Ballada o ławce na Dworcu Centralnym

BALLADA O ŁAWCE NA DWORCU CENTRALNYM

Bóg dał im ławeczkę
z widokiem na dworzec.
Takie małe szczęście,
że mniej być nie może.

Tu żyli, dla małej
i doniosłej chwili...
A gdy się kochali,
to Boga chwalili.

A ksiądz kiedyś mówił, że w Biblii pisało,
że tak być nie może, by tak się kochało
w dworcowych szaletach, gdzie bród, smród i krew
dwoje ćpunów. Że grzech.

Tutaj się miłości
uczyli bliźniego.

Że ta nie zazdrości,

że nie szuka swego.

Że nic jej nie trzeba...

Nic z tego, co w świecie...
Co dzień u bram nieba
w tym swoim szalecie...

A ludzie mówili, że w Biblii raz było,
że to jest grzech jawny, a nie żadna miłość,
że dzieci tam patrzą, że kamieniem w skroń
dwojgu ćpunom. Bo zło.

A oni tak prosto
przez życie kroczyli:
To ich, co w nich wzrosło..
To nie, co stracili...
I wszystko w tej biedzie,
było im zbyteczne...
Dość mieli. Ot, siebie
i swoją ławeczkę.

* * *

A Bóg siedział w niebie, uśmiechu nie skrywał
i patrzył na miłość, że taka prawdziwa,
i wskazał na szalet, i ku nim się schylił,
i kwiat im tam rozkwitł.

I wniebowstąpili.