Drakemor

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Minęło wiele tygodni zanim wstępny projekt rozejmu był gotowy. Podpisała go cała Rada, a podpis Shariny wieńczył całość.
Teraz należało przedstawić projekt władcom Milargo i Skanlan.
- Nie musisz jechać akurat ty. - powiedziała Sharina, gdy Tyres oświadczył jej co chce zrobić.

- Ale chcę. Byłem tam i chcę tam znowu jechać, aby udowodnić im, że mówiłem prawdę.

- Teraz to niczego nie zmieni. - upierała się. - Mogłabym rozkazać ci zostać. - dodała.

- ???

Bakur spojrzał na nią lekko zdziwiony
- Nie chcę, żebyś jechał. - powiedziała w końcu.

- Przecież wrócę. - powiedział cicho.

- Ale będzie mi cię brakowało.

- Więc jedź ze mną. - szepnął, dotykając dłonią jej brody.

- Tak bardzo bym chciała ... - szepnęła, gdy zbliżył usta do jej ust.

- Przecież możesz. Jesteś Królową. - powiedział cicho i dotknął jej ust swoimi.

Jej ciało przeszedł lekki dreszcz.
- Nie mogę. - szepnęła gdy znów mogła mówić.

Tyres chciał pocałować ją znowu, gdy nagle odsunęła się od niego.
- Wiesz, że nie mogę. Jeszcze nie teraz.

- Wiem. Przez chwilę zapomniałem po co tam jadę.

Wiedziała, że jej pragnienia muszą ustąpić miejsca obowiązkowi. Jeszcze teraz państwo było ponad wszystko. Ale kiedyś, może już niedługo, będzie mogła pomyśleć o sobie.
- Dobrze, więc jedź. Pamiętaj jednak, że im szybciej wrócisz, tym lepiej.

- Będę pamiętał. - uśmiechnął się Tyres.

Przez pierwszych parę dni Sharina nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie potrafiła się skoncentrować na niczym. Była ciągle zamyślona.
Bywały jednak momenty, kiedy znowu była uważna i obserwowała wszystko i wszystkich. Zaczęła dostrzegać pewne zmiany. Dotyczyło to szczególnie zachowania członków Rady. Stali się jakby bardziej ludzcy, potulni i skorzy do zgody na każdy nowy pomysł Królowej.
Powinna się z tego cieszyć, ale ...
Nie ufała im. Po prostu coś nie pozwalało jej zaufać im. Może dlatego, że wśród nich był generał Morena. Podpisał co prawda pakt pokojowy, ale mimo to ciągle był jednym z najniebezpieczniejszych ludzi jacy ją otaczali. Jego dusza była mroczna tak samo jak jego umysł. Podświadomie czuła, że coś knuje.
Na razie jednak nie miała nic poza podejrzeniami. Żadnych dowodów. Mogła więc tylko go obserwować. I robiła to na każdym kroku, w każdej wolnej chwili. Morena przez jakiś czas nie podejrzewał jej, ale w końcu zauważył, że Królowa przygląda mu się uważnie ilekroć są w jednym pomieszczeniu. W końcu zaczął znikać zupełnie niepostrzeżenie. Nie była w stanie śledzić go sama ze względu na obecność innych ludzi w zamku, a nie chciała jeszcze bardziej wzbudzać podejrzeń Moreny ani nikogo z jego popleczników, bo niewątpliwie miał ich.
Kazała więc Karimowi zorganizować grupę zaufanych ludzi, którzy mieli zająć się obserwacją generała.
Miała nadzieję, że kiedy ona sama uda, że Morena już ją nie interesuje, jej ludzie będą mieli ułatwione zadanie.
Tymczasem dni mijały, a ona tęskniła coraz bardziej do Bakura.
W końcu Tyres zjawił się na dworze i Królowa znowu zaczęła się uśmiechać.
- Przywożę ci pozdrowienia od naszych sąsiadów. - powiedział na powitanie. - Przekazałem im oczywiście twoje pozdrowienia.

- To miłe z ich strony, ale nie to jest teraz najważniejsze. - powiedziała.

- Nie rozumiem.

- Dobrze wiem, że wiesz o czym mówię. Wiem też, że tęskniłeś conajmniej tak bardzo jak ja.

- O ile nie bardziej. - uśmiechnął się Tyres.

Sharina spojrzała na niego uważnie. Z jej twarzy zniknął uśmiech, a oczy przestały błyszczeć.
- Co się stało? - zapytał.

- Nie sądziłam, że można być tak samotnym.

Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go, kładąc mu palec na ustach.
- Przez te parę dni nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tym jak bardzo byłam samotna przez wszystkie lata mojego życia. Wtedy nie odczuwałam tego, bo nie wiedziałam, że można czuć coś innego. Teraz to wiem. Wiem też jak bardzo boli samotność. Szczególnie kiedy wokół są wrogowie.

- O czym ty mówisz? A Karim?

- Karim to co innego. Jest ze mną od zawsze, odkąd tylko pamiętam. Większość z tych ludzi jest ze mną ze strachu przed moim gniewem. Są posłuszni każdemu mojemu rozkazowi. A inni udają tylko, że tacy są. W rzeczywistości są moimi wrogami i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby chcieli się mnie pozbyć. Nie zrobili tego jeszcze, bo nie wiedzą jak. Zbyt mało mają o mnie informacji.

- Kogo masz na myśli?

Tyres wydawał się być zaniepokojony.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- To tylko podejrzenia. Przez lata podejrzewałam wszystkich o wszystko. Wszędzie widziałam spiski. Jedynym sposobem na ich powstrzymanie był strach. Moim sprzymierzeńcem był strach moich poddanych.

- Kto to jest? - zapytał ponownie.

- Morena. - odpowiedziała.

- Generał Enrico Morena?

Królowa westchnęła i odeszła parę kroków.
- Jesteś tego pewna?

- Mówiłam ci przecież, to tylko domysły. Po prostu nie ufam mu. Już na samym początku naszej znajomości zobaczyłam jego prawdziwe oblicze. I mimo, że podpisał pakt, nie wierzę w jego dobre intencję.

- Co z tym zrobimy?

- Kiedyś nie zastanawiałabym się długo. Byłoby tylko jedno wyjście, usunąć zagrożenie. Ale teraz ... Na razie kazałam go śledzić. Zobaczymy co z tego wyniknie.

- Może należałoby ...

Królowa odwróciła się nagle w jego stronę.
- Posłuchaj mnie uważnie. To wszystko co na razie mogę zrobić. Wciąż stoję na niepewnym gruncie. Jeśli teraz zwrócę się w kierunku mojej przeszłości, nigdy nie będę w stanie oderwać się od niej. Powiedziałam ci o tym, bo ... musiałam o tym komuś powiedzieć, a ty jesteś jedyną osobą, która ...

- Rozumiem. Przepraszam, nie chciałem cię denerwować.

- To ja przepraszam. Chyba po raz pierwszy w życiu zaczynam się obawiać. Jeszcze nie wiem o co, ale obawy nie opuszczają mnie.

- Nie pozwolę, aby ci się cokolwiek stało. - powiedział Tyres, całując jej dłoń.

- Wiem. - szepnęła.

Ludzie śledzący Morenę albo rzeczywiście nie widzieli nic podejrzanego, ale byli doskonale oszukiwani.
Pozostały jedynie domysły i podejrzenia. Mimo to jednak Królowa wciąż mu nie ufała, choć jej widoczne zainteresowanie generałem wyraźnie zmalało.
Tymczasem trwały przygotowania do spotkania trzech władców, na którym wszyscy trzej mieli podpisać pakt.
Cała uroczystość miała odbyć się w jak najbardziej neutralnym miejscu, jaki tylko udało się znaleźć. Tym miejscem była niewielka wioska w górach leżąca nad ogromnym jeziorem. W tym miejscu stykały się granice wszystkich trzech państw i tam właśnie postanowiono zakończyć wojnę.
W przygotowaniach pomagali również dyplomaci z ościennych państw, którzy przyjechali razem z Tyresem.
Poznała ich jeszcze tego samego dnia, dziękując za przybycie i chęć pomocy.
Wkrótce ze stolicy wyruszył orszak wiozący wszystkie potrzebne rzeczy, aby zbudować obóz polowy, w którym miano podpisać pakt. Razem z nim wyruszyli również obcy dyplomaci.
Tym razem jednak orszak prowadził Karim. Tyres Bakur miał wyruszyć z Królową za parę dni.
- Dzień dobry, Wasza Wysokość. - powiedział Bakur, kiedy zobaczył swoją Królową.

- Dzień dobry. Co ty tu robisz tak wcześnie rano?

- Sprawdzam, czy wszystko jest już przygotowane. Wyruszamy za parę godzin.

- Tak. To będzie długa podróż, całe dwa dni.

- Jeśli będziemy mieli dobrą pogodę, może nawet krócej.

- Będzie dobra. - powiedziała, spoglądając w pogodne niebo i uśmiechając się. - Zjesz ze mną śniadanie? - zapytała.

- Z przyjemnością. - odparł.

Dwie godziny później z zamku wyruszył orszak złożony z prawie stu pięćdziesięciu konnych jeźdźców, ponad dwudziestu wozów i z pięciu powozów.
Sharina i Bakur jechali konno mniej więcej na czele orszaku w otoczeniu zbrojnych jeźdźców.
Nie podobało się to Tyresowi, ale wiedział, że nie ma co kłócić się z Królową, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Dostał jednak obietnicę, że nie będzie przez całą drogę jechała konno. Musiało mu to wystarczyć.
Kiedy zbliżał się wieczór, rozbili obóz w puszczy tuż u podnóża gór.
Po skończonej kolacji, Królowa i jej doradca siedzieli w namiocie i omawiali ostatnie szczegóły dotyczące podpisania paktu.
- Wszystko wygląda doskonale. Widzę, że zadbałeś o wszystko. Sama nie zrobiłabym tego lepiej. Chyba dlatego, że nigdy w życiu nie prowadziłam negocjacji.

- To nic trudnego, zapewniam.

Królowa uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci. - powiedziała nagle.

- Za co? - zapytał.

- Za to, że jesteś tu i że pomagasz mi przebrnąć przez to wszystko. Jesteś jedynym człowiekiem, który potrafił przemówić do mnie. Nawet Armenowi nie do końca się to udało. Mam tylko nadzieję, że jest więcej takich jak ty ludzi. Bez nich ten pakt nie będzie miał sensu.

- Jest nas wielu, możesz mi wierzyć.

- To dobrze. - powiedziała cicho.

- Czy coś cię trapi? - zapytał.

- Ciągle to samo: Morena.

- Nie ma go tu, nie wyruszył też wcześniej. Słyszałem, że od początku planował zostać w stolicy.

- Tylko dlaczego?

- Jest jednym z paru członków Rady, którzy nie jadą z nami. Może to nic nie znaczy.

- A może jednak? Sama już nie wiem co o nim myśleć. Jest zbyt ... nieuchwytny. Nie potrafiłam nawet zajrzeć do jego myśli.

- Próbowałaś tego? - zdziwił się Bakur.

- To jeszcze jeden z moich "darów" mający związek z moim pochodzeniem. Nie zawsze mi się to udaje, choć w większości przypadków nie mam z tym problemów. Jednak Morena ... Nie miałam zbyt wiele czasu, aby skoncentrować się na nim. Pewnie dlatego nie mogłam ... Nieważne. Nie chcę o nim mówić. - powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie zdanie.

- Jak sobie życzysz. Chyba najlepiej będzie, jak udamy się na spoczynek. Jutro czeka nas najtrudniejszy odcinek drogi. - powiedział Bakur.

- Pewnie masz rację. Więc do zobaczenia jutro.

- Dobranoc. - pożegnał się Tyres i wyszedł z namiotu Królowej.

Następnego dnia orszak wyruszył wcześnie rano. Mgła nie opadła jeszcze, kiedy znaleźli się na górskiej przełęczy. A za nią znajdowała się granica.
Sharina i Tyres pokonali tą trasę jadąc w jednym z powozów.
Kiedy ich oczom ukazało się ogromne górskie jezioro i rozstawiony nad jego brzegiem obóz, Królowa powiedziała:
- Jaki to piękny zakątek.

- To prawda. - przyznał Tyres.

- Nadaje się wspaniale do rozpoczęcia nowej historii trzech państw.

Bakur uśmiechnął się. Zdawało mu się, że oczy Królowej zaczęły błyszczeć. Widać było, że pomimo obaw, cieszy ją to co miała przynieść przyszłość.
Na miejsce dotarli po kolejnej godzinie.
W prowizorycznym obozie powitał ich Karim.
- Witam, Wasza Wysokość. - powiedział, kłaniając się jej.

- Witaj, Karim.

- Proszę pozwolić wskazać sobie namiot Waszej Wysokości.

Królowa skinęła głową.
Wkrótce Sharina znalazła się w swoim namiocie.
Bakur został zakwaterowany w namiocie obok.
Co prawda nie wydawała Karimowi takiego rozkazu, ale była mu wdzięczna, że o tym pomyślał.
- Czy są jakieś informacje od któregoś z władców? - zapytała, gdy Karim zdawał jej relację z poczynionych przygotowań.

- Tak, Wasza Wysokość. Obaj stawią się tu jutro w południe, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.

- Doskonale. Do jutra rana wszystko musi być gotowe.

- Będzie na pewno, Wasza Wysokość.

- Wiedziałam, że mogę ci powierzyć to zadanie. Dobrze się z niego wywiązałeś.

- Dziękuję, Wasza Wysokość. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

- Nie Karim, dziękuję. Możesz odejść. Przekaż tylko Bakurowi, żeby przyszedł do mnie.

- Tak jest, Wasza Wysokość. - powiedział i ukłoniwszy się, wyszedł z namiotu.

Po chwili w jego wejściu stanął Bakur.
- Wzywałaś mnie Królowo?

- Tak. Tylko przestań zwracać się do mnie tak oficjalnie. - powiedziała, wskazując mu jeden z dwóch foteli.

Tyres uśmiechnął się i usiadł na wskazanym miejscu.
- Jak oceniasz przygotowania? Zdążyłeś w ogóle rozejrzeć się po obozie?

- Trochę. Karim świetnie sobie poradził.

- Tak, to prawda. - powiedziała, przechadzając się powoli po namiocie. - Chciałabym, żebyś towarzyszył mi podczas jutrzejszego spotkania.

- Oczywiście. - odparł.

Rozmowa wyraźnie nie "kleiła się". Królowa chciała powiedzieć coś jeszcze. Była jednak nieco spięta i być może dlatego nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy przedtem nie widział jej takiej. Ale zapewne dlatego, że nigdy w obecności innych nie pozwalała sobie na okazywanie uczuć.
- Czy coś cię martwi? - zapytał. - Może mógłbym w czymś pomóc?

- Chciałabym. Ale chyba muszę sobie poradzić z tym sama.

- Z czym? - zapytał, podchodząc do niej.

- Nigdy przedtem nie podpisywałam porozumień, ani paktów. To śmieszne, ale ... mam tremę. - uśmiechnęła się Sharina. - W życiu nie podejrzewałabym siebie o to.

- Ja też nie. Jesteś bardzo silna. Poradzisz sobie ze wszystkim. - powiedział Tyres, biorąc jej dłoń w swoją.

- Dziękuję. Jesteś jedynym człowiekiem, któremu mogłam to powiedzieć Ale jeśli piśniesz choć słowo ...

- Nikomu o tym nie powiem, przyrzekam. Chociaż ...

Sharina spojrzała na niego uważnie.
- Jesteś Królową, ale także człowiekiem. Może czasami twoi podwładni powinni zobaczyć, ze tak jest. Okazywanie uczuć nie jest niczym złym.

- Wiem o czym mówisz. Ale jest chyba jeszcze za wcześnie na to. Ja dopiero uczę się tego.

- Ale nie zapomnij o tym.

- Nie zapomnę.

Patrzyła mu prosto w oczy i nagle zapytała:
- A jak ty okazujesz swoje uczucia?

- Różnie. - powiedział i ucałował jej dłoń, przymykając lekko na chwilę oczy.

- Jak jeszcze? - zapytała po chwili.

Zbliżył usta do jej ust i złożył na nich krótki lecz żarliwy pocałunek
- Chyba też powinnam się tego nauczyć, prawda? - szepnęła i tym razem ona pocałowała go, kładąc dłonie na jego piersiach.

Bakur objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
Obojgu serca biły jak oszalałe.
- Wybacz mą śmiałość Królowo, - powiedział po chwili. - ale kocham cię, a miłość ta sprawia, że zapominam chwilami kim jesteś.

Chciał odsunąć się od niej, zawstydzony swoją śmiałością.
Lecz Sharina nie pozwoliła mu.
- Nie chcę być dla ciebie Królową. Chcę być kobietą, która jest kochana przez mężczyznę. Nie odbieraj mi tego. Nie opuszczaj mnie. - powiedziała, opierając głowę o jego pierś. - Przy tobie mogę i chcę być przede wszystkim kobietą. - dodała.

Bakur objął ją ponownie.

Noc nadeszła szybko.
Obóz otoczony był kordonem straży. Wszyscy udali się na spoczynek. I tylko Karim wiedział, że namiot Bakura jest pusty i że najwyraźniej pozostanie taki do rana. Wiedział też, że pod żadnym pozorem nie można tej nocy przeszkodzić Królowej.
Na myśl o tym uśmiechnął się. Od lat służył jej, ale dopiero od niedawna zauważył jak bardzo na lepsze zmieniła się. Stawała się powoli prawdziwym człowiekiem, zostawiając za sobą ponurą przeszłość.
Cieszył się z tej zmiany i wiedział, że to Bakur był jej powodem.

Kiedy nadszedł świt, obóz zaczął budzić się do życia. Królowa sama doglądała ostatnich przygotowań do przyjęcia gości. W końcu jednak, stwierdziwszy że Karim nad wszystkim panuje, niepostrzeżenie opuściła obóz.
Przez chwilę chciała być sama.
Jedynym miejscem w którym mogła się schronić był zarośnięty brzeg jeziora.
Gałęzie drzew szumiały cicho poruszane górskim wiatrem. Powierzchnia jeziora była pomarszczona drobnymi falami.
Sharina podeszła do leżącego tuż przy brzegu zwalonego pnia. Przykucnęła nad brzegiem i włożyła dłoń do wody. Była zimna ale przyjemna. Ruchem dłoni uspokoiła fale, aż powierzchnia wody stała się gładka jak lustro.
Wtedy zobaczyła swoje odbicie. Zobaczyła siebie taką, jaką widział ją Tyres.
Uśmiechnęła się.
Kiedyś w ogóle nie uśmiechała się. Nigdy więc nie widziała swojego uśmiechu. A ten, który zobaczyła teraz ... No cóż, podobał jej się. Poza tym miała wiele powodów do uśmiechu.
Nagle usłyszała za sobą ciche kroki.
Wiedziała jednak do kogo należą.
- Czy taką mnie widzisz? - zapytała, ciągle wpatrując się w wodę.

Tuż przy jej odbiciu pojawiło się odbicie Bakura.
- Tak, chyba właśnie taką cię widzę. Jesteś piękną kobietą.

Znowu uśmiechnęła się.
- A ty całkiem przystojnym mężczyzną. - powiedziała, chcąc dotknąć dłonią jego odbicia w wodzie.

O dziwo tafla wody nie zmąciła się, a on poczuł ciepły lecz mokry dotyk na policzku. Nie był jednak tym zaskoczony. Było jeszcze wiele rzeczy związanych z Królową, o których nie wiedział. Z każdym dniem jednak poznawał ją coraz lepiej.
- Co będzie jutro? - zapytał.

- Od jutra zaczniemy na nowo budować nasz kraj. - powiedziała.

Spojrzał na nią uważnie.
Powiedziała "zaczniemy". Nie był tylko pewien co miała na myśli mówiąc to.
Sharina wyczuła jego niepewność. Wstała, a gdy Tyres stanął obok niej, zapytała:
- Czy chciałbyś odbudować ten kraj wraz ze mną?

- O niczym innym nie marzę, tylko o tym, żeby być zawsze i wszędzie z tobą.

Żadne z nich nie powiedziało tego głośno, ale oboje wiedzieli, że właśnie przyrzekli sobie wierność.
Dotknęła lekko jego policzka.
- Nie opuszczaj mnie nigdy i nie pozwól mi odejść.

- Nie pozwolę.

Królowa oczekiwała przyjazdu gości u wjazdu do obozu. Wkrótce straż zauważyła dwa barwne orszaki.
Po niedługiej chwili obaj królowie zsiedli ze swoich koni i powitali Sharinę głębokimi ukłonami. Ona również odpowiedziała takim samym powitaniem.
- Witam was w tym skromnym miejscu. Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie początkiem nowych rozdziałów w historii naszych krajów.

Królowie powitali ją krótkimi pozdrowieniami.
Jeden z nich trzymał w dłoni owinięty w czarny materiał przedmiot.
- To kula życia. - powiedział król Halimar. - Mnichowie z Klasztoru nad przełęczą Delmo przysyłają ci ten prezent z pozdrowieniami i podziękowaniami za podjęcie rozmów pokojowych. Niektórzy mówią, że jeśli kula zajarzy się w dłoni człowieka, oznacza to, że jest on wybrańcem bogów.

Odsłonił materiał i oczom wszystkich ukazała się kryształowa kula. W środku wirowały kolorowe kuleczki, mniejsze i większe. Tworzyły różne kształty. Ciągle nowe i nowe.
Sharina uśmiechnęła się.
Czyżby mnichowie wiedzieli kim była?
- To piękny prezent. Podziękujcie w moim imieniu zakonowi.

Skinęła nieznacznie dłonią i nagle stanął przy niej Karim. Wziął do rąk kulę i oddalił się. Bakur wiedział, że Królowa chciała zachować w tajemnicy wszystko co mogłoby świadczyć o jej pochodzeniu. Był pewien, że gdyby dotknęła kuli, zajarzyłaby się wszystkimi kolorami tęczy. Chciała być człowiekiem, a nie bogiem.
- Zapraszam do mojego namiotu. - powiedziała Sharina, prowadząc gości wzdłuż szpaleru uzbrojonych żołnierzy.

Tuż za nimi szedł Tyres Bakur wraz z niektórymi członkami obu delegacji. W środku obozu ustawiony był największy namiot. Otaczał go szpaler żołnierzy w barwach trzech państw, a przy wejściu stała warta honorowa.
W środku stał trójkątny drewniany bogato zdobiony stół, a przy jego trzech stronach krzesła zdobione barwami narodowymi trzech państw.
Królowie zasiedli do stołu.

W obozie zrobiło się tłoczno. Ale bardzo mu to odpowiadało. Tłum i zamieszanie można właściwie wykorzystać.
Teraz tylko musiał się odpowiednio przygotować.
W swojej skrzyni miał wszystko.
Niepostrzeżenie oddalił się do namiotu. Nikogo nie było w pobliżu. Jednak zanim wszedł do namiotu, rozejrzał się dookoła. Chwilę potem zniknął wewnątrz, dokładnie zasłaniając wejście.

Ręka zadrżała jej, gdy Tyres położył przed nią ozdobny papier, na którym spisany był pakt pokojowy.
Nie, nie zawahała się. Była po prostu podekscytowana.
Bakur uśmiechnął się do niej i przelotnie dotknął jej dłoni.
Zrozumiała ten gest.
Drżenie rąk przeszło.
Podpisała pierwszy z trzech dokumentów.
Kiedy złożyła ostatni podpis, odetchnęła cicho.
Wstając od stołu, szepnęła coś do Bakura. Ten skinął głową i wyszedł szybko z namiotu.
Królowa zaprosiła gości na poczęstunek na świeżym powietrzu. Pogoda była doskonała i wszyscy przyjęli to zaproszenie z uśmiechem.
Atmosfera wśród wychodzących była znacznie luźniejsza niż kilkadziesiąt minut wcześniej. Królowa uśmiechała się i była naprawdę szczęśliwa. Wielu ludzi widziało ją taką po raz pierwszy.

Tyres rozmawiał z Karimem, gdy kątem oka zobaczył coś dziwnego. W pierwszej chwili nie zwrócił na to większej uwagi, ale potem szybko odszukał w tłumie człowieka, który wzbudził w nim niepokój.
Młody mężczyzna ubrany był w strój strażnika króla Luxeda. Ale Tyres był pewien, że należał on do żołnierzy Shariny.
Dlaczego więc był przebrany?
I nagle zobaczył w jego postawie coś, co go przeraziło. Złowrogi wyraz twarzy dla jednych mógł oznaczać czujność, ale dla niego był wyrazem determinacji.
Mężczyzna patrzył ukradkiem na boki, ale wolnym, choć zdecydowanym krokiem zbliżał się ... do Królowej.
W jednej chwili Bakur zdał sobie sprawę z tego co mogło się za chwilę stać.
Zaczął biec w kierunku wychodzących z namiotu ludzi. Przepychał się przez tłum. Chciał krzyczeć, ale bał się reakcji zamachowca. Nie mógł dotrzeć do Królowej. Miał wrażenie, że biegnie znacznie wolniej niż idzie tamten człowiek. Wszystkie mięśnie bolały go od nagłego wysiłku.
Musiał zdążyć na czas!
Musiał!

Coś zaczęło iść niezgodnie z planem. W tłumie po prawej coś się działo. Ktoś przeciskał się pomiędzy ludźmi, usiłując dostać się do Królowej i jej gości.
Musi się pospieszyć!

Już dawno nie śmiała się tak szczerze. Było jej naprawdę dobrze.
W pewnej chwili coś jednak zakłóciło jej dobry nastrój. Poczuła jednocześnie strach i gniew.
Rozejrzała się dookoła, szukając źródła tych uczuć.
Wszędzie otaczał ich tłum. Jednak po swojej lewej stronie zauważyła jakiś ruch. Wśród wielu innych twarzy, zobaczyła twarz Bakura. Starał się biec do niej, przeciskając się przez tłum. To on odczuwał strach i gniew.
Lecz gniew był też gdzieś przed nią.
Odwróciła głowę i niemal od razu zobaczyła przekrwione oczy. Mężczyzna był blisko niej, niemal wyszedł już z tłumu. Podnosił właśnie rękę, w której lśnił jakiś przedmiot. Długi o poszarpanych brzegach sztylet.
Nagle poczuła silne uderzenie i upadła na ziemię.

Była tuż przed nim.
Teraz albo nigdy!
Uniósł rękę i z całej siły cisnął w nią długim sztyletem.
Chwilę potem ktoś uderzył go i przewrócił twarzą do ziemi, wykręcając mu z tyłu ręce. Nie widział nawet czy sztylet dosięgnął celu.

Chciał krzyczeć, gdy zobaczył jak mężczyzna podnosi rękę. Nie miał jednak siły. Wydawało mu się, że był tak daleko.
Ostatkiem sił rozpychał stojących mu na drodze ludzi.
A potem skoczył do przodu, mając tylko nadzieję, że skok będzie skuteczny.

Wokół zrobiło się zamieszanie.
Podniosła się szybko z ziemi. Przed nią utworzyło się kłębowisko ludzi. Spojrzała na nich i zaczęli się rozstępować.
Parę kroków przed nią na ziemi leżał Tyres Bakur.
Żył, tego była pewna.
Klęknęła przy nim.
- Tyres ... - szepnęła, nie wiedząc czy jeśli go dotknie sprawi mu ból.

- Nic ci nie jest ... - powiedział cicho Bakur.

Dopiero teraz zobaczyła rękojeść sztyletu pomiędzy fałdami jego szaty.
- O nie ... - szepnęła.

Nie wiedziała co robić. Nagle ogarnęła ją pustka. Pustka i ból.
- Zabierzcie go do mojego namiotu. - powiedziała. - Karim! - krzyknęła.

Ale Karim był już przy niej.
- Sprowadź lekarza! ... I niech zajmą się tym ... zdrajcą. - wycedziła ostatnie słowa.

- Jego stan jest bardzo poważny, Wasza Wysokość. - powiedział lekarz, gdy w końcu mógł porozmawiać z Królową.

- Będzie żył? - zapytała.

- Wasza Wysokość, obawiam się, że ...

- On musi żyć! - powiedziała twardo. - A pan postara się o to!

Powiedziała to takim tonem, że lekarz przełknął ślinę, a w jego oczach zobaczyła strach.
W ostatniej chwili powstrzymała swój gniew.
- Przepraszam. - powiedziała. - Proszę zrobić wszystko co trzeba.

- Tak, Wasza Wysokość. Postaram się.

- Chciałabym go zobaczyć - dodała.

- Oczywiście.

Lekarz odsunął się od wejścia do jej namiotu.
Weszła powoli. W środku panował półmrok.
Tyres leżał na jej łożu. Był nieprzytomny.
Podeszła bliżej i usiadła przy nim ostrożnie.
Jego twarz była niemal tak biała jak papier. Bandaże na jego brzuchu przesiąknięte były krwią. Oddech miał płytki lecz równomierny. Czuła bicie jego serca jakby to było jej własne. Zamknęła oczy, żeby powstrzymać łzy. Krew krążyła wolno, tak wolno, że wszystko dookoła zdawało się zwalniać. Głosy na zewnątrz namiotu były coraz mniej wyraźne i coraz cichsze. W końcu ucichły. Słyszała tylko bicie serca. Słabe i ciche.
Twarz Bakura była nieruchoma. Jego dłonie, równie blade jak twarz, były chłodne. Mimo to trzymała jego dłoń w swojej.
Chciała coś zrobić. Cokolwiek, byle tylko mu pomóc. Ale była bezsilna. Moc, którą otrzymała z chwilą narodzin nie potrafiła powstrzymać tego co nieuchronne. Wiedziała o tym.
Zacisnęła powieki.
Oddałaby swoje życie za jego, gdyby tylko mogła.
To ona powinna zginąć. Ten sztylet przeznaczony był dla niej. Nie dla niego!
Łzy same cisnęły się jej do oczu. Zacisnęła zęby. Nie chciała płakać. Nie mogła! Była Królową.
Ale przecież była też człowiekiem.
Człowiekiem, którego serce zostało zranione.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5