Zmierzch Techniki

[Opowiadanie na podstawie scenariusza do Heroes of Might and Magic IV "Zmierzch Techniki".]

Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia.

Nikt już nie chce pamiętać, co wywołało ostatnią wojnę, wojnę która zmieniła oblicze całej planety. Potężne wybuchy zryły powierzchnię ziemi. Gdy pył opadł okazał się być równie śmiercionośny, jak bomby, które go wytworzyły. Nieliczni ocaleli szukali schronienia, nie wszyscy jednak mogli je znaleźć.

Mijały lata. Ludzie żyli w niewielkich prymitywnych wioskach. Pomni słów starożytnego mędrca: "Nie znam broni trzeciej wojny, ale bronią czwartej wojny będzie maczuga!", wyklęli technikę. Istotnie, maczuga, miecz czy łuk zabijały skutecznie wroga, a nie groziły kolejnym kataklizmem. Na nowo została odkryta magia. Czarnoksięstwo zapełniło miejsce pozostawione przez odrzuconą technikę. Ludzie uczyli się żyć w nowym świecie pełnym dziwnych stworów które pojawiły się po wojnie.

Sama ludzkość też się zmieniła, a raczej rozpadła na dwa odłamy: zwykłych ludzi, którzy jakimś cudem uniknęli skażenia, oraz ghuli - zmutowane istoty, dla których promieniowanie nie stanowiło niebezpieczeństwa w odróżnieniu od wysokiego stężenia tlenu. Ghul w lesie ginął w równie strasznych mękach, jak człowiek cierpiący na chorobę popromienną. Oba plemiona nie darzyły się życzliwością, zamieszkując jednak oddzielne środowiska nie przeszkadzały sobie wzajemnie...

* * *

Po niespodziewanym ustąpieniu starego wodza, (który kilka dni temu obwieścił wszem i wobec, że zamierza spędzić resztę życia jako mnich), przywódcą niewielkiej grupki ludzi czystej krwi nazywających siebie 'ludźmi z pustkowi' został jego młody i ambitny syn. Jego plany są rozległe: zamierza rozszerzyć granice swoich włości na wszystkie nieskażone ziemie, z nawet usunąć ghuli ze spornych terenów i zepchnąć ich z powrotem do ich zatęchłych pieczar i kraterów.

* * *

Dwa tygodnie temu zakończył swoją egzystencję - bo trudno to nazwać życiem - wódz jednego z większych plemion ghuli. Zgodnie z prawem odbyło się losowanie nowego wodza - i los padł na jedną z najsprytniejszych członkiń tegoż plemienia! Nie mogło zdarzyć się lepiej! Dziś nowa przywódczyni zamierza przedstawić starszyźnie swoje plany: zajęcie wszystkich napromieniowanych terenów w okolicy i wyparcie niezmutowanych ludzi ze spornych obszarów do ich szałasów po lasach, gdzie i tak żaden ghul nie przetrwa.

* * *

Minęło kilka tygodni granicznych potyczek. Niespodziewanie siedliska ludzi i ghuli zostały jednocześnie zaatakowane przez niewielkie grupy machin bojowych. Co prawda atak został łatwo odparty, ale przecież...

Machiny wojenne! Toż to rzecz absolutnie zakazana, przejaw wyklętej techniki. Ani ludzie czystej krwi ani ghule nie odważyliby się sięgnąć po coś, co już raz doprowadziło niemal do zniszczenia świata. A może to po prostu pozostałości z czasów wielkiej wojny? Raczej nie, te machiny wyglądały na zbyt nowe, z pewnością nie miały stu kilkudziesięciu lat! Trzeba to zbadać. Przywódcy obu społeczności natychmiast rozesłali zwiadowców z odpowiednimi rozkazami.

Od tej pory wypadki w obu społecznościach potoczyły się równolegle w zadziwiająco podobny sposób. Ludzie i ghule nie byli wyraźnie tak bardzo różni od siebie nawzajem, jak sami chcieliby wierzyć.

* * *

Na rezultaty misji szpiegowskich nie trzeba było długo czekać: po kilku dniach zwiadowcy donieśli o grupach machin w południowo zachodniej części krainy. Im dalej na południowy zachód, tym jest ich więcej... Są więc powody do niepokoju.

* * *

Dni mijają i przynoszą kolejne groźne wieści. Szpiedzy odkryli, że za niedawnymi atakami kryją się ludzie nazywający siebie "technokratami". Przeżyli oni wojnę i następujące po niej lata w dwu wielkich schronach. Są wyraźnie niżsi od ludzi z pustkowi i od ghuli - tak jakby życie w sztucznych warunkach spowodowało ich skarlenie. Nikt na razie nie wie, do czego dążą, ale z pewnością nie można ich lekceważyć! Użycie przez nich machin wojennych dowiodło, że nie przestrzegają oni praw pustkowi i mogą stanowić poważne niebezpieczeństwo.

Przywódcy niecierpliwie oczekują kolejnych porcji informacji.

* * *

Napływa coraz więcej danych o technokratach.

Są to faktycznie skarlali potomkowie ludzi, którzy skryli się przed grozą wielkiej wojny w dwu schronach oznaczonych numerami 51 i 52. Nie ujrzawszy okropności wojennych nie wyrzekli się techniki. Nie porzucili też haniebnego zwyczaju wybierania swoich przywódców. W odróżnieniu od ludzi z pustkowi, u których władza stała się dziedziczna, i od ghuli, gdzie dygnitarze byli wyznaczani przez losowanie, technokraci wciąż obierali swoich liderów głosując.

Przez całe lata trwali w odosobnieniu. Teraz z niejasnych powodów wyszli ze swych schronów wysyłając przodem swoje maszyny, by przygotowały miejsce pod ich osadnictwo.

Technologia i demokracja - dwie potworne idee, które doprowadziły Ziemię i ludzkość na granicę samounicestwienia, stały się znowu realnym zagrożeniem. Nie ma żadnych wątpliwości: technokratów należy zlikwidować, zanim oni odzyskają potęgę wystarczającą do zakończenia ich dzieła: zniszczenia tego świata.

* * *

Starszyzna obu plemion przeanalizowała otrzymane dane. Ich wnioski w obu przypadkach były identyczne:

Po pierwsze: mimo licznych prowokacji ze strony przeciwników należy zmniejszyć zaangażowanie bojowe w wojnę ludzie - ghule. Najważniejszym przeciwnikiem są nowi przybysze.

Po drugie: technokraci nie znają magii, ale zakazane technologie dają im niemal równie potężne możliwości, jakie daje czarnoksięstwo: używają oni na przykład morderczych techno-różdżek zwanych karabinami.

Po trzecie: bezpośredni atak na schrony 51 i 52 nie wchodzi w rachubę; budowle, które przetrwały wielką wojnę muszą być niezwykle solidne.

Po czwarte: machiny technokratów czerpią swoją siłę życiową z urządzeń nazywanych generatorami mocy. Zniszczenie ich unieruchomiłoby główne siły wroga. Z samym karlim ludem nasi wojownicy poradzą sobie bez kłopotu. Zebrane informacje wskazują na istnienie potężnego generatora w pobliżu schronów. To on powinien stać się głównym celem ataku.

* * *

Zarówno ludzie jak i ghule przygotowali się do wojennej wyprawy przeciw technokratom. Z obu siedlisk wyruszyły dwa doborowe oddziały. Unikając odpowiednio terenów napromieniowanych i obszarów o dużym stężeniu tlenu obie armie szły przeciw wspólnemu wrogowi. Przynajmniej jedna z nich dotarła do celu.

* * *

Pewnego wieczora mieszkańcy obu osad spostrzegli, jak daleko nad zachodnim horyzontem wznosi się potężna kula ognia. Siedziby technokratów zostały zniszczone. Na ich miejscu powstał krater nazwany przez przedstawicieli każdego z plemion inaczej, ale przecież podobnie: imieniem wodza wojennej wyprawy ich ludu, imieniem bohatera, który dla swego świata oddał życie.

Ludzie i ghule celebrując zwycięstwo (każde plemię na swój sposób) pewni byli jednego: choć nigdy nie będzie między nimi pokoju, nie dojdzie też do otwartej wojny. Oba odłamy ludzkości są rozdzielone na zawsze - i lepiej by tak pozostało.