Typowa podróż
-Nie, to jest niemożliwe! Nie zgadzam się na to abyśmy zapuścili się w te0¦te0¦ach, te zatęchłe lochy! - chudy, dość niski mężczyzna krążył wokół rozpalonego ogniska. Każdemu jego słowu towarzyszyła energiczna gestykulacja. Na jego ostrych rysach wyraźnie malowało się zatroskanie.
Siedząca przy ognisku na swym plecaku kobieta wpatrywała się w swego krążącego towarzysza i nerwowo uderzała palcami o kielich, który trzymała. Ona również wydawała się spięta, ale raczej z powodu zachowania członka drużyny niż z sytuacji w jakiej się znalazła.
-Och, daj już spokój elfie! Wszyscy słyszeliśmy już twoje zdanie i wiemy czego od nas oczekujesz. Już ci mówiłam - jak chcesz to zostań, nikt cię na siłę nie będzie tam ciągną.
-Słuchaj, Erva, nie jedno już widziałem i niejedno przeżyłem. Wkradałem się do pilnie strzeżonych zamków i przyozdobionych pułapkami wież czarodziejów. Ale to? To nie jest przygoda, to nie jest zabawa. Wiesz co to jest? SAMOBÓJSTWO. Mam to przeliterować?
-Chłopcze, o czym ty mówisz? Pomyśl o skarbie, jesteś włamywaczem! Złodziejem! Powinieneś to docenić! - do rozmowy dołączył kolejny mężczyzna, który do tej pory zajmował się ostrzeniem swego miecza.
-Ummm0¦wolę określenie łotrzyk, gwoli ścisłości, Pierco. A chcesz wiedzieć co JA słyszałem o tamtym miejscu? Wiem o cieniach, które ożywają by zniszczyć swych właścicieli, wiem o pułapkach, które zabiły już dziesiątki takich ja my.
Erva spojrzała chłodno na swego elfiego towarzysza.
-Nie takich jak my. Ta drużyna jest inna i powinniśmy to podkreślać0¦dlatego pójdziemy do tych opuszczonych więzień. Ponoć ich nadzorca był bogatym człowiekiem, a jego prywatna komnata jest ukryta pomiędzy ścianami tamtejszych cel. A teraz przestań się wiercić zanim stracę cierpliwość, Venom.
Elf westchnął z rezygnacją i ciężko usiadł na ziemi. Oparł się o kamień, zamknął oczy i zaczął nucić coś pod nosem - być może po to aby się trochę uspokoić. Erva i Pierco wymienili spojrzenia i skierowali swą uwagę na ostatniego członka drużyny.
Felth był wiecznie młodym i wiecznie znudzonym podróżnikiem, który swe przygody z magią rozpoczął prawdopodobnie zanim reszta jego towarzyszy się nawet urodziła - to jednak wcale nie czyniło go wybitnie zdolnym czy wyjątkowo potężnym czarownikiem.
-Fel, mam nadzieję, że ty jesteś z nami? - Erva znów postanowiła przejąć inicjatywę.
-Ależ oczywiście, moja droga. Jestem z wami od samego waszego początku0¦tak, od nędznych podróży poprzez wsie, tłukąc się z niedźwiedziami w obronie mieszkańców przez0¦kolejne nędzne podróże przez wsie aż do dnia dzisiejszego. Czyli do czasu kolejnej nędznej wyprawy.
-No tak0¦zawsze miło usłyszeć twą opinię.
-Do usług, moja droga.
Kobieta skrzywiła się z niesmakiem i potrząsnęła głową. Co ona sobie myślała biorąc go do swego zespołu? Gdyby tylko znalazła kogoś na jego miejsce zamieniłaby go bez wahania, ale jaki szanujący się mag zgodziłby się na towarzystwo takich nietypowych osobników jak Venom czy Pierco? Faktycznie - byli wiernymi towarzyszami i dobrymi przyjaciółmi - ale kiedy przychodziło do konkretów okazywało się, że każde z nich ma inne zdanie.
Tym razem jednak Erva nie podda się tak łatwo. Zbytnio zależy jej na złupieniu tych lochów. Zbyt wiele słyszała o spoczywających tam skarbach i nie mogła oprzeć się wizji iż wreszcie będzie mogła zacząć nowe, upragnione życie - bogatej kobiety, otoczonej przez zakochanych w niej po uszy mężczyzn oraz z jakimś pięknym i egzotycznym zwierzęciem u boku.
-No dobrze, niech wam będzie. Idę z wami. Jeśli mamy zginąć to wszyscy razem, jak zostać bogaci to też razem - Venom wyrwał ją z zamyśleń.
-No i bardzo dobrze0¦idźmy już spać. Jutro z samego rana wejdziemy do tych opuszczonych więzień. Czeka nas przygoda naszego życia!
-I epicka śmierć. - dodał Felth.
-Oj, zamknij się!!
Wejście do lochów znajdowało się kilkanaście metrów od jednej z wielu bezimiennych wiosek w tym rejonie. Ludzie osiedlali się tu bardzo chętnie, mało było tu lasów i gór co sprzyjało rolnictwu i pasterstwu. Życie płynęło tu spokojnie, bandyci omijali to miejsce, kapłani już dawno o nim zapomnieli a lokalne władze przyjeżdżały raz ja jakiś czas aby zebrać daninę, która - jak uważali - słusznie im się należała. Jednakże nikt nie narzekał. Co by to zmieniło? Życie toczyło się dalej, ale niektórzy pamiętają, że nie zawsze tak tu było.
Nie tak dawno temu, bo upłynęło dopiero kilka lat, w tej krainie stało wielkie miasto, wielu uważa, że była to stolica jakiegoś dawno zapomnianego imperium. Jego wysokie mury skrywały straszliwe tajemnice, zdrady, plotki i korupcję. Tam na świat przyszedł ponoć niejaki Christian, zwykły chłop który był jednak na tyle sprytny i charyzmatyczny aby pozyskać sobie sojuszników w wyższych sferach. To on założył te słynne lochy pod miastem, stworzył elitarną grupę strażników i wypowiedział wojnę wszystkim niesprawiedliwym i okrutnym.
Teraz miasta już nie ma, nie pozostały po nim nawet ruiny. Nikt nie wie co dokładnie się wydarzyło, jedno jest jednak pewne - to wabi wszystkich podróżników z najodleglejszych zakątków świata, ta jedna budowla wciąż tkwi w swym miejscu0¦
-0¦te cholerne lochy!
Venom klęczał przed sporymi, kamiennymi drzwiami - jedynym wejściem do lochów - próbując w jakiś sposób otworzyć stary, zardzewiały zamek.
-Od samego początku mówiłem, że to zły pomysł. Na pewno ktoś tam już był i wyniósł wszystko co cenne, po co mamy tam wchodzić i ryzykować życie dla0¦
-Niedawno sam mówiłeś, że NIKT nie wyszedł stamtąd żywy, teraz jak sam widzisz mamy do czynienia z ZAMKNIĘTYM wejściem. Jakim cudem to miejsce może być ograbione?
-W takim razie, Pierco, pozwól, że coś ci powiem jako ekspert od otwierania zamków0¦te drzwi zamknięte są od środka. Skoro wszyscy w środku są martwi to co to może oznaczać?
Wojownik parsknął i spojrzał z niesmakiem na elfa.
-Boisz się?
-0¦ummm0¦tak, ogólnie rzecz biorąc. Z drugiej strony cieszę się, że tak jest bo to oznacza, że nie mam dwóch metrów wzrostu, nie wywijam mieczem jak łamaga i na szczęście mam więcej rozumu niż mięśni!
Pierco najwyraźniej nie zrozumiał aluzji gdyż po prostu odszedł i zajął się tym co lubi najbardziej - bezmyślnym gapieniem się na pozostałych.
Erva uważnie obserwowała okolicę. Nic tutaj nie wyglądało tak strasznie jak się spodziewała, dookoła rozciągały się łąki, gdzieś na horyzoncie widać było bujne lasy, a ona stała przed niewielkim wzniesieniem które nie różniło się od reszty krajobrazu niczym prócz wielkimi kamiennymi drzwiami.
Chciała aby każda jej przygoda tak wyglądała.
-Hej, udało mi się! Aha, aha! I kto tu jest mistrzem? No kto?
Erva spojrzała na Venoma, uśmiechając się ciepło podeszła bliżej i złapała go za ramię.
-Wiedziałam, że ci się uda mistrzu, może teraz jako pierwszy zechcesz wejść i zbadać okolicę?
-Chmmm0¦jeśli będziesz mnie ubezpieczała zgodzę się na wszystko.
Kobieta uśmiechnęła się szerzej i zdjęła z ramienia swój łuk. Nigdy się z nim nie rozstawała, nawet kiedy wraz ze swoją drużyną zostawała na kilka dni w jakiejś gospodzie. To był najcenniejszy - i jedyny na dobrą sprawę - prezent jaki dostała. Pamiętała to dokładnie do dziś, to było cztery lata temu, była wtedy młoda panienką, która dopiero co weszła w dorosłość. Zawsze miała wielu przyjaciół, ale dla nikogo nie zrobiła tak wiele jak dla Venoma, znali się od zawsze, odkąd Erva tylko sięga pamięcią. Wiele razy ratowała mu życie tak w prawdziwej walce jak i karczemnych bójek, a on - mimo swego wieku - stał się jej młodszym bratem, który pojawiał się zawsze kiedy był potrzebny. Kiedy zadecydowali iż chcą wyruszyć w poszukiwanie przygód jego ojciec podarował mu właśnie ten łuk, a Venom oddał go jej mówiąc iż zrobi z niego o wiele lepszy pożytek.
I tak też było. Nawet teraz schodząc w głąb zatęchłych lochów wciąż skupiona była na swym zadaniu. Szła ostrożnie za swym przyjacielem wypatrując zagrożeń - wiedząc iż jej towarzysz zajęty jest szukaniem ukrytych pułapek.
-Strasznie tu ciemno0¦ - powiedziała.
Felth, jak to zwykł robić, pojawił się za jej plecami znikąd trzymając w ręku pochodnię.
-To chyba powinno wystarczyć, moja droga. Nasze jedyne źródło światła, szkoda, że nikt nie pomyślał o zaopatrzeniu się w zapas łuczyw.
-Tak, szkoda, że o tym nie pomyślałeś czarodzieju - wtrącił Pierco który jako ostatni zszedł do podziemi.
Mag nie odpowiedział. W sumie zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na słowa wojownika - rzadko słuchał kogo innego prócz siebie samego.
Venom nagle zatrzymał się w miejscu przez co Erva o mało na niego nie wpadła. Nałożyła strzałę na cięciwę swego łuku.
-Co się stało?
-Nie słyszycie?
Wszyscy spojrzeli w głąb ciemnego korytarza. Faktycznie słychać było jakieś ciche pomruki, ale echo uniemożliwiało określenia kierunku źródła.
-Co to może być? - Pierco zdawał się być mocno zaniepokojony.
-N-nie wiem i zdaje mi się, że na razie nie chcę wiedzieć0¦może powinniśmy udać się w stronę0¦
Głośny huk przerwał Venomowi w środku zdania. Ziemia lekko zatrzęsła się, ze ścian zaczął opadać kurz tworząc duszącą chmurę. Wzrok czwórki podróżników zwrócił się w kierunku kamiennych wrót, którymi weszli - a raczej tego co z nich zostało.
-0¦drzwi0¦ - dokończył zdanie Venom - pięknie. Czy wy też zauważyliście banalność i schematyzm naszej sytuacji? To wszystko jest jak jakaś chora bajka podpitego barda! Tajemnicze dźwięki, zawalone drzwi, ciemność i bogowie wiedzą co jeszcze!
-Spokojnie elfie, panujemy nad wszystkim - głos Feltha jak zwykle nie zdradzał żadnych emocji.
Venom chciał przybliżyć jeszcze bardziej nieciekawą sytuację w jakiej się znaleźli kiedy poczuł jak cos dotyka jego ramienia. Odwrócił się oczekując zobaczyć Ervę, ale zamiast niej ujrzał mężczyznę o dziwnie wykrzywionej twarzy pozbawionej oczu. Ubrany był w stare, podarte i niemiłosiernie przybrudzone więzienne szaty. Jego dłoń, spoczywająca na ramieniu elfa, była przebita na wylot jakimś krótkim, metalowym przedmiotem, a końce palców miast paznokciami zakończone były ropiejącymi ranami.
Venom nie mógł wydobyć słowa, nie miał siły się ruszyć. Czuł swoją bezsilność i to wzmagało w nim panikę. Miał wrażenie, że to tylko sen, iż zaraz się obudzi i już nigdy nie wróci do tego miejsca. Mimo iż bardzo chciał się obudzić to nie mógł tego zrobić, choć starał się ze wszystkich sił.
Najwyraźniej czwórka poszukiwaczy na reszcie znalazła przygodę swego życia.