Starożytna Biblioteka |
---|
Autor: J.R.R. Tolkien
Tytuł: Władca Pierścieni
Liczba stron: 1554
Miejsce wydania: ---
Rok wydania: 2007
Oprawa: twarda
Wymiary: 155 x 235 mm
Wydawca: Muza
ISBN: 978-83-7495-327-6
Niewielu jest na świecie czytelników, którzy nie słyszeli o Władcy Pierścieni. Stąd bierze się podstawowa trudność dla każdego, kto podejmie się pisania o tej wyjątkowej w dziejach literatury powieści. Jak przedstawić książkę, której nikomu przedstawiać nie trzeba? Zróbmy proste założenie. Zapomnijmy na chwilę o istnieniu filmu Petera Jacksona i całego rynku gadżetów z nim związanego. Uwolnijmy się od całej nieliterackiej otoczki i skupmy tylko i wyłącznie na Władcy Pierścieni autorstwa J.R.R. Tolkiena.
Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy pewnego pięknego ranka obok norki hobbita Bilba Bagginsa przechodził Gandalf. "Gandalf! Gdybyście o nim słyszeli bodaj ćwierć tego, co ja - a ja słyszałem ledwie małą cząstkę tego, co o nim mówią - już byście wiedzieli, że czeka was na pewno niezwykła historia." Co wynikło z wizyty czarodzieja w Hobbitonie, o niezwykłych przygodach małego hobbita i kompanii krasnoludów, o wyprawie pod Samotną Górę, a także o najważniejszym wydarzeniu III Ery Świata, odnalezieniu Pierścienia Władzy, o tym wszystkim opowiada wcześniejsza książka J.R.R. Tolkiena zatytułowana Hobbit czyli tam i z powrotem.
My rozpoczynamy przygodę kilkadziesiąt lat później, w roku 111 urodzin Bilba Bagginsa. Stary hobbit opuszcza Shire w dzień swojego przyjęcia, spektakularnie znikając w samym środku urodzinowego przemówienia, wywołując ogólną konsternację wszystkich gości. Cały majątek, w tym złoty pierścień przekazał swojemu ukochanemu bratankowi, Frodo. Pierścień jednak nie może pozostać Shire. Gandalf upewnił się po długich poszukiwaniach, że posiadany przez hobbita przedmiot jest własnością Czarnego Władcy, Jedynym, o którym mówi fragment prastarego poematu, umieszczony na samym początku książki. Hobbit wraz z przyjaciółmi wyrusza do Rivendell, dworu Elronda, gdzie zostanie podjęta ostateczna decyzja w sprawie Pierścienia. Jedno jest pewne, w żadnym wypadku nie może on dostać się w ręce Nieprzyjaciela.
Gdy wziąłem do ręki "Władcę Pierścieni" po raz pierwszy nie musiałem czynić założenia, o które apelowałem na początku. Książka była mi, poza jakimiś drobnymi wzmiankami znajomych i informacjami o przyszłej ekranizacji, właściwie nie znana. Podobnie jak cały gatunek literatury fantasy. Stałem dopiero przed Wrotami Królestwa Czarów, jak wędrowcy przed drzwiami Durina. Władca Pierścieni był jak zaklęcie wypowiedziane wtedy przez czarodzieja Gandalfa, które otworzyło przede mną te wrota na oścież.
Profesor Tolkien włożył w stworzenie powieściowego świata tyle serca, że sprawia on wrażenie całkowicie realnego, nie ma w nim żadnej sztuczności, powodującej, byśmy musieli, zgodnie z tolkienowskim określeniem, 'zawieszać niewiarę' aby czerpać przyjemność z czytanej historii. W.H. Auden napisał kiedyś w recenzji ostatniego tomu Władcy Pierścieni, że kiedy czytelnik skończy czytać tę książkę, razem z dodatkami, wie o Śródziemiu, o jego krajobrazach, faunie i florze, ludziach je zamieszkujących i językach, którymi mówią, ich zwyczajach oraz historii tak samo dużo, jak o otaczającym go aktualnie świecie.
W innym miejscu W.H. Auden dodaje: J.R.R. Tolkien ma szczęście posiadać zdumiewający dar nadawania nazw oraz niezwykłą zdolność dokładnego opisu, dzięki któremu stworzył swój świat w taki sposób, że ktoś, kto przeczytał jego książkę zna historię hobbitów, elfów i krasnoludów oraz krainy, w których żyją nie gorzej niż własne dzieciństwo.
Urzekł mnie szczególnie ów dar nazewnictwa, który przypisuje Tolkienowi W.H. Auden. W moim przekonaniu, wszystkie niemal nazwy, czy to postaci, czy miejsc brzmią świeżo i naturalnie. Ani jednej sztucznej nuty, których tak wiele odnalazłem w innych powieści z gatunku. Tolkien wykorzystał tu niewątpliwie swoją gruntowną wiedzę filologiczną i talent w tej dziedzinie. Prócz tego, że nazewnictwo brzmi naturalnie to wg mnie także dopasowane jest znakomicie do charakteru rzeczy bądź ludzi, które opisuje. Chociażby Rivendell, kojarzy się z czymś przyjemnym, bezpiecznym i dobrym. Podobnie jak Wieża księżycowa, Minas Ithil. Ale już nazwa nadana, gdy zawładnęli ją Nazgule, Minas Morgul, brzmi złowieszczo. Dalszymi przykładami mogę sypać z rękawa: Dol Guldur, Cirith Gorgor, Gorgoroth, Angmar, Barad-Dur. Oczywiście jest to moje subiektywne spostrzeżenie.
Tolkien w eseju "O baśniach" napisał niegdyś: W Królestwie Czarów można wyobrazić sobie olbrzyma, posiadającego zamek koszmarnej wręcz szpetoty (bo takiego zamku pożąda zło w olbrzymie), ale budynek wzniesiony dla dobrych celów - gospoda, schronisko dla podróżnych, dwór szlachetnego i pełnego cnót króla - nie może być brzydki. Jest tym słowom całkowicie wierny zarówno w opisie świata, jak i w nazewnictwie. I dzięki temu między innymi Władca Pierścieni jest dziełem tak wyjątkowym.
Magia Władcy Pierścieni
Czyż nie byłoby cudownie, gdyby naprawdę odniosła sukces (myślę o sprzedaży)? Rozpoczęłaby nową erę. Czy możemy mieć taką nadzieję?- powiedział kiedyś C.S. Lewis, jeszcze przed wydaniem Władcy Pierścieni. Oczywiście, mógł mieć taką nadzieję, a jego słowa okazały się w tym przypadku prorocze. W.H. Auden w recenzji, której fragmenty już cytowałem wspomina o wciąż rosnącej armii fanów profesora Tolkiena. Do dnia dzisiejszego armia owa liczy już zapewne setki milionów ludzi i jest, zaryzykuje stwierdzenie, największą jaką kiedykolwiek zgromadziła jedna książka. Fanów, nie zaś tych, którzy tylko przeczytali książkę z tych czy innych względów. (bo jest tak sławna jak Harry Potter - jak przeczytałem na jednym blogu.)
Oczywiście ja, rozpoczynając lekturę Władcy Pierścieni niewiele o tym wszystkim wiedziałem. A książka mnie oczarowała, jak tych wszystkich, którzy czytali przede mną. Popularność dzieł Tolkiena to nie kwestia mody, która z czasem przecież przemija, to coś więcej. Czytelnik odnajduje w nich cząstkę siebie, cząstkę swoich pragnień, przepiękny świat, do którego zaledwie po przeczytaniu ostatniej strony chce się powrócić na nowo.
Władcę Pierścieni czytałem już kilkukrotnie. Prócz tego, często wracam do wybranych fragmentów, i za każdym razem sprawia mi to niesamowitą radość. Czy to będzie wieczór w Oberży 'Pod Rozbrykanym Kucykiem' czy narada u Elronda w Rivendell, czy wielka bitwa pod Minas Tirith, to w zasadzie nie ma znaczenia. Biorę dowolny fragment i od razu czuję się w Śródziemiu jak u siebie, tak jakbym nie siedział sobie wygodnie w fotelu z książką w ręku, lecz jakimś czarodziejskim sposobem przeniósł się do wspomnianych wydarzeń osobiście. Tak wielki dar pobudzania wyobraźni posiadają książki J.R.R. Tolkiena.
Oczywiście, by nie być bezkrytycznym, powiem, że nie pojawiła sie na świecie jeszcze książka, która spodobałaby się każdemu, bez wyjątku. Powołam się jeszcze raz na W.H. Audena, którego recenzję z lat pięćdziesiątych akurat mam pod ręką:
W stosunku do Władcy Pierścieni nikt nie ma zdania umiarkowanego. Jedni ludzie, do których ja się zaliczam, uważają go za arcydzieło w swoim gatunku, inni nie mogą książki znieść. Muszę przyznać, że są wśród nich także tacy, których krytykę literacką darzę wielkim szacunkiem. Właściwie cześć krytyki literackiej była negatywnie nastawiona do Władcy Pierścieni, na przekór rosnącej z każdym dniem wielkiej liczby fanów książki. Oni uważali to jednak za przejściową modę, która lada chwila wygaśnie. Okazało się inaczej.
W każdej książce ukryta jest mniejsza lub większa moc. Magia słowa, dzięki której pisarz zaklął w niej opisaną przez siebie historię. Jednak to, czy i w jakim stopniu owa magia się wyzwoli zależy także od czytelnika. Zdarzają się i tacy, przed którymi, niezależnie od tego, jak potężniejszym czarodziejem słowa okazał autor, wrota do prawdziwego piękna zawartego w książce, pozostaną na zawsze zamknięte.
Artykuł czytany 5142 razy, liczba komentarzy: 0. Ostatnia edycja: 3 września 2009, 19:46 przez Moandor.