Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Lektury - książki upiory" |
---|
Strażnik słów Moandor23.11.2006Post ID: 6160 |
Nim zaczniemy rozmawiać, proszę Was, zajrzyjcie na chwile na strony Biblionetki, do rankingu najgorszych książek. Link poniżej: Ponad połowa pozycji w tym niechlubnym zestawieniu to wszystkim znane lektury szkolne. Zatem jak to jest? Czy przez całą edukację do 19 roku życia czytamy wątpliwej jakości ‘dzieła’? Czy zamiast rozwijać się czytając książki dobre i wartościowe, cofamy się w rozwoju? Bez wątpienia tak nie jest. Słowo lektura jest fenomenem. Ono dosłownie odstrasza od wzięcia książki, tym mianem nazwanej, do ręki. Prosty przykład. Mam na półce Faraona Bolesława Prusa. Lektura w trzeciej klasie gimnazjum. Moja siostra jest akurat w tym wieku. Bardzo lubi czytać książki. Niejednokrotnie proponowałem jej Faraona, podkreślając, że to bardzo wartościowa i ciekawa książka. Ale jak przekonać kogoś do przeczytania lektury? Zawsze ponosiłem porażkę. Siostra powiedziała, że może przeczyta, jak zbliży się termin omawiania książki. Inne książki, które jej polecałem (Hrabiego Monte Christo, Władcę Pierścieni, Przeminęło z Wiatrem, Wichrowe Wzgórza, Mgły Avalonu, Olivera Twista, Don Kichote’a, Mistrza i Małgorzatę i inne ) czytała chętnie zawsze mi potem dziękując. Stąd wniosek, że jeśli chcesz uczynić jakąś książkę ‘nieczytaną’ przyklej jej stępelek „LEKTURA”. To wystarczy dla większości czytelników w wieku szkolnym. Zastanówmy się:
|
Eru23.11.2006Post ID: 6161 |
Odbiegne od tematu, gdyż nań odpowiem w większy sposób dopiero w przyszłym tygodniu. Spojrzałem na ranking najlepszych książek. Cóż widzę - J.R.R Tolkien "Powrót Króla", trochę dalej J.R.R. Tolkien "Dwie wieże". Nic nie denerwuje tak jak traktowanie powieści Tolkiena jako trylogii. Sczczególnie ludzie z serwisu ksiązkowego powinni się na tym znać :/ O lekturach słów kilka: nauczyciele potrafia skutecznie obrzydzic daną książkę, kiedy nie czyta się jej dla przyjemności, ale po to zeby ją poznać i dobrze napisać kartkówke/wypracowanie/sprawdzian etc. Dwa że wiekszość lektur nie odpowiada nawet w najmniejszym stopniu zainteresowaniom uczniów, choc dla mnie nie ma znaczenia czy ksiązka jest lekturą: naprzykład w tym roku będziemy mieć "Imię Róży", co mnie ucieszyło bo wreszcie zostanę zmotywopwany do przeczytania tej ksiązki (i oderwania się od fantasy ;)) |
Greenman23.11.2006Post ID: 6163 |
Na początku chciałem słów kilka o "Imię Róży". To chyba najlepsza moja lektura szkolna. Minimum pierwsza trójka. Pomijam że idealnie trafia w moją pasję historyczną, to kurcze, naprawdę wspaniały kawałek literatury na najwyższym poziomie. Tyle płaszczyzn, z których każdy lepszy mógłby zrobić oddzielną opowieść, Eco łączy w jedną wspaniałą wyprawę w głąb mroków (czy to na pewno mroki?) średniowiecza. Sorry, ale sensacja, historia ideii, socjologia religii i ten wątek z utratą tej jedynej łacińskiej biblioteki bibliotek... Wspaniałe, choć trzeba w tę książkę wniknąć. Gratuluję ci Eru bo myślę że wspaniała przygoda przed tobą. |
Strażnik słów Moandor24.11.2006Post ID: 6168 |
Jeżeli miałbym powiedzieć szczerze, to poezja zainteresowała mnie na dobre dopiero po szkole średniej. Oczywiście podczas nauki zdarzały się wiersze ciekawsze, jak Dziewczyna Leśmiana, czy niektóre Tetmajera czy Wierzyńskiego. Jednak to wyjątki, o których można było ciekawie na lekcjach podyskutować. Zdecydowana większość zajęć z poezją wyglądała właśnie tak, jak wspomina Greenman, czyli linijka po linijce, sukaj metafor, epitetów, oksymoronów. No i oczywiście odwieczne pytanie: Co autor miał na myśli? W zasadzie poeci nie zostawili instrukcji obsługi swoich wierszy i każdy może rozumieć ich twórczość na swój sposób, szczególnie tą pełną podwójnych znaczeń. Tymczasem nauczyciel próbuje przekonać, że tylko jedna, jego, wersja jest prawidłowa. Jeśli już wszyscy mówią o Imieniu róży to i ja dorzucę swoje trzy grosze. Bardzo ciepło wspominam chwilę spędzoną przy niej. Eru, masz szczęście (ewentualnie niefart, jeśli wziąć pod uwagę rozwój dyskusji), że omawiacie ją w szkole. Doskonała książka, trzymająca w napięciu. Można się także dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy dotyczących historii. Z ciekawości aż sprawdziłem niektóre wydarzenia, wspomniane przez Eco, w książkach historycznych, i muszę przyznać, że nie przyłapałem go na bladze. Powiem także, że zakończenie mnie zaskoczyło, a to wielka zaleta powieści, że trudno jest przewidzieć ostateczne rozwiązanie. Na wspomnienie o Imieniu Róży przyszła mi do głowy pewien pomysł. Może byśmy w toku dyskusji wybrali książki-lektury, które czytane są z przyjemnością, takie, które nie nudzą, są ponadczasowe, nieśmiertelne? Takie jak 'Mistrz i Małgorzata', jak 'Imię róży' ,'Władca Pierścieni'... |
Mistrz Islington25.11.2006Post ID: 6198 |
Jeśli chodzi o najlepsze lektury, to "Mistrz i Małgorzata" jest według mnie właśnie tą. Z tego co się orientuje przerabia się ją jednak na poziomie rozszerzonym, więc nie wszyscy mogą czuć się zobligowani, by po nią sięgnąć. |
Danio25.11.2006Post ID: 6211 |
Mnie lektury nie kojarzyły się źle dopóki mieliśmy wspaniałą nauczycielkę Polskiego. Omawianie lektur przebiegało w formie dyskusji na temat przeczytanej książki. Owszem potknąłem się na Ogniem i Mieczem, ale czytałem wszystko. Szczególnie podobał się mi Tristan i Izolda. Pośród tysiąca książek w stylu Romea i Julii (Zobaczył, Zakochał się i Zabił się w ciągu kilu dni). Tristan i Izolda znali się długo na tyle długo by wiedzieć, że kochają się ponad wszystko. Wiedzieli, że bez siebie nie wytrzymają. Dążyli do bycia ze sobą bezwzględnie. Cel uświęcił środki... Warto wspomnieć również Zemstę. Drugiej tak śmiesznej książki nie czytałem. Przezabawny Papkin i "mociumpanie", nie trzeba wiele więcej.
|
Kanclerz Grenadier28.11.2006Post ID: 6261 |
Lektury, hm... To już przeszłość dla mnie :) A co do Imienia Róży - polecam wersję książki (bo nie jestem w stanie powiedzieć, czy w każdym wydaniu to jest) z dodatkowym rozdziałem od autora (ja mam wersję z Gazety Wyborczej). Wiele wyjaśnia od strony warsztatowej - każdy, kto próbuje sam pisać, powinien to przeczytać. |
Eru28.11.2006Post ID: 6271 |
Poszukiwałem pomocy w czyms tam, i oto trafiłem na takie coś. Sami autorzy są przeciwniu umieszczaniu swoich utworów wśrós lektur, znając środowisko nauczycielskie i skostniałe programy. Mają rację, podejrzewam że nawet część nauczycieli wie o tym. Są to ci z pasją i z powołaniem nauczycielskim. A strasi panowie układajacy programy oraz nauczyciele z przymusu zdaja się tego nie zauważać. Niestety. Obecnie minister edukacji (użyłbym tu mocniejszego określenia, ale wszyscy wiedzą co wszyscy o nim myśląc) chce wprowadzić do kanonu lektur książki Jana Pawła II. Choc niosą (przynajmniej dla mnie) dużą wartości, to będą straszna katorgą dla uczniów, i ogólnie będą zniechęcać do wszystkiego co ma jakikolwiek związek ze zmarłym i z religią. Na dodatek usów wybiórczo ksiązki - jesli już, to powinien zrobić generalne przemeblowanie. Choć osobiście, jesli do tego dojdzie(podejrzewam że moja szkoła się nie podda), to będę się cieszył że ie muszę czytać jakiś dawno zapomnianych dzieł. Jednakże ogólnie rzecz biorąc, lektury, nawet te złe i nudę, powinny być omawianye, choć dla samego poszerzania horyzontów, jednak na pewno nie w taki sposób jak obecnie. PS. Quo Vadis miałem w gimnazjum, bodajrze w zeszłym roku(trzecia klasa, dawna pierwsza LO). Nie było to zbyt przyjemnez wiadomych względów, choć nie było tak źle. Na moją ocenę omawania ksiązki Sienkiewicza wpływa fakt, ze ogólnie podobała mi się średnio(choć bywały i lepsze fragmenty). PSII Choć jestem w matfizie, to coś mi się obiło o uszy, że będziemy omawiać Mistrza i Małgorzatę. Jednak nasza polonistka nieumiejętnie zachęcała nas do niej zwracając się do dziewczyn, jako tych które miałby z przyjemnością czytac ów książkę ;) |
Hexe29.11.2006Post ID: 6298 |
Oj, lektury.. Zachwycałam się Gombrowiczem (nie mogę nadziwić się temu, że go wyrzucono z listy), "Mistrza i Małgorzatę" z ciekawości przeczytałam wcześniej niż w IV LO - zdecydowanie bardziej odpowiadała mi jednak "Zbrodnia i kara", choć też nie padałam z zachwytu. Sienkiewicz na liście lektur jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem (może poza "Quo Vadis", dość ciekawe spojrzenie na starożytność) - przebrniecie przez Trylogię jest mordęgą. Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, jakoby dążono do tego, by lista lektur zawierała jedynie pozycje chwalące polski naród, polskość i polskie zalety (ot, chociażby wspomniana Trylogia). Koniecznie autorów poprawnych politycznie i wyznaniowo. A jak dla mnie, to nie powinno się młodzieży zamykać w jednych ramach. Dlaczego nie mogą poznać twórczości ludzi wybitnych (którym geniuszu literackiego nie sposób odmówić), którzy jednak z jakichś tam powodów nie podobają się hm, rządzącym (no powiedzmy na przykład, że w książce jest mowa o homoseksualności)? Dlaczego odmawia się młodym poznania dwóch stron medalu? |
Infero29.11.2006Post ID: 6299 |
Podobno mam dość nietypowe upodobania literackie – zawsze hasałam własnymi drogami po bibliotece. Przyznam się szczerze, większość lektur przeczytałam (niektórych się po prostu nie dało) i niestety nieliczne mi się naprawdę podobały, zawsze wolałam te nie obowiązkowe, dawały bardziej po szarych J. Prace maturalną oparłam w większości właśnie na tych nieobowiązkowych i całkiem nieźle poszło. Zawsze się dziwiłam, dlaczego te dwa wykazy nikt nie może po prostu zamienić, żyłoby się o wiele przyjemniej. |
Strażnik słów Moandor29.11.2006Post ID: 6303 |
Dokładnie Infero. Często lektury dodatkowe są ciekawsze. Ale równie często nauczyciele nie wyrabiająsię z programem i nie sięgają po nie. A szkoda. Maturę również pisałem odwołując się do książek, których nie omawialiśmy w klasie. Co nie mówić o starej maturze, na pewno miała jedną wielką zaletę w stosunku do obecnej - dawała piszącemu dużą swobodę w wyrażaniu swojej opinii i doborze lektur, którymi mógł podeprzeć się w swojej pracy. Teraz niedawno były matury próbne. Żadnego wyboru. Trzeba było pisać o Cierpieniach młodego Wertera i basta.
Wydaje mi się, że nie masz racji. Mam tu na myśli wspomnienie o tych "rządzących". Kanon lektur w zasadzie od wielu lat się bardzo nie zmienił, pozostaje w przybliżeniu stały, bez względu na to, kto rządzi w Polsce. Sienkiewicza przykładowo czytali w szkole moi rodzice. Tu bym zatem spisku władz nie szukał. Poza tym, decyzja co omawiać na lekcji zależy także w dużym stopniu od nauczycieli. Mój znajomy polonista wziął na lekcjach np. S@motność w Sieci, choć w żadnych spisach tej książki nie było. Zdarzają się oczywiście nauczyciele typu profesor Bladaczka (Słowacki wielkim poetą był i basta), którzy nie wprowadzają żadnych innowacji na zajęciach, pech na takiego trafić. A po przeciwnej stronie są poloniści, którzy nawet rzekomo nudną trylogię Sienkiewicza potrafią omawiać z pasją, i umieją tym zaciekawić uczniów. Czy tylko książki sławiące naród polski? Tego też bym tak nie ujął. Oczywiście można przyjąć, że takie istnieją, choć przyznam, że nigdy nie myślałem o lekturach z tej perspektywy. Ale weźmy pod uwagę, że prócz książek polskich pisarzy omawiane jest także całem mnóstwo, charakterystycznych dla danych epok literackich utworów zagranicznych. Nie jest więc tak, że uczniowie czytają tylko ksiąki patriotyczne. |
Żywiołak Piwa Vandergahast1.12.2006Post ID: 6342 |
Lektury, heh. W zasadzie nie przebrnąłem tylko przez Ojca Goriot, a resztę dzięki sprawdzonej metodzie zabierania wszystkich lektur na wakacje pochłonąłem, jedne z mniejszą, inne z większą przyjemnośćią. W liceumie akurat trafiłem do klasy humanistycznej, gdzie na szczęście nauczycielka miała trochę lepsze podejście do przerabianych utworów i nawet poszerzyła nam poszerzona listę lektur. A moimi ulubionymi są Lalka - do której przekonywałem się w trakcie czytania, przerywając i klucząc między rozdziałami, ale jak już zmęczyłem, to przeczytałem od razu jeszcze raz, i cenię ją wielce za wielowątkowość, Pan Tadeusz, którego od lat paru bezskutecznie staram się nauczyć na pamięć i oczywiście Gombrowicz - Transatlantyk i Ferdydurke. Z obocokrajowców zdecydowanie Gargantua i Pantagruel i Kandyd. A odnośnie pochwalnego tonu lektur - jest taki, bo tak pisała o Polsce spora część pisarzy, a do krytyki mają niestety prawo tylko klasycy. Ja bym osobiście wyeliminował ze spisu większość wierzy, bo raz, że analiza wiersza to męka dla uczniów, a 2, że wszystko zależy od interpretacji. Zawsze mnie wnerwiało jak się okazywało, że w swoim wypracowaniu nie zrozumiałem wiersza - skoro jakoś go zinterpretowałem, to znaczy że zrozumiałem na swój sposób, kazdy szuka innych wawrtosci i na inne rzeczy zwraca uwage. Szkoła ma uczyć myślenia "wolnego", a nie uzależnionego od wzorców i schematów. |
Infero1.12.2006Post ID: 6358 |
Gombrowicz - "Transatlantyk" i „Ferdydurke” to są książki naprawdę godne polecenia. Czyta się dość trudno, ale to wcale nie powstrzymuje przed „połknięciem” tych pozycji. Lubię książki nad, którymi trzeba się skupić a Gąbrowicz właśnie tak pisze. |
Strażnik słów Moandor10.12.2006Post ID: 6555 |
Może, gdyby zmieniło się podejście nauczycieli do lektur, z ich czytaniem byłoby lepiej. Oczywiście uczniowie sumienni, poważnie traktujący przedmiot i tak i tak będą czytali. Ale z mojego doświadczenia wiem, że zdecydowanie więcej osób prędzej sięgnie po streszczenie (albo nawet i to nie) niż zada sobie trud spędzenia kilku(nastu) godzin przy książce. Głównie jest tak za sprawą owego poglądu, że lektury są nudne i nie warte uwagi. Słowo „lektura” ma złą sławę, pisałem o tym w pierwszym poście. A nauczyciele nie robią wiele, aby to odmienić. Wydają tylko polecenie: na za tydzień przeczytajcie tą a tą lekturę. A po tym czasie zaczynają „przerabianie” (okropne słowo) danej książki, często w sposób schematyczny, nie dopuszczając do wywiązania się szerszej kasowej dyskusji. A taka dyskusja, umiejętnie kierowana przez polonistę jest najciekawszą częścią lekcji. |
Infero19.12.2006Post ID: 6710 |
Moa na pewno zauważyłeś, że ludzie nie czytają lektur i to nie tylko dlatego, że są nudne, ale także dlatego, że nie czytają w ogóle żadnych książek. Jest to fakt bolesny, ale prawdziwy. Zmiana w wykazie lektur i podejścia nauczycieli tu zapewne pomoże, ale czy wystarczy? |
Strażnik słów Moandor22.12.2006Post ID: 6759 |
Ludzie nie czytają książek, ale lektur nie czytają szczególnie. Chyba dlatego, że to słowo "lektura" źle się kojarzy. Jestem niemal pewien, że w innych okolicznościach, wiele książek w kanonu lektur podobałaby się młodzieży bardziej. Znam osoby, które generalnie lubią czytać, ale lektur nie biorą do ręki, uważają, że są nudne, ale nie dlatego, że czytali i nie spodobały się, ale traktują to jako aksjomat - lektura = nudne. Jednak w powyższym pewna prawda jest. Dla mnie Nad Niemnem czy Chłopi były praktycznie barierą nie do pokonania. Rzecz w tkwi jednak w czym innym. Może i większość z książek czytanych na polski jest, delikatnie mówiąc, nizbyt ciekawa, problem polega na tym, czy chcemy znać historię literatury czy nie? Lektury umieszcza się w programie dlatego, by uczniowie mogli poznać twórczość poszczególych epok, dowiedzieć się, jak myśleli wtedy ludzie, poznać prądy literackie. A myślę, że warto to wiedzieć, dla samego siebie. Z tego samego powodu uczymy się także historii, geografii... Jeżeli jednak ktoś ma inne priorytety w życiu, woli pojechać po maturze do Anglii, harować na budowie albo w McDonaldzie, mieć pieniądze i pustą głowę, takiej osoby nie można zmusić nie tylko do czytania lektur, ale książek w ogóle. W końcu aby nosić worki z cementem nie trzeba wiedzieć czy Stefan Wyszyński to żołnież, polityk czy Prymas Tysiąclecia, prawda? |
Eru22.12.2006Post ID: 6765 |
Pozwolę po części się z Tobą nie zgodzić, Moandorze
Po pierwsze, większość uczniów uczy się, bo musi. Chodzą do szkoły, bo się im każe. Jest trochę tych, co uczą się ulubionych przedmiotów i resztą centralnie olewają. Nieliczni, bardzo nieliczni, uczą się dlatego że chcą wiedzieć więcej. Książka którą czytamy, aby poznać prądy literackie, czy historię literatury, dla mnie przestaje być ksiązką w pełnym tego słowa znaczeniu. Staje się podręcznikiem, źródłem naukowym. Jescze mniej ludzi chce czytać podręczniki z przedmiotu, który nie jest dla niego wiodącym. Samo przerabianie lektury, jak już to zsotało tutaj powiedziane, odziera książke z piękna, wieloznaczności, odnajdywania kolejnych szczegółów przez samego siebie - podczas omawiania lektura staje się czyms nad czym pracujemy, a nie czymś ważnem i innym, niż to co zwykłe. Trochę nieskładnie, ale ciężko mi znaleść odpowiednie porówanie - ale mam nadzieje że główną idee wyraziłem. |
Strażnik słów Moandor22.12.2006Post ID: 6766 |
Z tym, że lekturę przerabia się już po przeczytaniu. Gdy bierzesz się za książkę nie wiesz jeszcze o czym ona jest. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by przeczytać ją w skupieniu i odkryć rzeczy, które są warte uwagi. Nawet na podstawie Twoich, Eru, słów widzę to, o czym mówiłem, uprzedzanie się do książki zanim się po nią sięgnie.
Zgadzam się, bo wiem jak było w mojej klasie. Osobiście traktowałem mniej więcej jednakowo wszystkie przedmioty (przynajmniej te ważniejsze). Wiedza ze szkoły średniej jest wiedzą ogólną, którą warto mieć, przynajmniej średnio opanowaną. Do dziś pamiętam kolegę ze szkoły, który na lekcji z geografii gospodarzczej podczas odpytywania powiedział, że świnie to bydło... (teraz robi nabudowie w Anglii) Nauczycielka nie wytrzymała. |
Eru22.12.2006Post ID: 6774 |
Jeśli czytasz książke, i dopiero za jakiś czas dowiadujesz się że ma ona być lektura, to zgadzam się. |
Strażnik słów Moandor22.12.2006Post ID: 6777 |
Zawsze miałem problem ze zwracaniem uwagi na istotne dla omówienia książki fragmenty. O tym, że były istotne dowiadywałem się zawsze dopiero po przeczytaniu. |