Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Literatura - inna niż fantasy" |
---|
Faramir12.12.2003Post ID: 15380 |
Cóż, dyskusji chyba nie podejmę, bo - co tu ukrywać - w "Mistrzu i Małgorzacie" nie czuję się zbyt mocny, po prostu tej książki nie czując. Nie wiem. W kanonie literatury jest mnóstwo książek. I mimo iż każda ma ogromną rzeszę swych wyznawców, zawsze znajdzie się ktoś, komu ona nie przypadnie do gustu, nieważne jak bardzo wartościową książką by była. W tym wypadku do gustu nie przypadł mi MiM, i cóż na to poradzić. Szanuję Twój pogląd dot. tej pozycji, mimo iż samemu nie potrafię go zrozumieć i "poczuć". Bywa i tak. |
Faramir25.12.2003Post ID: 15381 |
Stan mojej biblioteczki po świętach powiększył się o sztuk siedem: - "Achaja tom II" A. Ziemiańskiego Możecie to traktować jako zapowiedź pryszłych górnolotnych (tjaa... :) ), a na pewno mych własnych przemyśleń i recenzji :). Czekajcie cierpliwie :P |
Hetman jOjO25.12.2003Post ID: 15382 |
bardzom chętny na dysputę o Achaji (już oba tomy łykłem i za lepsze od niejakiego GRMM uważam! :P) |
Faramir26.12.2003Post ID: 15383 |
O w morde :) Achai też dwa tomy łykłem - wczoraj (dzisiaj? :P) o trzeciej w nocy skończyłem :) W sumie dwie nocki starczyły mię ;). A, że bardzo to interesująca książka - potwierdzam. I także do dyskusji chętny żem. Tylko jedno pytanie. Gdzie? Bo, jeśli mam być szczery, stolik Fantasy w Osadzie się... nie nadaje. Skończyła się, niestety, jego era. :( Mała uwaga, nie GRM//M, tylko GRR//M :)
"Inne pieśni" Dukaja (wstyd! to pierwsza jego książka, którą przeczytam!) stoją w kolejce. Teraz przerabiam Baudolino (ze dwa dni :) ) a potem biore za Dukaja ;) Tak w okolicach poniedziałku pewnie będę już miał przeczytanego ;) Na wszelkie dyskusje - zawszem chętnym! |
Mirabell26.12.2003Post ID: 15384 |
Genialna książka, tylko (przynajmniej tak było w moim przypadku :) ) do jej czytania potrzeba porządnej encyklopedii albo przynajmniej internetu. |
Faramir26.12.2003Post ID: 15385 |
Tak, już sam słyszałem, że jeśli zbyt dobrze się człowiek nie orientuje w ówczesnej historii, to ni w pięc ni w dziewięc niczego zrozumieć nie potrafi :) W sumie między innymi dlatego chciałem ją dostać :)) |
Hetman jOjO26.12.2003Post ID: 15386 |
he he no chyba, że masz w paluszq całą klasyczną fizolofię grecką :P |
Faramir27.12.2003Post ID: 15387 |
Powiedziałem, że będę miał przeczytanego (choć nagle mi obowiązki wypadły :| Cholerne obowiązki szkolne dot. kilku konkursów na które się zgłosilem :|), co wcale nie oznbacza, że od razu zrozumianego ;))) |
Hetman jOjO27.12.2003Post ID: 15388 |
ech... ale co tam... |
Faramir27.12.2003Post ID: 15389 |
O nie, to na pewno nie to samo. Można czytać, przebiegając tylko wzrokiem po literkach i myśląc o czym innym w tej chwili, ale nie zmienia to faktu, iż czytamy w tej chwili. Albo można też czytać i rozumieć, oczywiście, że tak się powinno. Ale nie zawsze tak jest. Mnie na przykład zdarza się, iż niektóre nudne opisy czytam na ten pierwszy sposób. Ale zresztą, nieważne, mój powyższy post był tylko żartem, podyskutujmy lepiej o Achai, bom już odpowiednie miejscu k'temu chyba założył. |
Faramir22.01.2004Post ID: 15390 |
//Joseph Heller// Około miesiąca temu przeczytałem ww. książkę. Z powodów bliżej poznanych (święta, święta) jakoś nie znalazłem w sobie dość zaparacie by napisać recenzję. Wtedy nie znalazłem, czas jednak ten błąd naprawić. Głównym bohaterem Paragrafu 22 jest amerykański żołnierz, Yossariann, pilot bombowca, walczący na włoskim froncie. Książka pisana jest dość dziwnie, gdyż w każdym rozdziale przedstawiana jest inna postać z otoczenia Yossarianna. Nie zawsze zresztą sam główny bohater występuje, często akcja dzieje się zupełnie bez niego. W chronologii pogubiłem się już gdzieś w okolicach setnej strony, natomiast zanim do końca przyzwyczaiłem się do bohaterów i poznałem ich w miarę dobrze, książka chyliła się ku końcowi. Paragraf 22 jest, częściowo, trudną książką. Jest wiele momentów, które nużą, kiedy chce się rzucić książkę w kąt i zacząć czytać coś lepszego, ciekawszego. Jeśli jednak zmusimy się i przez książkę przebrniemy - nie zawiedziemy się. Postaci u Hellera są mocne przrysowane, groteskowe wręcz i - tutaj nie mam wątpliwości - interesujące. W większości wypadków śmieszą, jednak zdarzają się i sytuacje, w których wszechogarniająca bezradność powoduje u Czytelnika irytację. Jednakże irytację zamierzoną. Książka ta odsłania nam - często poprzez okrutną ironię - bezduszność i chęć zdobycia władzy, dorobnienia się człowieka wykorzystującego do tego wojnę. Ukazuje osoby, dla których liczą się tylko kolumny liczb, a śmierć człowieka jest konieczne by owe kolumny stały się jeszcze dłuższe... Próżno szukać tutaj jakichkolwiek choćby sładów fabuły. Bo raczej ich nie znajdziemy. Książka ta to jedynie ukazanie typowego (??!! jeśli można tak mówić, gdy mamy do czynienia z groteską) życia amerykańskich żołnierzy we włoskiej bazie. Ot, kilka zdarzeń, które się - niekiedy - przeplatają. I masa ironii. Książka jest, mimo wszystko, świetna. Choć często się nudziłem, czytając, to jednak gdy nadszedł koniec - miałem ochotę na jeszcze i jeszcze. Koniec zresztą jest taki - jaki w tej książce, w moim mniemaniu, powinien właśnie być. W sumie nic się nie rozwiązuje, a jednak ma jakiś swój urok... |
Faramir22.01.2004Post ID: 15391 |
//Umberto Eco// Baudolino jest najnowszą książką Eco, nad ktorego dziełami ostatnimi czasy się zachwycam. Opowiada o losie tytułowego bohatera - Baudolina. Baudolino, przybywszy w 1204 r. do Konstantynopola, który jest akurat grabiony, spotyka i ratuje życie Niketasowi Choniatesowi, hisorykowi i kanclerzowi bazyleusa Bizancjum. Niketas, w podzięce za uratowanie życie jemu i jego rodzinie, zobowiązuje się wysłuchać historii całego życia Baudolina, a później ją spisać. Od tej chwili zaczyna się część właściwa książki, przeplatana o to losami Baudolina, a to komentarzami i rozmowami o tych dziejach pomiędzy Niketasem a Baudolinem, co czyni tę książkę jeszcze ciekawszą. Baudolino był synem chłopa, Gagliauda, mieszkającego w północnych Włoszech, w miasteczku nieopodal Mediolanu. Wokół owej mieściny, nazwanej później Aleksandrią (nie mylić z Aleksandrią w Egipcie!), roztaczały się wieczne mgły, przez co wędrowcy nie znający okolicy, bardzo łatwo gubili się w nich. Tak i też stało się z pewnym rycerzem, któremu szternastoletni Baudolino pomógł wydostać się z mgieł. Chłopak, w pewnym sensie, zaprzyjaźnił się z nieznajomym. Jakim zdziwieniem musiała być dla niego wiadomość, iż ów mężczyzną okazał się Cesarzem Cesarstwa Rzymskiego - Fryderykiem Barbarossą. Fryderyk, który szczerze polubił chłopca, zabrał go ze sobą na wychowanie. Baudolino uczył się bardzo szybko, miał poza tym niezwykły dar do języków - wystarczyło mu tylko przez jakiś czas przysłuchiwać się obcej mowie, a już sam ją opanowywał. Baudolino stał się dla Fryderyka niczym syn. Był mu zawsze szczerym doradcą, pocieszycielem, a niekiedy nawet i spowiednikiem. Baudolino zawsze lubił zmyślać i opowiadać niestworzone historie. I zapewne dlatego, tak bardzo zainteresował się tajemniczym królestwem Księdza Jana na wschodzie świata. Wyjechawszy na studia do Paryża, spotyka nowych ludzi, z czego niektórych gotów jest nawet nazwać przyjaciółmi. I tak mamy Abdula, który pisze piękne wiersze ku czci nieznanej miłości, za którą wiecznie tęskni. Abdul jest typowym typem romantyka, a jego los - mimo iż wydaje się śmieszny - jest w rzeczywistości tragiczny. Jest także Poeta, chłopak, który chciałby pisać wiersze jak Abdul, a jednak nie potrafiący tego robić. Pewnego dnia Baudolino podarowuje Poecie swoje wiersze. Poeta od tego czasu został nadwornym Poetą, na dworze cesarza Fryderyka, pisząc kilka wierszy na rok (które podsyłał mu Baudolino). Było jeszcze kilka innych postaci, jedank wszystkie łączy jedno: Zafascynowanie Królestwem Księdza Jana. Pewnego dnia Baudolino wraz z przyjaciółmi postanawiają napisać list od Księdza Jana dla Cesarza Fryderyka... W tym momencie zaczyna się główna część fabuły. Dalsze losy rozwijają się miarowo, a bardzo interesująco. W miarę jak czytamy, książka wciąga coraz mocniej. Losy Baudolina są barwne, interesujące i - co ważne - wiarygodne oraz dobrze napisane. Ba, jak dla mnie świetnie napisane. Uwielbiam styl Eco, o czym rozwodziłem się już w recenzji jego "Imienia róży". Moim skromnym zdaniem, Baudolino jest równie dobrze napisany. Historia, jak to bywa u Eco, naszpikowana jest różnymi ciekawostkami i czytając ją, możemy wiele dowiedzieć się o historii i dawnych, panujących w Europie i nie tylko, zwyczajach. Co prawda pod koniec Autora nieco ponosi własna imaginacja, jednakże samo zakończenie... jest świetne. Podobnie, jak w zmiankowanym już "Imieniu róży", z początku wydaje się niesatysfakcjonujące, to jednak zasnanowiwszy się nad nim, uznałem, iż znów lepszego by być nie mogło. Książkę czyta się świetnie, nie wiem, może tylko ja to odczuwam, jednakże styl Eco sprawia mi po prostu radość. Kilka perełek, przez które aż chce się krzyczeć z radości są tym, co tygryski lubią najbardziej. W ogóle cała ta książka jest dla mnie przykładem i potwierdzeniem tego, iż Eco jest naprawdę jednym z najgenialniejszych pisarzy. I aż mi szkoda, że już połowę jego Twórczości przerobiłem. Pociechę znajduję tylko w tym, iż nikt mi nie zabroni jego książek czytać po raz wtóry. |
Strażnik słów Moandor24.01.2004Post ID: 15392 |
WOJNA, LUDZIE I MEDYCYNA Adam Majewski Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na czytanie książek. A spowodowane jest to głównie nauką i przygotowywaniem się do zbliżających się egzaminów. Chciałbym jednak zaprezentować Wam pewną pozycję. Nie jest to jednak powieść fabularna. „Wojna, ludzie i medycyna” są to wspomnienia lekarza chirurga, Adama Majewskiego z czasów II wojny światowej. Poznając historię dość często czytamy jedynie o ważniejszych wydarzeniach, umowach międzynarodowych, ważniejszych bitwach. Jednym słowem poznajemy suche fakty, które dają nam jako taki obraz historii i wydarzeń, które kiedyś miały miejsce. Książka Adama Majewskkiego jest pod tym względem inna. Napisana bardzo prostym i przystępnym językiem. Przedstawia prawdziwe wojenne życie żołnierzy, widziane nie oczami historyków, którzy na podstawie zachowanych dokumentów próbują ustalić rzeczywisty bieg wydarzeń, ale oczami zwyczajnego, polskiego żołnierza lekarza. Podczas wojny Adam Majewski przebywał w wielu zakątkach świata. Podróż rozpoczął poprzez Węgry, gdzie udała się część polskiej armii po klęsce wrześniowej. Potem przyszedł czas na Jugosławię, oraz Francję. W tej ostatniej armia polska nie gościła długo, bowiem po jej klęsce została ewakuowana statkami do Anglii. Francuzi byli Polakom niechętni. Zezwolili wprawdzie na formowanie się na ich terytorium oddziałów polskich, a nawet je zaopatrzyli, ale przeważnie w stary przestarzały sprzęt, a niektóre mundury, jakie otrzymywali polscy żołnierze pochodziły jeszcze z I wojny światowej. Autor potwierdza również ogólnie panujące przekonanie, że z Francuza żaden żołnierz. Chociażby taka historyjka: Kolumna polskich wozów jechała drogą dążąc do miejsca ewakuacji do Anglii. Zatrzymali się na postój. Obok nich przejeżdżała nieopodal kolumna francuskich czołgów. Jeden z Polaków wyskakując z ciężarówki zahaczył w niefortunny sposób cynglem o coś i w gorę poszła długa seria z karabinu maszynowego. Oczywiście nasi nic sobie z tego nie zrobili, Francuzi natomiast w przeświadczeniu, że to Niemcy podnieśli ogień zaczęli nagle wyskakiwać z czołgów i uciekać na wszystkie strony. Naprawdę miło się czyta o wyczynach polskiej armii i w ogóle o Polakach, żołnierzach walczących na frontach II wojny. Oczywiście jak wszędzie były i między naszymi żołnierzami szumowiny, ludzie chamscy i bezczelni. Jednak ciekawym zjawiskiem było to, że było ich tym więcej w oddziałach im dalej byli od linii frontu. Zdarzały się przypadki, że ranni żołnierze przewiezienie na tyły na rekonwalescencje dezerterowali ze szpitali i uciekali z powrotem na front, nie mogąc znieść stosunków panujących na tyłach. Punktem kulminacyjnym akcji jest bitwa o Monte Cassino. Doskonale obrazuje trud jaki włożono w zdobycie klasztoru. Poległo tam wielu polskich żołnierzy z Brygady Strzelców Karpackich, która cieszyła się wielką renomą wśród wojsk alianckich. (Samodzielna Brygada strzelców Karpackich, która walczyła w Tobruku była częścią BSK). Autorowi po zakończeniu wojny żal jest rozstawać się z towarzyszami broni. Wie, że w cywilu nie spotka już tylu oddanych przyjaciół i uczciwych ludzi. Na froncie bowiem, nie było różnic, żołnierze byli przyjaciółmi, a dowódcy bardziej opiekunami niż przełożonymi. Nikt się nie wywyższał. Książka jest bardzo ciekawa i żeby chociaż w skrócie opowiedzieć jej treść zajęłoby to zbyt wiele czasu. Jeżeli interesuje kogoś historia II wojny widziana nie oczami historyków, ale pojedynczego zwykłego człowieka to odsyłam do lektury „Wojny, ludzi i medycyny”. Mnie osobiście bardzo się ona podobała. Poprzestanę na tym co już napisałem, bo nie chce zdradzać treści książki. Jeśli ktoś po tę pozycję sięgnie to ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY. Moandor |
Infero26.01.2004Post ID: 15393 |
Antoine de Saint-Exupe'ry |
Strażnik słów Moandor26.01.2004Post ID: 15394 |
Popieram Infero. Wprawdzie nie czytałem(no może trosszke, ale nie skończyłem, tak jakoś wyszło), ale wiem o czym to jest. DOść wnikliwie omawialiśmy tę powieść na języku polskim. Jak już kiedyś wspomniałem jest to powieść egzystencjalna. Ja osobiście nie kocham tego nurtu literatury specjalnie, ale swoją wartość te ksiażki mają. Po przeczytaniu powinniśmy uświadomić, że: -ludzie są braćmi na jednej planecie, że obowiązuje ich solidarnośc, koleżeństwo, miłość, odpowiedzialnośc za Ziemię, a ich podziały, wojny, niewolnictwo - to potworny pomysł, groteskowo śmieszny i haniebny wobec przemijania i posłannictwa człowieka; - wartoścmi materialne, do których tak przykładamy wagę, są niczym wobec kropli wody na pustynii - wobec uratowania ludzkiego życia, kęsa żywności podarowanego wycięczonemu wędrowcomi; -człowiek musi być aktywny, znaleźć swoją rolę na ziemi i godnie ją spełniać, podejmować wyzwanie, które stawia mu natura, lecz zawsze zgodnie z kodeksem moralnym, w którym centralne miejsce zajmują: odwaga, szlachetność, lojalnośc, przyjaźń, skromność i obowiązek; -Ziemia jest piękna i jest dobrem, które otrzymaliśmy w darze i któe powinniśmy przekazać następnym pokoleniom. Saint Exupery niezwykle trafnie nazywa Ziemię statkiem, na którym wszyscy sie znajdujemy. Zaiste, zadziwiająca z nas, ludzi, załoga Katarzyna Droga Powyżej zamieściłem fragment recenzji owej książki. Zgadzam się z tymi słowami w 100%. Dla kogoś ktolubi nurt zwany egzystencjalizmem, i książki jak: "Dżuma", "Proces" Traktujące o ludzkim życiu, o przemijaniu, o ludzkiej egzystencji powinien tę powieść dołączyć do swego spisu lektur. MOANDOR |
Infero26.01.2004Post ID: 15395 |
Nie wiedziałam, że to lektura (ale ze mną tak zawsze podabają mi się lektury szkolne -te nieobowiązkowe oczywiście , bo te obowiazkowe najczęściej są nudne , a zresztą kto lubi czytać z przymusu :)) |
Strażnik słów Moandor26.01.2004Post ID: 15396 |
Czy lektura to nie wiem, ale jeśli już to nieobowiązkowa. Język polski, mimo, że na żadnych studiach, prócz polonistyki nie przydaje się, jest jednak najważniejszym przedmiotem w szkole. Powinniśmy znać kulture swojego narodu i cywilizacji europejskiej. Poza tym jako Polakom, wypada nam poznać całe bogactwo naszego pięknego języka, nieprawdaż? Wracając do lektur, nie jestem ideałem, również nie czytałem wszystkich, uważając niektóre za nudne, na inne nie miałem czasu (tak sie zawsze mówi jak sie czegoś nie chce robić, bierzesz sie za cokolwiek innego, a potem mówisz, że na lekture nie starczyło czasu), ale teraz żałuje tego, i widzę, ile straciłem tak postępując. Mimo, że szkoła średnia jest już za mną, sięgam czasem po ksiązki, których nie przeczytałem. Moandor |
Infero27.01.2004Post ID: 15397 |
Zgadzam sie, że jezyk polski jest w szkole najważniejszy i lektury powinno sie czytać (w szkole średniej przeczytałam 95% obowiązkowej ), chodzi mi tylko o to, że zawsze milej sie czyta ksiazki które nie musisz obowiązkowo skończyć, przemyśleć, zaznaczyć cytaty , znaleść źródła i jakieś przyzwoite opracowanie w ciągu 3 - 4 dni , bo u mnie właśnie niestety tak w szkole to wyglądało. |
Guinea27.01.2004Post ID: 15398 |
Moandorze, jestem zmuszony się z Tobą nie zgodzić. Niektóre lektury prezentują poziom wręcz żałosny. Tutaj moim ulubionym ( :P ) przykładem jest Stefan "grafoman" Żeromski... jego wypociny czytałem już w podstawówce, w liceum też parę doszło, i mogę stwierdzić, iż w żadnej znanej mi z jego książek nie ma nic wartościowego. Zmuszając młodych ludzi do czytania "Przedwiośnia" czy "Ludzi bezdomnych" skutecznie można zniechęcić ich do sięgania po inne, znacznie ciekawsze pozycje. Zaznaczam tu raz jeszcze, iż Żeromski to tylko przykład, dla mnie najbardziej wyrazisty, bo najbardziej, hmmm... obfity ;). Czytamy go zaś, gdyż porusza problemy, które dawno już są za nami. Logika porażająca. Niedawno napisałem wypracowanie (tematem było coś o wpływie literatury na moje ukształtowanie), w którym przedstawiłem mniej więcej to, co tu piszę... i dostałem niedostateczny :P. Nauczycielka stwierdziła, że nie powinienem pisać na temat, na który nie mam nic do powiedzenia ;) nie ma to jak dobre umotywowanie oceny :P. Chętnie te perełki polskiej literatury wepchnąłbym jej w gardło ;). Nie mówiąc już o wielkim wieszczu Adamie M. który z nudów zaczął wierszować. Za przeproszeniem porzygać się można. A teraz co jakiś czas trąbią w televizji, że Polacy nie czytają. Jasne, że nie czytają, skoro za młodu takimi gniotami nas karmią. Gdyby nie to, że rodzice mnie przekonali do czytania zanim poszedłem do szkoły, pewnie też bym nie czytał i klął na sam widok książki. Z tego co wiem, przypadki przeczytania czegoś nadobowiązkowego wśród moich szkolnych znajomych (4 klasa liceum uważanego za dobre) są bardzo rzadkie. Wolę nie wiedzieć więc, jak jest w tych "gorszych"... chociaż pewnie podobnie, bo dużo gorzej być nie może. Może tylko tam lektury obowiązkowe czyta 30% a nie 50% :P. Trzeba ludziom za młodu zaszczepić miłość do książek, a nie nienawiść. |
Infero27.01.2004Post ID: 15399 |
Co do Żeromskiego to się zgadzam , a co do Mickiewicza to nie do końca. Zalety i piękno epoki romantyzmu (nie tylko w Polsce) doceniłam w 4 kl. liceum i tak mi zostało. |