Urodzinowe kłopoty

Dwoje strudzonych wędrowców idzie zrujnowaną drogą. Z trudem przebijają się przez padający śnieg. Z każdą chwilą nawałnica przybiera na sile.

- Musimy się schować- do Basi dochodzą te słowa.

- Ale gdzie?

Przez zamieć dostrzegają jakąś chatę.

- Tam- wskazuje pierwsza z zakapturzonych postaci.

Zatrzymują się przed nią. Chwilę nasłuchują wstrzymując oddech ale ze środka nie dochodzi żaden dźwięk.

*Czy aby na pewno jest pusta?- myślą- Co nas tam spotka?*

Wreszcie wyższa postać wyciąga rękę ku klamce i szepcze jakąś inkantacje. Z wyraźną ulgą zwraca się do towarzyszki:

- Pusta i... otwarta- drzwi rzeczywiście otwierają się pod naciskiem jej dłoni.

Wchodzą do środka. Barbara zdejmuje płaszcz i podchodzi do kominka. Układa na nim drwa i zapala je.

- Czemu się nie zdejmiesz płaszcza?- pyta czarodziejkę.

Ta milczy sprawiając wrażenie jakby nic nie usłyszała.

- Co za szczęście że znalazłyśmy tą chałupę.- nie rezygnuje Basia.- Ta pogoda jest okropna. Jeszcze nigdy 17 grudnia nie było tak diabelskiej atmosfery. No i ten śnieg.- próbuje zwrócić uwagę tajemniczej elfki lecz ta nie odpowiedziała.

Jeraele, czy tak się nazywasz. - myśli lecz na głos wypowiada tylko:

- Jeraele?

- Tak?- obraca się w stronę solenizantki.

- Ściągnij kaptur. Tu jest gorąco.

- NIE!

Tak ostra odpowiedź dziwi dziewczynę. Mimo że bardzo się stara nie może dostrzec rysów jej twarzy skrytej w cieniu którego nawet blask ognia nie rozjaśnia.

- W dniu twoich urodzin chcę ci coś dać.- odzywa się czarodziejka.

- Ale...- Basia chce się cofnąć. Ma złe przeczucia.

- PODEJDŹ!

Nogi same prowadzą ją do Jeraele.

- Chcę ci dać moje dziedzictwo- w miarę mówienia głos jej się zmienia. Te ostatnie słowa wypowiada już basem.

Jednym ruchem odrzuca do tyłu kaptur.

- Aaaaa

*Ona nie ma twarzy! Ma potworny pysk demona. Lecz nie to jest najgorsze. Te oczy, ogniste oczy. Przerażona dziewczyna widzi w nich zło, bezgraniczne i czyste wcielenie zła.*

- To właśnie dostaniesz!

*

- Basia! Basiu obudź się!

Otwiera oczy. Nie ma żadnego potwora. Jest w swoim pokoju a przy niej siedzi Agata.

- Już w porządku. To tylko sen. Miałaś jakiś koszmar.

Basia rozkleja się.

- No już dobrze- uspokaja ją przyjaciółka.- Chodź mam coś dla ciebie.

- Dla mnie?

- Tak.

Podchodzą do drzwi i ubierają się.

- Zamknij oczy.

Barbara ufa przyjaciółce więc nie próbuje podglądać gdy tak ją prowadzi.

- Już. Możesz otworzyć.

- Śnieg? Drzewa?

*To dziwne- przychodzi jej do głowy.- Nie zeszłyśmy schodami ani windą a jesteśmy na dworze.*

Idą przez chwilę. Nagle dostrzega chatę ze swego snu. W tej chwili Agata odwraca się. Basia mimowolnie spogląda jej w oczy.

- NIE! Tylko nie to.

Ich barwa zmienia się. Sprawiają teraz wrażenie poplamionych krwią choć wciąż tli się tam ogień. Do jej uszu dochodzi głuchy odgłos uderzeń dłoni o drzwi.
Potwór w ciele przyjaciółki wskazuje chatę.

- Bum, bum, bum...- walenie nie ustaje.

Nie! Zostaw mnie! Odejdź- mamrocze Basia.

- ...BUUM...

- Wstawaj!

*

I wstaje. Tym razem naprawdę. Ktoś od dobrych paru minut dobija się do drzwi.

- Otwórz- słyszy głos mamy

No tak. Musiałam zasnąć.

Wchodzi do przedpokoju a za nią drepcze Murzyn.

- Mucuś chodź- bierze kota na ręce i przekręca klamkę.

- Wszystkiego najlepszego!

- To ty!

- Ja a niby kim miałabym być? Demonem?- Agata ma dobry humor.

- Ja, nie... Ech... Wejdź- zaprasza ją do środka.

- Czemu nie otwierałaś?

- Spałam.

- Aha. No więc tego. Masz.- wciska Basi do rąk małą paczuszką.

*To chyba cedeki- domyśla się solenizantka.*

- To są filmy.

- A jakie?

- Sama zobacz.