Historia wersalusa

Niewielkie miasteczko Agium, położone na kresach wschodnich krainy zwanej Sześcioma Jeziorami, miało wystarczającą ilość mieszkańców, by król nakazał wybudować tu garnizon. Okazało się też, że w okolicznych lasach żyje zwierzę Adring, którego skóra była wyjątkowo twarda i doskonale nadawała się na odzież ochronną. Miasto powoli rozwijało się, a elfom zamieszkałym w tym miejscu żyło się coraz lepiej.

Pośród tej społeczności mieszkał półelf imieniem wersalus. Matka elf, ojciec człowiek poznali się kilka lat przed narodzinami wersa, gdy Gwarynd należał do gildii kupieckiej. Xsife odziedziczyła po swoim zmarłym ojcu kramik więc gdy Gwarynd podróżował z karawaną często odwiedzał Xsife. Po trzech latach przedstawił radzie gildii propozycje założenia stałego punktu handlowego, którym by zarządzał. Nadzór nad sklepem i magazynem powierzył świeżo poślubionej Xsife, sam zaś wykupił podupadającą tawernę i rozpoczął mieszczańskie życie. Cztery lata później urodził się im wersalus. Cóż to było za żywotne dziecko. W wieku pięciu lat ojciec wysłał go do garnizonu na nauki. Opiekunki nie dawały sobie rady, a rodzice byli zbyt zapracowani by zająć się synem. Do garnizonowej szkoły mogły chodzić jedynie dzieci szlachty. Jednak Gwarynd cieszył się dużą popularnością w mieście. Nierzadko też się zdarzało, że komendant garnizonu zaglądał do tawerny na partyjkę rozgrywaną na zapleczu. Dzięki obrotności handlowca knajpa zyskała na popularności i przynosiła niezły dochód.

Tak, więc pięcioletni wersalus został kadetem w miejscowym garnizonie. Przez długich sześć lat uczył się pilnie pisać, czytać a także poznawał tajniki rzemiosła wojennego. Nauczyciele wcześnie zauważyli niezwykły talent chłopaka. Za zgoda rodziców pobierał lekcje prywatnie u szlachetnego rycerza Sgaruna. Tak, więc w wieku jedenastu lat posiadał wiedzę, która wielokrotnie przewyższała wiedzę jego rówieśników. Został rekomendowany przez opiekuna Sgaruna i komendant garnizonu do tajnej elfickiej jednostki. Po przejściu pomyślnie wszystkich egzaminów i testów, zniknął na pięć lat. Wrócił jako nastoletni mężczyzna. Na pierwszy rzut oka było widać, że przeszedł ciężką szkolę życia. Stał się poważny i rezolutny. Powiedział, że ma rok na wypoczynek później będzie musiał wrócić do pracy, gdzieś w głębi kraju. Sześć miesięcy później, już bardziej zrelaksowany i wypoczęty wersalus, pomykał wraz z grupa rówieśników wśród lasów okalających Agium. W czasie wolnym często urządzali sobie polowania na Adringi. Przyjaciele szybko się zorientowali jak zdolności wersa wybiegają poza ich możliwości. Nie zazdrościli mu gdyż domyślali się, przez jakie straszne treningi musiał przejść, z ilu rzeczy zrezygnować, by osiągnąć ten stan. Ogólnie też czuli się dużo bezpieczniej w jego towarzystwie.

Szesnastego roku, siódmego miesiąca liczonych od daty urodzin, wersalus zapadł na dziwną chorobę. Miejscowi medycy i magowie rozkładali tylko ręce w geście bezradności. Pewnego dnia pojawili się dziwnie ubrani przybysze, wyglądali na magów. Po zbadaniu młodzieńca, orzekli jednoznacznie chłopak nie ma szans na przeżycie. Zostało mu kilka miesięcy życia. Gdy zaczęli się zbierać do drogi, jeden z nich odszedł na bok, zawołał rodziców i rzekł:

- Jest sposób by wasz syn ostał się przy życiu.

- Jaki panie? - spytał Gwarynd.

- Musi zostać przemieniony.

- Jak przemieniony i w co panie? - spytała Xsife.

- W nieumarłego.

Słowa zastygły na ustach maga, a w głowach rodziców dźwięczały przez kilka chwil.

- Ale przecież on zostanie bestią, bezdusznym, bezwolnym mordercą - rzekła załzawiona matka patrząc na syna.

- Niekoniecznie - odparł Mag

Obydwoje spojrzeli z wyrazem zdziwienia na twarzy.

- Co to oznacza - zapytał ojciec.

- Rzucę zaklęcie tuż przed przemianą, jeżeli ma silna wolę i osobowość to przetrzyma przemianę bez większego uszczerbku na umyśle.

- Wszystko dobrze panie, ale przecież dotarcie do terenów nekromatów zajmie jakiś rok. - orzekł Gwarynd pamiętając podróże wykonywane na zlecenie dla gildii.

- Znam inny sposób, przygotuj wyprawę.

- A dokąd idziemy panie.

- W góry Tadkren.

Z oczu Gwarynda wyczytać można było przerażenie. Xsife nigdy nie widziała jeszcze męża w takim stanie.