Xafir

...Wybory Dziewki Giezłoless i Małojca Nogawiceless! - herold stojący na podwyższeniu zdzierał gardło przekazując szczegóły festynu, jaki nazajutrz miał uświetnić 47, okrągłą rocznicę, wstąpienia na książęcy stolec jego miłości księcia Gronia. - Konkurs Burak Roku... - herold nie żałował płuc ku uciesze gawiedzi, która radowała się na darmowe piwo. Wszak książę z okazji okrągłych rocznic nie żałował srebra.

Xafir otworzył jedno oko, gdy kolejny punkt programu przebił się do jego mózgu przez barykady ułożone z kufli poprzedniego dnia. Otworzył drugie, gdy na twarz spadła mu ręka mężczyzny leżącego obok. Tamten widocznie także zaledwie przed chwilą wrócił do rzeczywistości.

- Słuchaj, jak byśmy wczoraj kogoś zabili, to pewnie już by nas brali...

Xafir nie miał siły ani ochoty odpowiadać. Za bardzo był skupiony na szukaniu kota, co tak walił łapskami w klepisko... Zmusił się wreszcie do tego, by usiąść. Słoma, w której leżeli, służyła już widocznie od dłuższego czasu podobnym do nich imprezowiczom, więc nie odważył się zanurzyć w niej dłoni. By wstać oparł się więc na towarzyszu doli i niedoli.

- Ej... - protest Campino był tylko werbalny. Wszak w tym stanie trzeba oszczędzać siły, a zwłaszcza na wydawanie z siebie jakichkolwiek dźwięków. Campino cierpiał widocznie znacznie bardziej niż zwykle - Jak już wstałeś, to idź zabij tego, co się tam tak wydziera...

Zabić. Łatwo rzec. Sam chętnie by go uciszył, ale miecz musiał zostawić w depozycie. Xafir podszedł niepewnie do wrót stajni. Słoneczne światło raziło go w oczy, więc dopiero po dłuższej chwili zaczął rozpoznawać kształty zabudowań i ludzi. Osada, do której niedawno trafili, właśnie świętowała nie tylko z okazji okrągłej, 47 rocznicy, wstąpienia na tron księcia, ale także z niemniej równej, pierwszej rocznicy odczarowania burmistrza.

- Jak ta dziura się właściwie nazywa? Chyba coś ze słoniną czy boczkiem - zastanowił się, ale mimo marszczenia czoła jakoś nic sensowniejszego nie przyszło mu do głowy. Zauważył za to, że kolejny dzień świętowania rozpoczął się od jakże miłej w tej chwili dla niego sceny.

Do studni stojącej pośrodku placyku zbliżyła się właśnie procesja dziewczynek i całkiem już dojrzałych dziewcząt. Niosły kosze, z których sypały pod nogi płatki czarnych kwiatów. Przy samej studni rozeszły się na boki, a do kołowrotu podeszło dwóch mężczyzn, najwyraźniej przebranych za magów, bo być nimi żadną miarą nie mogli, nie z takimi gębami, i zaczęli polewać się wodą... Obrządek był dosyć bez sensu, ale chyba miał dla tubylców jakieś znaczenie, a Xafir teraz chętnie zamieniłby się z jednym z nich...

Oblizał wargi. Odruchowo poszukał przy pasie manierki z nieodłącznym lekarstwem na takie choroby, na jakie właśnie cierpieli razem z Campino, ale przypomniał sobie, że lekarstwo akurat wczoraj raczej przyczyniło się do pogłębienia jego żałosnego stanu...

Musiał więc czekać. Karczma, gdzie wczoraj bawili się na otwarciu sali poświęconej kurom, kaczkom i wszelakiemu innemu drobiowi gospodarskiemu, była najwyraźniej zamknięta, bo pod drzwiami już czekał tłumek z aż nazbyt widocznymi oznakami trapiącej ich przypadłości. Nawet do studni nie można było dojść, bo właśnie odsłaniano przy niej posągi dwóch mężczyzn z cebrzykami...

- Nic nie mów i o nic nie pytaj - głos Campino na plecami Xafira był słabiutki, wątły niczym źdźbła słomy wystającej mu teraz nie tylko z butów - Ale powiedz mi tylko jedno. Gdzie my jesteśmy?

Xafir spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. Nie chciało mu się tłumaczyć wszystkiego od początku, ale widok jego twarzy obudził w nim odruch samarytanina.

- Tydzień temu, na szlaku, przy kamieniu przypominającym jakąś pokrakę... Nie pamiętasz tego?

- Za Erathię ludową, nic a nic...

- Jak zwykle nie zważałeś na znaki drogowe i palnąłeś czołem w nisko wiszącą gałąź. Było ci to chyba pisane, bo przypomniałeś sobie wtedy, że masz się tu z kimś spotkać. Co to, pamięć dobra ale krótka?

- Najwyraźniej, ale już zaczynam kojarzyć... Tutaj tego kogoś nie było, ale zostawił wiadomość byśmy czekali. I sakiewkę...

- Sakiewka jeszcze jest, ale pusta, a tego kogoś jakoś nie widać.

- Hm, ducha tu wyzioniemy czekając. Może zmienimy atmosferę?

- Bez sensu, i tak nas tu przyniesie...

- Nas jak nas, ale raczej ciebie. I wiem dlaczego...

Xafir zamyślił się. Rzeczywiście nie chciało mu się opuszczać tego czegoś na boku. Powód był prosty jak budowa cepa - pewne wielkie oczy...

Podniósł rękę. Złapał za amulet, który nosił na piersi. To był odruch, ale pomagało mu to zazwyczaj w podjęciu różnych decyzji, bez znaczenia błahych czy ważnych, ale pomagało. Campino miał rację - czekanie w osadzie, jakkolwiek przyjemne, szybko zużywało ich siły i gotówkę. A nie wiadomo, czego od nich mógł chcieć znajomy Campino. Wszak zazwyczaj ktoś potrzebował jego miecza i sprytu Campino, a machanie jakimkolwiek żelastwem po kilkudniowym świętowaniu raczej nie bywa łatwe, a zwłaszcza wysoko opłacane.

Wyszli ze stajni i skierowali się ku wreszcie opustoszałemu środkowi placu, bo część oficjalna obchodów dobiegła końca i przeszła w cześć artystyczną... Dopadli do koryta. Wody, tego im było trzeba...

Campino pierwszy zakończył "poranną toaletę". Ocierając rękawem usta rozejrzał się w miarę trzeźwym wzrokiem po placu. Swojego znajomego dostrzegł w jednej sekundzie, bo tamten najwyraźniej obserwował ich i sprawił, oczywiście w magiczny sposób, że Campino musiał go zauważyć. Trzepnął więc w ramie Xafira...

- Chodź, robota przyszła do nas - wskazał głową na stojącego w cieniu spichlerza mężczyznę.

- Ten brodacz?

- Tak, to mag. Zdziwię się, ale pewnie pamiętasz te drobiową salę, gdzieśmy wczoraj...

- Yhy.

- To na jego cześć tak ją nazwano.

Czarodziej czekał na nich chowając ręce w długiej brodzie. Przyjrzał im się z bliska, westchnął i głową nakazał, by podążyli za nim. Xafirowi zdawało się, że chyba już gdzieś go widział. Szybko jednak porzucił jałowe przeszukiwania zakamarków pamięci. Przeszli na tyły karczmy. Zatrzymali się obok tabliczki z napisem "wyjście na pole", przy czym słowo "pole" było przekreślone, a obok dopisano koślawym, elfim alfabetem "na dwór"...

PS. Podobieństwo do osób i miejsc występujących w Osadzie całkowicie zamierzone i nieprzypadkowe. Wszelkie sprawy załatwia Kacelaria Prawnicza Ogr GmbH.