Początek jest także końcem...

NA WSTĘPIĘ PRAGNĘ TYLKO POWIEDZIEĆ I PODKREŚLIĆ, IŻ OPOWIADANIE PONIŻEJ NIE JEST OPOWIADANIEM FANTASY O PRZYGODACH BOHATERÓW I LOSACH ŚWIATA, LECZ ESEISTYCZNĄ PRÓBĄ WPLECIENIA OPOWIADANIA W ROZWAŻANIA O... ZRESZTĄ RESZTE DOCZYTACIE PONIŻEJ. JEŚLI SPODZIEWASZ SIĘ TYPOWEGO OPOWIADANIA FANTASY Z GÓRY UPRZEDZAM, IŻ TEGO TUTAJ NIE ZNAJDZIESZ.

Ciemne twe oczy na zawsze już zniknęły z mych snów. Stałaś się dla mnie tak odległa, jak
słońce, które zagasa swój blask i niknie za widnokręgiem. Chociaż świat, jaki dzięki Tobie
odkryłem był tym przepełnionym radością każdego dnia, snem na jawie, szczęściem
doskonałym...

Las był przepiękny. Przepełniony dzikością i soczystym powietrzem. Wokół mieniły się miliony tęczowych kolorów rzucanych przez promienie słoneczne przechodzące przez zwilżone lodowatą rosą źdźbła trawy. Zapach ozonu delikatnie drażnił nozdrza nadając temu miejscu magicznej spontaniczności.

Tuż pod ogromną wierzbą rosnącą nad brzegiem malowniczego strumyka przemknęła biała niczym zjawa sylwetka. Coś zmąciło wodę w rzece, chlusnęło i znów nastała cisza. Sylwetka zaczynała powoli klarować swe oblicze. Wpierw biel rażąca niczym błysk gromu przerodziła się w anioła, który rozpostarł swe srebrzące się od kropel rosy skrzydła. Przez chwilę zawirował w powietrzu poczym nagle zanurzył się w jedności błękitnej tafli strumyka, tylko po to, aby tuż za moment wynurzyć się ponownie i ujawnić swe kolejne wcielenie. Skrzydła powoli zbliżyły się do ciała. Sylwetka lekko wydłużyła się, włosy stały się bardziej białe. Kształty zlewały się ze sobą tworząc postać jeszcze cudowniejszą od poprzedniej. Biały jak miłość, przepełniony szlachetnością jednorożec zaczął wirować tańcem tysiąca szczęść. Stukał delikatnie drobniutkimi kopytkami po wodnych otoczakach przysparzając tym samym sobie wiele radości. Przepiękne i faliste włosy o kolorze złota rozwiewał delikatny wiatr. Świat wydawał się żyć tą cudowną chwilą...

Po drugiej stronie rzeki wszystko zdawało się być nieme. Pozbawione kolorów, radości, szczęścia. Wokół panowała szarość i smutek. Wpośród konarów ciemności i bezgranicznej nicości istniało jednak jedno miejsce, które mogło emanującą zeń magiczną energią uleczyć wszystko. Miejsce wypełnione witalnością, mieniące się wśród otaczającej je zewsząd szarości blaskiem życia. Jedyny azyl. Ów strumień, w którym pląsała tajemnicza istota.

Nastały bowiem ciężkie czasy. Czasy, w których nie ma już bohaterów. A moc magiczna dawno przestała być tajnikiem zgłębianym przez ludzką rasę. Nastały czasy kariery. Czasy pracy i rozumu, a raczej pogoni za rozumem, zwanym pieniądzem. Dawny świat stracił swą wartość. Przestał być krainą baśniową, w której miłość płynie w duszy każdej żywej istoty. Nastał czas pogardy...

Blady świt to pora, w której dusza ludzka odczuwa największe pragnienie miłości. I chociaż my sami sobie z tego nie zdajemy sprawy, to przecież każdy z nas uwielbia budzić się ogrzewany promieniami słonecznymi, przy muzyce natury, śpiewie ptaków. Każdy z nas ma takie pragnienie. Ale nie każdy wie, co ono oznacza.

Pewien młodzieniec o zapomnianym imieniu w swej upodlonej przez świat duszy skrywał podobne uczucie. Nikt już nie zna jego prawdziwego oblicza, przepełnionego goryczą. Skazanego na wieczną i samotną tułaczkę po bezdrożach wszechczasu.

Wpośród wielu istnień na tej opustoszałej z uczuć planecie przetrwało jednak jedno, tak czyste i nieskalane, iż pamięta imię cierpiącego. Zwą ją Tamuea, ale ona woli by mówić o niej Pani Snów. Dlaczego? Nikt nie zna odpowiedzi, chociaż ja domyślam się sensu tej nazwy. Otóż owo pragnienie miłości, które każdy z nas odczuwa w zakamarkach wyjałowionej z uczuć duszy jest jej zasługą. To właśnie ona stoi na straży ostatniej wartości, jaka winna się liczyć w życiu. Jest ostatnią i jedyną, która oddała swą duszę w imię... W imię... ... ... ... ...

Sylwetka znów nabrała innego kształtu. Włosy ściemniały, przybrały kolor dojrzałego owocu kasztana. Stała tak nieskalana wzrokiem śmiertelnych, cudowna niczym łania. Wśród milionów widoków rozkoszy, nic nie mogło równać się z jej oczyma. Przepełnionymi szczęściem, słodkimi niczym nektar, pięknymi niczym życie.

Nagle z otchłani lasu wiecznie skrywanej przez mrok wyłoniła się kolejna sylwetka. Postać chłopca powoli, acz pewnie zbliżała się w stronę rozłożystej wierzby. Przeraźliwy huk rozdarł puste niebo. Błysk. Jaskrawszy od tysiąca gwiazd oślepił mu dalszą drogę. Stał w bezruchu i czuł jak niewidzialna siła ogarnia jego wątłe ciało. Nagle ujrzał przyćmiony obraz. Różne drogi, możliwości prowadząc do miejsca zapomnianego przez pradawnych bogów. Miejsca, w którym nie istnieje ból. Miejsca, w którym panuje nicość.

Spłoszona łania, wyskoczyła z rzeki. Stanęła lekko zdziwiona, kryjąc swą twarz w gęstej koronie gałązek wierzby. Jej wielkie, przeszklone oczy przepełniał strach. Strach, który przeradzał się w uczucie litości. Widziała bowiem młodzieńca, który rażony łańcuchami błyskawic, nadal zbliżał się do jej kryjówki. Upadł. Krew spłynęła gęstą strużką na muskane kryształową wodą kamienie. Młodzieniec ledwo utrzymując równowagę wsparł się na własnych ramionach. Otarł spocone i krwawiące czoło. Z największym wysiłkiem podniósł swe ociężałe ciało. Czuł w sobie narastający ból, który stopniowo rozchodził się po całym ciele.

Nagle wszystko umilkło. Zapanowała niczym nie zmącona cisza... Grzmot... Błysk... Uderzenie z impetem rzuciło odrętwiałe ciało na kamienne podłoże. Strumień krwi zmącił nieskalaną do tej pory toń rzeki. Ciało skulone i trwające w bezruchu zdawało się już być tylko zużytą skorupą, która pozbawiona została esencji życia. Jedynie oczy zdradzały w nim ostatnią nie zgaszoną iskierkę chęci przetrwania. Wzrok zdawał się dostrzegać jakieś odległe miejsca, zagubione w czasoprzestrzeni. W świat, który tylko jemy było dane widzieć. Lecz mimo braku zewnętrznych oznak istnienia, serce jego tętniło prawdziwym życiem, przepełnione obrazami wydarzeń sprzed wielu lat. Nagle wszystko się skończyło. Obraz rozmył się jak odbicie w zmąconej wodzie... Pustka. Pustka, która trwała już tak długo. Od czas, gdy ją utracił na zawsze. Serce ponownie stało się epicentrum kumulujących się uczuć, rozdarte silnym bólem rozpaczy, który penetrował ostatki pamięci o ukochanej. Ponownie upadł. Już nic nie czuł. Wargi poruszyły się lekko, z zaciśniętych ust wydobył się drżący głos:

- Wiedziałem, że cię odnajdę... Tyś jest tą, której oddałem swe serce... Tyś jest tą..... Tylko ty.... T.... Ta... Tamueo........... - Jego głos nagle ucichł, stał się echem, w sercu łani.
- Nie.... Ty nie możesz.... Proszę cię przestań... Nie chcę żebyś umierał.... Proszę.....

W jej brązowych oczach pojawił się strach. Była piękna. Dopiero teraz przybrała swą pierwotną postać... Postać przepięknej kobiety. Jej ciemne włosy opadały na gładką i białą łabędzią szyję. Zdawała się być snem. Snem, który nigdy nie staje się rzeczywistością. W kącikach oczu rozbłysły srebrzyste diamenty. Powoli nabierały mocy, by tuż za chwilę runąć w dół szaleńczym pędem na zatracenie. Pierwsza łza uderzyła o kamień. Potężna błyskawica wystrzeliła z nagiego nieba.... Dziewczyna drgnęła. Zasłoniła chłopca....

- Wybacz mi.... Że cię opuściłem. Nie mogłem inaczej.... Chciałem, żebyś była wolna....

- Nic już nie mów.... Za moment znów będziemy razem.... Na zawsze....

W tym samym momencie niebo spowiły kumulusy białych chmur, skrywając złote słońce. Świat wokół pociemniał. Czas zatrzymał swój szaleńczy bieg.

Nimfa zrozumiała od razu. Młodzieniec chwilę później...

Oboje stracili się na wieki. Oboje nigdy już nie znajdą się w pogrążonym w nicości świecie. Jego dusza została wyzwolona, lecz nigdy nie zazna spokoju. Będzie błądzić po świecie szukając swej nimfy... A ona? Ona też szuka. A każdy może podążyć jej drogą. Pragnieniem miłości...