Cnota

Czas płynął leniwie. Okolica pogrążona była w ciemnościach nocy. W powietrzu unosił się lekki piżmowy zapach. W podmokłej dolinie, tuż poniżej niewielkiego wzgórza trwała na swym posterunku strażniczka groty. Była delikatną i jeszcze dość młodą istotą. Pilnowała wejścia do jaskini odkąd tylko mogła sięgnąć pamięcią. Nie wiedziała, dlaczego to robi. Ot prawa natury ustanowiły ją tym, kim była, a ona starała się wykonywać dobrze swoje obowiązki. Nie miała pojęcia, co kryje grota. Może przejście do innego świata?
W zasadzie nie była nawet pewna, czy strzeże wejścia do jaskini, czy też może z niej wyjścia.

Od pewnego czasu podejrzewała, że raczej ma powstrzymać coś przed wydostaniem się na zewnątrz. Świat wewnętrzny musiał być bardzo okrutny. Jakieś dziesięć lat wcześniej zaczęła się tam wojna. Tak przypuszczała. Co jakiś czas z jaskini wypływały strumienie czerwone od krwi. Za każdym razem w napięciu nasłuchiwała, czy nie pojawią się odgłosy walki. Była gotowa spełnić swój obowiązek i w razie konieczności polec. Nic takiego jednak nie następowało.

"Zapewne ktoś powstrzymuje intruzów" - myślała - "być może jest więcej takich jak ja, być może po tamtej stronie groty też jest posterunek".

Przypomniały jej się dawne czasy, kiedy jeszcze świat wewnętrzny był spokojny. Pamiętała, że pobliskie wzgórze nie było jeszcze porośnięte gęstymi chaszczami. Całe życie spędziła w dolinie na swoim posterunku. Czas płynął tu monotonnie. Ciemności rzadko i nieregularnie były przerywane krótkimi dniami. Wiedziała, że prawie zawsze dzień oznacza albo nadejście z podziemi fali powodziowej, albo ulewne deszcze na zewnątrz. Zdecydowanie bardziej lubiła deszcz, gdyż po nim cała okolica pachniała świeżością, natomiast wydobywające się z wnętrza doliny strumienie wydzielały przykrą woń amoniaku. Czasami, choć sporadycznie zdarzały się też dni suche. Aż któregoś poranka stwierdziła, że potoki z wnętrza niosą ze sobą wiele krwi. A potem krwawe wydarzenia nabrały niezwykłej regularności.

Mijały dni i tygodnie. Tymczasem w dolinie zaczęli się pojawiać intruzi. Strażniczka zrozumiała, że niebezpieczeństwo grozi z zewnątrz, a jej zadaniem jest nie wpuścić nikogo do groty. Broniła dzielnie swego posterunku. Po wielokroć najeźdźcy penetrujący dolinę byli przez nią powstrzymywani u wrót jaskini.

Zdążyła się już przyzwyczaić do częstych najazdów przeróżnych monstrów, gdy któregoś dnia w dolinę wtargnął olbrzymi, czarny smok. Potężna głowa, z ziejącą z przodu paszczą i długie twarde cielsko, większe niż wszystko, z czym do tej pory walczyła, to było zbyt wiele by mogła łudzić się, że i tym razem zwycięży. Nie miała jednak zamiaru ustąpić. Jej ciałem targały dreszcze bitewnego podniecenia, ale nie czuła strachu.

Smok w przeciwieństwie do poprzednich intruzów nie bawił się w podchody, ale ostro zaatakował wejście. Zwarli się w morderczym uścisku. Bestia przyparła ją do ściany i usiłowała dostać się do środka. Strażniczka skontrowała, blokując drogę. Smok wycofał się, nabrał rozpędu i ponownie zaatakował. I znowu został powstrzymany. Zmagania wciąż trwały i trwały. Potwór raz po raz ponawiał ataki. Nikt nie zamierzał ustąpić. Nie wiadomo, czy to na skutek tych zmagań, ale wilgoć w i tak podmokłej dolinie jeszcze wzrosła. Coraz trudniej było strażniczce utrzymać smoka, którego skóra stała się śliska od wilgoci. Z każdym atakiem potwór wdzierał się coraz głębiej do groty. Aż wreszcie rozjuszony stawianym mu oporem rozerwał dzielną obrończynię na strzępy. W jaskini popłynęła krew. Radość zwycięzcy nie trwała jednak długo. Wyczerpany bitwą, z pianą na pysku opadł zupełnie z sił. Nagle stał się jakby mniejszy. Nabrzmiałe mięśnie dziwnie sflaczały. Musiał wycofać się z doliny.

Po odejściu smoka nastąpił krótki deszczowy dzień, poczym zapadły głuche ciemności. Zdawało się, że wszystko w dolinie jest jak dawniej i tylko nikt już nie pilnował wejścia do jaskini.

Dziwne, ale wraz ze śmiercią strażniczki ustały krwawe wydarzenia w głębi. Powiadają ludzie, że to wróży nadejście czegoś niezwykłego. W okolicy zapanowała powszechna radość. I tylko czasami w chwili zadumy, ktoś westchnie z żalem na wspomnienie dzielnej wojowniczki, która odeszła na zawsze.