Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Legenda Ervandoru"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Legenda Ervandoru
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Fristron

Fristron

19.02.2005
Post ID: 11249

//Popołudnie, 6 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

- To mamy go upolować czy podziwiać widoki?! - krzyknął Fristron, obficie opluwając Hella, który cały zasyczał. Na jego twarzy widoczna była żądza mordu. Mag uznał za konieczne oddalić się...
- Cali poobijani jesteśmy kretonie, więc jak mamy go upolować? - odparł Isli
- Nie musisz mi o tym przypominać - powiedział Fristron masując pośladki, na których czuł jeszcze kolce kaktusa.
- Walczymy z nim, albo idziemy - rzekł cicho Destero, który był na razie niezauważony w cieniu.
- W takim razie wal...
W tym momencie smok zaryczał i zionął ogniem. Fristron, nie widząc pozostałych towarzyszy uciekł wraz z Hellem. To nie była przyjemna perspektywa ze względu na oplucie, ale cóż...
- I po co żeś tak wymachiwał tymi łapskami - warknął ifryt. Mag nie uznał za stosowne odpowiedzieć.
- Sieć! - krzyknął po chwili, bowiem Bubeusz wystrzelił ją, aby smoka uwięzić połowicznie. Fristron szybko zrobił to samo.
- LEĆ! - zawył do Hella - Do Dragonthana i Islingtona! Podrzuć ich na smoka, teraz może sobie poradzą!

Hellburn

Włodarz Hellburn

19.02.2005
Post ID: 11250

//Popołudnie, 6 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery//

Friston nie musiał powtarzać. Ifryt zwinnie skoczył w płomienie i począł szukać nowo poznanych towarzyszy. Dym był tak gęsty że mało kto by coś przezeń widział.
- Islington ! Drag ! - krzyknął... Nikt mu nie odpowiedział. Wyleciał ponad dym. Z góry było wszystko lepiej widzieć. Gorączkowo rozglądał się na lewo i na prawo. Nagle coś błysnęło... jasny punkt...
- Bubeusz ! - krzyknął i już miał poszybować w jego kierunku kiedy coś zadało mu straszliwy cios w tył głowy. Ostatnie co zdołał usłyszeć to dźwięk tłuczonego szkła i przeraźliwy ryk smoka. Stracił przytomność i spadł na skały. Jego hełm został doszczętnie zniszczony... a Hell... leżał nieprzytomny w kałuży niebieskiej krwi...

Smok szamotał się niewiarygodnie. Friston czekał tylko na Hella, który powinien pomagać Dragonthanowi i Islingtonowi dostać się na grzbiet smoka. Był wyczerpany, jego energia mentalna gwałtownie topniała.
- Hell pospiesz się.... - syknął mag z AvLee. Swoje siły próbował skupić na
sieci. Ale smok nie dawał za wygranął. Sieć Bubeusza już została rozszarpana. *Bubeusz padł* pomyślał Friston. Już nie miał sił... tracił przytomność... Nagle trzecia sieć wystrzeliła w kierunku smoka.
- Islington ! - zawołał ucieszony Friston.

Dym powoli opadał. Friston rozglądnał się dookoła. Hellburn leżał niedaleko od niego nieprzytomnny, Dragonthan rozpaczliwie czekał przy także nieprzytomnym Bubeuszu, Islington był u kresu sił... *Zaraz a gdzie Destero?*. W tym momencie obie sieci pękły. Smok był wolny.

Dragonthan

Dragonthan

19.02.2005
Post ID: 11251

//Południe, 6 Vallathal //

- O nie... tak łatwo mi nie uciekniesz... - Drag wyciągnął łuk i wystrzelił. Chybił... ale strzała musła smoka w ogon... obrócił łeb i zawrócił... Puścił ognistą kulę w kierunku łowcy. Drag zasłonił się płaszczem. Kula uderzyła w niego i rozbłysła. Smok wylądował na skarpie wyżej i przyglądał się. Drag zrzucił z siebie płaszcz i zaczął go gasić. Skakał po nim jak szalony. W końcu ugasił go i rozejrzał się za smokiem... nie było po nim śladu... Podszedł do Bubeusza i do Hella, obydwaj nieprzytomni...
- Gdzie smok? - zapytał Fristron
- Bawi się z nami... wróci za pare godzin...
Islington siedział pod skarpą zdyszany i rzekł:
- Wiedziałem, że tam gdzie ty są kłopoty - zaśmiał się
Drag podniósł głowe i zapytał - Gdzie Destero?? - wszyscy rozglądali się dookoła...

Fristron

Fristron

19.02.2005
Post ID: 11252

//Wieczor, 6 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Wzrok Fristrona padł na cienką smugę czerwonego światła. Zobaczył kątem oka Destero i leżącą obok opaskę... Co on tam robi?
- Jest niedaleko - rzekł - tymczasem zajmijmy się nim... - tu wskazał na Hella. Z Bubeuszem poszli nazbierać ziół. Isli starał się zachować ifryta przy życiu, a Drag poszedł poszukać czegoś na podpałkę. Byle tylko był ogień...
Po półgodzinie Fristron przykładał liść
defulus do najcięższej rany. Łagodził on ból, nic poza tym. Lekarstwo przygotowywał Bubeusz. Ususzył liść teremal// i zamierzał właśnie wepchnąć go ifrytowi do ust. Wreszcie podszedł do nich Destero.
- Mam dosyć tego smoka. Zostawiamy go i idziemy do kręgu.
Bubeusz i Fristron popatrzyli po sobie i kiwnęli głową. Drag i Isli wyglądali na zdenerwowanych tym pomysłem.
- Ani myślę leźć do jakiegoś kręgu! - powiedział stanowczo łowca smoków
- To lepiej pomyśl, jeśli dalej chcesz żyć - oświadczył obojętnie psionik
- Grozisz mi? Ty? - tu zasmiał się cicho. Fristron zamrugał i podszedł wolnym krokiem do łowcy.
- Czy mi się wydaje, czy złapaliśmy cię na włamaniu do wieży Bubeusza? A wiesz zapewne jak magowie zwykle karzą włamywaczy?
Drag mimowolnie wzdrygnął się. Magowie zazwyczaj torturowali tych, którzy się do ich posiadłości zakradali, a później wydłubywali z nich najrózniejsze ingrediencje. Zerknął na Islingtona. Ten zapewne stanąłby po jego stronie, lecz z dwoma magami przegrałby, a Destero też zna zapewne wiele diabelskich sztuczek. No i najprawdobodobniej Hellburn też stanąłby za swoimi wcześniejszymi towarzyszami.
- To idziemy, tak? - zagadnął wesoło Bubeusz. Drag spojrzał na niego ponuro i kiwnął głową.
- Będziemy iść bez wytchnienia dwie doby - oświadczył spokojnie psionik - więc prześpijcie się z godzinę.
I odszedł, nie patrząc nawet na nich. Fristron z kwaśną miną burknął coś o niewdzięcznikach i poszedł spać.

Islington

Mistrz Islington

20.02.2005
Post ID: 11253

- Pamiętaj Dragonthanie - powiedział mu Isli - że oni podróżują z jakimś celem, zadaniem. My natomiast celu musimy szukać, albo podczepić się pod nich. - Drag przytaknął mu
- Nie jest tak źle - podsumował Łowca Smoków
- Nie, dlaczego? - spytał Isl
- Nawet jeśli ruszymy w dalszą drogę to Smok i tak nas wytropi...
- Jeśli będzie chciał Dragonthanie
- Wiem

Denadareth

Denadareth

20.02.2005
Post ID: 11254

Smok mógł ich wytropić.
I wytropił wylądował niedaleko podczas kłotni drużyny.
Jak na komendę wszyscy się odwrócili w stronę gada. Dragonthan nałożył kolejną strzałę i skoczył za jakiś głaz, Friston i Bubeusz otoczyli się zaklęciami ochronnymi reszta poszukała jakiejś osłony. Jedynie Islington na chwilę zamknął oczy... a gdy je otworzył na jego twarzy gościł dziwny uśmiech.

Smok zrobił krok do przodu... i odwrócił się nagle. Niedaleko stał inny smok, o czerwonozłotych łuskach... zamiast skrzydeł miał tylko kikuty.
Chociaż był mniejszy od przeciwnika zaryczał wyzywająco i rozpoczął dziwny taniec...
Wrogi smok odpowiedziałtym samym...
Przez chwilę oba gady mierzyły się wzrokiem...

Błękitny zaatakował pierwszy... jednym susem znalazł się przy Czerwonym... ten pochylił się i ciął kikutem jednego ze skrzydeł... błękitny zablokował łapą... uderzył ogonem nad którym czerwony przeskoczył... błękitny próbował ugryźć ale Czerwony uderzył oślepieniem... zadał cios ogonem z kolcem ale Błękitny skręcił tłów i kolec zjechał po łuskach... potężnymi łapami chwycił Czerwonego i przyciągnął go bliżej pyska... Czerwony bardziej przypominał węża niż smoka więc dzięki długiej szyi cofnął głowę... nagle ją zbliżył i gdy Błękitny miał ugryźć zionął ogniem... Błękitny zaryczał cisnął czerwonym o ziemię i odtoczył się... Czerwony był przy nim... ugryzł go w szyję ale Błękitny sparował cios skrzydłem i zęby Czerwonego zacisnęły się na nodze... teraz zionął Błękitny ale Czerwonego ocaliła jakaś tarcza... nie ocaliła go przed ciosem ogonem który go odrzuciał...

Smoki obeszły się po łuku... łuski Czerwonego były przecięte w miejscach w których dosięgły go szpony Błekitnego... jego przeciwnik miał ranę po zębach Czerwonego... zionęły jednocześnie... i z całą mocą...

Płomienie zderzyły się w połowie drugie i nastąpiła eksplozja... gdy kurz opadł drużyna podeszłą na pobojowisko. Było prawie puste... nie było żadnego smoka.

- Znów uciekł - zaklął Isli
- Teraz jest osłabiony - stwierdził Dragonthan - Mamy szansę go dopaść
- Co to ? - Friston wskazał na jakąś ludzką postać leżącą na ziemi -
- To jest mój przyjaciel Denadareth - powiedział Islington - to jego wezwałem... wy widzieliście go jako czerwonego smoka... -

Islington

Mistrz Islington

23.02.2005
Post ID: 11255

- W dodatku umie polimorfować - dodał Isl
- A robi też inne sztuczki? - zażartował Bubeusz
- Haha, ty było dobre, co nie Den? - zaśmiał się Isl
-Tak tak, całkiem niezłe - podsumował smok w ludzkiej postaci
- Ruszajmy! - rzekł Hell
- Właśnie ruszajmy! - krzyknął Drag - Smok jest osłabiony a z takim wsparciem na pewno go dopadniemy!

Dragonthan

Dragonthan

23.02.2005
Post ID: 11256

//Wieczór, 8 Vallathal //

Po kilku godzinach błąkania się op pustkowanich Kręgosłupu Starożytnych, Fristron nie wytrzymał:
- Ile jeszcze będziemy się tak błąkać??
- Ile będzie trzeba... - odpowiedział Drag
- To nie ma sensu... to jest błękitny smok... nie działają na niego czary... nic tu po magach... - majaczył dalej Fristron
- Racja - odparł Bubeusz - nic tu po nas...
- Dobra, skoro wam nie zależy to nie zmuszam was...
Hellburn wpatrywał się w łowce, Destero szedł z tyłu. Islington rzekł:
- Lepiej będzie jak oni sobie pójdą do tych swoich kręgów i po to, po co mieli iść, Frisron ma racje, nic tu po magach...
- Dobra, skoro tak chcecie, to niech tak będzie... my idziemy dalej tropić gada, a wy idźcie gdzie chcecie...
Fristron i Bubeusz poszli do Destera i zaczęli oddalać się... Hellburn mamrotał coś pod nosem o nieznośnych magach i poszedłza nimi. Den, Isli i Drag zostali sami.
- A jak smok ich wytropi? - zwątpił Den
- Nie wytropi... nie czuje magii... - odparł Drag i ręką dał znać do wymarszu.
- Robi się coraz zimniej... - Islington w końcu to wydusił z siebie
- Więc tutaj, pod tymi skałami rozbijemy obóz...

Islington

Mistrz Islington

28.02.2005
Post ID: 11257

-Coś mi mówi, że jeszcze spotkamy tą gromadkę - rzekł Isl piecząc królika na ognisku
- Najpierw dorwijmy smoka - powiedział Drag
- Racja, narazie królik był niezły na rozgrzewkę - zaśmiał się Isl
- Ale to nie gad Isl - rzekł Den
- I to i to się rusza - podsumował Isl - królik jest nawet łatwiejszym celem
- Ale nie zieje ogniem - zaśmiał się Drag - Na co patrzysz? - spytał po chwili Islingtona
- Te drzewa... hmm mam pomysł. Trochę interesowałem się inżynierią. Myślę, że będe potrafił zbudować maszynę, która może nam pomoć - odpowiedział Isl. Natychmiast wykreślił im plany machiny, która miała wystrzeliwać słupy pyłu w górę, na smoka. Islington mówił z przejęciem i zaangażowaniem, widać było, że to jedna z jego pasji.
- Czego to ci ludzie nie wymyślą - podsumował Den

Fristron

Fristron

1.03.2005
Post ID: 11258

// Ranek, 7 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Destero, Fristron, Bubeusz i Hellburn szli powoli po zboczu trzeciego ze szczytów Kręgosłupa. Nagle z zarośli wyskoczył wilk. Rzucił się na Fristrona. Ten zaczął krzyczeć, lamentować, wrzeszczeć, tupać, machać rękami, użalać się, manifestować swoją propozycję o usunięciu wilków z całego Ervandoru i wiele, wiele innych. Bubeusz chciał się rzucić na pomoc koledze, ale Hellburn powstrzymał go. Wilk zmykał, cały pogryziony, pokopany, pobity i podziurawiony. Ifryta wyraźnie bawił napad szału maga, który teraz skakał głośno kwicząc, co przeraziło jeszcze bardziej wilka.
- Spokojnie - rzekł Destero - idziemy.
Fristron głośno sapiąc wspinał się zaraz za psionikiem. Słyszał podobne sapanie Bubeusza i zazdrościł otwarcie Hellburn'owi, który powoli leciał przed Destero.
- Hej - szepnął ifryt na tyle głośno, by dotarło to do wszystkich członków drużyny.
- Co? - spytał Destero
- Sam zobacz! - podtrzymał psionika, aby ten mógł się bezpiecznie wychylić. Jego oczom ukazał się las. Jednak to nie był zwyczajny las - drzewa się ruszały.
- No i co? - spytał zniecierpliwiony Fristron
- Las entów - odpowiedział spokojnie Destero
Mag z Avlee zbladł, zatrzymał się i zaczął gwałtownie drżeć.
- Co ci jest? - zdziwił się Hell
Fristron zamknął oczy. Odgłos ścinania drzew... walki... przedśmiertnego wycia palonych entów... sam trzymał żagiew.
Zemdlał.

***

Popołudnie, 7 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery //

- Jeszcze trochę i go zostawię! Ciągle tylko mdleje i mdleje - mówił monotonnym głosem Destero
Fristron, powoli wracając do siebie, zorientował się, że leży pod drewnianym daszkiem zawieszonym w powietrzu - to Bubeusz musiał go wyczarować.
- Obudził się - rzekł Hell
- To idziemy. Chodź! - powiedział do Fristrona. To nie była prośba, lecz rozkaz.
- Możemy momencik zaczekać? - powiedział Fristron. Wciąż był bardzo blady.
Destero zmierzył go przeciągłym spojrzeniem i oświadczył:
- Pięć minut.
- Świetnie - mruknął Fristron - chodź, Bubeuszu, muszę ci coś powiedzieć.
Biały Mag utkwił w nim pytające spojrzenie, ale młodszy czarodziej potrząsnął przecząco głową i wskazał na występ skalny.
- No? - rzucił niecierpliwie Bubeusz. Fristron nie miał jednak najmniejszego pojęcia, od czego zacząć.
- Widzisz... pamiętasz jak omdlałem na kilka dni?
- Nietrudno zapamiętać, to było dość niedawno.
- Więc miałem wtedy sen. Ale to nie był zwykł sen... to było coś... w rodzaju wizji.
- Powiedz o co chodzi, bo Destero zaraz każe nam iść!
Fristron szybko opowiedział mu wszystko, co zapamiętał, ze snu o mężczyźnie wbiegającym po wyjątkowo czystych schodach, szepcie, który go dobiegał i białym strumieniu many. Bubeusz wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Uniósł wysoko brwi i powiedział cicho:
- Fristronie, powinieneś o tym powiadomić Destero.
- Nie będę mu o niczym mówił! - zaprotestował kolega
- CHODŹCIE! - wrzasnął Hell - Destero was zamorduje! Siedzicie tu już dziesięć minut!

Islington

Mistrz Islington

12.03.2005
Post ID: 11259

Wieczór 7 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Islington z Dragonthanem pracowali nad budową machiny.
Denadareth powtarzał ciągle, że to się przecież nie uda, ale nie zmniejszało to entuzjazmu jego towarzyszy, którzy pracowali przez całą noc.

Ranek 8 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery

Islington z Dragonthanem ustawili maszynę na poziomej ziemi, Islington majstrował coś przy niej a Drag szykował swoją broń.
Den ciąglę kręcił głową:
- Wy to macie problemy, musicie budować różne machiny i czyścić broń.
Smoki potrzebują swych pysków i skrzydeł - powiedział Den
- No to chyba czegoś ci brakuje - odpał Isl. Den spojrzał na niego groźnie, nienawidził kiedy ktoś wspominał o jego skrzydłach.
- Leci! - krzyknął Drag dobywając miecza
- Dobra, no chodź tu draniu - krzyknął Islington. Drag zmienił broń na łuk i zaczął strzelać w smoka, który natychmiast zaczął pikować na łucznika.
Kiedy dolatywał do Draga, Islington odciął linkę, która zwolniła ukłąd hamulcowy i sprawiła, że ogromny wór z pyłem wyleciał w górę.
Potem Islington pociągnął jeszcze jeden sznurek i z worka wyleciał pył oślepiając całkowicie smoka, który uderzył w ziemię.
- Teraz cię mam! - krzyknął Dragonthan

Dragonthan

Dragonthan

12.03.2005
Post ID: 11260

//Ranek 8 Vallathal //

Smok przetoczył się po ziemi robiąc kilka fikołkówi stracił przytomność. Siła uderzenia tak wielkiej bestii spowodowała chwilowe drgania ziemi. Drag nie mógł utrzymać równowagi i przerócił się. Smok przetoczył się jeszcze na grzbiet i skrzydłem przygniótł łowce.
- Co za ochydna kupa mięsa! - wrzeszczał Drag próbując dosięgnąć miecza, który wypadł mu z ręki
Islingtonem też zarzuciło od uderzenia smoka o ziemie. Przewrócił się i zaplątał w lianach własnej machiny. Denadareth`owi nic się nie stało poza faktem, iż pył zadziałał również na jego oczy. Przecierał twarz probując zetrzeć z niej pyłek.
- Też mi wynalazek! - wrzeszczał Den - Tylko wy mogliście wymyslić bardziej beznadziejny pomysł
Drag odwrócił się w stronę Isliego:
- Chyba zaraz się ocudzi... lepiej jakoś się stamtąd uwolnij i wyciągnij mnie stąd!
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą - odparł Isli jeszcze bardziej plątając się w lianach
Teraz obydwaj spojrzeli na Dena, który dochodził do siebie powoli.

Islington

Mistrz Islington

13.03.2005
Post ID: 11261

Islington słynął z tego, że miał niesamowite szczęście. I teraz też miał, ale trzeba było mu pomóc. Islington krzyknął do Dena:
- Hej, on jest koło ciebie! - Den przecierając oczy machał swoimi łapami na prawo i lewo. Po chwili uderzył łapą w machinę, która rozleciała się na mniejsze lub większe kawałki. Islington uwolnił się z sideł własnego dzieła i natychmiast rzucił zaklęcie na smoka, który jednak był na nie odporny. W tej sytuacji Islington wyciągnął miecz i wbił go w tylną łapę niewidomego smoka. Ten, ranną łapą uderzył na ślepo Isliego, który odleciał na parę metrów. Smok przetoczył się na brzuch dzięki czemu Dragonthan uzyskał trochę więcej swobody.
- Ojej - mruknął pod nosem Islington - chyba go ocuciłem.

Denadareth

Denadareth

13.03.2005
Post ID: 11262

Błękitny otrząsnął się i wstał. Dragonthan wykorzystał ten czas by chwycić miecz ale nie zdążył go użyć przygnieciony łapą smoka. Bestia zasyczał tryumfująca i uniosła pysk do ugryzienia... Islington rzucił mieczem trafiając bestię w bok głowy. Nie zrobiło to wiele ale zamiast ugryzienia które by odkgryzło Drogowi głową smok uderzył pyskiem o ziemię. Zaryczał mrugając oczami, które pył znowu oślepił...

... tą chwilę Denadareth wybrał na atak. Powrócił do pełni swego rozmiaru i skoczył na przeciwnika. Mimo iż był mniejszej budowy ciała impet wystarczył by powalić błękitnego... ten jednak zdołał zewrzeć się z Denem i obaj zwalili się w chmurze pyłu. Denadareth miał przewagę zaskoczenia i dobrze ją wykorzystał... orał cielsko wroga pazurami, kikutami skrzydeł blokując głowę wroga. Szybko jednak błękitny napiął swe mięśnie i zrzucił Dena. Uderzeniem skrzydła odrzucił go i wzbił się w powietrze... a raczej spróbował bo Dragonthan dając przykład bezbłędnego łucznictwa trafił w jedno ze skrzydeł. Błękitny znów znalazł się na ziemi naprzeciw Dena, który uderzył pociskiem płomieni. Ku zdziwieniu błękitnego zaklęcie zadziałało ogłuszając go. Nim doszedł do siebie Den smagnął go swoim ogonem lecz nim mógł ugryźć błęktiny zionął na ślepo. Denadareth ledwie uskoczył ale płomienie objęły jego tylne łapy i smok zwalił się na ziemię. Jego przeciwnik jednym susem znalazł się przy powalonym czerwonym i...

... zaryczał gdyż z boku doskoczył Drag i wbił swój miecz pod skrzydło aż po rękojeść... niestety ostrze nie dosięgnęło serca mimo to wróg zaryczał z bólu i zaczął się szarpać. Ciosem ogona powalił wstającego Dena, kopnięciem odrzucił Dragonthana do tyłu... ostrze Łowcy Smoków wciąż tkwiło w gadzie.

Islington ocenił sytuację... wyciągnął Atut Dena i skoncentrował się. Szybko przekazał mu swój Plan. Błękitny chociaż ciężko ranny podniósł się po raz kolejny i podszedł do Draga. Ten cofając się wypuszczał strzałę za strzałą. Nagle błętkitny się zatrzymał... i skoczył w bok co uchroniło go przed zaklęciem Burzy Błyskawic Dena. Wróg skoczył w stronę Denadaretha wyciągając szpony w typowy dla szarży sposób... Den jednak nie nawiązał walki tylko odskoczył. Błękitny zionął ale Den osłonił się tarczą płomieni. Wtedy wróg znów skoczył i znów Denadareth odskoczył tak że znalazł się pod skalną ścianą. Nie miał możliwości ucieczki. Błękitny to wiedział, zasyczał zwycięsko i powoli podszedł do Dena. Zamarkował cioś łapą i nagle ugryzł ale Den sparował cios kikutem skrzydłą. Błękitny się cofnął i znów skoczył...

... W tym momencie Denadareth i Islington równocześnie wypowiedzieli zaklęcie Lewitacji. Den wzniósł się w powietrze i podleciałna miejsce z którego skoczył błękitny. Ten rozpędzony nie zdołał wyhamować i uderzył w skalną ścianę. Gdy był ogłuszony Islington uderzył swym najpoteżniejszym zaklęciem ofensywnym. Jednak nie w gada który odbiłby zaklęcie ale w skalę ponad nim. Z ogłuszającym łoskotem kamienie zwaliły się i przygniotły bestię.

Dragonthan

Dragonthan

13.03.2005
Post ID: 11263

//Ranek 8 Vallathal //

- No, mam nadzieje, że będziemy mieli chwile odpoczynku - rzekł Drag wchodząc na stos gruz, szukając swego miecza
Den usiadł na ziemi zmęczony walką:
- I co dalej? - spytał łowce
- Będzie nieprzytomny przez pare godzin, jest potłuczony i wyczerpany, ale cały czas zbiera siły
- W końcu dopadliśmy gada - uratował się Isli - mam nadzieję że to już koniec...
- To się okaże, jeśli znajdziemy sposób, żeby go jakoś dobić... moj miecz nie dosięgnął serca... a strzały nie przebiją jego łusek na taką głębokość... - odparł łowca
- Czyli się obudzi i dalej będzie to samo? - zapytał Den
Łowca milczał, wzruszył ramionami i usiadł na kupie gruzu.
- Jak narazie musimy jakoś go przywiązać do tego miejsca... możemy znaleść pare mocnych lian i związać mu łapy oraz pysk, no i oczywiście ogon...
- Odbiło ci? - zaprotestował Den - tutaj trzeba co najmniej 5 tuzinów ludzi! A nas jest trzech...
- I jeszcze ten gruz... - dodał Isli
- No to co chcecie niby zrobić? Czekać aż się obudzi? - zdenerwował się Drag

Nagash

Nagash

14.03.2005
Post ID: 11264

3 Vallathal - rano-południe

Wszyscy od samego rana pracowali, Klaang pomagał białym nekromatom budować machiny wojenne, Nagash uczył dowódców (którzy nie znali sie praktycznie na niej w ogóle) jak najlepiej i najwydajniej dowodzić odziałami a demonka Ashanti pomagała wytapiać miecze - znała się przecież na magii ognia. Wszyscy wiedzieli że atak nadejdzie jeszcze tej nocy lecz mimo to czas mijał na rozmowach i bardzo ciężkiej pracy. Gdy nadeszła przerwa obiadowa wszyscy zaczęli dyskusje ponieważ człowiek który wczoraj poprowadził ich do zwycięstwa nie usiadł z nimi do stołu, w ogóle nie przyszedł na obiad tylko cały dzień siedział razem z kilkoma innymi dowódcami i słuchał kazań lisza.

Ashanti

Ashanti

15.03.2005
Post ID: 11265

3 Vallathal - po południe

Wszystkie umocnienia były już zbudowane. Wielkie drewniano-kamienne wieże które miały służyć za punkt obserwacyjny zostały przerobione na wieżyczki obronne. Wszędzie trwały ostatnie przygotowania.
- Skąd wiesz że oni zaatakują - spytała demonka Nagasha
- Wiem i już, dam sobie rękę odciąć że oni tu przybędą, ale mam jakieś dziwne przeczucia.. - powiedział Nagash gdy nagle podbiegł do niego jakiś człowiek nekromanta i powiedział:
- Liszu, z krzaków wybiegło kilku orków, złapaliśmy ich bo podejrzewamy że to szpiedzy - powiedział.
- To nie szpiedzy, orki na pewno nie dałyby się namówić na współpracę z rycerzami śmierci, najlepiej ich zabijcie albo wypuśćcie.
- Rozkaz liszu ! - krzyknął i pobiegł

* Tymczasem***

- A więc możemy liczyć na waszą pomoc, prawda - spytał rycerz śmierci orka.
- Taaak, będziemy gotowi jutro. Właśnie wysłałem moich poddanych żeby ścinali drzewa i produkowali machiny wojenne.
- Świetnie ! Tymczasem muszę już ruszać ponieważ czeka mnie atak na tych białych nekromantów - powiedział z niesamowitym spokojem po czym dodał - Jeżeli nie dotrzymacie obietnicy pomocy zrównamy was z ziemią Rozumiecie ??
- Taaak - jęknął ork z bólu bo dostał rękojeścią rycerza po karku.
Wszyscy orkowie ścinali pobliski las, gdy już sprowadzili odpowiednie ilości drzewa zaczęli konstrukcje. Po całodniowej pracy było już gotowych 10 taranów, 3 balisty i kilka innych.
Wiedzieli oni jednak że sami są za słabi żeby wypełnić cel rycerzy śmierci wiec zaczęli sprowadzać kilka troli i kilka oddziałów uruk hai.





- Noc



--

- Kapitanie Kapitanie Widać czarnych nekromantów, rycerzy śmierci Atakują nas !! - krzyknął elf po czym spadł martwy na ziemię po tym jak któryś z orków strzelił mu między oczy. Wszyscy wzięli do rąk broń i czekali aż wróg rozwali bramę, tymczasem to nie następowało. Na mury zaczęli się wspinać nieumarli po linach i drabinach, lecz po chwili zostali zwalani na dół ponieważ obrońcy spychali drabiny i odwiązywali liny. Wtedy nadjechały tarany i zaczęły szturmować bramę, po chwili brama była rozwalona i zaczęła się walka. Obrońcy za wszelką cenę próbowali utrzymać pozycje lecz im się to nie udało, wróg zdołał się przedostać do środka i podpalić umocnienia. Wszyscy walczyli dzielnie lecz rycerze śmierci mieli dużą przewagę. Biali nekromanci zaczęli przegrupowanie, pozwolili wejść jeszcze kilku przeciwnikom a następnie zamknęli zapasową bramę z kratą co uniemożliwiło przeciwnikowi wydostanie się. Okazało się że były już wcześniej przygotowane pułapki więc gdy nieumarli szukali chaotycznie drogi ucieczki ginęli w pułapkach. Tarany które próbowały się przebić przez bramę nie dawały rady więc czarni nekromanci dostali rozkaz od rycerza śmierci o imieniu Rangor aby zacząć ostrzał kościanymi katapultami, mury były bardzo wytrzymałe lecz nie mogły stawić rady tak potężnym machinom. Gdy mury zaczęły pękać do środka zaczęły się wbijać odziały wroga aż końcu prawie cały mur upadł. Sytuacja była bardzo zła. Wszyscy obrońcy zostali otoczeni, lecz na taką okazję był już przygotowany plan awaryjny - pod obrońcami otworzyły się zapadnie które prowadziły do tuneli. Tunele prowadziły do innego dużego fortu w której stacjonowały już inne wojska białych nekromantów.

Nagash

Nagash

21.03.2005
Post ID: 11266

4-5 Vallathal

Po długiej podróży przez tunele fkońcu wszyscy dotarli do celu, znajdował się on tuż obok kręgosłupa starożytnych. Wzniesiony był tam wielki fort, ostatnia linia obrony przed rycerzami śmierci. Wszyscy, którzy znajdowali się w środku wiedzieli jak ważnym umocnieniem jest ich fort, nie wiedzieli jednak że przedostatni fort upadł i został zajęty przez rycerzy śmierci. Dowiedzieli się dopiero po przybyciu stamtąd drogą awaryjną czyli tunelami oddziałów. Wszyscy byli przygnębieni porażką... Nikt już nie śpiewał przy ognisku jak to było w ostatnich godzinach poprzedzających atak. Nie rozumieli jednak jednego - skąd się wzięły w szeregach wroga odziały orków i uruk hai Wysyłali w tamte rejony szpiegów lecz byli oni łapani i strasznie torturowani, potem ledwo żywych wypuszczali ich w lesie i pozostawiali ich w rękach losu, dlatego też dowództwo postanowiło wysłać delegację. Tej bowiem zabicie lub uwięzieni będzie niezgodne z prawem wojennym Ervandoru.
Jak chcieli tak też zrobili, trudno było jednakć śmiałków którzy zechcieli wyruszyć w tak niebezpieczną podróż. Po kilku dniach wędrówki zobaczyli wreszcie mury orków. Zanim jednak zdołali dojść do bram zginęli ze strzał uruk hai`ów którzytały na murach. Ich ciała nabili na pale i zachowali jako trofeum. Gdy wieść ta tylko doszła do Azaradu od razu król wydał oświadczenie że jest to niezgodne z prawem wojennym Ervandoru i oficjalnie wypowiada orkom wojnę. By to wojna oficjalna ponieważ wojska Erebusu zbliżały się do stolicy zachodniego królestw - Azaradu i król nie miał wystarczających sił aby zaatakować orków na pustyni......

- Dałeś z siebie wszystko, nauczyłeś ich strategii. Nie mogłeś nic więcej zrobić - tłumaczyła zamyślonemu Nagashowi demonka - Gdybyś im nie pomógł straty byłyby o wiele większe, natomiast ty ocaliłeś setki istnień.
- Myślisz że coś mnie to obchodzi
Dla mnie to nawet lepiej że zginęli bo będę mógł ich ożywić. Nie pomagałem imdlatego żeby im pomóc tylko dlatego żeby przeżyć - powiedział Nagash.
- Jak możesz ? Czy ich życie cię WoGle nie obchodzi Musisz być jakimś potworem bez uczuć żeby tak mówić - odkrzyknęła zdenerwowana Ashanti i odeszła bardzo zła.
- Nawet nie wiesz zeasz racje - powiedział szeptem lisz gdy demonka już odchodziła
- Co się stało
- spytał Klaang lisza siedzącego przy ognisku.
- Ashanti właśnie odkryła jaki jestem naprawdę, trudno będzie to jej znieść ale taka jest prawda.... Ona myśli że wyruszam po amulet dla królowej po ty by jej pomóc, natomiast ja robię to dla zysków, władzy..... może i jestem potworem bez uczuć ale tak już bywa, taki już jestem i już .... nikt tego nie zmieni...
- Właśnie podsłuchałem rozmowę żołnierzy, mówili że rycerze śmierci już są w drodze do tego fortu, myślą że ten fort jest nie do zdobycia ale mogą być w błędzie. Widziano jak całe hordy orków i uruk- hai pędzą tutaj z innego kierunku. - mówił barbarzyńca.
- Dobrze więc, to odpowiedni moment żeby wycofać się niezauważenie - mamrotał Nagash
- Co,chcesz się teraz wycofać
- Tak

- W takim razie zrobisz to sam bo ja i Ashanti nie zostawimy tych ludzi...
- A więc trudno się mówi. Wyruszę więc sam.
- Nawet się tym nie przejąłeś

- A niby czemu miałbym to robić - Nagash spytał po raz ostatni. Wziął na plecy swoje rzeczy i wyruszył w stronę bramy, te się otworzyły a on zniknął gdzieś w lesie.

Islington

Mistrz Islington

21.03.2005
Post ID: 11267

Popołudnie 8 Vallathal

- Po co nam ludzie? - spytał Islington - mamy magię - powiedział po czym zaczął mamrotać coś pod nosem i zrzucać po jednym kamyczku. Drag się zaśmiał.
- Cóż przynajmniej to troszkę szybciej - wyjaśnił Islington. Drag podłapał i zabrał się do pracy razem z Denem.

Noc 8-9 Vallathal

Smok został odgrzebany na tyle, że wystawał mu jego łeb. Kiedy Islington przenosił kolejne kamienie nagle smok poruszył się.
Drag natychmiast skoczył ku niemu ze swoim mieczem i trzymał go tuż przy łbie stwora.
- Rusz się, a cię zabije! - krzyknął. Smok ani drgnął.
Islington zastanawiał się, czy gdyby smok chciał to wygrzebał się spod kamieni i doszedł do tego, że to niemożliwe. Choć ludzie czasem nie doceniają smoków.
Stał tak Dragonthan Łowca Smoków nad swoją ofiarą, która mimo tego, że była ofiarą nie była wcale taka bezbronna.

Fristron

Fristron

1.04.2005
Post ID: 11268

//Ranek, 8 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery//

- Pięknie, pięknie... - rzekł Fristron - kawał drogi za nami.
- I kawał przed nami - powiedział Bubeusz ziewając
- Trudniejszy kawał - mruknął Hell
- Co? - zdziwili się dwaj magowie naraz
- Ostre Szczyty - wyjaśnił Destero - ostatni z nich to prawie pionowa ściana. Ten obejdziemy od północnej strony. Nadłożymy drogi, ale południowa jest niemal równie niebezpieczna.
- O nie... - jęknął Fristron
Poprzedniego dnia maszerowali bez odpoczynku do rana. Nic wartego uwagi się nie stało, poza tym, że Hellburnowi wydawało się, że słyszy słowo "Zapomnienie...", a Fristron wdepnął w orle gniazdo i wrzeszcząc domagał się, by ich matka (która poczuła chęć zemsty i uniosła maga w powietrze) natychmiast go puściła. Wyratował go Hell blokując ptaka Słupem Ognia. Później przez godzinkę odpoczęli i mieli wyruszać. Magowie (a zwłaszcza ten z Avlee) dziwili się, że nie potrzebują więcej snu. Zdumieni też byli faktem iż powoli nabierali czegoś, co dawniej omijało ich szeeerokim łukiem - muskulatury. Nie żeby wyglądali jak osiłki - ale mięśnie pokazywały się przy ich napinaniu. Było to dla nich niezwykłe doświadczenie i chętnie pozastanawialiby się dłużej nad tym zjawiskiem, gdyby nie towarzysze, poganiający ich bez ustanku.
Towarzysze podjęli marsz. Powoli i uważnie wspinali się po zboczu (poza Hellburnem - on, jako ifryt był zwolniony z tego obowiązku i śmigał nad głową psioczącego na "tego piekielnego stwora" Fristrona), gdyż było strome i śliskie. Nagle Bubeusz wpadł do dziury przykrytej kamieniami
- Co?! - zdziwił się Hell - Co to jest?
- Nie wiem - rzekł Destero, zdając sobie sprawę, że towarzysze chyba pierwszy raz słyszą te słowa od niego - ktoś to musiał wykuć i ukryć przed resztą świata. Nie ma nad czym lamentować, idziemy dalej. Nie będę przystawał przez jakąs dziurę.
- Zaczekajcie... - powiedział powoli Bubeusz - tu jest więcej mie... AAAAA! - krzyknął, spadając dalej. Rozległo się nieprzyjemne GRUCH i mag uderzył w samo dno dołu. Przed nim majaczyło się wejście do groty. Leżał na całkowicie pustym placu wejściowym.
- Leć po niego, jakoś się uzdrowi człowieka... - mruknął Destero do Hella
- Nie.. - dobiegł ich z dołu głos Białego Maga - wy zejdźcie na dół... tu jest... jakieś lochy...
- Hm - rzekł Destero - co się tak patrzycie?
- Jeżeli przejdziemy POD górami, to stanie się to szybciej, niż jakbyśmy szli normalnie - powiedział Fristron
- A masz pewność, że wyjdziemy w dobrym miejscu? - spytał Destero
- A masz pewność, że NIE wyjdziemy w dobrym miejscu? - odpowiedział pytaniem mag
- Nie. Ale ty też nie. A idąc przez góry mamy pewność.
- Może się trafić śnieżyca - powiedział Hell - A zresztą, najwyżej zawrócimy.
- Nie, nie i nie! I koniec dyskusji! - powiedział i zaczął wspinać się dalej.
- Dobra, idź którędy chcesz - rzekł Fristron, po czym Hell złapał go za brzuch i zlecieli na dół. Destero przystanął
- Idę górą - rzekł psionik
- A my dołem - dobiegł go z daleka głos Bubeusza, który używając magii regeneracyjnej jako tako się pozbierał.
- Ale... - zaczął Destero, po czym westchnął - Hell, weź mnie na dół. Nie mam ochoty zsuwać się po ścianie.
Ifryt podleciał wysoko i złapał psionika. Wrócili po chwili. Psionik kątem oka dostrzegł wrota.
Wrota, które były otwarte.
Dopiero po chwili zorientował się, że nie ma przy nich magów.