18.08.2008
|
Drużyna zatrzymała się w wąskim korytarzu, aby odpocząć. Wartę trzymali Elcadar i Durin. Po godzinie odpoczynku wszyscy ruszyli dalej.
Erick mógł przysiąc, że słyszał odgłosy jakiś stworzeń. Przez cały czas miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Po przejściu jakiś 3 mil z wąskiego korytarza weszli do ogromnego pomieszczenia pełnego kolumn. Na końcu ich oczom ukazał się kamienny tron. Podeszli bliżej i nagle spostrzegli, że tron nie jest pusty. Siedział na nim ogromny mroczny rycerz. Miał czarną zbroję oraz hełm z kolcami skierowanymi w sufit. Jego mroczna ręka oparta była na rękojeści dwuręcznego miecza z ogromnym szmaragdem po środku.
- Kto ośmielił się wejść do mego królestwa - brzmiał zimny głos, siejącego
grozę rycerza.
Nikt nie odpowiedział.
- Gadać kto tu jest ?! - rozkazał rycerz.
- Jesteśmy wędrowcami, chcemy przejść przez tą kopalnię - powiedział Erick.
Rycerz wydał dźwięk przypominając śmiech.
- Nikt nie przejdzie, skończycie jako kolacja dla moich poddanych.
Nagle komnatę rozświetliły pochodnie zbliżających się goblinów i orków.
- Szykować się do walki - krzyknął Elcadar.
Wszyscy wyciągnęli bronie : Vokial- sztylet Nienawiści, Laysander - buławę mroku, Elcadar - długi łuk, Durin - topór Runiczny, Erick -Magiczną Laskę Żywiołów.
Gobliny i orki rozpoczęły szturm.
Po godzinie zaciętej walki bohaterom udało się rozproszyć przeciwników.
Pozostała reszta uciekła tunelami kopalni.
- Wracać ?!- krzyknął rycerz.
Gobliny przerażone nie wykonały polecenia i po chwili zostały zamrożone przez Ericka i Laysandera. Natomiast orki zaatakowały ponownie. Elcadar
wypuścił grom strzał, które wbiły się w ciała, dotąd niezauważonych ogrów.
Orkami zajęli się Durin oraz Vokial, miażdżąc i rozcinając ich ciała.
Wtedy mroczny rycerz wkroczył na pole walki. Elcadar zajęty walką z dowódcą ogrów, nie zauważył zbliżającego się rycerza. Z kolei ten wykorzystując odpowiednią sytuację przebił swoim długim mieczem serce Elcadara, który upadł łamiąc ciężarem ciała swój łuk. Pozostali widząc upadającego Elcadara
, rzucili się na mrocznego rycerza. Współpracując udało im się pozbawić go broni, po czym Laysander podniósł i przebił na wylot rycerza jego
własnym mieczem. Durin wciął na ramiona martwe ciało Elcadara i podążył
za pozostałymi do wyjścia z kopalni.
- Solemun sanacka - krzyknął Erick zamykając wejście do kopalni na zawsze.
Długo wspominali nad zwłokami przyjaciela, po czym pochowali go pod płaczącą wierzbą wraz z swoim wiernym, złamanym łukiem. Musieli ruszać dalej.
|
19.08.2008
|
Tymczasem kilka kilometrów od miejsca incydentu, w twierdzy Ostatni oddech, trwała narada między najważniejszymi członkami Bractwa. Starzy nekromanci, wampiry, arcylisze i rycerze śmierci omawiali ostatnie wydarzenia.
- Tutaj macie dane osobowe naszych delikwentów - Powiedział łysy nekromanta, którego zęby przypominały karczowisko pełne zbutwiałych pni - Durin i Erick...
Arcylisz w zielonym pancerzu wziął oba pergaminy i przeczytał je dokładnie. Po zakończeniu lektury zapytał swych towarzyszy:
- Co nas powstrzymuje przed spuszczeniem psów? Moi wojownicy wytropią ich w tydzień i przywleką ich okaleczone truchła przed mury fortecy...
- Żeby to było takie proste Drakenie - Westchnął inny arcylisz, odziany w czarny płaszcz - Twoi wojownicy prawdopodobnie dostali by łomot i ostatnie namaszczenie od Erica... Widziałem jak Firmera załatwił... O Durinie niewiele wiem ale, moi szpiedzy są już w drodze. Radze najpierw poznać wroga i dowiedzieć się, na czym mu zależy... Ewentualnie zająć się jego rodziną i przyjaciółmi. Może jakiś nieszczęśliwy wypadek da ignorantowi do myślenia...
W tym momencie, rozważania lisza przerwał dziwny śmiech dochodzący zza drzwi. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z lekko długimi włosami w odziany w pelerynę i dziwny makijaż na twarzy.
- Panowie i pani... - Skinął w stronę Judyty z Krwawych wrzosowisk - Słyszałem ,że na kogoś polujecie...
- Gadaj lepiej jak się tu dostałeś! - Jeden z Rycerzy śmierci zerwał się z fotela - Podaj, chociaż jeden powód, dla którego miałbym się teraz nie zabić!
Dziwny gość wyjął ołówek i wbił go w stół.
- Ponieważ pokażę wam sztuczkę, sprawię że ten ołówek zniknie!
- Zabić go! - Warknął Draken.
Rycerz śmierci rzucił się na przybysza z nożem w ręku. Ten jednak wyrwał mu go z ręki a następnie złapał za głowę i z całej siły uderzył nią o sterczący ołówek. Drewniany przedmiot wbił się w oko wojownika i przebił się głębiej dostając się do mózgu. W jednej chwili Rycerz śmierci padł na chłodną posadzkę wydając z siebie ostatnie westchnienie.
- Widzicie! Nie ma! - Zarechotał przybysz uradowany swoją sztuczką.
Draken zerwał się z miejsca. W jego ręce pojawiła się zielona kula, z której zaczęła wyciekać jakaś ciecz. Kiedy pierwsze krople opadły na blat stołu, wypaliły w nim dziurę. Przybysz odsłonił płaszcz, pod którym miał schowane kilka butelek wody inkwizytorskiej, niezawodnej broni przeciw nieumarłym.
- Wystarczy! - Krzyknął odziany na czarno lisz, z którym wcześniej rozmawiał Draken - Gadaj szaleńcze czego chcesz i odejdź.
- Jak już mówiłem, doszły mnie słuchy, że ktoś was ściga...Hehehe... Mogę wam pomóc ich... Odnaleźć...
- Czyżby? A cóż takiego możesz o nich wiedzieć czego my nie wiemy? - Zapytał Draken
- Bo ich znam... To znaczy Durina znam bo razem ze smokiem walczyliśmy, ale Ericka też poznam... Jeśli mi zaufacie to nie pożałujecie...hehehe...
Draken spojrzał na pozostałych członków zebrania. Przybysz miał wrażenie jakby wszyscy rozmawiali ze sobą w swoich myślach. W końcu czarny lisz powiedział.
- No dobrze... Kolego rada uznała że za numer z ołówkiem damy ci się wykazać. Tylko pamiętaj znamy juz twój zapach więc jeśli coś zaczniesz kombinować to dowiesz się co to znaczy "męki piekielne"...
- Nie pożałujecie...hehehe... A teraz pozwólcie że się oddalę gdyż czeka mnie zadanie do wykonania - Odwrócił sie na pięcie podszedł do drzwi, gdy dobiegł do niego głos Drakena.
- Jak się zwą i dlaczego nam chcesz pomóc?
- Zwą mnie Kordan Wilk Vicers a pomagam wam dlatego... Że lubię patrzeć jak świat płonie...
|
21.08.2008
|
Tymczasem drużyna szła dalej.
- Krwawe Wzgórza nie daleko - poinformował Erick resztę - Jednak czeka nas wędrówka przez część łańcucha górskiego Lader. Za nim znajdują się Krwawe Wzgórza... Erick widząc pochmurne miny towarzyszy szybko dodał. - Możemy jednak nadrobić trochę drogi teleportując się. Dawniej odbyła się tu ogromna bitwa między dwoma królestwami czarodziejów. Ta dolina Manri do dzisiaj jest przesiąknięta magią, nie musimy obawiać się wykrycia przez Bractwo. Nie zauważą, że się teleportowaliśmy.
Po tych słowach wszyscy się zatrzymali. Erick, Laysander i Vokial potrafili się teleportować, natomiast Durin stał niewiedząc co ma zrobić. Widząc jego minę Vokial chwycił go za ramię... i po chwili znajdowali się tuż przy wąwozie prowadzącym w góry.
- Nadrobiliśmy jakieś 10 mil - powiedział uradowany Laysander - Teraz góry, a potem skopiemy tyłki tym nekromantom.
Szli wąwozem jakieś dwie mile, kiedy natrafili na drogę górską, prowadzącą w prawo.
- Nie jestem pewny czy dobrze idziemy - powiedział Erick z nutą zmartwienia
w głosie. - Kiedy ostatni raz tędy przechodziłem tej drogi nie było, może to pułapka.
Podeszli dalej. Ich oczom ukazała się przepaść. Erick przywołał księgę magii i zaczął szperać za jakimiś zaklęciami wyższego strzebla.
- Jest zaklęcie " Penetracji ", wykryje każdą iluzję spowodowaną w sposób magiczny.
Po tych słowach wyciągnął ręce i zawołał : " Peneteron Irmega Iluzion Interma "
Zaszumiało, ale przepaść stała niewzruszona. Nic nie wskazywało na iluzję.
- Nie mamy wyboru musimy iść - powiedział Vokial.
Drużyna ruszyła na przeciw niebezpieczeństwom, czekającym na ścieżce.
|
21.08.2008
|
Kordan w swojej wierzy czytał księgę ognia, która według podań miała chronić właściciela przed płomieniami. Kordan chcąc sprawdzić czy to prawda, wyjął mały przedmiot i potarł palcem o małe kółko zębate. Po chwili z otworu w przedmiocie błysnął mały płomień. Technik trzymał przez chwilę dłoń nad płomieniem i kiedy uznał, że efekt nie jest zbyt długi, zgasił przyrząd i wyrzucił księgę przez okno.
- Dobra, jedno z głowy...- Powiedział przekreślając na kartce napis "Sprawdzić książkę" - Co my tu mamy... Ściągnąć haracz... Może poczekać... Nakopać sprzedawcy książki... Kiedy indziej... Wyprawa... Hmmm... - Wstał i podszedł do stołu, na którym był rozłożony plan okolicy. Jakieś 2 km od jego wieży figurki przedstawiające Ericka, Durina, Vokiala i Laysandera - No dobra, znajdę im jakieś zajęcie...
Godzinę później za "Łowcami nekromantów" wyruszyła kompania szkieletów. Kordan spodziewał się, że raczej przyniesie mu to marny efekt, ale wolałby najpierw poznać wroga... Kiedy armia trupów zniknęła mu z oczów, zabrał się za tworzenie kuszy maszynowej.
|
21.08.2008
|
Kompania podróżowała wąską ścieżką już od paru dobrych godzin. Góry ciągnęły się niemiłosiernie i wbrew zapewnieniom Ericka, że "zaraz dojdą", to już nikt nie dawał temu wiary. Dodatkowo drużyna była niepewna. Stale mieli wrażenie, że ktoś ich obserwował... - Myślisz, że idziemy w dobrym kierunku? - Zapytał zmęczony Durin prowadzącego Ericka.
- Spokojnie... - Odparł czarodziej. - Zaraz... - Jego oświadczenie przerwał wybuch. Drużyna przewróciła się jak jeden mąż, z wyjątkiem Vokiala...
- Co to było, do cholery?! - Wrzasnął Laysander, chwytając za miecz.
- Nie mam pojęcia... - Odparł Durin, zaciskając końcówki palców na swoim toporze. Drużyna powoli podniosła się z ziemi. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyli, była grupa ludzi. Było ich może kilkunastu. Większość miała na głowach kaptury skórzane, przypominające bardziej hełmy niż zwiewne materiały. Większość z nich miała z pasami sztylety, małe bomby, kilka wytrychów tudzież innych sprzętów charakterystycznych dla złodziei. Ci, którzy nie mieli kapturów wyglądali na przywódców tudzież ważniejsze osoby. Stojący najbardziej z przodu osobnik miał twarz przerytą bruzdą. W ręku trzymał krótki miecz rzymski, gladiusem także zwany. Osobnik stojący po jego lewej stronie miał figlarne spojrzenie i procę w lewej ręce. Osobnik stojący zaś po jego prawej stronie wyróżniał się czarnym kolorem skóry. Panowała cisza... W końcu odezwał się przywódca:
- Obserwujemy was od jakiegoś czasu... I musimy przyznać, że jesteście ciekawymi personami. Chcecie w czwórkę zniszczyć całe Bractwo Czarnej Ścieżki. Podziwiamy was za odwagę... Chociaż może powinniśmy karcić za głupotę... - Nagle wtrącił się typ z procą:
- To co, dajemy im wycisk i puszczamy z kwitkiem do domu?
- Opanuj się, Proca. - Odparł przywódca. - Nie są aż taką przeszkodą...
- A kim wy niby jesteście? - Spytał Laysander.
- My? - Odpowiedział pytaniem na pytanie czarnoskóry. - My jesteśmy niczym wiatr... Nieosiągalni i nie do zidentyfikowania...
- Prawda... - Dodał przywódca. - W każdym razie... nie zatrzymujemy was... Ale pamiętajcie... Giriza was widzi... - Po tych słowach mężczyźni rozpłynęli się w chmurze dymu. Drużyna wymieniła spojrzenia i ruszyła dalej, rozmyslając o tajemniczych mężczynach...
|
22.08.2008
|
Zmierzch zbliżał się mimowolnie. Drużyna zatrzymała się przed jakąś jaskinią.
- Może w niej rozbijemy obóz ? - spytał Durin.
- Najpierw trzeba sprawdzić czy nie ma tam jakiegoś lokatora - powiedział Vokial.
- Po co, jeśli ktoś tam będzie zdepczemy go na miazgę - odparł Durin, wchodząc do jaskini.
Nikt z towarzyszy nie zdążył go zatrzymać. Nagle rozległ się głośny ryk.
- Kto tu być, ja go zjeść ! - krzyknął jakiś stwór.
Durin wybiegł z jaskini. Za nim sprawca ryku. Przed drużyną stał 2,5metrowy górski troll. Skóra jego była szara. Głowa była niewielka co do wielkości tułowia. W prawej ręce trzymał ogromną maczugę, w niektórych miejscach pokrytą kolcami.
Erick i Vokial z nadzieją spojrzeli w kierunku, w którym jakąś godzinę temu było słońce. Jednak na górę nie docierały promienie słoneczne, słońce zaszło za linię horyzontu.
Zdenerwowany troll, zaczął ryczeć i machać maczugą w stronę wędrowców.
- Zajmijcie się nim, ja poszukam w księdze innego sposobu zniszczenia trolla.
Vokial wyciągnął Laskę Żywiołów i zaczął rzucać magicznymi kulami w trolla. Gruba skóra potwora, odbijała każde zaklęcie skierowane do niego. Durin starał się zranić toporem przeciwnika, ale troll nie dopuszczał go bliżej, niż na odległość swojej maczugi. Laysander przeklinał trolla wszystkimi klątwami, to też nie dało efektu. Natomiast Erick pośpiesznie przeglądał księgę starając się znaleźć sposób na zabicie trolla.
- Górski troll... górski troll... górski jest ! - krzyknął Erick - pisze..
"... są dwa sposoby zabicia trolla, przez kontakt trolla z promieniami słonecznymi lub specjalne zaklęcie wymagające połączenia sił kilku
czarodziejów. Laysander, Vokial chodźcie, Durin staraj się go odciągnąć od nas.
- Patrzcie tu - powiedział elf, wskazując ręką na księgę - musimy to wypowiedzieć w trzech różnych językach, nie wiem czy to wystarczy...
Erick, Laysander, Vokial popatrzyli na zaklęcie.
- Ta księga jest w języku elfów, jak mamy przetłumaczyć to na inne języki ? - spytał Laysander.
- Szybciej, nie daję rady ! - krzyknął Durin.
- W języku ludzi brzmi to tak : Potworze z mroku czeluści,
niech cię światłość pochłonie,
to co było niech przeminie,
niszcząc ciebie i twe imię Następnie Erick, Vokial i Lasander wypowiedzieli formułę zaklęcia
w trzech różnych językach. Erick - w języku elfów, Vokial - wampirów,
Laysander - ludzi. Durin odsuną się od trolla, który upadł i zaczął się wierzgać, wyjąc z bólu. Scena wyglądała tak, jakby ktoś próbował wyrwać duszę stworzeniu. Nagle trolla przeszyło rażące światło. Chwilę potem po trollu została tylko szczypta piasku.
- No to po kłopocie - powiedział Durin, wchodząc tym razem nie pewnie do jaskini.
- Dlaczego tylko dwa sposoby zniszczenia trolla ? Jakby tak wysłać oddział kuszników lub innych żołnierzy to troll nie miałby szans - powiedział Laysander.
- Księga przewiduje magiczne sposoby pozbycia się trolla, jeśli byłby wśród nas bardzo potężny mag, to dla niego troll nie stanowi przeszkody - wytłumaczył Erick, wchodząc do jaskini.
Jaskinia ta była duża. Na sklepieniu i podłożu widniały stalagmity i stalaktyty. Przy wejściu znajdowała się kamienna kolumna. W rogu znajdowało się legowisko trolla. Obok " jadalnia ", w której były kości jakiś istot
i to co trollowi nie smakowało. Vokial zaklęciem usunął resztki kolacji trolla. Durin poszedł nazbierać drewna do ogniska. Kiedy wrócił przyniósł dwa martwe króliki.
- Coś na kolację, mam dość jadania wyczarowanych sucharów - wyjaśnił Durin,
po czym ułożył drewno, w miejscu przeznaczonym na ognisko.
Durin wyciągnął dwa kamienie i zaczął je pocierać. Jednak kiedy zobaczył miny towarzyszy odstawił kamienie.
- Co ? Trzeba sobie czasem radzić bez czarów - wyjaśnił.
- Zaklęcie podpalenia nie wymaga dużej mocy magicznej Durinie - odparł Laysander - nie wykryją nas jeśli podpalimy kawałek drewna laską.
- Martwi mnie tylko fakt, że pozbyliśmy się trolla używając bardzo złożonego zaklęcia, jeśli nas tropią odnajdą nas szybciej niż myślimy - powiedział Erick - mądrzej byłoby teleportować się przez góry, niż
używać zaklęć tak bardzo złożonych.
- Nie mieliśmy wyboru, ale możliwe, że wiedzą gdzie jesteśmy - powiedział Vokial.
- Cóż trzeba żyć, nie mamy wyboru - sprostował wszystko Durin.
Po zjedzonej kolacji wszyscy poszli spać.
|
24.08.2008
|
Nastał nowy dzień. Drużyna ruszyła w dalszą drogę. Musiała ona teraz przeprawić się przez wąską półkę skalną. Pod półką znajdowała się bowiem rwąca rzeka, dodatkowo wypełniona po brzegi piraniami. Dla Vokiala przeprawa nie była trudna, jako że mógł się on zmienić w nietoperza. Laysander, Durin i Erick musieli się już przecisnąć po półce. Nie można powiedzieć, żeby szło im gładko. Jednak w końcu udało im się pokonać przeszkodę. Szli dalej. W końcu dotarli do małej kotlinki, porośniętej przez sosny. Drużyna zdecydowała roztawić tu obóz. Po paru minutach trwały w najlepsze wesołe rozmowy. Jedynie Vokial milczał, nie udzielając się w dyskusjach. W końcu Laysander zapytał wampira:
- Coś się stało? - Wampir w odpowiedzi wskazał człowiekowi ścieżkę na północ od nich, a więc tą, którą jeszcze nie szli. Nadchodziły tam jakieś osoby. Laysander poinformował Durina i Ericka. Drużyna przygotowała się do ewentualnej walki. Tymczasem nieznajomi nieśpiesznie zbliżali się w kierunku drużyny. Dało się już zauważyć zarysy tajemniczych podróżnych. Były dosyć rozmazane, lecz na tyle ostre, by można było stwierdzić, że to trójka osób. Nikt nie wiedział, czy to przyjaciele czy wrogowie. W końcu Durin nie wytrzymał psychicznie i rzucił toporem w jednego z nich. Usłyszeli szczęk żelaza świadczący o sparowaniu lecącego topora. Dało się słyszeć głos:
- Nic ci nie jest?
- Nie... - Druga osoba spokojnie przekazał coś na migi trzeciej osobie. Ta pojęła w mig. Po chwili kotlinę spowiła mgła.
- Co się dzieje?! - Krzyknął Erick, machając mieczem na oślep.
- Schowaj broń... - Spokojnie odparł Vokial. - Chyba poznaję jeden z tych głosów... - Nagle jeden z nieznajomych krzyknął wesoło:
- Hej, Ojcze Lutherze, zaczyna mi chyba odbijać! Słyszę głos znajomego wampira.
- Też go słyszę. - Odparł nieznajomy nazwany Lutherem. - Chyba nie jest sam...
- Można schować broń. Znam Vokiala. - Mgła rozwiała się. Drużyna ujrzała starego znajomego z Osady Pazur Behemota: Fergarda Stratoavisa, znanego także jako Jaszczurzy Golem. Obok niego stał człowiek w błyszczącej, ciężkiej zbroi z wielkim mieczem na ramieniu. Długie blond włosy opadały mu na barki. Trzecia persona wyglądała nietypowo... A na pewno nie była człowiekiem. W każdym razie miała na sobie strój inkwizytora, a twarz skrywała za szalem, odsłaniając tylko oczy. Rycerz odezwał się:
- I twierdzisz, że ich znasz?
- Oczywiście. - Odparł Jaszczurzy. - Vokial, Erick, Durin i Laysander. - Półdemon wyciągnął rękę do każdego z nich. Po krótkiej chwili odezwał się Erick:
- Co tu się w ogóle dzieje?
- Ano... Powiedzmy, że podróżujemy w kierunku pewnego zgrupowania nekromantów... Niejakiego Bractwa Czarnej Ścieżki.
- Droga na tereny Bractwa wiedzie tam. - Laysander wskazał Golowi tereny, z których przybyli. Półdemon tylko roześmiał się i powiedział cicho:
- Wiedziałem, że źle idziemy... - Inkwizytor zachichotał, a rycerz westchnął cicho.
- A przedstawiłbyś swoich kolegów? - Zasugerował nieśmiało Durin.
- Czemu nie... - Odparł półdemon, po czym wskazał na inkwizytora. - Luther Headbreaker, wędrowny kapłan i inkwizytor w służbie świętego Imperium Gryfów. Ale woli, by do niego mówiono per "Ojcze". - Inkwizytor skłonił się lekko. Fergard wskazał na rycerza. - Siegfried Schtauffen, rycerz w służbie Świętego Miecza. - Rycerz poprawił miecz na ramieniu. W końcu odezwał się półdemon:
- Mam pytanie... Nie macie nic przeciwko, byśmy podróżowali z wami?
- Odkąd Sieg poplątał coś na mapie, wolimy zdać się na kogoś, kto wie, jak iść. - Dodał Luther, chichocząc cicho.
- Hmmm... - Erick zamyślił się. - Właściwie czemu nie?
|
25.08.2008
|
Drużyna długo wędrowała między wzniesieniami. Na tych terenach było czuć dziwną, mroczną aurę, a zwierzęta były tu jak potwory. Na horyzoncie widać było twierdzę Bractwa, której widok potęgował to dziwne wrażenie. W pewnym momencie w oddali dało się zaobserwować grupkę nieumarłych. Pierwszy zobaczył to Vokial, który natychmiast doniósł o tym towarzyszom
- Co robimy? - zapytał Durin.
- Walczymy! - krzyknął bez zastanowienia Laysander. - oni przecież wiedzą już chyba, że tu jesteśmy.
- Tak, to prawie pewne. - powiedział po długim zastanowieniu Erick. - Jednak nie wiem czy walka to dobry pomysł.
- A czemu miałby być zły? - Zdziwił się Durin.
- Nie wiem... Ale coś mi się tu nie podoba. - Zastanawiał się ciągle Erick.
|
25.08.2008
|
Kordan stał zamyślony nad mapą i z zaciekawieniem przyglądał się figurce przedstawiającej Jaszczurzego golema.
- A wiec Golemie wybrałeś ścieżkę dobra... - Powiedział sam do siebie.
Oddział szkieletów zbliżył się do grupy. Na początku tylko zwiadowcy dali znać pogromcom bractw. Ci zaś wyruszyli za nimi w pościg, chcąc załatwić sprawę szybko i bez hałasu. Ale kiedy dogonili zwiadowców, ci nagle rozpłynęli się we mgle. Golem starał się ich namierzyć swoją magią, ale nie miał pojęcia jak. Zupełnie jakby przestali istnieć. Vokial nerwowo wymachiwał kosturem, lecz mgła zdawała się ich coraz bardziej spowijać.
- Mgła Mortis! - Krzyknął Erick i nagle poczuł jak mgła dosłownie wlewa mu się do gardła.
- Co jest do kur... - Zaklął Laysander ale nie zdążył dokończyć, gdyż czarna masa zaczęła penetrować jego ciało.
- Durin! Zaklęcie światła! - Wycharczał Erick lecz nagle poczuł ostry piekący ból w ramieniu, to była strzała wystrzelona z łuku.
Szkielety wzięły ich w okrążenie a oni dali się złapać jak dzieci. Durin jako krasnolud nieco lepiej znosił działanie magii, zdołał podbiec do jednego ze szkieletów i rozłożyć go na części pierwsze jednym machnięciem topora. Golem otoczył się magiczną barierą, która miała powstrzymać żarłoczny cień, lecz on pochłonął pole siłowe i osaczył go. Walka wydawała się już przesądzona. Nasi bohaterzy nie mogli wypowiedzieć żadnego zaklęcia z Durin powoli był "zalewany" przez szkielety.
Erick widział już biały tunel a na jego końcu zielone pola... I nagle potężna eksplozja wstrząsnęła ziemią. Dosłownie spod ziemi wyskoczyły demony, które zaczęły neutralizować mgłę. Demonami dowodziła prawdziwa legenda. Kmis'ir. Arcyczart, który osobiście zgładził zdrajcę Demona Uthera i Asterotha. Nie minęły dwie minuty i było po wszystkim. Szkielety obróciły się w proch a mgła się rozwiała. Kmis'ir podszedł do Golema i pomógł mu wstać. Golem uśmiechnął się widząc dawnego towarzysza broni.
- Coś się starzejemy Gol - Uśmiechnął się diabeł - z Wiecznym głodem sobie nie radzisz?
- Nie te lata Kmis'irze... Jak nas znalazłeś...
- Powiedzmy że mamy wspólnych znajomych - Odpowiedział czart - Tak... - Powiedział Kordan, pojawiając się za czartem - Na prawdę myśleliście że was zostawimy samych w niedoli?
|
25.08.2008
|
- Proszę, proszę. Kordan Wilk Vicers, dowódca Czarnej Rajtarii, Technik - Magobójca i półnieumarły... Dobrze widzieć drugiego starego znajomego... - Półdemon uścisnął dłoń Kordana. - Cóż, wy też macie na celowniku Bractwo Czarnej Ścieżki?
- Ano. - Odparł Kmis'ir. - Banda ruszających się kości w szatach, które to niby uważają się za potężnych magów. Phi... Materiał na rosół, ale nie na lisza, prawda? - Arcyczart zaśmiał się tubalnie. - W każdym razie, mamy niewyrównane rachunki z paroma liszami... Zaraz, to był jakiś Draken i jeszcze jeden, którego imienia nie pamiętam...
- Jakby co... - Wtrącił się Kordan. - Nie przekazujcie nikomu, że wam pomogłem. Oficjalnie na was poluję. Oczywiście to bujda. Prawda, chciałem was... Hmmm... Utłuc, ale persona Gola zmienia wszystko w jednej chwili. - Drużyna syknęła cicho. - Jeszcze się spotkamy... Trzymcie się! - Kordan, Kmis'ir i demony zniknęły w oślepiającym blasku. Po krótkiej chwili odezwał się Luther:
- Nie ufam im. Oni coś kombinują. Może to tylko moje inkwizytorskie uprzedzenia, ale jestem przeciw.
- A ja akurat jestem za. - Odparł Gol. - Znam ich wystarczająco długo, by powiedzieć o nich różne rzeczy, ale na pewno nie to, że zdradzą.
- Mówisz tak, bo ich znasz. - Wtrącił się Laysander. - Przed chwilą sam słyszałeś, co mówił ten cały Kordan. Gdybyście nie dołączyli do nas, najprawdopodobniej by nas zabił.
- Ale skoro dołączyliśmy... W jednej chwili zmieniają się zasady gry. Teraz to my możemy podyktować zasady... Przynajmniej niektóre. - Półdemon lekko się uśmiechnął.
- O czym ty mówisz? - Spytał lekko skołowany Durin.
- Spójrzmy na to tak: Mamy po stronie Kordana i Kmis'ira. Kordan oficjalnie usiłuje nas zabić, ale działa po naszej stronie. Kmis'ir jest niezwykle lojalny względem przyjaciół i towarzyszy. Dzięki Kordanowi możemy dowiadywać się o posunięciach Bractwa. Przynajmniej niektórych. Kmis'ir może nas w krytycznej sytuacji wesprzeć oddziałem demonów. Teraz nie jesteśmy już zwierzyną. Teraz możemy być myśliwymi! - Po tej dość długiej kwestii drużyna w mig pojęła, o co chodzi. Sytuacja była na plus. Po krótkiej chwili ruszyli z powrotem na szlak...
|
26.08.2008
|
Drużyna szła dalej. Szlak, który przemierzali, zaczynał zmieniać się w niewielki gościniec, prowadzący w stronę ogromnych polan, w niektórych miejscach zakończonych bagnami. Słońce kończyło właśnie swoją wędrówkę po niebie, kiedy bohaterowie rozbili obóz obok niewielkiego lasu.
- Rozbijemy tu obóz - powiedział Jaszczurzy.
- Musimy obmyślić plan jak pokonamy bractwo - zasugerował Laysander.
- Myślę o tym, mam już pewien pomysł - odparł Fergard.
W czasie kiedy wszyscy odpoczywali Erick wyciągnął księgę magii i swoją ekspozycję eliksirów.
- Co robisz ? Po co ci te buteleczki ? - spytał zdziwiony Durin.
- Przyrządzam mikstury, które mogą być nam potrzebne w walce z bractwem - odparł Erick, po czym zaczął przeglądać księgę.
- Patrzcie ! - zawołał po pewnym czasie Erick.
Wszyscy spojrzeli w kierunku Erick, który trzymał księgę.
- " Mgła Mroku" silne, starożytne zaklęcie, znane tylko przez nielicznych nekromantów. Aura mgły zatrzymuje wszystkie zaklęcia rzucone wewnątrz. Powoduje uduszenie - przeczytał Erick. - Jest eliksir, który rozprasza mgłę, ale należy go wypić wewnątrz. Jeśli chce się ją pokonać trzeba działać szybko, przygotuję eliksiry na mgłę i inne okropieństwa nekromantów, nie możemy wiecznie polegać na Kordanie - dodał.
- Dobrze, przyrządź, ja idę coś upolować na kolację - powiedział Luther.
Do północy przed Erickim stało kilkanaście butelek, wypełnionych różnymi
płynami, podzielonymi na dwie grupy. Obok stały rulony z zaklęciami. Erick podniósł butelki z tytułami " Mgła mroku", " Ognisty Deszcz", " Przeciw demonom Śmierci " oraz kilka rulonów z zaklęciami, po czym schował je do kieszeni płaszcza. Resztę wrzucił do magicznej torby. Następnie poszedł spać.
|
26.08.2008
|
Draken siedział w swojej wierzy i przeglądał mapę okolicy. Był pewien że drużyna Ericka nie zdoła nawet sforsować murów Ostatniego oddechu, ale odrobina ostrożności nigdy nie zaszkodzi.
- Teraz są w Igłach Nygraela - zastukał kościstym palcem w plamkę na mapie przedstawiającą dany obszar - Mogą albo pójść na Wierzę mgieł, w której urzęduje Judyta... Albo mogą iść przez Arechont i dotrzeć na stepy Mrocznego idola... Przez stepy będzie się można łatwiej przedrzeć niż przez Wierzę mgieł, więc pewnie wybiorą stepy...
Puk... Puk... Puk...
- Wejść - Rzucił jakby od niechcenia Draken
- Panie... Gotowi do drogi
- Dobrze, znacie całą okolicę?
- Taaak... - Odpowiedziała istota
- W porządku, macie wytropić pewną grupę nierozważnych śmiertelników, którzy ośmielili się nam przeciwstawić. Tutaj masz ich imiona i podobizny. Po skończonej robocie, chcę abyś mi przyniósł ich głowy.
- Tak się ssstanie... - Przytaknęła istota
- Najpeliej będzie jeżeli wyruszycie natychmiast.
I tak sie stało. 40 jeźdźców wyruszyło w stronę stepów Nygraela a 30 w stronę Wierzy mgieł...
|
26.08.2008
|
Drużyna szła szlakiem jeszcze parę minut, kiedy z boku na niebie Vokial ujrzał lecącego ptaka i po krótkiej chwili poinformował o zwierzęciu drużynę. Grupka towarzyszy zatrzymała się. Durin spojrzał w bok i zagwizdał na palcach.
Zarysy ptaka szybko zmieniły się w lśniąco białą sowę, która niosła jakąś wiadomość. Sowa usiadła na ramieniu krasnoluda, który otworzył pojemnik z wiadomością i jakimś rysunkiem.
- Co to? -spytał zaciekawiony Erik.
- Ja nie jestem bezrozumnym elfem, żeby ruszać na twierdze bez żadnego przygotowania.-odparł ironicznie krasnolud.
- Ale co to jest? -spytał elf.
- To są plany, plany twierdzy bractwa. -powiedział półgłosem Durin.
- A skąd je masz? -zapytał się zaciekawiony Vokial.
- A wszystko zaczęło się parę lat temu, a zresztą nie ma na to czasu, a to długa historia. Najważniejsze, że je mam i że są aktualne. A wiec najlepiej będzie podejść od wschodu parę metrów za wieżą mgieł, a przed przełęczą nornic. Znajduje się tam strażnica, która jest połączona kanałami z twierdzą, strażnicy broni kilku łuczników, a dowodzi nimi niedoświadczony w boju lisz. Mgła zamroczenia nazywana przez elfy Mgłą Mroku jest tam na minimalnym poziomie a przysłanie wsparcia przez nekromantów na te tereny zajęłoby przynajmniej dobę. Po czym ruszymy....
|
26.08.2008
|
Drużyna ruszyła według planów Durina. Odór śmierci stawał się nie do zniesienia a okolica stała się pusta i wymarła.
- Hmm, powinniśmy skontaktować się z przyb(ó)dówką, potrzeba nam kilku poważniejszych ksiąg z czarami takmi jak Inferno, Czarna Dziura i Artefaktów jak Ankh Życia. Te przedmioty są niezbędne do masowego niszczenia nieumarłych. Znam czar dzięki któremu mogę ukazać się w
przyb(ó)ówce i poprosić jej załogę o rzeczy których potrzebujemy, mam też kilka przedmiotów dzięki którym mogę stworzyć teleport do przyb(ó)dówki. Co o tym sądzice? - zakończył swą przemowę Laysander.
- No, mi przydało by się kilka Runów. - powiedział nieśmiało Durin.
- A ja zapomniałem mojej księgi zaklęć - bąknął Vok.
- Zgódź się Erick! - krzyknął Laysander patrząc na zastanawiającego się Era.
|
27.08.2008
|
- Laysander czy ty nie rozumiesz ? To nie jest takie łatwe, teleport jest w porządku, ale jesteśmy na obszarach Bractwa, teleportacja jest niemożliwa, tylko członkowie bractwa mają taką możliwość. Teleportacja przez teleport może być niebezpieczna, zakłócenia mogą spowodować nieodnawialne skutki. Mam lepszy pomysł - powiedział Erick - atak na Bractwo musimy rozegrać mądrze.
Zbudujemy małą kryjówkę, zabezpieczymy ją anty magią, runami oraz wszelkimi sposobami. Będzie nie widzialna, nie do przechwycenia w magiczny sposób. Znajdziemy najsłabsze punkty Bractwa i posłużymy się nimi. W końcu nekromanci padną przed nami na kolana, a co do waszych zapomnianych przedmiotów, jest pewien sposób, ale to później. Ktoś ma jakieś propozycje co do miejsca kryjówki ? - dokończył.
- Las będzie najlepszy, nekromanci strzegą sie miejsc przesiąkniętych naturą - powiedzial Fergard.
Reszta nie miała nic przeciwko. Drużyna rozpoczęła poszukiwanie odpowiedniego lasu na kryjówkę. Po pewnym czasie znaleźli las, wejście do niego było przecięte górską rzeką, prawie niemożliwą do przejścia dla normalnego człowieka.
- Poczekajcie jako mag natury znam odpowiednie zaklęcie - powiedział Erick, po czym wypowiedział, uderzając laską w ziemią - Selen sorbino wonter.
Rzeka zatrzymała się, ale dalej przejście było kłopotliwe.
- No cóż chyba będziemy musieli się trochę pomoczyć, ta rzeka jest jakaś dziwna - stwierdził elf wchodząc do rzeki.
Wszyscy postąpili za jego przykładem, nawet Vokial nie mógł przelecieć nad
rzeką, jakaś niewidzialna bariera przytrzymywała go przy ziemi.
- Jak to możliwe ? Ta rzeka jest zaczarowana - rzekł Laysander.
- Ale to dział na naszą korzyść - powiedział Erick, ale po chwili dodał - albo niekorzyść.
Dał się słyszeć szum wody z oddali, nagle przed wędrowcami stanęła ogromna fala. Erick starał się ją powstrzymać zaklęciami natury, jednak to nie podziałało. Siła fali, była tak wielka, że porwała wszystkich w dół rzeki.
Wszyscy zaczęli tonąć. Po chwili jednak zdali sobie sprawę, że są po drugiej stronie brzegu i ich ubrania były suche.
- Co się stało ? Co to było ? - spytał jednym tchem Durin.
- Ach, no tak, czemu na to nie wpadłem. Ta rzeka jest zapieczętowana elfim, starożytnym zaklęciem. Jest jedną z niewielu . Każda istota, która ma dobre zamiary co do lasu, którego strzeże rzeka, przejdzie bezpiecznie, jednak źle istoty nie wejdą do tego lasu.
- No więc na naszą korzyść - dokończył Luther.
Wszyscy poszli wgłąb lasu, aby tam zbudować osadę.
|
27.08.2008
|
- Wrrrr... - Wyraził swe zadowolenie, jeden z jeźdźców, którzy śledzili grupę
- Co teraz? - Zapytał drugi na kościstej szkapie, której z boku wystawała strzała a jedno z połamanych żeber, przebiło skórę.
- Hmmmm... Cyba już wiem - Jeździec wyjął z sakwy mały krążek. Potarł go i przerzucił przez rzekę. Nim fala zdążyła się zebrać, przedmiot wylądował na drugim brzegu - Wstań i zabijaj!
Krążek zaczął się rozrastać i po chwili nabrał kształt podobny do człowieka. Za brzegiem po chwili stał tytanowy golem.
- Zabijaj wszystko co znajdziesz na swej drodze, a następnie zamieniaj to w trupy!
- Taaak... - Golem przytaknął i pobiegł do lasu.
- Wiesz że to wiele nie pomoże?
- Wiem. Ale będziemy przynajmniej wiedzieć więcej o posunięciach tych dzieci specjalnej troski.
- A co z nami?
- Wracamy do wierzy mgieł i składamy raport, bo więcej zrobić się na razie nie da... Dopiero jak przybędą mroczne elfy, to będziemy w stanie sforsować rzekę. "Dzieci specjalnej troski" jak to ujął jeździec, maszerowały przez las w poszukiwaniu najlepszego miejsca na bazę wypadową. Szli przez gościniec gdy nagle ujrzeli zmierzającego w ich kierunku wojownika w szkarłatnym pancerzu mającym zapewne imitować kogoś obdartego ze skóry. Jaszczurzy Golem spojrzał na swoich towarzyszy pytająco ale tamci, również nie spodziewali się spotkać kogoś takiego.
- Hej Ty! - Zawołał Vokial - Zdradź swe imię!
- Spokojnie to tylko ja - Powiedział czerwony wojownik zdejmując hełm. To był Kordan
- Aha... Co masz dla nas? - Zapytał Durin
- W zasadzie sporo dobrych wieści ale i ostrzeżenie...
- Nawijaj - Mruknął Luther najwyraźniej niezbyt zachwycony faktem że musi współpracować z kimś kto brata się z demonami.
- Dobra, więc tak... Kmis'ir zbiera wojska i prawdopodobnie za dwa tygodnie ruszy na Wierzę mgieł. Za tydzień mam się spotkać z jego podoficerem w celu ustalenia kiedy ruszymy na Ostatni oddech.
- Wiesz może kim jest ten oficer? - Zapytał Golem
- Fiona... Kiedyś walczyła pod sztandarem Kregan, ale po ich upadku przeszła do Legionów potępionych. Doszły mnie także słuchy, że Imperium wilków planuje najazd na ziemie nieumarłych.
- Oh jej... Trupy sie pochlastają na myśl o walce na kilka frontów - Stwierdził ironicznie Laysander - A ostrzeżenie?
- Cóż... Trupy posłały do lasu tytanowego golema. Zgadnijcie co bestia wam zrobi jak was dorwie.
- O to się nie martw... - Uśmiechnął się Jaszczurzy - Biorę go na siebie.
- Dobra... Aha w razie gdyby wam przyszło walczyć z trupami, i wśród nich zobaczycie mnie jako dowódcę, to nie wahajcie się przed walką ze mną. Draken domyśla się że jestem z demonami ale nie ma na mnie dowodów, więc na razie muszę być wierny.
- Możesz na nas liczyć - Luther podniósł, swój miecz.
- Dobra ja na razie znikam, jak dowiem się więcej to dam znać.
|
27.08.2008
|
- Czyli Bractwo już nas wyśledziło ? Dobra, musimy wziąć się do pracy - powiedział Erick.
- Kryjówka może być tam - zaproponował Luther, wskazując ręką na północ.
Było tam kilka drzew, obrośniętych leśnym bluszczem. Pośrodku znajdowało się świetne miejsce na ognisko. Bohaterom nic nie pozostawała jak tylko rozpocząć pracę. Nagle zza drzew wyskoczyła banda elfów.
- Kim jesteście !? - zawołał Luther.
- Ukrywamy się przed Bractwem, nie róbcie nam krzywdy, jesteście z Bractwa ? - spytał stojący na czele elf.
- Nie, walczymy z nim - odpowiedział Vokial.
- Jak dobrze słyszeć sojuszniczy głos, pomożemy wam, kiedyś służyliśmy dla Bractwa Dobrej Drogi, jednak zaczęli znikać członkowie. Postanowiliśmy sprawdzić co powoduje ich zniknięcie. Okazało się, że zmieniano ich w lisze lub inne okrucieństwa, zbiegliśmy, jednak większość wytropiono i zabito. Ukryliśmy się w tym lesie. Żyjemy jak zwierzęta, nie mamy domów, śpimy w zaroślach - odpowiedział elf w podartej szacie.
- Chętnie Was przyjmiemy do drużyny, ale jak macie na imię ? - spytał Laysander.
- Sami już nie pamiętamy, żyjemy w lasach bardzo długo, ale świetnie władamy łukami - odpowiedzieli.
- To bardzo dobrze tylko ... chwileczkę - rzekł Erick , po czym wyciągnął zwój z zaklęciem i wyrecytował w języku ludzi : Prawda ma wreszcie zajaśnieć.
Czas nadszedł.
Potem pamięć zgaśnie.
Przed tym, kto w lesie tym przebywa.
Obcy prawdy nie skrywa Błysło rażące światło, ale grupa elfów stała w tym samym miejscu.
- Przepraszam, to dla sprawdzenia - wyjaśnił Erick, - no to budujmy. Zrobimy domy na drzewach, jak to w zwyczaju elfów. Pośrodku będzie ognisko , a czy przybysze mają broń ? - spytał Erick.
- Tak, tylko w swoich "norach" - odparł jeden z elfów.
- Dobrze, więc do pracy - przytaknął Durin.
Pomoc elfów bardzo się przydała. Po godzinie kilka 3 - osobowych domków było gotowych.
- Erick, ja muszę iść, tytanowy golum może się zbliżać do kryjówki, trzeba go raz na zawsze zniszczyć - powiedział Fergard do Erick, kiedy 20 - osobowa przybyłych elfów poszła po swoje łuki.
- Dobrze, poczekaj - odparł elf, grzebiąc w płaszczu... - trzymaj, to
eliksir paraliżu, sprawdzałem w księdze zadział na goluma. Rzuć tym w
niego, po chwili będzie bezbronny - powiedział Erick, podając Stratoavisowi
buteleczkę z czerwoną substancją, - ja idę załatwić sprawę z rzeką, boję się, że bractwo już kombinuje, żeby przejść na drugą stronę. Zabezpieczę ją dodatkowymi zaklęciami - dodał Erick.
Następnie Erick poinformował resztę o swoich zamiarach i ruszył w las, w przeciwnym kierunku niż Fergard.
|
27.08.2008
|
Przez kilka dni było spokojnie. Fergad tropił golema i walczył z ożywionymi przez niego wilkami i niedźwiedziami, ale po samym potworze śladu nie było. Erick starał się wzmocnić "wodną barierę" lecz niezbyt optymistycznie sprawa wyglądała. Obawiał się że mocniejszy lisz machnięciem ręką zneutralizuje magię otaczającą rzekę. Poza tym rzeka, która daje im ochronę może stać się ich wrogiem. Jeżeli potrafią przyzwać golema, to ze stworzeniem żywiołaka wody albo lodu nie będą mieć problemu. Im bliżej jest zbiornik z woda tym przywołaniec wody silniejszy. Kordan poszedł na spotkanie z Fioną. Umówili się w opuszczonej karczmie, niedaleko ziem nieumarłych.
Wojownik delikatnie uchylił drzwi i wszedł do środka. Miejsce spotkania nie wyglądało zachęcająco. Wszędzie walały sie śmieci i martwe szczury. Fiona siedziała na krześle odwrócona do niego plecami.
- Witam - Powiedział Kordan, ale nie usłyszał odpowiedzi
Podszedł do podwładnej Kmis'ira i tracił ją w ramię. Niebywale wielkie musiało być jego zaskoczenie, kiedy spostrzegł głęboką ranę ciętą na jej szyi. Na dodatek miała knebel w ustach i związane ręce, co świadczyło o tym że przed zadaniem jej ostatecznego ciosy, ktoś ją torturował... Tak czy inaczej Fiona nie żyła...
- Kordan... Ty zdradziecki owadzie... Twój koniec już bliski... - Odezwał się jakiś głos.
Kordan wyjął rapier i nerwowo rozejrzał się po gmachu. Wokół niego było z 20 czempionów szkieletów i Odziana na czarno postać, którą wojownik miał okazję poznać na naradzie bractwa.
- Draken miał rację... Twój przyjaciel Kmis' ir tez już poległ... - Lisz podniósł odciętą głowę demona i cisnął nią pod nogi Kordana - Teraz pora na ciebie...
Czempioni ruszyli w stronę Kordana. Zaatakowany machnął rapierem i odparował cios pierwszego wojownika. Kiedy skrzyżowali ostrza Kordan wolną ręką pochwycił miksturę z poświęcona wodą i rozbił ją na głowie szkieletu. Pierwszy padł, jeszcze tylko 19. Lisz przyglądał się w milczeniu całemu zdarzeniu. Następne dwa szkielety zaatakowały. Jeden o mały włos nie odciął Kordanowi dłoni, lecz doświadczony wojownik zrobił szybki unik i rozciął przeciwnika na pół a następie jego ostrze wykonało czerwony zygzak i powaliło kolejnego wojownika. Miecz jednego ze szkieletów przerysował mu po łydce, robiąc wgięcie w pancerzu. Kordan wymierzył przeciwnikowi cios w szczękę, rozbijają mu przy tym głowę. Mała kusza zamontowana na rękawicy technika posłała kolejny szkielet na podłogę. Kordan powoli słabnął w wróg zaczął go otaczać.
- Zdychaj wreszcie! - Warknął lisz
- Takiego ci pacanie! - Odparł Kordan łamiąc kręgosłup kolejnemu czempionowi.
W efekcie zostało jeszcze ośmiu przeciwników i lisz. Zdenerwowany mag zaczął mamrotać jakieś słowa. Kordan już nie kontratakował, tylko się bronił. Gdyby nie pancerz wykonany z cnotliwej stali to pewnie leżał by już na ziemi w kawałkach. Czempioni z niebywałą wprawą wymachiwali swymi ostrzami i zaczęli sami wyprowadzać kontrataki.
- Flejken hall! - Warknął lisz
Zielona kula unicestwienia poleciała w kierunku Kordana wyrzucając go z karczmy. Ostry piekący ból jaki towarzyszy tego typu zaklęciom sprawiał że wojownik z trudem łapał oddech. Doczołgał się do przepaści. Jakieś sto metrów na dole była rzeka. Szkielety biegły w jego stronę.
- No to hyc... - Kordan wskoczył do przepaści...
|
27.08.2008
|
Tymczasem w lesie... Vokal siedział nad swoimi mapami i wykreślał różne warianty drogi do Twierdzy Bractwa. Elfy znikły gdzieś, ale jego to teraz nie interesowało. Interesowały go mapy. Gdy rysował jedną z dróg przyszła do głowy mu taka myśl.
- Może by tak wezwać...
- Nie to zbyt ryzykowne. - odpowiedziała jego świadomość.
- Ale gdy tu będą nic już nie będzie ryzykowne.
- Ale gdy przechwycą ich?
- Są elitą, nic im się nie stanie.
- Ale i elita czasem popełnia błędy.
- Ale są wyszkoleni na takie okazje. Wezwę ich gdy wyjdziemy z tego przeklętego lasu.
Nie zauważył że mówił to wszystko na głos i wszystkie znajdujące się istoty przypatrywały się mu.
- O kim ty mówisz? - zapytał Erick.
Wampir jednak milczał.
- Nie wiedzą o tym, zapomniałem im powiedzieć. - pomyślał nie mówiąc teraz wszystkiego na głos.
Zabrał się z powrotem do rysowania na mapie dróg.
|
27.08.2008
|
Kordan spadał. Spadał, spadał... I nie wyglądało na to, żeby miał przestać spadać. Ta przepaść była bezdenna...
- Wspaniale... Mruknął Kordan cicho. Jednak nie... Przepaść nie była bezdenna. Na samym dole znajdowały się ogromne, skalne kołki. "Źle to wygląda...", pomyślał rozgoryczony, że odejdzie w taki idiotyczny sposób. Jednak nagle półnieumarły poczuł straszny ból w ramieniu, jakby ktoś usiłował mu je wyrwać. Zauważył też, że przestał spadać... "Co jest?", pomyślał, po czym podniósł głowę... Widok przerósł jego najśmielsze oczekiwania: Trzymał go JG! Bez zbędnych ceregieli półdemon wciągnął półnieumarłego na skalną półkę. Kordan wysapał:
- Dobry jesteś... Potrafisz być w dwóch miejscach naraz, co?
- Wiem, o czym mówisz... Ale tamten, co goni golema to nie ja. - Padła odpowiedź.
- Żartujesz ze mnie, co?
- Akurat mam do tego nastrój... - Odciął się Fergard. - Chodź za mną, wszystko wyjaśnię ci po drodze. - Półnieumarły podniósł się powoli z półki skalnej i ruszył w głąb skały... - I tak to wygląda... - Zakończył swoją opowieść Jaszczurzy.
- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że straciłeś przytomność podczas wędrówki i obudziłeś się tutaj?
- Właśnie... Ale przynajmniej nie jestem sam. - Odparł Gol cicho. - Jest ze mną także Luther.
- A jestem, jestem. - Rozległ się głos z głębi jaskini. Po chwili Kordanowi ukazała się dziwaczna istota, mianowicie... Miała dość grube czarne futro, inkwizytorski strój, młot na ramieniu... Właśnie nie była człowiekiem. W każdym razie, na głowie miała kolce, przestawione do tyłu. Kolce o dziwnym kolorze: Żółto - czarnym. Tak, mowa tu o Ojcu Lutherze...
- No ładnie... - Mruknął Kordan. - A wiadomo chociaż kto was tak mógł urządzić?
- Przecież to oczywiste. - Odparł Fergard. - Bractwo ma znajomości... Wie, że znam tą czwórkę. To im wystarczyło. Teraz podtrzymują pewnie jakiegoś sobowtóra albo iluzję... A ci idioci wierzą im bezgranicznie.
- Poza tym... - Wtrącił się Luther. - Ja tak nie wyglądam. Pomyśleli, że nikt mnie nie zna i wszystko w porządku... Nawet Elrath im nie pomoże, gdy tylko ich dorwę! - Inkwizytor zazgrzytał zębami.
- No dobra, wszystko fajnie, ale musimy się stąd wydostać. - Mruknął Kordan.
- Spokojnie... - Odparł Gol. - W trójkę chyba przebijemy się przez tamten korytarz. - Półbies wskazał brodą szparę w skalnej ścianie, z której buchał jakiś dym...
- I nie ma innej drogi? - Spytał półnieumarły z powątpiewaniem.
- Niestety... Ale może damy radę. Tamto przejście zamieszkują demony potężniejsze i prymitywniejsze niż Kreeganie czy Legiony. Znasz się na demonach nieco lepiej niż my dwaj... Może przekonasz je do swoich racji.
- W porządku... Ruszajmy. - Drużyna złożona z półbiesa, półnieumarłego i istoty nieznanej rasy ruszyła przed siebie w poszukiwaniu wyjścia...
|