Misterne RękopisyNieudany spacer po parku |
Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1 2 | |
---|---|
WWalker2002-07-26 11:08 Komentarz z czasów Tawerny. |
skomentować i ocenić przed urlopem już pewnie nie zdążę ale ufając, że treśc nie odbiega jakością od poprzednich autoryzuję to w ciemno, coby inni chętni mogli już oceniać :) |
jOjO2002-07-27 10:30 Komentarz z czasów Tawerny. |
bardzo wciągające
nie rozumiem tytułu, ale niech... ;)
dwie drobne uwagi techniczne:
chyba brakuje liter "Zgubił go"
2. cz. II. fraza:
wydaje mi się, że "dlań" odnosi się do rodzaju męskiego, stąd sugerowałbym: "do niej żadnego sentymentu"
byłbym rad, gdybyś zechciał rozbudować tę opowieść, jest tam tyle wątków, które mogą być kanwą dla dalszych historii...
ech ;) marzenia! |
Lopez2002-07-29 08:29 Komentarz z czasów Tawerny. |
Bez wahania oceniłem najwyżej to opowiadanie.
A teraz po beczce miodu...
"Z widmowych ramion powoli wynurzyło się dwanaście..." - co to za ramiona i skąd się tam wzięły? "Przypominali grupkę złodziei przemkających się przez cudzy ogród..." - "się" można chyba usunąć "Obserwujące ich czarne drzewa bardzo chciałyby tego" - czego?, zasadzki? nie jest to oczywiste, bo po zdaniu z zasadzką jest jeszcze jedno. "... zmęczonych i trzęsących się z zimna ciał oraz spoconych, udręczonych twarzy..." - wiem, ze można spocić się z wrażenia, ale zimno i pot obok siebie nie są chyba najlepsze? "... żołnierze dzielą się na dwie zasadnicze kategorie - zdyscyplinowani bądź martwi." - chyba zdyscyplinowanych bądź martwych. "w trakcie tego spaceru cień jego sylwetki przewijał się po twarzach leżących żołnierzy" - ponieważ leżeli "w możliwie najmniejszej bezpiecznej odległości od ogniska" wnioskuję że cień padał w kierunku od ogniska, a żołnierze leżeli pomiędzy ogniskiem (dookoła), a nim. W takim razie skąd jego cień na ich twarzach? Raczej nie od księżyca, bo ogień by go rozjaśnił. "Kilku żołnierzy odwróciło się w stronę nowego zagrożenia..." - z obliczeń wychodzi mi, że było ich wówczas żywych 3 żołnierzy + dowódca, wobec tego słowo kilku jest nieprecyzyjne, może dwóch? "Leżał na brzuchu jeszcze przez kilka minut, aż słońce powoli przebiło się przez gęste konary i ostro zaatakowało jego oczy." - pytam się jak? skoro leżał na brzuchu i było południe. Może głowa przekręciła mu się do tyłu? :) "... w sercu tej dzikiej krainy na cały głos krzyknął w niewypowiedzianej rozpaczy." - chociaż starałeś sie umotywować ten wyczyn to dla mnie nadal jest nieprawdopodobne jak z taką raną i w takiej sytuacji można to zrobić "Po przeciwnej stronie znalazł ciemne wejście... pokonał kilka stromych stopni... Otaczały go nieprzeniknione ciemności.." - nie za szybko troche te ciemności, tylko kilka kroków od "białego, jaśniejacego prostokąta"? I w dodatku: "Pod ścianą, w nikłym świetle padającym od wejścia dostrzegł skuloną postać." Czyli jednak nie były to ciemności "nieprzeniknione"? Literówka: "Ostatnia słowa, jakie skierował doń kamień nie były prośbą czy sugestią." - ostatnie słowa
"Czas płynął do tyłu." - w opisie inskrypcji w korytarzu piramidy. Piszesz, że do tyłu, a opisujesz chronologicznie wydarzenie z przeszłości, chyba coś nie tak? "Co chwila przewracał się ... o pokrywające posadzkę pozrywane pajęczyny." - czy to nie przesada? "Niech wyrazi moje ubolewanie z powodu ewentualnej straty." - strata była chyba ewidentna?
Poza tym znalazłem brak paru przecinków i jeszcze uwaga ogólna: Staraj się budować zdania krótsze, te które można podziel na kilka. Zbyt długie, wielokrotnie złożone zdania powodują, że tekst ciężko się czyta, w momentach przyśpieszenia akcji trzeba zwalniać, żeby zrozumieć. Wiele fragmentów musiałem przez to czytać wielokrotnie, a to nie jest przyjemne. |
Grenadier2002-07-30 03:17 Komentarz z czasów Tawerny. |
Mam z tym opowiadaniem wielki kłopot, ale chyba nie dołączę do grupy wychwalających pod niebiosa. Powodów jest kilka.
- jest takie pojęcie jak "zimny pot" - drogi Lopezie, że powtórzę, chronologicznie pisze się przez "ch" od chronos, po grecku czas.
Moje uwagi będą troche przydługawe. Najpierw szczegóły:
- hm, wodzowi nie przystoi taki błąd. Jeżeli szli tyralierą, to znaczy jeden obok drugiego czyli ławą mówiąc prościej. Pomijam już sam bezsens takiego pokonywania bagien... - ostatnie zdanie z wietrzykiem w pierwszej partii burzy zamierzoną grozę tego opisu. Można je śmiało darować. Wietrzyk jest przecież czymś sympatycznym i przyjaznym dla człeka. - "Poprzez upalne, duszne powietrze za dnia i chłodne, wilgotne noce, przedzieranie się przez gęste zarośla i niepewne mokradła, bezlitosne chmary owadów, zmęczenie i wzmagającą się rezygnację, żołnierze stopniowo upadali na duchu." - to zdanie jest strasznie pokręcone i za długie. Trudno złapać sens, bo wychodzi na to, że przedzierali się nie tylko zarośla (ok), ale przez chmary kmarów (troche śmieszne), zmęczenie (?), rezygnację i upadanie na duchu (bez sensu). - "wyraźnie nie szły w koherencji z makabrycznym grymasem" - to słowo nie jest w koherencji ze stylem w jakim piszesz. - "kojącym falom znużenia" - błąd rzeczowy, znużenie nigdy nie jest kojące. - "wyszarpnąć ostrze broni z poszarpanego" - to chyba jasne jest co tu nie gra... - "Dojrzał w mroku nocy rozproszoną grupkę swoich żołnierzy zaciekle odpierających ataki kilkudziesięciu zombie. Na ziemi leżało już kilka trupów. Do tego dochodzą jeszcze pewnie wartownicy" - troszke przesadziłeś. 12 minus 4 to 8. Theron jest tym ósmym, czyli siedmiu spało obok niego. Skoro na ziemi leżało już kilka trupów to "rozproszona grupka" (to sformułowanie i tak jest bez sensu) ilu mogła liczyć ludzi? Czterech, trzech - a zombie było kilkudziesięciu. Czapkami, ee, to jest czaszkami ich nakryli, bez walki... A potem piszesz, że zostało ich sześciu. Spało ośmiu więc gdzie te kilka trupów...
- "tętniła mu pulsującym" - tętno pulsu to to samo co mokra woda. - nie jestem lekarzem, ale z taka raną to raczej chyba nie da się chodzić. - "krzyknął w niewypowiedzianej rozpaczy" - to jednak w wypowiedzianej, a raczej wykrzyczanej, czyli wyartykułowanej po prostu. - "zachowywał się w sposób niewypowiedzianie godny pożałowania" - za dużo lukru. Niewypowedzianie jest zbędne, a poza tym trochę bez sensu. - Byłeś harcerzem? W jaki sposób w dżungli można zobaczyć linię horyzontu? Odpowiedź - trzeba wyciąć drzewa. - nieregularna piramida z regularnymi wymiarami? - spróbuj zastąpić jedną pochodnię jakimś łuczywem. - zaraz zaraz - przesypał z pochodni. Jak to się robi? To jakaś nowa definicja tego sprzętu AGD. - "stał ponuro kamienny ołtarz" - raczej ponury, bo nie warto za często obdarzać ludzkimi emocjami martwą naturę. A potem jeszcze jest ponury cień. Za dużo ponuractwa. - właśnie, jaka pieczęć? - "inskrypcje cofały się wstecz" - jeszcze nigdy nikomu nie udało się cofnąć w innym kierunku. - ja wiem, że faceci mają zawsze przy sobie ptaka, ale żeby trzymać go w klatce z wymalowaną różą... Co by na to jego zakon powiedział? ;) A teraz ogóły:
- po drugie jednak jest to bardzo dobra opowieść (ale nie jest to koherentne z wystawioną przeze mnie oceną), ale ma momenty sprawiające, że czytelnik ma kłopot z czytaniem, musi się mocno zastanawiać o co chodzi autorowi. A to nie jest dobre. Ocenę musiałem obniżyć ze względu na wytknięte błędy, bo mja lista niestety uzupełnia długi wykaz drogiego Lopeza. |
Lopez2002-07-30 07:12 Komentarz z czasów Tawerny. |
Genadierze: nie napisałem, że zimno i pot nie mogą czy nie powinny być koło siebie, tylko: "zimno i pot obok siebie nie są chyba najlepsze", tzn. mogą sobie być, ale lepiej jakby ich nie było :) - to tylko moje zdanie
|
Sandro2002-11-03 05:54 |
świetna opowieść, wciagająca fabuła, interesujące wątki, kilka nieznacznych błędów i rewelacyjne opisy walki. Jedno słowo - szóstka. |
Colon2002-11-23 17:58 |
Dolacze moje slowa pochwaly do tych powyzej. Udany debiut!
Wiekszosc tego, co chcialem powiedziec znalazlo sie juz jak widze w komentarzach Grenadiera (nawiasem mowiac - uwielbiam je czytac) i Lopeza. Tak jest zreszta przy chyba wszystkich opowiadaniach zamieszczonych w Rekopisach.
Mi wydaje sie jeszcze nieco sztuczna rozmowa Theona z ocalalym zolnierzem oraz fakt, ze ow, majac tak rozlegle obrazenia, zahaczajace o klatke piersiowa, bedac glodny i zziebniety, ma sile na to, by chodzic godzinami po bagnisku i przebyc cala droge w piramidzie.
Ogolem nastroj i sam pomysl bardzo przypomina opowiadania Karla Wagnera. |
Grenadier2002-12-09 20:41 |
Hm, czyżbym miał fana moich komentarzy? Jej, w życiu bym się nie spodziewał. Może zbiorę je i wydam... ;) Ale ktoś punktów nabił u mnie... ;)
A tak na serio. Sorki, że w tym miejscu, ale nie chcę dzielić posta. Ocenianie innych to bardzo niewdzięczna praca, bo często ludzie biorą do siebie ocenę, nie widząc, że dotyczy opowiadania, a nie autora. Zresztą staram się zawsze znaleźc coś pozytywnego w nawet najgorszych opowiadaniach,a tych jest naprawdę mało. Wiekszość błędów to drobiazgi warsztatowe, a nie merytoryczne i to jest w tym najbardziej pozytywne.
|
Farmerus2002-12-10 19:42 |
Świetne opowiadanie. Bardzo wciągające, wprost nie można się od niego oderwać. Akcja rozwija się powoli ale nieubłaganie, co wraz z umiejętnie budowanym kimatem i nastrojem grozy jest chyba największym atutem tego utworu. Zachwyciły mnie opisy scen walki oraz świata. Wymagały one niemałych umiejętności i talentu. Jedynie scena w podziemnej komnacie, kiedy to kryształ próbuje optać (?) bohatera, jest nieco jak dla mnie zagmatfana i niejasna. ALe tak chyba miało być.
Po przeczytaniu całego opowiadania, które wsamo w sobie jest interesujące, na deser czytelnik dostaje jeszcze zaskakujący epilog. Wbrew pozorom bohater umiera zapomniany. Ehh... Perełka.
Co prawda nie rozumiem tytułu , ale nie pozjadałem przecież wszystkich rozumów.
5 bez wahania wystawiłem :-) |
Faramir2002-12-16 16:21 |
Nio to i ja dorzucę swoich groszy kilka do komentarzy tu zebranych. Juz na samym wstępie powiem, że opowiadanie mi się bardzo podobało! A te poniższe komentarze? hmmm... ja gdy czytam to nie patrzę na to jaki tu będzie błąd, po prostu czytam i tyle, cieszę się fabułą, a jak jakiś błąd zauważę to pewnie tylko przypadkowo :) Bo ja nie mam talentu do wyszukiwaniu błędów, wole samemu je popełniać. Oczywiście niechcący je popełniać...
Ale niech wrócę do opisywania opowiadania, bo jak na razie nie idzie mi to zbyt dobrze...
Ogólny pomysł jest ciekawy, nawet bardzo - lubię takie opowiadania tchnące grozą. Bo takie własnie to tutaj jest. Niektóre opisy mi się podobają a niektóre... no sam wiesz co, nie bedę tutaj powtarzał tego co mówili poprzednicy.
Klimat tego opowiadnka też jest niczego sobie. Mroczny, skłaniający do refleksji (że, np zombie sa złe :)) i... jeszcze raz mroczny. Ta bitwa, to ugrzęźnięcie w bagnach i ta świątynia! Ten klejnot. To wszystko buduje taką atmosferę, że hohoho! Aż się chce to czytać, by dowiedzieć się jak to się skończy. Co się stanie z Theronem... O co chodzi z tym Arleighiem. A i koniec jest niczego sobie. Tak naprawdę to on nie wyjaśnia zbyt wiele i to jest właśnie najlepsze! Ja lubię gdy przeczytam coś pomyśleć nad tym. Zastanowić się. A to dzieło właśnie do tego mnie zmusiło! Jestem pod wrażeniem!
To opowiadania zaliczam absolutnie do najlepszych w Osadzie, dałbym mu drugie miejsce, razem z Polowaniem na Lazurowego Smoka. Bo na pierwszym chyba dałbym Najstarszych, gdyż oni mi bardzo przypadli do gustu.
Więc ogólna moja ocena to 6, nie mogło by być inaczej - ta ocena jest jak najbardziej zasłużona! Głownie za ten klimat i tą wszechobecną mroczność.
tylko jedno pytania do ciebie Wodzu. Chodzi mi o ten tytuł. Bo ja za Chiny Demokratyczne nie potrafię go zrozumieć! Co ma nieudany spacer po parku wspólnego z martwiakami itp.?! Proszę powiedz! Albo ty Lopezie, co miałeś na myśli, ze pięć nalezy się co sam tytuł? Bo ja trochę chyba ciemny jestem :) |
Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1 2 |