Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Zabić głównego bohatera"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Zabić głównego bohatera
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Bubeusz

Bubeusz

9.09.2007
Post ID: 19083

Dość kontrowersyjna kwestia.. ;)

W literaturze panuje przekonanie, że główny bohater musi koniecznie przeżyć. Zakończenie książki bez głównego bohatera będzie jakieś niepełne. Czy aby na pewno?
Kiedy natrafiam na moment zagrożenia, kiedy bohater pakuje się w takie tarapaty, że logicznie rzecz biorąc już jest martwy, jakoś mnie to nigdy nie rusza, bo wiem, że "on musi przeżyć do końca, więc na pewno znajdzie jakieś wyjście". To przyzwyczajenie do nieśmiertelności głównych bohaterów bardzo psuje klimat i niszczy emocje, jakie towarzyszą czytaniu, a jakie autor z takim wysiłkiem starał się w nas wyzwolić ;)

Jak wyglądałoby zakończenie Władcy Pierścieni, gdyby Frodo zginął? Uniknęlibyśmy tego "ratowania na siłę" przez orły. Bo czyż nie było to ratowanie na siłę? Byle tylko główny bohater przeżył? :) Nie mogli wobec tego od razu puścić go na orle aż do samej Góry Przeznaczenia? Takie ratowanie na siłę moim zdaniem trochę psuje klimat. Bardzo często sposoby wyratowania bohatera z "niewyratowywalnych" opresji są tak ekscentryczne i nierealne, że w rzeczywistym świecie nikt nigdy by nie dokonał takich wyczynów, jak "główny bohater na siłę ratujący swoją skórę", skacząc na 5 metrów w górę, odbijając się pod jakimś dziwnym kątem od ściany, unikając serii strzałów i znikając za grzybem eksplozji :) Dziwacznych sposobów ucieczek z zamkniętego na 10 sposobów więzienia, pilnowanego dniem i nocą, również jest co niemiara :)

Pytanie - czy nie lepiej oszczędzić sobie cały ten cyrk i go po prostu zabić? :) To by dopiero było zaskoczenie dla czytelnika. Od razu zniknęłaby ta pewność siebie podczas czytania. A zakończenia książki dopełniłyby inne postacie, przecież w dobrej powieści nie gra sam jeden "bohater".

Jak sądzicie? W zasadzie pozbawia się wtedy możliwości kontynuacji :D I pojawia się pytanie - na ile taki główny bohater, który ginie, jest głównym bohaterem? Czy do definicji głównego bohatera nie jest przyklejona adnotacja, że musi przejść żywo przez całą "rozpierduchę", jaką sobie autor zaplanował? :)

Moje zdanie w tej kwestii brzmi - Dajmy mu żyć :) Taka prawda, że czytając książkę, człowiek się bardzo, ale to bardzo utożsamia z głównym bohaterem. Czytając wcielamy się w niego, jesteśmy nim, jego oczami widzimy świat przedstawiony. I wtedy jak ginie główny bohater, to tak, jakby ginął czytelnik - zawód jest okropny. Nie dotrwaliśmy, zginęliśmy, przeżywamy klęskę prawie tak, jakby to nas dotyczyło. Wiadomo - nikt nie lubi przegrywać, każdy by chciał zwyciężyć. I od razu żal i uraz do autora, że zabił taką fajną postać, do której się tak bardzo przywiązaliśmy.

Prus mnie tak właśnie zabił w Faraonie. Faraon to świetna próbka, jak wyglądałaby książka, w której główny bohater kończy marnie. Mój żal za biednym Faraonem i żal do autora za takie koleje losu, jakie mu zgotował, był wielki. Czytając cały czas sobie myślałem z nadzieją, że: "Jeszcze się na tych kapłanach odkuje" :) A tu ze strony na stronę jak po równi pochyłej... Pod koniec już się zaczynałem martwić, jak Prus zamierza tego Faraona wyratować, bo sytuacja stawała się beznadziejna, a tu szok - nie wyratował...

Dlatego, wracając do pytania postawionego w temacie, optuję za uniewinnieniem bohatera i darowaniem mu życia ;) A Wy? Przecież "żal po śmierci bohatera" nie musi być niczym złym, może właśnie stanowić jedną z zalet oryginalnej książki.

DruidKot

DruidKot

9.09.2007
Post ID: 19089

Witam,

Nie ma nic gorszego niż ratowanie bohatera na siłę. Dobijają mnie naciągane happyendy. Oglądał ktoś "Nieustraszonych braci Grimm"? [UWAGA! SPOILER!] Przecież to było żałosne, kiedy na koniec filmu WSZYSCY poza złymi zostali wskrzeszeni! [KONIEC SPOILERA] Czy nie lepiej jest po prostu pozwolić bohaterowi odejść z godnością, dopełniwszy swojego zadania?

Poza tym: czy zawsze książka musi skończyć się szczęśliwie? Czy zawsze dobro musi wygrać, zawsze bohater musi zrealizować swój cel? Naprawdę chciałbym kiedyś poczuć ten szok, kiedy wbrew wszelkim schematom, niebezpieczeństwa w świecie przedstawionym okazują się realne i zło triumfuje.

Niech główni bohaterowie giną, im mniej schematyczności tym lepiej! Mam dość przewidywalnych, przesłodzonych, hollywoodzkich zakończeń!

Pozdrawiam,
DruidKot

(chartreuse) Książka powinna się kończyć szczęśliwie. Przebyć z bohaterem 600 stron i cieszyć się, że zginął na koniec, to jakoś nie tak. - Moa

Moandor

Strażnik słów Moandor

9.09.2007
Post ID: 19090

Czytając początek Twego posta Bubeuszu wiedziałem, że będę musiał wspomnieć o Faraonie Bolesława Prusa. Przed lekturą nie oglądałem filmu (co może wydać się dziwne, ale jednak) i zakończenie było dla mnie wielkim i smutnym zaskoczeniem. Całym sercem byłem za Ramzesem. Starałem się zrozumieć intencje autora, dlaczego akurat tak, i w pewnym stopniu mi się to udało. Ale nie zmienia to faktu, że nie takiego zakończenia się spodziewałem.

Nie uważam, że śmierć bohatera obniża rangę dzieła, że psuje książkę. Nie. Ale oczywiście wtedy, gdy śmierć ta jest czymś uzasadniona. Wiedźmin nabity na widły, gdy wcześniej w setek opresji wychodził cało mnie nie przekonuje. I to bezsensowna śmierć. Wybaczyłem Prusowi Ramzesa, ale Sapkowskiemu śmierci jego bohaterów już nie. Tyle śmierci nie było potrzebne.

Gdzieś, w którymś temacie pisałem o śmierci bohaterów. (zdaje się tu) Heathcliff, Wilk Larsen - żal mi ich było, pomimo, że byli negatywnymi postaciami (choć i tu nie do końca jestem przekonany)
W niektórych książkach bohaterowie giną. Tak sobie autorzy zaplanowali. I to nie jest złe, nie jest też dobre. Wszystko zależy jak odbieramy tę śmierć.

PS. W Nigdziebądź jest bohater, który ginie, a potem ożywa. Dość zabawnie jest to opisane, w sposób charakterystyczny Gaimanowi. Ale taka sytuacja zdarza się też w dziełach Tolkiena. Chociażby Gandalf, ale też Beren i Luthien.

Bubeusz

Bubeusz

10.09.2007
Post ID: 19100

Przed lekturą nie oglądałem filmu (co może wydać się dziwne, ale jednak)

Hmm.. Ja w ogóle filmu nie widziałem jeszcze... *chowa się w ciemny kąt*

bohater, który ginie, a potem ożywa

O właśnie, to również kwestia, którą należałoby omówić w tym temacie... Takie zmartwychwstania to jakby pogodzenie kwestii zaszokowania śmiercią i jednocześnie uratowania bohatera. Dla autora jest to optymalne wyjście, ale moim zdaniem zbyt mocno się to odbija na klimacie - bardzo często te "zaginął, ale odnalazł się" są strasznie naciągane, albo wręcz nierealne. Naprawdę trudno jest tak opisać zmartwychwstanie (już samo zjawisko budzi sprzeciwy) w taki sposób, aby odczuć i szczery żal po śmierci (bez wrażenia - "i tak go za chwilę odnajdą") ), i radość po zmartwychwstaniu, (nieprzyćmioną refleksjami w stylu: "no właśnie, byłem pewny, że on nie zginął, przecież nie mógł").

Przecież to było żałosne, kiedy na koniec filmu WSZYSCY poza złymi zostali wskrzeszeni!

Nie oglądałem. Ale już teraz mogę przyznać rację - żałosne. Kiedy dobro wygrywa, ale wygrywa sprawiedliwie, zgodnie z realiami świata - wtedy jest w porządku. Ale kiedy dobro wygrywa, bo tak sobie autor zażyczył - wtedy nie jest w porządku.
Ja również nie znoszę tej mdłej atmosfery, która pojawia się w książce, kiedy i tak wiadomo, że bez względu na nic dobro wygra. Dlatego każda książka, która tak naprawdę, dogłębnie potrafi zaszokować człowieka, trzymać w napięciu i niepokoju, to jest już bardzo dobra książka. Widać po tym doświadczenie autora, a umiejętność szafowania uczuciami czytelnika do najprostszych nie należy.

Moandor

Strażnik słów Moandor

11.09.2007
Post ID: 19128

Ginie Longinus w Ogniem i mieczem, ginie także w ostatniej części Trylogii Michał Wołodyjowski. Ginie tytułowy bohater powieści Maya - Winnetou, także Jim i Almayer w powieściach Conrada (Lord Jim i Szaleństwo Almayera). Jak dobrze poszukać takich książek jest dość dużo.

Nie mamy na to wpływu, to są celowe zabiegi pisarzy, którzy tak właśnie sobie układ wydarzeń zaplanowali. Z różnych powodów. Najbardziej prozaicznym jest po prostu brak pomysłu na dalszy żywot postaci. Pomysł się skończył i nie wiadomo, co zrobić z bohaterem. Ale zakładam, że jest to raczej rzadko spotykane. Takie zabijanie 'na siłę' czytelnik wychwyci.
Czasem śmierć postaci jest symboliczna, niesie za sobą przesłanie, które autor chciał przekazać. Śmierć Ramzesa jest symboliczna, odzwierciedla beznadziejność walki z systemem. On nie mógł tego wygrać mając przeciw sobie od lat ustalony porządek, status quo, który wszyscy prócz niego chcieli zachować.
Prus chciał tę myśl przekazać w swojej powieści, a nie mógł tego zrobić inaczej niż przez porażkę faraona. Bo gdyby zwyciężył całe przesłanie książki diabli by wzięli. I choć mi było smutno, choć chciałbym z całego serca, by Ramzes ocalał, przyjmuję wytłumaczenie Menesa.
Pomijając już fakt, że gdyby faraon pobił kapłanów Prus wprowadziłby herezję do historii.

Dodane później: Zapomniałem wspomnieć o Petroniuszu, ulubionym mym bohaterze Quo Vadis

Takeda

Takeda

17.09.2007
Post ID: 19363

Jakoś dziś o tej godzinie po strasznie długim dniu musi się obejść wszystko bez konkretnych przykładów z mojej strony.

Uwielbiam kiedy w książce ginie główny bohater nie osiągając przy tym nic, tylko kolejna bezsensowna śmierć, kolejna postać miażdżona w trybach machiny poruszanej siłami tak potężnymi i tajemniczymi, że jedynie instynktownie zdajemy sobie z nich sprawę odwracając kolejne karty poznając kolejną historię, niestety takich książek jest bardzo mało, nad czym ubolewam. Nudzi mnie już rycerz na białym koniu któremu wszystko sie w końcu udaję. Jednak jestem też przeciwnikiem uśmiercania bohatera na siłę, kiedy już autor nie ma pomysłu "co z tym fantem zrobić", historia musi wypływać naturalnie, jakby sama z sie, nie ma nic gorszego niż rozwiązania na siłę, bo logiczną naturalną całość mogę zaakceptować obojętnie czy takie rozwiązanie mi odpowiada, czy też nie.

Morgraf

Skryba Morgraf

18.09.2007
Post ID: 19383

Dlatego, wracając do pytania postawionego w temacie, optuję za uniewinnieniem bohatera i darowaniem mu życia

Gdyby Szekspir tak postępował w swoich sztukach świat stracił by najwspanialsze ze swoich arcydzieł. ;) A tak poważnie, to nie każdego można uniewinnić, nie każdemu można darować życie.

Dwa przykłady ze sztuk Szekspira.

Pierwszy to „Hamlet”. W tej sztuce śmierć bohaterów pełni dość szczególną rolę, nie jest bowiem karą za grzechy wielkie i ciężkie, nie jest też efektem starcia z wszechpotężnym systemem. Tylko ten kto jest bez winy może przetrwać. Wszyscy bohaterowie którzy mają choć cień winy muszą zginąć. Musi umrzeć zdradziecki Klaudiusz, musi umrzeć ogarnięty żądzą krwi i zemsty Hamlet, musi umrzeć Laertes, który dał się zwieść królowi. Przeżyć może jedynie Horacy, postać z obrzeży tragedii właściwie, „bardziej Rzymianin niźli Duńczyk”, bo on tylko pozostał nieskalany. Śmierć w „Hamlecie” to wielka oczyszczająca siła, nie było by tej tragedii gdyby nie zgon głównego bohatera.

Drugi to „Król Lear”, sztuka mroczna i pesymistyczna, zostawiająca w czytelniku obraz beznadziei. Tu główny bohater umiera będąc przegranym, ale i będąc bez realnej winy, musi umrzeć jego córka także pomimo tego że we wszystkim nie było jej winy. Lear umiera bo wcześnie „udawał już tylko, że żyje”, udręczony szaleństwem, śmiercią córki, król odchodzi fizycznie ze świata bo duchem opuścił go już dawno. Czy jego śmierć jest karą? Nie, raczej nie. Jest ona wyzwoleniem, końcem męki, a dla czytelnika powodem do zazdrości, bo świat który zniszczył Leara nas nadal otacza.

Ostatnia literacka śmierć którą chciałem tu przytoczyć jest archetypem sytuacji, o której wspomniał Takeda, bohatera zmiażdżonego przez potężne i niezrozumiałe(niepoznawalne) siły. Chodzi mi o K. z „Procesu” Kafki. Oto sztandarowy przykład jak cała konstrukcja powieści prowadzi do jedynego możliwego zakończenia, śmierci głównego bohatera. K. jest skazany od pierwszej strony, raz dostawszy się w tryby machiny, której działania nie będzie mu dane nigdy zrozumieć, każdy krok przybliża go tylko do nieuniknionego rozwiązania.

Wszystkie wymienione wyżej przykłady i wiele, wiele innych (mam wręcz wątpliwości co do tego czy zwykle w literaturze główny bohater przeżywa, czy też umiera) pokazują, że śmierć głównego bohatera może być ważnym elementem twórczości. Nie warto upierać się przy jednym modelu: dajmy głównym bohaterom umierać gdy tak wynika z logiki ich życia, czy logiki świata w którym bytują, dajmy im żyć gdy te same logiki na takie rozwiązanie wskazują.

Moandor

Strażnik słów Moandor

22.09.2007
Post ID: 19541

Ja jednak miałem wrażenie Morgrafie, że Józef K. zginął głupio. Dał się po prostu wyprowadzić i zabić bez żadnego oporu. Samą książkę mi się czytało z trudem, jednak nie uważam ją za kiepską. To po prostu jedna z takich, przez które trzeba przebrnąć, jednak podróż ta pozostawia po sobie ślad na długo.

Bruixa

Bruixa

6.12.2007
Post ID: 21295
Kiedyś bardzo się utożsamiałam z bohaterami literackimi i przeżywałam wszelkie nieszczęścia, jakie ich dotykały. Przy śmierci Winnetou ryczałam jak bóbr, opłakałam też wiele innych postaci. Z czasem nabrałam dystansu, zwłaszcza gdy trafiała mi się książka, z której bohaterami nijak nie mogłam się identyfikować. Ale i teraz zdarza mi się wzruszać przy lekturze, choć coraz rzadziej.
Nie lubię, gdy autor uśmierca bohatera, bo nie ma innego pomysłu na zakończenie dzieła. Nie lubię też, gdy przywraca go do życia, jak choćby w "Achai" - od tego momentu powieść stacza się po równi pochyłej. Ale znam też liczne przypadki, gdy taka śmierć jest uzasadniona, a nawet konieczna ze względu na przesłanie i kompozycję utworu.
Przykład pierwszy: Robert Merle - "Weekend w Zuydcoote"
Powieść opowiada o dwóch dniach z życia francuskiego żołnierza w czasie odwrotu aliantów spod Dunkierki. Bohater snuje się po miasteczku, próbuje się zaokrętować na statek do Anglii, spotyka różnych ludzi, prowadzi rozmowy z przyjaciółmi, a na końcu ginie w bombardowaniu tak samo przypadkowo, jak nieco wcześniej przypadkiem uniknął śmierci. Gdyby się uratował i przedostał do Anglii, to mielibyśmy dalsze przygody Franka Dolasa zamiast egzystencjalnej powieści o absurdzie wojny.
Przykład drugi: Philipa Gregory - "Czarownica"
Powieść kończy się śmiercią bohaterki na stosie i jest to nie tylko jedyne sensowne zakończenie, ale też, choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, najlepsze wyjście dla dziewczyny z sytuacji, w jaką się uwikłała. Tu żaden happy end nie wchodzi w rachubę, tylko śmierć może przynieść wyzwolenie (i odkupienie win).
Moandor

Strażnik słów Moandor

9.03.2008
Post ID: 25162
Istnieje jeszcze trzecia możliwość - bohater ginie i przemienia się w lisza. :)

Rzeczywiście bohaterowie literaccy czasem giną, jeśli to dla powieści niezbędne. Giną czasem na próżno, i to jest nie do przebaczenia autorowi. Mimo wszystko, w obu przypadkach czytelnik odczuwa żal. Co by nie mówić czytając zawsze w większym lub mniejszym stopniu przywiązujemy się do bohaterów, częściowo się z nimi identyfikujemy.

DruidKot

Niech główni bohaterowie giną, im mniej schematyczności tym lepiej! Mam dość przewidywalnych, przesłodzonych, hollywoodzkich zakończeń!



I to jest pogląd, który, ilekroć go czytam, zaczyna mnie denerwować. Straszna generalizacja. Nie można uznawać zakończenia za schematyczne tylko dlatego, że bohaterom udało się przeżyć. Dojdziemy niedługo do wniosków, że tylko książki, w których autorzy posiekają swoich bohaterów na kawałki będą oryginalne.
Czy ktoś, czytając książkę, pragnie śmierci bohatera, z którym przeżywa jego losy? Nie sądzę, raczej kibicujemy mu, chcemy, by udało mu się dotrzeć do celu, osiągnąć to, co zamierzył.
Ja nie mam problemu w docenianiu szczęśliwych zakończeń. Oceniam książkę przede wszystkim za całokształt - fabułę, bohaterów, czy mnie zaciekawiła itp. Zakończenie jest także ważne, ale jak już powiedziałem wczesniej, moim zdaniem książki powinny kończyć się dobrze.
Grenadier

Kanclerz Grenadier

9.03.2008
Post ID: 25169
Z taką sytuacją mamy aż w nadmiarze do czynienia u Martina. Od pierwszych stron sagi zaczynamy przyzwyczajać się do rodu Starków, przejmujemy się ich losami, aż tu... Autor strasznie wkurza uśmiercając tych, którzy wydawali sie nam głównymi bohaterami zmuszając do przerzucenia uczuc na innych. Ale jak dla mnie - mistrzowskie posunięcie z kilku względów - dla fabuły i dla sprawności literackiej.
Otóż nie wyobrażam sobie, by i autor i czytelnicy ścierpieli śledzenie losów 2-3 postaci przez tak wiele stron książki, w tak dynamicznie zmieniającym się świecie, z tak wieloma wątkami i znaczeniami. Martin uczynił to celowo i dobrze to dla opowieści zrobiło, bo wzbudza cały czas ciekawość czytelnika, a jeśli co kilka stron zadajemy sobie pytanie "kurde, ale co było dalej" - pisarz osiągnął sukces :) Po prostu tego, co autor sobie zamierzył, nie da się przeprowadzić inaczej, niż z księgi na księgę przerzucając ciężar bycia głównym bohaterem na kogoś innego.
Ghulk

Ghulk

9.03.2008
Post ID: 25170
Śmierć głównego bohatera jest dobra: chroni nas przed 50 częścią cyklu, taką po 100 stron.
DruidKot

DruidKot

9.03.2008
Post ID: 25171
Witam,

Nie, Moa, to Ty doszukujesz się w takich teoriach generalizacji. Gdyby wszystkie książki kończyły się śmiercią głównego bohatera, wtedy motyw śmierci byłby właśnie ograny - przecież nie tego chcę. Protestuję po prostu przeciwko naciąganym rozwiązaniom, które mają na celu oszczędzenie 'tego wspaniałego bohatera, z którym czytelnik przeżył te 600 stron'. Nie, ja w całym dla bohatera szacunku chcę uchronić go przed tą hańbą, jaką jest moim zdaniem cudowne ocalenie tudzież wskrzeszenie.

Naciągane happy endy mnie denerwują. Wolę żałować śmierci bohatera, niż irytować się jego przeżyciem. W końcu czytając książkę oczekujemy dawki szlachetnych uczuć... a czy żal po stracie książkowego przyjaciela jest czymś złym?

Pozdrawiam,
DruidKot
Moandor

Strażnik słów Moandor

9.03.2008
Post ID: 25175

Protestuję po prostu przeciwko naciąganym rozwiązaniom, które mają na celu oszczędzenie 'tego wspaniałego bohatera, z którym czytelnik przeżył te 600 stron'. Nie, ja w całym dla bohatera szacunku chcę uchronić go przed tą hańbą, jaką jest moim zdaniem cudowne ocalenie tudzież wskrzeszenie.




Tu się z Tobą oczywiście zgadzam. Jednak Twoją poprzednią wypowiedź można było zrozumieć inaczej. Ale jeśli masz odwrotną sytuację, zabicie bohatera na siłę, by powieść nie była 'kolejną schematyczną'? Bohaterowi udaje się zrealizować swój cel i na ostatnich kartach powieści spada ze schodów, ginie w wypadku albo... ktoś go ugodzi widłami? Naciągać można w obie strony.

Ja jestem przeciwny postawie przy pisaniu powieści którą można sformułować mniej więcej tak - "Jak zabiję bohatera to książka zyska na oryginalności". Nieprawda, może być równie dobrze oryginalna i bez niepotrzebnego uśmiercania bohatera. To zależy tylko od talentu pisarza.
Generalnie jestem przeciwny uśmiercaniu postaci. Jednak jeśli taka sytuacja jest uzasadniona, ma swoją wiarygodną przyczynę, jeśli można w nią uwierzyć bez nadmiernego zawieszania niewiary, jest w porządku, potrafię to zrozumieć i docenić.

Śmierć głównego bohatera jest dobra. Chroni nas przed 50 częścią cyklu, taką po 100 stron.



A co stoi na przeszkodzie by nie pisać kolejnych części jeśli bohater szczęśliwie przetrwa? Poza tym autorzy są na tyle pomysłowi, że nawet po śmierci głównego bohatera mogą napisać kolejne części. A bo to nie można opisać losów syna bohatera, ukochanej, brata, przyjaciela? W filmach to jest bardziej widoczne. Śmierć Jigsawa w niczym nie przeszkodziła w nakręceniu kolejnej "Piły".
Ghulk

Ghulk

9.03.2008
Post ID: 25177

A co stoi na przeszkodzie by nie pisać kolejnych części jeśli bohater szczęśliwie przetrwa?


Wydawca? Pieniądze?
Zwykle kolejne części są gorsze od poprzednich, jeśli nie miały byc one cyklem, zaplanowanym z góry.
Tabris

Tabris

9.03.2008
Post ID: 25178
Śmierć bohaterów książki powinna być taka jak śmierć w naszym życiu. Czasem śmierć jest wiadoma, czasem możliwa, a czasem niespodziewana i głupia. Co do śmierci bohatera, czasem nagłej i bolesnej, czasem spodziewanej i patetycznej, czy wręcz zsakralizowanej.

Pisarz ma prawo zabić bohatera na takiej samej zasadzie jak Bóg, przypadek, konieczność, los, fatum, przeznaczenie ma prawo zabić nas.

Powinniśmy do tego przywyknąć i zachować spokój.
Grenadier

Kanclerz Grenadier

9.03.2008
Post ID: 25179
Ale to od razu widać, czy autor pisze na czuja, nie wiedząc jak zareaguje rynek. Czy pisze tak, że pierwsza część to kawałek większej historii. Nie da sie tego ukryć.
Moandor

Strażnik słów Moandor

9.03.2008
Post ID: 25180
Ale bywa też tak, że autor zaplanuje sobie większą historię, a potem pomysł mu się zawali.
Leryn

Leryn

24.06.2008
Post ID: 30327

"Taka prawda, że czytając książkę, człowiek się bardzo, ale to bardzo utożsamia z głównym bohaterem. Czytając wcielamy się w niego, jesteśmy nim, jego oczami widzimy świat przedstawiony."
Niespecjalnie. To zależy, w jaki sposób przedstawiony jest bohater. No, ale może to tylko moje zdanie. ;)

I tu macie rację. Cóż, ja uważam, że niewielu książkom happy end wychodzi na dobre. W wielu przypadkach najprościej jest go zabić i tak 'elegancko' zakończyć całą historię. ^^ Cóż, w zasadzie zakończenie typu 'i żył długo i szczęśliwie do końca swoich dni' zaczyna już być standardem...
A ratowanie 'na siłę'? To jest dobijające.

Ja nie optuję za darowaniem życia ;) Wszystko się zawsze kiedyś kończy, a pisać i pisać nie można w nieskończoność. Wtedy historia po prostu nuży. A zresztą, i tak samemu można sobie dopowiedzieć, co trzeba. No ale cóż - co pisarz zaplanuje...

Grenadier

Kanclerz Grenadier

25.06.2008
Post ID: 30388

To także kwestia konstrukcji utworu. Jeżeli śmierć głównego bohatera ma czemuś służyć - nie tylko pozbyciu się przydługawej serii - ale po prostu autor zaplanował to tak a nie inaczej, bo chciał w ten sposób coś przekazać - wtedy kill him ;)
Ale - by też na siłę nie wyszło, że zbawianie świata jest o kant rozbić, bo i tak Główny padł i nie był to wallenrodyzm - to niech żyje. Dla mnie to kwestia przemyślanego planu utworu, a potem odporności na gruby portfel wydawcy i listy od fanek. Sapkowski doskonale wiedział co robi pozbywając się Wiedźmina (chociaż minimalną furtkę zostawił, w końcu magia czyni cuda - no i zawsze można dopisać prequel...), bo w życiu by się nie uwolnił od kolejnych opowieści. Ja uważam, że dobrze zrobił, bo całość się trzyma kupy i ma logiczne, z uzasadnieniem, zakończenie. Chociaż czułem niedosyt ;)