Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Legenda Ervandoru"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Legenda Ervandoru
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Fristron

Fristron

1.02.2005
Post ID: 11209

//Popołudnie, 21 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Fristron powędrował do szpitala miejskiego, wspierany ramieniem Bubeusza. Bądź co bądź został zaatakowany przez Nosferatu, słyszał wycie Bruxy, wyczerpał energię magiczną, a wilk zdążył wyszarpać mu kawałek ręki. Nieprzytomny usłyszał, jak pielęgniarka mówi o koniecznej operacji, o pomocach magicznych, olejkach i maściach, o wielu innych rzeczach. Był to dla niego niebiański głos...
Poznał ów głos.
To był głos Kary.
Otworzył oczy. Spojrzał na pielęgniarkę...
Nie, to nie ona - pomyślał. Myśl ta jednak nie przyniosła mu ulgi. Raczej zawód...

***

Noc, z 21 na 22 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

Sen.
W jego życiu mogłoby nie zaistnieć już nic więcej. Nic więcej, poza snem. I wizjami. Dwoma wizjami.
Znów widział Karę. Zbliżała się do niego. Była za blisko. Za blisko...
Pocałowała go. I ugryzła w szyję...
Obraz zmienił się.
Zakapturzona postać szła ku bramom Azaradu. Nagle odchyliła kaptur. Zobaczył opaskę na młodej twarzy. Postać zdjęła ją. Ujrzał oczy. Najbardziej przerażające oczy na świecie...
Oczy, od których się umierało.
Zbudził się. Był w miejskim szpitalu.
Co za ulga... Nie pamiętał już widoku tych oczu...

Bubeusz

Bubeusz

2.02.2005
Post ID: 11210

//21-22 Blossonthal//

Bubeusz podniósł wzrok znad książki i spojrzał na Fristrona.
-Coś sie stało?-
-Nie, nic...- odrzkł tamten i odwrócił się na bok, żeby mag nie zobaczył kropli potu na jego czole.

Bubeusz siedział całą noc koło łóżka, przy okazji czytając magiczne księgi. Niestety mimo dogodnych warunków, leczenie nie trwało tak szybko, jak się spodziewał biały czarodziej. Następnego dnia przeczytał całą księgę. Nazajutrz rano wybrał się do miasta, szukając jakiejś uzdrowicielki bądź uzdrowiciela, żeby przyspieszyć nieco regenerację Fristrona. Obawiał się, że mają coraz mniej czasu na rozwiązanie tej zagadki. Biegał po mieście, lecz prości ludzie nie mogli mu pomóc. Do pałacu króla nie chcieli go wpuścić, a tam prawdopodobnie przebywali właśnie wszyscy uzdrowiciele z okolicy. Bubeusz już zaczynał tracić nadzieję, kiedy w tłumie ujrzał czarną sylwetkę. Nikt nie ubierał się na czarno, więc serce zabiło mu mocniej. Pobiegł do postaci w czarnym płaszczu i wydyszał bez żadnego powitania:
-Znasz się waść na leczeniu?- na te słowa Destero zatrzymał się nagle i gdyby mógł, na pewno zdziwiłby się piekielnie.

Dragonthan

Dragonthan

2.02.2005
Post ID: 11211

//22 Blossonthal Wieczorem//
Dragonthan wszedł do komnaty gdzie siedział król przy stole.
- Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji...
- Tak wasza wysokość... ten smok jest dziwny, gdyż w tej części świata nie ma takich...
- Masz się go pozbyć
- Potrzeba czasu...
- Nie mamy czasu! Moja żona ledwo co żyje... wojna zbliża się z zachodu... a smok pustoszy nasze wioski... musimy pozyskać zaufanie chłopów, aby zwołać pospolite ruszenie...
- To nie jest zwykły smok, to jest błękitny smok, on...
- Jesteś przecież łowcą tych bestii ! Przestań mi tu marudzić ! Nie po to cie tu sprowadziłem !!!
Drag wyprostował się i wziął głęboki wdech.
- Nie zrozum mnie źle, ale nigdy nie mieliśmy do czynienia ze smokiem... och moja głowa... idę się położyć... a ty drogi łowco, musisz się z tym uporać jak najszybciej... nie mamy zbyt wiele czasu...
Król wyszedł z komnaty, kierując się do sypialni, by odpocząć trochę od nawału spraw. Drag podszedł do okna i patrzył w stronę dziedzinca. Czerwona poświata zaczęła już dawać swe oznaki. Powoli zanikały inne kolory. Drag wyszedł z komnaty i zkierował się do bramy głównej. Wyszedł z zamku głównego i skierował się do najbliższej karczmy "Pod Czarnym Nożem" i wynajął pokój na noc.

Klaang

Klaang

2.02.2005
Post ID: 11212

19/20 Blossnothal (Kwiecień)

Kiedy Nagash i Ashanti podjechali bliżej zobaczyli, że nie są koło kręgu sami. Z daleka uśmiechał się do nich potężnego wzrostu barbarzyńca.
- A temu co? – pomyślał Nagash – Do lisza się uśmiecha... Głupi czy co?
- Kim jesteś? – spytała Ashanti rozbawiona zdziwieniem Nagasha – I co wyprawiasz z tym toporem?
Barbarzyńca bezskutecznie starając się schować nadal płonący magią topór za plecami rzekł z zakłopotaniem:
- Jestem Klaang syn Krageena, dobrzy lu... khem... drodzy podróżnicy... – poprawił się widząc, że nie z ludźmi ma do czynienia – Za namową hobbitów z pobliskiego Harrow postanowiłem nieco pozwiedzać zabytki – kontynuował z uśmiechem zakłopotania – ale kiedy się tutaj zbliżyliśmy, mój topór zaczął się dość dziwnie zachowywać... No i ze wstydem przyznaję, że nie za bardzo potrafię sobie z tym poradzić.
- My... się zbliżyliśmy? – spytała zdziwiona Ashanti rozglądając się wokół kręgu – Przecież tu nikogo nie ma...
– Racz się odwrócić pani... To jest mój przyjaciel... Oran.
Ashanti kiedy zobaczyła za sobą ogromnego, obnażającego kły psa, aż podskoczyła w siodle. Nie to żeby się bała, ale zaskoczenie było ogromne. – Jak tak ogromne zwierzę zdołało się zaczaić... I dlaczego go nie wyczułam? – pomyślała przeklinając w duchu demonie zmysły, które ją zawiodły
– Nie obawiaj się pani. Nic ci nie zrobi. – kontynuował Klaang przyglądając się ze zdziwieniem zachowaniu psa. Wiele razy mieli do czynienia z „nieludźmi”, ale tak jawną wrogość wobec kogokolwiek Oran okazywał po raz pierwszy.
- Bezpieczniej będzie dla niego jak przestanie się na mnie szczerzyć – odparła demonka, z dobrze udawanym spokojem czując się wyraźnie nieswojo w obecności monstrualnych rozmiarów zwierzęcia.
W międzyczasie Nagash zszedł ze swojego ożywionego konia. W momencie kiedy koński kadawer stracił fizyczny kontakt z liszem, padł bez życia na ziemię, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Nagash do tej pory nie odezwał się ani słowem. Ignorował zarówno obecność barbarzyńcy, jak i jego psa. Kiedy jednak ruszył w stronę kręgu, przy okazji mijając Klaanga, nadal starającego się „ujarzmić” magię topora stało się coś dziwnego. Nagash zachwiał się a po chwili odskoczył na znaczną odległość od Klaanga.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj barbarzyńco... – zaklekotał złowrogo
Klaang szczerze zdziwiony spytał – A co się stało?
- Nie zbliżaj się do mnie z tym toporem, albo gorzko tego pożałujesz.
- Dobrze zatem. Niech się tak stanie. Nie powiedzieliście mi jeszcze kim jesteście. – odparł Klaang z uśmiechem
– Jestem Nagash. – mruknął lisz tonem jasno mówiącym, że nie zamierza bawić się w uprzejmości.
– A ja Ashanti. Miło mi cię poznać Klaangu. – powiedziała Ashanti słodkim głosem, posyłając jednak barbarzyńcy uśmiech tak zimny, że dreszcz przebiegł mu po plecach – Ale racz teraz powiedzieć swojemu pupilkowi – wskazała na Orana – żeby już dał mi spokój, dobrze?
– Oran... chodź tutaj... – powiedział cicho Klaang. Pies posłusznie podszedł do niego, nadal jednak pozostając pomiędzy Klangiem i Ashanti.
Ashanti zsiadła z konia i również zaczęła zbliżać się do kręgu.
– Może mi wreszcie wyjaśnisz o co tutaj chodzi? – spytała Nagasha z wyrzutem
– Zaraz... – odparł lisz nadal nie przerywając badania jednego z kamieni w kręgu. Zniecierpliwiona Ashanti założyła ręce na piersi i przyglądała się w ciszy.
Po kilku minutach lisz zarechotał głośno klekocząc szczęką i dotknął jednego z kamieni mrucząc jakieś tajemne zaklęcie. Runy na czarnym kamieniu natychmiast zalśniły niebieskim światłem.
– Zaczekaj Nagashu... – przerwał Klaang wyraźnie ucieszonemu liszowi
– Czego chcesz? – warknął Nagash zdekoncentrowany
- Nie wiem co zrobiłeś, ale w momencie, kiedy obudziłeś magię tego kamienia, mój topór natychmiast ucichł... – powiedział wskazując Thorrena, wokół którego falowało nagrzane powietrze.
– Nie wiem co za magia jest zaklęta w twoim toporze barbarzyńco... Racz nie przeszkadzać... – odpowiedział Nagash wyraźnie tracąc cierpliwość. Po chwili drugi z kamieni lśnił magią. Kiedy obecni tam Klaang i Ashanti spodziewali się że Nagash obudzi kolejny kamień lisz odszedł na bok i usiadł na ziemi kilka metrów od kamienia.
– Co się dzieje? – spytała Ashanti
– Zmęczyłem się nieco... – mruknął Nagash – Muszę odpocząć.
– Aż tyle sił potrzeba na otwarcie tego portalu, o którym mówiłeś?
– Tak... sporo... a... do tego jeszcze ten dryblas ze swoim toporem... Przeklęty ... topór.
– Zaczyna się ściemniać... – powiedziała Ashanti – Możesz dokończyć jutro?
– Mogę...
– No to sobie odpoczniemy przy ognisku... Klaang chodź tutaj, co tak będziesz sam siedział... – zawołała trochę głośniej w stronę barbarzyńcy.
– Z chęcią się do was przyłączę, ale obiecałem Nagashowi, że nie zbliżę się z toporem do niego, a jako, że się z nim nie rozstaję...
– Oj! Chodź tutaj dryblasie... Tylko nie używaj magii zaklętej w tym przeklętej siekierce... – zaklekotał Nagash poirytowany prostodusznością barbarzyńcy – Możesz się nam przydać...
Klaang przycupnął w kucki kilka metrów od dwójki podróżników zasłaniając twarz kapturem
– No to sobie rozpalimy ognisko... – mruknęła Ashanti a w jej dłoni pojawiła się ognista kula oświetlając jej twarz czerwonym blaskiem. Na ten widok Oran spiął się w ułamku sekundy i skoczył z zębami wycelowanymi w gardło demonki. Ashanti już miała porazić psa przygotowaną do zupełnie innego celu kulą ognia, ale nim zwierzę zdążyło na dobre wzbić się w powietrze, wydało z siebie skowyt i zatrzymało się... dwie stopy nad ziemią.
– Oran... powiedziałem spokój prawda? – mówił Klaang spokojnie trzymając ogromnego psa za skórę na karku. Jedną ręką. Ashanti aż usta otworzyła ze zdziwienia.
– Silny jesteś Klaangu... Jak na człowieka... – jąkała się wyraźnie zbita z tropu
– I szybki. Za szybki – dodał Nagash - siedziałeś spory kawałek od nas, a pojawiłeś się i złapałeś swojego pupilka za kark w mgnieniu oka. Nie jesteś człowiekiem...
– Jeden z moich przodków był elfem – odparł Klaang z uśmiechem wolnym ruchem stawiając Orana na ziemi. Kiedy zdjął kaptur oczom Nagasha i Ashanti ukazały się spiczaste, elfie uszy. – Oran będzie już grzeczny... Obiecuję... – dodał, a pies pokornie, położył się koło niego.
– Co cię tu sprowadza, pół-elfie? – spytał Nagash wyraźnie zaintrygowany postacią barbarzyńcy.
– Ćwierć-elfie dla ścisłości. –uśmiechnął się Klaang do lisza - Chciałem nieco pozwiedzać, a hobbici z Harrow powiedzieli że widoki są tutaj dość ciekawe. Jak już zresztą mówiłem – mój topór zaczął się zachowywać inaczej niż zawsze, dlatego tu zostałem, żeby się temu lepiej przyjrzeć. Potem zobaczyłem was... Jakby nie to – wskazał na leżący obok topór - już dawno maszerowałbym do Azaradu.
– Do stolicy? Po co? – spytała Ashanti bawiąc się sztyletem
– Słyszałem, że królowa niedomaga. Pomyślałem, że dowiem się więcej... Może jest jakiś sposób żeby pomóc.
– To się całkiem dobrze składa... – wycharczał Nagash – Właśnie wybieraliśmy się na Pustynię Daishad po lek na chorobę królowej. Może wybrałbyś się z nami?
– Możesz się przydać Klaangu. – dodała w zamyśleniu Ashanti – Nie wiem co Nag planuje, ale nie sądzę, że zdobycie leku będzie łatwe, szczególnie na Daishadzie. Jesteś silny. I diabelnie szybki. Byłbyś dobrym nabytkiem.
– Dlaczego nie... – mruknął Klaang – Jeśli o lek chodzi... Idę z wami.

Następnego dnia rano Nagash zaczął „budzenie” pozostałych kamieni. Z każdym kolejnym zaczynającym świecić obeliskiem zrywał się coraz silniejszy wiatr. Kiedy Nagash uruchomił przedostatni, ziemia zaczęła się trząść, a wnętrze kręgu wypełniły fale ognia.
– Ja mam tam wejść? – pomyślał Klaang widząc jak piach wewnątrz kręgu zaczyna się topić od temperatury
Kiedy Nagash sprawił, że ostatni kamień zalśnił magią... wszystko ucichło. Kamienie świeciły nadal pulsującym światłem, ale wewnątrz kręgu nie było już płomieni. Wiatr ucichł, a ziemia przestała drżeć.
- Coś poszło nie tak? – spytała Ashanti
– Wszystko jest w porządku – mruknął Nagash – Zaraz się otworzy...
W jednej sekundzie krąg zalśnił jaskrawym światłem a nad kręgiem pojawił się sięgający nieboskłonu słup błękitnego ognia. Rozległ się potężny huk a podmuch powalił wszystkich na ziemię. Pierwszy wstał Nagash. Wszedł do kręgu i... zniknął. W jego ślady poszła Ashanti. Klaang niosąc na rękach przerażonego Orana z ociąganiem wszedł na sam koniec.
– Będą z tego kłopoty – pomyślał, ale po chwili usłyszał klekotanie Nagasha
– Witajcie na Pustyni Daishad.

Destero

Destero

2.02.2005
Post ID: 11213

22 Blossonthal 1276r ery II

Nagła reakcja Adriela, na głos maga w białej szacie, wzbudziła w Destero ciekawość, która przerodziła się w prawdziwe zaintrygowanie, gdy rozpoznał obydwóch mężczyzn. Podczas gdy to on szukał ich to oni znaleźli jego. Dwaj czarodzieje – Bubeusz i Fristron – wpadli w jego sidła.
-Mój przyjaciel został ciężko ranny, więc… – Bubeusz zawahał się – …gdyby nie stanowiło to problemu to czy zechciałby Pan nam pomóc panie…
Destero nie miał zamiaru udzielać im żadnych informacji… wręcz przeciwnie… miał zamiar je od nich wyciągnąć, jeśli nie prośbą to siłą. Wiedział jednak, że długa i męcząca podróż z masywu Mak Kordal mocno nadwątliła jego siły. Postanowił posłużyć się podstępem. Pomimo, że ich nie odczuwał, Destero bardzo dobrze rozróżniał uczucia, jakie kłębiły się w umysłach ludzi. Mag o imieniu Bubeusz martwił się o swego przyjaciela leżącego na łożu szpitalnym.
-Jak się Pan nazywa? – Ponowił pytanie Bubeusz.
-Co mu się stało? – Padła zimna odpowiedź
Bubeusz lekko zbity z tropu tonem głosu psionika nie odpowiedział. Odezwał się za to Fristron:
-Wampir… – ucichł na chwilę- wampirzyca…
Destero kiwnął tylko lekko głową i podszedł do łóżka, na którym leżał Fristron. Mag nie wyglądał bardzo źle. Był blady i prawdopodobnie miał wysoką gorączkę, ale nie było groźby zarażenia wampiryzmem. Rana szarpana na karku w pobliżu szyi nie uszkodziła, co ważniejszych organów. Z pewnością była bolesna, ale nie stanowiła zagrożenia dla życia. Reszta obrażeń była nieistotna. Ot kilka sińców i zadrapań, z których musiało jednak wypłynąć sporo krwi. Niedokrwienie organizmu. Dlatego był taki blady.
-Więc mu pomożesz? - Zapytał Bubeusz, a w jego głosie słychać było lekką irytację.
Destero skinął lekko głową na znak zgody. Nasunął kaptur mocniej na twarz i pochylił się nad rannym magiem. Jego dłoń powędrowała ku ranie, ale zatrzymała się dopiero na czole Fristrona. Destero mruknął coś pod nosem cicho, po czym zamilkł na chwilę a po około minucie milczenia skinął głową:
-Zamknij oczy i nie otwieraj ich pod żadnym pozorem. Leczenie może się nie udać, jeśli to zrobisz.
-Jesteś kapłanem? - Spytał Fristron
-Powiedzmy. Róbcie, co mówię. - Obojętny ton głosu psionika zbił z tropu rannego.
Fristron zamknął oczy. Destero odchylił zakapturzoną głowę w kierunku Bubeusza:
-Wyjdź.
-Co!? To mój przyjaciel. Nie zostawię go z nieznajomym...
Destero zaczął iść w stronę drzwi.
-Dobrze już dobrze! - Warknął Bubeusz - lepiej, żeby nic mu się nie stało. Ulecz go.
Destero nie raczył nawet odpowiedzieć i stał tylko spokojnie z rękoma spuszczonymi wzdłuż boków dopóki Bubeusz nie opuścił pomieszczenia. Odwrócił się w stronę Fristron a ten zamknął oczy i powiedział:
-Spieszy się nam. Proszę postaraj się by leczenie było szybkie i skuteczne.
-Nie otwieraj oczu to tak się stanie - padła odpowiedź.
Gdy dłoń Destero legła na jego czole w umyśle Fristrona wybuchła prawdziwa miriada uczuć. Wiedział, że powinien czuć się zmartwiony tym, że opóźnia prace Bubeusza i swoje nad Koroną świata, a mimo to czuł się odprężony jak nigdy dotąd. Miał ochotę powiedzieć nieznajomemu wszystko o swoim życiu i zdradzić wszystkie swoje sekrety. Czuł się jakby z jego umysłu usunięto jakąś barierę, która nie pozwalała mu otworzyć się na świat. Zadrżały mu powieki.
-Nie otwieraj ich. - Mentalny rozkaz Destero był silniejszy niż jego zachcianki.
Poczuł jak dłoń psionika zaciska się na jego czole mocniej, ale pomimo bólu czuł też lekkie mrowienie w ranach, których doznał. Całemu zabiegowi towarzyszył dziwny dreszcz, wędrujący po całej długości jego kręgosłupa. Dreszcz nasilił się i po chwili Fristron czuł go już na całym niemal ciele. Gdy Destero oderwał dłoń od jego czoła Fristron niemal nie krzyknął by tego nie robił. Choć dreszcz wzdłuż pleców ustał to ciągle czuł delikatne mrowienie w ranach i zadrapaniach. Otworzył w końcu oczy i zauważył jeszcze jak przybysz nasuwa kaptur na głowę. Zdziwił go jego młody wiek oraz opaska na oczach, ale czuł, że nie powinien o to pytać.
-Jutro poczujesz się lepiej i będziesz mógł wyruszyć.
Fristron był zmęczony, ale już czuł, że jego rany zaczynają się zasklepiać, a gorączka ustępuje. Nie mógł podziękować, bo ze zmęczenia nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Do pomieszczenia wszedł Bubeusz. Otworzył usta chcąc zadać oczywiste pytanie o zdrowie przyjaciela, ale gdy zobaczył szczery uśmiech na twarzy Fristrona wiedział, że wszystko poszło dobrze.
-Kiedy wyzdrowieje?
-Jutro rano spotkacie się ze mną przed bramą miasta.
-Jak to spotkamy się z tobą? Chcesz przedyskutować kwestię zapłaty?
Destero pokiwał głową na boki nad niedorzecznością tego pytania.
-Należy pomagać bliźnim i grzechem byłoby wykorzystywać ich cierpienie dla własnego zysku. - W jego głosie była czysta obojętność na którą Bubeusz przekrzywił głowę w powątpiewaniu.
-Przyjdziemy - odpowiedział po chwili wahania - Jeśli mój przyjaciel faktycznie poczuje się lepiej to z pewnością się pojawimy by ci podziękować.
Destero skinął głową i opuścił pomieszczenie zostawiając Bubeusza ze śpiącym smacznie Fristronem i mrocznymi myślami.

*
23 Blossonthal 1276r. II ery

Następnego ranka, skoro świt, Destero stał bez ruchu przed główną bramą miasta i przyglądał się koniom w stajni, które parskały zaniepokojone jego obecnością. Gdy pojawili się magowie oderwał wzrok od przerażonych zwierząt i skierował go na magów. Bubeusz maszerował raźnym krokiem, podtrzymując tylko od czasu do czasu Fristrona, który choć w bandażu na szyi wyglądał o wiele lepiej. Bubeusz wysforował się przed swego towarzysza, stanął przed Destero i powiedział raźnym tonem:
-Witaj! Naprawdę mu pomogłeś! Z początku, kiedy kazałeś mi opuścić pomieszczenie sądziłem, że chcesz nas oszukać, ale teraz Fristron...
-Czuję się o wiele lepiej - dokończył drugi mag uśmiechając się promiennie.
-Wiem - powiedział swym obojętnym tonem Destero - wybierzcie wierzchowce w tej stajni. Zaraz wyruszamy.
-Jak to wyruszamy? - Powiedzieli chórem zmieszani czarodzieje.
-Idziecie ze mną. Z początku myślałem, że macie przedmiot, którego poszukuję, ale kiedy was odnalazłem nie wyczułem jego obecności. Pokażecie mi gdzie jest...
-Zaraz, zaraz! - Przerwał już nie tak przyjacielskim tonem Fristron - jestem ci wdzięczny za udzieloną mi pomoc, ale...
-Nie masz wyboru - przerwał spokojnym głosem psionik - nałożyłem na ciebie geas. Umrzesz jeśli mnie nie posłuchasz.
-CO!? - Wrzasnął Bubeusz - Ty parszywy...
-Geas jest klątwą. Raz nałożona nie może zostać zdjęta bez zgody osoby, która jej użyła. Czar cię zabije, jeśli nie wykonasz mojego polecenia - kontynuował Destero
Fristron zbladł, jednak po sekundzie jego twarz przeszedł wyraz złości:
-Więc to tak! - Warknął - Mogłem się domyśleć. Na tym świecie nic nie jest za darmo.
-Nie myśl, że nie mam nic do zaoferowania. Geas jest jedynie moim zabezpieczeniem na wypadek gdybyście nie przystali na moją propozycję.
Bubeusz zdawał się nie słuchać. Podszedł do Fristrona i przyłożył rękę do jego czoła. Destero złapał go za ramię:
-Jest tam. Nie musisz się upewniać...
Bubeusz w gniewie odepchnął rękę psionika:
-Spokojnie Fristronie. Tylko najpotężniejsi magowie są w stanie nałożyć geas. Ten marny kapłan nie mógł tego zrobić.
Destero stał obojętnie i wpatrywał się w płynące na wietrze chmury, z kapturem nasuniętym na głowie.
-Parszywy drań - warknął w jego stronę Fristron - mogłeś zapytać!
Bubeusz zakończył poszukiwanie śladów klątwy i odsunął się od swego towarzysza. Pobladł, a jego twarz przecinał wyraz strachu.
-To tam jest. Naprawdę nałożył geas. - Głos Bubeusza był cichy, ale drżał, ze wściekłości.
Fristron spojrzał wściekły na Destero:
-Czego od nas chcesz?
-A więc zdecydowaliście się posłuchać. Dobrze.
-Posłuchać? - Warknął Bubeusz - Nie mamy wyjścia!
-Wiedziałem, że pozostaniesz wierny przyjacielowi... Uczucia są słabością - Twarze Bubeusza i Fristrona groźnie się wykrzywiły - Ale do rzeczy. Wiem nad czym pracujecie i wiem o postępach jakie poczyniliście w kwestii Korony Świata. Nie pytajcie skąd bo i nie jesteście na pozycji do zadawania pytań, ani też ich nie uzyskacie. Wiem, że spotkaliście się z przedmiotem, którego poszukuję. Amulet z wizerunkiem czerwonego diademu. Świeci mocno podczas... Niezwykłych nocy z jakimi mamy ostatnio do czynienia.
Oczy Fristrona i Bubeusza otworzyły się szeroko gdy zdali sobie sprawę z tego ile wie ów osobnik o ich śledztwie. Destero jednak zaczął dopiero mówić:
-Oferuję wam współpracę. Pomożecie mi odnaleźć amulet, a ja zdejmę geas i może pozwolę wam na towarzyszenie mi do miejsca którego szukacie równie intensywnie jak ja... Ołtarz zmian...
-Wiesz o tym?! - Palnął ze zdziwienia Fristron.
-Wiem o wiele więcej. Do przeprowadzenia obrzędu pozwalającego na zmianę wyglądu konstelacji potrzeba olbrzymiej ilości energii magicznej. Nikt na świecie nie jest w stanie jej tyle wytworzyć. Co jednak jeśli istnieje miejsce gdzie znajduje się olbrzymi potencjał magiczny, który niesamowicie pomógłby w takim obrzędzie? Jesteście zainteresowani?
Bubeusz i Fristron patrzyli nieufnie na mężczyznę w czarnym płaszczu, który pomimo, że groził śmiercią jednemu z nich, wzbudził ich zainteresowanie.
-Idziemy z tobą - powiedział Fristron
-Teraz możesz zdjąć z niego geas - zaczął niepewnie Bubeusz - Zgadzamy się, gdyż jak wiesz sami jesteśmy wielce zainteresowani tą sprawą. Klątwa nie jest ci już potrzebna.
-Nie ma żadnej klątwy. - Odrzekł obojętnie Destero.
-CO!? - Wrzasnął Fristron zmieszany.
-Nie ogłupisz mnie - potrząsnął głową Bubeusz - Sam ją wyczułem. Jest tam i masz ją usunąć.
-Twój umysł sądzi, że tam jest - odpowiedział spokojnie psionik - co nie znaczy, że tak jest. - Widząc zakłopotane spojrzenia obu magów postanowił wyjaśnić - Kiedy zacząłeś szukać znaków klątwy w aurze Fristrona, dotknąłem twojego ramienia i posłałem do twojego mózgu delikatny impuls elektryczny, dzięki któremu sprawiłem, że czułeś zakłócenia w aurze swojego towarzysza, choć tak naprawdę nigdy ich nie było. To co mówi ci twój umysł, nie zawsze musi być prawdziwe.
Bubeusz wyglądał na zmieszanego, ale Fristron wiedział już z kim mają do czynienia:
-Psionik - wyszeptał mag - nigdy żadnego z was nie spotkałem.
Destero skinął głową na znak potwierdzenia:
-Chodźcie do jakiejś oberży. Tam przedstawię wam szczegóły mojej wyprawy.
Bubeusz i Fristron uśmiechnęli się po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy i zgodnie powiedzieli:
-Chodź z nami.

*

Po kilkunastu minutach drogi zawędrowali do oberży "Pod Czarnym Nożem". Fristron i Bubeusz zamówili sześć Syrenek, ale Destero powiedział, że mogą wypić jego część i zamówił sobie szklankę wody, co ściągnęło na niego wiele niedowierzających spojrzeń. Gdy usiedli w najbardziej odosobnionym rogu karczmy, jak nalegał Destero, psionik wyjął spod płaszcza starą i pożółkłą mapę. Gdy rozłożył ją na stole Fristron i Bubeusz zauważyli, że była to mapa Ervandoru. Jednak zupełnie innego niż ten który znali teraz. Na mapie nie było miast, a rozległe obszary pół pokryte były lasami:
-Z którego to roku mapa? - Zapytał zaciekawiony Bubeusz
-Trzy tysiące czterysta sześćdziesiąty ósmy pierwszej ery. - Odpowiedział obojętnie Destero
-CO!? - Wrzasnął Bubeusz, a Fristron zakrztusił się Syrenką
-Przecież to około czterech tysięcy lat temu!? - Wycharczał Fristron gdy przestał kaszleć.
-Będziecie wrzeszczeć zwracając uwagę wszystkich wokoło czy posłuchacie co mam do powiedzenia? - Mruknął cicho psionik.
Bubeusz i Fristron uspokoili się nieco widząc podejrzliwe spojrzenia, jakie kierowali na nich bywalcy karczmy. Destero nasunął kaptur głębiej na głowę:
-Na tej mapie, pomimo jej wieku, zaznaczonych jest pięć obiektów, które mogliście widzieć na dzisiejszych mapach.
Destero wyciągnął drugą, o wiele bardziej aktualną mapę, i pokazał na niej pięć obiektów, które znajdowały się również na starożytnym kawałku papieru. Jego palec wskazał miejsce obok wioski niziołków, Harrow, na północ od Azarad, następnie lokację pośród piasków pustyni Daishad, potem obiekt w rejonie wielkich rozlewisk na dalekim zachodzie państwa.
-Kręgi kamieni - wyszeptał Bubeusz - a ci głupcy sądzą, że to zabytki z czasów króla Breanona I, ojca obecnego króla.
Destero skinął głową i wskazał jeszcze dwa kręgi, w lasach Damar i Mistwood:
-Starożytne obiekty. Nikt nie wie skąd pochodzą, ani do czego służą. Niektórzy wiedzą jedynie, że są ośrodkami mocnego natężenia energii magicznej.
-Mogły być miejscami kultu w zamierzchłej przeszłości - zaczął Bubeusz - może starożytne, dawno upadłe bóstwo...
-Nie - przerwał cicho ale kategorycznie Destero - To nie świątynie. Te kręgi są jednocześnie drogowskazami i drzwiami do miejsca, którego szukamy. Spójrzcie.
Destero przyłożył palec do kręgów na aktualnej mapie i narysował czarne linie, łączące każdy krąg z każdym. Wskazał na nieforemny czworokąt, który powstał na liniach przekątnych w obszarze fortecy Ironthal. Następnie czerwoną linią wytyczył przekątne powstałego czworokąta i w końcu wskazał palcem na miejsce ich przecięcia.
-Tutaj - rzekł, a Fristron i Bubeusz nachylili się nad mapą by lepiej widzieć. Miejsce w którym trzymał palec Destero znajdowało się trochę na południe od Twierdzy Ironthal.
-Czy to tutaj jest ołtarz? - Zapytał z przejęciem Bubeusz
-Czy nie uważasz, że schematyczny środek figury utworzonej na podstawie pięciu punktów o niezwykle silnym polu magicznym, musi mieć niesamowity potencjał energii magicznej? To jest więcej niż dwanaście strumieni many. Więcej niż potrzeba by przeprowadzić rytuał spaczenia Korony Świata.
-Ale tam nic nie ma. - Mruknął Bubeusz - same niezagospodarowane równiny.
-Nie powiedziałem, że to jest na ziemi... - Banalność stwierdzenia Destero zamknęła Bubeuszowi usta.
-Podziemne źródło many o tak wielkim potencjale - Zaczął Fristron - musi być niezwykle głęboko skoro nie oddziaływuje w żaden sposób na okoliczne ziemie.
-Nie znam więcej szczegółów co do umiejscowienia, ale wnioskujesz dobrze - odpowiedział psionik
-No dobrze - Bubeusz odzyskał mowę - ale jak się tam dostaniemy?
Palec Destero znowu pokazał pięć kręgów na mapie:
-Powiedziałem, że są zarówno drogowskazami jak i drzwiami. Choć może powinienem nazwać je raczej zamkami. Aby otworzyć przejście do punktu centralnego... Do Ołtarza Zmian… trzeba otworzyć wszystkie pięć zamków. Problem w tym, że nie mamy klucza.
-Amulet - powiedział cicho Bubeusz.
-Dlatego nas szukałeś – Fristron odłożył pusty kufelek na bok.
-Wiem, że mieliście z nim styczność. Chcę, byście powiedzieli mi gdzie jest.
-Ostatnio widzieliśmy go w lesie Grifith. Tam nas tak poturbowali – Rzekł cicho Fristron
-Wrócimy tam po niego, zabijemy wszystkich i odbierzemy amulet – odparł spokojnie Destero
-Czekaj! Oni już nie żyją! – Krzyknął Bubeusz i natychmiast złapał się dłonią za usta widząc nieprzychylne spojrzenia bywalców karczmy.
-Więc gdzie jest amulet? – Zapytał psionik
-Zapomnieliśmy go wziąć – Fristron zaczerwienił się zakłopotany – Ale wiemy kto go może mieć. Był z nami Ifryt o imieniu Hellburn.
-Znajdziemy go, zabijemy i odbierzemy amulet. – Ton głosu Destero nie zmienił się ani o jotę. Fristron i Bubeusz nie mieli zamiaru dyskutować bo nie chcieli stracić cennego sprzymierzeńca. O sprawie jego skłonności do konfliktów porozmawiają później.
-Znajdziemy go i odbierzemy amulet – Poszedł na kompromis Bubeusz
-Zanim wyruszymy ciekawi mnie jedna rzecz – zwrócił się Fristron do Destero – Nie jesteś magiem, nie jesteś kapłanem. Skoro tak to nie masz dostępu do magii leczącej czy tak?
Destero skinął głową na znak, że mag ma rację.
-Skoro tak to jakim cudem postawiłeś mnie tak szybko na nogi?
-To jest nieco bardziej skomplikowane, niż sposób w jaki sprawiłem, że Bubeusz uwierzył w geas. Chodźcie. Opowiem wam o tym w drodze do stajni.

Opuścili oberżę i już po chwili kierowali się ku stajniom przy bramie głównej.
-Umysł, mózg. Jak byś tego nie nazwał jest miejscem, które wydaje polecenia twojemu ciału – zaczął wykład swym obojętnym tonem Destero – Normalny człowiek potrafi wykorzystać tylko piątą część możliwości fizycznych i dwudziestą część psychicznych. Magowie tacy jak wy rozwinęli tą drugą możliwość do korzystania z dziesiątej części możliwości waszego umysłu. Psionicy… prawdziwi i potężni, potrafią usunąć blokady ograniczające ich umysł i potencjał fizyczny. Mogą uzyskać siłę wołu i mocą umysłu miotać głazy.
-Ty to potrafisz? – Spytał nagle Bubeusz.
-Niegdyś potrafiłem. Nic więcej na ten temat nie musicie wiedzieć. Wróćmy do tego jak wyleczyłem twego przyjaciela. Prawdziwą i mocną kontrolę nad umysłem i jego barierami mogę w swoim ciele wyzwolić w każdej niemal chwili, ale by zrobić to z inną osobą muszę nawiązać z nią kontakt fizyczny, najlepiej przykładając dłoń jak najbliżej jego mózgu. Wtedy mogę usunąć bariery i u tej osoby, z tym, że jest to bardziej ograniczone niż u mnie. W przypadku Fristrona zniosłem barierę ograniczającą możliwości regeneracyjne jego organizmu, oraz wydałem jego mózgowi polecenie by pokierował pracą układu krwionośnego tak by powstało więcej krwi, a jej nadmiar znajdował ujście w jego ranach. Pewnie zauważyłeś, że obficie krwawił przez ostatnią noc kiedy spał. Sprawiło to, że szybciej pojawił się zakrzep. Nadmiar krwi w organizmie wydali w swoim czasie. Jego pozbawione ograniczenia umiejętności regeneracyjne pozwoliły na uleczenie tkanek pod szybko powstałym strupem z olbrzymią prędkością. Dodatkowo zwiększyłem trochę wydajność jego mięśni. To dzięki temu może teraz chodzić. Zanim efekt tego zabiegu minie organizm wróci do stanu sprzed ataku i będzie mógł funkcjonować normalnie.
Fristron i Bubeusz rozwarli tylko oczy i usta. Destero powiedział to z taką obojętnością w głosie jakby mówił, że pogoda jest umiarkowana, a tymczasem było to naprawdę imponująca wiedza.
-Chyba miałem szczęście, że się mną zająłeś – powiedział cicho Fristron
Jesteśmy na miejscu – odpowiedział spokojnie psionik – wybierzcie konie. Ja pobiegnę pieszo. Zwierzęta mnie nie lubią. I na przyszłość… nazywam się Destero.

Hellburn

Włodarz Hellburn

3.02.2005
Post ID: 11214

23 Blossonthal

Hellburn siedział nieruchomo na skale wpatrując się uporczywie w amulet. Możnaby było stwierdzić, że jest kamiennym posągiem. Amulet od czasu do czasu błysnął czerwonym światłem ale zaraz potem gasł. Ifryt wstał i założył amulet na szyję. Nagle wyczuł trzy silne energie magiczne zbliżające się w jego stronę. Dwie z nich były mu znane. Friston i Bubeusz z nieznanym mu osobnikiem przedzierali się przez las Grifith. Postanowił przyczaić się i zbadać sytuację. Znalazł dogodne miejsce za głazem i trzema dość potężnymi bukami odalonymi od drogi prowadzącej przez las o jakieś 24 stopy. Cierpliwie i spokojnie czekał aż wkońcu dojrzał dwóch magów na koniach i dziwnego młodzieńca w płaszczu od którego emanowała niebywała energia psychiczna. *Psionik...*. Hellburn ostrożnie wstał zza głazu i zaczął ich śledzić kryjąc się za drzewami i skałami.

Bubeusz

Bubeusz

3.02.2005
Post ID: 11215

//23 Blossonthal//

-Pieszo? Ogłupia... A zresztą, rób jak chcesz.- pohamował się Bubeusz, wsiadając na konia. Po chwili byli już w drodze. Jak zwykle magowie odsunęli się troszkę od Destera i rozpoczęli rozmowę:
-Kto by się spodziewał, że bogowie ześlą nam psionika...- rozpoczął Bubeusz. -Myślisz, że nie jest groźny? Z tym swoim totalnym brakiem uczuć...-
-No póki co, to chyba nic nam z jego strony nie zagraża?- odrzekł Fristron, oglądając się za siebie na biegnącego z tyłu Destero.
-Muszę ci tak szczerze powiedzieć, że wyczułem w głębi jego duszy oznaki czarnej magii. Coś tak, jakby ziarenko zła w nim siedziało i czekało na odpowiedni moment...
-Czyli jak zawsze sugerujesz jak największą ostrożnosć?- przerwał mu Fristron.
-Nie inaczej.
-Ale przecież on nam ufa, pokazał nam mapę, objaśnił starożytne tajemnice kręgów...
-Albo ufa, albo ma jakiś sposób na to, żebyśmy go nie zdradzili...- odrzekł Bubeusz ponuro.
-Czyli że tak się wyrażę, zostaliśmy usidleni. -Bubeusz nie odpowiedział.- Ale czy to zaraz źle? Optymistycznie patrząc na tą sprawę, poczyniliśmy potężne postępy w rozwiązywaniu tej zagadki no i zyskaliśmy jeszcze potężniejszego sojusznika.- kontynuował Fristron, a Bubeusz zerknął kątem oka na biegnącego za nimi Destero. Jego prawie całkowicie zasłonięta twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć. Nastała chwilowa przerwa w konwersacji.
-Jakoś nie czuję się pewnie w jego towarzystwie... Pewnie jeszcze potrafi czytać myśli i wszystko o nas wie. Jakoś nie przypominam sobie, żebym pisał książkę o swoim życiu, a wydaje się, że on właśnie takową czytał. Księgę mojego umysłu.
-Eee, pomyśl lepiej, jakie horyzonty się przed nami otwierają, rozwiążemy wielkie tajemnice, będziemy mędrcami drugiej ery! Zapiszemy się złotymi zgłoskami w histoii naszego świata!- zaczął fantazjować Fristron i od razu rozmowa przeszła na inne tory. Destero tymczasem uśmiechał się w myślach, jak uczucia potrafią wpłynąć na ludzi.

Dragonthan

Dragonthan

3.02.2005
Post ID: 11216

23 Blossonthal

Drag leżał sobie spokojnie na kanapie. Nie spał już, lecz lekko drzemał. Myślał o powierzonym mu zadaniu. Król dość nietypowo podszedł do tej sprawy, zresztą nie dziwił mu się, skoro pierwszy raz maił do czynienia ze smokiem. Nie przekonał króla, aby dać mu czas na rozszyfrowanie zagadki pojawienie się tutaj smoka. Drag bardzo był tym zdziwiony ponieważ błękitne smoki nie podróżują na odległości większe niż 1000 mil od swojego gniazda. Problem stanowiło tutaj usytuowanie miejsca pobytu smoka. Napady na okoliczną ludność wsi były zapewne jego sprawką, ale dlaczego smok posunął się aż do tego stopnia aby atakować ludzi? Niewiele błękitnych tak robiło. Stanowiło to dla łowcy zagadke... Nagle zza okna usłyszał przerażające krzyki ludzi. Po chwili usłyszał też ryk. Zerwał się z kanapy i podbiegł do okna. Nad placem przeleciał smok, zawadzając o wierzchołki domów. Dragonthan wybił szybę i wyskoczył na dach karczmy. Zaczął biec po domach w kierunku ratuszowej wieży. Szybko przygotował łuk i strzałę obseruwjąc poczynania smoka. Ten wyraźnie nurkował co chwile jakby kogoś szukał. Drag nie zdołał utrzymać rónowagi na jednym z dachów i wpadł do środka domu prosto na stół. Wybiegł z tego domu w kierunku stajni i krzyczał do stajennego:
- Konia! Szybko!
Nie zwarzając na narzekania stajennego o zapłate za wynajem, dosiadł jednego z wierzchowców i ruszył za smokiem, pędząc po brukowanej drodze. Smok oddalał się w kierunku południa, leciał tuż nad drogą i po chwili znikł na horyzoncie. Drag po przejechaniu kilkunastu jardów za miastem zatrzymał się i wpatrywał się na znikającego w oddali smoka.

Thurvandel

Thurvandel

3.02.2005
Post ID: 11217

23 Blossonthal/Kwiecień MCCLXXVI roku II ery

W Damarys wrzało, a w powietrzu pachniało rychłą wojną. Szpicle węszyli, dezerterów i dywersantów na prędce wieszano, mieszkańcy albo się wynieśli, albo pracowali naprawiając umocnienia. Fort górował nad okolicą ze stromego wzgórza, u podnóża którego wiła się szara wstęga gościńca. Twierdza słynęła ze swych walorów obronnych, dostępu do niej broniło strome wzniesienie, oraz grupe na dwa łokcie, a wysokie na piętnaście mury. Kasztelan Galaren Thoz, mianowany na grododzierżcę Damarys, gdy tylko padło Varos, polecił kopać dookoła fortu głęboki i szeroki rów oraz sypać wały nabijane zaostrzonymi palami, a że do roboty zagonił wszystkich niemal żołnierzy i chłopstwo, fortyfikacje były na ukończeniu. Zastanowiał się także, czy aby do łopat nie zaprzędz drobnego rycerstwa, ale ze względu na rozliczne protesty, postanowienia zaniechał.
Do fortu ściągały coraz to nowe oddziały wojska. Armia Azaradu koncentrowała się, by tu w wąskim gardle pomiędzy Widłami, a Mak Kordhal zatrzymać pochód armii Kilderiana. Głównodowodzącym Azaradczyków był marszałek polny Dirrion Gopperdan. W forcie stacjonowało teraz około dziesięciu tysięcy woja i wciąż ściągali nowi. Byli azaradzcy łucznicy w sile dwóch tysięcy łuków, ze stolicy przybyły także oddziały doborowej Gwardii Strażniczej i Białej Jazdy, wyborowych formacji pikinierów i pancernych, razem pięć tysięcy wojska. Ponaddto przybyły też oddziały z Aldermanu i Perłowego Archipelagu, między innymi tysiąc zaprawionych w boju korsarzy z Newstark, w odwodzie były jeszcze ochotnicze hufy z Eagle Dale i niziołki z Harrow oraz lokalne rycerstwo. Elfy i krasnoludy nie przybyły. Razem pod Damarys stacjonowało około dziesięsiu tysięcy wojaków plus załoga samej twierdzy. Książęcych postanowiono przyjąć w otwartym polu, w odwodzie pozostawiając fort wraz z obsadą.

***

- Idą. Zdaje się, że Kilderian nie połączył armii. Oddziały zwiadowcze dokonują ostatecznego rozpoznania. - zameldował kapitan Arbelorn, dowódca królewskiego zwiadu.
- A zatem bitwa będzie wyrównana. Czy wiadomo co się dzieje na południu? - zapytał cicho marszałek
- Niestety... tam podjazdy przepadły.
Gopperdan zaklął z cicha.
- Trudno. Zatem do dzieła. O świcie szykuje się niezła zabawa.
Niezła zabawa rzeczywiście szykowała się. Wojskom książęcym o zachodzie słońca ukazały się mury fortu Damarys.

Fristron

Fristron

3.02.2005
Post ID: 11218

// Popołudnie, 23 Blossonthal (Kwiecień) MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Fristron zmrużył oczy i zacisnął wargi w skupieniu. Jak zawsze, gdy usiłował sobie coś przypomnieć. Obrócił się, spojrzał jeszcze raz na Destero. Był pewien że gdzieś go widział. Jeszcze mocniej zmrużył oczy. Pięć kręgów? Głos... śpiew... i krzyk
Bubeusz spojrzał na kolegę, później na Destero.
- Jakie licho... - mruknął. Fristron to dosłyszał, ale... cóż to mogło znaczyć? - Słuchaj, Fristron. To bez sensu. Gdzie mamy znaleźć Hellburna? Przecież chyba to oczywiste, że nawiał z Grifith.
- Destero wydaje się jednak pewien, że znajdziemy go tam.
- Zaraza z nim. Po co, na wszystkie przygłupie kulty, miałby tam siedzieć? Może znalazł sobie jakąś driadę na małżonkę? A może zaprzyjaźnił sięz entem? Albo...
- Bubeuszu... - mruknął Fristron, a towarzysz spojrzał na niego - Wyświadcz mi tą przyjemność i przestań paplać, dobrze?
I zapadła cisza.

*

Noc, z 23 na 24 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

- Destero? - spytał Bubeusz
- Mhm? - mruknął obojętnie
- Skąd wiesz gdzie iść?
- Wiem i tyle.
Przykra pauza. Ciszę przerywał tylko szmer liści.
- Destero? - podjął ponownie
- Tak?
- Jak znajdziemy Hellburna?
- To mój problem.
Kolejna pauza. Bubeusz potknął się.
- Głupi korzeń - mruknął
- Musimy iść po ciemku? - spytał Fristron
- Musimy - rzekł psionik
- Może i psionicy mogą leźć cały dzień i całą noc, ale czarodzieje nie - burknął Bubeusz
- To siedźcie, trudno. Ja idę.
- Źle nas zrozumiałeś. Chodzi nam o to, czy możemy tu rozbić obóz we trójkę? - rzekł Fristron, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa
- Zrozumiałem was. Ale nie zamierzam odpoczywać.
Fristron posłusznie poszedł za nim. Bubeusz burknął coś niezrozumiale i poczłapał za pozostałymi.
Szli przez las Grifith. Oczy Bubeusza ujrzały wiewiórkę. Mała, zagubiona istotka... Spojrzała na Destero i pomknęła w las. Pomyślał, że może i dobrze by było, gdyby zrobił to samo, co ona...
Doszli do polany, gdzie rozegrała się niedawno walka. Destero poszedł poanalizować fakty, a magowie mieli moment na odpoczynek. Później wypytał ich szczegółowo o Karę, na co Fristron udzielał żywych odpowiedzi. O Hellburna, o walkę, o nic więcej nie zapytał. Pozwolił im odpocząć pół godziny, po czym ruszyli razem w ciemność. Ku sercu lasu Grifith.

*

Rano, 24 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

- Był tu? - spytał Fristron
- Był, nie widzisz? - rzekł Bubeusz - To ślady po wypaleniu. O ile nie było pożaru w samym sercu lasu, nocował tu ifryt.
- Niemal bezbłędne rozumowanie - stwierdził obojętnie jak zawsze Destero - Bo wcale tu nie musiał nocować.
- Nie musiał? Przecież...
- Wiem, że gdyby tylko przechodził, lub przysiadł na trochę nie byłoby śladu. Ale mógł tu rzucić tylko Wypalenie i polecieć dalej, aby nas zmylić co do oceny odległości.
Bubeusz zamarł, Fristron pokiwał głową.
- ... ale nie można także wykluczyć możliwości nocowania. Wszakże odpoczynek ifrytowi czasem jest potrzebny, dla regeneracji mocy.
- Psionikom także jest potrzebny, prawda? - spytał Fristron
- Celna uwaga. Tak, musimy odpoczywać, ale nie tak często jak wy.
- Dziś się zatrzymamy? - spytał z nadzieją w głosie Bubeusz
Destero kiwnął głową. Na twarzach magów rozlał się błogi uśmiech. Towarzysząc psionikowi w pościgu za ifrytem można paść ze zmęczenia.

Destero

Destero

4.02.2005
Post ID: 11219

//24 Blossonthal 1276r. II ery

Gdy Bubeusz i Fristron zasnęli Destero postanowił uzyskać trochę więcej informacji na temat pobytu poszukiwanego przez nich ifryta Hellburna. Oddalił się od obozowiska, które założyli na szczycie małego pagórka i skierował się w głąb lasu. Najpewniejszym, choć sprawiającym dużo kłopotów, informatorem Destero był zawsze Adriel, a nie było mowy o nawiązywaniu z nim kontaktu w pobliżu dwóch magów, których psionik, co by nie było, potrzebował. Biegł przez las kilka dobrych minut, aż wreszcie zatrzymał się w pobliżu małego jeziorka na środku polany. W jego tafli odbijał się czerwony księżyc i tysiące gwiazd z Koroną Świata na czele. Destero nie zachwycał się jednak pięknem tego widoku. Zsunął płaszcz z ramion i położył go na ziemi. Psionik wszedł do wody po kolana i „spojrzał” w jej toń. Powolnym ruchem zsunął opaskę z oczu i na powierzchni jeziorka ukazały się jeszcze dwa bliźniacze światła pośród gromady gwiazd, świecące wściekłą czerwienią. Odbicie Destero było nienaturalnie dobrze widoczne w ciemności nocy:
-Obudź się – wyszeptał psionik.
Nagle jego ciałem targnął atak bólu, gdy Adriel odpowiedział w umyśle Destero na jego wezwanie:
-
Czego sobie życzysz... panie – ostatnie słowa ociekały jadem
-
Daruj sobie – mentalny głos Destero nadal pozostawał spokojny - Wezwałem cię, bo potrzebuję informacji o...
-
Ifrycie – dokończył za niego demon.
-
Udzielisz mi ich.
-
Oczywiście, że tak. Wiesz, że w tej kwestii nasze cele wyjątkowo się pokrywają.
-
Oszczędź mi tej bezsensownej gadki. Nasz cele mogą być takie same, ale motywy z pewnością są inne. A teraz mów, co wiesz.
Destero wpatrywał się w swoje odbicie, które zaczynało już nabierać dobrze mu znanych kształtów. Demon chciał przeciągnąć konwersację i objąć kontrolę nad ciałem. Destero musiał się spieszyć.
-
Gdzie jest ifryt?
-
W pobliżu.
Mentalny atak, który Destero posłał w głąb swej jaźni sprawił, że sam padł na kolana, a jego odbicie zafalowało nienaturalnie. Mentalna walka z demonem miała to do siebie, że szkodziła zarówno jemu jak i Adrielowi. Uroki dzielenia jednego ciała i jaźni. Demon warknął w umyśle Destero:
-
Spieszy ci się skoro posuwasz się do tego.
-
Gdzie jest? – głos Destero przesiąkł mentalną sugestią.
Demon zachichotał złowrogo:
-
Za tobą!//
Psionik natychmiast zamknął oczy i odwrócił się by spojrzeć na jarzącego się w ciemności ifryta.
-Dlaczego mnie szukacie? – Odezwał się na powitanie Hellburn
-Wierzę, że masz coś, co jest mi potrzebne – powiedział spokojnie Destero wskazując na amulet na szyi Hellburna – oddaj mi to lub zgiń.

Hellburn

Włodarz Hellburn

5.02.2005
Post ID: 11220

24 Blossonthal

- Żadne z tych wyjść mi nie pasuje - uśmiechnął się Hellburn. Wiedział, że nie obejdzie się bez walki.
Destero wyszedł z wody, szybko podniósł płaszcz z ziemi i rzucił nim w Ifryta. Ognisty Rycerz rzucił ognistą kulą. Trafiła w tkaninę odrazu ją spalając w drobny pył. Psionik skoczył na Ifryta z wyciągnętą nogą. Hell zatoczył się parę metrów, wstał i pobiegł wprost na Destera. Chciał uderzyć w żebro, nie trafił, Psionik usunął się i zadał cios z łokcia, który powalił Hell'a na ziemię. Destero zrobił krok chcąc zmiażdżyć żebra Ifrytowi. Ten przepełznął w bok, szybko wstał i uderzył w przedramienie Psionika. Usłyszęli chrzęst łamanej kości. Zaraz potem pięść przeniósł na twarz. Destero upadł... posmakował krew w ustach... wypluł ją i użył swej psionicznej mocy, podniósł Hell'a nad ziemię i rzucił nim o pobliskie drzewo. Ifryt stracił przytomność. Psionik wolnym krokiem podszedł do zemdlałego Hellburn'a. Chwycił jego głowę i już miał rozwiązać problem Ifryta kiedy na pagórku zobaczył..... Fristona i Bubeusza.

Bubeusz

Bubeusz

5.02.2005
Post ID: 11221

//24 Blossonthal//

-HA! Znalazłeś tego padalca!- krzyknął Fristron i rzucił się na Hellburna. Lekko zdezorientowany Destero patrzał, jak mag z Avlee tłucze Hellburna po twarzy, lecz zaraz odepchnął Fristrona i już miał skończyć z ifrytem, kiedy las wypełniły słowa. Bubeusz krzyknął jakąś formułkę, przyjmując dziwną pozę i kierując swoją laskę w pierś ifryta. Klejnot zabłysł srebrnym światłem, rozlewając blask na całą polanę i pół jeziora. Światło przeskoczyło na ifryta, tworząc wielką kulę, w której znalazł się Hellburn. Destero i Fristron zostali odepchnięci i potoczyli się do wody.
-Co ty robisz?!- krzyknął ten drugi, jak tylko zdołał się podnieść.
-Ratuję mu życie?- zapytał niewinnym głosem Bubeusz.
-On zginie, czy tego chcesz, czy nie.- rzekł obojętnym jak zawsze tonem psionik, podchodząc powoli do Hella.
-Nie mam w zwyczaju zabijać kogokolwiek, kto uratował mi życie.- odparł Bubeusz i widząc zdumienie Fristrona, dodał:
-Przecież to on pomógł nam wyjść cało z zasadzki Kary! A poza tym może nam pomóc przeprawić się przez las. A tobie wystarczy, że odda amulet, nie?- zwrócił się do Destero. Tamten zastanowił się chwilkę i po chwili rzekł:
-Zgoda.-
Bubeusz wszedł sobie spokojnie w aurę otaczającą Hellburna i zerwał mu z szyi połyskujący wisiorek. Przy okazji wlał mu do ust jeden ze swoich eliksirów i natychmiast Hell otworzył oczy.
-Co się dzieje?!-
Bubeusz stał spokojnie w środku srebrnej kuli, przewracając w palcach amulet. Nagle usłyszał głos psionika:
-Daj mi to.-
Czarodziej wyszczerzył do niego zęby, korzystając z tego, że chroni go aura otaczająca ifryta. Wtem Hellburn złapał go za rękę.
-Co tu się dzieje!?- powtórzył głośniej. -Oddaj mój amulet!
Bubeusz rzucił amulet psionikowi, mówiąc do ifryta:
-Destero właśnie miał cię zabić i gdyby nie moja interwencja, leżałbyś już tutaj w kawałkach. Ja nic nie żądam w zamian, lecz ten oto pan w czarnym... To znaczy płaszcz już mu spaliłeś... W czarnej skórze chce, zebyś go poprowadził przez las. No a amulet to nie twoja sprawa.- Bubeusz spojrzał na zdumione oblicze ifryta i klasnął dwa razy w ręce. Srebrna aura zmieniła się w tysiące bąbelków, które już po chwili popękały rozwiane wiatrem na wszystkie strony. -No to idziemy!- i ruszył dziarsko na północ, jakby nic się nie stało.

Fristron

Fristron

5.02.2005
Post ID: 11222

// Rano, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Fristron przeciągnął się. Ku ich szczeremu zdumieniu, Destero pozwolił przespać im drugą z rzędu noc. On, razem z Hellem przeszukali teren.
- Do wzgórza niedaleko - powiedział, kiedy Bubeusz i Fristron usiedli z nimi po pospiesznie zjedzonym posiłku - Będzie nieco wspinaczki, ale łagodnej.
- To ten pagórek? - spytał Bubeusz, wskazując na niewielkie zaokrogląne wzgórze na mapie
- Tak... z bliska nie jest takim pagórkiem. I jest, ku memu zdumieniu całkiem nagie. Już od samego początku nie porasta go najmniejsza trawa, czy coś w tym stylu.
- Hm... - mruknął Fristron - Coś jeszcze?
- Nic. Właśnie to mnie martwi. W okolicy wzgórza nie ma żadnych ptaków, nic.
- Hm... - zamruczał jeszcze raz mag z Avlee - Hm, hm, hm...
- Przestań hmkać - burknął Hellburn - I w drogę!
I ruszyli - jak rzekł, po skończeniu hmkowego nastroju Fristrona Hellburn - w drogę.

***

Popołudnie, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

Byli już całkiem niedaleko wzgórza. Fristron czuł lekkie mrowienie w palcach. Jak zwykle oznaczało to, że albo musi natychmiast ruszyć do toalety, albo wyczuwa nieprzychylną aurę. Jako że nic nie czuł w miejscach... no, wiadomo o co chodzi, toteż stawiał na aurę.
Coś się poruszyło. To nie był zwierz. Poruszyło się drugie coś. I trzecie, czwarte, piąte...
Dwadzieścia goblinów z lagami w rękach okrążyło ich. Na twarzach uczestników wyprawy zawisły kolejno:
- Destero - obojętność ( cóż by innego )
- Fristrona - nadzieja ( nie wiedzieć czemu )
- Bubeusza - zdumienie ( nic dziwnego )
- Hellburna - strach ( jako pierwszy dostrzegł lagi w rękach )
Fristron krzyknął coś niezrozumiale, charcząco. Ocharknął mu najroślejszy goblin. Zawiązała się niezwykła, charcząca rozmowa, której szczegółów tu podawać nie będę. Tak czy siak twarz wodza goblinów stopniowo łagodniała. W pewnym momencie znowu się wyostrzyła, po chwili dalej złagodniałą, i tak skokowo. W końcu krzyknął coś do goblinów i przeszedł na Wspólny:
- Witam, nazywam się Grmfghklest
- Hę? - zaniemówił Bubeusz
- Możecie mi mówić Gremyfklest. Tak mnie nazywają elfy.
- Gremyfkleście, to Bubeusz, Destero i Hellburn - rzekł Fristron. Bubeusz skłonił sie zwyczajnie, Destero nie poruszył się, a Hellburn pokłonił się niemal niezauważalnie. Za to Gremyfklest, w szerokim i niskim ukłonie rzekł:
- Panowie, tak być nie może. Ja dużo zniosę, ale tak być nie może. Ja wiem kto wy jesteście!
- Kim my jesteśmy?
- Tak, panowy. Bez urazów, ale wy zbóje zwykłe są.
- Hę? - zdziwił się ponownie Bubeusz
- No są wy, bo zabili wy wilki. I walczyliście z jakimiś nieludami też. I bili wy się sami. To zbóje wy, proste.
- Nie jesteśmy zbójami - rzekł Fristron - poszukujemy... czegoś - mruknął, spojrzał szybko na Destero, potem na Hellburna i ostatecznie znów na Gremyfklesta, po czym wbił oczy w ziemię.
- Nie zbóje wy? Jakże to? Mówią, że zbóje.
- Nie zbóje i tyle - powiedział obojetnym głosem Destero. Wszyscy zwrócili na niego oczy - Po prostu musieliśmy załatwić pewne porachunki.
- A wilki napadły nas... znaczy jego - mruknął Bubeusz, wskazując na faktycznie przez wilki zaatakowanego
- A ci nieludzie to były wampiry - zakończył wyliczankę Fristron - Sam widzisz, Gremyfkleście, że nie jesteśmy zbójami. Mogło dojść do strasznych rzeczy przez te wampiry w tym lesie, a nie doszło dzięki nam.
- No, ślachetni panockowie. Jak tak, to zapraszam do naszej kwatery!
- Śpieszno nam w drogę - mruknął Destero - Nie będziemy się zatrzymywać.
- A gdzieżeż wy zdążacie, panockowie ślachetni?
- Na północ, ku źródłom Ruadanu.
- I dalej... - westchnął Fristron
- No to ślachetnym panockom my przeszkadzać nie będziemy. Do widzonka!
I oddział pokracznych istot odszedł ku głębi lasu.
- Powiedz - mruknął Bubeusz - skąd, u licha znasz język goblinów.
- Z Avlee. - rzekł krótko
Powoli zbliżali się do wzgórza...

Nagash

Nagash

5.02.2005
Post ID: 11223

//22 Blossnothal //

-O tak nie ma to jak powiew ciepłego pustynnego wiatru w twarz - mruczała Ashanti
- Taa... o ile komuś czaszki z karku nie zwieje - odburknął Nagash
- Nie wiem o co ci chodzi nekromanto, wszystko idzie zgodnie z planem
- Tak, i właśnie chodzi o to że idzie za łatwo
- No to może to będzie dla ciebie wyzwaniem - spytał barbarzyńca i wskazał na szarżujących orków
- Chyba żartujesz
Myślisz że 2 orków szarżujących wprost na mnie zrobi na mnie wrażenie No chyba że weźmiesz pod uwagę 5 kuszników za skałami ..... - ciągnął lisz - Ja biorę kuszników wy resztę - powiedział i zaczął strzelać w kuszników za skałami. Tymczasem demonka i Klaang który niechętnie przyłączył się do walki powalili pozostałych.
- Dobrze, to teraz może nam wyjaśnisz co to za amulet którego szukacie

- Ech widzę że nie da rady ci nie mówić - mamrotał nekromanta - A więc ten amulet został stworzony 2000 lat temu przez maga zwanego Zarkabi. Stworzył go on podczas wielkiej epidemii Czarnej Duszy. Jest to choroba która "psuje", bo tak najlepiej to nazwać dusze poprzez zniszczenie w niej wszystkich wspomnień i uczuć. Epidemia została opanowana lecz amulet został skradziony.
- Przez kogo - spytała demonka
-- Przez kapłanów mroku, chcieli oni przemienić jego właściwości lecznicze w takie aby amulet działał na odwrót ....
- Czyli przemieniał dobre dusze w spaczone

- Tak... potem został on umieszczony w forcie Dark Kepp - kryjówce tych złodziei. Przez kilkanaście lat żaden z nich nie potrafił przekląć tego amuletu więc zostawiono go w spokoju, lecz dopilnowano do tego żeby nikt więcej go j nie dotknął. Krążą plotki że został ustawiony strażnik ale ja osobiście w to nie wierze.
- A jak ten amulet się wogle nazywa
- Zwą go amulet oczyszczenia - odpowiedział - już chyba wystarczająco się napytaliście nieprawdaż

- A jaki ty masz w tym interes liszu - spytała chytrze demonka - O ile pamiętam nieumarli ludziom nie pomagają, czemu więc ty miał byś to robić
- Nie twój interes !- krzyknął zdenerwowany lisz - Zamiast pytać lepiej się pośpieszcie, lat mi nie ubywa

Później *******

-Tak, Tak
-Co tak - spytał Nagash
-Co

-Nic, nic tylko mi się zdawało – tłumaczył nerwowo lisz
-Tak, tak
-Co tak – nekromanta wysłał mentalny sygnał aby nie wzbudzać podejrzeń
-Tak to odpowiedź na twoje pytanie – mówił głos
-Ale ja nie zadawałem żadnego pytania
-Zadawałeś .... - odpowiadał głos ciągle takim samym tonem
-A na jakie pytanie jest to odpowiedź – pytał Nagash
-Twoje pytanie brzmi : „ Czy to możliwe że wróciłem

-Kim jesteś ??
-Dowiesz się wkrótce – powiedział głos i umilkł

Destero

Destero

5.02.2005
Post ID: 11224

//wieczór 25 Blossonthal 1276r. II ery//

-Jak to zrobiłeś? – Zapytał Hellburn widząc, że Destero bez przeszkód porusza ramieniem, które nie tak dawno temu sam mu złamał.
Destero nie odpowiedział, a jedynie bawił się amuletem czerwonego diademu, obracając go w palcach.
-Pewnie jesteś z siebie cholernie zadowolony? – Powiedział z wyrzutem Hellburn, którego dalej dręczył fakt stracenia amuletu.
Destero podrzucił amulet w powietrze, złapał go zanim ten spadł na ziemię i wsadził do kieszeni czarnych, skórzanych spodni.
-Odezwij się jak do ciebie mówię! – Warknął groźnie ifryt
Destero poprawił opaskę na oczy i wysforował się przed ifryta.
-On tak chyba zawsze – powiedział Bubeusz do Hellburna zanim ten stracił nad sobą panowanie.
Ifryt przewrócił tylko oczami ze zrezygnowaniem.
-Wydawało mi się, że to ja mam prowadzić. – Rzucił w stronę pleców Destero.
Psionik odwrócił się w jego stronę z obojętną miną:
-Gadasz po próżnicy zamiast okazać się przydatnym. Powinienem był cię zabić, kiedy miałem ku temu okazję... Ale ten błąd można w każdej chwili naprawić.
-Spokojnie panowie – Fristron stanął między nimi – Im nas więcej tym lepiej. Nie wiadomo, co nas czeka, gdy uruchomimy wszystkie kręgi i znajdziemy ołtarz.
-Jakie kręgi? Jaki ołtarz? – Ifryt potraktował ich zaciekawionym spojrzeniem.
-Jeden krąg został już częściowo uaktywniony... – Odrzekł Destero ignorując pytanie ifryta.
-Co? – Zapytali chórem jego trzej towarzysze.
-Kiedy to się stało? – Zapytał zmieszany Fristron.
-Nie wiem – odpowiedź Destero wydawała się być szczera.
-To skąd wiesz, że w ogóle został uaktywniony? – W głosie Bubeusza pojawiły się wątpliwości.
-To mi powiedziało – Destero wskazał na amulet wiszący swobodnie na jego szyi – wczoraj w nocy.
-Jakie kręgi? Jak to aktywowane? – Hellburn zaczynał się irytować
-Jak to ci powiedziało? – Bubeusz i Fristron zapytali chórem
-Wszystko powiem wam przy następnym postoju. Na wzgórzu. – Psionik obrócił się w stronę ifryta – a oni wtajemniczą cię w całą sytuację... O ile wcześniej cię nie zabiję.

***

Po około godzinie marszu czwórka podróżników zawędrowała pod wzgórze wznoszące się pośrodku lasu Grifith. Wspinaczka, pomimo stromości zbocza, nie była trudna i już po chwili znaleźli się na szczycie łysego wzniesienia. Destero nazbierał drew i ułożył je w dziwny, mocno symetryczny ideogram, przypominający trochę wieloramienną gwiazdę.
-Po, co to? – Zapytał Fristron
-To profilaktyczna osłona przed demonami.
-Demonami? – Bubeusz był mocno zdziwiony.
-Sami mówiliście, że z tym wzgórzem jest coś nie tak. Wydaje mi się, że mogły tu rezydować wampiry, które spotkaliście kilka dni temu w lesie. Nie wiemy ile ich było i choć prawdopodobnie wszystkie są martwe to chyba nie chcecie ryzykować pogryzienia.
-I ten stos drew ma je powstrzymać? – Zapytał z niedowierzaniem Hellburn.
-Nie – odpowiedź Destero była krótka.
Psionik uklęknął przy ideogramie i podniósł nad niego otwartą dłoń, wnętrzem do dołu. Powietrze wokół jego ręki zafalowało jak w letnim upale, rozległ się przenikliwy gwizd, który sprawił, że wszyscy zatkali uszy dłońmi, a z ręki Destero buchnął pomarańczowy płomień zapalając ideogram.
-Jak to zrobiłeś? Mówiłeś, że nie jesteś magiem. Nie mogłeś wyczarować ognia. Kłamałeś? – Powiedział z wyrzutem i jednocześnie triumfem w głosie Bubeusz.
-Nie wyczarowałem ognia. Zapaliłem jedynie powietrze.
-To przecież nic nie zmienia. – Powiedział Hellburn.
- Kiedy rozpędzisz coś do dużej szybkości to pod wpływem pewnych sił ta rzecz się rozgrzewa. W miarę tego jak zwiększasz prędkość możesz to nawet zapalić. Siłą woli wprawiłem powietrze w ruch wokół mojej dłoni i rozpędziłem je tak, że aż zapłonęło.
-Im dłużej tego słucham mam wrażenie, że rozmawiam z jakimś naukowcem, a nie poszukiwaczem przygód. – Fristron nie ukrywał podziwu w swoim głosie.
-Nic nie wiecie – głos Destero był cichy – Ale to nie o mojej profesji przyszliśmy tu rozmawiać. Spójrzcie.
Psionik zdjął amulet z szyi i położył go w świetle ogniska ideogramu, które zdawało się płonąć wszystkimi możliwymi kolorami i oświetlało mocno cały szczyt wzgórza.
-Pewnie nie zająłeś się dokładnym obejrzeniem amuletu kiedy go posiadałeś – zwrócił się Destero do Hellburna.
Spaczona Korona świata wzeszła i świeciła wściekłą czerwienią. Destero wstał i podniósł amulet, zatrzymując go na linii swoich oczu i kierując wizerunek czerwonego diademu w stronę Korony świata. Niemal natychmiast z amuletu wydobyło się czerwone światło i otworzył się on.
-Zastanawia mnie skąd on to wszystko wie – Mruknął cicho Fristron.
Destero położył amulet na dłoni i pokazał go trójce towarzyszy. W środku amuletu także był świecący na czerwono wizerunek diademu, ale wokół niego znajdował się okrąg, na którym spoczywało pięć punktów. Każdy wskazywał inny kierunek i wszystkie z wyjątkiem jednego były szare. Jeden, wskazujący na północ, był pomarańczowy.
-Kropki to kręgi, amulet jest kluczem jak i kompasem. Te punkty pokazują kierunek, w którym się znajduje i stopień aktywności kręgu. Szare kręgi są nieaktywne, pomarańczowe częściowo, a czerwone oznaczają krąg całkowicie aktywny. Krąg w pobliżu Harrow został aktywowany kilka dni temu, lecz osoba która to zrobiła, nie miała klucza... Nie miała amuletu.
-Co się dzieje, jeśli krąg jest tylko częściowo aktywowany? – Spytał Bubeusz.
-Nie wiem. – Odpowiedział cicho Destero i zamknął amulet. Prześpijmy się teraz, ale najpierw opowiedzcie naszemu nowemu towarzyszowi co już wiemy.
Destero usiadł ze skrzyżowanymi nogami w pobliżu ogniska i zasnął w tej pozycji.

Dragonthan

Dragonthan

5.02.2005
Post ID: 11225

//24 Blossonthal wieczorem

Drag pojechał konno śladami smoka na południe. Zaniepokoił go fakt, iż po drodze nikogo nie zauważył, a szlak był często używany. Droga do Morngram była brukowana, ale Drag jechał poboczem, by zbytnio nie wydawać swojej pozycji...

25 Blossonthal ranek

Drag jechał całą noc powoli. 4 godziny temu zboczył z drogi i pojechał w strone pól uprawnych leżących na północny wschód od miasteczka. Było mgliście, widoczność dochodziła do 50 jardów. Pola uprawne przez które jechał były zaniedbane. Nie było czemu się dziwić. Smok penetrował okoliczne pola i zabijał wieśniaków. Nikt od kilku miesięcy nie wychodził w pola, bo obawiano się smoka. Drag we mgle zbłądził i po paru godzinach, kiedy mgła opadła znalazł się na wschodzie pare mil za polami.

25 Blossonthal południe

Palące słońce okolicznych stepów dawało się we znaki. Drag skierował się na południe i po przekroczeniu drogi wjechał na prawdziwe pustkowia. Miejsce to wydawało się idealnym schronieniem dla smoka. Stepy... gdzieniegdzie zarośla... pustkowie... zdala od ludzi... brakowało tylko jednej rzeczy... wysokości. Błękitne smoki lubiały duże wysokości...

25 Blossonthal wieczór

Po wielu godzinach penetracji tych bezdroży, łowca nie znalazł tu nic, co mogło by naprowadzić go na ślady smoka. Rozpalił ognisko i postanowił że przeczeka tutaj noc. Wiatr zmógł się. Zaczęło wiać coraz mocniej. Waitr dawał się we znaki wszystkim mieszkańcom okolicznych wiosek, zrywając dachy domów. Na stepach gdzie przebywał łowca, wiatr tarmosił po ziemi kawałki konarów drzew, liście, i kłębki traw. Drag zgasił ognisko i położył się w pobliskich krzakach. Konia uwiązał do drzewa za skałami, by przypadkiem nie dostał jakimś większym konarem w łeb. Siła wiatru nie ustawała, a wręcz z każdą chwilą stawała się większa. Minęło kilka godzin i było już całkiem ciemno. Czerwona poświata rozjaśniła stepy...

26 Blossonthal ranek

Drag obudził się gwałtownie. Rozejrzał się dookoła i zobaczył wszędzie kawałki drzew, konarów i przywleczone z daleka kawałki dachów domów. Wsiadł na konia i zawrócił do Azarad...

26 Blossonthal wieczór

Drag dotarł do miasta pod wieczór. Czerwona poświata dawała się znowu we znaki. Szybko zwrócił konia stajennemu i zapłacił za jego wynajem. Przespał się w karczmie.

27 Blossonthal ranek

Drag ruszył w kierunku gór. Uznał, że te rejony są wyśmienitym siedliskiem dla smoka. A jego wyprawy na okoliczne wsie są wynikiem pewnej zagadki. Smok był w mieście, a to jest bardzo dziwne.

27 Blossonthal wieczór

Na noc Drag dotarł do stóp gór w pobliżu wioski Barrow. Długo wpatrywał się z tarasu pobliskiej gospody na szczyty koron gór. Wpatrywał się i myślał o swoim życiu. Miał już tego dość. Ciągłe uganianie się za latającymi stworzeniami. Wiecznie podróżuje i walczy, podróżuje i walczy... Te słowa nie dawały mu zasnąć. Tej nocy w jego snach pojawiły się demony jego przeszłości. Duchy tych których zabił. Przerażające wizje i widoki z przeszłości wprowadziły zamęt w jego głowie. Widział jak płonęły wioski... miasta... jak gineli niewinni ludzie... Jego myśli były zatrute:
Wszędzie dookoła tylko śmierć...

28 Blossonthal ranek//

Drag nie mógł się pozbierać po nieprzespanej nocy. Pierwszy raz w życiu przeżył coś czego się spodziewał od dawna... załamania nerwowego. Nie mógł wytrzymaż już. Jakoś ogarnął się i wrócił do siebie. Ruszył w góry. Począł wspinać się wysoko, w nadziei że nie spadnie...

Fristron

Fristron

5.02.2005
Post ID: 11226

//Wieczór, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

- Poczekaj - mruknął Fristron - wiesz, że widziałem podobny znak - tu wskazał na ideogram i rozłożony amulet - jako logo pewnego bordelu?
- Och, to naprawdę interesujące, ale nie musisz się chwalić, że bywasz w takich miejscach! - rzekł Hellburn
- Czy ja mówię, że tam byłem? - najeżył się Fristron - mówię tylko, że widziałem bordel z takim logo! Poza tym ta elfka była naprawdę ładna...
- I co?! Elfka! Czyli była jakaś elfka! - wrzeszczał Hell
- No i była, i co z tego? A jakby przed tobą taka rozłożyła nogi, to byś...?! - krzyknął Fristron
- Zamknijcie jadaczki przygłupy! - wydarł się Bubeusz
- Cicho - mruknął psionik
- Czemu? - zniecierpliwił się Fristron
- Cicho, muszę się skupić.
- Skup się - rzekł Bubeusz - a ja tymczasem opowiem wraz z Fristronem Hellowi co i jak.
- Ale, ale, poczekaj - rzekł Hell - no, z tą elfką... Masz rację
- Ja zawsze mam rację - odpowiedział Fristron
I opowiedzieli mu o wszystkim, a Destero myślał i myślał.

***

Południe, 26 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

- Gruby czarny ent, wlazł na płot i mruga... - nucił Fristron
- Przymknij się - rzekł krótko Destero
- Gruby czarny ent...
- Przymknij kłapaczkę, wiejski kuglarzu - wydarł się Hell
- ...będzie to bajeczka niedługa
Bubeusz bezceremonialnie walnął go w czerep. Mocno. Mag padł.
- No dobra, to kto go pierwszy niesie? Nie ja, uprzedzam.
- Mogę ja - rzekł psionik i pomachał Fristronowi łapami w okolicach tyłka, po czym ten sunął w pozycji siedzącej, obdzierając sobie przy okazji tylnią przestrzeń.

Ashanti

Ashanti

8.02.2005
Post ID: 11227

23 Blossonthal

-Nie wiem jak ciebie ale mnie trochę dziwi zachowanie Nagasha, sądzę że on coś ukrywa – powiedziała Ashanti do Klaanga szeptem aby lisz który jechał obok nich tego nie usłyszał.
-Tak, mi też się tak wydaje. On ma jakieś inne plany niż przedstawił nam na początku. Myślę że tu nie chodzi o zdrowie królowej tylko o coś innego... – odpowiedział barbarzyńca gdy nagle usłyszeli krzyk lisza:
-No już prawie w Sandband jesteśmy, już widać pierwsze drzewa – wrzeszczał lisz.
-Liszu, wytłumacz nam czemu wogle tą wyprawę zorganizowałeś
-No wiecie... przecież chcę zdobyć amulet który uzdrowi królową.
-Ale to nieprawda. Wiemy że masz inne plany! Gadaj jakie

-Nie wiem o czym mówicie – próbował bronić się przed oskarżeniami Nagash – O patrzcie, już jesteśmy.
Widok był okropny. Okna i drzwi pozabijane deskami, na dodatek co chwilę ze szpar wylatywały magiczne pociski. Cały teren wyglądał jakby przeszło tamtędy tornado a potem wojna.
-To drugie jest prawdziwe, właśnie jest tu wojna pomiędzy białymi i czarnymi nekromantami. Czuć to po ich magii. Wygląda na to że założyli tu gangi, które walczą ze sobą tyle że nie wiem o co... – mruczał lisz.
-To może się spytamy
– zaproponowała Ashanti.
-Jak chcecie to idźcie, zginiecie od razu. Oni nie cierpią żywych istot, przynajmniej ci czarni nekromanci.
-Jacy biali jacy czarni O co w tym chodzi ?
-Biali specjalizują się w białej nekromancji a czarni w czarnej, rozumiesz
– spytała Ashanti ciepłym głosem Klaanga.
-No chyba .... – wyjąkał.
-Jedynym naszym – ba, waszym ratunkiem jest dołączenie się do białych nekromantów, oni będą łaskawsi i możliwe że was wypuszczą – myślał Nagash ustalając kolejne punkty ich planu gdy nagle przed nimi pojawił się jakiś człowiek w białej szacie:
-Witajcie! Musicie się szybko schować, widzę że jest z wami arcylisz, może się nam przydać – powiedział i wepchnął ich do otworu w ścianie. Za chwilę ktoś do was przyjdzie a w tym czasie postrzelajcie sobie w tamtych w czarnych płaszczach – powiedział i zniknął gdzieś za domem.
Wszędzie było pełno trupów, na ulicy walały się dziesiątki zwłok.
-Szybko Chodźcie za mną, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce – krzyknął tym razem elf również w białej szacie – Szybko !
-No to idziemy !! – krzyknęła Ashanti a gdy tylko wszyscy wybiegli cały dom się zawalił.

Destero

Destero

8.02.2005
Post ID: 11228

Ranek 27 Blossonthal 1276r. II ery

-No pięknie – wrzasnął Bubeusz starając się przekrzyczeć hałas wzbudzany przez wzburzoną Ruadan.
Rzeka sprawiała wrażenie, jakby nad jej wodami szalał sztorm. Wielki fale obijały się o stromy brzeg i skały sterczące z wody, ochlapując czwórkę towarzyszy. Krople wody syczały i zamieniały się w parę dotykając ciała Hellburna, na co Fristron krzywił się strasznie.
-Jak przejdziemy? – Zwrócił się Bubeusz do Destero – Moglibyśmy obejść to miejsce i przeprawić się w spokojniejszym, ale musielibyśmy nadłożyć sporo drogi. Z tego, co wiem to kaskada kończy się dopiero kilka mil przed Azarad, a idąc dalej na wschód jest jeszcze gorzej.
-Fristron – Destero obrócił się do maga, który masował sobie obolałe pośladki – Potrzebna mi lina, długa lina.
-I skąd mam ci niby tą linę wziąć – rzucił obrażonym tonem Fristron do psionika – jestem...
-Jesteś magiem – dokończył za niego Destero – wyczaruj jedną.
-To nie takie proste - wtrącił się Bubeusz – zaklęcia kreacji to jeden z najtrudniejszych aspektów magii.
-Jesteś w stanie to zrobić? – Psionik zwrócił się do Fristrona ignorując drugiego maga.
-Tak, ale... – Zająknął się Fristron -... Ona może nie wytrzymać naszego ciężaru, a poza tym nie wiem czy będę w stanie utrzymać koncentrację na tyle długo żeby...
-Zrób to – głos psionika był niewzruszony – albo cię zabiję.
Hellburn parsknął i pokręcił głową, a Fristron skulił się tylko i zaczął inkantację.
-Nie ma, co – warknął Bubeusz – ładny z ciebie przyjaciel.
-Nie oceniajcie mnie wedle swoich miar – Destero odwrócił się i wszyscy wiedzieli, że rozmowa się zakończyła.
Po kilku chwilach u stóp Fristrona leżał długi zwój grubej i lekko postrzępionej liny.
-No proszę – powiedział mag – może nie jest najlepszej jakości, ale jest.
Destero nie zaszczycił maga spojrzeniem, a zamiast tego zwrócił się do Hellburna:
-Weź jeden koniec liny i przenieś go na drugi brzeg. Taki dystans chyba jesteś w stanie przelecieć. Jesteś w końcu ifrytem, więc woda ci nie straszna nawet, jeśli spadniesz.
Hellburn wziął linę w dłonie, a jego nogi przeistoczyły się w ognisty wir, syczący straszliwie, kiedy dosięgały go, co większe fale. Po chwili ifryt był już po drugiej stronie i przywiązywał linę do wielkiego kamienia, podczas gdy Destero robił to samo z drugim jej końcem na przeciwnym brzegu.
-Pospieszcie się – powiedział Fristron – ciężko mi utrzymywać koncentrację w takim hałasie.
Hellburn skończył wiązać linę i przeleciał przez rzekę do reszty towarzyszy.
-Wiesz, jaka jest twoja w tym rola – psionik zwrócił się do ifryta, który pokiwał głową dając znak, że rozumie.
Bubeusz stawiał już pierwsze kroki na chyboczącej się linie, kiedy Destero zawołał:
-Czekaj! Naprawdę sądzisz, że lina wytrzyma twój ciężar. Zobacz, jakiej jest słabej jakości.
-No to, co mam zrobić? – Odkrzyknął mag – przecież po to ją tu zawiązaliście, żeby przejść po niej na drugi brzeg.
W odpowiedzi Hellburn podleciał do niego i złapał za ramiona.
-Będę cię podtrzymywał. Dzięki temu lina nie będzie tak bardzo obciążona.
Po kilku minutach karkołomnego stąpania po linie Bubeusz był już na drugim brzegu, a Hellburn leciał po drugiego towarzysza. Destero wyszedł mu na spotkanie.
-Teraz ja. Mag musi utrzymać linę w jednym kawałku. Nie możemy ryzykować.
Hellburn złapał go za ramiona i pomógł przedostać się na drugi brzeg. Tym razem poszło o wiele szybciej niż w przypadku Bubeusza, gdyż psionik doskonale utrzymywał równowagę. Kiedy byli na drugi brzegu ifryt zawrócił szybko po Fristrona. Mag nie był zadowolony krocząc po linie. Świadczyły o tym jego zamknięte oczy i wyzwiska Hellburna pod jego adresem.
-Nie denerwuj się tak, bo jeszcze stracisz koncentrację i lina pęknie – warknął w jego stronę ifryt.
-D... Do... Dobrze ci mówić. T... Ty możesz p... przelecieć!
Lina zaskrzypiała.
-Pęknie – spokojnie oświadczył Destero.
Fristron zachwiał się niemal wyślizgując się z rąk Hellburna. Lina zatrzęsła się i z nieprzyjemnym trzaskiem pękła. Ifryt ugiął się pod ciężarem maga.
-Psia mać- wrzasnął Bubeusz – trzymaj się go!
Destero był obojętny.
Hellburn i Fristron nic nie mówili zbyt zajęci zaistniałą sytuację. Hellburn z zaciętą twarzą bronił się przed magiem próbującym wspiąć mu się na plecy.
-Poparzysz się głupcze! – Krzyknął na Fristrona, który zaraz się, w miarę, uspokoił.
Hellburn ostatkiem sił doleciał do końca liny, która wisiała teraz swobodnie na wysokim, prawie klifowym brzegu rzeki.
-Łap linę - warknął na Fristrona.
Mag nie widząc innego wyjścia zrobił jak mu kazano i już po chwili trzymał się kurczowo liny. Hellburn wylądował w tym samym czasie koło Destero i Bubeusza.
-Właź na górę – krzyknął Bubeusz do Fristrona.
-Nie mogę – odkrzyknął mu mag.
Destero bez słowa podszedł do kamienia, a w jego ręce pojawił się, nie wiadomo skąd nóż.
-Właź na górę albo odetnę linę.
-Co!?- Krzyknęli jego trzej towarzysze.
-Raz – psionik miał kamienną twarz.
-Na bogów nie rób tego! – Wrzasnął Fristron
Bubeusz zrozumiał, o co chodzi psionikowi, ukrył swój uśmiech przed Fristronem, złapał Hellburna za ramię i wspólnie z nim oddalił się kilka kroków.
-Nie zostawiajcie mnie z nim do cholery jasnej! – Krzyknął zdesperowany mag.
-Dwa.
Fristron pod wpływem strachu spanikował, a jego mięśnie otrzymały nową falę energii. W desperacji zaczął piąć się po linie w stronę Destero, i już po chwili siedział koło niego dysząc straszliwie.
-Nienawidzę cię – wycharczał wycieńczony mag.
Psionik wstał i obojętnym tonem powiedział:
-Masz pięć minut na dojście do siebie. Stąd już blisko do pierwszego kręgu, a ja chcę do niego dojść jak najszybciej.
Bubeusz uśmiechnął się mimo woli widząc, w jaki sposób Destero skłonił maga do ciężkiej wspinaczki, która w normalnych warunkach byłaby dla niego niemożliwa. Hellburn siedział na trawie ledwo zipiąc po szamotaninie z Fristronem.
-Dziesięć minut – poprawił się Destero i usiadł w cieniu drzewa.