oczywiście. Przecież gdyby nie ty, to nie znaleźlibyśmy Wyroczni. Przydasz się jeszcze. - podsumował Nekros. - Oczywiście, jeśli masz zamiar towarzyszyć nam dalej...
- Och! Ja...nie wiem. Ale chyba wam pomogę. Już dość mam tej samotności. - podbiegła do trójki i objęła ich. - A...jaki jest następny cel?
- To się zaraz ustali... - wyszeptał Erick. - Ale może poszlibyśmy stąd, bo lada chwila dzikusy mogą się przebudzić, a ja nie chcę z nimi walczyć.
- Dobrze. Chodźmy do mnie. Muszę wziąć parę rzeczy. No i, odnowić energię oraz nauczyć się paru zaklęć. A wy musicie ustalić, która Wyrocznia jest następna na naszej liście. - mówiła Sylfka, maszerując do chaty.

Irydus

Irydus

19.07.2010
Post ID: 56869

- Nie wierzysz? To sobie jeszcze powisisz. - odpowiedział Ir i odwracając się udał, że podziwia olbrzymie drzewo.
- Zjadłam wyrocznie - jęknęła Leryn.
- Co!? - Elf natychmiast doskoczył do krawędzi i wciągnął towarzyszkę do góry. - Palce do gardła i rzygaj. - krzyknął, jednak nic to nie dało, Leryn była w tak wielkim szoku, że chwilę musiała dojść do siebie. Wkrótce oddech się jej uspokoił, jednak ręce wciąż drżały gdy próbowała wywołać wymioty. Mimo to "zabieg" się powiódł.
- Nie nad przepaścią! - krzyknął jeszcze elf i rzucił się na Sand chcąc ją wywrócić. Po części się udało, bo wylądowali na ziemi, jednak fontanna treści żołądkowej wyfrunęła prosto w mroczne odmęty przepaści. Iryttek kątem oka zobaczył mały ciemnobrązowy przedmiot lecący w dół.
- I poszło w pizdu - skwitował - teraz nadzieja tylko w Laysie.
- Przepraszam... - znowu jęknęła dziewczyna. - A właśnie gdzie Laysander i Casper? - w przypływie adrenaliny dopiero teraz zauważyła brak towarzyszy. Irydus podnosząc się pomachał w kierunku stałego lądu i powiedział.
- Casper tam na lądzie, nie śpieszyło mu się zbytnio na tobą, a Lays trochę za późno się ogarnął i poleciał razem z potworem w dół. - Ir, widząc nieciekawą minę Leryn dodał. - Spokojnie, to magik, nie takie upadki przeżywał.

Teraz Lays może sobie prowadzić ciekawe rozmowy z potworem :P

Laysander

Laysander

6.11.2010
Post ID: 59087

- Moja chata! Mój azyl, me miejsce odosobnienia! - dochodził głos z głębi dziury... i nie był to głos ani Laysa, ani tym bardziej potwora...
- Co tam się do licha ciężkiego dzieje?! - Warknął Irydus.
Laysander i Bestia też wygladali na zaskoczonych obecnością w dziurze osób trzecich, chociaż to mogłoby tłumaczyć tłukące sie pod ich stopami naczynia i wiszące na sznurkach ubrania, ale któż w ferworze bitwy zważałby na takie błahostki?
- Wara stąd ześwirowani poszukiwacze przygód! - Darł się jak stare prześcieradło traper wyłaniający się z wychodzącej od dziury jaskini, który chyba niezorientował się, że oprócz Chipsa była jakaś potwora.
- I Ty krecie jeden przeciwko mnie?! - rzucił teatralnie do Nieznajomego Lays, ciskając kolejną kulę ognia w przerośniętą jaszczurkę.
- Aaargh! Puścisz z dymem moje królestwo ciszy, magu! z kim Ty w ogóle walczysz... - wściekał się mieszkaniec dziury wyciągając swój magiczny miecz, Agnis. Gotujące się za złości z zamkniętymi oczyma począł siekać wszystko do okoła, Lays schował się w kącie
i ze zgrozą przypatrywał się rzezi jaką ten dziwny osobnik urządził Bestii.
- Kim jesteś furiacie?! - wydukał przerażony Laysander kiedy było po wszystkim

Halom

Halom

6.11.2010
Post ID: 59094

Tajemniczy nieznajomy dopiero teraz obejrzał się przez ramię na skulonego w kącie magika, jakby zapomniał, że przed chwilą z nim rozmawiał.
- To ty władowałeś mi się do domu, niszcząc przy okazji dach – spojrzał w górę, by zobaczyć rozmiar zniszczenia. – A ja czekam na wyjaśnienia. I radzę, streszczaj się przybłędo, bo zaraz Agnis z Tobą porozmawia – machnął demonstracyjnie czarnym mieczem - a ona posługuje się trochę innym językiem, co chyba zdążyłeś już odnotować – zerknął na leżące na podłodze ścierwo i podszedł bliżej, by lepiej mu się przyjrzeć.
Laysander uznał, że to jego szansa. Rozejrzał się gorączkowo po chałupie w poszukiwaniu drogi ucieczki. Segment z jakimiś klamotami, w kącie stos skór i futer. Dalej jego wzrok nie sięgał, bo nie przyzwyczaił się jeszcze do panującego półmroku, a jedynym źródłem światła był otwór, przez który „wszedł”. Wstał ostrożnie, nie chcąc kolejny raz narazić się na gniew gospodarza, skupionego na oględzinach cielska ogromnego węża. Przeszła mu przez głowę pewna myśl. Od razu przeszedł do działania. Uniósł w skupieniu rękę, z której, rozświetlając pomieszczenie, wystrzeliła kula ognia, i momentalnie pożałował. Obcy machnął mieczem, jakby od niechcenia, równocześnie się odwracając, i przeciął z sykiem magiczny pocisk, z którego zostały tylko znikające już powoli iskry. Nie wiedzieć kiedy znalazł się przy Laysanderze. Czarodziej zastygł, czując chłód stali na gardle i widząc groźny wyraz twarzy napastnika. Pomyślał, że najlepiej będzie jeśli w końcu złoży wyjaśnienia...

* * *

- Jak cicho... - Stwierdził Casper.
- Zginął – dodała Leryn. – Rozszarpał go. Zeżarł go na śmierć.
Irydus zajrzał do dziury.
- Coś tam jest – rzucił po chwili. – Widzę jakiś ruch.
- Może ich być więcej. Lepiej się odsuń.
- Tak – mruknął zniecierpliwiony Casper. – Słuszna uwaga. Odsuńcie się oboje. Jeśli coś tam jeszcze jest to zaraz straci ochotę do życia – mówiąc to sięgnął po Kim. – Pomścimy naszego przemądrzałego pana magika.
- Chyba żartujesz! – Ir zagrodził mu drogę. – Lays żyje. Na pewno żyje. Poczekajmy chwilę, a na pewno zaraz stamtąd wylezie.
Casper spojrzał na niego z politowaniem, ale posłuchał.
- Chwilę.

* * *

Lays żył i miał się dobrze. No, prawie dobrze. Trochę się bał. Opowiedział wszystko o sobie, o towarzyszach i o wyroczni. A on cały czas stał bez słowa z mieczem przy jego gardle. Wyraz twarzy ani trochę mu się nie zmienił. Jedyną oznaką tego, że żyje, było mruganie oczami i sporadyczne ruchy barków spowodowane oddechem. W końcu przemówił chłodno.
- Jesteś magiem.
Mag uznał, że wcale nie oczekuje potwierdzenia.
- Posprzątasz ten syf i naprawisz dach.
Odetchnął z ulgą.
- Potem cię zabiję.
Zbladł.
Obcy cofnął miecz i zwinnym ruchem wsunął go do pochwy na plecach. Niespodziewanie się roześmiał. Laysander zgłupiał.
- Nazywam się Halom – rzekł łagodnie. – Jestem strażnikiem. Jeżdżę po świecie i pomagam ludziom. Nie zabijam ich – znowu się uśmiechnął. – Jestem w okolicy od kilku dni i urządziłem sobie w tej jaskini legowisko. Niewiele z niego zostało, a i tak nie było jakieś rewelacyjne. Chyba przeniosę się gdzieś indziej. Chodź, odprowadzę Cię na górę.
Lays zapomniał języka w gębie.
- Przestraszyłeś mnie – wydukał w końcu. – Stąd jest inne wyjście?
- Stąd jest jedno wyjście – poprawił go Halom. – Nie, nie to – dodał, widząc wzrok czarodzieja skupiony na dziurze w suficie. – Tędy.

Laysander posłuchał. Poszedł przodem, potykając się co chwilę i rozglądając na boki. Dostrzegł wiszący na ścianie łuk i oparte o skałę siodło. Potem było już za ciemno, skupił się więc na widocznym w oddali, dającym trochę światła wyjściu. Dotarli do niego, gdy oczy zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności. Skutkiem tego było osłanianie przed słońcem zaraz po wyjściu na zewnątrz. Obrócił się w kierunku Haloma. Ten szedł dalej, niewzruszony zmienionym światłem. Był niższy od Laysa. I młody. Bardzo młody. Poprowadził go w górę niewielkiego wzniesienia, między zarośla. Brązowy strój strażnika zlewał się z dżunglową roślinnością, więc wolał nie zostawać z tyłu. Po kilku chwilach wdrapali się na szczyt. Halom sięgnął ręką nad bark, rękojeść sama się w nią wsunęła. Chips zadrżał widząc to, ale tamten skierował się wprost na zagradzające drogę chaszcze. Machnął mieczem dwa razy. Liany zasyczały i poddały się. Miecz wrócił na miejsce, czarodziej odetchnął. "Może rzeczywiście nie zabija ludzi", przeszło mu przez myśl.
Doszli na skraj przepaści. Leryn, Casper i Irydus stali nieopodal, gapiąc się w dół.
- Nie spieszyliście się z pomocą – rzucił ironicznie Laysander, a reszta drużyny odwróciła się nagle.
- O! Mówiłem, że żyje? – Irydus zademonstrował swoją rację.
- Tak, dzięki Halomowi – wskazał głową strażnika, a drużyna jakby dopiero go zauważyła.
Halom patrzył po kolei na każde z nich, zatrzymując na dłużej wzrok na Irydusie. "Magik nie kłamał", pomyślał, "on rzeczywiście ma czerwone włosy..."

Fergard

Fergard

7.11.2010
Post ID: 59128

- Co to za jeden? - Rzucił z miejsca Casper, nieprzyjaznym wzrokiem wpatrując się w owego nieznajomego.
- Jak już mówiłem, Halom - Powtórzył Laysander. - Uratował mi życie przed wężem.
- Tak? A w jaki to sposób?
- No... Zabił go mieczem. Dosłownie posiekał w kawałeczki - Dodał jakby nieco zdziwiony zachowaniem towarzysza mag ognia.
- Potężne kule ognia rozbijały się na jego cielsku, nie czyniąc mu krzywdy. Najostrzejsze strzały Irydusa pękały na jego łuskach. Pociski z "Kim" uderzyły serią w jego parszywy pysk i nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia...
- Do czego Ty... - Zaczął buraczany elf.
- Do tego, że ten miło wyglądający szanowny pan może być owym wężem, który teraz używa zaklęcia iluzji i śmieje się z nas w kułak, widząc, że mu wierzymy - Oznajmił okularnik, ucinając temat. Zapanowała cisza. Laysanderowi opadła szczęka, zaś Ir zmarszczył brwi. Na twarzy Haloma pojawiło się zakłopotanie.
- Mogę zapewnić, że... - Zaczął, ale dosłownie sekundę później cztery ziejące ciemnością lufy "Rattenbergera" wymierzyły w jego twarz.
- Łapy do góry, tak, żebym je widział - Warknął Casper, i widać było, że nie jest w nastroju do żartów. Co go tak nastawiło, ciężko było powiedzieć...
- Oh, wow... - Wydusił z siebie Marcus.
- Sądzę, że to określenie jest niewspółmierne do zaistniałej sytuacji - Stwierdził Daeva z powątpiewaniem w głosie.
- Zastrzeli go? - Zapytała przestraszona Kate.
- Nie sądzę... - Odpowiedział cicho demon, splatając palce. - Ale takie nieprzyjemne zachowania sprawiają, że będzie miał kłopoty z dogadaniem się z resztą.
- Może pokonać ich... - Zaczęła Bell, ale druga z dziewczyn szybko jej przerwała:
- Jedną ręką i z zamkniętymi oczyma. Wiemy, wiemy... - Stwierdziła zmęczona. Marcus wybuchnął nerwowym chichotem.
Tymczasem Casper skinął na Laysandera i Leryn.
- Potraficie go w jakiś sposób przeskanować? - Zapytał. Panna Sand pokręciła głową przecząco, za to Lays machnął kilka razy rękoma, po czym chmura niebieskiej energii owiała sylwetkę Haloma. Trwała tak przez minutę... Po czym rozwiała się.
- Nie. Prawdziwy, niepodrabialny Halom - Stwierdził mag ognia, zadowolony z siebie. - Jego miecz emanuje pewną energią magiczną, ale to zdecydowanie za mało na jakiekolwiek iluzje. Przykro mi - Dodał z dużą dozą nieszczerości w głosie. Casper jeszcze przez chwilę pomierzył w twarz Haloma, po czym westchnął i schował pistolet za pas.
- Nie chce przerywać tej rozmowy zapoznawczej... - Mruknął Irydus. - Ale czy któryś z was nie posiada ze sobą takiej małej statuetki?
- A tak, spadła chwilę po mnie wraz z deszczem wymiotów - Odpowiedział mag ognia, wzdrygając się lekko(Ku satysfakcji Caspra), po czym sięgnął do kieszeni spodni... I wyciągnął kamień. Przez chwilę panowała cisza, którą w końcu przerwał ociekający jadem głos buraczanego elfa:
- Kretyn.
- To nie moja wina! - Zaczął Lays, tłumacząc się gorączkowo.
- No trudno, najwyżej wrócimy po to, co tam zostawiliście - Stwierdził Halom pogodnie. Nikt nie odpowiedział, wszyscy jak jeden mąż ruszyli do miejsca, z którego wyskoczył Halom wraz z Laysem... Tylko po to, by po minucie przebijania się przez wąski korytarz zobaczyć, że... Ktoś ucieka z ich statuetką.
- K***a! - Krzyknął wściekle Irydus, napinając w pośpiechu łuk. Tajemniczy kradziej dostrzegł zbliżające się niebezpieczeństwo. Wskoczył on na... wystający z ziemi korzeń, po czym zaczął skakać po korzeniach do góry. Jeżeli dotrze na sam szczyt, drużyna już go nie dogoni...
- Niech ktoś go zdejmie! - Warknął Casper niezadowolony z tego, że seria Magicznych Pięści minęła się z celem.
- Ostrożnie! - Wrzasnęła Leryn. - Jeszcze jeden taki strzał i stracimy zarówno kradzieja, jak i wyrocznię!
- Irydusie... - Powiedział Halom, zaś elf nie namyślał się zbyt długo. Napiął łuk i wystrzelił, trafiając idealnie w plecy złodzieja. Humanoidalny kształt zachwiał się, po czym poleciał w dół, uderzając ciężko o ziemię. Nie poruszał się, zaś w zaciśniętej dłoni trzymał statuetkę, szczęśliwie nienaruszoną. Teraz awanturnicy mogli mu się uważniej przyjrzeć... Choć biorąc pod uwagę fakt, że denat miał na sobie czarny kostium zakrywający całą jego twarz i ciało, trudno było coś wywnioskować, może poza tym, że była to kobieta.
- Niech ktoś zdejmie maskę temu ścierwu - Mruknął Casper, ująwszy w dłonie delikatną Wyrocznię.