Gorące DysputyTropiciele rzeczywistości - polityka i społeczeństwo - "Kącik przemyśleń..." |
---|
Faramir12.05.2004Post ID: 15537 |
Nie mam pojęcia, trzydzieści lat temu nie było mnie na świecie.
Przesadzasz i to znacznie. Jeśli odłsyłasz mnie do rozdziału o "Krucjatach", a jednocześnie chwile przedtem wspominasz, że należy kierować się sumieniem, to, niestety, muszę zaprotestować przeciw takiemu toku myślenia. Pozwól, że spróbuję Ci wyjaśnić mój punkt widzenia. Wewnętrznie sprzeczne jest na początku podanie jako przykładu możliwości wywołania przez papieża Świętej Wojny Przeciw Niewiernym dzisiaj, a uzasadnieniem tego tym, że w przeszłości, setki lat temu, takie Krucjaty miały miejsce. Popełniasz wielki błąd zakładając, że jeśli coś było możliwe kiedyś, jest to dowodem na to, że może się to zdarzyć teraz. Najważniejszą różnicą jest to, że kiedyś były inne obyczaje, inne rzeczy przyjęte jako normalne, inne dogmaty (niektóre) i inna psychika ludzka. To że kiedyś Kościół skazywał ludzi na stos za czarną magię, nie oznacza, że możliwe jest, by to nagle powróciło. Teraz Kościół jest inny, ludzie są inni, inny jest świat, w którym żyjemy. Wierzysz w to?
Głównym czynnikiem jest to, że wpojono mi to za młodu. Sądzę, że gdybym urodził się gdzie indziej, wierzyłbym w religię tam panującą. Nie przeszkadza mi to jednak wierzyć.
Zapraszam do przeczytania mych poprzednich postów, co powinno dać Ci odpowiedź co o tym sądzę.
Nie widzę żadnego powodu, bym miał ich potępiać. Zaskoczony? I prosiłbym, abyś nie wytaczał przeciw mnie absurdalnego argumentu, że "nie zastanawiają się nad tym, co robią", ponieważ musieliby odrzucić wszystko, co jest podstawą ich wiary i co pomaga im żyć od narodzenia. Gdyby jakiś Arab wierzący w islam powiedział Ci, że nie wolno Ci pić alkoholu, wierzyć w Boga, natomiast posiadanie wielu żon jest czyms normalnym, posłuchałbyś go?
Uważasz, że człowiek rodzi się od razu w kodeksem moralnym i wykształconym sumieniem? Że od razu rozróżnia to, co jest "dobre", od tego, co jest "złe"? Diametralnie się różnimy.
W takim razie czym różnią się od zwierząt tabuny ludzi, które żyją dziś, a nie posiadają własnego zdania, tylko zachowują się tak, jak inni. Po to tylko by być akceptowanymi.
Tak, byłoby to sprawiedliwe. A czy Ty uważasz to za niesprawiedliwe? Dlaczego? Proszę, odpowiedz, a nie wykrecaj się poprzez zadawanie mi innych pytań.
Znowu nadinterpretowujesz, wkładając mi w usta słowa, których nigdy nie wypowiedziałem. [Swoją drogą, mała dygresja: jeśli ktoś inny poza mną zapisałby się to tego Kościoła i szczerze w niego wierzył, to - moim zdaniem - byłby usprawiedliwiony. Bo on naprawdę WIERZYŁ! że robi poprawnie.]
Znasz słowo "ironia"?
Wiesz, w Twoich przykładach zabolało mnie to, że z osób wierzących zrobiłeś demony, a z niewierzących wzory cnót. I w zasadzie to było dla mnie najboleśniejsze.
Ech, i po co jeszcze był tu potrzebny atak na moją niewiedzę o II Wojnie Światowej?
Według mnie, jeśli nie wkradł się żaden czynnik, który by to mógł sprawić (z zewnątrz?), to nie doszłoby do takiej sytuacji i Grześ by nie zwątpił. |
Faramir12.05.2004Post ID: 15538 |
Powyższa dyskusja robi się zbyt mętna i zbyt mocno rozchodzi się w niechcianych kierunkach. Chciałbym wrócić do jej korzeni i wyjaśnić prosto mój punkt widzenia. A wygląda on tak: Na życie przychodzi się bez żadnych wiecznych wartości, które cechują każdego człowieka. Człowiek przychodzi na świat i jest tabula rasa - niezapisaną tablicą. Najważniejszym momentem jest kilka lat po urodzeniu, kiedy kształtuje się postrzeganie przez dziecko to, co jest dobre, a co złe. To rodzice (przedszkole? znajomi? w mniejszym stopniu...) wykształcają w nas sumienie i kodeks wartości. To jest dobre, to wolno, a to jest złe, nie wolno. Uważam, że na tym etapie można wpoić dziecku wszystko, począwszy od tego, że zabijanie jest dobre, aż do tego, że sen jest grzechem (jestem prawie pewien, że takie dziecko odczuwałoby wyrzuty sumienia za każdym razym, gdy poszłoby spać). I jeśli nie pojawiłby się żaden zewnętrzny czynnik, który świadczyłby przeciw temu, to dziecko to (a później dorosły mężczyzna) nie miałoby żadnych podstaw do tego, by móc w ogóle wątpić w to, co je nauczono. Oczywiście, w naszym świecie trudno o kompletną izolację od poglądów innych ludzi, stąd też często pojawia się zwątpienia w to, co wpojono od dzieciństwa. Chciałbym jednocześnie zauważyć, że uważam, że w kompetnie izolowanej społeczności, gdzie od dziada pradziada coś jest uważane co normalne, np. uważanie kobiet za gorsze (coby trochę złagodzić jaskrawy przykład zabijania) nie powoduje wyrzutów sumienia. Bo i - uważam - sumienie także jest wynikiem wychowania. Rodząc się jesteśmy bez sumienia, a jest ono właśnie tym, co wpojono nam, co jest dobre, a co nie. Żyjemy w świecie, w którym od urodzenia w jakiś sposób dobro i zło jest określone. Sumienie i poczucie dobra i zła otrzymaliśmy jak gdyby "w prezencie" od rodziców, jako wynik ich wychowania, tak samo jak oni dostali od swych rodziców, i tak samo, jak my przekażemy naszym dzieciom. Dobro i zło to tylko ludzkei kategorie. Nie uważam, że istnieje coś takiego, jak dobro absolutne i zło absolutne. Wszystko w tym wypadku jest względne. Bez człowieka nie byłoby ani dobra, ani zła. -=-=- |
Saruman12.05.2004Post ID: 15539 |
Nieeee.....!!! Błagam nie odchodź to jeden z najlepszych tematow na forum! Świetna dyskusja! Muszę tu częściej zachodzić. |
Strażnik słów Moandor29.07.2004Post ID: 15540 |
"Człowiek starożytny miał tyakie podejście do Boga (czy nawet bogów), jakie oskarzony ma do sędziego. Dla człowieka współczesnego role te są odwrócone. On jest sędzią, a Bóg znajduje sie na łąwie oskarżonych. On jest dość łagodnym sędzią: gdyby Bóg miał racjonalnąobrone na to, że jest bogiem, który pozwala na wojny i ubóstwo, i choroby, jest gotów jej wysłuchać. Proces mógłby się nawet skończyć uniewinnieniem Boga. Rzecz jednak w tym, że człowiek siedzi na ławie sędziowskiej, a Bóg na ławie oskarżonych" C.S. Lewis "Bóg na ławie oskarżonych" |
Raistlin26.10.2004Post ID: 15541 |
Pomyślmy: jeśli ludzie mieliby sądzić Boga, myślę ze dużo glosów bylo by przychylnych Bogu lecz jak wielu bylo by takich którzy oskarzyli by go za choćby najmiejsze niepowodzenie w swoim życiu... |
Damiaen24.12.2004Post ID: 15542 |
Nie wiem, jakie jest wasze zdanie o drodzy forumowicze, ale może pora odkurzyć ten ciekawy temat, tyle, że pod nieco innym szyldem... Może macie jakieś propozycję? O czym warto dyskutować, skonfrontować swe poglądy z innymi? Jak nie macie pomysłów to coś wymyślę... :) |
Thurvandel27.12.2004Post ID: 15543 |
Skoro to kącik przemyśleń, więc w zasadzie można pisać tu o wszystkim, bo nad wszystkim warto się zastanawiać. Proponuję porozprawiać o temacie, z którym spotykamy się na codzień. Może i są godniejsze do rozpatrywania, jak np koniec świata, tudzież jego początek, ale jak Damiaen mówi "jakiś temat" no to podam przez się wybrany :P. Zastanowiło mnie dzisiaj, gdy jechałem w autobusie spokojnie nim mnie kanar z nieważną legitymacją (moją) dorwał, czy w dzisiejszych czasach (wiem wiem... wyświechtana fraza: "dzisiejsze czasy") słowa mają jakiekolwiek znaczenie. Z jednej strony musimy bardzo ostrożnie się owym narzędziem posługiwać, aby źle nas nie odczytano (ot chociażby tu na forum). Z drugiej mową mówioną i pisaną wyciera się buty na niemal każdym kroku. Reklamy, telewizja, my - traktują słowa bardzo lekko. Przede wszystkim oszustwo i kłamstwo nie dość że traci rolę jednej z najcięższych zbrodni, to jeszcze częstokroć jest przez nas samych usprawiedliwiane. Choćby reklamy - kłamią na każdym kroku, manipulując społeczeństwem i wprowadzają powszechny kicz. Niegdyś za kłamstwo karano śmiercią (bardzo niegdyś, później jakoś inaczej piętnowano), a u Dantego lichwiarze, kłamcy i oszuści tarzali się w piątym kręgu piekła. Dzisiaj mało że kłamstwa nikt nie gani, to jeszcze okłamanych nazywa się frajerami. Chciałbym aby jak za króla Ćwieczka kłamcom ucinano języki. Druga sprawa to to, jak się traktuje pewne słowa. Dzisiaj "przyjacielem" nazywa się powszechnie każdego z kim się piwo wypije (ba! nawet zanim się je wypije), a "miłość" jest używana do określeń wszelkich form kopulacji. "Nienawiść" traktuje się jako uczucie do nauczyciela, który jednego czy dwa glany postawił za to że to ten nienawidzący nie przygotował, a "piękny" to określenie tego co aktualnie nie ocieka śluzem, zapewne dlatego że ten śluz jush dawno wysechł. O co mi chodzi? O to że piękne słowa są tak często wypowiadane, że tracą swoje wyjątkowe znaczenie. Mnie tak to drażni, że słów tych przestaję powoli używać (chlip) i zamiast określenia "piękne" używam "śliczne" bo to coś wyraża, w odczuciu u kogoś. A przecież tak nie powinno być. Jaką wy przywiązujecie do słów i czy zdarzyło wam się zaobserwować to co ja? Jeżeli się ze mną nie zgadzacie to policzcie w ciągu tygodnia ile razy ktoś użył ww słów w waszej obecności, mimo że po mojemu takich słów jak "miłość", "nienawiść", czy "przyjaciel" wymawiać się powinno zaledwie kilka razy w życiu i w stosunku do kilku tylko osób. P.S chyba wyczerpujące rozpoczęcie tematu :) P.P.S. proszę nie brać niczego pod kątem osobistym. Ja mówię o zachowaniu mas, czyli społeczeństwie. |
Hexe27.12.2004Post ID: 15544 |
Witam, moim skromnym zdaniem - wszystko zależy od nas samych, a właściwie od kręgów, w jakich się obracamy. Wiadomo - na typowym blokowisku poetę trudno spotkać. A jak się wpadnie miedzy wrony, to się kracze, jak i one. Smutne, ale prawdziwe. Od nas jedynie zależy (w większości przypadków), co nas kształtuje. Czy ktoś kogoś zmusza do oglądania TV, do dawania jej sposobnośći do zapychania nas reklamowym chłamem? Czy ktoś kogoś zmusza do biernej postawy, gdy słyszy się kłamstwa i fałszywe pomówienia? To, że większość się temu "trendowi" poddaje, nie znaczy, że my w tej mało chlubnej większości musimy być. Zawsze można choć spróbować zawalczyć o coś lepszego. Inna sprawa (co z przerażeniem stwierdziłam, że i na mnie to działać zaczyna), że propaganda robi swoje. Ot, takie przyzwyczajenie. Jak w filmach sensacyjnych - trup gęsto się ściele, a my zamiast z przerażeniem zamykać oczy uśmiechamy się jedynie z politowaniem, że oto kolejny litr czerwonej farby zużyto.. Ogólnie rzecz biorąc - wszystko mozna zwalić na karb tych dzisiejszych czasów. Problem jednak w tym, że na razie można sobie ponarzekać na dorosłych (mówię z perspektywy osoby, która od dość niedawna jest pełnoletnia :), ale za lat kilka - kilkanaście to my tymi dorosłymi będziemy i od nas nasz świat zależeć będzie. Przeraża mnie jednak to, z jaką łatwością dzisiaj dzieci w szkole mówią "Ja cię zabiję, nie dałeś mi na sprawdzianie spisać zadania". Świat w ogóle teraz jest przerażający.. Pozdrawiam, |
Strażnik słów Moandor27.12.2004Post ID: 15545 |
Kilka słów odnośnie znaczenia słów :D (dziwnie to zabrzmiało...)
Dawno zauważyłem, że słowo traci na znaczeniu. W reklamach, w polityce, ale to co widzimy w tv dotyczny nas tylko pośrednio. Warto poddać króttkiej refleksji znaczenie słów w naszym życiu, najbliższym otoczeniu, tu gdzie mieszkamy, chodzimy do szkoły, czyli to o czym Thurvandel wspomina w swoim poście. Słowa traca na znaczeniu... Co teraz znaczy powszechnie przyjaciel, miłośc, poświęcenie, prawdomówność... Jednym z powodów dla których dawniej lubiłem czytać książki Maya takie jak Winnetou, W podziemiach Mekki i wiele innych była postawa głównego bohatera Old Shatterhanda. Wiem, że to bohater nad wyraz wyidealizowany itp. Jednak to co warte uwagi w tej postaci to to, że nigdy nie mówił fałszywego słowa, nawet wrogowi. Nieprzyjaciel nawet mu wierzył, gdyż powszechnie wiadomo było, że słowo Old Shatterhanda znaczy tyle co przysięga. Słowo miało dla nie go jakąś wartość, było czymś ważnym. A dziś... Dziś często słowo traktuje się jak szmatę do wycierania podłogi, bez wartości... |
Thurvandel28.12.2004Post ID: 15546 |
Właśnie to miałem na myśli. Słowa dzisiaj nic nie znaczą, dla ogółu. Są rzecz jasna jednostki, które dane słowo traktują jako świętość, a słowa "magiczne" mają dla nich odpowiednio ważne znaczenie. Do tej grupy z chlubą mogę siebie zaliczyć :D, ale może do niej przystąpić każdy, kto tylko zapragnie, bo jedynym wymogiem, który trzeba spełnić, to przywiązywać większą wagę do tego co się mówi (inna sprawa, że trzeba sporo czytać, by znać tych słów na tyle, by się nimi swobodnie posługiwać, bez używania w kółko wytartych frazoli). Niestety ludziom, którzy poważnie traktują mowę, trudno się porozumieć z tymi, którzy słów nie szanują, dlatego im więcej wśród nas będzie homo dictoarius, tym łatwiej będzie siłę słowa przywracać, chociażby tylko w naszym najbliższym otoczeniu, no ale zawsze to jush coś. Dlatego drogie człowieczki - mowa to nasz skarb i nie wysypujmy tego skarbu na pierwszy lepszy kompostownik, bo w przeciwnym razie zdziczejemy, do poziomu zwierząt, które wydają z siebie jedynie nic nie znaczące ryki (z tą różnicą, że będziemy mieli większą gamę nicnieznaczących ryków). |
Damiaen28.12.2004Post ID: 15547 |
Zgadzam się, z tym, że mam parę zastrzeżeń. Bo czy ganisz tak ostro wszystkie kłamstwa? Jeśli wbrew faktom powiesz dziewczęciu, że ładnym jest to masz do siebie później pretensje? Nigdy nie zdażyło Ci się oszukać nauczyciela ("No, przecież sorko mówię, że pracę domową zjadł mi pies"), czy rodziców ("Tak mamo, odrobiłem już lekcje..." :twisted: )? Mnie się takie niewinne kłamstewka zdarzały i o dziwo - nie miałem jeszcze ochoty się z tego powodu biczować... ;) Ja rozumiem, że to grzech i w ogóle, ale na Boga, trzeba jakoś żyć! ;) Punkt widzenia zależy zawsze od miejsca siedzenia, pamiętaj...
Zgadza się, ale zobacz podobnie jest w angielskim - używa się tam na ogół jedynie słowa friend... I jakoś nie marudzą. :P Znaczenie słowa tak naprawdę zależy od innego, rozszerzającego/dopowiadającego które dodamy tuż obok niego (na ten przykład "przyjaciel z osiedla", ale też "prawdziwy przyjaciel"), a także od okoliczności, czy osoby do której je kierujemu ("on jest moim przyjacielem", ale już "jesteś moim przyjacielem")... Czy te słowa kierowane bezpośrednio, mimo iż znaczą to samo, nie brzmią o wiele wiarygodniej? Myślę, że tą uwagę można odnieść także do innych, podobnie nadużywanych wyrazów...
Tak, ale nie jest to niemożliwe. I o ile bardziej należy cenić takiego artystę, który postanawia tworzyć wbrew środowisku, zgodnie z własną potrzebą. Oczywiście, zawsze będzie miało na niego wpływ, ale już niepomiernie mniejszy. Wszystko zależy od charakteru. Tylko proszę mi nie mówić, że nie da się go zmienić, popracować nad nim...
Nie wiem Hexe, czy Cię pocieszę, ale jest taki od zawsze. Dziś ludzie mają jedynie narzędzia by krzewić destrukcyjne idee - środki masowego przekazu, internet, et cetere, et cetera. Ale co gorsza komercjonalizm i konsumocyjny styl życia zaczyna się wkradać do sztuki. I to jest okropne. I moja reflekcja odnośnie słów. Myślę, że jest z nimi jak z drogocennymi rzeczami. Jeśli mają je wszyscy, są niewiele warte. Niegdyś, gdy czytać i pisać umiało niewielu szanowano je - w końcu trafiało ono tylko do nielicznych, mądrych i wykształconych ludzi. Dbano o formę, a także o przekaz. Dziś, gdy do przeczytania (a może lepiej przesylabizowania?) gazety wystarczy skończenie podstawówki owa dbałość się skończyła. Nazwijmy to na nasze porzeby syndromem Leppera - powiesz ludziom to co chcą usłyszeć, a oni to kupią, nawet jeśli jest to totalny bezsens i poplątanie z pomieszaniem. Podobnie jest ze słowem, szczególnie tym "sprzedawanym" w telewizji, czy prasie. Spójrzmy jakie gazety najlepiej się sprzedają - "Fuckt", czy inny "Super Express". Bzdury, pogoń za sensacją, jednym słowem dno i metr mułu. Brukowce. Recepta jest prosta. Niech będzie to tylko proste i nalepiej zgodne ze światopoglądem (na magrinesie niezbyt rozwiniętym) czytelnika (na marginesie niezbyt rozwinętego" - sukces gwarantowany! Ile to razy słyszymy, że pan X idzie kupić COŚ do poczytania... Już sama nazwa COŚ mówi nam, że mamy do czynienia z czymś płytkim, bez tak potrzebnej nam duchowej głębi. COŚ do poczytania... Cholera, czego musiałem się w takich czasach urodzić? |
Faramir28.12.2004Post ID: 15548 |
Ja, w imieniu redaktora naczelnego Fucktu, którego osobiście znam i z którym na dwóch koncertach, między innymi byłem, muszę Fucktu bronić! Bo Fuckt, proszę państwa, ta aperiodyczne (brzmi znajomo? :) ) pismo o subkulturze punczerskiej, składane amatorsko, a rozdawane darmowo w Pile i okolicach. Brukowca więc wypraszam! |
Hexe28.12.2004Post ID: 15549 |
[OT]
Na którego listę subskrybentów, notabene, zapisałam się daawno temu i ani widu, ani słychu.. (nie, żebym była namolna czy złośliwa..:>) [/OT] |
Faramir28.12.2004Post ID: 15550 |
<OT> Cóż... ja na numer numer dwa czekam już grubo ponad pół roku :) Nie pomogła nawet podwójna wizyta w tym czasie w Pile i spotkanie z RedNaczem :) A zażaleń chyba jednak redakcja nie przyjmuje :) </OT> |
Thurvandel29.12.2004Post ID: 15551 |
A chodzi mi o to, że kłamca, czy to nauczyciela, czy dziewczęcia, czy rodziców powinien mieć ochotę się z tego powodu ubiczować, że tak niewinnie skłamał. Niekoniecznie musi to robić, ale chęci na to powinien mieć szczere. Bo jeżeli nie będziemy żałować drobnych kłamstewek, to będziemy ich używać coraz więcej, aż w końcu i posługiwanie tymi ciężkimi kłamstwami stanie się normalne. Dużo jest też argumentów "skoro wszyscy kłamią, to czemu ja nie" i dlatego żyjemy w epoce powszechnego zakłamania i prania mózgów. Kłamstwo to kłamstwo i należy z nim walczyć. Co do samego dziewczęcia okłamanego. Są w języku zwroty powszechnie nazywane komplementami, które pełnią funkcję raczej grzecznościową i posługiwanie się nimi jest normalne bez przesadnego oszukiwania. Zresztą... nawet niewinny komplement może mieć opłakane skutki jeżeli komplementowana osoba weźmie go sobie bardzo do serca.
A w "o moralności" tak mówiłeś o wierności własnym poglądom i ideałom :P.
Frienda używa się wszędzie oficjalnie, ale na codzień mówią raczej do siebie "pal" czy "mate"... Są słowa w angielskim również, które oddają relacje np koleżeńskie, a że używają do wszystkiego "friend" no to tesh dobrze nie jest :). I ganię surowo wszelkie zamiatanie słowem "przyjaciel" relacji pomiędzy ludźmi w polityce czy w showbiznesie. Tam się w ogóle nie powinno tego słowa używać. |
Damiaen1.03.2005Post ID: 15552 |
A w "o moralności" tak mówiłeś o wierności własnym poglądom i ideałom :P.
Frienda używa się wszędzie oficjalnie, ale na codzień mówią raczej do siebie "pal" czy "mate"... Są słowa w angielskim również, które oddają relacje np koleżeńskie, a że używają do wszystkiego "friend" no to tesh dobrze nie jest :). I ganię surowo wszelkie zamiatanie słowem "przyjaciel" relacji pomiędzy ludźmi w polityce czy w showbiznesie. Tam się w ogóle nie powinno tego słowa używać.[/quote:bef2eeaa42] Ad 1. Ad 2. Może jakiś nowy temat? Piszę serio... |
Thurvandel1.03.2005Post ID: 15553 |
Ano zdałoby się odmienić temat ;) Zwłaszcza że po ostatnich eksperiencjach (o proszę jakie ładne zapożyczenie :)) to już powoli tracę pojęcie czym takowa miłość jest. (tylko błagam nie zajmujmy się miłością patriotyczną, rodzicielską, religijną, czy inną taką do bliźniego jako do osobnika trzeciego, tylko taką do pojedynczego stworzonka, bo tamtymi odmianami miłości to mi już mózg dostatecznie w placówkach edukacyjnych wyprali) Tak więc pytam wszem i wobec: Czym według was jest miłość i jak do niej podchodzicie? |
Hexe5.03.2005Post ID: 15554 |
Trudno powiedzieć, nie popadając w banał.. Inna jest miłośc po pół roku, inna po 30 latach współnego życia. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że miłość to taki stan, kiedy nie tyle chcesz umrzeć za kogoć, co umrzeć wraz z nim. Coś w tym jest. |
Damiaen10.03.2005Post ID: 15555 |
Ostatnio moja znajoma podczas bardzo intymnej po paru komplementach spytała mnie czemu (już) nie mam dziewczyny. Zmusiło mnie do do przemyśleń - do jakich ludzkich cech przywiązujemy uwagę? Może czasami nazbyt liczy się czyjś wygląd, czy zasobność portfela? Czy nie spychamy n(b)a drugi plan cech charakteru, poczucia humoru, czy inteligencji? Boję się, iż tak, najmniej cześć z nas, bo trudno w takiej rozmowie o uogólnienia. Co o tym nie myślice? PS. Nie uważam się za "bzydala" jak można wywnioskować z tego co napisałe powyżej, wręcz przeciwie. Po prostu zacząłem się zastanawiać nad doborem partnera/ki. :D |
Aryene10.03.2005Post ID: 15556 |
No cóż, na to pytanie nie ma jednozancznej odpowiedzi, każdy jest inny. Mogę jedynie napisać to co zaobserwowałam w moim otoczeniu, w tym z własnych doświadczeń. Tak jest, że mimo wszystko wygląd ma znaczny wpływ na ogólne nastawienie do drugiej osoby. Taka jest naura ludzka, że zwracamy uwagę na takie rzeczy, nawet podświadomie (fkońcu czemu ludzie tak starają się ulepszać swój wygląd?). Przy pierwszym spotkaniu, to wygląd właśnie ma chyba największy wpływ na nasze podejście do innych, ale podczas rozmowy, czy bliższego poznania zostaje on spychany z piedestału na rzecz chcarakteru drugiego człowieka. Trzeba na to jednak czasu, a Ci, którzy kierują sie pierwszym wrażeniem czasem wiele tracą. Niestety wielu ludzi tego nie rozumie, niektórzy mówią (nawet p;odpierają się badaniami), że ładnym ludziom jest łatwiej w życiu, budzą większe zaufanie np. pracodawców. Ja zawsze najpierw poznam osobę, dopiero potem ją ocenię, nawet jeśli na początku nie wywarła na mnie dobrego wrażenia swoim wyglądem. Z tego zresztą wzięło się chyba powiedzenie o różowych okularach/szkiełkach (czy co tam było). To, z tego co wiem, hormony sprawiają, że nie dostrzegamy wad u ludzi, których kochamy, albo wręcz są dla nas zaletami :razz: |